14.09.2023

Nowy Napis Co Tydzień #220 / Mane, tekel, fares

Zachęcamy do zapoznania się z książką dr. hab. Józefa Marii Ruszara Mane, tekel, fares. Obrazy Boga w twórczości Tadeusza Różewicza. Można pobrać bezpłatny egzemplarz w pliku PDF. Wydanie papierowe książki można kupić w e-sklepie Instytutu Literatury.

 

Ze Wstępu:

W cieniu Biblii

Mane, tekel, fares to książka obrazoburcza, choć grzeczna wobec dotychczasowych badaczy problemu. Nie chodzi bowiem o to, by się naśmiewać z nieporozumień i interpretacyjnych pomyłek, lecz w dialogu i sporze dotrzeć do maksymalnie wiernych odczytań tekstów. Nie jest to postawa pozbawiona założeń. Przeciwnie, wyrasta z kilku niewzruszonych przekonań, które obecnie wcale nie należą do powszechnie podzielanych, więc wymagają przedstawienia.

Po pierwsze, niniejszy zbiór tekstów analizujących lirykę Różewicza zrodził się z pewności, że istnieje sztuka interpretacji, która dociera do sensu zawartego w tekście i ów sens nie jest dowolną kreacją interpretatora. Teza nie jest błaha, skoro wkrótce minie trzydzieści lat, od kiedy to w Robinson College w Cambridge University doszło do znanej polemiki między Umbertem Eco a Richardem Rorty’m na temat istnienia bądź nieistnienia obiektywnej interpretacjiInterpretacja i nadinterpretacja. Umberto Eco, Richard Rorty, Jonathan Culler, Christine Brooke-Rose, red. S. Collini, tłum. T. Bieroń, Kraków 2008.[1].

Wszak niektórych badaczy przestał obchodzić empiryczny autor i jego opinia o własnym zamyśle. Także w Polsce spór miał swoją kontynuację, a udział w nim wzięli najsławniejsi badacze, jak: Włodzimierz Bolecki, Michał Głowiński, Henryk Markiewicz, Ryszard Nycz, Janusz Sławiński i inni teoretycy literatury, ale także filozofowie i kulturoznawcy, między innymi Andrzej Szahaj i Jerzy Kmita. Zgodnie z przewidywaniami, zagadnienie zostało nierozstrzygnięte przynajmniej w tym znaczeniu, że osiągnięcie konsensusu okazało się niemożliwe.

Dlatego czuję się w obowiązku ostrzec P.T. Czytelnika, że w mojej praktyce interpretacyjnej – jakże skandalicznie tradycyjnej! – zwyciężyło przekonanie Umberta Eco, że jednak istnieje różnica między interpretacją a użyciem tekstu i jesteśmy w stanie ustalić, że jakaś lektura jest nietrafna (albo mniej trafna) z punktu widzenia „strategii semiotycznej tekstu” albo po prostu znajomości własnej kultury. Więcej, jestem przekonany, że domyślna intencja autora istnieje i jest nie tylko poznawalna, ale także bywa istotna.

Po drugie, uważam, że zasadniczo sensy zawarte w tekście zależą od woli czy też intencji autora, z uwzględnieniem jednak pewnego stopnia nieświadomości (podświadomości, niejasnych skojarzeń, obrazów i archetypów), uwarunkowanych nie tylko psychicznie, ale również kulturowo i historycznie. A więc dzieje krwawej jatki, jaką był wiek XX, również nie mogą zostać pominięte, nie można także zapomnieć o ideologicznych podstawach ludzkich zachowań i wyborów, o czym trzeba napisać nieco szerzej.

