Nowy Napis Co Tydzień #241 / Doświadczenie niosące piękno. O „Lecie świetlnym” Piotra Wojciechowskiego
„Urodziłem się w Poznaniu, w roku 1938, w rodzinie lekarzy. Koleje życia sprawiły, że przedstawiam się jako taternik, narciarz, geolog, pisarz, dramaturg, publicysta, poeta, scenarzysta, reżyser filmowy, nauczyciel, rysownik” – pisze o sobie Piotr Wojciechowski na okładce swojego najnowszego tomiku poetyckiego Lato świetlne. Ten opis odznacza się zarazem bogactwem, jak i prostotą. Bogactwo – doświadczeń, przeżyć, pracy. Prostota – w skromności, z jaką pisze o sobie Wojciechowski. W jego słowach wydrukowanych na kartach tomiku nie czuć buńczuczności czy pychy. To raczej głos doświadczonego życiem literata, który z pokorą informuje swych czytelników, że oto ma dla nich coś nowego. Dodajmy: wyjątkowego.
Oczy, które wiele widziały
Ale zanim o samym tomiku i jego specyfice, wypada napisać parę słów o samym autorze. Piotr Wojciechowski, urodzony 18 lutego 1938 roku w Poznaniu, jest postacią wszechstronną w polskim świecie literackim i filmowym. Imponująca jest już sama historia jego doświadczeń uniwersyteckich. Absolwent geologii na Uniwersytecie Wrocławskim (1961), dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim (1964), a także reżyserii w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej i Filmowej w Łodzi (1969). Jako syn pisarza i tłumacza, Edwina Herberta (właściwie: Herberta Wojciechowskiego), Wojciechowski odziedziczył literacką pasję, poszerzając ją o własne zainteresowania, które obejmują zarówno literaturę, jak i film.
Jego literacki debiut miał miejsce w 1967 roku, kiedy to wydał Kamienne pszczoły, książkę, która od razu zdobyła uznanie krytyków (nagroda imienia Wilhelma Macha) oraz czytelników. Jako prozaik Wojciechowski wykazał się umiejętnością łączenia różnorodnych stylistyk – począwszy od powieści psychologiczno-obyczajowej po sensacyjno-szpiegowską, tworząc prozę impresyjną, która przekazuje własny obraz świata, często pełen historyczno-obyczajowych realiów, stereotypów i literackich konwencji. Jego umiejętność tworzenia wielowarstwowych narracji ujawnia się choćby w powieści Harpunnik otchłani (1996), przygotowywanej przez dekadę, gdzie jawnie kreowana rzeczywistość zawiera odniesienia zarówno do politycznych realiów, jak i duchowego klimatu Młodej Polski.
Piotr Wojciechowski nie ograniczał się jednak wyłącznie do literatury. Jako reżyser filmowy i publicysta odniósł wiele sukcesów i w tych dziedzinach. Był drugim reżyserem filmu Iluminacja z 1972 roku, a także reżyserem i scenarzystą rok późniejszej Stacji bezsenność, utrzymanej w stylistyce science fiction. Jako stały felietonista współpracował z miesięcznikami „Więź” i „Workshop”, a także wykładał w PWSFTviT w Łodzi, dzieląc się swoją wiedzą na temat literatury i świata filmu. Jego działalność wiąże się także z pełnieniem licznych istotnych funkcji w polskim życiu literackim, w tym choćby z prezesurą w Stowarzyszeniu Pisarzy Polskich (2002–2005), członkostwem w Radzie Etyki Mediów, Radzie Języka Polskiego przy Prezydium PAN, a także w jury Nagrody Mediów Publicznych COGITO. Znaczącym wyrazem uznania dla jego wkładu w kulturę był Srebrny Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” otrzymany w 2016 roku.
