29.09.2022

Nowy Napis Co Tydzień #171 / Wątki religijne w najnowszej prozie polskiej: kilka uwag

1.

W niniejszym szkicu skupię się na najnowszej (20182021) prozie polskiej. Ważniejsze od chronologii są oczywiście wątki religijne, skomplikowane sposoby ich istnienia w dziele literackim. Napisano na ten temat już mnóstwo, wspomnę tylko prace Stefana Sawickiego, Krzysztofa Dybciaka czy z najnowszych Bezcielesny sens ks. Jana SochoniaZob. S. Sawicki, „Wartość–sacrum–Norwid”, Lublin 1994; K. Dybciak, „Literatura a religia”, [w:] tegoż, „Trudne spotkanie. Literatura polska XX wieku wobec religii”, Kraków 2005 (tu obszerna bibliografia); J. Sochoń, „Bezcielesny sens. Szkice z filozofii kultury”, Lublin 2021.[1]. Są one oczywiście wielce pomocne, choć i tam religijne bywa utożsamiane z metafizycznym, duchowym czy sakralnym. Gdy przypomnieć jako wciąż aktualną tezę Tomasza Burka, że fenomen religijności był jedną z cech konstruktywnych literatury polskiej≪”, a chrześcijaninem jest się w literaturze polskiej, nawet nie wiedząc o tymT. Burek, „Jaka literatura jest nam dzisiaj potrzebna?”, [w:] tegoż, „Żadnych marzeń”, Londyn 1987, s. 40–41.[2], temat staje się bardzo pojemny.

Zagadnienie to niebezpiecznie rozszerza modne i popularne ostatnio zjawisko literatury postsekularnej. Pojęcie to oczywiście przybyło do nas z Zachodu. Jak tłumaczy John A. McClure, postsekularyzm to [...] sposób bycia i postrzegania, który jest krytyczny zarówno wobec świeckich konstrukcji rzeczywistości, jak i dogmatycznych religijności, zwłaszcza zaś odcina się od odradzającego się fundamentalizmuA. McClure, „Półwiary. Literatura postsekularna w czasach Pynchona i Morrison”, tłum. i posłowie T. Umerle, Krakow 2016, s. 9.[3]. Ta, jak pisze badacz, nieortodoksyjna duchowość podkreśla konieczność połączenia tego, co religijne, z progresywnymi projektami społecznymiTamże, s. 13, 15.[4]. W dziełach postsekularnych” – McClure wymienia między innymi Thomasa Pynchona, Dona DeLillo, Salmana Rushdiego i Toni Morrison znajdziemy

opowieść o powrocie zeświecczonych bohaterów ku temu, co religijne; ich ontologiczny rys polega na zerwaniu z sekularnymi modelami rzeczywistości przez odniesienie do religijnych koncepcji, a ich rys ideologiczny naznaczony jest ponowną artykulacją radykalnie osłabionej religijności za pomocą sekularnych, postępowych wartości i projektówTamże, s. 15.[5].

W tym nurcie czerpie się więc z całej palety religijnych dyskursów i tworzy nowe, osłabione i hybrydyczne, idiomy wiary, pojawiają się bogowie, nie Bóg, tradycyjne instytucje religijne traktuje się z nieufnością, bo postsekularna półwiara oddala roszczenia tradycyjnych religii do uniwersalności, prawdziwości i autoratywnościTamże, s. 15–16.[6]. Rozczarowanie religią okazuje się równie mocne jak rozczarowanie nowoczesną sekularyzacją: cel pozytywny to ponowne zaczarowanie świataTamże, s. 19[7].

W kontekście literatury polskiej sprawępostsekularyzmu omawiają na niemal dwu tysiącach stron autorzy zbiorowej publikacji Literatura a religia.Wyzwania epoki świeckiej, zredagowanej przez Łukasza Tischnera, Agnieszkę Bielak i Tomasza Garbola, wydanej w roku 2020. W tomie drugim zaprezentowano literaturę polską po II wojnie światowej. Dominują omówienia poetów, z prozaików pojawiają się autorzy od dawna łączeni z chrześcijaństwem, na przykład Andrzej Bobkowski czy Hanna Malewska, ale są też uchodzący za ateistów Stanisław Lem czy Witold Gombrowicz. Z twórców wciąż aktywnych omawia się tylko Olgę Tokarczuk.

Warto się nad nią pochylić, bo opisując grę na wielu religiach autorki E.E. Karina Jarzyńska używa określenia transreligijność i podkreśla, że najważniejszym rozgrywającym pozostaje [tu] literaturaK. Jarzyńska, „Wywoływanie duszy. Olgi Tokarczuk gra na wielu religiach”, [w:] „Literatura a religia. Wyzwania epoki świeckiej”, t. 2: „Literatura polska po 1945 roku. Kierunki, idiomy, paradygmaty”, red. A. Bielak, Ł. Tischner, Kraków 2020, s. 631. [8]. Dla noblistki referuję niektóre tezy artykułu religijność, przeciwstawiana negatywnie ocenianej religii, oznacza szukanie porządku poza sobą i uwolnienie od siebie, a to zapewnia literatura oraz eklektycznie łączone tradycje religijne lub parareligijne, na przykład pierwiastki judaizmu, buddyzmu, gnozy, chrześcijańskich herezji, ale też astrologii czy mistyki Williama Blakea. Dominują tu tezy o względności przekonań religijnych oraz kluczowa i stała kategoria duszy jako użytecznego symbolu potencjalnej wielowymiarowości istnieniaTamże, s. 657.[9]. Tokarczuk szuka, zdaniem badaczki, zupełnie nowego rodzaju holistycznej, panteistycznej duchowości [...] rozumianej jako nieustanne i faktyczne (nie zaś rytualne) konfrontowanie się z niepoznawalnymO. Tokarczuk, „Jak wymyślić heterotopię. Gra towarzyska”, [w:] tejże, „Moment niedźwiedzia”, Warszawa 2012, cyt. za K. Jarzyńska, dz. cyt., s. 635.[10].

