Nowy Napis Co Tydzień #123 / Epifania współczesnego Piłata. „Widziałem Go” Tadeusza Rózewicza
Wykaz skrótów:
NIE – Niepokój. Wiersze z lat 1945–1946 [1947]
SK – Srebrny kłos [1955]
RZK – Rozmowa z księciem [1960]
ZF – zawsze fragment [1996]
ZFR – zawsze fragment. recycling [1998]
Wstęp
Twórczość Tadeusza Różewicza – nie tylko przygodnie, ale również w swym autorskim zamierzeniu – jest komentarzem do epoki oraz jej wyrazem jednocześnie i dlatego pozostaje niezrozumiała bez swojego tła. W porównaniu z wcześniejszymi realiami zasadniczo zmieniła się sytuacja człowieka w wymiarze antropologiczno-historycznym. Dawniej, nawet w czasie zbrojnych konfliktów, mimo pospolitości okrucieństwa i powszechności zbrodni, przynajmniej teoretycznie obowiązywała antropologia judeochrześcijańska, która w drugim człowieku, nawet wrogu, widziała bliźniego
Jak powiada poeta w wierszu Francis Bacon czyli Diego Velásquez na fotelu dentystycznym (ZF):
czy widziałeś rysunek Dürera
dłonie złożone do modlitwy
oczywiście pili jedli mordowali gwałcili i torturowali
ale wierzyli w ciała zmartwychwstanie
w żywot wieczny
Pod koniec XIX wieku nową politykę i antropologię zdominowała darwinowska koncepcja doboru naturalnego nazywana walką o byt. Niegdysiejszy „bliźni” stał się konkurentem, a nawet wrogiem, przynależnym do jakiejś obcej rasy lub klasy. W walce politycznej doszło do dehumanizacji oponentów, których należało wyeliminować ze względu na „wyższość ras” („podludzi”/„nadludzi”) lub przynależność przeciwnika do „wrogów klasowych” („biełoruczka”, „kułak”, itp.). W społeczeństwach opanowanych przez totalitarne ideologie, jak komunizm, faszyzm czy nazizm, nastąpiła powszechna, choć milcząca akceptacja dla eliminacji przeciwników w imię ideologicznych założeń.
W przypadku Różewicza hitlerowskie zbrodnie miały znaczący wpływ na wizję Boga i człowieka, a w szczególności na koncepcję Opatrzności, sprawiedliwego Boga i Teodyceę. Na filozoficzną koncepcję „śmierci Boga” nałożyła się realna i mentalna śmierć bliźniego, a nawet unicestwienie człowieka:
Nowy człowiek
to ten tam
tak to ta
rura kanalizacyjna
przepuszczająca przez siebie
wszystko
(Nowy człowiek, RZK)
Dla poety, który doświadczył wojny i okupacji, „spór o religię, o jej rozumienie nie był tylko sporem o Boga, Jego istnienie czy istotę, lecz także o człowieka i jego miejsce we wszechświecie”
Tadeusz Różewicz przez siedemdziesiąt pięć lat swego literackiego życia, od wczesnej młodości po późną starość, pisał wiersze religijne – co nie znaczy oczywiście, że w zgodzie z katechizmem, choć i takie się zdarzały, zwłaszcza pod koniec życia. Nie jest to zjawisko wyjątkowe w historii literatury, zważywszy na doktrynalne kłopoty nawet tych poetów, którzy – jak Mickiewicz czy Słowacki – uważali się za katolików, albo Czesława Miłosza i Zbigniewa Herberta, którzy – choć w końcówce życia pogodzeni z Bogiem – byli jednocześnie autorami wierszy odbiegających od ortodoksji, nie mówiąc już o okresowych kryzysach wiary. Historyk literatury nie jest zresztą spowiednikiem czy katechetą sprawdzającym stan religijnej wiedzy, a tym bardziej stróżem doktryny. W sferze jego zainteresowań są wyobraźnia religijna oraz metafizyczny sens, a nie teologiczna poprawność. Ta ostatnia może – co najwyżej – świadczyć o ewentualnej ortodoksyjności poety, na którą raczej nie warto liczyć. W przypadku Różewicza napięcie lub zgodność z doktryną jest istotną wskazówką interpretacyjną. Niestety – a trzeba to stwierdzić stanowczo – nieznajomość teologii, gestów liturgicznych, a przede wszystkim samej Biblii powodują częste nieporozumienia w odczytaniach lub pominięcia istotnych sensów.
