23.09.2021

Nowy Napis Co Tydzień #119 / Cyprian Norwid w Nowym Jorku

Podróż

Cyprian Norwid w Ameryce – może to brzmieć zaskakująco, bo nie każdy wie lub pamięta, że poeta szukał szczęścia na odległym kontynencie. Szukał szczęścia, którego skądinąd nigdy nie miał. Norwid nie przybył do Ameryki jako emigrant polityczny, którym był w Europie, ale jako emigrant ekonomiczny, wypędzony między innymi z powodów finansowych. Słowa „uciekał za ocean” są mocne, ale oddają stan ducha artysty w chwili, w której zdecydował się opuścić Paryż i Europę. Zanim załatwił wszystkie formalności paszportowe, otrzymał skromną wyprawkę finansową od rządu francuskiego, który zapewne liczył na to, że będzie o jednego emigranta z Polski mniej.

Podróż przez Atlantyk trwała wówczas przeważnie dwa–trzy tygodnie. Norwid niefortunnie wybrał zimę i z powodu niesprzyjającej pogody jego przeprawa przez ocean trwała dwa miesiące. Przez ten czas przebywał wśród ludzi takich jak on, zdanych na łaskę i niełaskę losu, przestraszonych i od rana do wieczora modlących się o własne życie pod mrocznym i cuchnącym pokładem żaglowca. Poeta jednak nie tylko spędzał czas na modlitwie, ale także pisał i rysował, myślał o swojej sytuacji i o tym, co będzie, gdy postawi nogę w nowojorskim porcie. Niestety, rysunki i myśli spisane podczas podróży przepadły po jego śmierci.

Co poeta wiedział o Ameryce, zanim do niej dotarł? Znał ją zapewne z opowiadań, prasy i książek – napisanych zarówno przez Amerykanów, jak i tych, którzy zetknęli się z nią i powrócili do Europy. Mógł wyobrażać sobie, że Ameryka jest egoistyczna i dolara stawia wyżej niż Boga. Prostota obyczajów rzuca się tam w oczy, a ciężka praca nie jest niczym nadzwyczajnym, choć nie gwarantuje sukcesu; większość emigrantów żyje na granicy nędzy i ubóstwa.

Nie wiemy, jak wyobrażał sobie swój pobyt w Ameryce – czy zdawał sobie sprawę z tego, że nie ucieknie przed pechem, prześmiewcami i szydercami. Jak większość emigrantów, poeta był bardzo naiwny, wierzył, że jego życie w Ameryce będzie inne niż w Europie. Otóż nie było. Norwid chodzący po Nowym Jorku był tym samym Norwidem, który chodził po Paryżu: nieszczęśliwym, głodnym, żyjącym marzeniami o sukcesie. W Ameryce nie było salonów literackich i arystokracji – tego wszystkiego, z czym poeta zżył się w Paryżu – ale jego bieda, niezaradność i trudności z przystosowaniem się do nowych warunków pozostały takie same.

Norwid jako człowiek był bardzo skomplikowaną osobą, nie trzeba mówić, że nie był doskonały, bo nikt z nas nie jest. Miał z pewnością wiele wad i trudny charakter. Nie było mu łatwo w Ameryce. Nie nadawał się do karczowania lasów, orania ziemi, osuszania błot, siania i koszenia czy budowania domów. Wielka, wspaniała Ameryka parła na zachód, na tak zwane Równiny Prerii ciągnące się od granicy z Kanadą po granicę z Meksykiem. Każda para rąk była potrzebna, a ziemia czekała na śmiałków. Poeta podjął fizyczną pracę i przegrał, bo nie był do niej przyzwyczajony.

Pierwsze dni w Ameryce

Norwid przypłynął do Nowego Jorku na żaglowcu handlowym o nazwie Margaret Evans 14 lutego 1853 roku. Jak każdy przybysz zza oceanu, na pewno przez pierwsze dwa tygodnie odsypiał podróż i prawdopodobnie, ze względu na zmianę czasu, miał problemy z codziennym funkcjonowaniem. Trudno jest też wyobrazić sobie, że autor wiersza Do obywatela Johna Brown, jak większość Polaków po wylądowaniu na ziemi Waszyngtona, biegnie do kiosku kupić gazetę z ogłoszeniami o pracę albo do polskiego księdza, aby zasięgnąć języka, gdzie mógłby znaleźć dla siebie zajęcie. W czasach Norwida (również wiele dekad później) jedynymi polskimi inteligentami w Ameryce – lub chociażby osobami umiejącymi pisać i czytać – byli bowiem właśnie księża.

