Wydawnictwa / Kwartalnik Nowy Napis / Kwartalnik „Nowy Napis” #22. Powstanie Warszawskie (1944–2024)
- Ireneusz Staroń,
Powstanie Warszawskie (1944–2024)
- Maciej Urbanowski, Powstanie warszawskie w literaturze polskiej. Wybrane zagadnienia
- Justyna Baran, (P)okryci mgłą. Marzenia i koszmary poetów walczącej Warszawy (Baczyński, Bogusławska, Gajcy)
- Ireneusz Staroń, „Stęskniona śpiewanka”, bajki i hymny. O poetyckich formach Teresy Bogusławskiej
- Ewa Hoffmann-Piotrowska, Nie tylko „drugi Słowacki”… Krzysztof Kamil Baczyński wobec tradycji romantycznej
- Michał Gniadek-Zieliński, Organizacja narodowej wyobraźni O antologii „Sztuka i Naród” (1942–1944) z Michałem Gniadkiem-Zielińskim i Maciejem Urbanowskim rozmawia Adam Leszkiewicz
-
Liryka
- Ernest Bryll, Ballada o obłąkanym; Ballada o kluczu; Zapiski; *** W kraju wielkiego wiatru niespodziewany spokój
- Teresa Tomsia, Zanim zdołasz zasmakować kresu; Westchnienie; Jest takie miejsce; Szara kartka z Wilanowa
- Amelia Pudzianowska, Krzewy; Głowa; Wizyta; Pytania
- Agnieszka Tarnowska, burza; pisklę; stwórca; Piazza del Popolo; rzecz w sobie; Dorian
- Karina Caban, Mimoza; Męski; Stacja druga; Mam to pod ręką
- Barbara Gruszka-Zych, Wiersze
- Łucja Dudzińska, Bambuko. Planety; Czyściec. Pomiędzy; Oni. Ona i On; Istota detalu. Przewrotność
- Piotr Szewc, Kosmos doskonały; Zegar słoneczny; Pestki słonecznika; Przedmiot wiary; Kasia; Lekcja anatomii
- Roman Honet, w oczach, w ogniu; śnieg, pokarm; tutaj, daleko; promień, żart; niebo, ziemia; ogień, woda
-
Epika
- Konkurs prozatorski SNUJ STORY 2023. Fragmenty laudacji
- Hubert Sulima, Życie i czasy piórolotka śnieżynki
- Marta Maciejewska, Szkatuła ze świętą Teresą
- Marcin Majchrzak, Dług
- Łukasz Kucharczyk, Księga Złomu
-
Szkice
- Kacper Uss, Niech diabli porwą taki ład. O Siedmiu pigułkach Lucyfera Sergiusza Piaseckiego
- Lech Giemza, O jawnych i niejawnych związkach
- Józef Maria Ruszar, Osobliwa nauczycielka Zbigniewa Herberta. Grecja przed podróżą do Grecji
„Światłu temu schodzący w obraz”. Słowo wstępne
Gdyby w grudniu 1945 roku spełniło się zaklęcie rzucone przez Czesława Miłosza, znani mu Kolumbowie na zawsze zniknęliby z literatury polskiej. W Przedmowie do Ocalenia autor stawia się w roli anty-Guślarza, mówiąc,
że miejsce Tadeusza Gajcego, Krzysztofa Kamila Baczyńskiego i im podobnych jest już tylko na cmentarzu:
Sypano na mogiły proso albo mak
Żywiąc zlatujących się umarłych – ptaki.
Tę książkę kładę tu dla ciebie, o dawny,
Abyś nas odtąd nie nawiedzał więcej.
Stanisław Bereś podkreśla, że Miłosz jest okrutny, ponieważ swój apel kieruje do poległych poetów, których szczątki zaledwie kilka miesięcy wcześniej zostały zagrzebane w ruinach stolicy. Odwrócenie Mickiewiczowskich Dziadów zrywa łączność z umarłymi i depcze oparty na współczuciu rytuał żałobny. Tym, co sprawi, że upiory nie odsuną już kamienia leżącego na grobie, staje się sam tomik Miłosza położony niczym pieczęć na gruzach Warszawy i jej
dawnej poezji. To gest autorytatywny, gest tego, który przeżył, a więc zwyciężył, zwrócony wobec tych, którzy polegli i przegrali. Od tej pory to Miłosz będzie ustalał literacką hierarchię jako wieszcz nowych, powojennych czasów. Bereś uważa, że wszystko to jest niebywałe, ponieważ Przedmowa, wykluczając poległych z kręgu kulturowego, czyni to wyłącznie „w imię spokoju ducha oraz komfortu życia ocalonych, a przede wszystkim samego podmiotu”. Gdyby zaklęcie Miłosza się spełniło, to „dwudziestoletni poeci Warszawy” – jak nazwie ich potem w Traktacie poetyckim – zostaliby na zawsze wymazani z historii literatury polskiej. We wspomnianym traktacie wymienia ich z nazwiska, to kolejno: Bojarski, Trzebiński, Baczyński, Gajcy, Stroiński. Ale w Przedmowie chodzi przecież o całe pokolenie, o wszystkich poetów-żołnierzy walczących w powstaniu warszawskim, którzy – zdaniem Miłosza – brali „Natchnienie nienawiści za piękno liryczne, / Siłę ślepą za dokonany kształt” (WW 155). Ta nienawiść to zresztą licentia poetica, bo u Kolumbów nietrudno znaleźć tak głęboko chrześcijańskie wersy jak choćby zapis Baczyńskiego:
Bo przecież trzeba znów pokochać.
