10.02.2022

Nowy Napis Co Tydzień #138 / „Posłowie” do „Rozmów polskich latem roku 1983”

Ta książka była wydarzeniem w literaturze polskiej lat osiemdziesiątych. Opublikowana po raz pierwszy w 1984 r. przez Instytut Literacki w Paryżu stała się i w Polsce, i na emigracji od razu sensacją i skandalem, źródłem zachwytów i potępień autora. 

Z wielkim uznaniem pisano o niej w polskiej prasie podziemnej i na emigracji. Czesław Miłosz napisał między innymi: 

Jest to śliczna książka o nieco mylącym tytule, jako że można się po nim spodziewać jeszcze jednej wymiany diagnoz politycznych. Naprawdę opisuje ona wakacje nad jeziorem Wigry i ma za tło, a może za główny temat, przyrodę Suwalszczyzny, tudzież jej przeszłość. Polityka, jakżeby inaczej, ciągle powraca w rozmowach, jakie alter ego autora, pan Mareczek, toczy z panem Stefanem, z Witkiem-Jankiem, z panem Rysiem, z panią Mareczkową, z panią Żabką, ale wymiar jej inny, szerszy niż słowo „polityka”, narzuca wymiar wielkiego „być albo nie być” jednostek i narodów. 

Rozmowy polskie… gwałtownie zaatakowała natomiast prasa komunistyczna. Wkrótce potem w 1985 r., Jarosław Marek Rymkiewicz, za opublikowanie tej właśnie książki, został wyrzucony z pracy w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk (powrócił do pracy dopiero w 1989 r.). 

Powodem tak gwałtownych reakcji była zarówno treść książki, jak i osoba jej autora. 

Akcja Rozmów polskich… – jak informuje już sam tytuł – rozgrywa się bowiem w roku 1983, a więc na początku stanu wojennego. Politycznym tematem tej książki jest wielka pochwała „Solidarności” i jej legalnego istnienia w roku 1981 oraz równie wielka krytyka władz komunistycznych i komunizmu jako systemu. Książka Rymkiewicza została więc przez ekipę Jaruzelskiego odczytana jako manifest polityczny znanego pisarza, który nie tylko odrzucił, ale także wykpił i ośmieszył tezy propagandowe ówczesnych władz PRL. 

Dla władzy najbardziej bolesny był fakt, że książkę tę napisał pisarz, który nigdy nie był zaliczany do czynnej opozycji politycznej i który do chwili publikacji Rozmów polskich… uważany był za zdecydowanego zwolennika oddzielania literatury od spraw publicznych. A zatem pisarz, który w stanie wojennym po prostu powinien „siedzieć cicho”.

Ogłaszając stan wojenny, Jaruzelski i jego generałowie – jak wiadomo – kazali internować kilka tysięcy osób, a wśród nich elitę polskich pisarzy i uczonych. Jednym z celów takiej decyzji miało być wywołanie szoku wśród inteligencji, której najbardziej znani przedstawiciele cały swój autorytet zaangażowali na rzecz „Solidarności”. Ekipa Jaruzelskiego chciała – jak mówiono – „ostudzić głowy”, czyli po prostu zastraszyć polskie środowiska intelektualne. Równocześnie z represjami administracyjnymi (internowanie, usuwanie z pracy, zakaz druku i publicznych wystąpień) władze komunistyczne rozpoczęły w prasie gwałtowną nagonkę na polską inteligencję. Oskarżano ją o nierozumienie realiów współczesnego świata, czyli – czego nie mówiono wprost – o niezrozumienie konieczności podporządkowania Polski Związkowi Radzieckiemu, oskarżano o szkodliwe zaangażowanie w politykę (czyli o poparcie udzielone „Solidarności”), oraz o „podgrzewanie” nastrojów społecznych zamiast ich „studzenia” (chodziło o żądanie reform politycznych w Polsce, których od lat domagały się stowarzyszenia twórcze i naukowe, jak i poszczególni intelektualiści). 

