Nowy Napis Co Tydzień #204 / Wielka wojna małych obrazów
Uważny czytelnik Lalki Bolesława Prusa zwróci być może uwagę na jedną z bardziej hermetycznych i zarazem znaczących scen powieści, rozgrywającą się w paryskim hotelu. Tuż przed onirycznym spotkaniem – niczym z prozy E.T.A. Hoffmana lub Fiodora Dostojewskiego – własnego sobowtóra w pokoju z lustrem weneckim, Wokulski odbył krótką rozmowę z Suzinem. Moskiewski kupiec, który kupcem wcale zdaje się nie być, lub raczej kupcem i kimś znacznie więcej (niczym conradowski Marlowe, który będąc kapitanem marynarki Jej Królewskiej Mości, bywa kimś zgoła innym), namawia Stanisława Piotrowicza (jak konfidencjonalnie nazywa głównego bohatera) na spotkanie z inżynierami amerykańskimi, francuskimi (być może również angielskimi) i zakup kilku statków. Ta krótka scenka mówi nam nie tyle dość dużo o źródłach majątku Wokulskiego, ale znacznie więcej o naturze relacjach nie tylko handlowych między carską Rosją a mocarstwami Zachodniej Europy. Jest rok 1878, skończyła się kolejna „awantura bałkańska”, Francja – po krótkiej i krwawej serii potyczek – uległa technologicznej i militarnej przewadze Prus. Komuna Paryska upadła, cesarstwo przeobraziło się w republikę, angielscy przemysłowcy już mają lukratywne kontrakty na wydobycie nafty z kaukaskich złóż. O krwawej kampanii nad Wisłą i Niemnem sprzed piętnastu lat – która postawiła Europę na skraju wojny – nikt już nie chce pamiętać.
Patrząc z perspektywy stu sześćdziesięciu lat na relacje z powstańczej Polski i Litwy, dostrzegamy bardzo wiele mechanizmów charakterystycznych dla współczesnej polityki i mediów. Tak wiele się zmieniło, że aż nic się nie zmieniło. Każda ze stron usiłowała na swój sposób przekonać do swych racji opinię publiczną Zachodniej Europy, wciąż aktualne są nieustanne debaty, dyplomatyczne noty, którymi nikt się nie przejmuje, rosyjscy żołnierze zostawiają za sobą spaloną ziemię, publiczne egzekucje nie są niczym nowym. Widzimy zarazem jak polscy politycy – prawdopodobnie po raz pierwszy w dziejach – dzięki wysokonakładowej, ilustrowanej prasie usiłowali rozpropagować ideę niepodległego państwa. Widzimy również, jak przyszło im konkurować z doniesieniami z teatru wojny w Meksyku, Stanach Zjednoczonych i Południowej Azji. Z konfliktami, które działy się tak daleko od Europy, że nie wymagały trudnych etycznie wyborów.
W 1863 roku francuska i angielska prasa powstaniu styczniowemu w Królestwie Polskim poświęciła kilkaset not, zamieszczając – w miejsce fotograficznych reportaży – cykle ilustracji dokumentujących wydarzenia. Chyba nigdy w swych dziejach (aż do wybuchu Wielkiej Wojny) – może poza kampanią „obrońców moralności” przeciw Marii Skłodowskiej-Curie – istniejące od początku lat 40. XIX wieku ilustrowane magazyny nad Sekwaną i Tamizą nie poświeciły tyle szpalt tematom polskim. Interesująca w tych publikacjach jest nie tylko forma – Francuzi stawiali przede wszystkim na ilustrację, Brytyjczycy na tekst – ale również, kto publikował (bądź nie publikował) informacje i w jakim kształcie. Prasa austriacka kontrolowana przez dwór cesarski najpierw taktycznie milczała (przez miesiąc), ale równocześnie na terenie Wiednia ukazywało się (nieregularnie) czasopismo polskich emigrantów „Postęp” drukujące wiele artykułów i grafik dokumentujących wybuch i upadek powstania. Prusy – jak się wydaje nie mogąc pozostać obojętne wobec relacji o egzekucjach generała Michaiła Murawiowa (1796–1866) „Wieszatiela” (znanych nam później chociażby z artystycznej wizji w Kompleksie polskim Tadeusza Konwickiego) – opublikowały kilka antyrosyjskich grafik w nielicznych gazetach. Liczba artykułów oraz reakcje prasy wskazują, iż rządy państw europejskich były zaskoczone skalą okrucieństw carskiego wojska, a Prusy i Austria – jako beneficjanci rozbiorów – jeszcze nie chciały wchodzić w otwarty konflikt z Rosją. Wśród tych dwóch państw sympatia społeczna dla polskich powstańców obecna była przede wszystkim w Austrii. Ilustrowane czasopisma w Wiedniu, już od lutego 1863 roku, zamieszczają rysunkowe i tekstowe relacje z wojny polsko-rosyjskiej. Lektura wydań zachodniej prasy ułatwia nam spojrzenie na powstanie styczniowe z zewnątrz, pozwala uchwycić szerszy kontekst – realpolitik, która dominowała w działaniach wielkich mocarstw. To ten rodzaj chłodnej, nieomal naukowej analizy, który w opisie powstańczej epopei zastosował wiele lat później Stanisław Rembek, zaś adaptujący jego prozę Juliusz Machulski nakręcił polską wersję głośnego Plutonu Olivera Stone’a – Szwadron, najdoskonalszy obraz wojenny polskiej kinematografii po 1989 roku. Dodajmy tylko, że niektóre z grafik, publikowanych cyklicznie na łamach zagranicznej prasy ilustrowanej, posłużyły za materiał scenograficzny dla superprodukcji, a dla zrozumienia kontekstu relacji o polskim powstaniu należy pamiętać, iż spośród gazet europejskich tylko angielskie nie podlegały kontroli urzędów cenzorskich.
Równie ciekawa – z perspektywy lat, dla zrozumienia starej prawdy o „historii, która jest nauczycielką teraźniejszości” – okazuje się ewolucja poglądów, to swoiste „wychładzanie” sympatii dla polskich powstańców wraz z upływem kolejnych dni i miesięcy. Brytyjski tygodnik „Punch”, który z racji popularności oraz niewiarygodnego doboru nazwisk (między innymi Thackeray, Milne, Lewis) miał opinię czasopisma tyleż satyrycznego, co opiniotwórczego, kojarzyć nam się może przede wszystkim z żartobliwymi wierszykami i niezwykle bogatą warstwą ilustracyjną inspirującą gazety po obu stronach Atlantyku, jednak posiadał rozbudowany dział komentarzy politycznych. Raz w tygodniu – w typowy dla Anglików, teoretycznie beznamiętny, lecz często złośliwy sposób – przytaczano tam i komentowano wystąpienia parlamentarne. Numer z 28 lutego 1863 roku donosił:
Słowa godne ludzi, którzy je wypowiedzieli, zostały wygłoszone w Izbie Lordów, odnosząc się do rosyjskich niegodziwości w Polsce. Postępowanie rosyjskiego cesarza i rządu było tak brutalne, że nie można pominąć ich milczeniem, a Rosja nie powinna już być za to zaliczana do grona cywilizowanych narodów. […] Popierając oświadczenie Izby Gmin, nie zgadzamy się z ustawą monarchy i rządu (lecz nie narodu) Prus o zbiegłych powstańcach. Każdy z Polaków traktowany będzie w Anglii jak uciekinier i otrzyma wszelką pomoc
Punch’s essence of parliament, „Punch”, 18 lipca 1863, s. 22. [1].
