11.01.2024

Nowy Napis Co Tydzień #236 / Jan Bielatowicz i emigracyjna krytyka literacka

1.

Sławna, wywiedziona jeszcze z czasów PRL formuła literatury powstającej na obczyźnie jako „źle obecnej”Literatura źle obecna. Rekonesans – tak zatytułowano przełomową sesję naukową zorganizowaną w IBL PAN w Warszawie w dniach 27–30 października 1981 roku. Materiały z niej ukazały się nakładem londyńskiej oficyny Polonia Book Found w 1984 roku, a potem w drugim obiegu.[1], z dzisiejszej perspektywy wciąż zachowuje pewną aktualność. Oczywiście od 1981 roku udało się niesłychanie wiele na tym polu nadrobić: wznowiono i wciąż wznawia się dzieła pisarzy emigracyjnych, powstają na ich temat wartościowe opracowania, pojawiają się filmy dokumentalne i programy telewizyjne, a nawet – przypadek Doliny Issy Czesława Miłosza czy Pornografii Witolda Gombrowicza – ekranizacje. Także biografia Józefa Mackiewicza stała się niedawno materiałem do inscenizacji teatralnej. W Toruniu od lat wydawane jest pismo „Archiwum Emigracji”, związane z tamtejszym ośrodkiem uniwersyteckim specjalizującym się w badaniach nad emigracją, zarówno literacką, jak i artystyczną czy muzyczną. W tym kontekście warto oczywiście podkreślić zasługi Instytutu Literatury, który wydał – na przykład – imponującą edycję Pism rozproszonych Józefa Wittlina, nagradzane biografie Jana Lechonia i Kazimierza Wierzyńskiego autorstwa Wojciecha Wencla, albo cenne monografie Floriana Czarnyszewicza, Ferdynanda Goetla czy Zygmunta Haupta.

A jednak – przynajmniej w moim przekonaniu – wciąż istnieją obszary słabo rozpoznane, dalej „źle obecne” w świadomości badaczy, a tym samym czytelników. Zaliczam do nich przede wszystkim krytykę literacką na emigracji. Pojęcia takiego użył Jacek Dąbała w tytule swojej antologii z 1992 rokuDąbała używał we wstępie także formuły „emigracyjna krytyka literacka”, por. tenże, Wstęp [w:] Antologia polskiej krytyki literackiej na emigracji 1945–1985, oprac. i wstęp J. Dąbała, Lublin 1992, s. 9–21.[2]. W książce tej zgromadzono teksty trzydziestu sześciu krytyków z lat 1945–1985. Kryterium wyboru były: miejsce publikacji danego tekstu, a więc fakt, że został on wydany poza PRL, oraz status jego autora, czyli że był on emigrantem politycznym, a więc kimś, kto wybrał uchodźstwo z powodów ideowych, przede wszystkim nie akceptując przemian ustrojowych i politycznych w Polsce po zakończeniu drugiej wojny światowej. W antologii Dąbały pojawili się zresztą emigranci „starzy”, jak Gustaw Herling-Grudziński czy Jan Bielatowicz, którzy decyzję o uchodźstwie podjęli w 1945 roku, ale także „młodzi”, jak Wojciech Skalmowski, Jan Kott czy Stanisław Barańczak, którzy poza krajem znaleźli się znacznie później. W antologii Dąbały zwraca brak pewnych nazwisk – na przykład Józefa Mackiewicza i Michała Kryspina Pawlikowskiego. Być może miały one znaleźć się w tomie drugim, który się jednak nie ukazałMiały do niego wejść teksty między innymi M.E. Cybulskiej, Z. Kozarynowej, Z. Kosińskiego, Z. Broncla, B. Toporskiej, T. Nowakowskiego, S. Mackiewicza i J. Tepe, zob. J. Dąbała, Wstęp [w:] Antologia polskiej krytyki literackiej na emigracji 1945–1985…, s. 12.[3]. Ciekawe, bo dyskusyjne były także ramy czasowe wskazane w tej książce. Wszak o fenomenie krytyki emigracyjnej można mówić już od września 1939 roku, kiedy to kraj opuszczają także pisarze, w tym krytycy, którzy sięgają po pióro jeszcze w trakcie toczącej się wojny, by wspomnieć Tymona Terleckiego, Bolesława Micińskiego czy Gustawa Herlinga-GrudzińskiegoPoświęca jej osobny rozdział swej monografii poświęconej literaturze okresu drugiej wojny światowej Jerzy Święch, zob. tenże, Literatura polska w latach II wojny światowej, Warszawa 1997 (s. 457–482, rozdział pod tytułem Krytyka literacka i eseistyka). Por. także: Nowy styl, nowe pióra. Antologia krytyki i eseistyki 1939–1945, oprac. J. Święch, A. Wójtowicz, Lublin 2015.[4]. Jeszcze bardziej dziwił 1985 rok jako terminus ad quem – przecież znacznie częściej używana jest data 1989.

Z dzisiejszej perspektywy to, że Dąbała nie wydał zapowiadanego tomu drugiego swojej kolekcji, a zwłaszcza brak podobnych tego rodzaju prób w okresie późniejszym, zdaje się potwierdzać tezę autora Antologii Jego zdaniem emigracyjna krytyka literacka to fenomen nierozpoznany i nieopisany. Charakterystyczne: najobszerniejszym opracowaniem tego fenomenu wciąż pozostaje studium Józefa Bujnowskiego z roku 1964J. Bujnowski, Szkic literacki i krytyka artystyczna [w:] Literatura polska na obczyźnie 1940–1960, t. 1, red. T. Terlecki, Londyn 1964, s. 265–443.[5], siłą rzeczy pomija jednak ono dokonania krytyki emigracyjnej lat 1960–1989. Z kolei najbardziej aktualna praca na interesujący mnie temat to cenny skądinąd artykuł Mariana Kisiela Krytyka literacka na emigracji¸ który nosi znamienny podtytuł: Rozpoznania wstępne, i niemal na samym początku zawiera uwagę, że w obszarze badań nad krytyką emigracyjną „panuje wciąż niefrasobliwa dowolność klasyfikacji i ocen”M. Kisiel, Krytyka literacka na emigracji. Rozpoznania wstępne [w:] tegoż, Przypisy do współczesności, Katowice 2006, s. 157.[6].

Stan ten spowodowany jest głównie brakiem edycji krytyków emigracyjnych i nieobecnością monografii dotyczących poszczególnych krytyków, a także pism, z którymi byli związani. Dobrym, ale odosobnionym przykładem okazuje się książka Rafała Moczkodana o krytyce literackiej na łamach londyńskich „Wiadomości” w latach 1946–1956R. Moczkodan, „Omawiacze, laurkodawcy”, publicyści i krytycy. Krytyka literacka na łamach „Wiadomości” w latach 1946–1956, Toruń 2013.[7].

Jak ważne są wspomniane edycje, świadczą niedawno zakończone lub wciąż trwające wydania dzieł zebranych Herlinga-Grudzińskiego, Czesława Miłosza i Józefa Mackiewicza. Zawierają one nieoczekiwanie duże bloki tekstów krytycznoliterackich i tym samym uświadamiają, jak mało dotąd wiedzieliśmy o tym aspekcie emigracyjnej aktywności wspomnianych pisarzy, a zarazem po raz kolejny unaoczniają, w jak specyficznych warunkach funkcjonowała krytyka na emigracji. Myślę tu o jej rozproszeniu w niekiedy efemerycznych lub trudno dostępnych czasopismach – książki krytycznoliterackie były w warunkach emigracyjnych swego rodzaju luksusem. Bardzo interesujące okazują się także – zbierane dopiero teraz – recenzje pisane dla Radia Wolna Europa – to casus Herlinga-Grudzińskiego, który od tej strony był zupełnie nieznany. Tak naprawdę dopiero dzisiaj możliwy staje się więc poważny namysł nad jego krytyką literacką. To samo dotyczy Miłosza czy Mackiewicza.

