Nowy Napis Co Tydzień #172 / Litania
To jest litania utraconych rzeczy,
kanon własności, z których nas wyzuto,
jakoweś zdjęcie, stary adres, klucz.
Lista słów do zapamiętania
albo do zapomnienia – amo, amas, amat,
koniugacje martwego języka,
w którym ostatnie zdanie dawno powiedziano.
To jest liturgia deszczu,
który pada na górę, pole, ocean –
obojętny, anonimowy, kompletny –
wody, co nieskończenie wolno
przesiąka skałę, tworzy kałużę w ciemności,
zbiera się w źródle, by potem wypłynąć,
rozpuścić we mgle, chmurze albo rosie.
To jest modlitwa do niewiary,
do świec kapiących i ciemności niepodzielnej,
kłębów kadzidła dryfujących w pustkę.
To jest uśmiech na twarzy kamiennej Madonny
i cicha wściekłość konsekrowanego wina,
błogosławieństwo na śmierć młodego boga,
który gnije na drzewie, bohaterski, piękny.
To jest litania do ziemi i prochów,
do pyłu dróg i pustych pokojów,
do drobinek mułu krążących w słonecznym promieniu,
osiadających bezwładnie na książkach i łóżkach.
To modlitwa ku chwale tego, czym będziemy,
„Prochem jesteście, w proch się obrócicie”.
Delektujcie się tą goryczą popiołów i ziemi.
To modlitwa zaczęta i niedokończona
do ciebie, moja miłości, moja utrato, mój bólu,
różaniec słów do odliczania złudzeń czasu, wszystkich minut, godzin, dni
tworzących kalendarz, tak jak gdyby przeszłość
istniała gdzieś – niczym spuścizna
wciąż czekająca na swego dziedzica.
I wreszcie jest to nasza litania, mon vieux,
mój czytelniku, widzu, tak jak gdyby mgła
parująca z wąwozu, ten czysty paradoks,
rozbita rzeka, która rośnie, opadając –
która rozszczepia światło i śle je ku niebu,
ni przezroczysta, ni matowa, lecz lśniąca,
nawet kiedy zanika – nie była naszym życiem.