Właśnie dlatego szczególne znaczenie ma zarówno skomplikowana biografia poety, jak i autokreacja (zwana przez Jacka Łukasiewicza „TR”„Kim jest TR? Jest dziełem – wynikiem usilnej pracy, prowadzonej w stawiającej opór materii słów; postacią zmieniającą się, korzystającą z kostiumów i masek, ale ni­gdy z kostiumem czy maską nie dającą się zidentyfikować; jest kimś o niewątpliwej dla odbiorcy tożsamości i wciąż niedokończonym wytworem, którego konstrukcji autor poświęcił życie. Bywa podmiotem lirycznym w pojedynczym wierszu, jest podmiotem cyklu wieloczęściowego poematu czy poszczególnego tomu, podmiotem liryki w jej całokształcie (nieosiągniętym i nieosiągalnym), wreszcie podmiotem całej twórczo­ści pisarskiej Tadeusza Różewicza. Podmiot liryczny, podmiot tomu, podmiot liryki i podmiot całej twórczości – różnią się między sobą, występują na różnych poziomach tekstu, różne są stopnie ich zależności od biografii autora, w różnym też stopniu zale­żą od jego woli, od jego świadomych decyzji” (J. Łukasiewicz, TR, Kraków 2012, s. 5).[2]), która winna zostać skonfrontowana z dostępną nam wiedzą historyczną, choć – jak wiemy – rozróżnienie między fikcją a historią nie jest łatwe, skoro – jak poucza włoski uczony:

skłonni jesteśmy zamieniać miejscami fikcję i życie – czytać życie, jakby była fikcją, czytać fikcję, jakby była życiem. Niektóre z tych pomyłek są przyjemne i niewinne, niektóre absolutnie konieczne, jeszcze inne – przerażająceU. Eco, Sześć przechadzek po świecie fikcji, tłum. J. Jarniewicz, Kraków 1996, s. 133.[3].

Jak wiemy, Umberto Eco dotrzymuje słowa. Na dowód, że fikcja bywa bardziej przyjazna dla naszej mentalności niż życie, a także że nie ma bezbłędnych reguł odróżniania jednego od drugiego, autor Dzieła otwartego bawi się przytaczaniem różnych początków powieści przemieszanych z pierwszymi zdaniami tekstów opisujących rzeczywistość, jak pamiętniki, dzieła historyczne albo doniesienia prasowe. W niniejszej pracy elementy autokreacyjne nie zostaną jednak przedstawione jako próby kłamstwa, lecz jako przejaw narracyjnej tożsamości, a demaskowanie mitologii nie będzie podstawą do oskarżania autora, ale posłuży rozpoznaniu głębokich ran i urazów psychicznych wpływających na literackie i egzystencjalne postawy poety.

Po trzecie wreszcie, zwracam uwagę na fakt, że istnieją pewne okoliczności zewnętrzne, które wpływają na sposób lektury: nastawienie i kompetencje czytelnicze, duch epoki, czas lektury i inne czynniki, niezwiązane bezpośrednio z tekstem, ale wpływające na zawsze historyczny odbiór i jego zmiany. Samoświadomość badawcza nakazuje więc stwierdzić, że na sposób czytania wybranych utworów Różewicza wpływ miała znajomość doktryny katolickiej i Biblii, studia z filozofii religii oraz moment historyczny. W tym ostatnim przypadku należy zwrócić uwagę, że osąd wydarzeń historycznych oraz postaw i wyborów politycznych poety został dokonany z punktu widzenia wolnej Polski, a nie PRL. Sam zresztą poeta zdawał sobie sprawę, że tak zwana „hańba domowa” zostanie surowo oceniona po odzyskaniu niepodległości, o czym świadczy wiersz serce podchodzi do gardła, a spolegliwość wobec komunistycznej władzy nie będzie powodem do chwały. Dzień osądu się zbliżał: „wiek XXI skradał się jak złodziej”.

Na koniec – i jest to założenie czwarte, dotyczące szczególnie twórczości Różewicza – uważam, że religijne czy też antyreligijne wiersze Różewicza winny być czytane w kontekście znaczeń religii chrześcijańskiej (zasadniczo katolickiej, miejscami protestanckiej), a w szcze­gólności w odniesieniu do symboli biblijnych. Nie ulega bowiem wątpliwości, że biblijne toposy, zdarzenia, postacie, symbole, a także sam język biblijny są tym żywiołem, w którym wiersze Różewicza są zanurzone. Nie da się czytać niektórych utworów bez zwrócenia uwagi na fakt, że mamy do czynienia z myśleniem stricte religijnym, nawet jeśli wypowiedź stoi w jawnej sprzeczności z doktryną, modyfikuje ją, dopowiada szczegół, tworzy literacki apokryf albo jest indywidualnym sprawozdaniem z doświadczenia homo religiosus. Dlatego teksty literackie zostały skonfrontowane z tekstami biblijnymi oraz oficjalnym nauczaniem Kościoła katolickiego, aby zwrócić uwagę na podobieństwa i różnice, bo tylko takie zderzenie ukazuje pełnię sensu i coś mówi o rozterkach współczesności:

[…] powiedział Bóg
z płonącego krzaka
który zamienił się w popiół
(
serce podchodzi do gardła)

zmęczony
szukałem cienia
pod drzewem wiadomości
dobrego i złego
ale drzewo uschło
rozwiało się
odarty przez czarnego anioła
z wiary nadziei miłości
znalazłem się na drodze
pustej ciemnej
wyziębionej

z oddali dochodziło mnie
szczekanie psów i ludzi

ale w domu nie było Ojca
ani braci ani chleba

(*** „Einst hab ich die Muse gefragt”)

Inaczej mówiąc, podstawowym kontekstem wierszy Różewicza odnoszących się do chrześcijaństwa jest Biblia, a w szczególności Ewangelie. W tym miejscu konieczna jest uwaga, że „wiara chrześcijańska wiąże się z objawieniem historycznym – wszak to działanie w Boga w Czasie nadaje w oczach chrześcijan wartość obrazom i symbolom” – jak powiada Mircea Eliade – co nie przeszkadza w tym, że „historia wciąż dorzuca nowe znaczenia, które jednakowoż nie niszczą właściwej struktury symbolu”M. Eliade, Obrazy i symbole. Szkice o symbolice magiczno-religijnej, tłum. M. Rodak, P. Rodak, Warszawa 2009, s. 223.[4]. Różewicz jest jednym z najgłębiej zanurzonych w Biblii poetów polskich. Co więcej, mamy do czynienia z indywidualnym przeżyciem i zrozumieniem Pisma Świętego, a nie tylko z operowaniem toposami, archetypami czy figurami biblijnymi – nierzadko poeta przenosi sytuację biblijną w czasy nam współczesne, by ukazać realne dylematy i autentyczne, a nie deklarowane postawy religijne, czy wręcz by zdemaskować hipokryzję. Nic więc dziwnego, że w analizach wierszy Różewicza przydatna bywa metoda badań archetypów biblijnych, tak jak to czynił Northrop FryeN. Frye, Wielki kod. Biblia i literatura, Bydgoszcz 1998..[5].

Piątym pewnikiem, wziętym z filozofii religii, jest przekonanie, że nie istnieje teologia bez antropologii i że obrazy Boga istnieją w ścisłej relacji do samopostrzegania człowieka. Nie bez znaczenia jest odwoływanie się do wpływu czynników pozaliterackich, zarówno tych pochodzących z osobistej biografii autora, jak i feralnej epoki, w jakiej przyszło mu tworzyć. W tym miejscu należy się czytelnikowi wyjaśnienie, że dwa splecione ze sobą wydarzenia – zdaniem piszącego te słowa – należą do kluczowych w XX wieku: śmierć Boga i śmierć bliźniego.

Twórczość Tadeusza Różewicza – nie tylko przygodnie, ale również w swym autorskim zamierzeniu – jest komentarzem do epoki oraz jej wyrazem jednocześnie i dlatego pozostaje niezrozumiała bez swojego tła. W porównaniu z wcześniejszymi realiami zasadniczo zmieniła się sytuacja człowieka w wymiarze antropologiczno-historycznym. Dawniej, nawet w czasie zbrojnych konfliktów, mimo pospolitości okrucieństwa i powszechności zbrodni, przynajmniej teoretycznie obowiązywała antropologia judeochrześcijańska, która w drugim człowieku, nawet wrogu, widziała bliźniegoIdea bliźniego ewoluowała w judaizmie, od bardzo szerokiej (obejmowała Izra­elitów i obcych mieszkających w Izraelu) po wąską w epoce Jezusa (z wyłączeniem grzeszników i Samarytan), co stało się przyczyną powstania złośliwej przypowieści o dobrym Samarytaninie, z której wynika, że bliźnim jest każdy człowiek – jako osoba stworzona na obraz i podobieństwo Boga[6]. Postawa ta została zanegowana dopiero w XX wieku zarówno w polityce, jak i w sztuce, a nawet w psychologiiNa inny sposób idea ta negowana jest we współczesnej psychoanalizie wywodzącej się z myśli lacanowskiej, zob. A. Bielik-Robson, „Bliźni nie istnieje”, albo o granicach psychoanalitycznej parafrazy [w:] K. Reinhard, E.L. Santner, S. Žižek, Bliźni, tłum. E. Ulińska, Warszawa 2013.[7].