Sam do wyróżnień odnosi się jednak ze skromnością. Ponownie cytat z okładki jego najnowszego tomiku:
Dodać wypada, że dostawałem nagrody – nawet takie jak Nagroda im. Wilhelma Macha, Nagroda Fundacji im. Kościelskich, Nagroda Polskiego PEN Clubu, Nagroda Literacka im. Kornela Makuszyńskiego, Nagroda Literacka im. ks. Jana Twardowskiego, Nagroda Literacka im. Władysława St. Reymonta, tytuł Warszawskiego Twórcy. Napisałem sporo powieści, esejów i wierszy, tysiące felietonów. Nagrody i dokonania literackie wydają mi się mniej ważne od tego, że spotkałem w życiu bardzo wielu dobrych ludzi, że Przyjaciółki i Przyjaciele są blisko mnie przez całe epoki.
Novum w długiej drodze
Pisarz, urodzony w Wielkopolsce, ale od sześćdziesięciu lat mieszkający w Warszawie, jest twórcą o pokaźnym doświadczeniu. Na przestrzeni swojej długiej działalności niejednokrotnie łączył literaturę wysokich lotów, rzec można – artystyczną, z umiejętnymi i oryginalnymi odniesieniami do popkultury. Nie brakuje tego również w jego najnowszym tomiku poetyckim. A rzecz to w dorobku Wojciechowskiego wyjątkowa, bo warto zauważyć, że autor dopiero w ostatnich latach swej twórczej drogi zajął się poezją. Dotąd wydał dwa tomiki: Pocztę świąteczną w 2016 roku i Chleb z deszczem w 2018. Oba zostały wydane nakładem Oficyny Wydawniczej Volumen. Lato świetlne to z kolei publikacja wydana przez Państwowy Instytut Wydawniczy.
Najnowszy tomik poetycki Wojciechowskiego jest dowodem na to, że poezja stała się dla niego nie tylko świeżym, ale i głęboko osobistym doświadczeniem. W każdym wersie odnajdujemy ślady dojrzałego artysty, który z odwagą przekracza granice dotychczasowej twórczości. Widać tu refleksyjność człowieka, który doświadczył pełni życia, ale i świeżość spojrzenia, które nie przestaje zadziwiać. Czyż nie jest to istotą prawdziwej sztuki – ciągłe poszukiwanie, nieustanne odkrywanie siebie i świata?
W poprzednich tomikach Wojciechowski zaskakiwał nas już swoją poetycką wrażliwością, lecz to Lato świetlne wydaje się być kulminacją jego poetyckiej podróży. Ten zbiór wierszy, pełen metafor i aluzji, otwiera przed nami nie tylko umysł poety, ale także serce człowieka, który przez lata ukształtował swoją narrację w prozie. Jakże fascynujące jest obserwowanie, jak mistrz słowa pisarskiego odnajduje swój głos w poezji, przenosząc nas w zupełnie nowe wymiary emocjonalne i intelektualne.
Można postawić pytanie, czy Lato świetlne to tylko kolejny etap artystycznej wędrówki Wojciechowskiego, czy też jest to ukoronowanie jego literackiej kariery? Jakkolwiek nie brzmiałaby odpowiedź, jedno jest pewne – Wojciechowski z niezmiennym talentem i głębią tworzy poezję, która pozostaje zarówno hołdem dla jego dotychczasowego dorobku, jak i odważnym krokiem w nieznane. To poezja, która łączy w sobie doświadczenie i młodzieńczą świeżość, tworząc unikatowy, wielowymiarowy obraz świata widzianego oczami doświadczonego mistrza.
A co dokładnie się w niej zawiera? Lato świetlne to zbiór kilkudziesięciu utworów, wśród których dominują sonety. Forma przestarzała i przebrzmiała? Jak się okazuje – wcale nie. Wojciechowski w swym tomie udowadnia, że może stanowić ona znakomity komentarz do rzeczywistości i to tej jak najbardziej współczesnej. Jego wiersze to nie archaiczna stylizacja: to żywe słowo, które komentuje żywych ludzi, zdarzenia, sytuacje, zachowując równocześnie naturalną specyfikę gatunku. Spójrzmy w całości na jeden tylko utwór – Trzy talerze.
Księgę zachodów słońca przeglądają w niebie
Zapisaną na szybach cierpliwych koczowisk.
