Nowy Napis Co Tydzień #067 / Tyrmanda porachunki z polskością
Trudno jest jednoznacznie określić Leopolda Tyrmanda: wielu poprzestaje na którejś z etykietek w rodzaju „zdeklarowany antykomunista”, „bikiniarz”, „propagator jazzu” czy po prostu „pozer”. Szczęśliwie zbiór tekstów Tyrmanda Porachunki osobiste pokazuje jeszcze inne, bardziej polityczne oblicze pisarza, polemizującego ze środowiskami emigracyjnymi i polonijnymi, w których stawką jest polskość i jej przyszły kształt. Bardziej niż antykomunistą Tyrmand w tych tekstach wydaje się być nowoczesnym konserwatystą posiadającym świetny zmysł socjologiczny oraz intuicję w sferze polityki kulturalnej, której pozazdrościć mu mogą między innymi współcześni politycy.
Warto czytać Porachunki osobiste jako odzwierciedlenie emigracyjnych losów Leopolda Tyrmanda, który wyjechał do Stanów Zjednoczonych w 1966 roku, nie bez problemów paszportowych. Choć do tomu zbierającego bardzo różne artykuły nie jest dołączony żaden wstęp krytyczny (a szkoda! Ciekawe byłoby zwłaszcza wprowadzenie historyka idei), to wiele sugeruje już przelotne spojrzenie na tytuły pism, z których pochodzą przedruki. Tom otwiera głośny artykuł, od którego wzięła się cała nazwa zbioru, a opublikowany przez Tyrmanda na łamach „Kultury” paryskiej w 1967 roku, potem pojawiają się teksty z londyńskich „Wiadomości”, natomiast zbiór zamyka artykuł opublikowany już po angielsku na łamach intelektualnego żydowskiego pisma „Commentary”– ten ukazał się na dwa lata przed śmiercią pisarza w 1985. To bardzo symboliczna droga życiowa i polityczna, wynikająca w dużej mierze z konsekwentnego antykomunizmu i niechęci do rewizjonizmu popaździernikowego, suflowanego „Kulturze” przez Juliusza Mieroszewskiego.
Dodajmy dla porządku: „Kultura” Jerzego Giedroycia nieprzypadkowo miała siedzibę w Paryżu – redaktor naczelny chciał uniezależnić się od wpływu środowiska emigracji londyńskiej, postrzeganego przez niego jako hermetyczne, zbyt separatystyczne w stosunku do PRL, myślące schematycznie i skupione przede wszystkim na przeszłości
Dandys czy moralista?
Czytając teksty Tyrmanda z tego zbioru i konfrontując je z jego czynami, można odnieść wrażenie, że konsekwentnie realizował pewien program moralny skrojony na polskiego emigranta. Zarzuca mu się, że o ile w okresie przedemigracyjnym był arbitrem elegancji i dandysem szydzącym z władzy, o tyle po wyjeździe z Polski stał się moralistą, surowo oceniającym wszelkie przejawy politycznego oportunizmu. Tymczasem pisarz realizował po prostu pewien program polityczny napisany przez siebie i dla siebie, obliczony na przekazanie doświadczenia życia w komunizmie Zachodowi. Czy nie o to chodziło również „Kulturze”? Otóż, zdaniem Tyrmanda, nie do końca. Nieprzypadkowo swój tekst rozliczeniowy z komunizmem zatytułował Porachunki osobiste, podkreślając indywidualną perspektywę politycznie ubezwłasnowolnionej jednostki, opierając się na własnym doświadczeniu i powszechnie podzielanych przekonaniach, a nie na badaniach – w innym swoim tekście wyjaśniał, czemu ta dyletancka perspektywa jest najbardziej wartościowa w kontekście komunizmu
Także wspomniany słynny artykuł z „Kultury” jest bardzo prywatnym rozrachowaniem się z podłościami systemu premiującego służalczość, lizusostwo i inne liche cechy ludzkie, z nieprzewidywalnością władzy, z codziennymi poniżeniami mieszkańca Polski (bo nie obywatela), zjadliwie zilustrowanymi przez Tyrmanda arbitralną procedurą przyznania paszportu. To jednak nie wszystko: pisarz z nazwiska wymieniał osoby budujące swój kapitał moralny na skrusze wyrażonej na fali odwilży popaździernikowej, co jego zdaniem pozbawiało je społecznej i moralnej legitymacji do dołączenia do okopów niezłomnej krajowej opozycji. Krytykował wymówki artystów angażujących się w stalinizm (że „musieli”, że „nikt nie był lepszy”, „każdy tak robił”) – Tyrmand uznawał je za czystej wody kłamstwa oportunistycznych intelektualistów na użytek wygodnego moszczenia się w systemie. Jego wrogiem stał się Jan Kott, krytyk i szekspirolog, „podręczny święty”, symbol ideologicznej i moralnie odrażającej wolty, dzięki której po zmianie poglądów (w której szczerość Tyrmand powątpiewał) w jego politycznej sytuacji nic się nie zmieniło – wciąż mógł bez problemów wyjeżdżać na Zachód i relacjonować sytuację w Polsce francuskim egzystencjalistom, w tym swojemu przyjacielowi Sartre’owi. Dostało się również Andrzejowi Kijowskiemu, „jednemu z tych odważnych, którzy zaczęli głośno i dzielnie protestować, kiedy już było wolno i nic za odmienność nie groziło”, Aleksandrowi Fordowi, Iwaszkiewiczowi – wszyscy oni byli skażeni jakąś formą kolaboracji, na którą wielu zwykłych ludzi w Polsce, zdaniem Tyrmanda, nigdy by nie poszło.