W gorszej sytuacji jest wielu innych krytyków emigracyjnych. Owszem – wydano chyba cały dorobek Konstantego Aleksandra Jeleńskiego, Jerzego Stempowskiego, Tymona Terleckiego i Wojciecha Skalmowskiego, ale wielu ważnych krytyków wciąż czeka na troskliwego komentatora. Myślę tu między innymi o Janie Bielatowiczu, Józefie Bujnowskim, Zofii Kozarynowej, księdzu Józefie Mirewiczu, Jerzym Pietrkiewiczu, Janinie Katz-Hewetson, Marii Danilewicz Zielińskiej, Bonifacym Miązku, Janie Tokarskim, Marianie Hemarze, Wacławie Grubińskim, Stefanii Kossowskiej, Michale Chmielowcu, Michale Kryspinie Pawlikowskim, Wicie Tarnawskim, Karolu Zbyszewskim albo Zdzisławie BroncluZnacznie obszerniejszą listę nazwisk wymienia Marian Kisiel we wspominanym artykule.[8]. Dopiero gdy ich teksty zostaną zebrane i wydane, będziemy mogli w pełni ocenić charakter zjawiska, jakim była polska krytyka literacka na emigracji, a także zweryfikować często negatywne oceny, jakie na jej temat mieli sami uczestnicy życia literackiego na obczyźnie.

2.

O tym, że emigracyjna krytyka literacka była lekceważona także przez samych krytyków działających na obczyźnie pisał wspomniany Dąbała. Skala tego lekceważenia zaskakuje nawet wtedy, kiedy uświadomimy sobie, że dziejom naszej krytyki literackiej zawsze towarzyszyło poczucie jej kryzysu, zbędności czy nawet upadku. Przodowali w takim narzekaniu z reguły pisarze, których niekiedy wspierali sami krytycy. Potomność oczywiście weryfikowała te kasandryczne i katastroficzne lamenty.

W przypadku literatury emigracyjnej zastanawia jednak swego rodzaju zgodność, z jaką narzekano na krytykę. Najczęściej i najbardziej radykalnie czynił to chyba Witold Gombrowicz. Pisał na przykład tak:

Nauczyciele, wychowawcy, kierownicy duchowi? W istocie oni nauczyli czytelnika polskiego tej prawdy o literaturze, że jest ona czymś w rodzaju szkolnych wypracowań, pisanych po to, aby belfer mógł postawić stopień; że twórczość nie jest grą sił niedających się w pełni skontrolować, wybuchem energii, pracą stwarzającego ducha, lecz coroczną „produkcją” literacką wraz z nieodłącznymi recenzjami, konkursami i felietonami. Są to mistrzowie trywializacji, artyści w przemienianiu ostrego życia w nudną papkę, gdzie wszystko jest mniej więcej równie mierne i nieważneW. Gombrowicz, Dziennik 1953–1969, posł. J. Franczak, Kraków 2007, s. 123.[9].

Z kolei Józef Mackiewicz wyznawał:

[…] nie umiem i unikam pisania recenzji z książek. Jak zresztą wszelkiej krytyki artystycznej. – De gustibus et coloribus non disputandum […]. Toteż w warunkach ustalonych konwencji krytyka literacko-artystyczna wydaje mi się czynnością raczej niewdzięczną, spekulatywną i szczególnie bezpłodnąJ. Mackiewicz, Stracone okręty, „Dodatek Tygodniowy do «Ostatnich Wiadomości»” 1959, nr 18, cyt. za tenże, Wieszać czy nie wieszać?, oprac. M. Bąkowski, Londyn 2015, s. 496–497.[10].

Poeta i wydawca Czesław Bednarczyk w 1952 roku stwierdził: „Krytyki na emigracji nie ma, przeważają natomiast grzecznościowe recenzyjki, w których autorzy mówią o wszystkim, tylko nie o wydanej książce, nie o jej wartości artystycznej i nie o jej brakach”C. Bednarczyk, Laurki i literatura, „Wiadomości” 1952, nr 4, cyt. za R. Moczkodan, „Omawiacze…, s. 113.[11].

Ale na stan krytyki literackiej na emigracji narzekali także jej twórcy. Wit Tarnawski stwierdził:

[…] czyż istnieje czujna i poważna krytyka utworów powstających na emigracji? W pamięci mam, prawdę mówiąc, jedynie felietony, pochwalne, to zjadliwe – nie potrafię natomiast przypomnieć sobie jakiejś naprawdę gruntownej i obiektywnej krytyki utworu emigracyjnegoW. Tarnawski, Krytyka literacka na emigracji, ,,Kultura” 1951, nr 5, cyt. za J. Dąbała, Wstęp [w:] Antologia polskiej krytyki…, s. 10.[12].

Tak samo rzecz oceniała Maria Danilewicz Zielińska, której zdaniem krytyka na emigracji zdominowana została przez „kumotersko-laurkowe” recenzje, często bliskie ogłoszeniom reklamowymM. Danilewicz Zielińska, Odchylenia od mitu Anteusza, „Pamiętnik Literacki” (Londyn) 1978, t. II [w:] Antologia polskiej krytyki…, s. 124.[13]. Być z tego też powodu w jej popularnych i wiele razy wznawianych Szkicach o literaturze emigracyjnej z 1978 roku nie ma osobnego rozdziału poświęconego krytyce literackiej – chyba że za jego swoisty zamiennik można uznać fragment zatytułowany Dzienniki intelektualne – Eseistyka – FelietonistykaPor. Taż, Szkice o literaturze emigracyjnej, Wrocław 1992, s. 213–239.[14].

Kogo obwiniano za taki stan rzeczy? Gombrowicz samych (polskich) krytyków:

[…] Iksiński, osądzający człowieka tej klasy, na przykład, co Norwid, umieszcza siebie w sytuacji karkołomnej, niemożliwej. Gdyż, aby sądzić Norwida, musi być powyżej Norwida – a jednak jest poniżej Norwida. Ten zasadniczy fałsz wywołuje niekończący się łańcuch dalszych fałszów, i krytyka staje się właśnie zaprzeczeniem wszystkich swoich najgórniejszych pretensji W. Gombrowicz, Dziennik…, s. 122.[15].

Bielatowicz wskazywał raczej na lekceważenie krytyki przez redaktorów emigracyjnych wydawnictw:

Najgorszy pisarzyna cieszy się większą estymą niż najlepszy krytyk. Im lichszy pisarz, tym bardziej pomiata krytyką. Grafoman w ogóle sobie z niej nic nie robi. Wielu pisarzom wydaje się, że krytyka jest rzeczą tak prostą, iż wypisują sobie wzajemnie przy byle okazji słodko-kwaśne laurki, obniżające wartość i godność krytykiJ. Bielatowicz, Krytyk, redaktor i wydawca [w:] tegoż, Literatura na emigracji, Londyn 1970, s. 22.[16].

Podobnie myślała Danilewicz Zielińska, która zwracała uwagę na „[…] niskie honoraria płacone recenzentom, uchylającym się od pracy wymagającej przeczytania i przemyślenia, a następnie napisania oceny, której długość określa dezyderat redakcji ujęty w sakramentalną formułę: «Byle krótko»”M. Danilewicz Zielińska, Odchylenia od mitu Anteusza…, s. 124.[17].