Mimo szacunku dla dokonań poprzedników – często cieszących się uzasadnionym autorytetem filologicznym – trudno nie dziwić się, że poezja Tadeusza Różewicza tak długo była rozumiana jako „ateistyczna”, „antychrześcijańska” lub „nihilistyczna”, a patronami filozoficznymi poety czyniono Friedricha Nietzschego, Bertranda Russella i innych osobistych nieprzyjaciół Boga chrześcijan. Ten rodzaj lektury przeważał w pierwszych latach twórczości poety i trwał do lat 90. Kiedy jednak nie dało się dłużej ignorować „ciągłego pisania o nieistniejącym Bogu”, wyszukano liczne etykiety zastępcze, co zaowocowało interpretacjami w kategoriach postmodernistycznych, byle tylko nie narazić się na sugestię, że Tadeusz Różewicz jest poetą religijnym, wręcz klasycznym homo religiosus, zmagającym się z tworzywem języka, by wyrazić współczesne rozterki duchowe w epoce postchrześcijańskiej Europy.
Epifania współczesnego Piłata. Widziałem go
Czy obraz Jezusa i jego nauki w wierszach Różewicza są próbą przełożenia sytuacji sprzed dwóch tysięcy lat na realia XX wieku czy raczej drwiną z chrześcijaństwa? Na pierwszy rzut oka – to drugie. Czytamy wiersz Widziałem Go (ZFR) i otrzymujemy obraz kalekiej epifanii ośmieszającej Jezusa, który przypomina odrażającego kloszarda lub papieża ubranego w zgrzebne sweterki i starą wycieraczkę, karykaturalnie imitujące szaty pontyfikalne. Wszystko usytuowane jest w otoczeniu cywilizacyjnych odpadów ilustrujących wielki duchowy śmietnik człowieka u schyłku XX wieku
spał na ławce
z głowa złożoną
na plastykowej torbie
płaszcz na nim był purpurowy
podobny do starej wycieraczki
na głowie miał czapkę uszatkę
na dłoniach fioletowe rękawiczki
z których wychodził palec
wskazujący i ten drugi
(zapomniałem jak się nazywa)
zobaczyłem go w parku
między nagim drzewkiem
przywiązanym do palika
blaszaną puszkę po piwie
i podpaską zawieszoną
na krzaku dzikiej róży
ubrany w trzy swetry
czarny biały i zielony
(a wszystkie straciły kolor)
spał spokojnie jak dziecko
poczułem w sercu swoim
(nie pomyślałem lecz poczułem)
że to jest Namiestnik
Jezusa na Ziemi
a może sam Syn Człowieczy
chciałbym go dotknąć
i zapytać
czy ty jesteś Piotr?
ale ogarnęło mnie
wielkie onieśmielenie
i oniemiałem
twarz miał zanurzoną
w kłakach rudej brody
chciałem go obudzić
i spytać raz jeszcze
co to jest prawda
pochyliłem się nad nim
i poczułem zepsuty oddech
z jamy
ustnej
a jednak coś mi mówiło
że to jest Syn Człowieczy
otworzył oczy
i spojrzał na mnie
zrozumiałem że wie wszystko
odchodziłem pomieszany
oddalałem się
uciekałem
w domu umyłem ręce
Zdegradowana Ewangelia
Literalna interpretacja zakładająca szyderstwo sugeruje, że być może jest to obraz słusznej ucieczki od marnej cywilizacji i na tym polega głęboka wiedza kloszarda, żebraka, który pańskim gestem odrzuca blichtr tego świata, że chce dotknąć żywej egzystencji poza zaprzedaną złotemu cielcowi społecznością. W takim odczytaniu utwór ten wpisywałby się w cykl wymierzony w moralno-intelektualno-egzystencjalną nędzę współczesności pozbawionej Boga – tym razem z dodatkiem zdegradowanych ewangelicznych i kościelnych rekwizytów, karykaturalnie odciskających swą dawną świetność i wzniosłość w wulgarnej formie czy też „foremce”, by użyć słowa samego poety.
