28.09.2023

Nowy Napis Co Tydzień #222 / Schulzowskie (ciała?)

Jakub Orzeszek, choć jest badaczem młodym, zdążył wyrobić sobie opinię i uznanie wśród innych schulzologów, między innymi dzięki publikacjom w „Tekstach Drugich” czy – przede wszystkim – na łamach specjalistycznego „Schulz/Forum”Zob. profil autora w serwisie Academia.edu, https://camp7.academia.edu/JakubOrzeszek [dostęp: 7.08.2023].[1]. Jego publikacja Drugie ciało pisarza. Eseje o Brunonie Schulzu powstała na podstawie obronionej na Uniwersytecie Gdańskim pracy doktorskiej – Różnicowanie Schulza. Pierwsze i drugie ciało pisarzaJ. Orzeszek, Drugie ciało pisarza. Eseje o Brunonie Schulzu, Gdańsk 2023. Jeśli nie zaznaczono inaczej, wszystkie cytaty, na które się powołuję w recenzji, pochodzą z tego wydania i oznaczam je numerem strony w nawiasie okrągłym. Jednocześnie we wszelkich wyimkach pomijam przypisy obecne u Orzeszka.[2]. Dla porządku należy odnotować, że część rozważań zawartych w książce, miała swoje pierwodruki w innych publikacjach, o czym autor informuje czytelników w Notatce bibliograficznejTamże, s. 283.[3]. Właściwie książka stanowi zbiór – w jakiejś mierze autonomicznych – szkiców, które można traktować komplementarnie.

Jak pomieścić w recenzji, siłą rzeczy ograniczonej objętościowo, pełnię potencjału, którą zawierają w sobie te prace? Wydaje się to niemożliwe już na poziomie określenia tematu. Tak więc uciekam w rozwiązanie najprostsze – zbiór opowiada o Brunonie Schulzu, fenomenie polskiej literatury. Przecież powiedzieć, że to książka o cielesności, będzie nadmiernym uproszczeniem, nie domknie bowiem potencjału tej narracji, w której Orzeszek ujawnia przede wszystkim imponujący rozmach intelektualny, niebywałą wręcz orientację w literaturze schulzologicznej, ale nie tylko. Z tradycyjnym literaturoznawstwem współgrają tutaj konteksty, które sprawiają, że opowieść badacza w pewnym stopniu przypomina opowieści badanego; staje się olśniewającym ornamentem, rodzajem labiryntu, w którym tropimy pisarza, podążamy śladami jego twórczości prowadzeni przez wytrawnego humanistę. Jeśli to książka o ciele, to o ciele totalnym, jego życiu, umieraniu i trwaniu. O związkach między erosthanatos – współcześnie może to przecież zabrzmieć banalnie, jednak refleksje Orzeszka są niezwykle głębokie, a z banałem mają naprawdę niewiele wspólnego. Pisarz zaskakuje – na przykład rozdziałem Ciało / części ciała / wydzieliny. Indeks do „Sklepów cynamonowych”Tamże, s. 21–39.[4], gdzie przedstawia cytaty na tematy zawarte w tytule. Zostawia to bez komentarza, jak gdyby chciał, aby odbiorca samodzielnie zanurzył się w Schulzu. Wygląda to następująco:

czoło

56 „przykładał dwa palce do czoła” 73 „Wiecheć brudnych kłaków wichrzył się nad czołem wysokim i wypukłym, jak buła kamienna, utoczona przez rzekę”, „czoło to było skręcone w głębokie bruzdy” 111 „dosięgał ich ten trąd [zmierzchu] i wysypywał się ciemną wysypką na czole” (s. 23)