Jak powiada poeta w wierszu Francis Bacon czyli Diego Velásquez na fotelu dentystycznym (ZF):

czy widziałeś rysunek Dürera
dłonie złożone do modlitwy
oczywiście pili jedli mordowali
gwałcili i torturowali
ale wierzyli w ciała zmartwychwstanie
w żywot wieczny

Pod koniec XIX wieku nową politykę i antropologię zdominowała darwinowska koncepcja doboru naturalnego nazywana walką o byt. Niegdysiejszy „bliźni” stał się konkurentem, a nawet wrogiem, przynależnym do jakiejś obcej rasy lub klasy. W walce politycznej doszło do dehumanizacji oponentów, których należało wyeliminować ze względu na „wyższość ras” („podludzi”/„nadludzi”) lub przynależność przeciwnika do „wrogów klasowych” („biełoruczka”, „kułak”, itp.). W społeczeństwach opanowanych przez totalitarne ideologie, jak komunizm, faszyzm czy nazizm, nastąpiła powszechna, choć milcząca akceptacja dla eliminacji przeciwników w imię ideologicznych założeń.

W przypadku Różewicza hitlerowskie zbrodnie miały znaczący wpływ na wizję Boga i człowieka, a w szczególności na koncepcję Opatrzności, sprawiedliwego Boga i Teodyceę. Na filozoficzną koncepcję „śmierci Boga” nałożyła się realna i mentalna śmierć bliźniego, a nawet unicestwienie człowieka:

Nowy człowiek
to ten tam
tak to ta
rura kanalizacyjna
przepuszczająca przez siebie
wszystko

(Nowy człowiek, RZK)

Dla poety, który doświadczył wojny i okupacji, „spór o religię, o jej rozumienie nie był tylko sporem o Boga, Jego istnienie czy istotę, lecz także o człowieka i jego miejsce we wszechświecie”J.A. Kłoczowski OP, U źródeł nowoczesnego myślenia o religii. Szkice z filozofii religii dla humanistów cz. II, Kraków 2018, s. 12.[8].

Tadeusz Różewicz przez siedemdziesiąt pięć lat swego literackiego życia, od wczesnej młodości po późną starość, pisał wiersze religijne – co nie znaczy oczywiście, że w zgodzie z katechizmem, choć i takie się zdarzały, zwłaszcza pod koniec życia. Nie jest to zjawisko wyjątkowe w historii literatury, zważywszy na doktrynalne kłopoty nawet tych poetów, którzy – jak Mickiewicz czy Słowacki – uważali się za katolików, albo Czesława Miłosza i Zbigniewa Herberta, którzy – choć w końcówce życia pogodzeni z Bogiem – byli jednocześnie autorami wierszy odbiegających od ortodoksji, nie mówiąc już o okresowych kryzysach wiary. Historyk literatury nie jest zresztą spowiednikiem czy katechetą sprawdzającym stan religijnej wiedzy, a tym bardziej stróżem doktryny. W sferze jego zainteresowań są wyobraźnia religijna oraz metafizyczny sens, a nie teologiczna poprawność. Ta ostatnia może – co najwyżej – świadczyć o ewentualnej ortodoksyjności poety, na którą raczej nie warto liczyć. W przypadku Różewicza napięcie lub zgodność z doktryną jest istotną wskazówką interpretacyjną. Niestety – a trzeba to stwierdzić stanowczo – nieznajomość teologii, gestów liturgicznych, a przede wszystkim samej Biblii powodują częste nieporozumienia w odczytaniach lub pominięcia istotnych sensów.