Norwid opisuje Europę

W kwietniu 1853 roku, czyli po dwóch miesiącach pobytu w Nowym Jorku, poeta napisał do swojej powierniczki serca Marii Trębickiej bardzo ciekawy, dramatyczny wiersz-list, któremu nie nadał tytułu. Nie będziemy go tutaj omawiać ani analizować, warto jednak wspomnieć, że rozpoczyna go wers: „Pierwszy list, co mnie doszedł z Europy”. W rzeczywistości to Norwid pisze pierwszy list z Ameryki do Europy. Opisuje w nim swoją podróż w dramatycznych słowach: „Dnie były głodu, pragnienia i inne, / Dnie moru, dzieci konały niewinne”. Podaje też powód, dla którego opuścił Europę:

Musiałem rzucić się za ten Ocean,
Nie abym szukał Ameryki – ale
Ażebym nie był tam… O! wierz mi, Pani,
Że dla zabawki nie szuka się grobu
Na półokręgu przeciwległym globu.

Doszedł jednak do wniosku, że nie znalazł żadnych sojuszników wśród emigrantów z Polski, a także z Francji. Jego sojusznikami nie mogli być ani arystokraci, ani literaci. W dalszej części wiersza poeta przeczuwa swoje dalsze perypetie po śmierci: „Aż pękło serce jak organ zepsuty. / To – któż wie?… również będzie z grobem moim…”. List kończy strofa, w której poeta zwraca się do swoich nieprzyjaciół pozostawionych w Europie:

A wy? O! moi wy nieprzyjaciele,
Którzy, począwszy od pełności serca,
Aż do ziarn piasku pod stopami mymi…
Wszystko mi wzięliście, mówiąc: „Nie słyszy –
Nie wie – nie widzi – nie zna...” Wam ja, z góry
Samego siebie ruin
, mówię tylko,
Że z głębi serca błogosławić chciałbym –
Chciałbym… to tyle mogę… resztę nie ja,
Bo ja tam kończę się, gdzie możność moja.

W zwrotce tej poeta wyraźnie sugeruje, że on jako człowiek niewiele może poza pobłogosławieniem tych, którzy mu utrudniają życie, ale tak naprawdę pozostawia wszystko Bożej opatrzności, na którą i on sam się zdaje.

Nowy Jork Norwida

Nowy Jork za czasów Norwida wyglądał zupełnie inaczej niż dzisiaj, czego nie można powiedzieć o wielu miastach europejskich, które wyglądają niemal tak samo od czasów średniowiecza. Zabudowa miasta była niska. Małe drewniane domki często się paliły i straż pożarna zawsze miała ręce pełne roboty. Nie wynaleziono jeszcze wind, konstrukcji stalowych, nie było elektryczności ani latarni ulicznych takich jak w Europie. Miasto było przeludnione, chociaż nie miało nawet miliona mieszkańców. Masowy napływ biedoty niemieckiej był tak wielki, że niemiecki stał się drugim językiem, a na co dzień prawdopodobnie mówiło nim więcej osób niż angielskim. Po ulicach oprócz ludzi chodziły kury, świnie i inne zwierzęta. Miasto tonęło w brudzie, nieczystościach i wszędzie roznosił się smród. Bardzo popularne dorożki konne dostarczały tysiące ton nawozu końskiego dziennie. To była pierwsza rzecz, jaka rzucała się w oczy przybyszom. Miejscowi do tego smrodu i widoku dawno już przywykli.

W takim mieście i wśród zwykłych ludzi przyszło żyć Norwidowi, który uważał się za artystę i w istocie nim był. Poeta był ponad tłumem, ulokował siebie samego na jego peryferiach, co oznaczało po raz kolejny izolację, a tym samym samotność. Trzeba pamięć, że i on uległ pewnej propagandzie, podobnie jak małorolni dziewiętnastowieczni chłopi, którym obiecywano, że w Ameryce odniosą sukces, otrzymają własne gospodarstwo i będą obsługiwani przez czarne małpy pod warunkiem, że pozbędą się swoich baranich kożuchów, sukman, chłopskich koszul i spodni ze zgrzebnego płótna. Chłopi często zmieniali swoje nazwiska na angielskie lub niemieckie, które były łatwiejsze do wymówienia i gwarantowały szybsze znalezienie lepszej pracy.