Ten atak komunistów na inteligencję był wyjątkowo brutalny: używano insynuacji, szantażu, deprecjonowano wieloletni dorobek pisarzy i uczonych, posuwano się nawet do prowokacji policyjnych i oskarżeń o działalność szpiegowską. Celem tych działań było zarówno psychiczne zniszczenie poszczególnych osób jak i wytworzenie zbiorowego obrazu polskiej inteligencji jako środowiska ludzi nikczemnych i głupich. Partyjni agitatorzy – a byli wśród nich, niestety, także znani pisarze i dziennikarze – dowodzili więc, że inteligencja polska jest pozbawiona rozsądku, że zachowuje się irracjonalnie, że myśli o świecie w sposób anachroniczny, że zanurzona jest w przeszłości, że kieruje się emocjami a nie pragmatyką i że miesza politykę z etyką. Wobec takich „grzechów” jedynie władza komunistyczna i jej apologeci stawali się uosobieniem rozsądku, umiaru, racjonalizmu, spokoju, rozwagi i mądrości. Największym dowodem mądrości władz okazywało się oczywiście wprowadzenie stanu wojennego i zniszczenie „Solidarności” – jako źródła wszelkiego zła. 

W takim klimacie ukazała się książka Jarosława Marka Rymkiewicza. 

Był to niewątpliwie policzek dla komunistycznych propagandystów. Nie po to bowiem zamykano w więzieniach pisarzy i nie po to atakowano ich w prasie, radio i telewizji, by pisali antykomunistyczne książki. Wręcz przeciwnie: psychologicznym skutkiem stanu wojennego miał być powszechny strach społeczeństwa przed władzą – także strach pisarzy. 

Furia, jaką wśród „policjantów od kultury” wywołała książka Rymkiewicza była więc uzasadniona. Nie tylko bowiem treść tej książki stanowiła dla władz komunistycznych porażkę, lecz także fakt, że operacja zastraszania pisarzy skończyła się niepowodzeniem. Jednym słowem: takiej książki jak Rymkiewicza miało w Polsce nie być, a jednak została napisana. 

Polityczny charakter recepcji Rozmów polskich… był oczywiście znakiem czasu. Wszystko, co w latach osiemdziesiątych publikowano – zwłaszcza w tzw. obiegu niezależnym – stawało się aktem politycznym i było odbierane jako deklaracja „za komunizmem” lub przeciw niemu. Ale choć ten polityczny charakter recepcji Rozmów polskich… przyniósł autorowi uznanie i popularność w kręgach opozycji, to niewątpliwie także zdeformował odczytania i interpretacji jego książki. 

Rozmowy polskie latem 1983 roku nie są bowiem książką polityczną, choć wypowiadane są w niej opinie o sprawach politycznych. Rozmowy polskie… to utwór literacki, w którym współczesne realia są jedynie pretekstem do pytań metafizycznych i historiozoficznych. 

Co zatem decyduje o literackim znaczeniu książki Jarosława Marka Rymkiewicza?

*

Rozmów polskich latem roku 1983 roku nie należy czytać dosłownie. To utwór głęboko zanurzony w tradycji romantycznego poematu dygresyjnego, w którym elementy narracyjne zawsze były swobodnie łączone z lirycznymi i dyskursywnymi. Na luźną kompozycję utworu składają się oderwane epizody, fabuła jest tu szczątkowa i dla konstrukcji utworu nie ma większego znaczenia. Na plan pierwszy wysuwa się natomiast postać narratora. Ów narrator – który jest równocześnie bohaterem utworu – snuje swą opowieść w sposób żartobliwy i ironiczny, nie dba o jej konsekwencję i ciągłość, a niemal każde wydarzenie traktuje jako pretekst do wypowiadania sądów i uogólnień na najrozmaitsze tematy – także polityczne. Charakterystycznym wyznacznikiem tej opowieści są zatem dygresje narratora, które decydują o spójności utworu i nadają mu specyficzny klimat. Narrator swobodnie przechodzi od tonu serio do parodii, od satyry politycznej do refleksji historiozoficznej. Ujmujące w jego postawie jest to, że odsłania przed czytelnikiem całą swoją „zwyczajność”, to nie „duch opowieści” – o jakim pisał niegdyś Tomasz Mann – lecz po prostu konkretny człowiek, z którego życiową sytuacją może identyfikować się wielu czytelników.

