16.01.2020

Nowy Napis Co Tydzień #032 / Wyspy

Tłumaczenie: Anna Radwan-Żbikowska

Jasnowłosa Węgierka obok mnie przepłakała prawie całą drogę z Batumi do Kutaisi. O północy tuliła się jeszcze do swojego gruzińskiego kochanka na przystanku marszrutek. Ja przyszedłem prosto z plaży; tego wieczoru pływałem (po raz pierwszy w tym roku trochę dłużej) w lodowatej wodzie Morza Czarnego; w zasięgu słuchu miałem prychanie delfinów. Niedziela Quasimodo już minęła, piętnasty kwietnia przeszedł w szesnastego. Jasnowłosej Węgierce dałem w marszrutce całą paczkę chusteczek higienicznych; dziękowała, pod oczyma rozmazana czerń. Płacz ukołysał ją do snu, jej włosy łaskotały mnie w szyję. Czułem, jak drży. Płakała też w samolocie, ponad chmurami: obła przejrzystość łez w świetle świtu ponad chmurami…

Taksówkarz, który czekał na mnie w Budapeszcie, był stary i śmiertelnie zmęczony. Po drodze do centrum zasnąłem nie tylko ja, on również. Musiałem go obudzić w bocznej uliczce. Zaśmiał się nerwowo; przeprosił. To nic. Przez poranne korki przedzieraliśmy się w kierunku Dunaju. „To naprawdę statek?” – zapytałem po niemiecku. Tak, to statek…

Kiedy wszedłem do kajuty (za oknem woda i most Świętej Małgorzaty), przesunąłem poduszkę na przeciwny koniec łóżka (tak, by leżeć głową pod prąd Dunaju); a po długim, strasznie długim czasie głęboko usnąłem…

W sali budapesztańskiego Muzeum Petőfiego byliśmy jedynymi Czechami. Ona też przyleciała; ona też już długo mieszka za granicą: w Berlinie. Od razu ją poznałem. Nie musiałem czekać, aż weźmie tabliczkę ze swoim nazwiskiem i postawi ją przed sobą na stole. Przeczytała moje nazwisko; skinęła głową. Uśmiechnąłem się do niej; spuściłem wzrok.

