Nowy Napis Co Tydzień #220 / Odnawianie tradycji w stylu komediowym. Dramaty Jarosława Marka Rymkiewicza
Więź z dziedzictwem kultury
Jarosław Marek Rymkiewicz zaczynał jako poeta nieco wcześniej niż jako dramatopisarz, choć wydanie pierwszego tomu wierszy Konwencje (1957) zbiegło się z publikacją na łamach „Dialogu” sztuki Eurydyka, czyli każdy umieratak, jak mu wygodniej („Dialog” 1957, nr 9). Następne ukazywały się sukcesywnie w tymże piśmie, ostatnia to Dwór nad Narwią z 1979 roku. Były też publikacje książkowe: Lekcję anatomii profesora Tulpa (według Rembrandta) – pierwodruk w „Dialogu” (1964, nr 7) – zamieszczono w tomie poetyckim Anatomia (1970). Król Mięsopust („Dialog” 1970, nr 3)
i Porwanie Europy („Dialog” 1971, nr 5) miały wspólne wydanie w Łodzi (1977). Dwie komedie, złożone z wcześniej ogłoszonych Ułanów („Dialog” 1975, nr 2) i Dworu nad Narwią („Dialog” 1979, nr 1), ukazały się w Warszawie (1980). Równolegle ze sztukami autorskimi powstawały przekłady Calderóna określane przez Rymkiewicza terminem „imitacja”. Były to: Życie jest snem, Księżniczka na opak wywrócona, Niewidzialna kochanka,czyli hiszpańskie czary, Kochankowie piekła. Tragifarsa w dwóch aktach wedługCalderona, Niebiańskie bliźnięta. Komedia w trzech aktach według Calderona. Twórczość dramaturgiczna pisarza nie przedstawia się zatem skromnie, a jeśli idzie o zakres tematyczny, obejmuje nawiązania do mitów greckich, barokowej topiki śmierci czy kultury hiszpańskiej. W niniejszym szkicu omówię przede wszystkim te sztuki, które wyłoniły się
z zainteresowania polską tożsamością, co skutkowało zwrotem ku staropolszczyźnie i tradycji romantycznej. W ostatnich latach tomem Dwór nad Narwią. Dramaty przypomniano utwory
z tego właśnie kręgu, co uprawnia do przypuszczenia, że to one są dziś reprezentatywne dla dramaturgii Rymkiewicza
Pisarz sięgał po skonwencjonalizowane gatunki jak staropolska farsa czy komedia salonowa, by spojrzeć na nie okiem antropologa, który sprawdza aktualną użyteczność dawnych form teatralnych i możliwość ich odnowienia. Konteksty nasuwają się same: barok, staropolszczyzna czy postromantyczne duchy zadomowione w polskim doświadczeniu historii. W odniesieniu do przeszłości już na samym początku Rymkiewicz przyjął pewną metodę, mianowicie teatralizował pojęcia z dziedziny kultury, ożywiał je w widowisku-dziwowisku, które ma zaskoczyć odbiorcę swobodnym przetworzeniem tematu. I tak wokół materialnego aspektu śmierci z obrazu Rembrandta budował ciąg scen rozgrywanych raczej w języku niż w fabule, uzyskując efekt poetyzacji dzięki zrytmizowaniu mowy, współbrzmieniom, anaforom, paralelizmom. Nadto sentencje, aforyzmy oraz stale powracające motywy kości i rozpadu wzmacniały ekspresywną funkcję słowa. Prowadził w ten sposób dialog z tradycją ujmowaną w latach 60. XX wieku
w kategoriach archetypu (Carl G. Jung), formy symbolicznej (Ernst A. Cassirer), teorii spójności kultury (Thomas S. Eliot). Starał się jednak odcisnąć własną sygnaturę na dobrze znanych motywach, poddając je literackiej obróbce w języku brzmiącym dla jednych anachronicznie, dla drugich odświeżająco. Więź z dziedzictwem kultury zaznaczał w cytatach, jak też za pośrednictwem licznych przywołań dawnych rekwizytów scenograficznych, komediowych fabuł
i gatunków. Do stylizacji odnosił się krytycznie, określając ją mianem „ekshumowania trupa”
a pamięć gwarantem jej trwania wbrew heglowskiej dynamice czasu.
