Nowy Napis Co Tydzień #119 / U źródeł „pamiętników artysty” [fragment]
Zapraszamy do zapoznania się z premierowym fragmentem najnowszej książki Grażyny Halkiewicz-Sojak Znalazłem ciszę… Tadeusz Różewicz w szkole Cypriana Norwida.
U źródeł „pamiętników artysty” [fragment]
Jam widział krew!…
Cyprian Norwid (Czemu nie w chórze?, PW II 45)
I dla Norwida, i dla Różewicza autobiografia była źródłem poetyckich tematów traktowanych w dosyć podobny sposób. W swoich wierszach poeci sięgali po przeżyte epizody i zdarzenia, które konfrontowali z wewnętrznym doświadczeniem. Niekiedy wielokrotnie powracali do tych samych przeżyć czy obserwacji i wpisywali je w różne literackie konteksty, wykorzystywali na przykład wcześniej napisane wiersze w dramatach. Tak powstające i funkcjonalizowane utwory sprawiają wrażenie fragmentów lirycznego „pamiętnika” przełamującego genologiczne i kompozycyjne reguły. Czy w przypadku Różewicza był to w jakimś stopniu rezultat wcześnie pobieranej „lekcji u Norwida”?
Za początek poetyckiej drogi Różewicza zazwyczaj uznaje się zbiór wierszy Niepokój (1947), który krytycy wkrótce po opublikowaniu odczytali jako manifest nowego nurtu w powojennej poezji polskiej
Wie Pan, część mojego tomiku Echa leśne, którego tytuł zaczerpnąłem z tragicznej noweli Żeromskiego, pochodzi z jednodniówki „Głos z krzaka”. Właściwie tomik jest przesiąknięty żeromszczyzną i Słowackim. Już przez wieki trwa spór między tymi, którzy wyżej cenią poezję Słowackiego, a tymi, którzy wolą poezję Mickiewicza. Gdzieś w środku pomiędzy nimi stanął intelektualista Norwid. Ja jestem „mickiewiczjanin”… Ale to dygresja… W Echach leśnych był też razowy humor żołnierski. […] Niektórzy nazwą go może „humorem wisielczym”, ale bez niego nie dałoby się przeżyć (Poeta po końcu świata, z T. Różewiczem rozmawiali J. Kiernicka, S. Bereś, WS 329)
Różewicz udzielił wywiadu w 1999 roku. Pierwodruk: Poeta po końcu świata, z T. Różewiczem rozmawiali J. Kiernicka, S. Bereś, „Odra” 2000, nr 5, s. 42–56. [4].
Warto podkreślić tę autorską dygresję świadczącą o trwałej obecności w refleksji pisarza horyzontu wielkiej poezji romantycznej, chociaż trzeba pamiętać, że jest to uwaga sformułowana ex post – w 1999 roku, w czasie podsumowań mijającego wieku i u schyłku twórczości Różewicza.
Wróćmy do debiutanckiej książeczki. Genologiczna rozmaitość i predylekcja do zwięzłego ujmowania tematu już tutaj odsłaniają pewne cechy Różewiczowskiego warsztatu, ale literackie pokrewieństwa z wyboru są odmienne od późniejszego poszukiwania „nauczyciela i mistrza”. Motta i tytuł cyklu Kamienie na szaniecwskazują na patronat Juliusza Słowackiego, a tytuł całości i fragment Mój dom pobrzmiewają aluzjami do utworów Stefana Żeromskiego, zwłaszcza do Ech leśnych i Puszczy Jodłowej. Nawiązania do tyrtejskiego i więziennego nurtu dziewiętnastowiecznej liryki nie są już tak wyraźnie sygnalizowane, ale wyczuwalne w metaforach i wersyfikacji wierszy. Czy w gąszczu literackich reminiscencji, widocznych w Echach leśnych już na pierwszy rzut oka, można odnaleźć również echa liryki Norwida? W poszukiwaniu odpowiedzi na to pytanie zatrzymajmy się przy jednym z najciekawszych wierszy z debiutanckiej książeczki Różewicza:
Na kraty spływa jasność
na niewidzące oczy
na beznadzieję godzin
na nocy beznadzieję
Usta otwarte jak rana
i ręce ręce w kajdanach
i matki będą płakały
nad umęczonym ciałem
Ręce matczyne są słabe
od męki drżące i trwogi
niech słowo stanie się ciałem
a jasność niech stanie się Bogiem
Toć nasi synkowie też byli
Jak Twój słabiutki maleńki
dla Niego dla synka Twojego
i naszych osłoń od męki
A gwiazda w kraty wpleciona
oślepłym oczom jaśnieje
na beznadzieję godzin
na nocy beznadzieję.
