Nowy Napis Co Tydzień #204 / Towarzysz w labiryncie. O „Sanatorium pod Klepsydrą” Brunona Schulza i Wojciecha Jerzego Hasa
Zacznijmy od dwóch cytatów autorstwa głównych bohaterów niniejszego szkicu.
Gdyby sztuka miała tylko potwierdzać, co skądinąd zostało ustalone – byłaby niepotrzebna. Jej rolą jest być sondą zapuszczoną w bezimienne. Artysta jest aparatem rejestrującym procesy w głębi, gdzie tworzy się wartość
S.I. Witkiewicz, Wywiad z Brunonem Schulzem, „Tygodnik Ilustrowany” 1935, nr 17, s. 323. [1]
– rzekł niegdyś Schulz w wywiadzie poczynionym przez samego Stanisława Ignacego Witkiewicza. Wiele lat później Wojciech Jerzy Has w jednej ze swoich wypowiedzi niejako bezwiednie nawiązał rodzaj dialogu z autorem Sanatorium pod Klepsydrą.
Moje kino, narracja filmowa ma charakter wizualny, jej punktem wyjścia jest zawsze literatura. Operowanie czasem. Skróty czasowe. Skoki w czasie. Jego boczne odnogi i różne warstwy. Domeną malarstwa jest przestrzeń, domeną literatury i filmu – czas. Igraszki z czasem uruchamiają wyobraźnię filmowego odbiorcy […] podstawowy dla mnie temat kina – to temat wędrówki
http://www.culture.pl/pl/culture/artykuly/os_has_wojciech_jerzy [dostęp: 6.05.2023]. [2].
Schulz mówił o tym, że artysta powinien zawsze zapuszczać się w bezimienne. Odnosił się przy tym do własnej prozy rejestrującej „procesy w głębi”, ale można tę wypowiedź rozumieć także w szerszym kontekście twórczej odwagi i wolności w zgłębianiu wszelakich przestrzeni artystycznych. To właśnie uczynił Wojciech Jerzy Has, gdy postanowił wykorzystać swą wizualną wyobraźnię, by przelać na ekran to, co zdawało się niemożliwe do przełożenia – opartą na maestrii języka i obrazowania prozę Schulza.
Dwa wyjątkowe charaktery
Istnieje wiele ekranizacji polskich dzieł literackich, ale rzadko zdarza się, by przy ich realizacji zderzały się ze sobą postaci równie uznane w swych dziedzinach. Trudno bowiem polemizować z pozycją Schulza w polskiej literaturze XX wieku oraz z pozycją Hasa w polskim filmie. Jerzy Jarzębski w swoim znakomitym opracowaniu o Schulzu określa go mianem artysty „awangardowego” i kontrowersyjnego, przywołując przy tym jedną z wypowiedzi samego pisarza, w której ten opisywał zalety awangardy jako instrumentu wyzwalającego spod władzy „dawnego frazesu i obiegowego obrazu”
Zamiłowanie do obrazowania oryginalnego, nieszablonowego, pomysłowego i jednocześnie odsyłającego do głębi ludzkiej egzystencji jest cechą, która najpełniej połączyła wrażliwości Schulza i Hasa. Ten ostatni na przestrzeni lat poprzedzających nakręcenie Sanatorium pod Klepsydrą dał się poznać jako autor wielu adaptacji polskiej literatury, począwszy od Pętli na podstawie opowiadania Marka Hłaski, aż po Pożegnania na podstawie prozy Stanisława Dygata. Jednym z jego najznakomitszych i najbardziej znanych dokonań pozostawała zaś oniryczna z ducha adaptacja Rękopisu znalezionego w Saragossie Jana Potockiego z pamiętną rolą Zbyszka Cybulskiego. Film ten był z jednej strony nieco dezorientujący dla przeciętnego widza, z drugiej jednak dobrze oddawał szkatułkową i labiryntową strukturę literackiego pierwowzoru
Trudno wyobrazić sobie personę bardziej predysponowaną do przeniesienia na ekran owoców wyobraźni Brunona Schulza niż Hasa – zasłużonego adaptatora polskich dzieł literackich, a przy tym twórcę obdarzonego wielką wyobraźnią. A jednak zarówno przed premierą Sanatorium pod Klepsydrą, jak i już po niej często uważano, że ambicje reżysera były aż nazbyt wielkie, że prozy Schulza na język filmu przełożyć się nie da.