Mimo że artykuł został opublikowany na łamach „Kultury”, to już wtedy wyraźnie rysowała się odmienność poglądów środowiska paryskiego i Tyrmanda. Niedługo po publikacji Porachunków osobistych na falach Radia Wolna Europa odbyła się dyskusja na temat tekstu z udziałem między innymi Jana Nowaka-Jeziorańskiego, Józefa Czapskiego i Konstantego Jeleńskiego, w której rozmówcy bronili Jana Kotta, zarzucając Tyrmandowi „zawiść i nienawiść do wybitnych”
Poszło o rewizjonizm
To jednak tylko część napięć, jakie zaczęły się rysować między Tyrmandem a „Kulturą”. Jeszcze w 1968 roku Giedroyc odmówił przedrukowania tekstu z „New York Timesa”, w którym Tyrmand symbolicznie zrzekł się obywatelstwa polskiego w proteście przeciwko inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację. W liście z tego samego roku Giedroyc wyjaśniał Tyrmandowi swoją decyzję:
Wbrew zapewne Pana intencjom przeciętny czytelnik może wyciągnąć wnioski, że uważa Pan, że postępowanie Gomułki przekreśla cały wielowiekowy dorobek czy historię Polski. Z Pana oświadczenia wynika identyfikowanie reżimu ze społeczeństwem, co jest, łagodnie mówiąc, nieścisłe […]. Obawiam się, że jest Pan już bardzo oddalony od rzeczywistości krajowej przez pobyt w USA i włącza się Pan nieświadomie w kurs dominujący w prasie amerykańskiej. Moja taktyka musi polegać na normalizowaniu stosunków […]. Ale artykuły w rodzaju Pańskiego są niepotrzebnym dolewaniem oliwy do ognia
To tu widać było rozejście się ideologiczne „Kultury” i Tyrmanda: normalizacja stosunków z krajem oraz wsparcie udzielane przez Maisons-Lafitte rewizjonistom oznaczało dla Tyrmanda pożegnanie z pismem Giedroycia. Doszła do tego odmowa publikacji tekstu Socjalizm – czyli pewność (załączonego do omawianego zbioru), w którym Tyrmand ponownie atakował polską Nową Lewicę na emigracji. Zarzucał jej błąd kardynalny: że promocję kursu na socjalizm z ludzką twarzą opiera ona nie na tekstach pisanych w kraju, ale na rozmowach, i to nie z robotnikami czy chłopami, ale z inteligencją, która może pozwolić sobie na wyjazd z kraju i swobodne pogaduszki o komunizmie.
Były zresztą i inne problemy: Tyrmand czuł się niedoceniony przez Giedroycia, w liście z 13 września 1968 pisał do niego:
Boję się, że w moim przypadku nie potrafił Pan wyrobić we mnie przekonania, że Panu naprawdę na mnie zależy […]. Niestety nie starał się Pan we mnie zbudować tego poczucia wartościowości
Tamże. [6].