Palce mam – każdy czarną lufą,
co zabić umie. – Teraz nimi
grać trzeba, i to grać do słuchu.
Miłoszowi nie chodziło jednak o ścisłość, lecz o dyskredytację „nienawistników”. To ich autor Trzech zim najpierw nie mógł ocalić od śmierci („Czym jest poezja, która nie ocala / Narodów ani ludzi?”, WW 155), teraz zaś od nich ocala polską poezję, wierząc, że na zawsze oddali ich tyrtejskiego, romantycznego „ducha-powrotnika”. Czyni to w języku Dziadów, ponieważ tylko taki będzie zrozumiały dla upiora z sierpniowej insurekcji. Na punkcie warszawskich upiorów Miłosz miał zresztą prawdziwą obsesję. Choć – podobnie jak Zbigniew Herbert – najwyżej cenił Gajcego, również jego wygnał z literatury polskiej. A kiedy to wygnanie się nie udało, spierał się z legendarnymi dwudziestokilkulatkami z powstania jeszcze jako dziewięćdziesięcioparoletni starzec. Już w czasie wojny był to konflikt o idee i o kobietę7, o etykę i poetykę, konflikt młodych rycerskich żołnierzy ze starszym od nich o dekadę cywilem; spór poety, który w wierszu Walc (1942) ogłosił się nowym wieszczem, z poetami, których niebawem porównają do wielkich romantyków.
22 numer kwartalnika „Nowy Napis” to w znacznej mierze wydanie rocznicowe, poświęcone literaturze powstania warszawskiego. Osiemdziesiąt lat od wybuchu sierpniowego zrywu historia jego literatury wciąż jest niepełna. Jeśli w ogóle byłaby możliwa do spisania, taka opowieść musiałby zdawać relację nie tylko z tego, co napisali sami powstańcy, ale także ich rówieśnicy, którzy nie doczekali wybuchu insurekcji. Kompendium tego rodzaju stanowiłoby jednocześnie monografię historii niemal całej naszej dwudziestowiecznej literatury. Przecież siła oddziaływania Gajcego i Baczyńskiego na poezję Herberta i Miłosza była ogromna. Kilka wojennych lat poprzedzających samo powstanie, a potem okres walk w stolicy i jej powolnej agonii pozostawiły dzieła, na które w warunkach pokoju czekalibyśmy całe dekady. Dość powiedzieć, że Wybór poezji Gajcego w wydawanej przez Ossolineum serii Biblioteka Narodowa liczy prawie dwieście dwadzieścia stron. Z kolei według edycji Wydawnictwa Literackiego z 1970 roku Baczyński pozostawił o sobie dwie księgi liczące razem ponad tysiąc dwieście stron Utworów zebranych. Tak opasłe tomy spisują często twórcy, którym dane było dożyć późnej starości, a nie dwudziestokilkulatkowie, w dodatku piszący w warunkach konspiracji. A przecież Gajcy i Baczyński nie zamykają biblioteki twórców związanych z powstaniem warszawskim. Osobne półki na niej mają Miron Białoszewski i Anna Świrszczyńska, Roman Bratny i Jarosław Marek Rymkiewicz, Teresa Bogusławska i Andrzej Trzebiński. Pisał Gajcy w pierwszej strofie Oczyszczenia:
Światłu temu schodzący w obraz
jestem drzewem czy ptakiem ślepym?
Błyskawicy srebrnej koronka
cień mój toczy wysmukłym niebem.
Więc ruchliwą twarzą zwrócony,
gdzie odległy już piorun stąpa
ręce moje jak dwa liście klonu
na ogniste kładę niebiosa.
