04.02.2021

Nowy Napis Co Tydzień #086 / Mistrz Gombro

„Jak się o kimś mówi, że […] «idzie śladami Gombrowicza», gościa się spala i likwiduje”M. Bielecki, „Gombrowicziady. Reaktywacja”, Warszawa 2020, s. 351.[1]. Tym nieco przewrotnym zdaniem Marian Bielecki rozpoczyna jeden z rozdziałów swojej nowej książki Gombrowicziady. Reaktywacja, która jest zbiorem tekstów stanowiących kontynuację oraz uzupełnienie publikacji sprzed dekady, czyli tomu Historia – Dialog – Literatura. Interakcyjna teoria procesu historycznoliterackiegoM. Bielecki, „Historia – Dialog – Literatura. Interakcyjna teoria procesu historycznoliterackiego”, Wrocław 2010.[2]. Badacz rozwija autorską agoniczną teorię literaturyAgoniczna teoria literatury sformułowana przez Bieleckiego w książce „Historia – Dialog – Literatura. Interakcyjna teoria procesu historycznoliterackiego” i rozwijana w „Gombrowicziadach” postuluje pojmowanie historii literatury jako sieci przenikających się agonów pisarskich w określonym kulturowym kontekście. Literatura rozumiana jest w efekcie jako wypadkowa owych nieustających, agonicznych spotkań.[3] i testuje jej interpretacyjne możliwości, analizując sieci relacji łączących Witolda Gombrowicza z innymi przedstawicielami literackiego środowiska. Bielecki mierzy się ze splątanymi nićmi wpływów i zależności oraz pragnie je uporządkować, by móc poznać splot historycznoliterackiej materii.

Szata graficzna książki jest dość oszczędna i subtelnie podkreśla tekstową zawartość publikacji. Zdjęcie okładkowe w pierwszym odczuciu wydaje się przypadkową fotografią staromodnie stylizowanej, może nieco zakurzonej, domowej biblioteczki z meblami zdecydowanie pamiętającymi czasy Gombrowicza. Kiedy w przypływie bezwarunkowego odruchu zaczyna się śledzić wzrokiem pozycje stojące na poszczególnych półkach, mimo trudności wynikających z nieostrości zdjęcia, dostrzega się książki pisarzy, których relacje z Gombrowiczem Bielecki bada. Być może zdjęcie przedstawia właśnie prywatny zbiór autora? W dalszej kolejności pojawiają się skojarzenia, dotyczące znajdującego się na pierwszym planie okrągłego stołu jako miejsca spotkania, dyskusji. Krzesła zapraszają do tego, by usiąść przy stole, porozmawiać. Ich liczba sugeruje spotkanie intymne, konfrontację, której świadkami stają się: pełna sentymentalnych konotacji maszyna do pisania oraz kartka papieru. Przedstawiona przestrzeń przesiąknięta jest symbolicznymi, ulotnymi znaczeniami, które odsyłają czytelnika prosto do tekstu książki, dając już pewien przedsmak tego, czego można spodziewać się po lekturze. Brzmi to wszystko patetycznie i prawdopodobnie pretensjonalnie, ale w przypadku Gombrowicziad pewna koturnowość okładki współgra z Gombrowiczowską estetyką i nie sposób oprzeć się urokowi tej swojskiej groteskowości.

Kompozycja książki jest przejrzysta i zrozumiała dla czytelnika już w momencie przeglądania spisu treści. Każdy z dwunastu rozdziałów poświęcony został relacji danego pisarza z Gombrowiczem, a ich nazwiska lub przydomki znajdują się w tytułach, co znacznie ułatwia nawigowanie, poruszanie się w obrębie treści. Pojawiają się takie postaci jak: Kazimierz Brandys, Jerzy Andrzejewski, Stanisław Dygat, Andrzej Kijowski, Andrzej Kuśniewicz, Czesław Miłosz, Sławomir Mrożek, Marian Pankowski, Jarosław Rymkiewicz, Jerzy Pilch (jemu Bielecki poświęcił aż dwa rozdziały) czy Michał Witkowski. Nieprzypadkowo wymieniam ich wszystkich. Chociaż obecny w tytule Gombrowicz bez wątpienia stanowi punkt wyjścia dla prowadzonych przez Bieleckiego rozważań, to nie do końca wiadomo, kogo nazwać właściwym bohaterem książki. Mam odczucie, że lepiej poznajemy całą wybraną jedenastkę literatów, a coraz bardziej oddalamy się od Gombrowicza jako realnego człowieka czy twórcy. Powieściopisarz istnieje i funkcjonuje tylko w analizowanych relacjach. Odkrywamy go w serii wyobrażeń oraz obrazów przefiltrowanych przez wrażliwość konkretnych osób. Bielecki poddaje szczegółowej analizie związki łączące poszczególnych pisarzy z autorem Pornografii– sprawdza opisy z ich spotkań, czyta dzienniki, zestawia poszczególne teksty literackie po to, by znaleźć zależności. Gombrowicziady przepełnione są cytatami, w których znajdują się bezpośrednie odwołania do Gombrowicza, niekiedy wyrażające niezgodę na jego postawę czy poglądy.

