Nowy Napis Co Tydzień #199 / Twarze Dołęgi-Mostowicza
Tadeusz Dołęga-Mostowicz słynie przede wszystkim z dwóch bestsellerowych powieści – Kariery Nikodema Dyzmy oraz Znachora. Ich filmowe adaptacje od lat towarzyszą Polakom przy okazji kolejnych świąt
Lawina komunikatów. Varia to zbiór tekstów prasowych Dołęgi-Mostowicza, poprzedzony mikroskopijną wręcz Notą redakcyjną oraz krótkim Wstępem, w którym czytamy:
Żywiołem jego była jednak przede wszystkim polityka. Swoich sympatii i antypatii nie ukrywał, nie próbował być bezstronnym komentatorem. Uderzał mocno przede wszystkim w piłsudczyków, których oskarżał o nieudolność, zakłamanie, korupcję, fatalną politykę wewnętrzną i niedostrzeganie zagrożeń za granicą (i zachodnią, i wschodnią). Rządy sanacyjne krytykował czasem merytorycznie, ale częściej po prostu z nich kpił
L. Kamiński, Wstęp [w:] T. Dołęga-Mostowicz, Lawina komunikatów. Varia, Warszawa 2022, s. 6. [3].
Przyznajmy, że to dość współczesne rozumienie publicystki, co więcej, bliskie mnie samemu. Kategoria pełnego obiektywizmu nigdy bowiem nie istniała, a silenie się na nią, szczególnie w publicystyce, to akt oszukiwania czytelnika, ukrywania swoich prawdziwych intencji. Często oskarża się współczesnych dziennikarzy, że pod płaszczykiem rzetelności chowają przemycane cichcem poglądy. We Wstępie poznajemy również genezę tytułu: „[p]rezentowany czytelnikom tom to – zgodnie z tytułem – lawina, ale nie tylko komunikatów, bo także tematów, wątków, anegdot, stylistyk, konwencji, portretów”
Z kolei w Nocie redakcyjnej znajdziemy informację o uwspółcześnieniu interpunkcji oraz ortografii, a także o opatrzeniu przypisami „niektórych wyrazów, zwrotów, w tym obcojęzycznych, niektórych nazwisk czy wydarzeń”
Pora na kilka słów o stylu autora. Spostrzeżenie pierwsze, oczywiste: jest on ciekawy. Może się podobać, nie brak tutaj finezyjnych zabiegów, żartów językowych czy gier słownych. Jednocześnie to nadal styl publicystyczno-dziennikarski, subiektywny, żywy, a zarazem noszący duże znamiona indywidualizmu. Często bardzo ostry, pamfletowy, ale czarujący felietonistyczną swadą. Nawet gdy nie zgadzamy się z poglądami autora, to nie sposób odmówić uroku temu, jak pisze. Gdybym miał określić styl jednym słowem, powiedziałbym: swoisty – to już zaleta, w świecie bylejakości i wtórności dzisiejszej publicystki Dołęga-Mostowicz wybijałby się wyraźnie. Wystarczy spojrzeć na następująca próbkę:
Swoją drogą, jak to dobrze, że Bóg nas nie obdarował większą ilością doradców finansowych! Pomyślcie tylko, jak by wyglądał nasz skarb i gospodarstwo krajowe, gdyby, słuchając wszystkich rad, za każdym razem wszystko przerabiano na wywrót?
Biedny osioł – niedługo by pociągnął
T. Dołęga-Mostowicz, Radcy i niedorajdy [w:] tegoż, Lawina…, s. 49. Dalsze cytaty z tego wydania podaję w tekście głównym, oznaczając je tytułem tekstu i numerem strony w nawiasie okrągłym. [6].
Widać tutaj dużą ironię oraz bardzo obrazowe kontestowanie zmian zachodzących w kraju w 1927 roku. Dołęga-Mostowicz sięga po nutę kpin, chociaż mówi o sprawie bardzo poważnej, dzięki temu finalnie powstaje tekst interesujący, syntetyzujący powagę tematu i ambicje literackie.
Jednocześnie cytat ten pokazuje pewien mankament omawianej publikacji. Choć uwspółcześniono ortografię i interpunkcję – to nie wyzbyto się błędów interpunkcyjnych. Także pisownia słowa „Czytelnik” jest niekonsekwentna. Ale to uwaga zupełnie na uboczu, nieobniżająca wartości merytorycznej tekstów.
Warto odnotować, że Lawina komunikatów to tekst ciekawy również dla historyków dziennikarstwa. Porównując ze sobą współczesną publicystykę oraz felietony autora Kariery Nikodema Dyzmy, można by z pewnością dojść do ciekawych wniosków. Otrzymujemy kawał historii polskiego dziennikarstwa, a także przegląd różnorodnych problemów toczących społeczeństwo Polski sprzed nieomal stu lat. Rzucają one światło na epokę, wokół której narosło wiele stereotypów i sprzecznych sądów: bądź to mitologizujących ją, bądź to potępiających w czambuł.
Przejdę do omówienia bogatej zawartości merytorycznej tego tomu. Na przykładzie Turcji bazeologicznej dochodzi do – nietypowego przecież jak na tamtą epokę – mierzenia się ze stereotypami:
Jednocześnie ze skasowaniem wielożeństwa Turcja zaczęła się szybko rozwijać. I nic dziwnego, każdy przeciętny Turek pozbywszy się oficjalnych 100 małżonek, odetchnął z ulgą.
– Nareszcie teraz ożenię się z jedną. Jednak trzeba się będzie poznajomić z jaką baletniczką, che-che-che…
Do Turcji jechać nie warto, gdyż jak widzimy, nic już tam ciekawego się nie znajdzie, a wina ani wódki tam nie dają. Chyba w… filiżance (Turcja bazeologiczna, s. 14).