Jak widać, teza, że chrześcijaninem jest się w literaturze polskiej, nawet nie wiedząc o tym, we współczesnej prozie polskiej okazuje się nie tak oczywista, tak jak nieoczywista staje się granica między ateizmem, religią i religijnością. Wspomniany wcześniej Burek odwoływał się do duszy nieśmiertelnejzwiązanej z chrześcijańskim pojęciem wewnętrznego człowiekaT. Burek, dz. cyt., s. 41. Nic więc dziwnego, iż Burek wyśmiał „religijność” „Domu dziennego, domu nocnego”, kojarząc ją z ruchem New Age, por. „Duch odkurzacza, [w:] tegoż, „Dziennik kwarantanny”, Kraków 2001, s. 170–171. [11], religijność Tokarczuk okazuje się zaśpostantropcentryczna, a duszę mają grzyby i las, z kolei dusza człowieka bywa mniej warta niżdusza zwierząt, o czym przekonywała powieśćProwadź swój pług przez kości umarłych.

2.

Znamienne dla współczesnej kultury tendencje sekularyzacyjne i postsekularyzacyjne łączy niechęć do religii tradycyjnej. Stąd odwracanie się od tradycyjnych gatunków i tematów religijnych. Charakterystyczne wydają się w tym kontekście powracające ubolewania krytyki nad zanikiem powieści katolickiej w naszej literaturze. Ostatnio uczyniła to Elżbieta Morawiec w artykule Czy powieść katolicka jest możliwa?E. Morawiec, „Czy powieść katolicka jest możliwa?”, „Do Rzeczy” 2021, nr 3. Wcześniej kwestii tej poświęcony był specjalny numer „Dekady Literackiej” (2007, nr 5–6). [12]. Przypomnę, że złoty okres tego gatunku przypadł na pierwszą połowę ubiegłego stulecia, symbolizowały go nazwiska Francois Mauriaca, Georgesa Bernanosa, Gilberta Keitha Chestertona, Grahama Greenea. Powieść ta wykorzystywała zdobycze nowoczesnego psychologizmu, jej bohaterem był katolik, często duchowny, szarpany wątpliwościami, zmagający się z własną słabością na drodze ku świętości, odrzucany przez świat, a czasem też atakowany przez szatana. W Polsce do tego nurtu religijnej rozpaczy, jak go nazwał Wit Tarnawski, nawiązywali na przykład Władysław Jan Grabski czy Jan Dobraczyński, a naszą specjalnością była katolicka powieść historyczna, uprawiana między innymi przez wymienioną już Malewską, Zofię Kossak-Szczucką czy Antoniego Gołubiewa.

Dzisiaj tak rozumianej powieści nie ma, ale zgodzić się trzeba z Krzysztofem Dybciakiem, że stopniowy zanik tej formuły prozatorskiej zaczął się dawno, bo po odwilżowym roku 1956. Zmiana ta przebiegała od katolickiej beletrystyki do eseju religijno-filozoficznegoK. Dybciak, „Od katolickiej beletrystyki do eseju religijno-filozoficznego”, [w:] tegoż, „Trudne spotkanie…”, s. 273–291.[13]. Przyczyniły się do niej ówczesne rozluźnienie cenzury oraz antynomie występujące w samej powieści katolickiej, coraz mocniej abstrahującej od przemian w nowoczesnej prozie. Apogeum kariery eseju filozoficzno-religijnego, łączącego te dwie perspektywy, Dybciak widział zaś w latach 80. XX wieku, dając za przykład książki między innymi Czesława Miłosza, ks. Józefa Tischnera, Leszka Kołakowskiego oraz o. Innocentego M. Bocheńskiego.

Jak się wydaje, proces ten jednak miał i ma swoje kontynuacje po roku 1989, w tym w interesującej mnie tu szczególnie literaturze najnowszej. Formuła eseju religijno-filozoficznego jest zwykle poszerzana o element literacki, historyczny, teologiczny lub polityczny. Niezmienny pozostaje jednak chrześcijański horyzont, w jakim eseiści roztrząsają interesujące ich zagadnienia. Świetnym przykładem Północ i Południe. Teksty o polskiej kulturze i historii Marka Cichockiego (2018). Na kanwie między innymi utworówśw. Augustyna, bł. Wincentego Kadłubka, Thomasa Manna, Thomasa StearnsaEliota, Juliana Klaczki autor snuje refleksje metapolityczne, ale także teologiczne,filozoficzne, historiozoficzne i kulturowe. Całość jest sugestywnąpróbą przekonania czytelnika, że polska tożsamość kształtowała się na osiPółnocPołudnie, osi geograficznej, ale przede wszystkim cywilizacyjnej.Południe oznacza tu dziedzictwo rzymskie, a więc antyczne, i włoskie,a więc chrześcijańskie. Im zawdzięczamy nasze jestestwo, jakby powiedziałMochnacki, naszą formę, jakby powiedział Gombrowicz, czyli podmiotowośći zarazem wielkość. Gdy zaczęliśmy się odwracać od Południai definiować siebie wedle osi WschódZachód, nasza forma słabła formapolska i zarazem rzymska, a raczej: polska, bo rzymska. A wraz z tym stawaliśmysię bezbronni wobec chaosu i pustki płynących do nas i na nas zeWschodu i Zachodu. Zagadnienie religii jest więc dla Cichockiego zagadnieniempolskiej tożsamości w sposób oczywisty związanym z aktualnymi sporami o miejsce katolicyzmu w życiu publicznym.