Woda w potokach angielskich jednakże wolno płynie, jeśli wolno mi sparafrazować Winstona Churchilla. Już 18 lipca 1863 roku odnajdujemy notę, iż premier rządu brytyjskiego (Henry Thomas Palmerston, 1784–1865) wyraził zadowolenie, iż polityka królestwa wciąż oparta jest na zasadzie, aby nigdy nie składać zobowiązań wobec przyszłych wydarzeń, których przebieg jest niepewny. „Więc jeśli Francja chce iść na wojnę z Rosją (w obronie Polaków), to Brytania nie jest zobowiązana pomagać Francji
Mister Gladstone zauważył, że spełniliśmy swój obowiązek, składając protest. Mister Hennessy bronił legalności traktatu wiedeńskiego niczym Polacy swej niepodległości. Mister Kinteacke pochwalił Austriaków. Lord Palmerston wygłosił opinię, że na nastroje opinii publicznej ma wpływ francuska prasa wypowiadająca się pogardliwie o polityce brytyjskiego rządu, a sama Brytania może wezwać Rosję wyłącznie do zaprzestania rzezi w Polsce. Lord Messburry zasugerował ostry protest, aż do ostatecznego kroku, jakim mogłoby być odwołanie ambasadora z Rosji. Ostatecznym podsumowaniem owej życzliwej i nad wyraz ożywczej debaty był głos Lorda Ellenborough, który zaproponował, aby przed podjęciem ostatecznej decyzji skierować wnioski do dyskusji w Izbie Gmin
Punch’s essence of parliament, „Punch”, 1 sierpnia 1863, s. 41. [4].
Kurtyna. „Punch”, mam takie wrażenie, w poczuciu bezsilności przytacza jeszcze kilka mało istotnych wypowiedzi szeregowych parów i wyjątki z kilku debat jesiennych. Swoistym memento brytyjskiej sympatii dla polskiej sprawy jest króciutka notka z 31 października informująca, że fabryka w Birmingham wyprodukowała największe w swej historii nożyce parowe do cięcia blachy zamówione przez rosyjski rząd. Reporter „Puncha” podsumowuje: „Zakładamy, że zostaną one przeznaczone do wykonania ostatecznych cięć na ciele Polski. Chyba, że stępią się na polskiej stali, zwłaszcza jeśli do ich naostrzenia użyta zostanie francuska osełka”
Brytyjski tygodnik – wbrew redakcyjnym zasadom – nie komentował raczej wojny w Polsce za pośrednictwem rysunków. Wśród nielicznych przykładów wyróżnia się alegoryczna ilustracja Poland’s chain-shot (publikacja w numerze z 28 marca 1863 roku) ukazująca Polskę jako mitologiczną, grecką boginię Atenę oddającą salwę armatnią. Zupełnie inaczej relacjonowały powstanie styczniowe inne tytuły prasowe, również te z kontynentu – tu dominował przede wszystkim litograficzny reportaż. Wszak połowa XIX wieku to „złoty okres” drzeworytu sztorcowego, który zdominował europejską prasę. Większość ilustracji pozostawała anonimowa, lecz półtora wieku po styczniowym zrywie powstało wiele cennych opracowań
Mniej więcej od przełomu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych wybuch powstania był tylko kwestią czasu, a przymusowa branka zarządzona przez margrabiego Aleksandra Wielopolskiego – zaledwie pretekstem. Atmosfera przedpowstaniowa była nieomal fizyczna, zgrzytała w warszawskim powietrzu od początku lat sześćdziesiątych. Zagraniczna prasa nie mogła jej odnotować – jej nie interesowały nastroje i niewidzialna atmosfera, lecz namacalne fakty. Czasopisma polskie – pod groźbą likwidacji – nie odważyły się zamieścić nawet wzmianki o przedpowstańczej gorączce. W burzliwym czasie 1861 roku ukazał się jednak pewien rysunek. Do numeru noworocznego „Tygodnika Illustrowanego” z 5 stycznia 1861 roku Jan Nepomucen Lewicki (1795–1871), pełniący od prawie dwóch lat funkcję redaktora artystycznego magazynu, przygotował alegoryczny, pełen mitologicznych odwołań rysunek wraz z wierszem Deotymy (Jadwiga Łuszczewska, 1834–1908), który zapowiadał (lub raczej antycypował) masakrę manifestantów 27 lutego tego roku w Warszawie. Cenzura rysunek wraz z tekstem zaakceptowała. Niedługo potem numer (a w zasadzie jego resztki) został skonfiskowany. Do dziś w archiwach bibliotecznych ocalały egzemplarze cenzorskie z usuniętym rysunkiem Lewickiego. Twórca objęty został dozorem policyjnym i stracił stanowisko w „Tygodniku…”. Całą historię znamy z pamiętników Ludwika Jenikego (1818–1903), redaktora naczelnego czasopisma. Jan Nepomucen – według różnych świadectw – miał otworzyć zakład fotograficzny w Warszawie lub dzięki pomocy właściciela „Tygodnika Illustrowanego” Józefa Ungra (1817–1874) zdobyć paszport i uciec do Francji. Redakcję przed zamknięciem tytułu uratował fakt, iż poważnym udziałowcem spółki prasowej był Franciszek Maksymilian Sobieszczański (1814–1878), prezes Komitetu Cenzorskiego. Szczegółowo wydarzenia warszawskie, klimat polityczny i sam przebieg powstania mógł relacjonować – po polsku – tylko magazyn „Postęp” ukazujący się w Wiedniu oraz czasopisma obcojęzyczne.