Zapewne tego rodzaju oceny brały się z reguły z wysokich wymagań, jakie stawiano krytyce, mając zapewne w pamięci rolę, jaką odgrywała ona w dwudziestoleciu międzywojennym, a to właśnie wówczas byli aktywni dość liczni późniejsi krytycy emigracyjni. W latach 20. XX wieku do krytyki wkroczył Stempowski, a dekadę później Bielatowicz, Tarnawski czy Terlecki. Krytyka na emigracji nie miała też takiego wsparcia instytucjonalnego, a w ślad za tym finansowego, jak to było w przypadku PRL, gdzie cała niemal prasa literacka pozostawała na utrzymaniu państwa, a z biegiem lat zacieśniały się dodatkowo jej więzi z instytucjami naukowymi, co stabilizowało jej funkcjonowanie, ale także kształtowało języki krytyczne. Tego rodzaju wsparcia krytyka literacka na emigracji nie miała, co niosło oczywiście tę istotną, wręcz fundamentalną konsekwencję, jaką była jej niezależność od władzy politycznej i pozostającej na jej usługach cenzury, która w PRL mniej lub bardziej skutecznie deformowała głos krytyki krajowej. „Możemy bez owijania w bawełnę powiedzieć wiele rzeczy, które inni myślą, ale przez poczucie taktu nie mówią. Możemy bez zmrużenia oczu patrzeć w otchłań pod naszymi stopami” – stwierdził nie bez dumy Herling-GrudzińskiG. Herling-Grudziński, Fontamara, „Wiadomości” 1947, nr 19, cyt. za tenże, Dzieła zebrane, t. 2: Recenzje, szkice, rozprawy literackie 1947–1956, zebrał Z. Kudelski, układ tekstów P. Sieniuć, oprac. J. Bielska-Krawczyk i in., Kraków 2010, s. 68.[18].

Z kolei w przypadku krytyków emigracyjnych do rzadkości należały ich związki z „akademią”. Z pracy uniwersyteckiej utrzymywali się nieliczni, na przykład Miłosz, Pawlikowski, Terlecki, Pietrkiewicz albo Skalmowski. Być może tłumaczy to dość powszechną na emigracji niechęć wobec profesjonalizacji („unaukowienia”) krytyki literackiej. Charakterystyczne jest tutaj wyznanie Herlinga-Grudzińskiego:

W wypadku krytyków z wykształceniem polonistycznym nowy kamień filozoficzny polega na połączeniu drobiazgowej analizy seminaryjnej z wrażliwością krytyczną typu impresjonistycznego. W wieku bomby atomowej dochodzimy w ten sposób do zupełnej prawie atomizacji dzieła literackiego. Zamiast oglądać książkę w perspektywie kulturalnej, rozbija się ją na ledwie dostrzegalne drobiny, z których każda podlega dokładnemu i nieomal mikroskopijnemu oszacowaniu. Przy zastosowaniu takiej metody obraz sumaryczny nie daje żadnego pojęcia o utworze, a co więcej – często go zakłamujeTenże, Twórczość literacka w kraju, „Kultura” 1948, nr 4, cyt. za tenże, Dzieła zebrane…, s. 105.[19].

Jeleński, komentując Grę w Gombrowicza Jerzego Jarzębskiego, pisał więc o sobie jako krytyku-czytelniku „całkowicie pozbawionym «warsztatu krytycznego»”, ignorującym „specyfikę naukowej metody”, niemającym zielonego pojęcia o „regułach teoretycznoliterackich”K.A. Jeleński, Grajmy w Gombrowicza, „Kultura” 1983, nr 7–8, cyt. za: tenże, Chwile oderwane, wybór i opracowanie P. Kłoczowski, Gdańsk 2007, s. 334–335.[20]. W innym miejscu Jeleński stwierdził:

Niestosowne to wyznanie ze strony „krytyka”, który nawet udając skromnisia, przemawia zwykle z niewidzialnej katedry, własne bóle, tęsknoty i pożądania pozostawiając na boku. Ale pisząc o tej książce, „dziecinnej i dorosłej, wzniosłej i przyziemnej”, jak ją określa sam autor, bardziej niż kiedykolwiek pragnę uniknąć przyprawienia sobie „gęby krytyka”Tenże, O „Ziemi Ulro” po latach, „Kultura” 1979, nr 6, cyt. za tenże, Chwile oderwane…, s. 12–13.[21].

Krytyk z reguły wyrażał więc własne, prywatne stanowisko – nie reprezentował metody ani określonej szkoły albo grupy krytycznej. Jeżeli można tu mówić o jakimś modelu – to chyba bliskim krytyce personalistycznej, której teoretyczne podstawy dał Terlecki w książeczce wydanej w roku 1957T. Terlecki, Krytyka personalistyczna, Londyn 1957. Por. K. Dybciak, Personalistyczna krytyka literacka. Teoria i opis nurtu lat 30., Wrocław 1981.[22]. Zarazem – zwłaszcza w okresie stalinowskim – stała się ona modelem lektury wyraźnie opozycyjnej wobec komunistycznej „krytyki nowego typu”, zdepersonalizowanej, upartyjnionej i zideologizowanej.

Krytyka emigracyjna była w znacznej mierze krytyką sytuacyjną. Dość rzadka okazywała się sytuacja, w której krytyk wiązał się tylko z jedną instytucją – na przykład czasopismem, a jeżeli tak już się stało – to nie obligowało go to do uzgadniania swych opinii i ocen ze stanowiskiem innych krytyków z tym pismem związanych. Programy – jeżeli się pojawiały – miały charakter indywidualny, były projektami konkretnych krytyków.

Stąd eseizacja oraz felietonizacja krytyki emigracyjnej. Oba te gatunki były preferowane, gdyż nie wymagały metodologicznego rygoru, pozwalały na eksponowane osobowości krytyka, nie zakazywały wyrazistego wartościowania, swobodnego snucia impresji oraz dygresji. Siłą rzeczy teksty tego rodzaju sytuowały się na pograniczu krytyki literackiej i – na przykład – biografistyki, epistolografii, memuarystyki albo publicystyki. Budziło to konfuzję twórców, którzy mieli bardziej tradycyjny obraz krytyki i oczekiwali od niej informacji na temat określonej książki i ewentualnie jej oceny. Stanisław Cat-Mackiewicz złościł się więc na omówienie jego książki o Dostojewskim przez Jerzego Stempowskiego:

Dlaczego recenzje o książkach tak dalece odbiegają od tego, czym być powinny? Recenzja z książki, ogłoszona w prasie, wygląda dziś mnie więcej w sposób następujący: „Mackiewicz napisał książkę o Dostojewskim. Ostatni raz polowałem na wilki w r. 1938. Było to polowanie w osiem strzelb; polowała z nami pani Borowska. Zabity był jeden wilczek”S. Cat-Mackiewicz, Recenzja i recenzent, „Wiadomości” 1952, nr 2, cyt. za R. Moczkodan, „Omawiacze…, s. 119. Por. J. Stempowski, Stanisław Mackiewicz o Dostojewskim oraz kilka uwag o biografiach literackich, „Kultura” 1948, nr 14.[23].

Autor wspomnianej recenzji, Jerzy Stempowski, nie miał jednak dobrego zdania o „tradycyjnej” krytyce literackiej. W roku 1953 stwierdził:

Robota Zoilów i Arystarchów służy czasami potrzebie pierwszego odsiewu plew, na ogół jednak jest to robota prostacka i dla prostaków, którzy sami nie potrafią rozpoznać klasy danego utworu. Wszystkie subtelniejsze sprawy literackie uchylają się od zasięgu tej klasy krytyków. Nikt też po 20 latach ich nie czyta i nie pamięta nazwiskJ. Stempowski, List do J Czapskiego z 3 VI 1953 roku, „Zeszyty Literackie” 1988, z. 22, cyt. za A.S. Kowalczyk, Nieśpieszny przechodzień i paradoksy. Rzecz o Jerzym Stempowskim, Wrocław 1997, s. 56.[24].

