Nowy Napis Co Tydzień #159 / Listy Różewicza i Miłosza
Tadeusz Różewicz i Czesław Miłosz – dwaj wielcy polscy poeci – spotykają się ponownie w publikacji, która zbiera ich korespondencję. Tom ten obejmuje swoim zasięgiem ponad półwiecze wzajemnych stosunków (1947–2013). Już na wstępie trzeba zaznaczyć, że Emil Pasierski w wydanej książce zgromadził niezwykle fascynujący zbiór korespondencji. Oprócz tego – na równorzędnych prawach – funkcjonują wiersze oraz poświęcane sobie nawzajem wzmianki Miłosza i Różewicza. Dzięki temu przedstawiona w listach relacja pisarzy jest pogłębiona, co zasługuje na uznanie. Obcujemy bowiem z próbą zrekonstruowania tej relacji.
Za najważniejszą część publikacji uznaję siedemdziesiąt trzy listy i kartki pocztowe – trzeba przyznać, że to objętościowo niewielki zbiór, jednak należy pamiętać o kilku ważnych okolicznościach. Po pierwsze po swojej ucieczce Miłosz był w Polsce na cenzurowanym. Po drugie w pewnym momencie poeci postawili na kontakt telefoniczny, o czym wspominają w przesyłanych sobie wiadomościach. Po trzecie ich wzajemna obecność w swoich życiach nigdy nie była narzucająca się. Co więcej, o ważności tych listów niech świadczy fakt, że Różewicz próbował uzyskać od Agnieszki Kosińskiej, sekretarki zmarłego noblisty, swoje listy do Miłosza. Po co? Tego się nie dowiemy, jednak z pewnością korespondencja ta zajmowała jego myśli
Sama korespondencja zaczyna się niewinnie. Jest rok 1947: Miłosz wysyła z Waszyngtonu krótki list do Różewicza, w którym informuje młodszego kolegę po piórze, że w wygłaszanym przez siebie odczycie posłużył się jego lirykami, które przełożył na angielski. Dalej wspomina o ich brazylijskiej recepcji. Różewicz natomiast wysyła Miłoszowi Niepokój z dedykacją, a następnie monituje potwierdzenie jego obioru przez autora Doliny Issy. Pisze w liście wyraźnie rozgoryczony:
Czy do Pana docierają te wszystkie artykuły o „kryzysie liryki” albo o „zmęczonej poezji”? Twierdzenie Pana w ankiecie „Twórczości”, że droga rozwoju polskiej poezji idzie obok sporu „Skamandra” i awangardy, winno naszej krytyce otworzyć oczy na wiele spraw, ale jeszcze raz powtarzam – nasza krytyka jest w tej chwili ślepa jak piąstka noworodka na to, co się naprawdę dzieje w poezji
List Tadeusza Różewicza z 26 VIII 1947 r. [w:] tamże, s. 78. W cytowanej korespondencji przypisy edytorskie konsekwentnie pomijam. [2].
Dalej proponuje, żeby Miłosz napisał o tym zagadnieniu do polskiej prasy. Widzę w tym gest poszukiwania kogoś, kto mógłby bez skrępowania wyartykułować to, co leży autorowi Niepokoju na sercu. Należy pamiętać, że Różewicz jest metrykalnie młodszy od Miłosza, który w 1947 roku był trzydziestosześcioletnim, jeszcze przedwojennym, doświadczonym w bojach literackich poetą. Słowem kimś, kto może uchodzić za autorytet – w przeciwieństwie do młodziutkiego jeszcze Tadeusza, który czuł się bezradny. Chociaż nie zgadzał się z głosami krytyki, nie mógł nic z tym zrobić.
Fakt nie do przecenienia stanowi to, że z lektury tej publikacji można wywnioskować, jak wiele tych poetów łączy, a zarazem dzieli, choćby na poziomie języka. Ale nie tylko. Idzie przecież o najważniejsze – o podejście do kultury. Przytoczę dwa interesujące wyimki, w których zawarto niezwykle istotne opinie o poezji. Różewicz notuje:
Spotkałem wtedy w Paryżu poetę Czesława M. […]. On przejrzał na wylot moją martwotę, powiedział w pewnej chwili „patrzę na pana i martwię się o polską poezję… przecież Pana nic nie obchodzi… Pan nie widzi Paryża…” mówił to z troską, ze współczuciem… mówił do mnie jak Starszy Brat
Tamże, s. 323. [3].
Miłosz zaś będzie pisał:
[poetą], którego bym najbardziej faworyzował, byłby Tadeusz Różewicz. Pewnie, że nihilista. Ale rozpaczający, obolały, wrażliwy, jakby odarty ze skóry, cierpiący nad naszą kondycją ludzką, autor wielu krótkich wypraw po słowa najczystszego współczucia, przez co jego całkowite zwątpienie, również o poezji, wydaje mi się potrzebne
Tamże, s. 306. [4].