Po południu siedzieliśmy razem przy obiedzie w muzealnej restauracji. Powiedziałem jej, że już kiedyś ze sobą rozmawialiśmy. W Brnie, w klubie przy ulicy Leitnerovej. „To musiało być z trzydzieści lat temu”, powiedziała. Mniej więcej dwadzieścia, nie powiedziałem ja; tylko się zaśmiałem. „Masz tam w Gruzji z kim mówić po czesku?” „Nie, nie mam”. „Ja w Berlinie też nie. Myślałem, że masz w Berlinie rodzinę”. „Rozwodzę się”. „Przepraszam, nie wiedziałem”. „To nic…” Rozmawialiśmy o samomowie: jak łapiemy się na tym, że sami do siebie mówimy w obcym języku. „Rosyjski jest najgorszy; to taki pasożyt”, powiedziałem. Ona też podobno mówiła do siebie przez jakiś czas po rosyjsku; przy tym ledwo zna rosyjski; w swojej berlińskiej dzielnicy pomagała jakimś rosyjskojęzycznym ludziom, którzy nie znali niemieckiego (i najwyraźniej również uważa samomowę za coś naturalnego). Znam jej ojca, poetę. Znam jej brata; kiedyś nosiłem z nim skrzynki herbaty do jego mieszkania przy ulicy Údolní w Brnie; kupiłem od niego zbiór baśni arabskich. Uśmiechnęła się; podobno dorastała właśnie w tym mieszkaniu z wysokim sufitem (lecę przez Morze Czarne do zupełnie obcego miasta; spotykam w nim kobietę, która przyleciała z Berlina; po paru minutach rozmowy odkrywam, że byłem kiedyś na Morawach w mieszkaniu, w którym dorastała). Wchodziłem jej w słowo. Ciągle jej przerywałem, chociaż właśnie tego nie chciałem robić. Ale jej słowa były mi zbyt bliskie. Moje własne myśli nazbyt do nich pasowały; moje własne słowa nazbyt pragnęły spleść się z jej słowami. Podobno nie umie sobie wyobrazić, że ktokolwiek na świecie mógłby być bardziej zagubiony niż ona. Nie wie, co będzie dalej robić. Nie przedłużyli jej umowy na uniwersytecie. Nie wie, czy ma wrócić z dziećmi na Morawy. Ale wie, że nie da rady wrócić do Brna. To niemożliwe. Żeby ją na chwilę rozbawić, chciałem jej powiedzieć: with your head, with your brain you could be a supermodel (przez cały ranek i popołudnie musieliśmy rozmawiać po angielsku); ale nic nie powiedziałem. Opowiadałem jej o dzieciństwie, o gimnastyce, o saltach. Ona podobno uczy się żonglować. Po obiedzie, nad kawą, snuła (niczym popołudniowa Szeherezada) jedną ze swoich opowieści. o południowoamerykańskim Indianinie, którego spotykała na ulicach Berlina: myślała, że to uniwersytecki profesor, ale z czasem odkryła, że jest analfabetą. Dziś może popływa sobie w Dunaju (mieszka na wyspie na północ od Budapesztu). Ja też sobie popływam, powiedziałem; mieszkam na statku: już od trzech dni mieszkam na statku kawałeczek od mostu Świętej Małgorzaty. „To musi być super”, uśmiechnęła się. No. Rozmawialiśmy o pływaniu w rzekach. O pływaniu w Morzu Czarnym. O anoksycznej wodzie Morza Czarnego (nie mogliśmy przypomnieć sobie wzoru chemicznego siarkowodoru). Nigdy nie była nad Morzem Czarnym; nawet w dzieciństwie nie jeździła do Bułgarii (nie powiedziałem jej, że zielone kamyki w bransoletce na jej przedramieniu mają kolor otoczaków, które chrzęszczą w Batumi na spienionej granicy czarnomorskich fal). Rozmawialiśmy o utonięciach. Po strasznie długiej przerwie wylewałem z siebie słowa ojczystego języka w ciemność kobiecego spojrzenia; po strasznie długiej przerwie dosłownie połykałem każde kobiece słowo. Czeszczyzna w jej ustach, na jej zębach i wargach była coraz łagodniejsza, okrąglejsza; moje szorstkie słowa też jakby się wygładzały w kontakcie z jedwabistą materią jej uszu…