Mimo szacunku dla dokonań poprzedników – często cieszących się uzasadnionym autorytetem filologicznym – trudno nie dziwić się, że poezja Tadeusza Różewicza tak długo była rozumiana jako „ateistyczna”, „antychrześcijańska” lub „nihilistyczna”, a patronami filozoficznymi poety czyniono Friedricha Nietzschego, Bertranda Russella i innych osobistych nieprzyjaciół Boga chrześcijan. Ten rodzaj lektury przeważał w pierwszych latach twórczości poety i trwał do lat 90. Kiedy jednak nie dało się dłużej ignorować „ciągłego pisania o nieistniejącym Bogu”, wyszukano liczne etykiety zastępcze, co zaowocowało interpretacjami w kategoriach postmodernistycznych, byle tylko nie narazić się na sugestię, że Tadeusz Różewicz jest poetą religijnym, wręcz klasycznym homo religiosus, zmagającym się z tworzywem języka, by wyrazić współczesne rozterki duchowe w epoce postchrześcijańskiej Europy.

 

 

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Józef Maria Ruszar, Mane, tekel, fares, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 220

Przypisy

  1. Interpretacja i nadinterpretacja. Umberto Eco, Richard Rorty, Jonathan Culler, Christine Brooke-Rose, red. S. Collini, tłum. T. Bieroń, Kraków 2008.
  2. „Kim jest TR? Jest dziełem – wynikiem usilnej pracy, prowadzonej w stawiającej opór materii słów; postacią zmieniającą się, korzystającą z kostiumów i masek, ale ni­gdy z kostiumem czy maską nie dającą się zidentyfikować; jest kimś o niewątpliwej dla odbiorcy tożsamości i wciąż niedokończonym wytworem, którego konstrukcji autor poświęcił życie. Bywa podmiotem lirycznym w pojedynczym wierszu, jest podmiotem cyklu wieloczęściowego poematu czy poszczególnego tomu, podmiotem liryki w jej całokształcie (nieosiągniętym i nieosiągalnym), wreszcie podmiotem całej twórczo­ści pisarskiej Tadeusza Różewicza. Podmiot liryczny, podmiot tomu, podmiot liryki i podmiot całej twórczości – różnią się między sobą, występują na różnych poziomach tekstu, różne są stopnie ich zależności od biografii autora, w różnym też stopniu zale­żą od jego woli, od jego świadomych decyzji” (J. Łukasiewicz, TR, Kraków 2012, s. 5).
  3. U. Eco, Sześć przechadzek po świecie fikcji, tłum. J. Jarniewicz, Kraków 1996, s. 133.
  4. M. Eliade, Obrazy i symbole. Szkice o symbolice magiczno-religijnej, tłum. M. Rodak, P. Rodak, Warszawa 2009, s. 223.
  5. N. Frye, Wielki kod. Biblia i literatura, Bydgoszcz 1998..
  6. Idea bliźniego ewoluowała w judaizmie, od bardzo szerokiej (obejmowała Izra­elitów i obcych mieszkających w Izraelu) po wąską w epoce Jezusa (z wyłączeniem grzeszników i Samarytan), co stało się przyczyną powstania złośliwej przypowieści o dobrym Samarytaninie, z której wynika, że bliźnim jest każdy człowiek – jako osoba stworzona na obraz i podobieństwo Boga
  7. Na inny sposób idea ta negowana jest we współczesnej psychoanalizie wywodzącej się z myśli lacanowskiej, zob. A. Bielik-Robson, „Bliźni nie istnieje”, albo o granicach psychoanalitycznej parafrazy [w:] K. Reinhard, E.L. Santner, S. Žižek, Bliźni, tłum. E. Ulińska, Warszawa 2013.
  8. J.A. Kłoczowski OP, U źródeł nowoczesnego myślenia o religii. Szkice z filozofii religii dla humanistów cz. II, Kraków 2018, s. 12.

Powiązane artykuły

Loading...