Inny ciekawy przykład z naprawdę bujnie rozwijającego się nurtu eseistyki religijnej to pisarstwo Michała Gołębiowskiego, autora młodego, bo urodzonego w roku 1989. W 2018 wydał on Niewiastę z perłą. Szkice o MaryiPannie w świetle duchowości katolickiej, w 2020 Bezkres poranka. O teologii poetyckiej i teologiach kontrkultury. Pierwsza książka określona została w przedmowie mianem esejów maryjnych, a sam Gołębiowski nazwał ją zbiorem medytacji nad postacią Maryi jako wzoru świętościM. Gołębiowski, „Szkice o Maryi Pannie w świetle duchowości katolickiej”, Tyniec 2018, s. 16. [14]. O wyborze eseju zaś, jak wyjaśnia, zdecydowało to, iżłączy on z powodzeniem namysł badawczy z autorskimi propozycjami interpretacyjnymiTamże, s. 21.[15]. W zbiorze kolejnym badacz pisze o poezji jako praeparatio evangelica, a więc propedeutyce wiary. Analizuje teologie poetyckie autorów jawnie chrześcijańskich, ale nie tylko. Przywołując Jacquesa Maritaina, twierdzi, że nawet dorobek twórców zbuntowanych może się przysłużyć myśli katolickiej, gdyż na swój wyjątkowy sposób pracuje on dla tego wątku, który Bóg snuje≪”M. Gołębiowski, „Bezkres poranka. O teologii poetyckiej i teologiach kontrkultury kultury”, Tyniec 2020, s. 33.[16]. Gdzie indziej dodaje, że poezji nie można czytać jako wyznania wiary, swoistego credo rozpisanego na wyrażenia tyleż hermetyczne, co otwierające zarazem. Istotą twórczości lirycznej jest przede wszystkim [...] próba przerzucenia pomostu pomiędzy jedną i drugą samotnościąTamże, s. 37.[17]. Słowem, Gołębiowski uprawia wyrafinowaną, także stylistycznie, eseistykę religijno-literacką. Ciekawe jest, jak rozmaitych autorów omawia (na przykład Kasprowicz, Asnyk, Longfellow, Tennyson), jak i to, że w zasadzie pomija poezję nowoczesną. Tu jej reprezentacją szczególną staje się bluźniercza kontrkultura, ale Gołębiowski dostrzega tam więcej. Jak w eseju o poezji Jima Morrisona, w której blasfemiczna nowa mistyka miała przełamać przerażenie śmiercią, dzięki zajrzeniu na drugą stronęTamże, s. 348[18].

Nie sposób pominąć w tym skrótowym wyliczeniu Dogmatu i tiary. Eseju o upadku rzymskiego katolicyzmu (2020) Pawła Lisickiego, bez wątpieniajednego z najważniejszych i najbardziej płodnych polskich eseistów religijnych,zainteresowanych przede wszystkim instytucją wiary i kwestiamiteologicznymi, o czym świadczył już błyskotliwy debiut Nie-ludzki Bóg z 1995 roku. Lisicki występuje zwykle w roli obrońcy religijnej tradycjioraz teologicznej ortodoksji, a zarazem polemicznego przeciwnika tendencjimodernistycznych. Zagadnieniem centralnym w książce z roku 2020 są tytułowa dekadencja katolicyzmu, kryzys dogmatyczny Kościoła, który zdaniem autora jest konsekwencją procesów zapoczątkowanych II Soborem Watykańskim, a czego symbolem stała się rezygnacja kolejnych papieży z noszenia tiary. Kwestie te eseista rozważa, odwołując się do szerokiej wiedzy historycznej i teologicznej.

Eseje Cichockiego, Gołębiowskiego i Lisickiego, a dodać tu można Sochonia, Kazimierza Nowosielskiego i wielu innych, łączy szeroko rozumiana problematyka chrześcijańska. Jest ona postrzegana przez wspomnianych twórców w horyzoncie tradycji, która jawi się jako świadectwo powagi kultury opartej na duchowości, ale też jako rodzaj antidotum na dość zgodnie sygnalizowane doświadczenie współczesnego kryzysu wiary.

3.

A proza fikcjonalna? Generalnie obraz religii okazuje się w niej mało wyraźny i z reguły ciemny. Ta ciemność dotyczy głownie katolicyzmu i jego instytucjonalnej reprezentacji, Kościoła, choć trzeba dodać od razu, że pesymizm ma tu rożne przyczyny i natężenie.

W opowiadaniu Wojciecha Kudyby Niechaj im świeci z tomu I co dalej? (2020) jesteśmy uczestnikami mszy żałobnej w kościele w Wawrze. Do właściwie pustej świątyni przybywa rodzina zmarłego, głownie z Warszawy i głownie zadowoleni z siebie biznesmeni i urzędnicyW. Kudyba, „Niechaj im świeci”, [w:] tegoż, „I co dalej?”, Kielce 2020, s. 137.[19]. Narracja odsłania całkowity rozziew między religijnym rytuałem a myślami uczestników uroczystości, z których część traktuje Kościoł jako obciach. Na pytanie, które stawia sobie ciotka Janka, a za nią czytelnicy: Czy oni w ogóle są jeszcze wierzący?, odpowiedzią zdają się słowa księdza: Bóg ich też chce prowadzić i o nich też pamięta, chociaż oni o Nim zapomnieliTamże, s. 150–151.[20].

Inne obawy ma wspomniany już Paweł Lisicki. W opublikowanym w roku 2019 zbiorze opowiadańNowa wspaniała przeszłośćw utworze tytułowym nakreślono wizję przyszłości Polski, w której katolicyzm będzie brutalnie prześladowany. Akcja rozgrywa się wiosną roku 2021. W kraju rządzą politycy Koalicji Bardzo Europejskiej, którzy w 2019 wygrali najpierw wybory parlamentarne, a potem prezydenckie. Wrogiem numer jeden staje się Kościół i chrześcijaństwo. W nowej wspaniałej Polsce prezydent RP publiczne ogłasza, że Polacy byli sprawcami Holocaustu, arcybiskup Żbik deklaruje zaś, że każdy chrześcijanin jest potencjalnym zbrodniarzemi potomkiem tych, którzy mogli Żydów mordować. Te i inne działania mają na celu likwidację polskości z jej tradycjonalizmem, patriotyzmem i zapyziałością, a to z kolei umożliwi lewicy formatowanie przyszłości. Pomagają w tym przede wszystkim media, które fabrykują afery pozwalające skutecznie spacyfikować Kościół i prawicowych tradycjonalistów. Nie sposób jednak nie dostrzec, że ważną rolę w tym procesie odgrywają niektórzy hierarchowie, uwiedzeni duchem postępu.

Podobną diagnozę i zarazem przestrogę słyszymy w Epoce Antychrysta. Powiastce apokaliptycznej o czasach ostatecznych (2018). Akcja tej obszernejpowieści toczy się w latach 22172221, przede wszystkim w Watykanie, aletakże w Częstochowie i Jerozolimie. Ukazanym przez Lisickiego światem

kieruje globalny rząd, będący po trosze emanacją tych samych procesów, opisanych w Nowej wspaniałej przyszłości. Oto niemal bezapelacyjne zwycięstwo odniosła lewicowa, rewolucyjna wizja świata. Rząd tropi wszelkie przejawy niechęci wobec postępu, wszelkie dyskusje są kontrolowane przez Centralne Europejskie Biuro do Walki z Rasizmem, Ksenofobią i Pozostałościami Nacjonalizmu, a nielicznych opornych kieruje się do obozów reedukacji i poddaje procedurom defanatyzującym.