Zadanie niemożliwe
Z czego miałaby wynikać rzekoma niemożność realizacji adaptacyjnego celu? Niektórzy (na przykład Artur Sandauer) zauważali, że proza Schulza co prawda przejawia cechy filmowości, jednak odbierali film Hasa jako nazbyt groteskowy i folklorystyczny
Film Hasa przyjęto dużo lepiej poza granicami naszego kraju. Recenzenci francuscy zauważali chociażby, że jest to dzieło nader kunsztowne realizacyjnie
Powyższe opinie wskazują, że dzieło autora Rękopisu znalezionego w Saragossie, nawet jeżeli kontrowersyjne, odznaczało się walorami artystycznymi, obok których nie można było przejść obojętnie. Problem interpretacyjny polegał na tym, że niektórzy pragnęli ekranizacji całkowicie wiernej oryginałowi, podczas gdy ta, zdaniem samego Hasa, nie była wykonalna. Zamiast tego reżyser zdecydował się na, jak to określali niektórzy krytycy, „filmowy ekwiwalent formuły artystycznej i intelektualnej oraz klimatu i kolorytu schulzowskiej literatury”
Język i myśl Schulza
Warto w tym miejscu powiedzieć dwa słowa o stylu prozy Schulza, której język Has starał się przełożyć na świat filmu. Od początku kariery pisarza krytycy podkreślali kunsztowność, bogactwo i niecodzienność schulzowskiego języka, który często zamiast opisywać fabułę czy świat, sam tworzył niejako samodzielną językową rzeczywistość
Język staje się więc u Schulza nie tylko tworzywem świata: jest światem samym w sobie, kluczem do psychiki człowieka, który zawsze odbiera rzeczywistość symbolicznie. Jest to często próba okiełznania rzeczywistości skomplikowanej, zagadkowej i chaotycznej. Przemożny wpływ na rozwój myśli Schulza mieli tacy filozofowie jak Schopenhauer z jego koncepcją woli życia czy Nietzsche i jego rozważania o kulturowej roli mitu lub idei wiecznego powrotu, a także nietzscheańska krytyka kategorii intelektualnych jako narzędzi poznania
Oznacza to, że Schulz w swej twórczości konsekwentnie zastanawiał się nad tym, na ile człowiek może poznać otaczającą go rzeczywistość, na ile jest ona konstruktem kulturowym i myślowym. Zarazem oddawał się refleksji na temat pewnego rytuału egzystencji, jej powtarzalności, zakorzenieniu ludzi w porządku rzeczy. Bohater Schulza jest zagubiony: tak pośród dziejów historycznych, jak i dziejów własnych, osobistych. Jest to człowiek postawiony wobec fenomenu istnienia, który owemu fenomenowi nieustannie się przygląda, próbując go okiełznać. Język staje się dlań nie tyle narzędziem pomocnym w owym okiełznywaniu świata, co jedynym możliwym sposobem uzewnętrznienia rozterek lęgnących się głęboko w jaźni.
Jaźń literacka, jaźń filmowa
Podobne wyzwanie w swoim filmie podejmuje Wojciech Jerzy Has – chodzi o przełożenie na język sztuki ogromu wewnętrznych problemów i idei będących udziałem bohatera. Protagonistą Sanatorium pod Klepsydrą jest grany przez Jana Nowickiego młody mężczyzna imieniem Józef. Udaje się on pociągiem do tytułowego sanatorium, w którym przebywa jego ojciec. Już sama podróż Józefa ma charakter nader groteskowy, mroczny i makabryczny. Oto pierwsze kadry filmu (ujęcia pociągu, którym podróżuje Józef) witają widza szarością, mrokiem i feerią zbliżeń atakujących percepcję. Nie inaczej jest w późniejszych scenach z samego Sanatorium, w którym każdy rekwizyt i element scenografii (nawiasem mówiąc: majestatycznej i pieczołowicie wykonanej) unaocznia widzowi wszechobecny oniryzm, dziwność i nierealność świata przedstawionego. Józef jest w tym świecie człowiekiem zagubionym: orientuje się, że jego ojciec, choć żyje, w istocie zmarł, a podtrzymywany jest przy życiu jedynie poprzez egzystencjalne „cofnięcie w czasie” dokonane przez niejakiego doktora Gotarda…
Jednak nie o historię (w istocie pretekstową) tu chodzi, a o symbolizm kryjący się za poszczególnymi elementami świata przedstawionego. Tym samym streszczanie fabuły w przypadku filmu Hasa ma mniej więcej tyle samo sensu, co w przypadku opowiadania Schulza. A może jeszcze mniej, bo należy w tym miejscu dodać, że Sanatorium Hasa to tak naprawdę adaptacja czerpiąca nie z jednego, a z dwóch opowiadań – Sanatorium pod Klepsydrą oraz Wiosny. Ekranizacja tego drugiego zaczyna się w momencie, gdy przebywający w sanatorium Józef zapada w sen. Wtedy to widz wkracza w oniryczny świat wyobrażeń o wielkiej rewolucji, pięknej Biance, do której uczucie żywi bohater, oraz o świecie żydowskiej kultury i społeczności. Po „śnie” powracamy zaś do sanatorium, którego kąty w dalszym ciągu bada Józef.