Przytaczałem już fragmenty notatek z „Puncha”. Drugim opiniotwórczym tytułem z Wysp Brytyjskich, który relacjonował przebieg powstania, był „The Illustrated London News”. W przeciwieństwie do – satyrycznego w swej proweniencji – tygodnika, „TILN” stawiał na głębszą analizę, a tematyka powstania 1863 roku kilka razy pojawiła się na stronie tytułowej jako najważniejsze zagadnienie numeru. Przedstawiano czytelnikowi angielskiemu zarówno historię utraty przez Polskę niepodległości, jak i relacji polsko-rosyjskich. Gdyby angielski tygodnik docierał do powstańców, to numer 1 223 z 26 września 1863 roku wywarłby piorunuje wrażenie. Piorunujące swą racjonalnością. Periodyk – w przeciwieństwie do „Puncha” – pozwalał sobie czasem na emocjonalne komentarze i, co warto zauważyć, konsekwentnie używał terminu zbrojne powstanie o wolność, często stosując analogię między amerykańską wojną o niepodległość a Powstaniem Styczniowym:
Korespondencję między trzema mocarstwami a Rosją w sprawie Polski można uważać za zamkniętą. Książę Gorczakow (Aleksander Gorczakow, minister spraw zagranicznych carskiej Rosji) nie musi już zachowywać pozorów i wysłuchiwać protestów Anglii, Francji i Austrii. Związana wojną z powstańcami musiała podejmować pertraktacje z wstrząśniętymi i oburzonymi (okrucieństwem) narodami Europy. Tymczasem lato minęło i pozory są zbędne. Wprawdzie mocarstwa morskie mogłyby zorganizować ekspedycję, ale trzeba z nią poczekać do następnej wiosny, gdy mróz odblokuje porty w północnej Rosji. Ponad dwieście tysięcy rosyjskich żołnierzy nie zdołało pokonać powstańców, lecz pokona ich w ciągu trzech, czterech najbliższych miesięcy surowy klimat. Powiew zimy będzie straszniejszy niż huk muszkietów. Rosja zmiażdży wszelki opór, zemści się i przygwoździ naród, który ośmielił się bronić swych praw. Później powie Europie, że oto zapanował pokój i ład publiczny, tak mocno zagrożony walką o niepodległość i wolność
Russia shutting the door of diplomacy, „The Illustrated London News”, nr 1 223, s. 1. [7].
Trzeba również bardzo wyraźnie zaznaczyć (wbrew niektórym polskim opracowaniom), że podczas powstania roku 1863 roku zarówno „Punch”, jak i inne angielskie gazety – choć zatrudniały tak utalentowanego rysownika satyrycznego jak sir John Tenniel (1820–1914) – nie pozwoliły sobie na publikację żadnej karykatury polskich powstańców. Również „The Illustrated London News” (tak jak „Punch”) zamieścił śladowe ilości materiałów graficznych związanych z powstaniem styczniowym. Najbardziej charakterystyczna i najczęściej publikowana znalazła się w numerze 1 190–1 191. To niesygnowany drzeworyt ukazujący oddział Mariana Langiewicza zmierzający ku klasztorowi w Częstochowie. Litografii towarzyszy opis dziejów budowli, znaczenia ideowego dla Polaków, oblężenia w trakcie potopu szwedzkiego i konfederacji barskiej. Ten sam rysunek napotykamy w 63. numerze z 14 marca 1863 roku wiedeńskiego tygodnika „Waldheim’s Illustrirte Zeitung”.
Lutowe i marcowe (1863) doniesienia austriackiego magazynu ilustrowanego różnią się zasadniczo od artykułów w prasie angielskiej i francuskiej. Doskonałe ilustracje odnajdujemy zawsze na pierwszej stronie czasopisma, a wiedeńscy dziennikarze starają się nie poprzestawać na ogólnych informacjach dyplomatycznych, lecz szczegółowo relacjonować wydarzenia z bitewnych pól. I tu pojawiał się problem:
Raporty z teatru wojny są coraz bardziej mylące. Z jednej strony donosi Warszawa o jednym zwycięstwie po drugim, tak że niedługo powinni ogłosić ostateczną wiktorię z powodu braku powstańców. Tak się jednak nie dzieje, a rosyjskie biuletyny wciąż nakazują walczyć (w dodatku w tych samych miejscowościach), więc trzeba założyć, że powstańcy polscy byli albo bardzo liczni, albo są bardzo dzielni. Z drugiej strony nie wolno bezwarunkowo ufać polskim raportom. Bitwa pod Małogoszczą między Langiewiczem a rosyjskimi oddziałami skończyła się odwrotem Langiewicza do Tokarni i utratą 2 dział i 32 wozów oraz odbiciu kolumny jeńców między Miechowem a Kielcami. Raporty rosyjskie donoszą o 70 wozach i 152 koniach, ucieczce rannego Langiewicza i rozbiciu jego korpusu. Opisać całą sytuację to daremny wysiłek. O czym informuje się dzisiaj jest to prawdą dzisiaj, a nie będzie już prawdą jutro
Zur Tagensgechichte, „Weldheim’s Illustrierte Zeitung“ 1863, nr 62, s. 738. [8].
W numerze 66. z 4 kwietnia 1864 roku odnajdujemy rysunek ukazujący scenę kapitulacji Langiewicza przed oddziałem austriackim na granicy w Sosnowcu. Pierwszy z dyktatorów powstania zostaje internowany na terenie cesarstwa. Podpis widniejący w rogu „Ch. Lallemand” wskazuje na autora ryciny. Byłby nim Charles Martin Jacques Lallemand (1826–1904), francuski dziennikarz i malarz. Problem w tym, że w latach sześćdziesiątych przebywał on w Alzacji i okolicach oraz Szwajcarii, gdzie wykonał olbrzymi zestaw rysunków etnograficznych dla odbiorców z Baden Baden. Wprawdzie redakcja „L’illustration Journal Universel” twierdziła, że jej specjalnym wysłannikiem do Polski jest „M. Lallemand”, ale dość powszechną praktyką było upublicznianie fałszywych nazwisk korespondentów. Zasłona dymna miała chronić rzeczywistych informatorów i dziennikarzy, których w Polsce przebywało wtedy przynajmniej kilkunastu. Jak się jednak okazuje, jedno (nieobecność) nie przeszkadza drugiemu (publikacji). Powstanie styczniowe, obok wojny domowej w Meksyku, było jednym z pierwszych konfliktów na świecie, który był relacjonowany (w sferze obrazu) przez grafików korzystających z fotografii wykonanych w miejscu działań wojennych. Coś, co nam wydaje się z gruntu dziwne, wynikało z dwóch powodów: ograniczeń technologicznych w druku prasy i znacznie wyższej pozycji w hierarchii artystycznej ilustratorów. Fotografia reportażowa zacznie zdobywać uznanie dopiero dwie dekady później. Ilustracje publikowane w tygodnikach – dzięki autorstwu zagranicznych twórców – pojawiały się w wielu różnych tytułach i kilku krajach. Znów można uczynić paralelę z reportażem wojennym. Najlepsze lub najbardziej charakterystyczne fotografie ukazują się przecież w setkach, jeśli nawet nie tysiącach tytułów prasowych. Numer 70. (2 maja 1863 roku) „Weldheim’s Illustrierte Zeitung“ przynosi grafikę oddziału powstańczego maszerującego drogą z bardzo charakterystycznymi elementami krajobrazu. To Maczuga Herkulesa i w oddali zamek na Pieskowej Skale. Ten sam wizerunek pojawił się również w prasie francuskiej. Podobno – tak przynajmniej głosi legenda – nietypowy kształt skały z Doliny Prądnika (ukazany na rycinie) sprowokował dwóch Anglików do przyjazdu do Polski. Już po upadku powstania mieli oni być pierwszymi zdobywcami szczytu Maczugi Herkulesa. Relacje z pól bitew wzmogły również w całej Europie zainteresowanie Polską. Austriacki tygodnik zaczął publikować rysunki krajobrazów polsko-litewskich nawet nie związanych z działaniami powstańczych oddziałów. W numerze 70. to widok Kowna. W kolejnym wydaniu pojawia się anonimowa rycina mszy na jednej z polan leśnych. Relacjonując powstanie styczniowe, austriacki periodyk zwracał również uwagę, iż wojna polsko-rosyjska nie ma tylko charakteru walki z tyranią i pragnienia odzyskania niepodległości, ale jest również konfliktem o charakterze religijnym. Ten wymiar zaczął być akcentowany mniej więcej w piątym miesiącu powstania. Przykładem może być tu ilustracja powstańczego oddziału, który podpala cerkiew w lesie koło Nowogródka (nr 73. z 26 maja 1863 roku).