Rzadko o książkach naukowych myślimy w kategorii: lektura na miły, wakacyjny wieczór. Orzeszkowi się to udało – (roz)czytywanie jego refleksji pewnego lipcowego wieczoru stało się dla mnie źródłem dużej przyjemności i nieoczywistej satysfakcji lekturowej płynącej z obcowania z tym interdyscyplinarnym dziełem. Tamtego wieczoru pozwoliłem porwać się w krainę Schulza, powędrowałem za Orzeszkiem, choć jego jedynym orężem były słowa i kilka ilustracji. Autor roztoczył przede mną interesującą perspektywę wędrowania po cielesności poprzez różne tropy interpretacyjne. Każdy miłośnik Schulza, czytając Drugie ciało pisarza, będzie urzeczony i da się prowadzić jak dziecko przez gęste pajęczyny sensów. Czasami autor wyrywa nas z tego snu, odwołując się do własnych przeżyć, znamienny przykład tego niech stanowi autokomentarz autora Matkocholii:

Dzisiaj odczuwam, że straciłem kontakt ze swoim pisaniem.

[…]

Wincenty śpi w drugim pokoju. Minął prawie rok od jego narodzin. Gdy budzi się w nocy, gwałtownie płacze. Myślę, że w momencie przebudzenia wie coś, co dopiero później stopniowo się w nas zaciera – noc, która go otacza, jest obca. I że czuje się wtedy bardzo samotny, opuszczony. Uspokaja się dopiero przy piersi Moniki. Czasem, w chwilach silnego zmęczenia, oglądam zdjęcia USG. Wyciągam je teraz. Twarz majacząca w biało-czarnych, pulsujących plamach. Migotanie ciała, które nie zna swoich granic. Matkocholia to tęsknota do stanu nienarodzonego, kiedy jeszcze można być wszystkim (s. 178–179).

Mieści się w tym paradoks, który jest wielką siłą tego eseju. Otóż nawet w momencie twórczego kryzysu Orzeszek myśli Schulzem – stosuje do rzeczywistości kategorie opisu wykorzystywane przy badaniu twórczości literackiej. Być może wtedy najzupełniej pojmuje istotę matkocholii. W literaturze, którą tworzył prozaik z Drohobycza, tkwi metafizyka, którą trudno pojąć, obcowanie z nim to studiowanie schulzowskiej Księgi, której poszukiwał autor Republiki marzeń.

Tego rodzaju dopiski pomagają, między innymi dzięki nim styl tej pracy nie przytłacza swoją ciężkością. Autorowi udaje się wyśrodkować nadmierny ciężar naukowości i swobodę oraz sprawność pisarską, w efekcie zachowując proporcję, która urzeka. Mnie udało mu się uwieść. Zanurzyłem się w lekturze do tego stopnia, że zapomniałem o kolacji.

Na uwagę i zainteresowanie zasługują refleksje na temat Unduli – juwenilnej noweli wydanej przez Schulza pod pseudonimem Marceli Weron – której analiza jest niezwykle przyjemna. Zdaniem Orzeszka w noweli intensywność bólu jest największa. Autor traktuje tę interpretację jako punkt wyjścia, by jednocześnie przyjrzeć się innym fazom twórczości Schulza, włączając do analizy zdjęcia pisarza. Dochodzi do fundamentalnej dla całego zbioru tezy, że: „Pierwsze i drugie ciało pisarza jednak nie istnieją rozdzielnie. Nie są swoimi przeciwieństwami. Nie są też sobie w pełni tożsame. Jedno nie próbuje kanibalistycznie pożreć drugiego” (s. 20).