Krukowate wracają na gniazda do siebie,
Stół widzą – już nakryte, kolacja się robi.
Trzy talerze – nie nazbyt liczne nasze plemię,
Ale bogate psalmem, co nam szukał drogi
Przez gęstwiny wieczoru, pustynie wiosenne,
Tam widma na ekranach bulgocą dialogiem.
Ani ładu, ni składu, wieczór się przychyla
Ku miękkim ustom nocy. Po szeptu bulwarach
Idziemy wystrojeni. Laseczką wywijam,
Nie wiesz – dandys czy prorok zaprosi cię zaraz
Do kafejki z muzyką. To ta właśnie chwila,
Gdy trzy talerze znowu na stole ustawiasz.
W tym wierszu klasyczny rytm sonetu i maestria słowa łączą się z codziennością i prostotą. Ale w tej powszedniości zawarta zostaje magia – piękno codziennego doświadczenia. Jest to doświadczenie proste, a zarazem pochwała życia. To widok miasta i ludzi bliskich. Słowo poetyckie płynie w tym wierszu, tak jak i we wszystkich innych zawartych w Lecie świetlnym. Jest lekkie, porusza pięknem swojej melodii. A jednocześnie pozostaje piękne, wykwintne, wysmakowane.
Rzecz to doprawdy unikatowa – zacząć tworzyć poezję w tak późnym wieku, a jednak osiągnąć tak znakomity poziom oraz świeżość i lekkość. Można rzec, że w tym przypadku to pewien paradoks: doświadczenie nie równa się brakowi energii, lecz wręcz przeciwnie, jej nadmiarowi.
Są w tym zbiorze i inne sonety, także znakomite w formie, poruszające czytelnika swą rytmiką, ale za to o wiele bardziej dosadne w treści. Autor nie ucieka bowiem w swoich utworach od niełatwych, współczesnych spraw. Mam tu na myśli wojnę w Ukrainie i tragiczne doświadczenia mieszkańców tego kraju. W wierszu Mariupol, Plac Teatralny czytamy:
Słone wichry, piach czarny. Fruną ponad plażą.
Poplamione papiery. Nad Mariupolem zorza,
Dzisiaj posypie śniegiem. Otuli bandażem.
Zapłoną gdzieś ogniska, ludzie chcą się ogrzać.
Soborna na Teatralny. Biało, błądzą patrole,
sypie, jakby niepamięć, jakby nie brakło nikogo,
a kłamstwem nie zasłoni tych zawalonych na dole
imion, marzeń i dłoni. I ust, co wołać nie mogą.
[…]
Sonet – forma stworzona przecież do kreowania opowieści romantycznych, wychwalających miłość – zostaje tu wykorzystany do oddania hołdu poległym. Do opowiedzenia historii przerażającej, historii śmierci. Forma to tyleż paradoksalna, co słuszna, bo przez ów paradoks jeszcze bardziej poruszająca.
U Wojciechowskiego zwykłe rzeczywistości (tu plac w Mariupolu) stają się niezwykłe: za sprawą formy, tematu i myśli zawartej w tych wierszach. Wierszach, których aż nie wypada za nadto przywoływać, aby każdy mógł samodzielnie odkrywać ich piękno, mądrość, a niejednokrotnie swego rodzaju wymóg stawiany przed czytelnikiem. Wymóg skupienia, uwagi, posiadania pewnego rodzaju doświadczenia.
„W swoich książkach po prostu zapraszam ludzi do stołu zastawionego rozmaitymi potrawami. Częstujcie się, rozmawiajmy przy tym, pogadajmy, a już co kto znajdzie… Pisanie to jest działalność nie tylko świadoma. To jest również zakładanie drenów w swoją podświadomość” – powiada Piotr Wojciechowski i jest w tym prawda. Jego tom to doprawdy suto zastawiony stół, przy którym, zaglądając do poetyckiego domu twórcy, każdy znaleźć może coś pięknego, wyjątkowego, a czasem nawet porażającego.
Piotr Wojciechowski, Lato świetlne, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2023