Pisarz spodziewał się, że redaktor mógłby uczynić go korespondentem „Kultury” na Stany Zjednoczone. Poczynił nawet kroki, by tak być postrzeganym: Tyrmand był odpowiedzialny za wydanie antologii tekstów „Kultury” po angielsku na rynek USA, jednak Giedroyc nie był zadowolony z efektów współpracy. Uważał, że Tyrmand zmarnował temat i promował bardziej siebie niż środowisko – na wewnętrznej okładce wydania znajdowało się zdjęcie nie kogo innego, jak Tyrmanda. Pisarz tłumaczył, że tak właśnie trzeba robić w Stanach: indywidualistyczne podejście wymaga, by promować teksty jako te, które podobają się Leopoldowi Tyrmandowi
Nie wiadomo, które wydarzenie przelało czarę goryczy – dość powiedzieć, że po publikacji około dziesięciu artykułów kontakt Tyrmanda z „Kulturą” urwał się na dobre. Dariusz Gawin widzi w tej zapomnianej dziś dyskusji początki sporu o kształt polskiej lewicy, która ostatecznie zaakceptowała postawę rewizjonistyczną, utożsamiała prawicowość z wstecznością, cywilizacyjnym anachronizmem, ślepym tradycjonalizmem, i bezwzględnie stawiała na ideę socjalistyczną rozumianą jako postępową opcję, oderwaną od praktyki PRL
To również bardzo ciekawa rzecz: „Kultura” zdecydowanie więcej miejsca poświęcała emigracji londyńskiej, politycznej (a więc potencjalnie sprawującej rolę kierowniczą), ale o Polonii amerykańskiej, znacznie liczniejszej, będącej w dużej mierze potomkami migrantów ekonomicznych z przełomu XIX i XX wieku, wspominała sporadycznie
Tyrmand w Ameryce
Teksty Tyrmanda o Stanach i Polonii z „Wiadomości”, zamieszczone w omawianym tomie, są zaskakująco świeże i świetne konstrukcyjnie. Pisarz posiadał wielki zmysł obserwacji, wiele jego uwag jest nasyconych socjologicznie, chętnie robił typologie różnych kulturowych zjawisk. Nakładała się na to jego nieukrywana fascynacja Stanami – pisał, że cywilizacja amerykańska, „najpotężniejsza cywilizacja współczesności”, jest bardzo atrakcyjna, ponieważ zawsze daje kolejną szansę (rzecz, zdaniem Tyrmanda, nie do pomyślenia w Europie). Autor Porachunków osobistych twierdził, że jest to kultura obecnie najbardziej uniwersalna – pisał, że „krzywdy i cierpienia Amerykanina stają się własnością świata”. Oczywiście, Tyrmand dostrzegał również i ciemne strony Stanów Zjednoczonych, uosabiane przez młodsze pokolenie, „zatrute filozofiami nihilizmu i bezsensu, tanich naskórkowych metafizyk, moralnego indeterminizmu”, które z dużym dystansem podchodziło do krytycznych uwag pisarza wygłaszanych pod adresem komunizmu w trakcie jego wykładów na amerykańskich uniwersytetach.
Dowartościowanie kultury amerykańskiej prowadziło go do wypracowania programu dla Polonii amerykańskiej, która do tej pory źle pojmowała swoją rolę w Stanach. Tyrmand chciał, by polskość była stałym elementem amerykańskiego pluralizmu, stała się jedną z wielu mniejszości budujących tożsamość amerykańskiej różnorodności. Stwierdzał, że największa emigracyjna organizacja, Kongres Polonii Amerykańskiej, nie potrafi wykorzystać swojego potencjału i spala się w efektownych i doraźnych inicjatywach, takich jak procesy sądowe o zniesławienie narodu polskiego (och, jak bardzo to brzmi współcześnie!). Oceniał te zachowania jako wyraz nadmiernej polskiej emocjonalności, zbytniego przywiązania do kolorowych form, wzbudzających zaledwie uśmiech Amerykanów. Tyrmand w zamian proponował swoją politykę kulturalną: jego zdaniem, Polonia, na wzór żydowskiej diaspory, powinna założyć swoje pismo polityczno-społeczne i na jego łamach przybliżać twórczo i umiejętnie polskie tradycje. Pisarz trafnie wskazywał, że kultura amerykańska docenia cierpienie, dowodził więc, że godne znoszenie trudów, praktykowane przez Polaków na emigracji dla zachowania wewnętrznego poczucia godności, spotkać się może tylko z niezrozumieniem Amerykanów. Tyrmand apelował więc o przerobienie cierpienia polskiego, stworzenia z niego uniwersalnego tematu literackiego, który łatwo mógłby zostać doceniony w Stanach; za wzór stawiał tu żydowskich pisarzy w rodzaju Philipa Rotha czy Saula Bellowa, co do których amerykańskości nikt nie miał wątpliwości. Ostatecznie to był cel Tyrmanda: dać amerykańskości to, co najbardziej polskie, albo inaczej – rozgościć polskość w amerykańskości.
To zadanie również nie do końca się powiodło. W jednym z listów do Sławomira Mrożka Tyrmand pisał więc, że:
[…] istota polskości polega na jakiejś impotencji […]. To jest właśnie ta polsko-żydowska, nadwiślańska impotencja: zawsze coś zrobią nie tak, z reguły im nie wyjdzie, rozmaże się, popierdoli. I to wszystko
List Tyrmanda do Mrożka z 25 listopada 1968 roku [w:] W emigracyjnym… [10].
Wprawdzie założył wreszcie pismo „Chronicles of Culture”, wydawane przez The Rockford Institute w stanie Illinois, jednak, zdaniem chociażby Zdzisława Najdera, „stawiało [ono] bardzo dobre pytania, ale odpowiedzi dawało na poziomie szkolnym”
Rozgoryczony brakiem zmian w swoim środowisku i otoczeniem przez Polonię, która go nie do końca rozumiała, Tyrmand chciał przerzucić się całkiem na pisanie tylko po angielsku. Żalił się Mrożkowi, że „pisanie rzeczy ważnych po polsku jest jakoś mało ważne i niczego donikąd nie wnosi, zaś pisanie rzeczy mniej ważnych po angielsku daje mi jakieś prawo udziału w czymś poważniejszym”
L. Tyrmand, Porachunki osobiste, Warszawa: Wydawnictwo MG, 2020.