Pod względem narracyjnym Rozmowy polskie… nie różnią się od pozostałych książek Rymkiewicza. Rymkiewicz posługuje się w nich różnymi gatunkami, łączy prawdę i zmyślenie, opowieść biograficzną i esej, studium filologiczne i fikcję powieściową, rozprawę historycznoliteracką i własne wiersze. Większość książek Rymkiewicza napisana jest w tej samej konwencji – ich budowa jest więc wielokształtna i wieloplanowa, słowem – hybrydyczna, złożona z różnych wykluczających się żywiołów narracyjnych. 

Bohaterami książek Jarosława Marka Rymkiewicza są wielcy polscy pisarze XIX wieku: Aleksander Fredro (Aleksander Fredro jest w złym humorze), Juliusz Słowacki (Juliusz Słowacki pyta o godzinę), Adam Mickiewicz (Żmut, Baket, Kilka szczegółów) oraz wielki książę Konstanty Pawłowicz, który rządził Królestwem Polskim do roku 1830 (do dnia wybuchu Powstania Listopadowego). Formalnie jednak bohaterem tych utworów jest zawsze sam autor, albowiem to on rozmawia z czytelnikami o swoich spostrzeżeniach, przemyśleniach, sympatiach i antypatiach, a przede wszystkim – o Polsce. 

*

Miejscem Rozmów polskich… jest pensjonat „pani Anieli” położony nad jeziorem Wigry na Suwalszczyźnie. Geograficznie to obszar przejściowy – usytuowany na wschód od dawnych Prus Wschodnich, a w pobliżu obecnej granicy polsko-litewskiej. Obszar nie tylko przygraniczny (blisko stąd do granicy litewskiej, rosyjskiej i białoruskiej), lecz przede wszystkim obszar pogranicza kultur różnych narodów, języków i religii.

Bohaterowie utworu Rymkiewicza to pensjonariusze, którzy tu właśnie spędzają wakacje. A więc: pan Mareczek (opowiadacz utworu), pani Mareczkowa i ich syn. Są tu także: pan Genio – były marynarz, pan Stefan – wiolonczelista, pan Profesor – flecista i zbieracz map oraz pan Witek-Janek – działacz podziemnej „Solidarności”. Rozmowy te odbywają się w ciągu kilku dni lub w ciągu kilku tygodni. 

Dlaczego jednak autor nadał swojej książce tytuł „rozmowy polskie”, a nie po prostu „rozmowy”, „rozmowy suwalskie” albo „rozmowy o Polsce”? Na pozór neutralne wyrażenie „rozmowy polskie” jest bowiem językowym i literackim idiomem głęboko osadzonym w tradycji polskiej literatury XIX wieku. Źródłem tego idiomu jest twórczość Adama Mickiewicza, a przede wszystkim zakończenie słynnego wiersza Do Matki – Polki:

Zwyciężonemu za pomnik grobowy
Zostaną suche drewna szubienicy,
Za całą sławę krótki płacz kobiecy 
I długie nocne Polaków rozmowy. 

W roku 1983 – zdaje się mówić Rymkiewicz – pozostały Polakom już tylko rozmowy o roku 1981. Był to ostatni i jedyny rok wolności, ponieważ po blisko czterdziestu latach panowania ustroju monopartyjnego w Polsce powstał legalny, niezależny od władz komunistycznych, ruch społeczny – czyli „Solidarność”. Polacy w 1983 r. nie wspominali już, co prawda, kozackich nahajek, ale tylko dlatego, że ZOMO rozpędzało demonstrantów pałkami. Nie mówili o szubienicy, ale tylko dlatego, że policja strzelała do demonstrantów ołowianymi kulami. Ale groby i płacz pozostały te same. I długie nocne Polaków rozmowy – rozmowy polskie…

Jednak Rozmowom polskim… Rymkiewicza patronuje także inny Mickiewicz – autor baśniowej epopei narodowej, czyli Pana Tadeusza. Mickiewicz piszący o litewskich jeziorach i lasach, o obłokach i o grzybach. Mickiewicz, którego słów uczy się w Polsce każde dziecko („Litwo ojczyzno moja”), ponieważ Litwa była kiedyś „małą ojczyzną” poety. 