(Ręce w kajdanach, EL)
Motywy kształtujące sytuację liryczną w tym wierszu układają się w dwa opozycyjne szeregi; topika „umęczonego ciała” została połączona z topiką religijnego pocieszenia. Na pierwszy ciąg poetyckiego obrazowania składają się następujące motywy: „niewidzących”, a dalej – „oślepłych oczu”, „ust jak rana”, „rąk zakutych w kajdany” oraz wolnych wprawdzie od kajdan, ale „słabych i drżących od męki rąk matczynych”. W emocjonalnej konkluzji puentującej ten szereg dominuje poczucie beznadziei, mocno akcentowane w dwuwersie stanowiącym zarazem kompozycyjną, liryczną klamrę: „na beznadzieję godzin / na nocy beznadzieję”. Topikę religijnego pocieszenia wnoszą do utworu motywy świetlne: trzykrotnie powtórzona „jasność” i gwiazda, której światło przenika więzienne kraty, oraz aluzje ewangeliczne, przede wszystkim parafraza prologu Ewangelii Janowej („niech słowo stanie się ciałem / a jasność niech stanie się Bogiem”)
Marek Adamiec, interpretując wiersz Norwida Czemu nie w chórze?, z którego zaczerpnęłam motto tego rozdziału, zwrócił uwagę, że taka gra motywami obrazowymi jest charakterystyczna dla wierszy pojawiających się w polskiej poezji XIX i XX wieku, które określił jako „kolędy czasów nieradosnych”
POL. – I’ll speak to him again
What do you read, my lord?…
HAM. – Words, words, words!Shakespeare
Źle, źle zawsze i wszędzie
Ta nić czarna się przędzie:
Ona za mną, przede mną i przy mnie,
Ona w każdym oddechu,
Ona w każdym uśmiechu,
Ona we łzie, w modlitwie i w hymnie…
Nie rozerwę, bo silna,
Może święta, choć mylna,
Może nie chcę rozerwać tej wstążki;
Ale wszędzie – o! wszędzie
Gdzie ja będę, ta będzie:
Tu w otwarte zakłada się książki,
Tam u kwiatów zawiązką,
Owdzie stoczy się wąsko,
By jesienne na łąkach przędziwo;
I rozmdleje stopniowo,
By ujednić na nowo,
I na nowo się zrośnie w ogniwo.
Lecz nie kwiląc jak dziecię,
Raz wywalczę się przecie.
Niech mi puchar podadzą i wieniec!…
I włożyłem na czoło,
I wypiłem, a wkoło
Jeden mówi drugiemu: „szaleniec!!”
Więc do serca o radę
Dłoń poniosłem i kładę,
Alić nagle zastygnie prawica:
Głośno śmieli się oni,
Jam pozostał bez dłoni,
Dłoń mi czarna obwiła pętlica.
Źle, źle zawsze i wszędzie
Ta nić czarna się przędzie:
Ona za mną, przede mną i przy mnie,
Ona w każdym oddechu,
Ona w każdym uśmiechu,
Ona we łzie, w modlitwie i w hymnie.
Lecz nie kwiląc jak dziecię,
Raz wywalczę się przecie;
Złotostruna nie opuść mię lutni!
Czarnoleskiej ja rzeczy
Chcę – ta serce uleczy!
I zagrałem…
…i jeszcze mi smutniéj.