W tekstach pisanych dla teatru odnowił Rymkiewicz staropolszczyznę i romantyzm w wersji ludycznej. Oba te, komplementarne względem siebie, kody kultury polskiej miały szerszy zasięg
w literaturze po „odwilży” 1956 roku. Wydany najpierw przez Instytut Literacki Giedroycia Trans-Atlantyk (1953) ukazał się w Polsce cztery lata później, co mogło się przyczynić do zainicjowania swoistej „mody” na staropolskie stylizacje. Wprawdzie Gombrowicz w sposób prześmiewczy odniósł się do przebrzmiałej według niego formy wielkopańskiej i paternalistycznej, to jednak przypomniał dawną polszczyznę w całym jej bogactwie leksykalnym i składniowym. Wówczas miało to walor estetyczny, gdyż nastąpiło po okresie ideologicznego zdeprawowania języka
i zaprzęgnięcia go do stalinowskiego programu reedukacji społecznej. Sarmackość nie miała po wojnie dobrej opinii również w kręgach „postępowej” inteligencji, która próbowała przestawić myślenie polskie na tory formalistycznie rozumianego racjonalizmu. Bardzo dobrze rozpoznał ten zamiar marksistowskiej „Kuźnicy” Stefan Kisielewski, gdy jeszcze w latach 40. XX wieku polemizował z kuźniczanami wywodzącymi swą krytykę tradycjonalizmu z oświecenia. W ten sposób chcieli zatrzeć nieprzyjemne wrażenie, że wyrafinowana intelektualnie inteligencja popiera brutalne praktyki komunistów. Kisielewski całkiem zasadnie przekonywał, że propagowana przez kuźniczan dialektyka wcale nią nie jest w klasycznym tego słowa rozumieniu, gdyż polega na powielaniu marksistowskiej frazeologii zamiast służyć za instrument rzeczywistego rozeznania sytuacji
Barok jednak powrócił w poezji po 1956 roku, wykazując nadspodziewaną żywotność – czy to
w wersji plebejskiej (Ernest Bryll), czy metafizycznej (Stanisław Grochowiak), nie brakło też nawiązań do estetyki malarskiej Rubensa (Wisława Szymborska). Kod kultury barokowej był
z dobrym skutkiem podtrzymywany przez kultywowanie uroczystości religijnych, ceremonialną obrzędowość, wspólne Polaków świętowanie. Przypadek Rymkiewicza wpisuje się zatem
w szerszy kontekst nawiązań do kultury dawnej, przy czym poezję kierował pisarz w stronę metafizyki, natomiast teatr zamierzył jako pole gry znanymi motywami, jako zabawę z użyciem gatunków komediowych. Teksty pisane dla teatru wymagają dramaturgii, a tę można zorganizować wokół zaczerpniętego z kultury tematu, poddając go wariacyjnym powtórzeniom, by to, co znane nabrało poloru nowości. Aspekt estetyczny wydaje się ważniejszy od metafizycznego, gdyż „teatralizowanie” motywów literackich służy tu najpierw rozrywce, czyli przyjemności płynącej z ich rozpoznania, a dopiero potem, jeśli w ogóle, refleksji nad przemijaniem. Ważna była też świadomość historycznoliteracka Rymkiewicza, dzięki której zyskał dystans wobec przeszłości, więc mógł spojrzeć na spadek po niej jak na rezerwuar tematów poddawanych ciągłej reinterpretacji, by nie zastygły w naukowym opisie ani w uproszczonej szkolnej dydaktyce. Zwrócił się ku ludycznej funkcji sztuki teatru i ku gatunkom jej sprzyjającym, by dać odbiorcom wytchnienie od oficjalnej powagi, a ta przeważała w PRL-u z jego celebracją pracy i obowiązku zwanego obywatelskim.
W stronę farsy
Z kręgu komediowego wydobył Rymkiewicz na światło rampy teatralnej frywolną farsę, widowiskową maskaradę, erotykę rodem z Aleksandra Fredry. Zderzał ze sobą stereotypy, by ukazać tkwiącą w nich siłę komiczną, która dostarcza widzom czystej przyjemności płynącej
z odprężającej zabawy. A ta była istotnym składnikiem życia kulturalnego i towarzyskiego w dobie staropolskiej, zapoznanym nieco na skutek dominacji romantyzmu w wersji wolnościowej.