Stopniowo „Weldheim’s Illustrierte Zeitung“ w swych relacjach zaczyna się koncentrować na „okropnościach wojny”. Związane jest to – sądząc po przywołanych już we fragmentach relacjach z gazet brytyjskich – z notami rządów Francji, Anglii i Austrii, które pod wpływem opinii publicznej zaczęły protestować przeciw pacyfikacjom i masowym egzekucjom przeprowadzanym przez Rosjan. W 75. numerze (6 czerwca 1863 roku) uwagę zwraca zamieszczona na stronie tytułowej ilustracja ukazująca egzekucję Zygmunta Padlewskiego (1836–1863), członka Tymczasowego Rządu Narodowego, rozstrzelanego w Płocku 15 maja. Kompozycja ryciny jest wyraźnym nawiązaniem do słynnego obrazu Francisco Goi Rozstrzelanie powstańców madryckich: bardzo podobny wizerunek (wymowny) członków plutonu egzekucyjnego i Padlewski w postawie stylizowanej na klasycystyczne wizerunki bohaterów wojen napoleońskich. Trwające wiele miesięcy walki z coraz większym trudem przenikają do świadomości czytelników prasy. Wiedeński tygodnik coraz rzadziej publikuje doniesienia z Polski. Tylko spektakularny sukces lub raczej spektakularna śmierć mogą jeszcze wzbudzić zainteresowanie. 5 grudnia 1863 roku opuszcza drukarnię 101. numer „Weldheim’s Illustrierte Zeitung”, w którym zamieszczono opis i rycinę ukazującą śmierć generała Dionizego Czachowskiego (1810–1863) w bitwie pod Jaworem Soleckim. Bohaterowie dogasającego powstania ukazani są tu w sztafażu malarstwa religijnego. Ginący Czachowski, umieszczony w centrum, to już nie żołnierz, lecz męczennik w pozie charakterystycznej dla epoki późnego manieryzmu. To symboliczne domknięcie „polskiego tematu” na łamach wiedeńskiego tygodnika.
W stolicy monarchii austriackiej – jak już wspomniałem – ukazywał się w latach 1860 (1859?)–1863 niezwykły (jak na warunki emigracyjne) magazyn „Postęp: pismo malownicze oświacie przemysłowej, literaturze i rozrywce poświęcone”. Dość powszechnie kojarzone było z postacią Artura Grottgera (1837–1867), który przebywał w Wiedniu na stypendium, a znany był czytelnikom gazet z publikacji między innymi na łamach „Weldheim’s Illustrierte Zeitung”. Malarz nawiązał ścisłą współpracę z Józefem Osieckim (1827–1901), wydawcą i redaktorem naczelnym „Postępu”. W 1863 roku Grottger został nawet redaktorem odpowiedzialnym gazety, która wychodziła z dość dziwną częstotliwością – najpierw raz w miesiącu, później trzy razy, wreszcie jako dwutygodnik i nieregularnik, aby w obliczu klęski powstania styczniowego zaprzestać działalności. Rysunki i ich serie ułożone w krótkie historyjki były najczęściej przedrukami z polskiej prasy (przykładem „Szkice warszawskie”), zaś wśród autorów ilustracji redakcja wymieniała (nie podpisując nigdy autorów) następujące nazwiska: Napoleon Dębicki (1820–1865), Artur Gro(t)tger (1837–1867, wyjątkowo kilka razy podpisany, ale dopiero w roku 1863, gdy zamieszczał ryciny wcześniej zamówione przez austriacką prasę), Juliusz Ko(s)sak (1824–1899), Leopold Löffler (1827–1898), Jan Matejko (1838–1893) i Kornel(i) Szlegel (1819–1870). Niezbyt porywająca szata typograficzna nie dorównywała czasopismom krajowym, ale – stosując odwróconą strategię przedruków – zapoznawała Polaków mieszkających w Wiedniu z problematyką i niektórymi autorami tworzącymi w kraju. Niestety problemy finansowe wydawcy (spowodowane nie tyle jego brakiem umiejętności, co wielokrotnymi konfiskatami nakładu i aresztowaniem właściciela) spowodowały najpierw okrojenie objętości z dwudziestu czterech do ośmiu stron, a potem – gdy cała Europa czekała na informacje z powstańczej Polski – opóźnienia w publikacji rycin nawet do trzech, czterech miesięcy i w dodatku za pośrednictwem gazet francuskich.
Pierwsze informacje o wydarzeniach prowadzących pośrednio i bezpośrednio do wybuchu powstania ukazały się w siódmym zeszycie „Postępu” z kwietnia 1861 roku. Bardzo szczegółowy opis lutowej masakry w Warszawie:
[…] Strzały padły wzdłuż wązkiej ulicy krakowskiego przedmieścia – strzelano rotowem ogniem po domach i do ludzi stojących o dziesięć kroków od żołnierzy. Strzelano także do stojących w oknach pierwszego i drugiego piętra. Liczba rannych bardzo znaczna (147) – poległo śmiercią kilkunastu; z tych wiadomi są: Marcel Karczewski, obywatel z Sieradzkiego 70-letni starzec, Zdzisław Rutkowski ob. z Rawskiego, Karol Brendl robotnik z fabryki żelaza, Michał Arcichiewicz student VI. klasy, Vitte francuz inżynier, Adamkiewicz wyrobnik, Kaczewski, żyd jeden i kilku rzemieślników
Nieszpory warszawskie, „Postęp” 1861, z. 7, s. 151. [9].
