Nowy Napis Co Tydzień #219 / Przezroczystość i kamień
Gdyby Rosja została założona
przez Annę Achmatową, gdyby
Mandelsztam był prawodawcą
a Stalin tylko marginesową
postacią w zaginionym gruzińskim
eposie, gdyby Rosja zdjęła swoje
nastroszone niedźwiedzie futro,
gdyby mogła żyć w słowie, a nie
w pięści, gdyby Rosja, gdyby Rosja
Adam Zagajewski, Gdyby Rosja
Widmowość władzy, rozpiętość poezji
Do bycia prawodawcą imperium autor Tristiow aspirował. Jako jeden z najważniejszych twórców srebrnego wieku, teoretyk i aktywny promotor akmeizmu konkurował z futurystami i symbolistami o władzę w zdominowanym przez poezję imperium literackiego języka rosyjskiego – wierząc w to, że po rewolucji stanie się ono przestrzenią duchową, oddzieloną od państwa, zdolną odnowić na pustym polu „wczorajszy dzień”
„Poezja – to władza” – powiedział w Woroneżu Achmatowej, która skłoniła swoją długą szyję. Zsyłani, schorowani, prześladowani, biedni – oboje nie chcieli przecież rezygnować ze swej władzy… O.M. zachowywał się jak władca, co dodatkowo rozwścieczało jego prześladowców. Rozumieli przecież, że władza – to działa, organy represji, specjalne przydziały wszystkiego, ze sławą włącznie, i możliwość zamawiania u artystów własnych portretów. Ale O.M. uparcie trwał przy swoim: skoro za poezję się zabija, to znaczy, że jest otoczona właściwą czcią i szacunkiem, że możni się jej boją, ergo: jest władzą…
N. Mandelsztam, Nadzieja w beznadziei, tłum. A. Drawicz, Warszawa 1997, s. 165–166. [3]
Ta relacja, zabarwiona nieco hagiograficzną intencją, pokazuje nie tylko hart ducha poety i jego nieugiętość wobec totalitarnej przemocy, nie tylko rozpaczliwą potrzebę zachowania wiary we własną sprawczość i wagę swoich działań, ale i fascynację władzą – tą realną, brutalną, należącą do prześladowców. Fascynację podszytą naiwnością, ujawniającą typowe dla rosyjskich intelektualistów wszystkich epok uwikłanie w zależność od ośrodka autorytarnej władzy – przekonanie, że to tam sankcjonowana jest wartość ich działań, mierzona stopniem uznania lub niełaski. Mandelsztam chciał wierzyć, że prześladowano go – ale też zachowano przy życiu – na osobiste życzenie Stalina, ze względu na jeden wiersz, obraźliwy dla genseka, z groteskowym obrazem „górala kremlowskiego” o „palcach tłustych jak czerwie” i „karaluszych wąsiskach”, który poeta – nie będąc wcale otwartym przeciwnikiem nowego reżimu – stworzył i upowszechniał z prowokacyjną nieostrożnością
Mandelsztam wierzył, że jego władza jako wybitnego poety jest autorytetem – że budzi szacunek. Mandelsztama zabił mit Poety i Cara, który w literaturze rosyjskiej zapoczątkował Puszkin, łudząc się, że z racji talentu Mikołaj I traktuje go jak równego sobie
R. Lis, Mit Poety i Cara, „Polityka” 2022, nr 3, s. 85 (podkr. E.G.). Autorka referuje wyniki badań Gleba Moriewa zamieszczone w dwóch książkach wydanych w Rosji w 2021 roku: Poeta i Car. Z historii rosyjskiej mitologii kulturowej: Mandelsztam, Pasternak i Brodski oraz Osip Mandelsztam. Fragmenty biografii literackiej (l. 20.–30.). [5].