W Królu Mięsopuście inscenizuje pisarz temat „z chłopa król”, zatem tak projektuje scenę, by stała się przestrzenią pełnej wigoru gry z udziałem farsowych figur. Ich role są wymienne, podobnie jak pozycje zajmowane w dworskiej hierarchii, gdyż uczestniczą w czysto teatralnym widowisku bez stałego punktu odniesienia poza nim samym. Farsa jest z założenia sztuczna niczym operetka
w teatrze muzycznym. Nie chodzi w niej o logikę wydarzeń ani o diagnozę społeczną, ale przede wszystkim o ekspresję wykonawczą. Pozorowana akcja składa się z epizodów, które niczego nie objaśniają, a jedynie symulują dynamikę niczym nieskrępowanej swawolnej uciechy. W rezultacie oglądamy taneczny korowód mięsopustnych maszkar, od pewnego momentu męczący nawet dla samych jego uczestników. Wyczerpuje ich udział w nieustającej fecie, która ma kolistąstrukturę powtórzeń sytuacyjnych i następujących raz po raz przebieranek.
Jeśli potraktować tak rozegraną przez autora farsę jako metaforę egzystencjalną, to dziś wydaje się ona nawet bardziej aktualna niż w czasie powstania i wystawienia sztuki
W dramacie Porwanie Europy ramę taneczną stanowi walc skłaniający do wirowania wokół sofy,
a wybór tego mebla jest ważny ze względu na przywołaną tu przestrzeń dziewiętnastowiecznego salonu. Wyrafinowanej Europie „w cylindrze i w gorsecie” zostanie przeciwstawiona pierwotna dzikość Wschodu z jego kołpakiem i burką. Stroje i kulinaria na równi z artefaktami kultury (obrazy, rzeźby w Luwrze) definiują Zachód wprawdzie jeszcze bogaty w znaki semiotyczne, ale już bardzo osłabiony, gdy idzie o siły witalne, rozproszone z powodu nadmiaru koronek, jedwabi
i langust. Do paryskiego eleganckiego wnętrza przenika krzyż i kurhan, a senne znużenie tego pomieszczenia zakłóca wkraczający doń bezceremonialnie mołdawski kniaź. Wystawiony po latach przez Piotra Cieplaka dramat
W stronę romantyzmu (i konserwatyzmu)
Porwanie Europy wprowadza w romantyczny klimat epoki na planie zuniwersalizowanego konfliktu Zachód–Wschód. Natomiast w następnych sztukach Rymkiewicz zwróci się do polskiego romantyzmu, któremu poświęcił również kilka książek eseistycznych. Dwie spośród nich – Aleksander Fredro jestw złym humorze (pierwsze wydanie w 1977) oraz Wielki książę z dodaniemrozważań o istocie i przymiotach ducha polskiego (pisany w okresie pierwszej „Solidarności”, wydany w 1983) – warto tu przypomnieć ze względu na „komedie serio”: Ułani i Dwór nad Narwią. W rozważaniach nad postacią Konstantego eseista rozeznaje dylemat dziejowy, przed jakim postawił Polaków namiestnik carski w Warszawie, mianowicie problem swojskości–obcości. Jako swój i zarazem obcy jawił się Książę nawet spiskowcom z 1830 roku, gdy przyszli pod Belweder w celach bynajmniej nie pokojowych. Jak z nim postąpić – pyta Rymkiewicz i dodaje, że odpowiedź przedstawił wcześniej w Ułanach. Komentuje ją w ten sposób: „Tamta moja odpowiedź może się wydawać wysoce niestosowna, a nawet niegodna, bowiem wywiodłem ją z ducha konserwatywnego, a co z takiego ducha dziś się bierze, raczej nie może być uznane za stosowne”
Rymkiewicz zwrócił się do romantyzmu nie w celach demaskatorskich, jak robili to tak zwani szydercy (Gombrowicz, Mrożek, Różewicz), którzy w ramach absurdalnej groteski nicowali znaki tamtego kodu