– uzupełniała anonimowa rycina ukazująca pogrzeb ofiar. W zeszycie 10. odnajdujemy drzeworyt wykonany na podstawie najsłynniejszej bodaj fotografii Karola Beyera (1818–1877) – w „Postępie” błędnie zapisanego jako „Bayer”. To wizerunek zwłok pięciu zastrzelonych mężczyzn, które złożono na parterze Hotelu Europejskiego. Fotografia Beyera została reprodukowana prawdopodobnie w kilku tysiącach egzemplarzy i sprzedawana w wielu polskich miastach. Kolejne ryciny przedpowstaniowe publikowane na łamach „Postępu” (oraz kilku europejskich gazet) również oparte były na zdjęciach warszawskiego fotografika. We wrześniu 1861 roku, po kilku zmianach wymuszonych kondycją finansową tytułu, radykalnie zmniejszono objętość czasopisma oraz tytulaturę (z „zeszytu” na „numer”). To właśnie już w numerze 7. ukazuje się rycina (prawdopodobnie również mająca swe źródło w fotografii) przedstawiająca apokaliptyczną wizję obozu wojsk kozackich na placu Krasińskich w Warszawie. Trudno rozstrzygnąć, kto był autorem pierwowzoru. Raczej nie Karol Beyer, który od października 1861 do maja 1862 roku przebywał w więzieniu, aresztowany za rozpowszechnianie wizerunku pięciu mężczyzn zastrzelonych podczas demonstracji lutowej. W tym dramatycznym krajobrazie ilustracji sprzed wybuchu powstania i przebiegu walk wyróżnia się rysunek satyryczny pojawiający się na ostatnich stronach „Postępu”. Absolutne mistrzostwo lapidarnego przekazu i metafory osiągnął anonimowy autor; publikują niemy, sześciokadrowy komiks Sceny warszawskie z czasów oblężenia (numer 6/1861). Nieme sceny z udziałem ponurej, odczłowieczonej figury carskiego żołnierza (niczym pionek szachowy), który spogląda w nuty, do garnków, obserwuje nakręcanie zegara, doskonale oddają atmosferę stolicy Królestwa Polskiego. Pierwsza ilustrowana relacja z powstania ukazała się w numerze 6. z 25 lutego 1863 roku. To Obóz powstańców w lasach św. krzyzkich, opis działań oddziału Langiewicza wraz z anonimową ryciną. W numerze 8/1863 pojawia się jedna z cyklu powstańczych rycin Grottgera (Wdowa), a na ostatniej stronie satyryczny, dwukadrowy rysunek ośmieszający działania rosyjskich wojsk w trakcie walk partyzanckich. W kolejnym numerze na tytułowej stronie odnajdujemy dużą rycinę batalistyczną oraz opis bitwy pod Wąchockiem, zaś na ostatniej stronie – rezerwowanej w nieomal każdym europejskim czasopiśmie ilustrowanym na komiks, rebusy, karykatury – dwa rysunki satyryczne, których charakter jest już dość zbliżony do wzorców brytyjskich. To niemalże animalistyczne przedstawienie sojuszników Rosji oraz „tego jednego Kozaka, który ginie w boju z powstańcami” (9/1863).
Numer 10. „Postępu” poświęcony jest niemal w całości postaci Mariana Langiewicza. Materiał ilustracyjny to portret pierwszego dyktatora powstania, ilustracja pola bitwy pod Małogoszczą (znana nam również z „Waldheim’s Illustrirte Zeitung”) oraz Przysięga Langiewicza w Goszczy, tutaj z podpisem informującym, iż drzeworyt wykonano na podstawie szkicu Wal(-erego) Gadomskiego (1833–1911), rzeźbiarza z Krakowa. Tych rycin i notek powstańczych o charakterze obyczajowym (nie tylko batalistycznym) w wiedeńskim czasopiśmie napotkamy jeszcze kilka: Przedstawienie się w kwaterze naczelnego wodza (11/1863), Obóz w Goszczy (12/1863 – według rysunku Wilhelma Leopolskiego (1828–1892), malarza, specjalnego i tajnego korespondenta na terenach walk powstańczych, Przechód powstańców przez granicę (13/1863, Leopolski), Bitwa pod Walewicami (14/1863), Dniówka litewskich powstańców (15/1863, jako autor – bądź rytownik – figuruje X.A. Hofmann), Konwój rannych powstańców do Krakowa (16/1863), Obóz pod Brzeziną(17/1863). Napotkamy podobnie satyryczne rysunki z moskiewskim żołnierzem, mroczną i pozbawioną cech indywidualnych figurą: Stryj i synowiec – 11/1863; Sam diabeł nie utrzyma, kiedy potok śluzę przerwie – 10/1863), Depesza (13/1863), Jak pojmują i spełniają konwencję prusko–rosyjską (14/1863), Braterskie pozdrowienie (17/1863), Przydatek do biografii Murawiewa (18/1863). Styl tych rysunków, forma, kreacja postaci zdają się sugerować, iż autor był albo uważnym czytelnikiem „Puncha” lub „Fliegende Blätter”, albo nawet pochodził z jednego z krajów wydawcy.
Ostatnie numery „Postępu” – który przestaje ukazywać się w grudniu 1863 roku – to dokument nie tylko upadku powstania, ale i grabieży dokonanej przez wojska carskie: Kozactwo w czasie rabunku (18/1863), Spalenie sprzętów i innych ruchomości przed pałacem hr. Andrzeja Zamojskiego w Warszawie (19/1863). Numer 20. z 15 grudnia 1863 roku przynosi dwie litografie Hofmanna – W bitwie pod Batorzem i Przewóz broni i amunicji przez granicę pruską oraz rycinę Zgon Padlewskiego, obrazującą egzekucję z maja, lecz jakże zgoła inaczej niż „Weldheim’s Illustrierte Zeitung”. Tutaj członek Tymczasowego Rządu Narodowego zostaje umieszczony w scenerii romantycznego krajobrazu, a jego poza przywołuje malarstwo prerafaelitów. Zanim przejdziemy do ostatniego z prasowych archiwów powstańczych (czasopism francuskich) zwrócę uwagę na pewien drobny szczegół. Pod – prawie bez wyjątku anonimowymi – grafikami z okresu powstania, które zamieszczał Osiecki w „Postępie”, widnieje czasem podpis „X.A. Hofmann”. Żadne ze źródeł czy współczesnych opracowań nie zdołało zidentyfikować personaliów autora. Być może jest to związane z faktem, że europejskie redakcje wysyłały swoich korespondentów i rysowników na fałszywych paszportach, chroniąc tożsamość tych, którzy dokumentowali rosyjskie zbrodnie w Polsce.