Wniosek wysnuty przez publicystkę jest efektowny, choć z pewnością nieco zbyt jednoznaczny. Nie wiemy, jak długie byłoby życie Mandelsztama, gdyby nie skazano go na zesłanie; nie wiemy, czy uniknąłby aresztowania, gdyby charakter nie pozwolił mu tak jawnie dać do tego pretekstu. Wiersze o Stalinie (ten pierwszy, epigram na tyrana, oraz późniejszy, z 1937 roku, nazywany niesprawiedliwie „odą do Stalina”
Jarosław Marek Rymkiewicz o swoim zainteresowaniu poezją Osipa Mandelsztama, którą zaczął przekładać w latach 60., kiedy w ZSRR była jeszcze zakazana i wydawana w samizdacie, mówił tak:
Odkryłem Mandelsztama przede wszystkim jako wielkiego poetę, w oderwaniu od jego losów, abstrahując od nich. Widziałem przede wszystkim wielkiego, niebywałego poetę – wielkiego dlatego, że zdołał pokonać czas historyczny, udało mu się w tym strasznym momencie w historii, który zaważył na jego życiu, niejako wznieść się ponad ten czas, uniknąć wszystkich pułapek rozstawionych przez historię, nie wpaść w sieci poezji motywowanej tylko historycznie i politycznie. To był dla mnie dowód na jego niezwykłe męstwo, niezwykłą intelektualną i duchową odwagę: zachowywał się jak wielki poeta, po prostu jak poeta. Stały przed nim ogromne poetyckie zadania i nie zniżył się do poziomu tej strasznej rzeczywistości, w której przyszło mu żyć – zwyciężył historię
Н. Горбаневская, Мандельштам – победитель истории. Беседа с Ярославом Мареком Рымкевичем // Новая Польша. 2004. № 7/8, с. 56 [N. Gorbaniewska, Mandelsztam – zwycięzca historii. Rozmowa z Jarosławem Markiem Rymkiewiczem, „Nowaja Polsza” 2004, nr 7/8, s. 56, tłum. i podkr. E.G.]. [7].
Pewna wyraźna sprzeczność tkwiąca w tych słowach – Rymkiewicz twierdzi, że odkrył Mandelsztama jako poetę w oderwaniu od jego osobistych losów przeżywanych pod naporem wielkiej historii, choć jednocześnie właśnie w relacji z historią go definiuje – pokazuje skalę tej twórczości: wiele mówiącej o czasach, w których przyszło żyć pisarzowi, przepracowującemu intelektualnie współczesną sobie rzeczywistość historyczną, ale niemieszczącej się w jej ramach. Zarówno własne wiersze polskiego poety odwołujące się do postaci rosyjskiego twórcy (przede wszystkim znakomity, zapadający w pamięć po pierwszej lekturze wiersz Ulica Mandelsztama z 1981), jak i tłumaczenia świadczą o głębokiej więzi z bohaterem oraz o potrzebie ożywiania, ale też dekonstrukcji jego mitu.
Więź między oboma pisarzami dotyczy – zaskakująco wręcz bliskich – poglądów na klasycyzm i historię literatury. Mandelsztam sprzeciwiał się postrzeganiu tej ostatniej w kategoriach linearności. Pisał z irytacją, że „teoria postępu w literaturze jest najbardziej ordynarną, najbardziej obrzydliwą postacią scholarskiej ciemnoty”
Każdy poeta, każdy artysta szukający swego miejsca w czasie teraźniejszym, jest więc czymś w rodzaju sakrokanibala: pragnie równocześnie zerwania i podtrzymania więzi. Jeśli można tak rzec, pożera przeszłość, by ją ocalić, by mogła ona stać się przyszłością
J.M. Rymkiewicz, Animula vagula blandula, [w:] tegoż, Czym jest klasycyzm. Manifesty poetyckie, Warszawa 1967, s. 172. Na temat klasycyzmu Rymkiewicza napisano bardzo wiele. Zob. na przykład M. Woźniak-Łabieniec, Klasyk i metafizyka. O poezji Jarosława Marka Rymkiewicza, Kraków 2002; M. Jaworski, Zaświat nienapisany (manifesty i poezja Jarosława Marka Rymkiewicza), [w:] tegoż, Rewersy nowoczesności. Klasycyzm i romantyzm w poezji oraz krytyce powojennej, Poznań 2009; D. Wojda, „Zjadanie umarłych”. Tradycja literacka według Jarosława Marka Rymkiewicza, [w:] Spór o Rymkiewicza. Wybór publicystyki, red. T. Rowiński, Warszawa 2012. [10].