Zamiast tradycyjnej linearnej fabuły Has proponuje więc ciąg luźno powiązanych ze sobą obrazów i scen. Każda z nich ma wymiar symboliczny i oddziałuje na odbiorcę odrealnioną fabułą, przemyślnymi dialogami wziętymi żywcem z prozy, sugestywną, mocno teatralną grą aktorską czy feerią barw i scenerii mieniących się przeróżnymi barwami i zmieniającymi się jak w kalejdoskopie. Jak mówił o swoim filmie Has:
We śnie filmowym powstaje często specyficzny węzeł czasowy. Rzeczy przeszłe, sprawy minione nakładają się na aktualną rzeczywistość. Podświadomość wdziera się w realność. Sen pozwala więc odsłonić, pokazać przyszłość
http://www.culture.pl/pl/culture/artykuly/os_has_wojciech_jerzy [dostęp: 6.05.2023]. [18].
Mieszanie się w filmie scen, obrazów i wątków to zabieg bardzo podobny do tego, który w swojej prozie zastosował Schulz. Zarówno w Sanatorium pod Klepsydrą, jak i w Wiośnie czytelnik styka się bowiem z długimi sekwencjami przeplatających się i pozornie nieprzystających do siebie sytuacji, towarzysząc przy tym bohaterowi i obserwując rzeczywistość nieodmiennie z jego perspektywy. To nie perspektywa świata rzeczywistego, lecz podświadomości podsuwającej nagłe obrazy przeszłości, teraźniejszości, jak też wyobrażenia o świecie własnym i manifestacje kulturowych toposów. Czy Bianka jest prawdziwą dziewczyną, czy jedynie symbolem ideału kobiety? Czy sklep ojca to realne miejsce, czy też reprezentacja żydowskiej kultury w ogóle? Podobne pytania można zadawać sobie przy każdej partii literackiego pierwowzoru i filmu. Has w swoim dziele wiernie oddaje więc symboliczny charakter schulzowskiej prozy.
Poetycki labirynt
Jak zauważył Włodzimierz Bolecki, twórczość prozatorska Schulza zawiera w sobie istotny pierwiastek poetyckości
Poetyckość u Schulza nie zawiera się więc stricte w języku, nawet jeżeli ten – jak już zauważaliśmy – jest integralnym materiałem konstrukcyjnym schulzowskich światów i sam w sobie niesie wiele sensów. Poetyckość to tworzenie szerokich obrazów oddających głębię wewnętrznego doświadczenia. Jak zauważali interpretatorzy tej twórczości, poetycki symbolizm Schulza niejednokrotnie ogniskuje się wokół domu, który staje się celem onirycznej wędrówki bohaterów: to do niego zdążają i to w nim nierzadko manifestuje się bretonowska teoria sennej kondycji umysłu, wedle której człowiek znajduje zadowolenie w tym, co przytrafia mu się podczas snu
W literackim świecie Sanatorium pod Klepsydrą nie ma przy tym opozycji jawa–sen, wszystko pozostaje zanurzone w rzeczywistości przedstawionej o niejasnym statusie
Has, podobnie jak pisarz, tworzy więc w swoim filmie, jak to określał Jerzy Jarzębski, „labiryntową przestrzeń błądzenia”
Antropologia, mityzacja rzeczywistości i eschatologia
Z powyższym łączy się kreślona zarówno na kartach opowiadań Schulza, jak i w filmowym Sanatorium pod Klepsydrą antropologiczna refleksja nad człowiekiem. Świat wyobrażony przynosi niejednokrotnie symboliczny obraz miniaturyzacji czy też liliputyzacji jednostki
Has nie pomija także innego aspektu antropologicznego spojrzenia na człowieka – ujęcia jednostki jako zakorzenionej w historii i kulturze, które to warunkują kształt jej jaźni i egzystencji. Ten problem uwidacznia się w partiach filmu stanowiących adaptację Wiosny, w których obserwujemy Józefa przeżywającego dwie zlewające się ze sobą fascynacje – młodziutką i piękną Bianką oraz Franciszkiem Józefem, austro-węgierskim cesarzem. Podobnie jak w literackim pierwowzorze, tak i w filmie mieszają się perspektywy: jednostkowa i fantastyczna