Purpura Zbawiciela, do której przywiązani są wierni, zamieniona została na starą wycieraczkę. Czapka uszatka i dziurawe fioletowe rękawiczki służą za karykaturę ikonograficznych atrybutów z portretów papieży i kardynałów. Widać, że Różewicz, historyk sztuki, ma pod powiekami portrety Juliusza II pędzla Rafaela i Tycjana
Nic w tym wierszu nie jest przypadkowe, każdy obraz „śmieciowego świata” ma odnośnik w postaci symbolu w Ewangelii, jednak wszystkie elementy świata wyłaniającego się z utworu Różewicza występują w formie silnie zdegenerowanej, brudnej, wręcz obrzydliwej czy odrażającej. Nic dziwnego, że spotkanie ze współczesnym Jezusem (Synem Człowieczym
Chrystus i apostołowie w garniturach
Jeśli zaś przeciwnie, przyjmiemy, że wiersz nie ma na celu poniżenia chrześcijan i wiary, to staje się wirtuozerskim przeniesieniem realiów z czasów Jezusa na dzień dzisiejszy, zabiegiem przydatnym w katechezie, homiletyce i innych działaniach duszpasterskich Kościoła. Mogłoby to być świadectwo współczesnego Piłata, jakiś rodzaj negatywnej epifanii człowieka, który ucieka od przesłania Ewangelii lub jak Jonasz ukrywa się przed niebezpieczną misją
Zacznijmy od uwagi biograficznej. Tadeusz Różewicz studiował historię sztuki, a – jak sam powiada – pół życia spędził w galeriach i muzeach. Jest mu więc znany zwyczaj dawnych artystów (przynajmniej do czasów renesansu i baroku), którzy przedstawiali Jezusa jako im współczesnego. Nie jest przypadkiem, że także na podstawie obrazów religijnych można badać zmiany w modzie i ubiorze na przykład w średniowiecznych krajach włoskich czy niemieckich. Dopiero później pojawiła się idea „historycznego”, a raczej – jakby powiedział Nietzsche – antykwarycznego malowania postaci biblijnych. W XX wieku nastąpił powrót do tego rodzaju praktyk, ale traktowany już raczej jako rzadka pozytywna prowokacja, której celem jest uzmysłowienie konieczności wcielania Ewangelii zawsze, a więc także dziś, tu i teraz. Na ogół jednak intencją artysty jest wyrażenie malarskimi środkami kerygmatycznej prawdy, że nauki ewangeliczne nie są czymś historycznym, zamkniętym, lecz aktualnym i żywym.
Różewicz stosuje technikę, którą można nazwać epifanią negatywną, to znaczy taką, gdzie sacrum nie przejawia się w mocy, potędze i chwale, lecz w słabości, upadku, a nawet upodleniu Zbawiciela
Piłat był człowiekiem wykształconym i wiedział, że olimpijscy bogowie miewali kontakty z ziemiankami, ale w takich wypadkach ich owoc zwykle dziedziczył po boskiej części stadła jakieś nadzwyczajne moce i piękno. Tymczasem podsądny nie wyglądał dostojnie, nie mówiąc już o tym, że ten dziwny bóg Hebrajczyków podobno miał inne obyczaje, a na dodatek brak mu ciała, bo – jak mówią – jest wyłącznie duchem (tu wiedza namiestnika może nie była głęboka, ale przecież nie mogła zbytnio odbiegać od przeciętnego stanu wiedzy urzędnika, wszak cesarski wywiad dysponował obszerną dokumentacją na temat zwyczajów i religii podbitych ludów, co pozwalało skutecznie rządzić imperium). Męka Pańska została poddana estetyzacji i obecnie nie bierzemy pod uwagę szkaradności sytuacji, z jaką miał do czynienia wysoki urzędnik rzymski, który skazywał jakiegoś brudnego i groteskowego proroka pogardzanego ludu, śmierdzącego potem, krwią i kurzem, zmaltretowanego i pociesznie przystrojonego w purpurowy płaszcz, który – ku uciesze gawiedzi – zafundował mu Herod
Współczesny Piłat, jeśli tak określimy bohatera wiersza Różewicza, odnosi równie przykre wrażenie z kontaktu z domniemanym Synem Bożym, co prowadzi do końcowego umycia rąk. Gest formalnie ma inne znaczenie – jest zmyciem śladów odrażającego spotkania, ale swoją wagą wykracza poza możliwość tylko dosłownej interpretacji. Bo zauważmy, że bohater wcale nie miał fizycznego kontaktu z brudnym kloszardem, któremu zadał identyczne pytanie, jakie postawiono Jezusowi dwa tysiące lat temu („Czy ty jesteś Królem żydowskim?”, Mk 15, 2). Nie jest to więc zabieg higieniczny, lecz symboliczny – powtórka „gestu Piłata”, czyli odmowa współudziału, odmowa odpowiedzialności, odmowa przyjęcia przesłania. Tyle że inaczej wygląda jego ius gladii, jego prawo miecza: może skazać współczesnego Jezusa tylko na śmierć cywilną, na odtrącenie, ale nie jest w stanie wysłać go do pretorium ku uciesze żołnierzy.