Autor kreśli wizjęświata, w którym ludzkość skolonizowała Księżyc i Marsa, powszechnie używa się robotów, symbolem Zjednoczonych Stanów Europy staje się zielony sierp i młot, zamiast imion ludziom coraz częściej nadaje się kombinacje cyfr i liter. Dzieci wychowuje państwo, które pozwala im do piętnastego roku życia badać swoją seksualność i nie decydować się jeszcze na określoną tożsamość. Osoby chore lub stare, które skończyły siedemdziesiąt lat, kierowane są do klinik dobrego umierania, propagujących hasło: Umrzyj zdrowo w pełni sił. Popularne stają siękotły pamięci, gdzie zamraża się zwłoki chcących poddać się leczeniu w przyszłości, oraz leki uszczęśliwiające (przypomina to somę z powieści Huxleya czy pigułki Murti-Binga z Nienasycenia Witkacego). Ponieważ walce z tradycją i zwłaszcza religią towarzyszy rosnąca liczba samobójstw (stąd popularnośćmaszyn samobójczych), buduje sięfabryki sensu, w których obowiązkowo przeprowadza się badania psychologiczne.

Uwaga narratora w Epoce Antychrysta skupia się jednak przede wszystkim na działaniach nowo wybranego papieża Juana Pabla Bergamota, który przyjmuje imię Judasz. Ambicją głowy Kościoła staje się całkowite zniszczenie pozostałości tradycyjnego chrześcijaństwa w myśl tezy, że prawdziwym sensem chrześcijaństwa jest ateizm. Kulminacją tych działań ma być udowodnienie (za wszelką cenę), że Chrystus nie zmartwychwstał i ogłoszenie tego w uroczystej encyklice. Prowadzone w tej sprawie śledztwo wyznacza oś fabularną utworu. Jej zwieńczenie stanowi scena, w której zgromadzeni na placu Świętego Piotra słyszą i widzą oznaki Drugiego Przyjścia. Nawiązanie do finału Nie-Boskiej komedii Zygmunta Krasińskiego oznacza bankructwo wszystkich emancypacyjnychreform, zapoczątkowanych zdaniem narratora powieści kogoś z XXIII stulecia w połowie lat 60. XX wieku: w II Soborze Watykańskim i pontyfikatach Jana Pawła II oraz Franciszka.

O tym, że obawy Lisickiego nie są bezpodstawne, zdają sięświadczyć dzieła nazwijmy to antyklerykalne. Krytyka Kościoła i kapłanów wiedzie tu zwykle do odrzucenia religii jako takiej, jako czegoś niezgodnego z duchem postępu, ale również niebezpiecznego i wręcz zbrodniczego.

W sposób charakterystyczny ze względu na uproszczenia i skrajności ukazują to Kroniki opętanej Artura Nowaka. Wydana w 2018 roku przez Krytykę Polityczną powieść jest historią nastoletniej Marty Szejner. Po śmierci jej matki ojciec wpadł w alkoholizm, młodsza siostra trafiła do domu dziecka, a bohaterkę i zarazem narratorkę wzięli pod opiekę wuj i babcia. Odmienność dziewczyny, spowodowaną traumą, ale też lesbijskimi skłonnościami, krewni traktują jako znak opętania i za radą księdza poddają ją egzorcyzmom, które sama Marta nazywa drogą krzyżową, katorgą i piekłem. Religia katolicka, którą reprezentują bohaterowie Kroniki opętanej, budzi odrazę estetyczną i etyczną. Jej wyznawcy są starzy, źle się ubierają, brzydko pachną, a jeszcze brzydziej się zachowują. Wuj lekarz jest gorliwym katolikiem, słuchaczem Radia Maryja, ale nie przeszkadza mu to bić Marty, wygłaszać rasistowskich poglądów i przyjmowaćłapówki od pacjentów. Nie przypadkiem wielokrotnie wraca na kartach książki określenie psychopaci. Ważny jest tu rodzaj męski, bo religijne procedury i słowa skrywają tak naprawdę przemoc, jaką ksiądz Marek i jego męscy, podstarzali pomocnicy stosują wobec młodej, wrażliwej dziewczyny. Ksiądz wydaje się postacią prawdziwie demoniczną: jest nie tylko sadystą, ale też hipokrytą i szantażystą, który nagrywa spowiadających się wiernych. Zdaniem Marty te wszystkie okropieństwa nie dzieją się bez wiedzy Boga: Niebieski Ojciec ma radość z mojego cierpienia. Kto wie, może wesoło pogwizduje pod nosem, obserwując, jak wiję się z bóluA. Nowak, „Kroniki opętanej”, Warszawa 2018, s. 17.[21]. Obserwując religijność babci i wuja, dziewczyna stwierdza z kolei:

Ich Bóg był jak surowy ojciec, który skrzętnie zapisuje w kronikach życia swoich dzieci adnotacje o ich niecnych postępkach. To Bóg, który miewa swoje fochy i bywa mściwy. Oczekuje od swoich wyznawców ofiar, najlepiej nieuleczalnych chorób, bankructw i utraty bliskich, żeby pławić się w tych nieszczęściach. W tej wizji świata nie było więc miejsca na szczęście i radośćTamże, s. 131.[22].

Strategia mówienia o religii (katolickiej) oczyma osoby niedorosłej, z perspektywy prostaczka, a nierzadko ofiary religijnych praktyk lub funkcjonariuszystaje się, jak sądzę, dość obecnie popularna i sugestywna.

Przykładem Rozdeptałem czarnego kota przez przypadek (2019) Filipa Zawady, zbiór krótkich proz, których narratorem i bohaterem jest siedmio- lub ośmioletni Franek, podopieczny wiejskiego sierocińca prowadzonego przez zakonnice. Te ostatnie okazują się wprawdzie niezbyt atrakcyjne i mają słabości, ale nie krzywdzą chłopca. (Nie są złe, tylko śmierdząF. Zawada, „Rozdeptałem czarnego kota przez przypadek”, Kraków 2019, s. 6.[23]). Ten, znaleziony na śmietniku bękart, jak sam o sobie mówi, jest outsiderem z powodu problemów wychowawczych, jakie sprawia, ale też jak domniemywa swego żydowskiego nosaTamże, s. 5.[24].