Nie są to obrazy do zobaczenia, raczej do przyjęcia na wiarę. Istnieją wyłącznie przez chwilę, ale zaraz gdy przestajemy patrzeć przez poetycką soczewkę, momentalnie się rozmywają. Są migotliwe, wielokształtne, fragmentaryczne. Wraz z nimi ciągłym przeobrażeniom ulega sam mówiący bohater, ponieważ w wierszach Gajcego – podobnie jak w twórczości Józefa Czechowicza – obserwujemy „stawanie się podmiotu przez projekcje wizyjne w czasie teraźniejszym”. Literatura walczącej stolicy czasem bywa jak wspomniany wiersz Gajcego, ale czasem jak dramat Aby podnieść różę… Andrzeja Trzebińskiego. Autor tworzy nowoczesną groteskę strukturalną, a więc taką, w której absurdalność dotyczy samej struktury świata. Farsa śmiechu zmienia się tu w rozpacz wynikającą z braku orientacji w obcej, pozbawionej porządku rzeczywistości. Pałubiaste figury bohaterów Trzebińskiego przywodzą na myśl kolaże Debory Vogel i atmosferę panmaskarady Schulzowskiej Ulicy Krokodyli. Mowa o figurach, ponieważ postaci są tutaj jedynie czymś na kształt nakręcanych automatów, rozgrywających kolejne partie ping-ponga bez piłeczki cyklicznie wyrzucanej przez okno przez Rizę Obliwię – „dziewczynkę stanowczo lekkich obyczajów”. Za oknem właśnie wybuchła rewolucja, a mecze w hotelu „Marokko” toczą się nadal. Zarówno poetyka, jak i tematyka każą stawiać dramat Trzebińskiego obok Szewców Witkacego. I choć sam autor nie dożył powstania, to pomiędzy wersami jego dzieła pobrzmiewają te same nuty ostrzeżenia przed kleszczami dwóch totalitaryzmów co w ostatnim wierszu epoki, a więc w Czerwonej zarazie Józefa Szczepańskiego. 29 sierpnia 1944 roku „Ziutek” rozpoczął swój utwór od
słów: „Czekamy ciebie, czerwona zarazo, / byś wybawiła nas od czarnej śmierci”. Te wersy zapowiadały już drugą, powojenną konspirację. „Powstanie Sierpniowe” było bitwą o Polskę. Postacią symbolizującą tę walkę o całość Rzeczypospolitej stała się pochodząca z Mazurek pod Baranowiczami Krystyna Krahelska. Nieco starsza od Kolumbów, urodzona w 1914 roku poetka została zapamiętana jako autorka słów i muzyki do piosenki Hej, chłopcy,
bagnet na broń!, nawiązującej do Warszawianki 1831 roku Casimira Delavigne’a, kojarzonej bardziej z incipitu „Hej, kto Polak, na bagnety! / Żyj swobodo, Polsko żyj!”. Krahelska napisała słynną piosenkę bojową prawdopodobnie na przełomie grudnia 1942 i stycznia 1943 roku dla Batalionu Sztabowego („Baszty”) Komendy Głównej Armii Krajowej. Współcześnie o tym, jak wielką siłę ma wiersz Krahelskiej, można się przekonać podczas koncertu Warszawiacy śpiewają (nie)zakazane piosenki, który od 1 sierpnia 2006 roku odbywa się cyklicznie na stołecznym placu Piłsudskiego. Wspólne śpiewanie powstańczych utworów gromadzi kilkanaście tysięcy ludzi, w tym samych uczestników insurekcji, władze państwowe i samorządowe. Hej, chłopcy, bagnet na broń! to niezaprzeczalnie jeden z hymnów ludzi walczących przed osiemdziesięcioma laty, trwalszy niż ze spiżu, choć również w nim Krahelska została uwieczniona. Mowa o rzeźbie autorstwa Ludwiki Nitschowej. Polesianka jeszcze jako studentka etnografii pozowała do pomnika warszawskiej Syrenki odsłoniętego nad Wisłą 15 sierpnia 1939 roku. Już w czasie wojny, jak przystało na kresowiankę, działała w wywiadzie na Nowogródczyźnie, a do powstania poszła jako sanitariuszka „Danuta”. Została ranna już pierwszego dnia walk. Zmarła nad ranem 2 sierpnia. Oprócz piosenek żołnierskich pozostawiła również kresowe wiersze, opiewające polsko-białorusko-ukraińskie stanice dawnej Rzeczypospolitej. Zabawna i pełna uroku jest chociażby ballada zaczynająca się od słów: „We wnętrzu starej cerkwi, gdzieś nad Czeremoszem / Zatęsknił za górami święty Jerzy złoty”. I rzeczywiście rycerz na swym koniu zjechał z obrazu, aby wybrać się nad potok i na połoniny. Śpiewna liryka Krahelskiej nie jest tej miary co melodyjne wiersze Teresy Bogusławskiej, najmłodszej poetki walczącej Warszawy, ale pobrzmiewa tonem równie walecznym i czystym. Konstelacje artystów, norwidowscy organizatorzy narodowej wyobraźni, bardowie, którzy stali przed wyborem: Homer czy Orchidea, „śpiewanka” czy „surmy bojowe”. Te „noce sierpniowe” były nie tylko bitwą o Polskę, ale również batalią o całą polską literaturę nowoczesną. Po osiemdziesięciu latach wiemy, że w sferze duchowej powstańcy warszawscy obie te bitwy wygrali.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach programu Kanon Polski.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach Programu Wsparcia Współczesnej Literatury Niekomercyjnej.