23.09.2021

Nowy Napis Co Tydzień #119 / U źródeł „pamiętników artysty” [fragment]

Zapraszamy do zapoznania się z premierowym fragmentem najnowszej książki Grażyny Halkiewicz-Sojak Znalazłem ciszę… Tadeusz Różewicz w szkole Cypriana Norwida.

U źródeł „pamiętników artysty” [fragment]

                                                                Jam widział krew!…

                                                                Cyprian Norwid (Czemu nie w chórze?, PW II 45)

I dla Norwida, i dla Różewicza autobiografia była źródłem poetyckich tematów traktowanych w dosyć podobny sposób. W swoich wierszach poeci sięgali po przeżyte epizody i zdarzenia, które konfrontowali z wewnętrznym doświadczeniem. Niekiedy wielokrotnie powracali do tych samych przeżyć czy obserwacji i wpisywali je w różne literackie konteksty, wykorzystywali na przykład wcześniej napisane wiersze w dramatach. Tak powstające i funkcjonalizowane utwory sprawiają wrażenie fragmentów lirycznego „pamiętnika” przełamującego genologiczne i kompozycyjne reguły. Czy w przypadku Różewicza był to w jakimś stopniu rezultat wcześnie pobieranej „lekcji u Norwida”?

Za początek poetyckiej drogi Różewicza zazwyczaj uznaje się zbiór wierszy Niepokój (1947), który krytycy wkrótce po opublikowaniu odczytali jako manifest nowego nurtu w powojennej poezji polskiejZob. na przykład przywoływane we wprowadzeniu do niniejszej książki (przyp. 13) prace Tadeusza Drewnowskiego czy Kazimierza Wyki.[1]. Niepokój nie był jednak debiutem. W 1944 roku kapral podchorąży Armii Krajowej o pseudonimie Satyr„Satyr” to partyzancki pseudonim Tadeusza Różewicza, który od 26 czerwca 1943 roku do 3 listopada roku 1944 był żołnierzem Armii Krajowej w oddziale „Warszyca” i oprócz innych partyzanckich obowiązków redagował gazetkę oddziału zatytułowaną „Głos z Krzaka”.[2] wydał w konspiracji tomik Echa leśnePierwodruk nie był wznawiany przez 41 lat. Druga edycja: T. Różewicz, Echa leśne, posł. T. Jodełka-Burzecki, Warszawa 1985.[3]. Książeczka wyrosła z redakcyjnych prac, którymi Różewicz trudnił się w partyzanckim oddziale, i ta geneza zaważyła na jej hybrydycznej formie gatunkowej, najbliższej formule silva rerum. Znajdziemy w tym niewielkim zbiorze wiersze i rodzajowe obrazki, literackie szkice do portretów kolegów z lasu, krótkie prozy poetyckie i satyryczne „figliki”, a także dwa drobne utwory Janusza, starszego brata poety. Po latach milczenia w sprawie tego zapomnianego debiutu autor tak opisywał genezę i terapeutyczną rolę Ech leśnych:

Wie Pan, część mojego tomiku Echa leśne, którego tytuł zaczerpnąłem z tragicznej noweli Żeromskiego, pochodzi z jednodniówki „Głos z krzaka”. Właściwie tomik jest przesiąknięty żeromszczyzną i Słowackim. Już przez wieki trwa spór między tymi, którzy wyżej cenią poezję Słowackiego, a tymi, którzy wolą poezję Mickiewicza. Gdzieś w środku pomiędzy nimi stanął intelektualista Norwid. Ja jestem „mickiewiczjanin”… Ale to dygresja… W Echach leśnych był też razowy humor żołnierski. […] Niektórzy nazwą go może „humorem wisielczym”, ale bez niego nie dałoby się przeżyć (Poeta po końcu świata, z T. Różewiczem rozmawiali J. Kiernicka, S. Bereś, WS 329)Różewicz udzielił wywiadu w 1999 roku. Pierwodruk: Poeta po końcu świata, z T. Różewiczem rozmawiali J. Kiernicka, S. Bereś, „Odra” 2000, nr 5, s. 42–56.[4].

Warto podkreślić tę autorską dygresję świadczącą o trwałej obecności w refleksji pisarza horyzontu wielkiej poezji romantycznej, chociaż trzeba pamiętać, że jest to uwaga sformułowana ex post – w 1999 roku, w czasie podsumowań mijającego wieku i u schyłku twórczości Różewicza. 