W 1860 roku redaktorem naczelnym paryskiego tygodnika „L’illustration Journal Univeresel” zostaje Edmund Texier (1816–1887). Jeszcze przed wybuchem powstania nawiązuje z nim kontakt książę Władysław Czartoryski (1828–1894) w imieniu emigracyjnego Hotelu Lambert. Doszło do niezwykle interesującej transakcji. Czartoryski – już po rozpoczęciu wojny, jako przedstawiciel Rządu Narodowego na Francję – zaoferował Texierowi darowiznę na rzecz redakcji w wysokości 2 500 franków oraz obiecał rezygnację z prenumeraty innych paryskich tytułów ilustrowanych przez polskie środowisko emigracyjne. W zamian „L’illustration” miało wspierać powstańców i informować o wydarzeniach w Polsce. Ten zabieg – dziś nazwalibyśmy go „piarowskim” – okazał się dość skuteczny. Francuska prasa ilustrowana (wspierana przez opinię publiczną) publikowała bardzo dużo materiałów (w tym rycin) związanych z powstaniem styczniowym. Ilu było rzeczywistych korespondentów z Francji w Polsce i na Litwie, a ile drzeworytów stworzono, opierając się na szkicach przesyłanych anonimowo przez polskich twórców, dziś trudno dociec. Były to w każdym razie liczby imponujące. Piotr Paweł Gach (Powstanie styczniowe na łamach paryskiego tygodnika „L’illustration. Journal Universel”, „Niepodległość i Pamięć”, nr 19, 2003), powołując się na Katalog wystawy historycznej w stulecie powstania styczniowego (Londyn, 1964) Jana Jarzębowskiego oraz opracowania Krzysztofa Olszańskiego z lat osiemdziesiątych i inne, podaje, iż najważniejsze francuskie periodyki „Le Monde Illustré”, „Le Charivari”, „L’Universe Illustré”, „Gallerie de Hommes Illustres”, „L’illustration” zamieściły ponad dwieście pięćdziesiąt grafik związanych z powstaniem 1863 roku. Przywołajmy niektóre z najciekawszych wraz z autorami, których udało się zidentyfikować.
„Le Monde Illustré”, magazyn informacyjny założony w 1857 roku, opierał się na drzeworytach korzystających z dokumentacji fotograficznej. Wygląd tygodnika łudząco przypominał „The London Illustrated News”, ale informacje o powstaniu były tu bardziej zdawkowe, zamiast na tekst, redakcja postawiła zdecydowanie na obraz. Pierwszy drzeworyt – grupę odpoczywających kosynierów – zamieszczono w numerze 308. z 7 marca 1863 roku. O ile ta kompozycja okazuje się nadzwyczaj statyczna, to już w numerze 311. z 28 marca autor szkicu przedstawiony jako „M.P.” ukazuje nam bardzo dynamiczną scenę odbicia Brzeska z rąk Rosjan, a litografii towarzyszy opis walk pod Częstochową. W kolejnych numerach mamy scenę we wnętrzu – zakonnik benedyktyński błogosławi synów starego szlachcica wyruszających do lasu (312/1863). Strona tytułowa kolejnego numeru została ozdobiona – typowym już dla ikonografii powstańczej – wizerunkiem grupy kosynierów i kilku strzelców w bitwie pod Kazimierzą. Tym razem możemy odczytać podpis autora. To Janet (Ange-Louis, 1815–1872), malarz specjalizujący się w scenach historycznych. W tym samym wydaniu (313/1863) pojawia się szereg rycin ukazujących klasztor w Częstochowie, Wawel, kościół św. Krzyża w Warszawie i ogólny widok Krakowa. Towarzyszą one relacji z bitwy pod Kazimierzą. Można odnieść wrażenie, iż redakcja, starając się relacjonować przebieg powstania, znacznie lepiej orientuje się (i jest bardziej zainteresowana) toczącą się równolegle wojną domową w Meksyku, w którą bezpośrednio zaangażowane były armie Francji i Austrii.
W przywołanym już numerze z bitwą kazimierską i widokami polskich zabytków nagle zaskakuje nas całostronicowy drzeworyt ukazujący pole walki pod Kowlem na Wołyniu. Ten kadr (według szkicu „M.K…”) przypomina nam centralny układ Bitwy pod Grunwaldem Jana Matejki. Podobny rozkład kompozycji i postaci. Na podstawie szkicu wykonał go – jak świadczy sygnatura – „A. Jacob”. W numerze następnym (314.) stronę tytułową zdobi wizerunek Kowna, zaś wewnątrz odnajdujemy znaną nam już ilustrację oddziału powstańców maszerującego do zamku na Pieskowej Skale. Reprodukował ją między innymi „Weldheim’s Illustrierte Zeitung“. Jak zatem widzimy – w przypadku relacji z powstania styczniowego – istniała swego rodzaju wymiana ilustracji (jak dziś fotografii) między redakcjami różnych państw lub pracownia rytownicza sprzedawała je kilku redakcjom, nie patrząc na prawa autorskie, które uporządkowano (przynajmniej wstępnie) dopiero dwadzieścia lat później na zjeździe w stolicy Austrii. Dowodów na wędrówkę szkiców i litografii dostarcza następne wydanie „Le Monde Illustré”. Znany już nam wizerunek mszy polowej, tym razem z sygnaturą Janeta, następuje po scenie uroczystego śniadania wielkanocnego w jednej z warszawskich rezydencji arystokratycznych. Zaraz potem następuje całostronicowa relacja z walk ulicznych na jednym z kazimierskich placów. Widzimy zatem, że dla prasy francuskiej powstanie styczniowe stało się pretekstem dla dość szerokiej prezentacji nie tylko walk zbrojnych, ale również „turystycznych atrakcji” na terenie Królestwa Polskiego i Litwy oraz ciekawostek obyczajowych (w tym obrzędów religijnych). Sceny pełne patosu, zwycięskich bitew, triumfalnych marszów zaczynają ustępować reporterskim wizerunkom klęski. Od przełomu kwietnia i maja 1863 roku było to litograficzne świadectwa porażek, bólu i śmierci. Jedną z bardziej realistycznych i przygnębiających rycin publikuje paryski tygodnik 16 maja (numer 318). To polowy szpital sportretowany przez F(elixa) Thorigny (1824–1870), rysownika z Caen, znanego malarza wedut. Podobnie sceny bitew stają się coraz – o ile można użyć tego określenia – ekstatyczne, brutalnie widowiskowe. Możemy tylko domniemywać, iż czytelnik francuski domagał się właśnie takich relacji. Stronę tytułową „Le Monde Illustré” numer 522 otwiera scena ataku na pociąg w Czyżowie z eksplodującym parowozem na pierwszym planie. Ostatni akt powstańczej walki zapowiada – chyba najczęściej reprodukowana – litografia ukazująca carskiego popa odczytującego ukaz Aleksandra III znoszący poddaństwo polskich chłopów (numer 338 z 3 października 1863 roku). Autorem wyjściowego szkicu jest Auguste Auclair (pseud. „Carauli”, ?–1874), a rysownikiem Janet. Symboliczne umieszczenie w jednym kadrze kościoła i cerkwi ma oznaczać zgodę i pokój. 24 października francuski dziennik wzmacnia narrację o zaprzestaniu walk i zawarciu pokoju. Oto przed carskim kapitanem polski powstaniec składa przysięgę wierności. 21 listopada (numer 345) zostaje uwolniony jeden z carskich generałów pojmany przez powstańczy oddział. Grafiki w „Le Monde Illustré” przynoszą nam nieomal sielski obraz. Nie ma egzekucji, nie ma rabunków, nie ma już katorgi i konfiskaty majątków. Powstańcy składają przysięgę wierności, chłopi są radośni, carscy żołnierze dobroduszni. Ten wizerunek wzmacnia jeszcze rysunek opublikowany 5 grudnia 1863 roku. Carski oficer na koniu wizytuje jedną z wiosek. Dumny włościanin (w otoczeniu kilku osób) pokazuje mu gromadkę rozradowanych dzieci u wrót niewielkiej szkoły. Można by wręcz zacytować Spokój panuje w Warszawie. Dziwnym jednak trafem zarówno stroje chłopów, jak i ich stojących trochę z boku żon, architektura budynków oraz, jakkolwiek by było, nadmierny spokój i „dyżurny” entuzjazm mieszkańców wskazują, iż „niespodziewana inspekcja” odbywa się raczej w jednej z guberni centralnej Rosji.