Franek ukazany został jako dziecko-filozof, a nawet teolog, i raczy nas sentencjami dotyczącymi kwestii religijnych. Obserwacje chłopca w sposób oczywisty dalekie są od chrześcijaństwa, w tym franciszkanizmu, do którego aluzją wydaje się imię bohatera. Praktyki religijne go zresztą nudzą, nie rozumie sensu modlitwy, w Boga wierzy z przyzwyczajenia i ma o nim osobliwe wyobrażenia, będące projekcją jego niewesołych doświadczeń. O swym koledze mówi na przykład: Ofiara z niego życiowa i dlatego pewnie zostanie księdzemTamże, s. 7.[25]. O Bogu: Ludzie, którzy przychodzą do domu naszego Pana, traktują Boga jak najbliższego przyjaciela. Tylko co to za kumpel, którego nie da się oszukać, nie da się z nim w nic pobawić i trzeba go zawsze traktować poważnie? Boga nie da się kopnąć w dupęTamże, s. 24.[26]. O religii: Dzięki religii wiemy mniej o życiu, a więcej o uczuciach. Dzięki religii wiem, co to jest wstyd i złośćTamże, s. 80.[27]. O Chrystusie: Jak mówią legendy, Jezus umarł na krzyżu z miłości. Doskonale go rozumiem. To naprawdę koszmarne uczucieTamże, s. 178.[28].

Ta infantylna teologia wynika z naiwności i brutalności, wcale niedziecinnej. Brutalności, która może być reakcją na brutalnośćświata i nieobecność miłości w pałacu Boga prowadzonym przez siostry zakonne.

4.

Ciekawe, że w polskiej prozie najnowszej wraca kilkukrotnie kwestia istnienia Stwórcy. Najobszerniej w powieści Maciej Miłkowskiego System Sulta (2020). Punktem wyjścia jest zaskakujący koncept: w nieodległej przyszłości do krakowskiego profesora filozofii zwraca się minister prawicowego rządu, aby wydał opinię, czy Bóg istnieje. Chodzi o proces, jaki wytoczył Kościołowi pewien staruszek, domagając się zwrotu datków składanych na tacę w ciągu siedemdziesięciu lat. Zaskakuje sam pomysł ministra, ale i to, że niespełna czterdziestoletni Michał Sult jest znanym ateistą i radykalnym lewicowcem, mającym za sobą współpracę z Tygodnikiem Powszechnym. Fakt nieistnienia Boga odkrył on, jak sam mówi, w przedszkolu, uważa, że inteligentny ksiądz to oksymoronM. Miłkowski, „System Sulta”, Warszawa 2019, s. 51.[29], a wszelkie kwestie metafizyczne czy eschatologiczne należy ukryć. Miał pracę, miałżonę, wychodził z domu, miał wzwody, wypróżniał się regularnie, zasypiał w ciągu minuty od zgaszenia światła. O co jeszcze chodzi?Tamże, s. 70–71.[30]  słowa zadowolonego Sulta brzmią jak spełnienie koszmarów Witkacego, lecz Miłkowski chyba nie szydzi ze swego bohatera. Filozof zgadza się wydać opinię, ale z pomocą sześcioosobowej komisji, złożonej z wyznawców rożnych poglądów na temat istnienia Boga. Potem czytamy sprawozdania z kolejnych posiedzeń owej komisji, w której decyzje chcą ciągle ingerowaćczynniki zewnętrzne. Choć pada wyrok, że Bóg nie istnieje, to dominuje wrażenie groteskowości samego przedsięwzięcia. Abstrakcyjność i jałowość powieściowego sporu demaskuje scena, w której Sult przygotowuje wyrafinowaną kolację dla żony, powtarzając argumenty za istnieniem Boga wielkich teologów chrześcijańskich. Groteskowe są opisy posiedzeń komisji sporządzane przez jej członków, a końcowa decyzja profesora o spłodzeniu potomka wydaje się wyrazem afirmacji życia tu i teraz w duchu jakiegoś spóźnionego witalizmu, jakby Witkacowskiego pogwajdlić, pokierdasić i pójść spać, ale tu branego na serio. Jeżeli Boga nie ma, będę sobie żył dalej, spokojnie i miło.

W tonacji serio sprawę istnienia Boga podejmuje za to opowiadanie Mniszek Andrzeja Horubały (2019)A. Horubała, „Mniszek”, Warszawa 2019 [e-book].[31]. Narracja opiera się tutaj na monologu wygłaszanym w pociągu przez księdza do przypadkowego towarzysza podroży. Sytuacja ta jak ironicznie zauważa bohater przypomina spotkanie Rogożyna z Myszkinem w Idiocie Dostojewskiego. O księdzu dowiemy się z jego spowiedzi, że był zakonnikiem, jest natomiast starzejący, łysawy, przebrzmiały, cieszył się sławą jako autor popularnych książek, wzięty publicysta i rekolekcjonista. Pokazywałem, że można być inteligentnym, oczytanymi i wierzyć, mówi. Zarazem od początku szukałmatematycznejpewności, że Bóg istnieje. Dowód, pewność, matematyka słowa te kilkakrotnie powracają w monologu.

Tę pewność bohater Horubały uzyska, ale w sposób dramatyczny. Do jego zakonu przybywa bowiem umierający młody mnich Karol, otoczony aurąświętości, obdarzony niezwykłą urodą, o korzeniach polskich i co ciekawe francuskich, heroicznie i z ufnością zmagający się z chorobą. Wierzy, że modlitwa przedłużyła mu życie wbrew wyrokowi lekarzy. Zafascynowany, ale też poirytowany narrator postanawia przestać się modlić za Karola. Zaraz potem otrzymuje wiadomość o jego śmierci. Dla protagonisty jest to ów oczekiwany, a przecież jakoś niespodziewany matematyczny dowód na istnienie Boga. I paradoksy wiary: Musiałem zdradzić, by Cię poznać, kto Cię ujrzy, ten umrze. Stąd ucieczka księdza od swych poprzednich jakby teraz mało poważnych sukcesów i przemiana wewnętrzna w myśl zasady: umiłowaćświat i starczy.