Wróćmy do debiutanckiej książeczki. Genologiczna rozmaitość i predylekcja do zwięzłego ujmowania tematu już tutaj odsłaniają pewne cechy Różewiczowskiego warsztatu, ale literackie pokrewieństwa z wyboru są odmienne od późniejszego poszukiwania „nauczyciela i mistrza”. Motta i tytuł cyklu Kamienie na szaniecwskazują na patronat Juliusza Słowackiego, a tytuł całości i fragment Mój dom pobrzmiewają aluzjami do utworów Stefana Żeromskiego, zwłaszcza do Ech leśnych Puszczy Jodłowej. Nawiązania do tyrtejskiego i więziennego nurtu dziewiętnastowiecznej liryki nie są już tak wyraźnie sygnalizowane, ale wyczuwalne w metaforach i wersyfikacji wierszy. Czy w gąszczu literackich reminiscencji, widocznych w Echach leśnych już na pierwszy rzut oka, można odnaleźć również echa liryki Norwida? W poszukiwaniu odpowiedzi na to pytanie zatrzymajmy się przy jednym z najciekawszych wierszy z debiutanckiej książeczki Różewicza:

Na kraty spływa jasność
na niewidzące oczy
na beznadzieję godzin
na nocy beznadzieję

 

Usta otwarte jak rana
i ręce ręce w kajdanach
i matki będą płakały
nad umęczonym ciałem

 

Ręce matczyne są słabe
od męki drżące i trwogi
niech słowo stanie się ciałem
a jasność niech stanie się Bogiem

 

Toć nasi synkowie też byli
Jak Twój słabiutki maleńki
dla Niego dla synka Twojego
i naszych osłoń od męki

 

A gwiazda w kraty wpleciona
oślepłym oczom jaśnieje
na beznadzieję godzin
na nocy beznadzieję.

 

(Ręce w kajdanach, EL)

Motywy kształtujące sytuację liryczną w tym wierszu układają się w dwa opozycyjne szeregi; topika „umęczonego ciała” została połączona z topiką religijnego pocieszenia. Na pierwszy ciąg poetyckiego obrazowania składają się następujące motywy: „niewidzących”, a dalej – „oślepłych oczu”, „ust jak rana”, „rąk zakutych w kajdany” oraz wolnych wprawdzie od kajdan, ale „słabych i drżących od męki rąk matczynych”. W emocjonalnej konkluzji puentującej ten szereg dominuje poczucie beznadziei, mocno akcentowane w dwuwersie stanowiącym zarazem kompozycyjną, liryczną klamrę: „na beznadzieję godzin / na nocy beznadzieję”. Topikę religijnego pocieszenia wnoszą do utworu motywy świetlne: trzykrotnie powtórzona „jasność” i gwiazda, której światło przenika więzienne kraty, oraz aluzje ewangeliczne, przede wszystkim parafraza prologu Ewangelii Janowej („niech słowo stanie się ciałem / a jasność niech stanie się Bogiem”)Jest to podwójna aluzja: ewangeliczna, do prologu Ewangelii według św. Jana („A Słowo stało się ciałem i mieszkało wśród nas”, J 1,14), oraz poetycka, nawiązująca do słów kolędy Pieśń o Narodzeniu Pańskim Franciszka Karpińskiego. Cytaty z Pisma Świętego, jeśli nie zaznaczono inaczej, przytaczane są za przekładem: Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. Biblia Warszawsko-Praska, tłum. K. Romaniuk, Warszawa 1997.[5]. Modlitwa matek przywołująca wspomnienie „synków”, którzy byli niegdyś „słabiutcy i maleńcy” jak bezbronny Jezus urodzony w betlejemskiej grocie, została skojarzona z obrazem gwiazdy, co wprowadza odniesienie do sytuacji ufundowanej na przekazach ewangelicznych, motywach polskich kolęd i ikonografii bożonarodzeniowejŚwietlistość w Różewiczowskim wierszu może być kojarzona z obrazami, których tematem jest adoracja Dzieciątka Jezus, autorstwa takich malarzy jak Antonio Allegri da Correggio, Georges de La Tour i El Greco.[6]. Związek ze stylem kolęd i pastorałek podkreślają zdrobnienia. Dwa przeciwstawne obrazowe szeregi są jednakowo ważne, chociaż krucha to równowaga. W konsekwencji zderzenia obrazów okazuje się, że światło nadziei rozprasza jednak ciemności cierpienia. Rozpacz uwięzionych i światło przenikające przez kraty tworzą nastrojową i obrazową klamrę wiersza. Żaden z tych elementów nie zostaje unieważniony, pozostaje między nimi wewnętrzne napięcie. Finał nie rozstrzyga definitywnie pojedynku między rozpaczą a nadzieją, ale delikatnie sugeruje zwycięstwo tej ostatniej. Sprzyja temu także skojarzenie cierpiących matek z chrześcijańskim wizerunkiem Matki Bożej Bolesnej. Różne warianty motywu cierpiącej matki, a także światła, widzenia – oka widzącego i oślepłego, będą odtąd powracać w twórczości Różewicza, staną się jednym ze słów kluczy tej poezji. 