Obaj poeci darzą się dużym szacunkiem – powiedzieć to to banał. Różewicz upatruje w Miłoszu kogoś, kto go poprzedza. Miłosz w Różewiczu widzi olbrzymi potencjał, jednak oskarża go o nihilizm, nawet jeśli jest to nihilizm humanisty
Listy Różewicza i Miłosza to lektura satysfakcjonująca czytelniczo ze wszech miar, ich właściwa treść rzuca światło na inną – niż oficjalna – relację obu poetów. Na przykład wtedy, gdy Różewicz będzie informował Miłosza o swoich uczuciach w związku z podejrzeniem wykrycia raka u jego żony. Ta korespondencja to nie tylko listy, lecz także kartki pocztowe, widokówki, zdjęcia, czasami lakoniczne, ale jakże ważne dla każdego człowieka dowody pamięci, deklaracje podtrzymania trudnej zażyłości. Tak będzie w przypadku kartki pocztowej z 2002 roku, gdzie Miłosz napisze tylko: „Dziękuję za piękne lilie Czesław Miłosz”
Muszę przyznać, że szczególnie uderzają pięknem wiadomości, które Różewicz wysyła do Miłosza w 1998 roku. Są to wyznania przesycone emocjami, wsobne, pełne serdeczności, ale także ze strony Różewicza – niewypowiedzianej, niejako wstydliwej – miłości. Wystarczy przytoczyć taki oto fragment:
Czytałem w „Wyborczej” Czy poeci mogą się lubić?. Mogą, mogą… Mogą się nawet kochać. Ja Pana np. nie tylko… lubię („kocha lubi szanuje… nie chce nie dba żartuje”)
Kartka pocztowa T. Różewicza z 11 IX 1998 r. [w:] tamże, s. 173. [8]
czy
Kochany Panie,
tak bardzo się ucieszyłem, kiedy wczoraj wieczorem usłyszałem Pana głos „w telefonie” – głos przedłużenie dotyku. Podał mi Pan pomocną dłoń (tak mi bardzo było tego potrzeba) siedzę od stycznia w dołku, a właściwie w dole, nic nie robię […]
Kartki pocztowe T. Różewicza z 16 XI 1998 r. [w:] tamże, s. 175. [9].
Być może wpływ na tę wylewność mają nie tylko przywołane przeze mnie powyżej okoliczności rodzinne, lecz także śmierć Zbigniewa Herberta, który w pewnym sensie dopełnia wielką triadę polskiej współczesnej poezji. Oba listy zostały wysłane po śmierci Herberta, notabene metrykalnie najmłodszego z tej wielkiej trójki, choć wyniszczonego chorobami. Swoją drogą Herbert pojawi się w tej korespondencji za sprawą swoich ataków na Miłosza w latach dziewięćdziesiątych. Autor Zniewolonego umysłu wyzna w liście:
Drogi Panie Tadeuszu,
Zaskarbił Pan moją wdzięczność, pisząc do mnie w chwili, kiedy literacka gadzina, jak Pan mówi, zajmuje się oczernianiem mnie. […] oczywiście nie jestem czuły na opluskwianie mnie nad Wisłą, także zresztą nad Sekwaną, bo „przyłożył” mnie Giedroyc w swojej mówionej autobiografii, mnie i Aleksandrowi Watowi
List C. Miłosza z 2 III 1995 r. [w:] tamże, s. 132. [10].
Choć Miłosz wydaje się mniej wylewny, bardziej oficjalny, to jednak nie wierzę w jego deklaracje, że „opluskwianie go” nie robi na nim wrażenia. Jeśliby tak było, to dlaczego wspomina o Giedroyciu? Idąc dalej: dlaczego nazywając Herberta „literacką gadziną”, powołuje się na słowa Różewicza? W liście tym widzę chęć wyżalenia się człowiekowi, ze strony którego doznało się wsparcia w trudnej chwili.
Braterstwo poezji to nie tylko gratka dla admiratorów twórczości Różewicza i Miłosza, lecz przede wszystkim – kawał historii polskiej literatury zebrany w jedno wydanie. Dzieło niezwykle wartościowe, wymagające ogólnego namysłu nad tą – skądinąd skomplikowaną przecież – relacją dwóch wielkich poetów. Poetów, którzy nie tylko operowali dwiema różnymi poetykami, lecz właściwie pochodzili z dwóch różnych światów. Ta zażyłość – dzięki pracy Emila Pasierskiego – zyskała szansę na nowe naświetlenie. Warto również docenić Wstęp pióra Franaszka, który dobrze porządkuje zebrane wątki oraz w dużej mierze także rekapituluje treść listów, choć w moim odczuciu jego lektura powinna nastąpić raczej po zapoznaniu się z resztą publikacji.
C. Miłosz, T. Różewicz, Braterstwo poezji. Korespondencja, wiersze i inne dialogi 1947–2013, zebrał, opracował, przypisami i notami opatrzył E. Pasierski, wstęp A. Franaszek, Wydawnictwo Literackie, Wydawnictwo Warstwy, Wrocław–Kraków 2021.