Na tym jednak nie koniec. Czytelnik otrzymuje bowiem tekst kultury będący świadectwem doświadczenia lekturowego Bieleckiego – autor staje się pryzmatem skupiającym wiele narracji i tworzącym własną. Warta uwagi jest często podkreślana przez niego świadomość swoistej fikcjonalności dyskursów historycznoliterackich, wynikająca z subiektywnego wyboru określonych treści oraz indywidualnej interpretacji danego komentatora. Idea pragmatycznego subiektywizmu umożliwia czytelnikowi bardziej świadome tworzenie własnych opowieści o literaturze.

Do poszukiwania i wydobywania nowych sensów zachęcają odbiorcę także styl i język Bieleckiego – naukowy, z jawnymi ambicjami literackimi, w którym znaleźć można jednak pojedyncze pęknięcia w postaci pozornych zaniedbań. Na przykład w rozdziale o Kuśniewiczu badacz używa sformułowania „podmiot liryczny”, po czym wtrąca nonszalancko w nawiasie, przerywając uczony wywód – „nie lubię tego określenia, ale inaczej chyba nie da się tutaj tego powiedzieć”M. Bielecki, „Gombrowicziady…”, s. 165.[4]. Autor nie stroni również od sporadycznego posługiwania się takimi słowami jak: „deprecha” czy „lajtowy”, chcąc prawdopodobnie nadać historii oraz teorii bardziej ludzki wymiar.

Zależałoby mi na tym, żeby plasować się, przynajmniej w takiej mierze, w jakiej to jest możliwe, poza opozycją konstatywu i peformatywu, teorii i praktyki, teorii literatury i historii literatury. Inaczej mówiąc, pragnąłbym, żeby mój dyskurs był jednocześnie praktyczną inscenizacją reguł procesu historycznoliterackiego i teoretyczną dywagacją na ich temat, pisaniem interakcyjnej historii literatury i tematyzacją zasad interakcyjnej teorii procesu historycznoliterackiegoTamże, s. 10.[5]

– deklaruje Bielecki.

Badacza szczególnie zresztą interesują różnorakie pęknięcia w splotach historycznoliterackich zależności, będące dla niego właściwie czymś tożsamym ze zgrzytami interpersonalnymi. Często przejawiają się one jako dysonanse formalne, zmiany w obrębie procesu komunikacji lub po prostu jego zerwanie. Dla Bieleckiego związki międzyludzkie i wzajemne wpływy są czymś, co w głównej mierze kształtuje literaturę – dlatego też poszukuje tych nieścisłości w więzach łączących Gombrowicza z innymi twórcami. Tak jakby czuł – być może pod wpływem samego autora Trans-Atlantyku, którego „bardzo intrygowały sytuacje graniczne: pęknięcie formy czy właśnie zawieszenia komunikacji”Tamże, s. 130.[6] – że te momenty odsłaniają prawdziwą naturę człowieka i jego poszczególnych relacji z innymi. Owe pęknięcia stanowią szansę na zaobserwowanie nieskrępowanej transmisji afektów – intensywności wymykającej się racjonalizacji czy werbalizacji.

Czytelnik obserwuje to na przykładzie analizowanej w Gombrowicziadach znajomości autora Emigrantówz Gombrowiczem. Bielecki, czytając trzy tomy dzienników Mrożka, stawia tezę, że niewielu pisarzy tak otwarcie jak on przyznawało się do bycia pod wpływem mistrza. Badacz opisuje sytuację z połowy lat 60. ubiegłego wieku, kiedy to zostały opublikowane dramaty: Tango Krawiec. Mrożek publicznie mówił o inspiracji Gombrowiczem w przypadku tych dwóch tekstów. Prywatnie jednak był pełen obaw w związku z literackim wpływem PadroneTak Mrożek zwykł nazywać Gombrowicza. Tamże, s. 230.[7] – wątpiąc w wartość Krawca czerpiącego z Operetki, bał się nawet wysłać egzemplarz swojemu autorytetowiTamże, s. 234.[8]. Możliwe, że nigdy tego nie zrobił. Bielecki zauważa, że początkowe zauroczenie z biegiem lat jednak znikało, po to, by przerodzić się w niezwykle surową autokrytykę związaną z tą intelektualną podległością wobec Gombrowicza i w wewnętrzną walkę o uwolnienie się. Mrożek na łamach dzienników rewiduje relację z mistrzem – dostrzega łączącą ich bliskość, ale przestaje się na nią godzić i zaczyna uparcie szukać różnic. Beznadziejna negacja jedynie utwierdza istnienie zażyłości.