Marek Adamiec, interpretując wiersz Norwida Czemu nie w chórze?, z którego zaczerpnęłam motto tego rozdziału, zwrócił uwagę, że taka gra motywami obrazowymi jest charakterystyczna dla wierszy pojawiających się w polskiej poezji XIX i XX wieku, które określił jako „kolędy czasów nieradosnych”M. Adamiec, Norwid nad strumieniem krwi ludzkiej, „Studia Norwidiana” 1987/1988, nr 5/6, s. 53–69. Autor artykułu wskazuje jako przykłady Kolędę warszawską 1939 Stanisława Balińskiego i Kolędę obozową Tadeusza Borowskiego. Z tekstów bliższych naszej współczesności można wymienić kolędy Ernesta Brylla (Kolęda nocka, Kolęda Maryi) i anonimowe utwory z początku lat 80. XX wieku.[7]. Do tego rodzaju utworów można zaliczyć również liryk Różewicza. Czy wiążą się z nim jeszcze inne norwidowskie reminiscencje? Uchylam przy tym rozstrzyganie kwestii, czy były one intencjonalne. Jeżeli wierzyć wyznaniom Różewicza z Przygotowania do wieczoru autorskiego (PR III 277–290) i z Tego, co zostało z nienapisanej książki o Norwidzie (PR III 114–134), że czytał Norwida od „przeszło sześćdziesięciu lat”, a więc od wczesnej młodości, to wydaje się naturalne, że strofy tej poezji mogły być stale obecne w jego pamięci. Ręce w kajdanach zawierają uchwytne nawiązania do co najmniej dwóch liryków Norwida: florenckiej Mojej piosnki (I) oraz wspomnianego wiersza Czemu nie w chórze?, włączonego później przez autora do cyklu Vade-mecum jako XXVI ogniwo. Najpierw kilka słów o pierwszym, mniej oczywistym kontekście intertekstualnym.

                                                           POL. – I’ll speak to him again
                                                           What do you read, my lord?…
                                                           HAM. – Words, words, words!

                                                           Shakespeare

 

Źle, źle zawsze i wszędzie
Ta nić czarna się przędzie:
Ona za mną, przede mną i przy mnie,
Ona w każdym oddechu,
Ona w każdym uśmiechu,
Ona we łzie, w modlitwie i w hymnie…

 

Nie rozerwę, bo silna,
Może święta, choć mylna,
Może nie chcę rozerwać tej wstążki;
Ale wszędzie – o! wszędzie
Gdzie ja będę, ta będzie:
Tu w otwarte zakłada się książki,
Tam u kwiatów zawiązką,
Owdzie stoczy się wąsko,
By jesienne na łąkach przędziwo;
I rozmdleje stopniowo,
By ujednić na nowo,
I na nowo się zrośnie w ogniwo.

 

Lecz nie kwiląc jak dziecię,
Raz wywalczę się przecie.
Niech mi puchar podadzą i wieniec!…
I włożyłem na czoło,
I wypiłem, a wkoło
Jeden mówi drugiemu: „szaleniec!!”
Więc do serca o radę
Dłoń poniosłem i kładę,
Alić nagle zastygnie prawica:
Głośno śmieli się oni,
Jam pozostał bez dłoni,
Dłoń mi czarna obwiła pętlica.