Norwid i praca

Te piętnaście miesięcy na ziemi Waszyngtona znawcy i badacze twórczości Norwida nazywają „epizodem amerykańskim”. Nieco ponad rok jak na Amerykę to stanowczo za mało, dopiero po kilku latach emigranci są w stanie się tutaj – choćby w pewnym stopniu – zadomowić. Na samym początku pobytu w Nowym Jorku poeta skaleczył się w rękę przy rąbaniu drewna, wdało się nawet zakażenie. Nie był nauczony takiej pracy, potrafił malować, rzeźbić, rysować, jego narzędziami pracy mógł być ołówek, pędzel czy rylec. Nie nadawał się do dźwigania ciężkich pak w porcie nowojorskim ani czyszczenia butów gościom hotelowym – to zajęcia dla wyrostków, a Norwid był za stary.

Znalazł jednak pracę jako artysta. Dzięki rekomendacjom i znajomościom z Warszawy otrzymał posadę rysownika w pracowni graficznej Deoplera, gdzie trwały prace nad albumem wystawy światowej. Pracował tam do września 1853 roku. Następnie znalazł zajęcie przy malowaniu kajuty kapitańskiej na statku Black Warrior pływającym pomiędzy Nowym Jorkiem a Hawaną. Dorabiał też jako rzeźbiarz, tworzył płaskorzeźby, wykonał krucyfiks dla pewnego amerykańskiego rzeźbiarza, który mu zapłacił, niewiele, ale mógłby nic nie płacić – tak robiło (i robi) wielu, gdy się dowiedziało, że ma do czynienia z nowoprzybyłym emigrantem, artystą, czyli nieudacznikiem. Oszukiwanie i okradanie było na porządku dziennym.

Należy przypomnieć, że praca była zagadnieniem interesującym Norwida jako artystę, do którego często powracał w swoich utworach.1864 roku w wierszu Praca pisał następująco:

Pracować musisz” – głos ogromny woła –
Nie z potem dłoni lub twojego grzbietu
(Iż prac-początek, doprawdy, że nie tu),
Pracować musisz z potem twego czoła!
– Bądź sobie, jak tam chcesz? – realnym człekiem:
Nic nie poradzisz!… każde twoje dzieło,
Choćby się z trudów herkulejskich wszczęło,
Niedopełnionem będzie i kalekiem…
– Pokąd pojęcia-pracy korzeń jeden
Nie trwa? – dopóty wszystkie tracą zgoła;
Głos grzmi nad tobą: „Postradałeś Eden!
Grzmi dookoła: „Pracuj! z potem czoła!”

Norwid pisał o pracy „z potem czoła” – jednak o pracy twórczej, umysłowej, nie fizycznej. Praca była dla niego myśleniem o prawdzie, Bogu, chrześcijaństwie, o relacjach człowiek-Bóg. Sztuka była jego zdaniem kościołem pracy, rozumiał pracę jako tworzenie, dzieło myśli. Gdyby mu płacono za myślenie o pracy, byłby zamożnym człowiekiem, ale niestety tak nie było. Norwid twierdził, że praca jest przeznaczeniem człowieka. Napominał Amerykanów, aby nie próbowali bogacić się na swojej pracy, bo nie jest to godne człowieka. Ostrzegał też artystów, aby nie pozwalali sobą manipulować. Aby nie decydowali o sztuce ci, którzy mają pieniądze i mówią im, co rzeźbić i jak pisać czy malować. Przeciwstawiał się sile pieniądza, widział w nim moc niszczycielską, ale jak każdy z nas potrzebował z czegoś żyć. Chętnie korzystał z pomocy tych, którzy wzbogacili się na pracy, samemu żyjąc na granicy nędzy i ubóstwa.