Podobnie, choć nie tak obrazowo, pisał o autorze Kamienia największy znawca jego twórczości Ryszard Przybylski:
Nie interesował się historią literatury. […] Wyruszał w krainę kultury z gustem człowieka wieku XX, aby wracać z tych wędrówek z nową wiedzą o nas samych. Wielkich twórców dawnych epok przekształcał w naszych współczesnych. Tym samym nas napełniał mądrością wielkich umarłych
R. Przybylski, Od tłumacza, [w:] O. Mandelsztam, Słowo i kultura…, s. 5–6. [11].
Chęć ocalenia Mandelsztama w całej rozpiętości, różnorodności i tak rysującym się klasycyzmie jego dzieła towarzyszyła Rymkiewiczowi jako tłumaczowi od początku. Pierwszego przekładu z rosyjskiego twórcy dokonał, będąc w Moskwie. Wiersz zaczynający się po polsku słowami „I Schubert gdy na wodzie, Mozart w ptasiej gamie…”
Pierwszy tekst w tomie 44 wiersze… jest liryczną notatką siedemnastoletniego chłopca zafascynowanego Puszkinem i kulturą światową, który podróżuje i bawi się, a doświadczenie pierwszej miłości zamyka w takiej oto strofie:
Nagle – z tej na wpół ciemnej sali
Wybiegłaś ze mną w lekkim szalu.
Nikomu to nie przeszkodziło
I śpiącej służby nie zbudziło.
(s. 5)
W ostatnim słyszymy szept człowieka przedwcześnie zestarzałego i wyczerpanego, umierającego w obozie w 1938 roku, w kilku słowach mieszczącego dramat otaczającej go i duszącej rzeczywistości: „Czarna jest noc, duszny barak, / Tłuste wszy” (s. 60). Między nimi znajdziemy wybór wierszy charakterystycznych dla Mandelsztama: łączących obserwacje aktualnej rzeczywistości z motywami klasycznymi, kunsztownie skonstruowanych, gęstych od znaczeń i niełatwych w lekturze, choć harmonijnych – ale też kilka mniej typowych, jak zaskakujący prostotą utwór o incipicie ***W nocy myję się tu na dworze (s. 29) – wyjątkowo bezpośrednio relacjonujący zwykłe czynności, choć przesycony metafizycznym niepokojem i jednocześnie historycznym kontekstem (jak pisze o nim Rymkiewicz: „cała prawda rosyjskiego życia w latach XX i XXX, cała straszna prawda sowieckiego życia Nadieżdy i Osipa Mandelsztamów zamknięta została w dwunastu linijkach” – s. 77). Nie pominął tłumacz marginalnego, dość rzadko podejmowanego przez poetę, ale ważnego dla rozumienia jego dzieła wątku żydowskości i napięcia między judaizmem a chrześcijaństwem, zamieszczając w książce interesujący wiersz ***Ta noc pełna łez i żalu (s. 13), z wizją opłakiwania zmarłej matki, w którym tristium zamienione zostaje na żydowską lamentację z ekspresyjnymi obrazami „czarnego słońca” i zmieszanych bluźnierczo rytuałów obu religii. Rymkiewicz jako tłumacz-antologista nie przedstawia jedynie najwybitniejszych utworów dojrzałego poety, ale rekonstruuje całą drogę jego życia, ujmując ją w arcyklasyczną klamrę miłości i śmierci. Ułożony przez niego zbiór pozwala prześledzić wędrówkę Mandelsztama między Petersburgiem, Moskwą i Woroneżem, Ukrainą, Krymem i Gruzją, a także symbolicznymi, więc wiecznymi: Rzymem, Atenami i Jerozolimą, między początkiem jego twórczej działalności, jej akme i schyłkiem.
Agonia Petropola, eufonia przekładu
Miastem Mandelsztama był Petersburg, choć biografia złączyła poetę z wieloma innymi – urodził się w Warszawie, studiował w Paryżu i Heidelbergu, podróżował do Wenecji i Rzymu, Marina Cwietajewa odkryła przed nim Moskwę, żonę poznał w Kijowie. Był i obywatelem świata, i mieszkańcem stolicy imperium, i zesłańcem błąkającym się po jego prowincjach. Wiersze poświęcił wielu z odwiedzonych miejsc, ale to miasto, w którym się wychował, było niezmiennie centrum jego imaginarium, choć centrum paradoksalnie pustym. Pisał o nim: „Cały harmonijny miraż Petersburga to tylko sen, złota zasłona nad otchłanią ciemną”
W 44 wierszach… Rymkiewicz zawarł trzy utwory Mandelsztama poświęcone Petropolowi. Dwa z nich, o incipitach ***Zimno mi tutaj. Wiosna przezroczysta (s. 2) i ***W Petropolu przezroczystym umrzemy (s. 12), napisane zostały w 1916 roku i w tej polskiej wersji, zgodnie z utrwaloną w rosyjskich redakcjach tradycją, są opatrzone numerami 1 i 2, tworząc pewną całość, choć często bywają traktowane jako samodzielne utwory. Pierwotnie poeta zaplanował je jako dwie części tryptyku Petropol, okalające część środkową, z czasem odrzuconą
Zimno mi tutaj. Wiosna przezroczysta
W zielony puch Petropol mój odziewa.