W eseju poświęconym temu dramatopisarzowi rozmyśla Rymkiewicz nad kategorią godności narodowej – jej podwyższanie i poniżanie ujmuje jako proces w gruncie rzeczy naturalny i niezbędny do oczyszczenia świadomości zbiorowej. Dzięki tak rozumianej dialektyce tradycja nie zastyga w suchych frazesach, lecz inspiruje do przewartościowań w duchu paradoksalnym, co nie oznacza ani radykalnego odrzucenia, ani nazbyt łatwej aprobaty. Sporo uwagi poświęca eseista pamięci, która jest podstawą jego teorii funkcjonowania kultury. Podejmuje się takiej reinterpretacji kanonu literackiego, by mogła się w nim przejrzeć współczesność, która choć odmienna w stylu i treści, to nie tak znowu odległa od doświadczanych niegdyś paradoksów istnienia. Dialektykę przemijania–trwania dobrze oddają słowa: „jak się od ciężaru przeszłości czy ciężaru tradycji naszych uwolnić, ale tak, żeby się od niego nie uwolnić”
W „komediach serio” (Ułani i Dwór nad Narwią) Rymkiewicz sięgnął do romantyzmu, by wpisać w dość schematyczne sytuacje sceniczne refleksję na temat kulturowych uwarunkowań polskiego wzoru egzystencji. Zatem rzecz będzie się rozgrywać w sferze archetypów narodowych, choć nie w ich wersji podniosłej, lecz sprowadzonych do całkiem przyziemnych spraw matrymonialnych. Składa więc autor teksty z gotowych klisz literackich oraz z elementów dworkowo-szlacheckiej i ułańskiej historii. Na myśl przychodzi naturalnie Pan Tadeusz i komedie Fredry, zwłaszcza podszyte erotyką dialogi męsko-damskie, a zatem ten nurt romantycznego dziedzictwa, w którym humor odgrywa rolę szczególną, gdyż neutralizuje jego podniosły ton. I tak dworek, bitwa, ułan i dziewczyna czy ślub, wyjęte z obszaru narodowego dostojeństwa, okazują się składnikami pamięci sformatowanej w duchu sentymentalnym. Ma ona jednak tę zaletę, że umożliwia wzajemną komunikację pisarza z publicznością, czemu służą takie motywy jak: Zosia w ogrodzie, armaty pod Stoczkiem, przyroda ojczysta „mówiąca wierszem”, duch ułański, krew przelana, rany narodowe, rozdarta sosna, oczekiwanie na dziecko-zbawcę. Pochodzą one z konkretnych utworów z kanonu lektur szkolnych, więc ich rozpoznanie nie nastręcza trudności. Przeniknęły do naszego myślenia o polskiej formie jako zespół obrazów i fraz mających wprawdzie podłoże literackie, lecz funkcjonujących już poza kontekstem historiozoficznym epoki. Zostały do tego stopnia oswojone, że utraciły rangę problemów narodowych i przemieniły się w „naszej nacji kwiaty swojskie”
W wykładni matrymonialnej (szukanie męża przez hoże dziewczę) opozycja swój–obcy przechodzi w zawikłaną dialektykę uzasadniania, że wróg może być nasz, jeśli go dobrze przysposobimy lub spreparujemy według polskiej matrycy, jednak nie heroicznej, ale domowej i rodzinnej. Natomiast „cudowne dziecko”, zapowiedziane przez Mickiewicza, traci swą tajemniczość, gdy sprowadzić je do wizji bociana na łące, co „miał skrzydła / jakby orzeł takie białe”
weź różaniec ten co dziadek
miał przy sobie kiedy bronił
naszych kresów kiedy rżnął tam
swoich chłopów
Tamże, s. 24. [13]
Zarówno sytuacje sceniczne, jak i język cechuje dziwaczna podwójność, jakby chodziło o recytację frazesów podczas okolicznościowej akademii, a nie o romantyczną dialektykę godzenia przeciwieństw. Efekt katarynkowej mechaniki wzmocniony został w Ułanach przez rytm ośmiozgłoskowca, który z łatwością wpada w ucho, choć jednocześnie niweluje semantykę wypowiedzi do gadki w stylu trele-morele. Przykładem niedorzecznego gadulstwa jest wiersz Żabobocian Lubomira, który z dziecinną, żeby nie powiedzieć infantylną łatwością znosi antynomie, a ostrość myślenia zastępuje poetyzowaniem stanów duszy czy raczej ciała, zważywszy na niejasną identyfikację płciową autora tego absurdalnego tworu pseudopoetyckiego.