Odmienny sposób prezentacji wydarzeń powstańczych – związany z profilem czasopisma – przyjmuje „Le Charivari”. To dziennik satyryczny (zaledwie czterostronicowy), ale znany z publikacji rysunków ekstraklasy francuskich grafików. Jednym z nich był Amédée de Noé (1818–1879), występujący pod pseudonimem „Cham”, jeden z najważniejszych ilustratorów europejskich połowy XIX wieku. W „Le Charivari” w każdą niedzielę (a często również czwartek) ukazywała się kronika aktualnych wydarzeń jego autorstwa. W 1863 roku najważniejszymi tematami była wystawa sztuki w Paryżu, powstanie styczniowe i wojna w Meksyku (w tej kolejności). Ponadto w każdym numerze na trzeciej stronie drukowano zajmujący pół kolumny rysunek satyryczny. Redakcja gazety bardzo wyraźnie popiera polskich powstańców, a negatywnymi bohaterami ilustracji – na równi z Rosjanami – są Pruscy urzędnicy i wojskowi, którzy albo toczą zakulisowe rozmowy, albo z przerażeniem obserwują polską granicę, za którą toczy się wojna o niepodległość. Obok typowych figur Kozaka (z zakrzywioną szablą typu tureckiego) i Prusaka w charakterystycznym hełmie występują dyplomaci francuscy, brytyjscy i austriaccy, którzy pukają nieśmiało do drzwi Rosji, toczą długie debaty, miesiącami przygotowują noty protestacyjne. Również powstańcy ukazani są w sposób typowy dla figur commedia dell’arte (sposób prezentacji wszystkich bohaterów konfliktu jest zresztą bardzo skonwencjonalizowany) – mają być natychmiast rozpoznawalni przez czytelnika, występując zawsze z charakterystycznym atrybutem. W przypadku powstańców jest to kosa postawiona na sztorc. Jeszcze jeden element wyróżniał satyryczne rysunki w „Le Charivari” – to obecność klasycznych mitów śródziemnomorskich, bogów: Ateny, Aresa czy najlepiej znanych motywów (dyplomacja europejska zostaje opisana za pomocą opowieści o Syzyfie – numer z 17 lipca 1863 roku). Autorem tego rysunku jest wspomniany „Cham”. Obok niego dziennik paryski opublikował grafiki związane z polskim tematem autorstwa między innymi Charlesa Verniera (1813–1892), rytownika, wydawcy, ilustratora, Julesa Pelcoqa (bd.) oraz Danjoya (nie mylić ze słynnym architektem Jeanem Charlesem, 1806–1862) – jego rysunek ukazujący generałów francuskiego i brytyjskiego, popychanych przez pruskiego żołnierza, toczących ogromną bryłę z napisem „question polonaise”, których obserwuje rosyjski junkier – dość dobrze ilustrował sytuację w połowie roku 1863 („Le Charivari”, 10 czerwca). Redakcja zastosowała zresztą dość nietypowy zabieg narracyjny i o ile inne czasopisma koncentrowały się na ukazywaniu bezpośrednim wydarzeń w Polsce, to tu obserwujemy wszystko z perspektywy zewnętrznej – dyplomatyczne przepychanki czy koncert charytatywny na rzecz „biednych Polaków” (numer z 3 lipca). Ta perspektywa obserwatora (dość obojętnego) przypisana zostaje francuskiemu rządowi. Daleki od żartobliwego stylu czasopisma jest rysunek „Chama” wydrukowany 12 marca – rosyjski żołdak gwałci dziewczynę (symbolicznie Polskę), a w drzwiach odwraca spojrzenie w inną stronę starsza kobieta (Francja). Na podstawie ilustracji w „Le Charivari” możemy zresztą zaobserwować ikoniczne wizerunki poszczególnych nacji w prasie europejskiej. Francja, Polska i Grecja to zawsze kobiety w strojach antycznych, pierwiastek męski to Brytania, Austria, Prusy i Włochy. Wreszcie Rosja w dość częstej hybrydzie męsko-zwierzęcej.
Ten gorzki, satyryczny ton francuskiego dziennika nie pozostawiał złudzeń – Rosjanie ignorują świat zewnętrzny, cenzurują wiadomości (autotematyczny rysunek o wolności prasy w numerze z 13 maja), a powstańcy nie mają szans na jakąkolwiek pomoc, poza kilkoma gestami natury dyplomatycznej. Redakcji „Le Charivari” pozostała tylko metafora, żart – często groteskowy i makabryczny – jednym z nich jest dialog między Europą (grecka bogini) a rosyjskim kucharzem na temat przypalonej potrawy. Ową potrawą jest dymiący na patelni Pułtusk (rysunek Julesa Pelcoqa zamieszczono w numerze z 5 maja).