A jednak próby te okazują się płonne, jako że bohater Schulza (w różnych opowiadaniach), chcąc nie chcąc, wiecznie powraca do rodzinnego domu. W przypadku Sanatorium ekwiwalentem tegoż domu staje się relacja z ojcem, którego Józef nie jest w stanie mentalnie opuścić. Poprzez swoje działania realizuje tym samym w pewnej mierze nietzscheańską ideę wiecznego powrotu, ale także symbolikę środka zgodną z ujęciem Mircei Eliadego – dom (ojciec) staje się centrum mitu, zaraniem i kresem egzystencji jednocześnie
Mieszają się więc u Schulza (a tym samym u Hasa) zgoła rozłączne porządki. Z jednej strony Sanatorium pod Klepsydrą jako adaptacja Wiosny samo staje się, jak ujmowali to interpretatorzy najdłuższego opowiadania Schulza, „wielkim komentarzem czasów”
Filozoficzny ekspresjonizm
Można więc stwierdzić, że Wojciech Jerzy Has, wbrew początkowej krytyce niektórych recenzentów, oddał na ekranie istotę tego, czym było pisarstwo Brunona Schulza. Istotę świata nijak nieprzystającego do realizmu, świata opartego na feerii snów, symboli, mitów i odprysków psychiki bohatera. Jaskrawy kolor wywołujący niepokój, ujęcia z bliskich kadrów wykrzywiające i tak już oniryczny świat, groteskowość lęgnąca się w każdym zakamarku scenografii podkreślającej chaos świata – to wszystko i jeszcze więcej zawarł Has w swoim filmie.
W pewnej mierze film Hasa można potraktować jako przykład filozoficznego ekspresjonizmu. Jest to rzecz jasna nawiązanie do doświadczeń ekspresjonizmu niemieckiego w kinematografii. Tak jak niegdyś Robert Weine w swym Gabinecie doktora Caligari, tak wiele lat później Has w Sanatorium pod Klepsydrą w sposób intencjonalny stworzył świat z płaszczyzn wystylizowanych, deformujących rzeczywistość. Pietyzm scenografii i kostiumów, malarski kontrast barw – wszystko to prowadziło do ukonstytuowania świata pokracznego, wykoślawionego, a tym samym nierzeczywistego. Tak jak czynił to Schulz za pomocą plastyczności języka, tak czynił to reżyser dzięki dobrodziejstwom plastyczności obrazu.
Ciekawe zresztą w tym kontekście wydają się teorie o rzekomych kontaktach Schulza z niemieckimi ekspresjonistami. Witold Nawrocki wskazywał niegdyś, że Schulz przynależał do tej samej generacji co Ernst Toller czy Bertolt Brecht
Zdarzali się i tacy, którzy – dostrzegając przywołane wyżej pewne estetyczne cechy wspólne Sanatorium pod Klepsydrą Hasa z Gabinetem doktora Caligari – zastanawiali się nad tym, na ile możliwe jest, że sam Schulz oglądał film Weinego
Towarzysz
Potrzebny mi jest towarzysz. Potrzebna mi jest bliskość pokrewnego człowieka. Pragnę jakiejś poręki świata wewnętrznego, którego istnienie postuluję. Wciąż tylko trzymać go na własnej wierze, dźwigać go wbrew wszystkiemu siłą swej przekory – jest trudem i udręką Atlasa. Czasem zdaje mi się, że tym wytężonym gestem dźwigania trzymam nic na swoich barkach. Chciałbym móc na chwilę złożyć ten ciężar na czyichś ramionach, rozprostować kark i spojrzeć na to, co dźwigałem
– napisał Bruno Schulz w jednym z listów skierowanych do Tadeusza Brezy