Walt Whitman

Norwid nie myślał o tym, aby odłożyć kilkanaście dolarów i wydać wiersze na swój koszt, jak to zrobił Walt Whitman, urodzony w 1819 roku, który rok po powrocie Norwida do Europy, w 1855 roku, wydał swój sławny skandalizujący tomik Źdźbła trawy. Whitman jednak, inaczej niż Norwid, chwytał się każdej pracy fizycznej. W młodości zarabiał jako chłopiec na posyłki w drukarni. Na początku lat 40. pracował jako dziennikarz i krytyk literacko-muzyczno-teatralny dla pisma „The Brooklyn Daily Eagle”. Wiele jego recenzji z tamtego okresu zachowało się do dzisiaj. Czytając je, możemy się na przykład dowiedzieć, że poeta kochał muzykę, co jednak nie zawsze szło w parze z wiedzą na jej temat.

Niewiele wiemy o tym, co przez piętnaście miesięcy pobytu w Ameryce robił Norwid i jak żył. Czy często chodził do opery, teatrów, czy bywał na salonach rodzącej się amerykańskiej burżuazji? Sam poeta o swoich intelektualnych przeżyciach z drugiej strony oceanu niewiele pisał i niechętnie je wspominał. Niewiele zachowało się obserwacji kulturowych. Spojrzenie polskiego emigranta na Nowy Jork i Amerykę jest bardzo powierzchowne, ma niewiele wspólnego z głębią analizy, która pojawi się później na przykład w korespondencji Henryka Sienkiewicza.

Norwid wybrał Europę. Tę Europę, w której krążyła o nim opinia, że jest poetą o miernej wartości, a jego twórczość jest pełna „ciemności”. Jego przyjaciele, August Cieszkowski i Zygmunt Krasiński, nie tylko odmówili mu pomocy w opublikowaniu jego twórczości, ale wręcz ostrzegali innych, aby tego nie robili. Mimo wszystko Ameryka stawała się dla poety z dnia na dzień coraz cięższą kulą u nogi. Przekonał się, że był tam nikim – emigrantem, który musi udowodnić, że na nią zasłużył.

Plany powrotu

Pomimo pierwszych sukcesów na polu zawodowym, gdy głód mu już nie zagrażał, poeta czuł się w Ameryce źle. Cały czas patrzył w stronę Europy, w której wiele się działo. Po raz kolejny pojawiła się nadzieja na odzyskanie przez Polskę niepodległości. Wybuchła tak zwana wojna krymska pomiędzy Imperium Rosyjskim a Imperium Otomańskim, które wspierały Francja i Wielka Brytania.

Warto wspomnieć o liście poety z 1853 roku, wysłanym z Nowego Jorku do Adama Mickiewicza, do Paryża, w którym Norwid prosił o pomoc finansową, aby mógł wrócić do Europy. Nie wiemy, co odpisał Mickiewicz, i czy w ogóle odpisał. W międzyczasie nadarzyła się inna okazja i Norwid powrócił do Europy razem z księciem Lubomirskim na okręcie Pacific. Wojna krymska, która tak bardzo zaprzątała mu umysł w Ameryce, teraz jakby przestała go interesować. Wrócił do Paryża, gdzie ponownie musiał prosić o pomoc finansową i był zbywany jałmużną. Przez następne trzydzieści lat żył na przemian w depresji i melancholii, samotny, niezrozumiany oraz trawiony przez choroby. W listopadzie 1855 roku w Turcji umarł Adam Mickiewicz. Kilka miesięcy później Rosja poniosła klęskę, co niestety w żaden sposób nie pomogło ani Polsce, ani polskiej emigracji.

Ameryka zmieniła się gwałtownie po zakończeniu wojny domowej w 1865 roku, zrobiła ogromny skok cywilizacyjny, wyprzedzając Europę i stając się szansą dla tych wszystkich, których nie odstraszały porażki i mieli odwagę, by marzyć o sukcesie. Wojna Północy z Południem była nie tylko walką na karabiny, armaty i szarże kawaleryjskie, ale przede wszystkim była starciem systemu kapitalistycznego i feudalnego. Maszyny zmierzyły się z siłą ludzkich mięśni. Chłopi z Europy Zachodniej nie chcieli już tak chętnie opuszczać swoich przeludnionych wiosek i płynąć przez ocean do lepszego życia, woleli emigrować do miasta. Powstający przemysł, rozwój nauki, techniki, literatury i sztuki dokonał głębokich przemian, które objęły wszystkie dziedziny życia.