Odosobnione jednak było stanowisko Jerzego Pietrkiewicza, który w 1947 roku w artykule Nie walka o treść, ale o znaczenie podkreślał, że o ile „krytyk starej daty” „udowadniał zawsze coś na marginesie literatury”, to „krytyk nowoczesny” „unika stanowisk wypadowych” i kluczowe jest dla niego „tekstowe ocenianie literatury”, ponieważ „język utworu jest najpewniejszą drogą do jego istoty”J. Pietrkiewicz, Nie walka o treść, ale o znaczenie. Z zagadnień literatury współczesnej, „Przegląd Polski” 1947, nr 6, cyt. za tenże, Dla pokrzepienia serc. Szkice literackie z lat 1940–1948. „Nowoczesność w tradycji. Essay o poezji”. „Trust the trees”¸ wyb., oprac., wstęp B. Czarnecka, Toruń 2022, s. 142–143; Pietrkiewicz odwoływał się do krytyków anglosaskich z kręgu New Criticism: I.A. Richardsa, Ch. Ogdena i C. Brooksa.[25].

Charakterystyczne dla krytyki na uchodźstwie wydaje się również to, że jej przedstawiciele często byli także, a nawet najpierw, prozaikami lub poetami. Reprezentowali więc model krytyki autorskiej uprawianej przez pisarzy, cechującej się niesystematycznością, literackością, autotematyzmem Zob. M. Płachecki, Wprowadzenie do krytyki autorskiej, „Teksty” 1976, nr 4–5.[26]. To przypadek Miłosza, Gombrowicza, Andrzeja Bobkowskiego, Józefa Mackiewicza i – w znacznym stopniu – Herlinga-Grudzińskiego.

3.

Jak w tym kontekście mieści się krytyka literacka Jana Bielatowicza? Interesuje mnie on jako krytyk niezwykle aktywny w emigracyjnym życiu literackim, a zarazem dość zaniedbany przez badaczy. Studiów na temat jego krytyki jest bardzo małoPor. Z. Kotkowski, Dwie sylwetki: Jan Bielatowicz, Józef Kisielewski, Paryż 1967; J. Głomb, „Moralny” krytyk [w:] tegoż, Zielony Jasiek (o Janie Bielatowiczu), Tarnów 1992, s. 186–194; D. Heck, Sylwetka Jana Bielatowicza na tle kultury literackiej emigracji wojennej [w:] Literatura polska na obczyźnie – zapomniane dziedzictwo po roku 1939, red. R. Zajączkowski, Lublin 2017, s. 7–19; M. Kisiel, „Gramatyka piękna”. O krytyce Jana Bielatowicza, „Przestrzenie Emigracji” 2020, nr 10, s. 218–229.[27], opierają się one na wydanym w roku 1970, a więc pięć lat po śmierci autora, zbiorze Literatura na emigracjiJ. Bielatowicz, Literatura na emigracji, Londyn 1970. Drugie wydanie również ukazało się w Londynie w roku 1998. Opieram się na wydaniu z 1970 roku, oznaczając je dalej skrótem LNE. [28]. Do tej pory nie zebrano pozostałych tekstów krytycznoliterackich Bielatowicza. Jego żona we wstępie do wspomnianego zbioru twierdziła nawet, że: „W normalnych czasach, w tych szczęśliwych narodach, co to «nie mają historii» zapewne zebrano by jego rozproszone po czasopismach artykuły, które wypełniłyby kilka grubych tomów” (I. Bielatowiczowa, Wstęp,LNE 5). O samej Literaturze na emigracji stwierdziła: „W tomie tym zmieściła się tylko ich [esejów – M.U.] część. Z artykułów, które nie mogły wejść do tego tomu, dałoby się złożyć co najmniej dwa inne” (tamże).

Nie ma chyba w jej wyliczeniach przesady, zważywszy na fakt, że urodzony w 1913 roku Bielatowicz zaczynał stawiać pierwsze kroki jako krytyk literacki jeszcze w latach trzydziestychInformacje na temat biografii i twórczości zob. J. Cz. [J. Czachowska], Bielatowicz Jan (1913-1945) [w:] Współcześni polscy pisarze i badacze literatury. Słownik biobibliograficzny, t. 1: A–B, Warszawa 1994, s. 149–151; J. Głomb, Zielony Jasiek (o Janie Bielatowiczu), Tarnów 1992.[29]. Publikował wtedy w pismach związanych z endecją: „Głosie Narodu”, „Orędowniku” i „Prosto z Mostu”. Był także autorem antologii Poezja młodego Podhala (1937), do której wstęp napisał Stanisław Pigoń, jego mistrz w czasie studiów polonistycznych na Uniwersytecie Jagiellońskim.

Po kampanii wrześniowej, w której wziął udział, Bielatowicz przedostał się na Węgry, a potem na Bliski Wschód, gdzie został przydzielony do Brygady Strzelców Karpackich. Nie tylko walczył (między innymi o Tobruk i Monte Cassino), ale pisał dla prasy żołnierskiej: „Przy Kierownicy w Tobruku”, „Gazety Polskiej”, „Orła Białego” i „Dziennika Żołnierza Armii Polskiej na Wschodzie”.

Oceniając ten okres jego aktywności krytycznoliterackiej, Jerzy Święch stwierdził, że Bielatowicz „nie był wielką indywidualnością”, pozostawał za to „niezmordowanym dokumentalistą i bibliografem twórczości literackiej, prasy i poezji na Bliskim Wschodzie”. Efekt stanowiła „[…] ogromna liczba artykułów, szkiców, recenzji, omówień, polemik rozsianych po prasie żołnierskiej […], w których starał się głównie informować rzetelnie o wszystkim, co się podówczas działo w sferze kultury i literatury, obierając za punkt honoru promowanie twórczości poetów-żołnierzy […]”J. Święch, Literatura polska w latach II wojny światowej, s. 471, 469; wyróżnienie moje – M.U.[30].

Nieliczne z tych tekstów doczekały się przedrukuSzkice Piekło Cassina („Orzeł Biały” 1944, nr 17) oraz Zwycięstwo kobiet („Orzeł Biały” 1943, nr 87) przedrukowano w zbiorze Nowy styl, nowe pióra. Antologia krytyki i eseistyki 1939–1945.[31]. Łączenie perspektywy dokumentalisty-bibliografa ze spojrzeniem rzetelnego i skłonnego do entuzjazmu czytelnika miało jednak stać się specyficznym elementem strategii krytycznej Bielatowicza i uprawianego przez niego modelu krytyki towarzyszącej literaturze emigracyjnej. W 1944 roku na łamach „Orła Białego” sformułował on nawet coś w rodzaju krytycznego credo, które brzmiało: „Rejestrować zaś trzeba dosłownie wszystko, każdy najmniejszy drobiazg, bo suma ich da kiedyś historykom prawdziwy i pełny obraz polskiej twórczości i myśli emigracyjnej oraz przekrój jej psychiki”J. Bielatowicz, Czasopiśmiennictwo polskie na Śr. Wschodzie. Szkic bibliograficzny, „Orzeł Biały” 1944, nr 12.[32].