Trwałość mitu literackiego
Łączenie przeciwieństw stało się udziałem samego pisarza, który „komedie serio” oparł na opozycjach typu: idealizm–rubaszność, mistyczne dziecko–płodność, melancholia–śmiech, sublimacja–dzikość. Dzięki nim spojrzał z humorystycznego dystansu na literackie i duchowe wzory stworzone przez romantyków. Nie jest to jednak śmiech agresywny czy demaskatorski, lecz odsłaniający treści zakryte przez wieszczów jako nazbyt przyziemne. Poza ramą wzniosłego romantyzmu znajdują się Pan Tadeusz i komedie Aleksandra Fredry, więc to do nich należy odnieść „teatralne krotochwile” Rymkiewicza. Z ducha ich swawolnej lekkości wywiódł przykładowo scenę „szarży ułańskiej”, tyle że w wykonaniu erotycznie pobudzonych dziewcząt, parodiujących wartości militarne i męskie zarazem.
Na pytanie o sens dziejów pisarz nie daje odpowiedzi, która byłaby kontynuacją narodowego mesjanizmu czy choćby tylko jego werbalnym substytutem złożonym z podniosłych słów wobec braku kontestatorskich czynów. O te było trudno w latach 70. XX wieku, gdy zastygła w rytuałach relacja pomiędzy rządzącymi a rządzonymi zapowiadała długą stagnację polityczno-społeczną. Oswojenie przez „naszą małą stabilizację” obcości komunizmu skutkowało przystosowaniem ludzi do warunków życia, a i sam system wytracił z czasem represyjną moc, przynajmniej na dużą skalę, zadowalając się w społecznej komunikacji rutynowymi napomnieniami o trwałości istniejącego status quo. Ukształtowany w takich realiach konserwatyzm Rymkiewicza był swego rodzaj uniwersalizmem, dla którego podstawę stanowiła przeszłość dworkowo-szlachecka, raz zabawna, gdy spojrzeć na nią z perspektywy współczesnej, to znów cenna ze względu na zapisany w niej wzór życia „poczciwego” podniesiony do rangi „wiecznego teraz”. Deklarowana w ten sposób trwałość mitu stanowi osłonę przed zawirowaniami natury militarnej, ideologicznej, przed różnej proweniencji dynamizmem historii, który, choć bywał bardzo ekspansywny w manifestowaniu wyższości, to okazywał się mało przydatny w świecie nieheroicznym. Komentując Fredrę, Rymkiewicz pisze, że „jego bohaterowie mogli żyć jak Pan Bóg przykazał, jak żyli przodkowie, swojsko i na swoim”
Dramatopisarz zmienia kierunek patrzenia – z góry ku ziemi, skoro nawet duchy przodków schodzą do żyjących (Dwór nad Narwią), by korzystać z ich ziemskich uciech. Odsłanianie „podświadomej polskości” idzie w tej sztuce jeszcze dalej niż w Ułanach, który to dramat mimo wszystko bawił zestawem stereotypowych postaci podanych w swobodnym stylu niczym w szopce narodowej, a z nią jesteśmy dobrze obeznani od czasu Wesela Wyspiańskiego. Dwór... wprowadza topos cmentarza – przestrzeni świętej i zarazem przeklętej, gdyż więzi ducha zbiorowego w ryzach pamięci nakierowanej na śmierć. Sprowadzone do figur w muzeum osobliwości polskiego ducha osoby dramatu snują się pół żywe, pół martwe po miejscach pamiętanych, chociaż już realnie nieistniejących. Witalność zmarłych bierze górę nad aktywnością żyjących, więc nie do końca wiadomo, którzy z nich to niematerialne upiory, a którzy cielesne istoty, tyle że osłabione inercją. Nawet jeśli są aktywne, jak Profesor i Pani Docent, to na polu „duchologii”, więc ich działalność służy co najwyżej syceniu ambicji naukowych, często natury muzealnej, a może eskapistycznej, by schronić się w bezpiecznej niszy przeszłości, zamiast mierzyć z bieżącymi problemami.