Nadszedł czas dla rolniczej i coraz biedniejszej Europy Wschodniej i Południowej. Wcześniej Polaków w Ameryce i Nowym Jorku było bardzo niewielu, dopiero po upadku powstania styczniowego, w dwóch ostatnich dekadach XIX wieku, fala polskich emigrantów wyruszyła za ocean. Polskie ziemie opuściły wówczas prawie cztery miliony ludzi. Przytłaczającą część polskich emigrantów tamtego okresu stanowili małorolni chłopi. Przebrnąć przez wstępne formalności – przy kupnie biletu kolejowego do niemieckich portów, a później biletu na statek – „pomagali” niepiśmiennym agenci, oszukując ich na wszelkie sposoby. Ogromna fala analfabetów niestety bardzo łatwo padała ich ofiarą.

Norwid nieraz jeszcze wspominał o Ameryce, jego stosunek do niej był bardzo złożony. Tak naprawdę pisał jednak o kilku zupełnie innych Amerykach – gdy w niej był na początku szóstej dekady XIX wieku, a jego wiedza o niej była pełna stereotypów. Pisał, gdy zakończyła się wojna secesyjna i w Ameryce rozpoczęły się zmiany, które miały ogromne znaczenie dla reszty świata. Gdy pełną parą wkraczała na drogę krwiożerczego kapitalizmu i imperializmu. Gdy kupiła od Rosji Alaskę, podbijała Kubę i Filipiny, uzależniała od siebie państwa Ameryki Południowej. Potrafił współczuć afrykańskim niewolnikom w wierszu z 1859 roku Do obywatela Johna Brown poświęconym człowiekowi, który walczył o prawa do wolności czarnoskórych obywateli i za tę walkę zapłacił swoim życiem. Jego postawa wstrząsnęła ówczesnym światem artystycznym. Do dzisiaj treść wiersza porusza wszystkich tych, którym bliska jest idea wolności i pokoju, sprawiedliwości i równości społecznej. Potrafił być też krytyczny względem Indian. We wspomnianym już wierszu Praca pisał o rdzennych Amerykanach następująco:

Widziałem Indian dzikich w Ameryce
I wiem, w ojczyźnie własnej wyszli na co?
Gdy pogardzili rzemiosłem i pracą,
Na łowy jeżdżąc lub malując lice –

Zakończenie

W 1877 roku poeta trafił do Domu św. Kazimierza. Dwa lata przed śmiercią, w marcu 1881 roku, pisał:

Smutno życie porzucić i zamknąć się w sobie.
Żyć czuciem własnym, własnych marzeń przędzą,
Lecz smutniej o wiele być na życia grobie
I ducha skrępować młodości swej nędzą.

Po śmierci pochowano go na cmentarzu w Ivry z pięcioletnim prawem do grobu. 28 listopada 1888 roku szczątki przeniesiono do Montmorency i pochowano na koszt Michaliny Zaleskiej w grobie zbiorowym nr 42. Jednak to nie koniec jego pośmiertnej wędrówki: nie wykupiono, mimo funduszy, miejsca „wieczystego”, lecz jedynie czasowe na piętnaście lat. W konsekwencji w 1904 roku miała miejsce ekshumacja i przeniesienie szczątków do jednego z grobów zbiorowych dla „domowników” Hotelu Lambert. W związku z tym ostateczne miejsce pochówku pozostaje nieustalone, zaś uroczystości odbywają się w Montmorency przy grobie z roku 1888. W 2001 roku ziemię z jego mogiły umieszczono w Krypcie Wieszczów Narodowych w krakowskiej Katedrze.

Poeta próbował udowodnić, że żyje, jest artystą, ale za swoją niezależność i geniusz poetycki zapłacił najwyższą cenę. Złośliwy los umieścił go na dwa pokolenia na marginesie historii, po latach zaczęto odkrywać i publikować jego utwory, a dopiero trzecie pokolenie wydało twórczość zebraną Norwida.

 

Chicago 2010 – Pieszyce 2021

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Adam Lizakowski, Cyprian Norwid w Nowym Jorku, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 119

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...