Wydarzenia w utworze Rymkiewicza podobne są do wydarzeń w Panu Tadeuszu: bohaterowie jedzą, piją, sprzeczają się, zbierają grzyby, spacerują po ogrodzie i lasach, spoglądają na kobiety, na niebo, na ziemię i stale dyskutują o Polsce: dawnej i współczesnej. 

Utwór Rymkiewicza osadzony jest zatem głęboko w polskiej tradycji literackiej (od Mickiewicza po Miłosza), a pensjonat pani Anieli w Rozmowach… jest takim samym pomysłem literackim, co dwór w Soplicowie u Mickiewicza.

Tematem utworu Rymkiewicza są sprawy, o których Polacy rozmawiali roku 1983, to znaczy: o życiu codziennym w komunizmie stanu wojennego, o przeszłości i przyszłości. Ale Rymkiewicz nie poprzestaje na sprawach aktualnych i doraźnych, pociągają go pytania wykraczające poza współczesność, pytania o związek teraźniejszości z przeszłością, pytania o związek czasu stanu wojennego z wiekiem XIX – wiekiem powstań narodowych i walki o niepodległe państwo polskie. 

Rymkiewicz jest zafascynowany historią a dokładniej – historycznością, czyli istnieniem w czasie. Historię przedstawia jednak z perspektywy współczesności, a z kolei o współczesności opowiada tak, jakby była dziejącą się na jego oczach historią. To – rzecz jasna – podstawowe prawo pisarza. 

Czym zajmują się bohaterowie tej książki? Przede wszystkim – co sugeruje jej tytuł – rozmawianiem. Każdy z nich ma własne doświadczenia i przemyślenia. Z tych rozproszonych i przypadkowych obserwacji wyłania się wspólna wiedza społeczeństwa o naturze komunizmu. A ponieważ wiedza o naturze komunizmu zachęcała w Polsce roku 1983 do uogólnień, do refleksji nad historią współczesną, pan Mareczek, narrator i bohater utworu, stara się tę historię zrozumieć. Wsłuchując się uważnie w głosy swych rozmówców podejmuje tematy filozoficzne i wykraczające poza problemy polskie, bo dotyczące historii w Europie Wschodniej. 

Robi to zarazem żartobliwie i poważnie, najzupełniej serio i z przymrużeniem oka. Dla spraw abstrakcyjnych wynajduje najbardziej zmysłowe porównania, z kolei sprawy konkretne, codzienne niekiedy banalne, traktuje jako problemy filozoficzne. 

Kluczem do tego utworu jest bowiem jego specyficzny styl i sposób opowiadania narratora. Rymkiewicz stworzył niewątpliwie oryginalny idiom literacki, w którym spotykają się metafory i pojęcia, dosłowność i gra językowa, poważny dyskurs z literacką autoironią. 

*

Spróbuję teraz przedstawić problematykę tej książki posługując się niekiedy pastiszem stylu jej autora.

Podstawowe pytania Rymkiewicza dotyczą SENSU historii. Czy historia w ogóle ma jakiś sens? – pyta pan Mareczek. Czy jest jakiś sens w życiu pojedynczego człowieka i czy ma sens historia narodu? 

Życiem jednostki rządzi zawsze przypadek, bo przecież – powiada ironicznie narrator – gdyby mama pana Mareczka w roku 1939 nie odmówiła wyjazdu z Polski, to pan Mareczek na pewno nie byłby dziś polskim pisarzem: mieszkałby w USA lub w Australii, we Francji a może w Brazylii. Pisałby po angielsku, po francusku, a może po hiszpańsku. 