Stąd w okresie późniejszym Bielatowicz dość regularnie ogłaszał szkice bibliograficzne informujące o osiągnięciach piśmiennictwa emigracyjnego i – jak się wydaje – skierowane tyleż do współczesnego emigranta, co „późnych wnuków”Zob. tenże, Literatura na emigracji (1939–1946), „Kultura” 1947, nr 2–3; tenże, Książka polska na obczyźnie w roku 1952, „Słowo Polskie” 1953, nr 72–73; tenże, Dziesięć lat literatury emigracyjnej, „Życie” 1955, nr 49; tenże, Polskie piśmiennictwo emigracyjne w roku 1962 (I). Pięćdziesiąt niecenzurowanych tomów, „Tydzień Polski” 09-17.02.1963.[33].

Po przybyciu w 1946 roku do Anglii Bielatowicz nie zaniechał aktywności krytycznoliterackiej, łącząc ją z pracą redaktora, co także należy mieć na względzie, oceniając jego teksty. Był więc redaktorem i autorem „Gazety Niedzielnej”, „Życia”, „Drogi”. Współpracował jednak także z wieloma innymi pismami emigracyjnymi: „Wiadomościami”, „Myślą Polską”, „Tygodniem Polskim”, „Kulturą, „Dziennikiem Polskim i Dziennikiem Żołnierza”. Jego szkice krytyczne przedrukowywała prasa amerykańska – na przykład „Dziennik Chicagoski [sic!]” i „Nowy Świat”.

Zebranie, policzenie, skomentowanie i wydanie zamieszczonych tam tekstów to sprawa – oby niedalekiej – przyszłości. W samym tygodniku „Życie” Bielatowicz ogłosił dwieście dziewięć tekstów, z czego większość to krytykaPor. P. Nowak, Katolicki tygodnik społeczno-religijny „Życie”. Londyn 1947–1959. Monografia, Toruń 2014, s. 392–396.[34]. Lektura Literatury na emigracji oraz chociaż części szkiców rozproszonych Bielatowicza już teraz pozwala pozytywnie zweryfikować tezę Doroty Heck, że miał on wysoką rangę w historii emigracyjnej krytyki literackiejD. Heck, Sylwetka Jana Bielatowicza…, s. 9.[35]. Potwierdzeniem były głosy współczesnych, w tym przyznana mu w roku 1955 nagroda Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie dla krytyka literackiego.

Jak sygnalizowałem, Bielatowicz dość sceptycznie oceniał osiągnięcia krytyki literackiej na emigracji. Pisał o jej „chudości” J. Bielatowicz, Nieśmiertelna literatura, „Wiadomości” 1951, nr 29.[36], a w szkicu O pisarskim obyczaju stwierdził:

Samoreklama i reklama kumoterska w czasopiśmiennictwie emigracyjnym przekraczają granice przyzwoitości i zakłócają dobre pisarskie obyczaje. Zwłaszcza że do tego dochodzi prostackie przemilczanie, a nawet ubijanie piórami-kozikami niemiłych sobie, często wybitnych dzieł i pisarzy (O pisarskim obyczaju, LNE 21).

Gdy jednak Juliusz Mieroszewski, pisząc o kryzysie książki emigracyjnej, postulował, aby wydawcy opłacali recenzentów, Bielatowicz odpowiadał tak:

Propozycja Mieroszewskiego godzi przede wszystkim w godność krytyki. W pojęciu krytyki leży pełnia swobody, wolności od powiązań, zobowiązań i związań. Krytyka jest to umiejętność i osobisty charakter. Dla pisarza krytyk powinien być głosem sumienia. Krytyk sprzedajny to contradictio in adiecto. Coś jak sędzia w roli adwokata (Krytyk, redaktor i wydawca, LNE 23).

Słychać w tej obronie godności krytyki pogłos poglądów Karola Irzykowskiego oraz Włodzimierza PietrzakaK. Irzykowski, Godność krytyki, „Europa” 1929, nr 1. Przedruk [w:] tenże, Słoń wśród porcelany. Studia nad nowszą myślą literacką w Polsce, Warszawa 1934; W. Pietrzak, O perspektywach krytyki literackiej, „Prosto z Mostu” 1939, nr 9. Przedruk [w:] tenże, Miscellanea krytyczne, red. Z. Lichniak, Warszawa 1957.[37]. Na Irzykowskiego powoływał się najczęściej, rzadziej wspierał się na autorytetach Stanisława Brzozowskiego, Thomas Stearnsa Eliota, Stefana Szumana czy Romana Ingardena. O współczesnej krytyce artystycznej wyrażał się jednak sceptycznie:

[…] przypomina dom obłąkanych: wszyscy mówią o wszystkim i różnymi językami. Szczególnie jaskrawym przypadkiem jest koncepcja jednorodności sztuk. Poetom wmówiono, że powinni znać się na muzyce, malarzom, iż powinni smakować w poezji, muzykom, żeby kosztowali malarstwa: czysta wieża Babel! Głusi poeci biegają na koncerty, malarze plotą głupstwa o literaturze, a najwięcej trzeźwości zachowują jeszcze muzycy. Wszystkiemu temu przyklaskuje w takt przedziwnej sarabandy krytyka, przeważnie równie głucha i równie ślepa (Liryka Mariana Hemara, LNE 196).

Z przekąsem wyrażał się też o krytyce „naukowej” i jej „ezoterycznym” języku. Sztuka – twierdził – „wcale nie istnieje dla wtajemniczonych, ale dla ludzi, dla wszystkich ludzi, dla przeciętnych ludzi” (Liryka Mariana Hemara, LNE 196). Dlatego podstawowym jej zadaniem jest „objaśnianie i zbliżenie dzieła sztuki w języku dostępnym dla wszystkich” (tamże, s. 197).

Jak wspomniałem, po drugiej wojnie światowej Bielatowicz kontynuował uprawianie krytyki towarzyszącej, a nawet krytyki służebnej wobec literatury przede wszystkim emigracyjnej – właściwie nie interesowała go literatura powstająca w PRL. Był bowiem przekonany, że twórczość emigracyjna jest „[…] nie tylko uzupełnieniem krajowej, ale także jej korekturą, prostowaniem na niektórych odcinkach, próbą kontynuacji niezależnej myśli polskiej, zakazanej albo z trudem tylko torującej sobie drogę wśród licznych przeszkód w kraju ojczystym” (Co dała wolność twórczości polskiej na emigracji?, LNE 8)

Stąd krytykę Bielatowicza cechowały ambicje informacyjno-dokumentacyjne, co jednak nie oznaczało pomijania jej funkcji oceniającej. Wręcz przeciwnie! Był przecież krytykiem „o wyostrzonej postawie etycznej”M. Kisiel, „Gramatyka piękna”…, s. 227.[38]. Bliski mu pozostawał więc model krytyki personalistycznej, a nawet normatywnej, a więc takiej, w której „[…] na pierwszy plan wysuwa się postawa światopoglądowa krytyka, rozpatrująca kształt artystyczny dzieła literackiego z punktu widzenia jakiejś doktryny ideologicznej, religijnej, filozoficznej i sytuującej to dzieło w klimacie tej właśnie doktryny”Tenże, Krytyka literacka na emigracji…, s. 166.[39]. W przypadku Bielatowicza chodziłoby o „doktrynę” chrześcijańską, co sytuowałoby go w sąsiedztwie takich krytyków emigracyjnych jak Jan Tokarski czy Michał Chmielowiec (pseudonim Michał Sambor) i zarazem osadzało w dość trudnej do precyzyjnego zdefiniowania tradycji katolickiej krytyki literackiej, popularnej zwłaszcza w latach 30. XX wieku, słabo obecnej w PRL Por. J. Calvet O twórczości i krytyce katolickiej, tłum. A. Górski, Warszawa 1930; M. Stefański, Czeska krytyka katolicka lat 1918–1939, Warszawa 2007; Inspiracje chrześcijańskie we francuskiej krytyce literackiej XX wieku. Antologia, t. 1: 1900–1944., oprac. J. Kaczorowski, Lublin 2012; A. Bielak, Krytyka literacka w „Verbum”, Lublin 2013. Wacław A. Zbyszewski pisał: „Wydaje mi się, że jego [Bielatowicza – M.U.] katolicyzm – u tego endeka – był nie tylko polski, ale i czymś więcej, co u nas rzadkie” (tenże, Ludzie, których znałem, wstęp R. Habielski, wyb. i oprac. R. Habielski, P. Kądziela, Warszawa 2020, s. 194).[40]. W tym sensie Bielatowicz i pokrewni mu krytycy emigracyjni także kontynuowali pewną „rozmytą tradycję” powojennej krytyki literackiejPor. T. Burek, Rozmyte tradycje [w:] tegoż, Żadnych marzeń, Londyn 1987.[41].