Felietonista nie tylko w sposób kpiący traktuje zamknięcie na inne kultury, lecz także krytykuje swoich rodaków, którzy w nadmiernych ilościach spożywają alkohol. Za warstwą żartu kryje się głębsza refleksja, której grot wycelowano we właściwych odbiorców felietonu – Polaków, którzy przyglądając się Turcji w momencie kulturowych przemian, mają poddać refleksji własne obyczaje. Poza wszystkim Turcja bazeologiczna to po prostu dobry tekst, który czyta się z łatwością, skondensowany, refleksyjny, żartobliwy i – co najważniejsze – nieprzegadany.
Ma także Dołęga-Mostowicz inną twarz, mniej tolerancyjną. W tekstach można dopatrzeć się – modnego wówczas w środowisku politycznym autora – antysemityzmu
Duże wrażenie wywarł na mnie interwencjonistyczny, acz krótki artykuł – Zbrodnia. Autor ciska w nim gromy na członków Związku Powstańców Śląskich, którzy pobili dziennikarza Władysława Zabawskiego. To tekst niezwykle ostry, posyłający celne razy nie tylko w sprawców pobicia, lecz także w instytucję państwa. Publicysta wytyka patologie, do których dochodziło w Polsce sanacji. Apeluje do środowiska dziennikarskiego o solidarność zawodową. Dołęga-Mostowicz krzyczy z łam czasopisma: „To zbrodnia, to zbrodnia historyczna! To wina nie do odkupienia tych szaleńców, którzy, zaślepieni partyjniactwem kliki, wydają kraj na łup krwawej, chamskiej i bezkarnej samowoli!” (Zbrodnia, s. 53). Utwór pokazuje kompromitację polityki państwa – w sanacyjnej Polsce dziennikarze byli bici i w ten sposób kneblowani, czego doświadczył sam autor!
Za symptomatyczny uważam także tekst Rasputiniada płocka, poświęcony Janowi Marii Kowalskiemu
Toteż nabożeństwa ich [mariawitów – D.Ż.] zmieniły się w bachanalie, orgie i rajskie wieczory, w klasztorze całe towarzystwo spaceruje sobie jak w łaźni, do aktów rozpusty przygrywa orkiestra 15-letnich mandolinistek z internatu, język zwijają w trąbkę – słowem niekoncesjonowany zamtuz, sabat czarownic, stowarzyszenie wolnej miłości, brud, świństwo, niechlujna jama zwyrodnienia seksualnego, a nad tym wszystkim króluje cadyk płocki, dymisjonowany utrechciarz – Kowalski (Rasputiniada płocka, s. 68).
Trudno tak sformułowany wywód nazwać sprawiedliwym czy nawet bezstronnym. Dołęga-Mostowicz jest zdecydowanym przeciwnikiem mariawityzmu, dlatego też zachęca do prześladowań tej konfesji. Autor krytykuje sanację za to, że – wbrew swej etymologii – tak długo toleruje mariawickiego biskupa i wstrzymuje się z jego zamknięciem, podczas gdy – zdaniem autora Znachora – powinien on zostać osadzony w więzieniu za stanie na czele sekty. W tym miejscu trzeba zaznaczyć, że proces przeciwko Kowalskiemu był właściwie wymierzony w Kościół Mariawitów, stanowił sprawę polityczną i był jednym z wielu naruszeń praworządności w II RP, dlatego Dołęga-Mostowicz powinien raczej bronić głowy mariawityzmu, niż go atakować. W tym felietonie nie chodzi nawet o obiektywizm, lecz – o ludzką przyzwoitość, której zabrakło. Zwyciężyły osobiste antypatie.
Jako niezrównany stylista daje się poznać autor Kariery Nikodema Dyzmy w Liście pana Zagłoby, który opowiada o Polsce stylem Sienkiewiczowskiego bohatera. To niezwykły popis zdolności autora, który kontestuje rzeczywistość, wskazuje grzechy władzy oraz piętnuje obojętność społeczeństwa. Obok tego tekstu naprawdę trudno mi – jako miłośnikowi Trylogii – przejść obojętnie. Uważam go za chyba najlepszy felieton w zbiorze. Spójrzmy tylko na następujący passus:
Po staremu pakty i wąchanie się z rebeliantami, po staremu ci, co tempore belli za piecem siedzieli koloryzują o swoich bohaterstwach, a wojewodowie samopas poczynają, jako że hetmana wielkiego koronnego nazywają siebie klientami.
[…]
Porządku po dawnemu nie masz – taka widać aura jest w Polszcze (List pana Zagłoby, s. 245).
Lawina komunikatów to nie tylko pisarska spuścizna Dołęgi-Mostowicza pokazująca go od różnych stron – czasami jako postać pozytywną, gdy ujmuje się za bitymi, a czasami jako negatywną, gdy z powodu osobistych pobudek przyłącza się do zbiorowej nagonki na mariawitów. Lawina komunikatów to przede wszystkim świadectwo dwudziestolecia międzywojennego i jego nastrojów. Obcujemy ze zbiorem często zapomnianych wydarzeń z epoki, z kroniką codziennych wypadków. Dzięki lekturze poszerzamy swoją wiedzę na temat sanacyjnej Polski, a to cenne doświadczenie, dlatego warto czytać Dołęgę-Mostowicza i pamiętać go nie tylko jako powieściopisarza, lecz także – jako płodnego publicystę.
T. Dołęga-Mostowicz, Lawina komunikatów. Varia, wybór i opracowanie: A. Parzymies, wstęp: L. Kamiński, Wydawnictwo Akademickie „Dialog”, Warszawa 2022.