Ale z drugiej strony, skąd wiadomo, że pozostanie mamy pana Mareczka w Polsce we wrześniu 1939 r. było tylko przypadkiem? A może był to nieświadomy, ale absolutnie konieczny wybór? A jeśli nie wybór to konieczność. A jeśli konieczność, to – być może – był w tym jakiś plan Opatrzności? Bo cóż człowiek może wiedzieć o krętej i tajemniczej spirali swoich losów? Jeśli zatem, snuje żartobliwie poważną opowieść pan Mareczek, przypadek w losach pojedynczych ludzi nie jest pozbawiony głębszego historycznego sensu, to czyż może być tego sensu pozbawiona historia całego narodu?  

Czy można mówić o sensie działań zbiorowych? Na przykład czy istnieje jakiś historyczny – nie polityczny! – sens powstania w Polsce „Solidarności”? Skoro taka organizacja powstała – ciągnie swoje rozważania pan Mareczek – to fakt ten musi mieć chyba jakiś głęboki sens historyczny. Bo przecież trudno przypuścić, że to, co ma wielki sens dla jednego narodu, mogłoby nie mieć sensu dla całej ludzkości. A jaki był to sens, okazało się już wkrótce, gdy runął mur berliński – choć o tym bohater Rozmów polskich… mógł jedynie marzyć.

Czyli, choć poszczególne etapy historii nie są jasne, to jakiś jej sens na pewno istnieje. Na czym jednak ten sens polega? – pyta pan Mareczek. I odpowiada: na walce z zagładą.

Otóż, powiada dalej pan Mareczek w pensjonacie pani Anieli, sens historii w Europie Wschodniej polega na tym, że narody zamieszkujące ten obszar geograficzny (przede wszystkim litewsko-polski) wybrały przynależność do cywilizacji, w której prawo i człowiek, wolność i prawda są wartościami, i od kilku wieków muszą jej bronić przed cywilizacją, w której te wartości nic nie znaczyły. 

Rozmowach polskich… reprezentuje ją „książę Psuj” – Diabeł, Zło – ujawniający się czasem jako „ruski książę”. Bo głównym tematem rozmów jest właśnie walka dwóch cywilizacji: litewsko-polskiej, broniącej swej przynależności do kultury łacińskiej i śródziemnomorskiej, oraz sowieckiej, której jedynym widocznym w dziejach osiągnięciem było niszczenie wszystkiego, co od niej różne, inne i odrębne. „Książę Psuj” – o którym czytamy w tej książce – miewał różne wcielenia: raz nazywał się Stalin i był wąsatym osetyńcem z „ustami słodszymi od malin” (tak o nim śpiewano), innym razem był łagodnym sekretarzem lokalnej partii komunistycznej. Kiedy indziej znów przybywał jako wysłannik wąsatego führera, by głosić brednie o nadludziach.

Specyfiką historii wschodniej części Europy – mówi narrator – jest to, że zło nie jest tu problem abstrakcyjnym, jedynie filozoficznym i etycznym, to zło istnieje bowiem w sposób konkretny: jak owe ruskie pierogi, bardzo w Polsce popularne, przygotowane przez właścicielkę pensjonatu, panią Anielę. Zło w historii – powiada do swego czytelnika Rymkiewicz – potrafi być równie smaczne, co ów parujący apetycznie, ruski pieróg. Zło bowiem uwodzi, kusi, wabi i obiecuje. 

Ten Rymkiewiczowski „książę Psuj” kusił i gnębił narody wschodniej Europy przez wiele lat, ale jednak większości nie udało mu się skusić. Więc w roku 1983 – snuje swe rozważania pan Mareczek – sowietyzacja była mniej skuteczna niż w roku 1953, co mogłoby świadczyć, że istnieje jakiś pozytywny postęp w dziejach. 