W przypadku Bielatowicza oznaczało to przede wszystkim uwrażliwienie na duchowy wymiar literatury i jej bliskość chrześcijaństwu. Refleksje na temat istoty sztuki, w tym literatury, prowadziły go do stwierdzeń uzasadnianych autorytetami (między innymi Jacquesa Maritaina), że „[o]statecznym celem sztuki musi być dobro. Sztuka służy człowiekowi, ale nie jest jego celem ostatecznym i z celem tym nie może być w rozbracie. Obraza Boga nie może być pięknem”J. Bielatowicz, Moralność w teatrze, „Życie” 1950, nr 4.[42]. Czym jest jednak to „dobro” i czym jest „dobra” literatura? Bielatowicz wyjaśniał:

Dobro to jest to, czego wszyscy pożądają: bonum est quod omnes appetunt. Jest to ład Boży i ludzki. Zło zaś to brak miary, brak harmonii i doskonałości, zwichnięcie równowagi zmysłów a przede wszystkim umysłu, który nie może poświęcić się rozważaniu, kontemplacji Prawdy, będącemu celem życia człowieka na ziemi. Otóż dobro i sztuka spotykają się i łączą na drodze do ładu. Kultura to jest także ład. Anarchiczne wyzwolenie się z węzłów ładu moralnego i artystycznego jest samobójstwemTamże.[43]

.

W takiej definicji spotykały się kryteria etyczne z estetycznymi w sposób, który dawał krytykowi swobodę w ocenie dzieł literackich. Bielatowicz zresztą podkreślał, że sztuka jest „twórczością wolną”, a zatem:

[…] ma prawo używania swojej własnej drogi, jej też dobrym prawem jest zaglądać w przepaści, jednakże nie schodzenie ku nim. Sztuka artystów katolickich – chciałoby się rzec – jest właściwie sztuką grzeszników. Katolik bowiem to grzesznik, to człowiek mający świadomość, że przyszedł na świat z brzemieniem grzechu i że ustawicznie grzechy popełnia. Toteż literatura katolickich pisarzy jest literaturą o grzesznikach lub o walce z grzechem, święci to zwycięzcy grzechuTamże.[44].

Komentując twórczość Grahama Greene’a, zauważał: „Oceniając twórczość literacką, niepodobna zapominać, że nie jest to literatura teologiczna. Literatura piękna nie pragnie być niczym więcej, jak tylko sztuką”J. Bielatowicz, O kilku problemach powieści katolickiej. „O Boże, ukochałem piękno Twego domu”, „Życie” 1951, nr 25.[45]. Zarzucając zaś powieści Mariana Czuchnowskiego Tyfus, teraz słowiki „nieczystość”, Bielatowicz wyjaśniał:

Współczesna estetyka stawia twórcom twarde wymagania stylu, który w istocie swej jest ideą każdego dzieła. Idea dzieła nie uchodzi już więcej za przypadkowość, jak zresztą nie polega na dydaktyzmie ni tendencji. Jedyną tendencją w dziele literackim powinna być prawość pisarska, zgodność utworu z wizją artystyczną (czyli jego potrzeba) i prawdą wyrazu, czyli stylTenże, O czystości stylu (Powieść Mariana Czuchnowskiego), „Życie” 1951, nr 33.[46].

Stąd taka, a nie inna definicja literatury katolickiej, jaką przedstawiał Bielatowicz w pięknym skądinąd eseju o powieści katolickiej:

„Lubię dzieła Grahama Greene’a i Evelyna Waugh – pisał Br[uce]. Marshall – dlatego, że wywołują we mnie chęć stania się świętym… Budzą we mnie pragnienie świętości, ponieważ piszą dobrą angielszczyzną, kreślą prawdziwe postacie i ukazują mi cały świat, o którym warto czytać”. Oto najprościej, najpiękniej i najgłębiej sformułowana istota pisarstwa katolickiego i każdego w ogóleTamże.[47].

„Normy” jakie więc przykładał krytyk do czytanych i ocenianych przez siebie książek nie były rygorystyczne lub – jak chcieli niektórzy – przegrywały z praktyką lekturową. Tak twierdził na przykład Bujnowski, który sytuując Bielatowicza w nurcie krytyki zaangażowania religijnego, zwracał uwagę, że pisząc o poezji, krytyk rozważał ją niemal wyłącznie z perspektywy estetycznej. Wyrażając rozczarowanie powieścią Romana Orwid-Bulicza Europa nie odpowiada, sam Bielatowicz jednak wyjaśniał:

Literatura bowiem składa się z trzech ze sobą powiązanych funkcji. Temat i narracja – to pierwsza funkcja, materiał literacki i obróbka literacka – to druga, narracja i obróbka wreszcie, czyli popularnie mówiąc treść i forma – to trzecia funkcja literatury. Można by rzec, że narracja jest to temat w ruchu, w rozwoju, tak samo obróbka to sposób używania materiału literackiego. Wszystkie wyżej wymienione elementy i funkcje stanowią o dziele literackim. Brak lub niedostatek któregokolwiek z nich pomniejsza wartość dziełaTenże, Książka o przeznaczeniu i zburzonej Warszawie, „Życie” 1950, nr 181.[48].

Książka Bulicza jawiła mu się jako dzieło niepełne, bo nieoryginalne, co opisywał za pomocą metafory architektonicznej:

[…] z doskonałego gatunku marmuru wzniósł pisarz budowlę bardzo ciekawą, ale niczym nie pociągającą. Nie ma w niej – oprócz solidnej roboty – żadnego nowego pomysłu, żadnego nowego wzoru ni elementu dekoracyjnego, żadnego twórczego rozwiązania zarysu architektonicznego, żadnej inwencjiTamże.[49].

Z kolei omawiając oskarżaną o pornografię powieść Mariana Pankowskiego Matuga idzie, dochodził do wniosku, że „mimo nagromadzenia nieprzyzwoitości Matuga nie jest książką niemoralną”J. Bielatowicz, Proza Pankowskiego, „Wiadomości” 1960, nr 20.[50], bo cechuje ją wysoka wartość artystyczna. „Zasadniczą cechą jego [Bielatowicza – M.U.] krytyki powieściopisarskiej – konkludował więc Bujnowski – jest analiza podstawowych elementów artystycznych utworów, przy czym, jak niewielu krytyków, nie przeocza sprawy struktury i stylu”J. Bujnowski, Szkic literacki…, s. 271–272.[51].

Gdy Bielatowicz nazwał Ucieczkę Wita Tarnawskiego książką „złą moralnie”, za kluczową uznał nieudolność pisarza jako artystyJ. Bielatowicz, Niepotrzebna „Ucieczka”, „Gazeta Niedzielna” 1960, nr 33.[52].