 

Źle, źle zawsze i wszędzie
Ta nić czarna się przędzie:
Ona za mną, przede mną i przy mnie,
Ona w każdym oddechu,
Ona w każdym uśmiechu,
Ona we łzie, w modlitwie i w hymnie.

 

Lecz nie kwiląc jak dziecię,
Raz wywalczę się przecie;
Złotostruna nie opuść mię lutni!
Czarnoleskiej ja rzeczy
Chcę – ta serce uleczy!
I zagrałem…
                     …i jeszcze mi smutniéj.

 

Pisałem we Florencji w 1844 roku
(Moja piosnka (I), DW I)Wiersz cytuję we własnym opracowaniu edytorskim, przeznaczonym do pierwszego tomu edycji krytycznej Dzieł wszystkich Cypriana Norwida (w przygotowaniu).[8]

Trzeba powiedzieć, że sytuacja liryczna i temat florenckiej „piosnki” nie przypominają położenia bohaterów więziennego wiersza Różewicza, a ewentualne skojarzenie „czarnej nici” z ciemnością z utworu młodszego poety byłoby nikłą przesłanką paraleli. „Czarna nić” melancholii w liryku Norwida jest raczej późnym wyrazem romantycznego spleenu, a nie znakiem rozpaczy wywołanej męką uwięzionego człowieka. Jeżeli odwołać się do biograficznych kontekstów Mojej piosnki (I), to trzeba by wskazać wielokrotnie opisywane przez norwidologów uczuciowe rozczarowania autora: zerwanie przez Kamilę Lemańską zaręczyn z poetą oraz obojętność „wielkiej damy”, Marii Kalergis, w której „orszaku” Norwid podróżował po Italii, a która nie tylko nie odwzajemniała uczuć młodego poety, ale być może nawet ich nie zauważałaZob. Z. Trojanowiczowa, Z. Dambek, przy współudz. J. Czarnomorskiej, Kalendarz życia i twórczości Cypriana Norwida, t. 1: 1821–1860, Poznań 2007; komentarze edytorskie J.W. Gomulickiego [w:] C. Norwid, Dzieła zebrane, t. 1–2, Warszawa 1966; Z. Trojanowiczowa, Piosnki Cypriana Norwida [w:] Album Norwidowskie. Profesor Zofii Trojanowiczowej na 50-lecie pracy naukowej, wybór i oprac. A. Artwińska, Z. Przychodniak, Poznań 2007, s. 37–64.[9]. Emocjonalne zranienia i towarzyszący im brak nadziei ma uleczyć poezja, a nie religijne pocieszenie. Jednak i ona okazuje się bezsilna, więc sugestia obecności światła rozpraszającego czarną melancholię nie pojawia się w wierszu. Ten katalog różnic podważa zasadność zestawiania. A jednak – gdy przeczytamy wiersze Różewicza i Norwida na głos, usłyszymy współbrzmienia. Wynikają one z tego, że podstawą wersyfikacyjną obu utworów jest regularny siedmiozgłoskowiec, którego powtarzalność zostaje naruszona nieregularną obecnością dłuższych wersów, umieszczonych najczęściej w wygłosie poszczególnych strof. W obu przypadkach instrumentacja liryków i efekt „piosenkowej” formy zostały osiągnięte za pomocą anafor i refrenowych powtórzeń. Przeważa regularne zestrojenie rytmu, przełamywane dysonansami. Te cechy wydają się dowodzić, że Różewicz bardzo wcześnie praktykował w poetyckiej szkole Norwida, że „lekcja Norwida” zaczęła się u początków jego twórczości. Do postawienia hipotezy, że współbrzmienia mogą być tutaj intencjonalnym nawiązaniem, ośmiela mnie Różewiczowski apel skierowany do czytelników Norwida: „Czytajcie Norwida po cichu i na głos, przy współdziałaniu głosu powstaje jakby inny utwór niż ten czytany po cichu…” (To, co zostało z nienapisanej książki o Norwidzie, PR III 118).