Pisałem we Florencji w 1844 roku
(Moja piosnka (I), DW I)Wiersz cytuję we własnym opracowaniu edytorskim, przeznaczonym do pierwszego tomu edycji krytycznej Dzieł wszystkich Cypriana Norwida (w przygotowaniu). [8]
Trzeba powiedzieć, że sytuacja liryczna i temat florenckiej „piosnki” nie przypominają położenia bohaterów więziennego wiersza Różewicza, a ewentualne skojarzenie „czarnej nici” z ciemnością z utworu młodszego poety byłoby nikłą przesłanką paraleli. „Czarna nić” melancholii w liryku Norwida jest raczej późnym wyrazem romantycznego spleenu, a nie znakiem rozpaczy wywołanej męką uwięzionego człowieka. Jeżeli odwołać się do biograficznych kontekstów Mojej piosnki (I), to trzeba by wskazać wielokrotnie opisywane przez norwidologów uczuciowe rozczarowania autora: zerwanie przez Kamilę Lemańską zaręczyn z poetą oraz obojętność „wielkiej damy”, Marii Kalergis, w której „orszaku” Norwid podróżował po Italii, a która nie tylko nie odwzajemniała uczuć młodego poety, ale być może nawet ich nie zauważała
Podobne zbieżności dykcji poetyckiej i instrumentacji można wskazać w odniesieniu do późniejszego Norwidowskiego wiersza – „kolędy” ze zbioru Vade-mecum. Pokrewieństwo z wyboru jest tu wyraźniejsze niż w przypadku Mojej piosnki (I). Nawet jeżeli nie wiemy, kiedy i w jakich okolicznościach zostały napisane obydwa wiersze, to i tak ich lektura odsłania podobieństwo tematu i doboru motywów. Obaj poeci postawili pytanie o cierpienie niewinnych spowodowane ciśnieniem polityki i fatalizmem historii oraz umieścili je w kontekście tajemnicy Wcielenia i związanej z nią symboliki Bożego Narodzenia. Stawiają tę kwestię, odmiennie rozkładając akcenty i oświetlając nieco inne aspekty problemu, ale chodzi o ten sam dylemat: paradoks współistnienia zła w historycznym świecie i jednoczesną obecność w nim dobrego Boga. Intensywność myślenia o tym paradoksie w obu przypadkach wynika z doświadczeń przeżywanej właśnie dziejowej chwili. Jej historycznoliterackie przybliżenie warto poprzedzić lekturą wiersza Norwida:
1
Śpiewają wciąż wybrani,
U żłobu, gdzie jest Bóg;
Lecz milczą zadyszani,
Wbiegając w próg…
2
A cóż dopiero owi,
Co ledwo wbiegli w wieś –
Gdzie jeszcze ucho łowi –
Niewiniąt rzeź!…
3
Śpiewajcież, o! wybrani,
U żłobu, gdzie jest Bóg;
Mnie jeszcze ucho rani
Pogoni róg…
4
Śpiewajcież, w chór zebrani – –
Ja? – zmięszać mógłbym śpiew
Tryumfującej litanii:
Jam widział krew!…
(Czemu nie w chórze?, PW I 45–46)
Wiersz został napisany w 1861 roku, najprawdopodobniej w jego ostatnich miesiącach. Był to czas patriotyczno-religijnych manifestacji. Do pierwszej, która odbiła się szerokim echem i zapoczątkowała sekwencję wydarzeń prowadzących do wybuchu powstania styczniowego niespełna dwa lata później, doszło 25 lutego na Starym Mieście w Warszawie, w trzydziestą rocznicę bitwy o Olszynkę Grochowską. Druga odbyła się dwa dni później, a jej głównym motywem było żądanie uwolnienia studentów aresztowanych w czasie rocznicowego zgromadzenia. Padły wówczas strzały. Poległo pięciu uczestników manifestacji. W Warszawie szybko pojawiły się podobizny ofiar w licznych kopiach rysunków, zdjęć i litografii, a pogrzeb, który odbył się 2 marca, zgromadził tłumy. Cykl pokojowych demonstracji trwał nadal. Władze reagowały chaotycznie, coraz częściej wysyłając przeciwko bezbronnym oddziały Kozaków. Krwawe żniwo zakończyło manifestację na placu Zamkowym 8 kwietnia 1861 roku. Narastały represje władz i opór Polaków, wypełniały się cele warszawskiej Cytadeli. Norwid obserwował wydarzenia w mieście swojej młodości z paryskiego oddalenia – z niepokojem, ale i z nadzieją. Widział w nich zrazu pokojową w intencjach, oryginalną polską drogę do niepodległości. Tę ocenę weryfikował – stawała się ona coraz bardziej krytyczna po wybuchu insurekcji w 1863 roku
Książkę Znalazłem ciszę… Tadeusz Różewicz w szkole Cypriana Norwida już niedługo będzie można kupić w e-sklepie Instytutu Literatury.