Najbardziej ekskluzywny i zarazem drogi paryski tygodnik – „L’illustration Journal Universel” – zaproponował odmienny sposób relacji z działań powstańczych, bliższy prasie londyńskiej i do pewnego stopnia „Le Monde Illustré”. Nie unikał scen batalistycznych i obrazów grabieży. Pierwszy poważniejszy materiał ukazujący bezpośrednią przyczynę wybuchu powstania – przymusową brankę do carskiego wojska – oraz podobizny pierwszych przywódców: Mariana Langiewicza (1827–1887) i Zygmunta Padlewskiego oraz anonimowego pułkownika kozackiego, ukazał się w numerze 1 045 z 7 marca 1863 roku. Ryciny komentował tekst Leona Zienkowicza (1808–1870), krytyka literackiego, a także anonimowa nota autorstwa „P.P.”. Ostatni z rysunków jest przypisywany Juliuszowi Kossakowi (podobnie jak wiele innych), chociaż jego sygnatura nie widnieje na stronach tygodnika. Rekonstrukcję pochodzenia wielu ilustracji podajemy za opracowaniami, które bazując na książce Kazimierza Olszańskiego Juliusz Kossak (1988) i wcześniejszych badaniach, podają, iż polski artysta opublikował anonimowo na łamach „L’illustration” dwadzieścia grafik powstańczych. W numerze 1 047 ukazuje się olbrzymia (zajmująca dwie strony) litografia będąca portretem zbiorowym Błogosławieństwo oddziału kosynierów udających się do Langiewicza. Autorstwo szkicu jest przypisywane Leonowi Kaplińskiemu (1826–1873), malarzowi i komuś w rodzaju rzecznika prasowego Hotelu Lambert. Jako autor jest sygnowany Jules Worms (1932–1924), zaś drzeworyt wykonano w pracowni paryskiej, której oznaczenia odnajdziemy na większości grafik powstańczych – „Best, Cosson & Smeeton”. Już ten przykład może nam unaocznić, jak trudne jest odkrycie rzeczywistych (polskich) twórców publikowanych ilustracji lub szkiców czy fotografii, na których bazowali drzeworytnicy. Doskonałą realizacją umowy między Czartoryskim a redakcją „L’illustration Journal Universel” okazał się numer 1 048 z 28 marca, niemal w całości poświęcony polskim powstańcom. Znalazło się w nim aż dziewiętnaście rycin i dokładna relacja pierwszych miesięcy walk wraz z objaśnieniem, dlaczego powstanie wybuchło i o jaką sprawę walczą Polacy. W spisie ilustracji odnajdujemy: portrety Mariana Langiewicza, Henryki Pustowójtówny (1838–1881), Józefa Wysockiego (1809–1873), czyli trójki dowódców powstańczych, którzy po pierwszych klęskach i próbie ucieczki przez Austrię zostali tam internowani, wizerunki kawalerzysty, kosyniera, huzara, lansjera, muszkietera, obóz pod Michałowicami, Bitwę pod Węgrowem, powstańców pod Łowiczem, widok Krakowa, rannego kapelana odprowadzanego z pola walki, odpoczynek powstańców obok przydrożnej kapliczki (prawdopodobnie to góra koło Pińczowa). Większość rysunków, które stanowiły pierwowzór ilustracji w tym numerze, przypisywana jest Juliuszowi Kossakowi.
Jeszcze w kwietniu prezentowane są przede wszystkim sceny zwycięskich bitew z udziałem powstańców – starcie pod Olszynką (nr 1 052), konwój rosyjski zaatakowany w Kostowej Rudzie na Litwie (nr 1 052) czy powitanie oddziału powstańczego przez mieszkańców jednej z litewskich osad (nr 1 053). W czerwcu zainteresowanie słabnie. Na łamach tygodnika dominują relacje i rysunki wojny w Meksyku, w której bierze udział również francuski korpus ekspedycyjny. Relacje powstańcze z Polski zaczynają ukazywać stopniową klęskę powstańców – to scena przesłuchania schwytanego kosyniera (nr 1 064), słynny wizerunek obozu żołnierzy rosyjskich na placu Zamkowym w Warszawie z lasem białych namiotów (nr 1 073 z 19 września). Rysunek wykonał Godefroy Durand (1832–1920) na podstawie fotografii Karola Beyera, zaś ryt – znana nam już pracownia „B. C. & S.”. W kolejnym wydaniu przedstawiono portret Bolesława Kołyszki (1838–1863), jednego z komendantów powieszonych z rozkazu Murawiowa oraz rosyjski obóz pod Kielcami otaczający kordonem miasto. W numerze 1 075. mamy bodaj ostatnią rysunkową relację z bitew, które mogły wskazywać, iż powstanie ma jeszcze cień szansy na powodzenie. To obrona zamku w Glanowie, bitwa pod Zagórową i portret generała Aleksandra Krukowieckiego (1825–1896). 10 października 1863 roku „L’illustration” zamieszcza jeden z najważniejszych – tematycznie – drzeworytów związanych z powstaniem styczniowym. Wiedeński „Postęp” w znacznie gorszej jakości opublikuje go dopiero 1 grudnia. To prawdopodobnie rysunek Juliusza Kossaka ukazujący splądrowanie pałacu Zamojskiego w Warszawie. Z okien pałacu dokonano nieudanego zamachu na carskiego namiestnika Fiodora Berga (1794–1874). W odwecie Kozacy spalili niemal całe wyposażenie budynku, a z jednego z pięter wyrzucono fortepian, na którym grał Fryderyk Chopin. Ta scena, uwieczniona w liryku Cypriana Kamila Norwida, na ilustracji ma jeszcze bardziej złowieszczy wydźwięk. Wokół ogromnych ognisk tłoczą się żołnierze w rosyjskich mundurach, z okien spadają sprzęty i wirują nadpalone papiery, strzaskane wieko fortepianu leży pod końskimi nogami, a dwaj piechurzy walczą o resztki instrumentu, rozrywając go niczym kawał mięsa. Scena nieomal filmowa. To prawie finał relacji powstańczych w „L’illustration Journal Universel”. Jeszcze tylko pojedyncze rysunki według szkiców (jak podają opracowania) Henryka Dziarkowskiego (1839–1908) zamieszczono w roku 1864, gdy rozstrzeliwano i wieszano ostatnich powstańców, a starcia przypominały samobójcze ataki. To Więzień polski pędzony ulicami Wilna, Atak pod Świętobrością (nr 1 088, rysunek Duranda) i Widok z ogrodu na bal w siedzibie władz w Warszawie, który przypomina raczej upiorny sabat (nr 1 096, rysunek Langego).
Powstanie styczniowe, a przede wszystkim jego klęska, stała się najgorszym doświadczeniem całego pokolenia aż do schyłku XIX wieku. Można chyba stwierdzić, że skala traumy i represji na podobną skalę dotknęła mieszkańców Polski dopiero w 1915 roku wraz z wielkim głodem w Warszawie. Patrząc na prasę francuską, brytyjską, austriacką (a także pomniejszych nacji, bo przedruki ukazywały się w czasopismach szwedzkich i włoskich), a szczątkowe ilustracje dotarły nawet za ocean, polscy powstańcy odnieśli „moralne zwycięstwo” i pokonali Rosję w medialnej wojnie.