Podobne zbieżności dykcji poetyckiej i instrumentacji można wskazać w odniesieniu do późniejszego Norwidowskiego wiersza – „kolędy” ze zbioru Vade-mecum. Pokrewieństwo z wyboru jest tu wyraźniejsze niż w przypadku Mojej piosnki (I). Nawet jeżeli nie wiemy, kiedy i w jakich okolicznościach zostały napisane obydwa wiersze, to i tak ich lektura odsłania podobieństwo tematu i doboru motywów. Obaj poeci postawili pytanie o cierpienie niewinnych spowodowane ciśnieniem polityki i fatalizmem historii oraz umieścili je w kontekście tajemnicy Wcielenia i związanej z nią symboliki Bożego Narodzenia. Stawiają tę kwestię, odmiennie rozkładając akcenty i oświetlając nieco inne aspekty problemu, ale chodzi o ten sam dylemat: paradoks współistnienia zła w historycznym świecie i jednoczesną obecność w nim dobrego Boga. Intensywność myślenia o tym paradoksie w obu przypadkach wynika z doświadczeń przeżywanej właśnie dziejowej chwili. Jej historycznoliterackie przybliżenie warto poprzedzić lekturą wiersza Norwida:

1
Śpiewają wciąż wybrani,
U żłobu, gdzie jest Bóg;
Lecz milczą zadyszani,
Wbiegając w próg…

 

2
A cóż dopiero owi,
Co ledwo wbiegli w wieś –
Gdzie jeszcze ucho łowi –
Niewiniąt rzeź!…

 

3
Śpiewajcież, o! wybrani,
U żłobu, gdzie jest Bóg;
Mnie jeszcze ucho rani
Pogoni róg…

 

4
Śpiewajcież, w chór zebrani – –
Ja? – zmięszać mógłbym śpiew
Tryumfującej litanii:
Jam widział krew!…
 

(Czemu nie w chórze?, PW I 45–46)

Wiersz został napisany w 1861 roku, najprawdopodobniej w jego ostatnich miesiącach. Był to czas patriotyczno-religijnych manifestacji. Do pierwszej, która odbiła się szerokim echem i zapoczątkowała sekwencję wydarzeń prowadzących do wybuchu powstania styczniowego niespełna dwa lata później, doszło 25 lutego na Starym Mieście w Warszawie, w trzydziestą rocznicę bitwy o Olszynkę Grochowską. Druga odbyła się dwa dni później, a jej głównym motywem było żądanie uwolnienia studentów aresztowanych w czasie rocznicowego zgromadzenia. Padły wówczas strzały. Poległo pięciu uczestników manifestacji. W Warszawie szybko pojawiły się podobizny ofiar w licznych kopiach rysunków, zdjęć i litografii, a pogrzeb, który odbył się 2 marca, zgromadził tłumy. Cykl pokojowych demonstracji trwał nadal. Władze reagowały chaotycznie, coraz częściej wysyłając przeciwko bezbronnym oddziały Kozaków. Krwawe żniwo zakończyło manifestację na placu Zamkowym 8 kwietnia 1861 roku. Narastały represje władz i opór Polaków, wypełniały się cele warszawskiej Cytadeli. Norwid obserwował wydarzenia w mieście swojej młodości z paryskiego oddalenia – z niepokojem, ale i z nadzieją. Widział w nich zrazu pokojową w intencjach, oryginalną polską drogę do niepodległości. Tę ocenę weryfikował – stawała się ona coraz bardziej krytyczna po wybuchu insurekcji w 1863 rokuSzerzej pisałam o tym w studium: G. Halkiewicz-Sojak, Cyprian Norwid wobec idei insurekcyjnej [w:] Norwid wobec powstania styczniowego, red. P. Chlebowski, Lublin 2017, s. 13–24; zob. w tejże monografii także rozdziały autorstwa Włodzimierza Torunia, Bartłomieja Łuczaka, Wiesława Rzońcy i Marcina Wolniewicza.[10]. Pośrednio artystę, a ściśle rzecz ujmując – jego dzieło, również dotknęły represje: „[…] w Warszawie zabrano pakę sztychów Cypriana Norwida i pod najsurowszymi kary takowe sprzedawać zabroniono […]. Sztychy te są egzemplarzami ryciny w Paryżu odbitej […]. Jak dalece cenzura jest dziwaczną, to z samej treści ryciny, tak straszliwie wzbronionej, wida攄Dziennik Poznański” 1861, nr 284, s. 2; cyt. za: Z. Trojanowiczowa, E. Lijewska, przy współudz. M. Pluty, Kalendarz życia i twórczości Cypriana Norwida, t. 2: 1861–1883, Poznań 2007, s. 48.[11]. 