Ciekawe, że Dostojewski wraca w innym sporze o istnienie Boga i kwestię wiary, mianowicie w Powierzchniówkach, opowiadaniu Marty Kwaśnickiej ze zbioru Pomyłka (2019). Bohaterka i narratorka zarazem wspomina epizod ze studiów archeologicznych. Pozornie błaha rozmowa z kolegą okazuje się, jak mówi, jedną z ważniejszych w moim życiuM. Kwaśnicka, „Powierzchniówki,” [w:] tejże, „Pomyłka”, Warszawa 2019, s. 42.[32]. Dyskusja na temat ulubionych postaci z powieści Dostojewskiego staje się pretekstem do analizy własnej religijności i duchowości swego pokolenia, dorastającego już w wolnej Polsce, gdy w świątyniach zostali tylko ci, którzy rzeczywiście przyznawali się do wyznawanej tam wiary a takich było coraz mniejTamże, s. 37.[33]. Komentując po latach swe dziecinne argumenty, bohaterka dochodzi do wniosku, że wiara jest kwestią pokory oraz absurdalnej nadziei i że znaleźć ją można także na dnie, w rozpoznaniu własnej nicości, kiedy wiadomo już, że bez Boga jesteśmy słabi i niezdolni do czegokolwiek, ani do powiedzenia wierzę, ani do trzymania postawy wyprostowanejTamże, s. 51-52.[34]. Niedaleko tu chyba od rozpoznań z Mniszka łączących wiarę i Boga nie tylko z tym, co najważniejsze, ale też graniczne, dramatyczne i wymykające się woli człowieka.

5.

Dwa jeszcze wątki religijne zwróciły moją uwagę w polskiej prozie najnowszej. Jeden dotyczy zjawiska cudu. Wraca on w dwu obszernych powieściach: Kulcie Łukasza Orbitowskiego oraz Zimowli Dominiki Słowik. Obie wydano w roku 2019, obie dotyczą rzekomych objawień maryjnych, których początki sięgają stanu wojennego, i wreszcie ich fabuły rozgrywają się na polskiej prowincji: realnej (Oława w Kulcie) lub wyimaginowanej (podwadowicka Cukrówka w Zimowli). Lektura obu książek przekonuje, że ludzie potrzebują cudu, zwłaszcza w czasach politycznego ucisku. Cudu z kolei obawia się w Kulcie władza (komunistyczna), pacyfikująca i prześladująca jeremiaszów, czyli zwolenników Henryka Hausnera, któremu rzekomo w jego altance objawiała się Matka Boska. Ta religijność, budząca nieufność oficjalnych struktur kościelnych, miewa jednak często przejawy humorystyczne, jak wtedy gdy jeremiasze przez pomyłkę modlą się do milicyjnej nyski albo gdy Henio mówi, że Jan Paweł II ma dar bilokacji. Powieść to jednak nie tylko satyra na tego rodzaju  ciemnotę”, ale raczej próba analizy fenomenu rodzącego siękultu, jego początków, instytucjonalizacji, a potem zmierzchu, już po śmierci Henryka. Trzeba też pamiętać, że całą sprawę widzimy oczyma brata proroka, postaci raczej od wiary dalekiej. Tym bardziej ciekawe wydają się jego uwagi o Opatrzności, cudzie, szacunek, jaki miewa dla zwolenników rzekomych objawień: Ale ci ludzie, te staruszki, mateusze i przypadkowi jeremiasze wcale sobie nie poszli. Mokli przed działką i się patrzyli. Pan sobie nie zdaje sprawy, jak niektórzy potrafią nieznośnie patrzeć. Wzrok skrzywdzonego Jeremiasza wwierca się w głowę, odbiera spokój i sen [...]Ł. Orbitowski, "Kult", Warszawa 2019, s. 170.[35]. Ale ten sam narrator porównuje katolików, pielgrzymujących do Oławy, z działkowiczami: Jedni oddaliby życie za Matkę Boską, drudzy za porzeczki i słoiki z przetworamiTamże, s. 181.[36]. Nie utożsamiałbym jednak tego głosu z głosem autorskim. Raczej Orbitowski odsłania przepaść niezrozumienia, jaką buduje w społeczeństwie pojawienie sięcudu i postaci profetycznych.

Nieco inaczej, bardziej demaskatorsko rzecz się pokazuje w Zimowli. Niezwykłe zjawiska religijne, których świadkami są mieszkańcy Cukrówki: obraz Matki Boskiej, z którego płynąłzy, czy poruszająca się figura ostatecznie zyskują jak najbardziej racjonalne, a przy tym mroczne i zarazem paradoksalne wyjaśnienia. Cudowne malowidło to portret babci narratorki, komunistki, rzekome łzy wywołały pękające od mrozu kaloryfery, a sama sprawa figury wiąże się z działalnością SB, kierującą zachowaniami miejscowego proboszcza księdza Wilka, TW Marszanda. Ten ostatni, szantażowany już w III RP przez ojca narratorki, posiadającego teczkę z dowodami na jego współpracę z bezpieką, morduje niewinnego dziennikarza. To zresztą rzadkie w prozie polskiej, by czynić z księdza mordercę. Ojciec gorliwy katolik do roku 1989, potem wróżbita to również postać ambiwalentna: szantażysta, zabawny idiota, po trosze schulzowski marzyciel i życiowy nieudacznik.

Wątek drugi dotyczy nie tyle nawrócenia, ile przemiany duchowej. Przemiany czasem nieudanej, wbrew nadziejom lub oczekiwaniom czytelnika. Tak jest w opowiadaniu Rondo ONZ Wojciecha Chmielewskiego z tomu Magiczne światła miasta (2019). Jego bohater w zimowy piątkowy wieczór kupuje pod wpływem kaprysu i alkoholu, którym się co chwila raczy, w katolickiej księgarni książkęZobacz siebie oczami Boga. Rozpoczyna się dziwna wędrówka pomiędzy sklepami spożywczymi i ewangelickim kościołem, między teraźniejszością i przeszłością, w czasie której wraca wspomnienie o zamordowanym przez komunistów Emilu Barchańskim. Ten bilans życia alkoholika, człowieka samotnego i przegranego kończy się gorzką, ironiczną puentą. Potrącony przez młodego narkomana bohater zaczyna go brutalnie bić, krzycząc: Skurwysynu, chcesz zobaczyć siebie oczami Boga? Widziałeś się już, kurwo, oczami Boga?W. Chmielewski, "Magiczne światła miasta", Kraków 2019, s. 48.[37].