Tak samo było w przypadku liryki. Bielatowicz przypominał:

Poezja jest sztuką słowa. Wszelkie teorie i badania poezji muszą być równocześnie teoriami i badaniami języka. Poeci i krytycy literaccy powinni zaczynać od gramatyki i słowników własnego języka („Nie przekroczę tej nocy” (Kilka uwag o współczesnej poezji), LNE 9).

Czy więc cechami krytyki Bielatowicza były „wyraźne preferencje w stosunku do klasycznych wartości” (tamże), a nawet „swoisty tradycjonalizm”J. Szczypka, O Janie Bielatowiczu [w:] J. Bielatowicz, Opowiadania starego kaprala, Warszawa 1986, s. XXI. W tym kontekście ważny jest szkic Duch objawia się w tradycji (LNE 25–29).[53]? I tak, i nie. „Nie” zwłaszcza w przypadku prozy. W prozie emigracyjnej dostrzegł – jako jeden z pierwszych – walory literackie, ale też warstwę religijną nurtu łagrowego. Interesowała go również eseistyka Grubińskiego, Stempowskiego, Wittlina i – co może mniej oczywiste – Wojciecha Wasiutyńskiego. Nie wahał się nazwać Drogi donikąd Józefa Mackiewicza „najpiękniej napisaną polską powieścią powojenną” („Droga donikąd”, LNE 131), dostrzegł jej wymiar moralny, a nawet religijny, z którym zresztą – jako zbyt manichejskim – polemizował. Z uznaniem powitał talent Zygmunta Haupta jako autora „intelektualnych gawęd” z tomu Pierścień z papieruTenże, Nowy talent emigracyjny, „Wiadomości” 1963, nr 31.[54]. W jego dorobku warto zauważyć również teksty analizujące walory literackiej publicystyki politycznej Józefa Piłsudskiego i Romana DmowskiegoTenże, Język Józefa Piłsudskiego, „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza” 18.09.1963; tenże, Roman Dmowski jako pisarz, Londyn 1965.[55].

W prozie zwracał uwagę na duchowy wymiar czytanych przez siebie książek. Recenzując łagrowe wspomnienia Grubińskiego, stwierdził:

W opisach obozów niemieckich wybija się na plan pierwszy okrucieństwo i masowa rzeź ludzi, w książce Grubińskiego wdeptana w błoto wolność jednostki. Pochylenie się nad tą tragedią jest pierwszym rysem chrześcijańskim książki Między młotem a sierpemTenże, Chrześcijańska książka o Rosji, „Życie” 1949, nr 6.[56].

Dalej pisał:

Chrześcijańska jest nie tylko wiara Grubińskiego w Boga, ale i w człowieka. W jaskrawym odróżnieniu od innych książek o Rosji, Grubiński nie demonizuje sowieckiego człowieka. Jest on po prostu ofiarą fałszywej, lecz nieubłaganej doktrynyTamże.[57].

Akcentował także chrześcijańską postawę Józefa Wittlina, a w świetnym omówieniu Innego Świata stwierdził, że „[…] etyka Grudzińskiego jest chrześcijańska” (Znak krzyża w martwym domu, LNE 92).

Gdy jednak „narodowiec” i katolik Jędrzej Giertych wydał trylogię Polsce między wojnami, stwierdził stanowczo:

Literacko jest to więc książka zupełnie nieusprawiedliwiona. Powieść jest przeciętną, dziennikarską narracją bez śladu ambicji formalnych. Język i styl Giertycha są banalną mową polskich warstw oświeconych, chemicznie wypraną z twórczością indywidualnej i śmiałości gwarowej. Jest to pospolity język inteligenckich listów miłosnych i przemówień wiecowych. Wszystko co w nim jest literaturą, to przytoczenia z wielkich pisarzy oraz refleksy kiedyś barwnych, a dziś spłowiałych epitetów i metafor. Język „sierżantów” literatury dwudziestolecia międzywojennego, Staśki, Mniszkówny i Zarzyckiej, jest świeższy i plastyczniejszy od GiertychowegoJ. Bielatowicz, To nieprawda, Grzesiu! (o powieści Jędrzeja Giertycha), „Kultura” 1951, nr 4. Na marginesie warto dodać, że Bielatowicz krytykował też koncepcje polityczne Bolesława Piaseckiego i środowiska PAX, zob. tenże, Dobraczyński („Życie” 1955, nr 22).[58].

Dodawał również ważny w kontekście jego krytyki zarzut:

Naszym zdaniem jest to książka niekatolicka i nienarodowa. […] kwietyzm moralny, oportunizm społeczny, przesadzony naturyzm i pycha, a także depersonalizacja ludzi w ramach społecznych, którymi to barwnikami nasycona jest tkanina powieści Giertycha – odbierają jej cechy książki katolickiej. Jest to w najlepszym razie starotestamentowe poręczycielstwo Boga (polskiego) dla poczciwości zasklepionego żywotaTamże.[59].

Warto zauważyć, że ulubionym gatunkiem – obok wspominanego już szkicu bibliograficznego – była recenzja. O najlepszych spośród omówień autorstwa Bielatowicza Jacek Głomb słusznie pisał, że nie mają charakteru klasycznych recenzji:

Bielatowicz często pisał, gdy znajdował pretekst – wieczór autorski Romanowiczowej w Londynie, śmierć Nowakowskiego… Wtedy pisał, ale nie okolicznościowe teksty, ale […] – perełki. Często pisane z akcentami autobiografii, przez siebieJ. Głomb, Zielony Jasiek…, s. 189, podkreślenia autora. Mowa o tekstach Odłożona słuchawka („Wiadomości” 1964, nr 8, LNE) i Zośka i Zofia (tamże, 1964, nr 11, LNE).[60].

Był twórcą licznych felietonów i, co rzadsze, oryginalnych i zwykle wyłączanych ze sfery krytycznej – antologii, które można traktować jako specyficzny gest lekturowy. Bielatowicz ułożył więc kilka ważnych zbiorów poezji żołnierskiej, opatrując je ciekawym wstępami J. Bielatowicz, Imperium poezji polskiej [w:] Azja i Afryka. Antologia poezji polskiej na Środkowym Wschodzie, oprac. J. Bielatowicz, Palestyna 1944; tenże, Poezja i wojna [w:] Poezja Karpacka. Zbiór wierszy, red. J. Bielatowicz, Jerozolima 1944; tenże, Wojenna poezja polska [w:] Nasze granice w Monte Cassino. Antologia walki, oprac. J. Bielatowicz, Rzym 1945.[61]. Lubił także pisać portrety krytyczne – poświęcił je między innymi Zygmuntowi Nowakowskiemu, Józefowi Łobodowskiemu, Anatolowi Krakowieckiemu, Beacie Obertyńskiej czy Janowi OlechowskiemuTenże, Zygmunt Nowakowski, „Gazeta Niedzielna” 1950, nr 6; tenże, Józef Łobodowski, „Życie” 1953, nr 34 (LNE); tenże, Anatol Krakowiecki, „Gazeta Niedzielna” 1950, nr 2; tenże, Beata Obertyńska (LNE); Jan Olechowski, „Kultura” 1956, nr 9 (LNE).[62].