Ta myśl niewątpliwie krzepi wszystkich bohaterów Rozmów polskich…, a zwłaszcza pana Mareczka, ponieważ choć jest rok 1983 i w Polsce obowiązuje stan wojenny, to rozmawiają oni o wszystkim tak swobodnie, jak czynią to ludzie wolni. 

Przejdźmy więc do spraw mniej optymistycznych.

Historia w Rozmowach polskich… ma jeszcze inne, okrutne oblicze. Jest nie tylko nadzieją społeczeństw żyjących i wierzących w sens walki z „księciem Psujem” – jest także grobem narodów pomordowanych, wyrżniętych i zniszczonych. 

Ta „inna Europa”, w której centrum znajduje się pensjonat pani Anieli, widziała już nie raz, jak znikały z jej powierzchni kolejne plemiona i narody. Jak znikały materialne pamiątki ich cywilizacji i jak pozostawały po nich jedynie ślady w legendach, i w mało zrozumiałych formach języka. Więc myśl o ich walce z ich własnym „księciem Psujem” nie może nie towarzyszyć panu Mareczkowi, gdy zbiera grzyby w lesie – który być może porasta miejsca, gdzie stały niegdyś świątynie Jadźwingów lub innych zaginionych, wymordowanych i zapomnianych mieszkańców tej ziemi. Albo gdy pan Mareczek myśli o prozie znakomitego żydowskiego pisarza, urodzonego i wychowanego w Warszawie, Izaaka Bashevisa Singera, który w swych utworach opowiada o nieistniejących już miejscach życia wielkiego narodu żydowskiego.

Ale historia rozgrywa się nie tylko w pamięci pokoleń, lecz także na oczach współczesnych. Zagładzie towarzyszy – a niekiedy ja po prostu umożliwia – obojętność, brak zrozumienia, wiedzy i zainteresowania innych narodów. 

W Rozmowach polskich… pojawia się więc też wyraźna niechęć do „zachodniego rozumu”, czyli do polityków zachodnich, którzy przez wieki traktowali Europę Wschodnią jako obszar zamieszkany przez ludzi drugiej kategorii. To przecież ich wyrozumowane idee doprowadziły w 1795 r. do rozbioru Polski, w 1939 r. do traktatu Ribbentrop-Mołotow, a trzy lata później – do Endlösung – „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Rymkiewicz w swej literackiej niechęci do „zachodniego rozumu” nie jest jednak antyokcydentalistą, wręcz przeciwnie, cała jego wcześniejsza twórczość była zapisem fascynacji kulturą śródziemnomorską: jej bogactwem, różnorodnością, symboliką. 

W latach sześćdziesiątych komunistycznym majaczeniom o stworzeniu nowej „kultury komunistycznej”, Rymkiewicz przeciwstawiał wiarę w uniwersalny charakter archetypów, znaków i symboli cywilizacji europejskiej. Przez lata uważano go w Polsce za jednego z najwybitniejszych polskich klasyków.

Kiedy jednak tematem książek Rymkiewicza stała się historia, obraz opisywanego przez nią świata stał się bardziej skomplikowany. Albowiem co najmniej od końca wieku XVIII aż do upadku komunizmu historia Europy Zachodniej i Wschodniej była historią dwóch różnych kultur, cywilizacji i światów. Ten drugi świat, Europa wschodnia, skazywany był coraz bardziej na nieistnienie i na nieistotność – z perspektywy Europy Zachodniej. Można tę samą myśl odnaleźć w książkach znakomitego historyka brytyjskiego Normana Daviesa, autora słynnych książek o historii Polski i Europy.

Rymkiewicz w literackim skrócie dotyka tu problemu zagłady, unicestwiania, rozpadu i niszczenia jako najbardziej namacalnego dotyku historii w Europie Wschodniej. Właśnie zagłada – od najdrobniejszych przedmiotów dnia codziennego po zagładę całych narodów – jest od wielu lat stałym motywem twórczości tego pisarza. Ta zagłada to nie tylko okrucieństwo ludzkiej historii, to także metafizycznie odczuwane okrucieństwo czasu unicestwiającego pamięć o przeszłości, o sposobach jej istnienia, o jej zdarzeniach, ludziach, o ideach i przedmiotach, o tym, co pojęciowe i zmysłowe: jak kolor, kształt, smak, dźwięk.