Mniej oczywista wydaje się puenta powieści Marcina Cieleckiego Archipelag Lewiatana (2020). Kompozycja dzieła nawiązuje do liturgii godzin. Poznajemyhistorię Bartka, który morduje w Warszawie osiedlowego gwałciciela,a potem dla alibi spędza na prowincji dziesięć dni w klasztorzeklauzurowym w towarzystwie księdza Henryka oraz Agnieszki, młodeji pięknej dziewczyny myślącej o wstąpieniu do zakonu, przy okazji świetniewładającej łukiem. Główny bohater ma trzydzieści lat, pracowałw korporacji, pisze doktorat o utopiach i trenuje wschodnie sztuki walki.

Pobyt w klasztorze jest dla niego ucieczką, ale też swego rodzaju szansą na duchową przemianę i nawrócenie. Bartek nie okaże się jednak nowym Raskolnikowem (choć autor aluzyjnie nawiązuje do tej postaci). W istocie z bohaterem Dostojewskiego niewiele go łączy. Zamordował nie dla jakiejś filozofii, ale by wyręczyć Boga i pomścić brutalny gwałt, którego byłświadkiem i na który wówczas nie zareagował. Dyskusje teologiczne z księdzem i dziewczyną, udział w codziennych mszach mają nań niewielki wpływ. Owszem, pod koniec wyspowiada się księdzu Henrykowi z popełnionego grzechu, ale nie okaże skruchy. Chrześcijaństwo postrzega jako utopię, co wywołuje sprzeciw kapłana, wedle którego jest ono antyutopią, a nawet wykrzyczanym sprzeciwem wobec Archipelagu LewiatanaM. Cielecki, "Archipelag Lewiatana", Pruszków 2020, s. 211.[38]. Cała ta dyskusja wydaje się zresztą niejasna. Oczywiste jest natomiast ironiczne zakończenie: Bartek przekonuje policję o swej niewinności, zamiast na katorgę udaje się z powrotem do domu, a jego Sonią Marmieładową stanie się Agnieszka, najwyraźniej w nim zakochana.

Historię przemiany zakończonej powrotem do wiary opowiada z kolei PrzypadekApolonii Wojciecha Kudyby. Opowiadanie, a właściwie ironiczna przypowiastka, stylizowane jest na opinię psychiatry leczącego zaburzenia lękowe tytułowej bohaterki, młodej kobiety z Lublina, która po studiach prawniczych zaczęła pracować w Warszawie. Tam odchodzi od wiary, prowadzi życie tyleż rozrywkowe, ile puste. Efektem: stany lękowe. Psychiatra tłumaczy je strachem przed treściami religijnymi, proponując jako terapięniewymagającą i przyjemną formę duchowościW. Kudyba, "Przypadek Apolonii", [w:] tegoż, dz. cyt., s. 86.[39]. Skuteczna jednak okazuje się spowiedź, do której Apolonia przystępuje pod wpływem lektury opowiadań Adama Lotaka. Anagram chyba łatwy do odcyfrowania, a fakt, że chodzi o literaturę (fantastyczną) i katolika, jest wskazaniem właściwej terapii dla pokolenia uwiedzionego przez blichtr nowoczesności.

Bardziej subtelnie, a przez to przekonująco o przemianie bohatera opowiada Chmielewski w swej najnowszej powieści Jezioro Dargin (2021). Jest to utrzymana w rytmie niespiesznych medytacji historia narratora, który przybywa nad tytułowe jezioro, aby zapomnieć o śmierci zmarłego na raka przyjaciela. Staje się jednak odwrotnie, gdyż wspomnienia wracają. Pobyt nad jeziorem skłania także do rozrachunku z własnymi życiem. W oba te nurty powieści dyskretnie wplecione są wątki religijne. Narrator był dziennikarzem Polskiego Radia, gdzie prowadził audycje o błogosławionym księdzu Jerzym Popiełuszce, pastorze Bonhoefferze oraz świętej Edycie Stein, a więc o męczennikach, ofiarach komunizmu i nazizmu. Audycje te nie cieszyły się popularnością, bohater stracił pracę. Ich tematyka mówi jednak wiele o pokoleniowych fascynacjach i duchowości dziennikarza. Śmierć przyjaciela, żałoba nie naruszają fundamentów wiary, która swą pewność czerpie z kontemplacji mazurskiej przyrody: Bóg jest, wiedziałem o tym od dawna, a teraz, kiedy zżyłem się trochę z jeziorem Dargin, ani przez sekundę nie pomyślałem, że ono powstało jako wynik ślepego trafuW. Chmielewski, "Jezioro Dargin", Warszawa 2021, s. 66.[40]. Albo: Był Bóg. Czułem jego obecność w jeziorze, teraz siedział pod powierzchnią i bawił się wodorostamiTamże, s. 99.[41]. Nie dziwią w tym kontekście przywołania niemieckich romantyków z Novalisem na czele. Zarazem i oczywiście śmierć przyjaciela każe pytać, co to wszystko znaczy, czy w dramacie jego życia miała udział nieśmiertelna siłaTamże, s. 192.[42]. Ale też: jaka jest tej siły istota, jaka jest jej odpowiedzialność za zło, bol, cierpienie. Pytania (i odpowiedzi) w Jeziorze Dargin nie padają wprost, ale częściej za pomocą symboli, przywołań, aluzji kulturowych. Z pewnością czytelna jest symbolika krzyża, która pojawia się na końcu powieści. Zastanawiając się nad powrotem do domu, bohater wspomina, że wśród rozmaitych sprzętów i mebli znajdowała się reprodukcja grawiury Durera ukazująca złożone do modlitwy ręce. Krzyża na ścianie nie powiesiłem dodaje narrator koleżanka z radia przekonała mnie, że ciągły widok ukrzyżowanego Chrystusa negatywnie oddziałuje na podświadomość, co przeszkadza w codziennym pokonywaniu przeciwności i wykonywaniu obowiązkówTamże, s. 199.[43]. A jednak po powrocie z mazurskich rekolekcji krzyż znajdzie się na ścianie:

Jedno ramięłaska, drugie, wiadomo, usprawiedliwienie. Chciałbym, żeby przypominał mi o śmierci, ale takiej, która nie idzie na marne, bo nie wierzę, że śmierć mojego przyjaciela była daremna, ona po coś musiała być. Trudno teraz stwierdzić po co, ale z drugiej strony mam pewność, że wszystkie wydarzenia z ostatniego roku miały swój zakryty przede mną sens. Dowiedziałem się o tym nad jezioremTamże, s. 219.[44].