Doceniam w tej książce także niebywałą biegłość interpretacyjną, analizy Orzeszka są śmiałe, ale zarazem precyzyjne, dzięki czemu trudno nie dać się przekonać prowadzonemu przez niego wywodowi. Wywodowi, który w pewnym sensie pozostaje nowatorski. Aby to zilustrować, przywołam Wszystkie twarze Adeli (na marginesie – interesujący tytuł). Orzeszek wychodzi od tego, że Schulz – wbrew zwyczajowi – nie skupia się na twarzy Adeli, pozwala sobie na niedookreślenie. Pojawia się u niego następująca, frapująca myśl:

Zabarwienie erotyzmu Józefa bywa w ogóle bardzo dwuznaczne. Trudno ocenić – nieraz nawet w ramach jednego opowiadania – w których momentach kończy się chłopięce „obudzenie zmysłów”, a zaczyna uświadomiona i konsekwentna praca pożądania, kiedy narrator przemawia z pozycji dziecka, a kiedy – owładniętego żądzą obsesjonata, który doskonale wie, jak „ogniskować swą rozkosz”. Wystarczy lekko przesunąć w lekturze „kierunki oznaczeń moralnych”, by mały Józef – tropiciel śladów Adeli – stał się dużym Humbertem Humbertem (s. 42).

Orzeszek potrafi dostrzec różnorakie analogie, na przykład tę do Lolity. Okazuje się, że Józef po śladach tropi Adelę, tak jak Humbert Humbert poszukiwał Dolores Haze w skomplikowanej, intertekstualnej grze z Quiltym; mamy więc do czynienia z podobną grą zmysłów oraz intelektu. Jeszcze bardziej do wyobraźni przemówi porównanie do bohatera magnum opus Nabokova, jeśli dołożymy tutaj odkrycia Rośka i doszukamy się klucza autobiograficznego. Rosiek w Odcięciu przywołuje świadectwo Ireny Kejlin-Mitelman z listu do Ficowskiego, w którym opisuje molestowanie seksualne, którego doświadczyła jako trzynasto- lub czternastolatka ze strony Schulza pod nieobecność matki w trakcie portretowania jej rodzinyWięcej na ten temat zob. S. Rosiek, Odcięcie. Szkice wokół Brunona Schulza, Gdańsk 2021, s. 177–178.[5].

Drugim ciele pisarza – zapewniam – nie brak innych interesujących tez, nie chciałbym jednak zamieniać tej recenzji w streszczenie dorobku Orzeszka, byłaby to rażąca niewdzięczność. Wolałbym raczej zachęcić do zapoznania się z efektami jego wieloletnich studiów nad twórczością autora Sklepów cynamonowych. Uważam, że najlepiej do zapoznania z tym dziełem powinno zachęcać wyznanie: w autorze esejów odnalazłem kogoś, kto – jak ja – kocha Schulza szczerą miłością.

Zbliżając się do kresu rozważań, warto docenić stronę wizualną książki, została starannie wydana i zaopatrzona w ilustracje. Moją uwagę przykuła okładka, która wprowadza w nastrój całości, ale oprócz tego po prostu stanowi wizualny majstersztyk.

Wszystko to, co zawarłem wyżej, dowodzi i w pełni potwierdza, że Orzeszek to badacz wytrawny. Jego prace to gęsto usiane przypisami eseje, które charakteryzują się bardzo wysoką wartością metodologiczną, ale oprócz tego mają walor fascynującej lektury. Z pewnością częściowo zasługi za to powinny spaść na Schulza, którego twórczość wciąż ma wiele mrocznych (zarówno dosłownie, jak i metaforycznie) zakamarków, Drugie ciało pisarza bez wątpienia pozwala nam wyrwać z ciemności kolejny fragment tej twórczości. Dzieło to zasługuje na uważną lekturę, wręcz domaga się jej – nie tylko ze względu na trud autora esejów, lecz także – z powodu Schulza, któremu jesteśmy jako społeczeństwo coś winni. Niedane mu było przecież obdarować nas swoim magnum opusMesjaszem, mimo tego wrył się w krajobraz polskiej literatury na zawsze i, co rzadkie na rodzimym podwórku, przeniósł ją na wyżyny światowe.

J. Orzeszek, Drugie ciało pisarza. Eseje o Brunonie Schulzu, fundacja terytoria książki,słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2023.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Dariusz Żółtowski, Schulzowskie (ciała?), „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 222

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...