Wieczór był niezwykle ciepły jak na kwiecień. Na wzgórzach Budy rozkwitły wszystkie kwiaty; ciepło przyszło w tym roku tak niespodziewanie, że jednocześnie zakwitły drzewa i rośliny, które normalnie nigdy razem nie kwitną. Na przyjęcie w budynku targów przyszła z rozpuszczonymi włosami i nowym węgierskim partnerem. To moja miłość (dokładnie tak go określiła); nie wskazała na niego, nie dotknęła go. Tylko zwróciła białą dłoń w jego stronę (wyglądało to jak obraz, na którym święci prezentują swoje stygmaty). Płynęła przez salę z kieliszkiem czerwonego wina; rozmawiała ze znajomymi z Węgier i Słowacji; jej nowy partner opowiadał mi o swoim dzieciństwie. Podobno dorastał dokładnie w tym miejscu dunajskiego nabrzeża, gdzie kotwiczy mój statek. Całymi dniami biegał po wyspie Świętej Małgorzaty. Wskazał palcem na stojącą kawałek dalej nastolatkę: to moja córka, straszne, co? No, dosyć straszne… Ona co jakiś czas podpływała do nas; kieliszek brzęczał o kieliszek. Powinieneś zrobić dla nas salto. Później; może później, jak będę bardziej pijany. To przynajmniej powiedz coś po gruzińsku. Wyrecytowałem jedną z absurdalnych gruzińskich piosenek, które czasem piszę sam dla siebie: Pirweli kuawili, aj, ia, dżwris dżawri, dżawris dżwaria (i po raz pierwszy miałem potrzebę przełożyć je przynajmniej w duchu na czeski; z nieprzyjemnym poczuciem uświadomiłem sobie, że nigdy nie myślałem o tych słowach po czesku: pierwszy kwiat, hej, fiołek, gniew krzyża, krzyż gniewu; jakoś tak)… Zabrali mnie ze sobą do baru w Peszcie: ona, on, jego córka i ich znajomi. Klaustrofobiczny ścisk wokół malutkiego stolika (przypomniało mi się od razu, jak kiedyś siostra i kuzynka Týna zamknęły mnie w skrzyni z pościelą w starym mieszkaniu na praskim Žižkovie). Angielski, węgierski. Piwo. Co jakiś czas się do mnie uśmiechała; przechylała głowę. Małym palcem dotykała małego palca swojego nowego partnera. Cała miękła od tego niepozornego dotyku; nawet jej włosy jakby od tego miękły i drżały. Czasem jak zahipnotyzowana powtarzała po nim jakieś węgierskie słowo. Światło (z początku dyskretne i łagodne) kwitło im pod paznokciami. Rozrastało się. Najchętniej założyłbym okulary przeciwsłoneczne (policyjne okulary, które kupiłem kilka dni wcześniej pod szumiącymi palmami na promenadzie w Batumi). Spuściłem wzrok. Światło się zbliżało. Prześwitywało przez stół. Migotało w szklance; lśniło pomarańczowo-zielono-żółto na pomarańczach, limonkach i cytrynach. Głosy się oddalały; po wszystkich pozostało ledwie echo. Światło pochłonęło całe powietrze. Wyobrażałem sobie, że cały tlen wyprodukowany przez wszystkie lasy deszczowe na Ziemi jest w tej chwili przeznaczony wyłącznie dla jej płuc; dla płuc jej nowego partnera. Poszedłem do toalety. Schłodziłem ręce w lodowatej wodzie, przemyłem sobie twarz. w kącikach oczu ciągle widziałem światło; światło uwierało mnie pod paznokciami. Pożegnałem się z nimi. Tylko dziś już nie pływaj, usłyszałem po czesku z głębi światła. Nie bój się, nie będę, uśmiechnąłem się; ale tak naprawdę chciałem założyć okulary przeciwsłoneczne i jeszcze dłońmi albo ramieniem zasłonić sobie oczy…