 

Książkę Znalazłem ciszę… Tadeusz Różewicz w szkole Cypriana Norwida już niedługo będzie można kupić w e-sklepie Instytutu Literatury.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Grażyna Halkiewicz-Sojak, U źródeł „pamiętników artysty” [fragment], „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 119

Przypisy

  1. Zob. na przykład przywoływane we wprowadzeniu do niniejszej książki (przyp. 13) prace Tadeusza Drewnowskiego czy Kazimierza Wyki.
  2. „Satyr” to partyzancki pseudonim Tadeusza Różewicza, który od 26 czerwca 1943 roku do 3 listopada roku 1944 był żołnierzem Armii Krajowej w oddziale „Warszyca” i oprócz innych partyzanckich obowiązków redagował gazetkę oddziału zatytułowaną „Głos z Krzaka”.
  3. Pierwodruk nie był wznawiany przez 41 lat. Druga edycja: T. Różewicz, Echa leśne, posł. T. Jodełka-Burzecki, Warszawa 1985.
  4. Różewicz udzielił wywiadu w 1999 roku. Pierwodruk: Poeta po końcu świata, z T. Różewiczem rozmawiali J. Kiernicka, S. Bereś, „Odra” 2000, nr 5, s. 42–56.
  5. Jest to podwójna aluzja: ewangeliczna, do prologu Ewangelii według św. Jana („A Słowo stało się ciałem i mieszkało wśród nas”, J 1,14), oraz poetycka, nawiązująca do słów kolędy Pieśń o Narodzeniu Pańskim Franciszka Karpińskiego. Cytaty z Pisma Świętego, jeśli nie zaznaczono inaczej, przytaczane są za przekładem: Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. Biblia Warszawsko-Praska, tłum. K. Romaniuk, Warszawa 1997.
  6. Świetlistość w Różewiczowskim wierszu może być kojarzona z obrazami, których tematem jest adoracja Dzieciątka Jezus, autorstwa takich malarzy jak Antonio Allegri da Correggio, Georges de La Tour i El Greco.
  7. M. Adamiec, Norwid nad strumieniem krwi ludzkiej, „Studia Norwidiana” 1987/1988, nr 5/6, s. 53–69. Autor artykułu wskazuje jako przykłady Kolędę warszawską 1939 Stanisława Balińskiego i Kolędę obozową Tadeusza Borowskiego. Z tekstów bliższych naszej współczesności można wymienić kolędy Ernesta Brylla (Kolęda nocka, Kolęda Maryi) i anonimowe utwory z początku lat 80. XX wieku.
  8. Wiersz cytuję we własnym opracowaniu edytorskim, przeznaczonym do pierwszego tomu edycji krytycznej Dzieł wszystkich Cypriana Norwida (w przygotowaniu).
  9. Zob. Z. Trojanowiczowa, Z. Dambek, przy współudz. J. Czarnomorskiej, Kalendarz życia i twórczości Cypriana Norwida, t. 1: 1821–1860, Poznań 2007; komentarze edytorskie J.W. Gomulickiego [w:] C. Norwid, Dzieła zebrane, t. 1–2, Warszawa 1966; Z. Trojanowiczowa, Piosnki Cypriana Norwida [w:] Album Norwidowskie. Profesor Zofii Trojanowiczowej na 50-lecie pracy naukowej, wybór i oprac. A. Artwińska, Z. Przychodniak, Poznań 2007, s. 37–64.
  10. Szerzej pisałam o tym w studium: G. Halkiewicz-Sojak, Cyprian Norwid wobec idei insurekcyjnej [w:] Norwid wobec powstania styczniowego, red. P. Chlebowski, Lublin 2017, s. 13–24; zob. w tejże monografii także rozdziały autorstwa Włodzimierza Torunia, Bartłomieja Łuczaka, Wiesława Rzońcy i Marcina Wolniewicza.
  11. „Dziennik Poznański” 1861, nr 284, s. 2; cyt. za: Z. Trojanowiczowa, E. Lijewska, przy współudz. M. Pluty, Kalendarz życia i twórczości Cypriana Norwida, t. 2: 1861–1883, Poznań 2007, s. 48.

Powiązane artykuły

Loading...