Bielecki wskazuje również podobieństwo formalne w twórczości autora Kronosa i pozostałych literatów znajdujących się pod jego wpływem. Badacz przypomina między innymi nowelę Kijowskiego Mgła nad Europą, w której zostaje opisany chaos organizacyjny panujący na konferencji – każdy prelegent ma do wygłoszenia referat o takiej samej treści, co skutkuje wzajemną niechęcią uczestników. W efekcie następuje zawieszenie realnej komunikacji i zrozumienia. Budzi to oczywiście skojarzenia z opisami lekcji w Ferdydurke.

Główną koncepcją metodologiczną porządkującą treść książki oraz kształtującą jej kompozycję pozostaje teoria wpływu oparta przede wszystkim na historii agonów pisarskich oraz subiektywnego odczytania owych starć przez autora. Bielecki, badając utkaną wokół Gombrowicza sieć relacji, posługuje się narzędziami badawczymi wypracowanymi przez „wpływologów”: Harolda Blooma czy Rolanda Barthes’a. Agony jawią się w Gombrowicziadach jako nieustające, dynamiczne konfrontacje dziejące się w obrębie literackiej materii zakorzenionej w konkretnym kulturowym kontekście. Teksty zawsze funkcjonują w jakiejś relacji, nigdy nie powstają w próżni. Agoniczne ujęcie historii ułatwia Bieleckiemu uporządkowanie materii badawczej, subiektywne usystematyzowanie sieci wpływów i zależności bez niwelacji wpisanej w nie dynamiki czy likwidacji ewentualnej hierarchii wynikającej z zażyłości uczeń – mistrz.

Bohaterowie Gombrowiczad ciągle funkcjonują w jakiejś przestrzeni konfliktu, ni to prywatnej, ni to publicznej – opętani Gombrowiczem, myślą o nim, podejmują z nim dyskusję, świadomie lub nieświadomie, w swoich pamiętnikach, w listach, w twórczości, a także na łamach prasy. Można odnieść wrażenie, że ich tożsamości konstytuują się w oparciu o konfrontację z autorem Ferdydurke („Padrone to moje dążenie do tożsamości, a nie rozmazanie w niczym”S. Mrożek, „Dziennik 1962–1869”, t. I, Kraków 2010, s. 214, cyt. za: M. Bielecki, tamże, s. 230.[9] – wyznaje Mrożek). Co ciekawe, zdają się oni tym starciem zmęczeni już na samym początku. Wszelkie ich wysiłki w obliczu geniuszu mistrza wydają im się pozbawione sensu, a czasem wręcz naiwne. Wybrani przez Bieleckiego pisarze tęsknią za prostotą przeżywania, chcą się wyzwolić z formy, balastu cywilizacji. Być może marzą tym samym o uwolnieniu się od Gombrowicza i jego przenikającego do głębi wpływu.

Bielecki, zdając sobie sprawę z wszechobecności kulturowej formy i mając równocześnie świadomość jej niezbywalności, stara się w Gombrowicziadach, niczym autor Kosmosu, dekonstruować ją oraz wykorzystywać do realizacji własnych zamierzeń czy ambicji. Jednym z celów autora jest przecież dołożenie symbolicznej cegiełki do kreującej się kulturowej historii literatury. Publikacja to efekt detektywistycznej, historycznoliterackiej pracy opatrzonej subiektywnym komentarzem, dzięki której poznajemy lepiej związki Gombrowicza z kilkunastoma przedstawicielami środowiska literackiego, ich wzajemne wpływy i agony. Bielecki utrwala legendę swojego mistrza – uwypukla oddziaływanie twórczości Gombrowicza na innych, umacniając tym samym przekonanie, że autor Ślubu wielkim pisarzem był. Celnym podsumowaniem będą, moim zdaniem, słowa Miłosza przytoczone również w Gombrowicziadach

Nadajemy sens przeciwsensowi, najściślej ludzką z naszych czynności jest ta bezustanna praca prządki. Ponieważ nitki wysnute przez naszych poprzedników nie giną, przechowują się, my jedni pośród istot żywych mamy historię, poruszamy się w olbrzymim labiryncie, w którym splata się teraźniejszość i przeszłość. Ten labirynt chroni nas i pociesza […]C. Miłosz, „Widzenia nad Zatoką San Francisco”, Kraków 2000, cyt. za: M. Bielecki, tamże, s. 215.[10].

Marian Bielecki, Gombrowicziady. Reaktywacja, Instytut Badań Literackich PAN, Warszawa 2020.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Natalia Brajner, Mistrz Gombro, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 86

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...