Ta czarna fala wzbudza lekki wstręt –
Gdy jak meduza o brzeg bije Newa.
Tam na nadbrzeżu to automobile
Lecą i świecą jak nocne motyle.
Ważki i żuki, stalowe zabawki,
Gwiazdy migocą jak złote agrafki.
Lecz nie ma takiej gwiazdy, co przepali
Szmaragd w pierścieniu ciężkiej morskiej fali.
(s. 12)
To wiersz wręcz demonstracyjnie realizujący podstawową akmeistyczną zasadę związku słów z rzeczywistością
Powierzchowna lektura przekładu Rymkiewicza daje wrażenie, że jest on bardzo bliski oryginałowi, maksymalnie wierny mu w warstwie filologicznej. I jest tak w istocie, choć żeby zharmonizować rytm polskiej wersji z rosyjską, tłumacz musiał dokonać pewnych zmian leksykalnych – wartych tego, by bliżej im się przyjrzeć. Rymkiewicz nie archaizuje – i nie poetyzuje nad miarę języka Mandelsztama, tylko wyjątkowo wyrzekającego się przezroczystości na rzecz słowiarstwa czy stylizacji. Widać to zwłaszcza w porównaniu z efektownymi, ale przestylizowanymi i nieco za daleko odchodzącymi od znaczeń oryginału konceptami Leopolda Lewina, u którego „Wiosna przezroczo się ściele / Zielonym puchem Petropol odziewa” (wiosna jest w oryginale uosobiona, stanowi symbol czy raczej zwiastun Prozerpiny, w którą zamieni się w kolejnych wierszach – „ścieląca się” wypada groteskowo) i „żadne gwiazdy nie zabiją błysku / Szmaragdu morskich wód w świateł igrzysku”
Mowa poetycka to proces kombinowany, na który składają się dwa brzmienia: pierwsze to słyszana i odczuwana przez nas metamorfoza samych instrumentów mowy poetyckiej, która dokonuje się w popędzie mowy; drugie brzmienie to mowa właściwa, czyli praca intonacyjna i fonetyczna, którą wykonują wspomniane instrumenty
O. Mandelsztam, Rozmowa o Dantem, [w:] tegoż, Nieograbiony i nierozgromiony…, s. 282 [22].
U Mandelsztama nie ma pustych słów, każde zawiera określony sens, jest konkretnym bytem, z którego mogą wynikać kolejne znaczenia – i w swoim przekładzie Rymkiewicz stara się temu dorównać. W otwierającym utwór dwuwersie dodaje do oryginału dwa słowa – i są to słowa znaczące, choć nie narzucają one tekstowi znaczenia innego niż nadane mu przez autora, a jedynie lekko dostosowują tekst dla polskiego odbiorcy. Mandelsztam pisał:
„Мне холодно. Прозрачная весна / В зелёный пух Петрополь одевает”
Oryginały wierszy cytuję za wydaniem О.Э. Мандельштам. Собрание сочинений в трёх томах…, s. 61, 70–71. [23] (dosłownie: „Zimno mi. Przezroczysta wiosna / W zielony puch Petropol odziewa”).
W przekładzie pojawiają się dodatkowo jedynie wyrazy „tutaj” i „mój”. Pozwala to wyrównać rytm, ale ma też dodatkowy walor – przybliża czytelnikowi miasto, pomaga nie-Rosjaninowi utożsamić się z podmiotem, który jest „tutaj” i dla którego Petropol jest „swój”. Jak zauważa aprobatywnie Wojciech Ligęza: „Szczególną czułość mówiącego wyraża określenie »Petropol mój«”
Plac Pałacowy stał się dla Mandelsztama przejrzystym symbolem Carskiego Systematu. […] Wtedy udał się na ten plac nocą. W jaskrawym świetle księżyca zionęła na niego plama czerni uciekającej spod arkady w miasto. Kiedy usłyszał kuranty, pojawiły się cienie władców Rosji. Tej nocy zrozumiał, że imperium czeka na „żelazną karę” za to, że ciągle wegetuje na kamieniu i na krwi