Repertuar postaci Rymkiewicza jest ograniczony literackim schematem, więc są to: wojskowy, poeta, ziemianin, chłop, Żyd-pośrednik, socjalistyczny aktywista. Obfitujący w idee wiek XIX znajduje przedłużenie w wieku XX, nawet jeśli znikły role społeczne reprezentowane przez tamte figury narodowej galerii przeszłości. Ponad nimi umieszcza pisarz wspomnianą wyżej parę dwudziestowiecznych uczonych, którzy metodycznie badają „modele i strukturę współżycia upiorów z żywymi” i „międzykontynentalne wędrówki upiorów”
Przywołując archetypy kultury polskiej, jak obrzęd dziadów czy więź ze zmarłymi, dokonuje pisarz ich przeniesienia ze sfery wysokiej na poziom zabawy, czasem nawet rubasznej, z wyraźnymi aluzjami do erotyki. „Szczeblowanie po drabinie ducha” romantycznego poety zestawia z pozytywistycznym pragmatyzmem ziemianina-hreczkosieja, eteryczną kochankę czy kobietę-wampa z postacią skromnej żony, sublimację płci z żołnierskim wigorem. Na opozycjach opierają się relacje międzyosobowe, określone przez prawa społecznej hierarchii, regułę płci czy antytezę życia i śmierci. Przeciwieństwa ożywiają obraz epoki na tyle bogatej w znaczenia, że można z niej czerpać również na sposób komediowy, odsłaniając ukryty za wzniosłością schemat zachowań banalnych, czasem nawet przaśnych. Zamiast dążyć wzwyż i wspinać się ku sferze anielskiej, zjadacze chleba pochłonięci są przez uciechy ciała, które odwracają ich uwagę od spraw ostatecznych. Nawet wampirycznym upiorom dostępna jest wyłącznie jedna forma egzystencji, mianowicie naśladowanie żyjących, przeciągniecie ich na swoją stronę. Inaczej wszystko zapadnie się w otchłań niepamięci, tak że na scenie pozostaną tylko ruiny dworu i niezniszczalna para pracowników nauki.
Dwór nad Narwią miał prapremierę w Szczecinie
W antyromantycznych komediach prowadził Rymkiewicz polemiczną i zarazem aprobatywną grę z polską tożsamością. Nie wpadał przy tym w ton moralistyczny ani w misteryjne zamyślenie czy w szyderstwo. Skoro wybrał konwencję komediową, to zamierzył rozładować powagę narodowych widm za pomocą śmiechu. Obłaskawił w ten sposób pesymistyczną historiozofię, zastępując ją witalnością duchów skrojonych na modłę ziemskich hedonistów, natomiast mistykę miłości zastąpił frywolnym erotyzmem dziewcząt. Nawet cmentarz zawiera możliwość ogrodu, skoro rosną na nim jabłonki i grusze, pomidory, ogórki i groch na tyczkach. Powiązał zatem sferę duchową z ładem życia codziennego, dając tym samym wyraz swoiście rozumianemu konserwatyzmowi. Rozdarcie między pierwiastkiem spirytualnym a cielesnym przełożył na „komediowe serio”, podczas gdy na romantyczne tajemnice popatrzył z perspektywy pozornie strasznej opowieści o nieboszczykach. Zamiast zapisu drżenia w obliczu spraw ostatecznych dostajemy przegląd swojsko-polskich obrazków, by przejrzeć się w ich zwierciadle zakrzywionym przez śmiech. Farsowy teatr mentalny ma podstawę literacką, gdyż są to sztuki wypełnione cytatami oraz rekwizytami związanymi z historią militarną (herby, sztandary, orły), nacechowane staroświecką estetyką pańsko-dworkową czy mięsopustną. Dla Rymkiewicza tradycja ze swej istoty jest heterogeniczna, a odnawianie jej na scenie bywa zabawne i pouczające. Stanowi też przeciwwagę dla niby-naukowej wiwisekcji prowadzonej przez „docentów” zastygłych w pozach uczonych scjentystów.