W obliczu Sądu Ostatecznego
Czy jest to wiersz „religijny”? Z całą pewnością tak, jeśli nie upieramy się, by przypisywać go konkretnemu wyznaniu, bo przecież jego zakorzenienie w nauce chrześcijańskiej jest bezsporne. Mamy do czynienia z opisem współczesnego doświadczenia odmowy przyjęcia zasad Ewangelii, a konkretnie odrzuceniem uznania w każdym człowieku „bliźniego swego”, czyli istoty przesłania Jezusa wyrażonej w pouczeniu skierowanym do uczonego w Prawie, gdzie miłość do Jahwe i miłość do człowieka zostały zrównane (por. Łk 10, 25–29; Mt 22, 35–40; Mk 12, 28–34).
A oto powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Go na próbę, zapytał: „Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?” Jezus mu odpowiedział: „Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz?”. On rzekł: Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego. Jezus rzekł do niego: „Dobrześ odpowiedział. To czyń, a będziesz żył”. Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: „A kto jest moim bliźnim?” (Łk 10, 25–29)
W Ewangelii według św. Łukasza następuje w tym miejscu przypowieść o miłosiernym Samarytaninie, opowieść z pewnych względów prowokacyjna, bowiem – jak pamiętamy z tej historii – ani kapłan, ani lewita, a więc przedstawiciele najszlachetniejszych grup wierzących żydów, nie stanęli na wysokości ducha i litery Prawa. Gorzej. Prawdziwym reprezentantem Boga – jego ziemskim wizerunkiem i wzorcem postępowania – okazał się pogardzany Samarytanin, traktowany przez ówczesnych prawowiernych Żydów jako religijny odszczepieniec
Zawarte w wierszu wyznanie mógłby złożyć niejeden wierzący i praktykujący chrześcijanin, człowiek sprawiedliwy i religijnie wykształcony oraz niezakłamany w swojej wierze. W tym sensie nie jest z mojej strony żartem czy prowokacją stwierdzenie, że wiersz mógłby być pomocą duszpasterską przy przygotowaniu do rachunku sumienia gorliwego wyznawcy, aby uświadomić mu grzech braku miłości bliźniego. Że tak został pomyślany, nie ulega wątpliwości, mimo jego wyzywającego stylu wypowiedzi, stojącego w sprzeczności ze zwykle słodkawą modłą wypowiedzi kaznodziejów i katechetów. Tym wierszem Różewicz prowokuje wiernych, nie jest to jednak pusta „artystyczna prowokacja” obrażająca chrześcijan (krzyż w moczu, darcie Biblii, genitalia na krzyżu i tym podobne). Przeciwnie. Nie ma w nim swawoli i frywolności, lecz śmiertelna powaga i zarzut. Mowa tu o odrzuceniu niegodnego członka sytej społeczności, która deklaruje chrześcijańską miłość bliźniego. Punktów stycznych z nauką Jezusa można w wierszu znaleźć wiele, jak choćby aluzję do spotkania z bogatym młodzieńcem, który spełniał wszystkie warunki bogobojności, ale przeląkł się wezwania do rozdania wszystkiego ubogim i podążeniu za Jezusem (Mk 10, 17–22).
Najważniejszym kontekstem utworu Różewicza jest jednak pouczenie o Sądzie Ostatecznym, na którym zostaną zadane pytania o reakcję na spotkanie Syna Człowieczego, a sprawiedliwi podsądni zdziwią się:
Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? Albo spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię […] nagim i przyodzialiśmy Cię? […] A Król im odpowie: „Zaprawdę, powiadam wam: wszystko co uczyniliście jednemu z braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25, 37–40, całość pouczenia: Mt 25, 31–44)
Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: «Pójdźcie, błogosławieni u Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane dla was od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście mnie; byłem chory, a odwiedziliście mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie». Wówczas zapytają sprawiedliwi: «Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? Albo spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię? lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie?». A Król im odpowie: «Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili»” (Mt 25, 34–40). [15].
Jest to ten fragment Ewangelii, który wyjaśnia istotę naśladownictwa Jezusa przez praktykowanie miłości bliźniego
W Lamencie (NIE) czytaliśmy obrazoburcze i harde antycredo, w Synu marnotrawnym(z Hieronima Boscha) (SK) znalazł się akt odmówienia Bogu łaski zbawienia. I tym razem, w Widziałem Go (ZFR), mimo jasnego zrozumienia istoty Ewangelii, bohater wiersza „umywa ręce”, a więc odmawia współuczestnictwa w budowaniu Królestwa Bożego.
Tekst pochodzi z książki Mane, Tekel, Fares. Obrazy Boga w twórczości Tadeusza Różewicza. Jest ona dostępna w e-sklepie Instytutu Literatury.