R. Przybylski, Odwieczna Rosja. Mandelsztam w roku 1917, Warszawa 2012, s. 32 [podkr. E.G.]. [26].
W podmiocie wiersza ***Zimno mi tutaj zobaczyć możemy intelektualistę żyjącego wśród mirażu kulturalnego Petersburga, którego „czerń” – czarne plamy i czarne fale protestującego ludu – przyprawia o „lekki wstręt”. To natura nieokiełznana przez kulturę, wymykająca się władzy – z którą obserwator chciałby i będzie się solidaryzować, ale nie potrafi powściągnąć odruchowej niechęci, obawy przed tym, że pozbawiona tamy czarna fala pochłonie wszystko. Odwraca od niej wzrok. Patrzy w dół, na rzekę – teraz patrzy na samochody na nadbrzeżu i w górę, ku niebu i ku symbolom zbytku: gwiazdy to „złote agrafki”, miasto – „szmaragd w pierścieniu ciężkiej morskiej fali” . Ostatnią innowacją tłumacza, na którą warto zwrócić uwagę w tym przekładzie, jest „pierścień” (w oryginale to „Морской волны тяжёлый изумруд” – „Morskiej fali ciężki szmaragd”). Rymkiewicz zmienia szyk zdania, używa słowa z tego samego pola leksykalnego co metafory oryginału i znów nieco naprowadza czytelnika na myśl, że drogocenny kamień to miasto – i że jest ono w swoim stołecznym blichtrze, zastrzeżonym dla nielicznych, otoczone przez żywioł. Niebo nad Piotrogradem było jeszcze wówczas czyste, nie latały na nim niemieckie samoloty. Rok 1916, kiedy powstał ten wiersz, był w carskiej Rosji czasem względnego spokoju – sukcesy na froncie dawały nadzieję na rychłe zwycięstwo w I wojnie światowej. Wiemy jednak, że była to cisza przed burzą. W drugim wierszu z petropolskiej konstelacji, mimo że napisany został w podobnym czasie, napięcie jest już wyraźne, ton – apokaliptyczny:
W Petropolu przezroczystym umrzemy,
Tutaj gdzie włada nami Prozerpina.
W każdym oddechu my tu śmierć pijemy,
Godziną śmierci jest każda godzina.
Groźna Ateno, bóstwo morskiej mgły,
Zdejmij swój hełm, kamienny i gwiaździsty.
Umrzemy w Petropolu przezroczystym.
Tu Prozerpina rządzi, a nie ty.
(s. 12)
Ten krótki utwór nazywa Rymkiewicz w komentarzu „zapewne najsłynniejszym (a może również najpiękniejszym) wierszem Mandelsztama” (s. 69). Prawdopodobnie słynniejsze są wiersze o Stalinie, natomiast piękno – nie zawsze będące celem poetów – jest niepodważalną cechą tego tekstu i pełni w nim określoną funkcję: ujawnia etyczną sankcję twórczości jako narzędzia przeciwstawiania się pustce i fałszowi, lękowi i zagładzie. Antynomie w konstrukcji i obrazowaniu, aforystyczny ton, świetnie oddany w przekładzie, oraz topika antyczna opanowują przestrzeń tekstu: pojawiają się zapowiadane w poprzednim wierszu Prozerpina i Atena. Klasycyzm, strategię porządkowania chaosu odwołaniami do trwałych symboli i toposów, przesyca autor świadomością jego koniecznej efemeryczności czy, by użyć jego słowa klucza: przezroczystości. Petersburg – klasycystyczne miasto z kamienia, to już i na zawsze „Petropol przezroczysty”. W języku rosyjskim słowo „прозрачный” [prozracznyj] – „przezroczysty” jest w brzmieniu, jeśli pominąć akcent, niemal tożsame ze słowem „призрачный” [prizracznyj] – „wyobrażony”, „upiorny”, a najprecyzyjniej: „widmowy”, co odda Paweł Hertz w swoim przekładzie – wcześniejszym niż Rymkiewicza – pisząc: „W widmowym Petropolu nam los śmierci padł”