Język krytyczny Bielatowicza – zwróciła na to uwagę Heck – cechuje skłonność do militarnej metaforykiD. Heck, Sylwetka Jana Bielatowicza…, s. 9.[63]. Ale przecież nie tylko do niej, a i to raczej w tekstach z okresu wojny. Krytyk lubił wspomnianą już metaforykę architektoniczną albo marynistyczną czy przyrodnicząNa przykład o Herlingu pisał, że jego opowiadania „posiadają gładkość i strzelistość ociosanych masztów” (LNE 91), jego pisarstwo jest wierne życiu i nie znosi „nawet mchu fantazji na jego konarach” (LNE, tamże), a „[…] lektura książek Herlinga jest jak woda z górskich stawów i jak powietrze na szczytach” (Przebieg obrad jury, „Wiadomości” 1964, nr 39).[64]. Z Maritaina chyba wraca także pojawiające się w jego tekstach krytyczne słowo-klucz, jakim jest „blask”, określające sposób oddziaływania literatury na czytelnika, na przykład:

Od tej sceny, tak bliskiej czasom katakumb, bije blaskna całą książkę. Blask, który w dalszej scenie błyśnie jeszcze raz, kiedy będzie mowa o Żydówce słuchającej nauki Bardieja: „Nie ma niebezpieczniejszej rzeczy, niż bawienie się w ciemnościach… światłem”. Od tego blasku książka Grubińskiego jest chrześcijańskaJ. Bielatowicz, Chrześcijańska książka o Rosji, „Życie” 1949, nr 6.[65].

Rekomendując polskim poetom „poezję myśli”, wskazywał na dokonania Eliota: „Bije od tej poezji blask myśli”Tamże.[66].

Bielatowicz – była o tym mowa – pisał zasadniczo o prozie i poezji emigracyjnej, sporadycznie zaś o teatrze i dramaciePor. J. Bielatowicz, O sztuce teatralnej St. Mackiewicza, „Życie” 1951, nr 25.[67]. Rzadko omawiał piśmiennictwo PRL. Recenzując książkę Mieczysława Jastruna o Adamie Mickiewiczu, stwierdził:

Pisarze materializmu dialektycznego – jest nim właśnie Mieczysław Jastrun – usiłują wszystko na wzór swojej wiedzy filozoficznej i politycznej sprowadzić do wspólnego mianownika, do hermetycznych granic, do skończonego wykładu zasad, do prostych i klarownych formuł. Człowiek wedle ich biblii nie może być zagadką, nie może być piastunem tajemnic, lecz cały musi się zmieścić w skrzyneczce, sporządzonej dla niego wedle zasad materializmu dialektycznego. Jeśli się nie mieści, próbuje się go wcisnąć do skrzynki kolanem, a gdy nadal nie pasuje, odcina mu się zbyteczne członki, jak w bajce o Madejowym łożuTenże, Mickiewicz moskiewski, „Życie” 1951, nr 42.[68].

Chwaląc z kolei Alchemię słowa Jana Parandowskiego, Bielatowicz tłumaczył:

Książka przeczy każdym słowem materialistycznemu realizmowi twórczości i sztuki. Bohaterem Alchemii słowa jest człowiek wieczny, niezależny od społecznych „baz” twórca, wędrujący poprzez stulecia ze swoją duszą, jako jedyną więzią z ludźmi swojego czasu i potomnością. Twórca prawdziwy nie tworzy dla doraźnych celów gospodarczych i politycznych grup, klas i narodów, ale dla powiększania całego świata i pomnażania dóbr wspólnych wszystkim ludziom i wszystkim czasom. Jeśli jakiś „byt określa jego świadomość”, to byt duszy nieśmiertelnejTenże, Chemia i alchemia słowa, „Życie” 1951, nr 48. Por. tenże, „Godzina śródziemnomorska”, „Życie” 1951, nr 3. Pisał też na przykład o Hannie Malewskiej („Życie” 1957, nr 6).[69].

Bielatowicza mniej także interesowała literatura światowa. Jeżeli już do niej sięgał, to znowu ciekawili go pisarze lub książki zakazani w PRL, jak Arthur Koestler czy Doktor ŻywagoTenże, Artur Koestler, „Lwów i Wilno” 1949, nr 113; tenże, „Doktor Żiwago”, „Życie” 1959, nr 11.[70]. Wracał do pisarzy katolickich w rodzaju Grahama Greene’aTenże, „Koniec przygody”, „Życie” 1951, nr 49.[71]. Choć przełożył opowiadania Giovannino Guareschiego o proboszczu Don Camillo, nie pisał o literaturze włoskiej. Był zresztą przekonany, że literatura polska jest zbyt naśladowcza wobec literatur Zachodu i dowodził, że „[…] polskość jest jedynym i niezawodnym sprawdzianem naszej europejskości” (Czy Polska leży w Europie?, LNE 42).

W poezji bez wątpienia najwyżej Bielatowicz cenił Kazimierza Wierzyńskiego, a więc skamandrytę, którego język poetycki jednak się zmieniał i „unowocześniał”. Krytyk nie cenił zresztą awangardy poetyckiej. Pisał:

Zdumiewająca rzecz, jak wiele potrzebuje gadać „modernistyczne” malarstwo i „awangardowa” poezja. Odnosi się wrażenie, że cała ich wartość polega na zagadaniu odbiorcy. Wielcy mistrzowie pracowali w milczeniu, mówili tylko przez swoje dziełaTenże, „Nie przekroczę tej nocy” (Kilka uwag o współczesnej poezji), „Życie” 1951, nr 9.[72].

U Wierzyńskiego ostatecznie cenił „tęsknotę do elementu niezniszczalnego, trwałego, pewnego, a więc do istnienia” (Wielka przygoda życia. O poezji Kazimierza Wierzyńskiego, LNE 188). Cenił też „realizm poetycki” Obertyńskiej, podobała mu się „wyzywająco konserwatywna” liryka Mariana Hemara, a w Józefie Łobodowskim widział przede wszystkim „poetę łacińskiego”. Postawa artysty – zwłaszcza związek z ziemią i tradycją – okazywała się więc dla niego wartością przesądzającą o wartości liryki.

Kogo Bielatowicz pominął? Najbardziej widoczny jest brak w jego tekstach Witolda Gombrowicza. Głomb pisze, że „[…] nie lubiąc Gombrowicza (i pokrewnych), atakował go, nie umiejąc go przeczytać, nie odzywał się” J. Głomb, Zielony Jasiek…, s. 192.[73]. Ta niechęć – do awangardy, ale też do krytyki Zoilowej nastawionej na polemikę – nie zaskakuje w kontekście strategii krytycznej autora Literatury na emigracji, choć wskazuje na granice jego wrażliwości estetycznej i etycznej. Cenił eseistykę Miłosza, ale nie podobał mu się jego manifest Nie opublikowany po ucieczce na Zachód. Artykuł ów dowodził zdaniem Bielatowicza, że Miłosz „[…] jest subtelnym i dobrym poetą, ale zdecydowanie lichym marksistą”J. Bielatowicz, Logika Czesław Miłosza, „Życie” 1951, nr 22.[74]. Jako „równocześnie wybitną i słabą: wybitną problematycznie, słabą literacko” ocenił również powieść Zdobycie władzyTenże, „Zdobycie władzy”, „Życie” 1955, nr 20.[75]. O wierszach Miłosza, którego był właściwie rówieśnikiem, już nie pisał. Były chyba zbyt odległe od jego – ukształtowanych na poezji skamandryckiej – gustów.

***

Tak bym przynajmniej widział Jana Bielatowicza dzisiaj, czekając na jego zebrane pisma krytycznoliterackie. Jako reprezentanta krytyki emigracyjnej i ważne ogniwo naszej krytyki personalistycznej oraz zapomnianego kontynuatora coraz słabszej obecnie krytyki katolickiej. Jako jeden z głosów wśród nocy.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Maciej Urbanowski, Jan Bielatowicz i emigracyjna krytyka literacka, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2024, nr 236

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...