Myśląc o różnych formach zagłady, pan Mareczek zastanawia się więc nad koncepcją literatury, jaka powinna być świadectwem XX wieku. Ta literatura musi mieć jeden cel podstawowy: musi utrwalać to wszystko, co nieustannie niszczy ów metaforyczny „książę Psuj” i musi być świadectwem walki z działalnością tego „księcia nocy”. Tylko bowiem to, co utrwalone i co przekazane pamięci potomnych, może ich samych uchronić przed „księciem Psujem”, którego siedzibą jest wszakże nicość, choć obiecuje on „szczęśliwą przyszłość”.

Pan Mareczek nie jest człowiekiem bezgrzesznym: już raz zaufał „księciu Psujowi”, gdy w latach pięćdziesiątych „książę Psuj” „kazał” panu Mareczkowi zachwycać się przyszłością komunizmu, a równocześnie „kazał” zapomnieć o przeszłości: o tym, że istnieje różnica między prawdą a kłamstwem, między niepodległością a zniewoleniem, między Jezusem Chrystusem a Józefem Stalinem, między dobrem a złem. Pan Mareczek raz już był głupi i dał sobie rozum odebrać, ale od tego czasu woli spacerować wśród grobów (nawet wrośniętych głęboko w poszycie suwalskiego lasu) niż defilować między transparentami zapowiadającymi nowy wspaniały świat komunistycznego raju. 

Wszakże w myśli o konieczności utrwalania śladów walki z „księciem Psujem” kryje się wielki dylemat literatury. „Jak pisać?” – pyta sam siebie pan Mareczek, patrząc na ruskie pierogi, na drzewa litewskiej puszczy, na francuskie renault pani Mareczkowej i słuchając równocześnie opowieści pana Gienia o zdobyciu sali warszawskiej Operetki przez oddziały ZOMO. Jak zatem w literaturze opisywać naturę i jak wyrazić dobre i złe uczucia, których nie brakuje w walce z „księciem Psujem”, jak wyrazić gniew, rozpacz, przerażenie?

Na szczęście pan Mareczek nie daje nam jednoznacznej odpowiedzi. Ma zbyt wiele poczucia humoru, by sformułować poetykę literatury, która pragnie być świadectwem zmagań narodu i jednostek z czasem, z historią, z nicością i złem. Jarosław Marek Rymkiewicz mówi po prostu: pisarz musi być wierny sobie i solidarny z ludźmi, wśród których żyje.

Rozmowy polskie… są zatem także przypowieścią o obowiązkach i godności zawodu pisarza, który stąpał po śladach zagłady. O obowiązkach pamięci o „narodowej sprawy męczennikach” (jak napisał Mickiewicz) i o godności przedstawiania prawdy – choćby tylko takiej, jaką znamy z naszych rozmów. Któregoś dnia – parafrazuje Izaaka Singera pan Mareczek – zmarli powstaną i zapytają pisarzy: „O czym wy piszecie?” Być może pisarze nie będą mogli pokazać im arcydzieł, ale – twierdzi pan Mareczek – muszą ich przekonać, że piszą o sprawach naprawdę ważnych, o tym, o czym myśleli ich dziadkowie i rodzice, i o tym, o czym rozmawiają ludzie, w tej części Europy, w której zagłada nadal jest synonimem historii. 

Nic więc dziwnego, że następną książką Rymkiewicza po Rozmowach polskich latem roku 1983 był Umschlagplatz – opowieść o największym cmentarzu współczesnej Europy, po którym nie pozostało śladu. 

 

Pierwodruk:                                       

Jarosław Marek Rymkiewicz, Rozmowy Polskie latem roku 1983, Świat Książki, Warszawa 1996, s. 235 – 250.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Włodzimierz Bolecki, „Posłowie” do „Rozmów polskich latem roku 1983”, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 138

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...