Tak jak przez teraźniejszość przebija wieczność, tak przez antyczność przebija w wierszu aktualność i lokalność, statyczność utrwalonych motywów jest wprawiana w ruch, określone kształty – rozmywane. Ten ostatni aspekt zostaje wzmocniony w przekładzie. Atena u Mandelsztama to po prostu „Bogini morza – groźna Atena” („Богиня моря, грозная Афина”). U Rymkiewicza „Groźna Atena” jest „bóstwem morskiej mgły” – tłumacz rozmywa nieco jej obraz, przydaje mu nieokreśloności, bezkształtu, zagadkowości. Ale już samo umieszczenie Ateny – wbrew tradycji – w roli bogini morza, a nie wojny, mądrości, rzemiosła i sztuki, jest zagadką, nietrudną jednak do rozwikłania. W portowym mieście wojny mogły kojarzyć się głównie z kampaniami morskim, z potęgą floty Piotra Wielkiego, a w tym okresie I wojny światowej nawet z wojną sprawiedliwą, obronną. W sercu Petersburga, przy bramie Twierdzy Pietropawłowskiej, znajdują się dwa pomniki Ateny: Polias – opiekunki miasta, i Pallas – przynoszącej zwycięstwo. Znowu widzimy więc, jak poezja wynika z realnej, materialnej, kamiennej – i jednocześnie symbolicznej, spektralnej – rzeczywistości. Podmiot – zbiorowy, przywodzący na myśl chór w greckiej tragedii – ogłasza koniec panowania Ateny, przejście miasta pod władzę bogini śmierci. Można w tym widzieć wizję miasta skazanego na unicestwienie. Ale można zobaczyć miasto wieczne – z nieprzerwanym porządkiem życia i śmierci, kataklizmów i odrodzeń. Wiersz okazuje się chronić ten porządek. W następnym utworze, pisanym już po rewolucji, nadal trwa walka o porządek, choć chaos wzrasta:
Na strasznej wysokości ogień migoczący,
Lecz czy to gwiazda błądzi – zagubiona?
Przejrzysta gwiazdo, ogniu migoczący,
Twój brat, Petropol, teraz kona.
Na strasznej wysokości ziemskie płoną sny,
Gwiazda tam leci, patrz! – zielona.
O, gdyś ty gwiazdą jest – wody i nieba brat,
Twój brat, Petropol, teraz kona.
Potworna łódź, skrzydlata gwiazda jedzie,
Na strasznej wysokości rozpędzona.
Zielona gwiazdo, piękniejący w biedzie
Twój brat, Petropol, teraz kona.
Nad czarną Newą wosk wieczności topią,
Przejrzysta wiosna leży potłuczona.
O, gdyś ty gwiazdą jest – tam twój Petropol,
Twój brat, Petropol, teraz kona.
(s. 19)
Ten utwór datowany jest na marzec 1918 roku, napisany więc został po rewolucjach 1917 roku, po upadku caratu, w czasie, kiedy do Piotrogrodu zbliżały się niemieckie wojska i nad miastem przelatywały samoloty bojowe, co wymusiło zawarcie 3 marca 1918 traktatu pokojowego w Brześciu. Jak pisze Adam Pomorski: „W kręgach inteligencji wzbudziło to apokaliptyczne wrażenie upadku Rosji wraz z chwałą jej państwa i wielkiej kultury petersburskiego okresu jej dziejów”
Uzyskanie harmonii okazuje się niemal niemożliwe. Oddzielane z uporem porządki – niebiański i ziemski – mieszają się ze sobą. Kalejdoskop dziwnych zjawisk, jawiących się „Na strasznej wysokości” to odbicie koszmaru dziejącego się w mieście. Rymkiewicz znów dodaje do oryginalnego tekstu słowo „teraz” – tym razem zdanie „Twój brat, Petropol, umiera” („Твой брат, Петрополь, умирает!”) zyskuje w ten sposób na dramatyzmie, staje się rozpaczliwym, daremnym wołaniem o pomoc. Natrętna refreniczność wersu „Twój brat, Petropol, teraz kona” wprowadzić ma pewną stałość, choć jest to stałość agonii, każdy wygłos strofy zbliża do zamilknięcia, końca bytu miasta, które już w poezji Mandelsztama jako Petropol nie powróci. A jednak: nie aż tak radykalnie różnią się ton i poetyka tego wiersza od dwóch poprzednich. Tym razem poeta buduje celowo chwiejną konstrukcję, sugerując czytelnikowi, że jest ona bliska katastrofie – ale jest to ciągle konstrukcja zbudowana z nader trwałych elementów, znajdująca oparcie w innych. Każdy kolejny z trzech wierszy o Petropolu jest nasycony większą dawką emocji – aż w ostatnim z nich następuje moment katartyczny, po którym możliwe jest wreszcie odnowienie, zawsze u autora Kamienia tożsame z powrotem do początku, który także jest „teraz”.
***
Jarosław Marek Rymkiewicz znacząco przyczynił się do spopularyzowania w Polsce twórczości Osipa Mandelsztama – w podwójnej roli tłumacza (jednego z wielu, ale też jednego z najwyżej cenionych