Krzyż nie przeszkadza więc w pokonywaniu trudności, pozwala zrozumiećśmierć, nadaje sens cierpieniu, ocala piękno, godzi nas z życiem. Tak rozumiem wygłos Jeziora Dargin.

O przemienieniu mówi teżGóra Tabor Wiesława Helaka, powieść wydana w roku 2019. Sygnalizuje to w sposób oczywisty sam tytuł, ale warto od razu zaznaczyć, że utwór pełen jest szeroko rozumianych wątków religijnych, a ściślej: chrześcijańskich. Uwagę zwracają wzniosły styl, wzorowany na biblijnym, oraz obszerne, znakomite ekfrazy arcydzieł muzycznych i malarskich, podejmujących tematykę nowotestamentową. Wszystko tłumaczy się postacią głównego bohatera Jana, a właściwie Jania, bo tak go nazywają bliscy. Poznajemy go około roku 1925, gdy bierze ślub w lwowskiej katedrze ormiańskiej z Marion (Marianną). Janio to syn ziemianina o ambicjach artysty. Jako uzdolniony pianista ma wysoce rozwinięte poczucie piękna, a przy tym okazuje się niepokorny, co przekreśla jego relacje z ojcem. Góra Tabor staje się celem podroży poślubnej młodej pary. Marion jest osobą głęboko wierzącą, pragnie, by jej mąż, pielgrzymując po włoskich kościołach, a potem po Ziemi Świętej, dostąpiłłaski wiary. Tej Janio, ku swej rozpaczy, nie posiada. Porusza go święta historia na obrazach wielkich mistrzów, ale bardziej jako dzieło sztuki niż doświadczenie duchowe. Na górę Tabor z powodu niesprzyjającej pogody i mimo kilku prób nie udaje się jednak młodej parze wspiąć. Nie dokonuje się też przemiana Jania. Przejdzie ją dopiero, stykając się z polską historią, której stanie się uczestnikiem, a poniekąd ofiarą. Najpierw jako oficer WP, kiedy w czasie zamachu majowego, wierny przysiędze wojskowej, opowie się za rządem przeciw wielbionemu Piłsudskiemu. Wtedy zastrzeli jednego z żołnierzy zamachowców, a ów kainowy grzech nie przestanie ciążyć na jego sumieniu. Sanacja będzie go potem upokarzać, zsyłając do służby przy granicy polsko-sowieckiej. Janio odejdzie z armii, by zająć się majątkiem nad Seretem po śmierci ojca i brata. Utraci ów majątek po wybuchu II wojny na rzecz bolszewików. To wszystko stanie się jakby prywatną, osobistą górą Tabor prowadzącą Jania ku przemianie od człowieka estetycznego do etycznego, chciałoby się rzec, przywołując znane rozróżnienie Kierkegaarda. Janio okazuje się też chrześcijaninem, który odprawia nakazane rytuały, zarazem przyznając, że chrześcijaństwo ból mu czasem sprawia i nadal nie rozumie idei cierpieniaW. Helak, "Góra Tabor", Kraków 2019, s. 193.[45]. Godzi go z religią okrutna historia, ale teżżona, która przypomina mu wielokrotnie: Wiara jest najważniejsza...Tamże, s. 50.[46]. Albo: Chrześcijanin nie powinien czekać... O Królestwo Boże musimy walczyć codziennie. Jeden człowiek też wiele może...Tamże, s. 330.[47]. W zakończeniu powieści Janio wraca myślami ku nieudanej wyprawie na górę Tabor i zdaje mu się, że widzi anioły z lustrem, w którym się przegląda i w którym odsłania się jego pisane od początku przeznaczenie wygnańca z domu i z ojczyzny. Dopowiadam: przeznaczenie dwudziestowiecznego Polaka, ale zapewne też chrześcijanina.

6.

Wątki religijne w najnowszej prozie przede wszystkim: są. To pierwszy wniosek z tego subiektywnego przeglądu. Czy można pośród nich wskazać wątek główny, zasadniczy? Wydaje się nim doświadczenie kryzysu religii, dla jednych uzasadnione, dla innych przygnębiające. Religia w prozie polskiej wciąż kojarzy się z chrześcijaństwem, choć bywa, że zainteresowanie autorów budzą judaizm i jego herezje (obok powieści Tokarczuk warto wskazać na przykład Czerwone listy. Eseje frankistowskie o literaturze polskiej Adama Lipszyca z 2018). Chrześcijaństwo ukazuje się często w perspektywie współczesności, ale także dwudziestowiecznej historii. W omawianych dziełach religia jest doświadczeniem zbiorowym i prywatnym. Budzi grozę, powoduje uśmiech dystansu, wywołuje tęsknotę. Nie ma powtórzępowieści chrześcijańskiej, pojawia się natomiast eseistyka religijna. Ale istnieją pisarze chrześcijańscy. Jednych to pokrzepi. Innych zaskoczy lub zmartwi. Czytając prozę polską lat ostatnich, myślałem o głośnym swego czasu manifeście Wojciecha Wencla Zamieszkać w katedrze z roku 1999. Padła tam teza i zarazem postulat o konieczności silnego związania literatury z chrześcijaństwem. Na polską prozę ten cień katedry pada, ale nie jest on chyba tak duży, jak można było sądzić przed laty.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Maciej Urbanowski, Wątki religijne w najnowszej prozie polskiej: kilka uwag, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 171

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...