Na wyspie Świętej Małgorzaty puściłem się biegiem po tartanowej ścieżce okalającej całą wschodnią część wyspy (nie wiem, czy dojechałem na wyspę tramwajem, czy przyszedłem pieszo; może biegłem ulicami Pesztu). Pod wieczór biegają tutaj tłumy kobiet i mężczyzn. Teraz ani żywej duszy. Co jakiś czas bezdomny na ławce; co jakiś czas grupka pijanych dzieciaków albo para skrytych w ciemności kochanków. Trzepot skrzydeł gołębia w gałęziach kwitnącego kasztanowca. Biegłem i biegłem. Kiedy dotarłem do miejsca, z którego widać most Árpáda, zszedłem na dół, na brzeg. Rozebrałem się. Po krótkim zawahaniu przeciągnąłem przez głowę również rzemyk z miedzianym krzyżykiem i medalikiem ze św. Rafałem Archaniołem (kiedy ten medalik zobaczyła po raz pierwszy Marie, młodsza córeczka mojej siostry, powiedziała: ale jaja, anioł surfuje na rybie!). Bosą stopą dotknąłem wodnej trawy. Spodziewałem się nieznośnego chłodu, ale nie czułem zupełnie nic. Bosa stopa na ostrym kamieniu. Chwyciłem się kawałka pnia, który utknął przy brzegu. Był wyślizgany jak poidło dla bydła w Karpatach czy gdzieś na Kaukazie. Tego razu, kiedy byłem w jej mieszkaniu z dzieciństwa, kupiłem od jej brata zbiór baśni arabskich: Sindbad po jednej ze swoich katastrof dziękował Allahowi za kawałek złamanego masztu. Chwyciłem ten wyślizgany kawałek drewna i cisnąłem nim ze wszystkich sił, jak najdalej od siebie, jak najdalej w głąb rzeki. Zanurzyłem się i popłynąłem. Pływałem głównie pod wodą. W ciągu poprzednich nocy zauważyłem, że fale Dunaju przecina nie tylko statek Secundus, że falami nocnego Dunaju pływa nie tylko statek Sirona; także łódź policyjna z reflektorem co jakiś czas mknie po powierzchni. Pozwoliłem, by prąd poniósł mnie niemal na wysokość mostu Świętej Małgorzaty; z powrotem płynąłem pod prąd blisko brzegu; doskonale wiem, jak pływać w Dunaju. Wytarłem się w swoją granatową bluzę z kapturem. Włożyłem ubranie i buty. Na trawniku bez wahania skoczyłem z miejsca salto w tył. Jedno, drugie, trzecie; nie wiem, po ilu to już latach. Żaden problem; niczego nie zapomniałem. Światło wciąż paliło mnie w kącikach oczu; paliło mnie pod paznokciami; dziesięć promieni zamiast palców. Miałem ochotę wrzasnąć na całe gardło, ale stłumiłem tę potrzebę; wrzasnąłem tylko w duszy. Ruszyłem biegiem i chciałem z całej siły kopnąć w –  –  – prikol, knecht. Zatrzymałem się w pół ruchu; zatrzymałem się i patrzyłem na tę metalową, grzybkowatą rzecz, do której przywiązuje się sznurem statki i holowniki. Prikol, knecht. Tak tę rzecz nazywają rybacy w Batumi (czasem wypływam z nimi na morze; moja pomoc jest im zbędna, ale bawi ich, że mam dwie lewe ręce i nie wiem, co robię). Za żadne skarby nie mogłem sobie przypomnieć, jak się mówi po czesku prikol, jak się mówi knecht. Kiedy byłem mały, razem z siostrą siadaliśmy na tym czymś nad Łabą. Przeskakiwaliśmy przez ten metalowy grzyb jak przez skrzynię. Nazywaliśmy to jakimś słowem. Normalnym słowem po czesku. Ale nie mogłem; nie mogłem sobie przypomnieć. Ciężko dyszałem. Usiadłem na metalowym czymś. Pochyliłem głowę. Zamknąłem oczy, choć wiedziałem, że to nie pomoże; tego światła nie zgasi zamknięcie oczu. Oddychałem głęboko; bolało mnie gardło. Coś tuptało w moją stronę po tartanie, posapując: malutki jeżyk. Jeszcze chwilę wcześniej w ataku kosmicznej furii być może kopnąłbym go z całej siły jak piłeczkę, na sam środek Dunaju. Teraz tylko wyciągnąłem do niego rękę. Gdzie leziesz, głupku? Zacisnąłem pięść, tylko mały palec został wyprostowany. Jeżyk tuptał aż do mojej wyciągniętej ręki. Powąchał mój mały palec. Łaskotało. w świetle latarni nie widziałem nad nim chmury pcheł, jak kiedyś nad jeżami, które ratowałem na Morawach. Jeżyk odszedł, tupiąc, w stronę kwitnących bzów; obejrzał się za siebie, mlasnął. Wstałem i posłusznie poszedłem za nim (bluzę zostawiłem na prikolu: przez kolejne dni nosił ją jeden z bezdomnych; miał też na oczach gruzińskie policyjne okulary, które zostawiłem w kieszeni bluzy). Szedłem w stronę ciemnego jądra wyspy. Przez gałęzie i kwiaty przedzierałem się aż do tych ruin. Do ruin dominikańskiego klasztoru; do samego serca wyspy. Mlaskanie jeżyka się urwało. Cisza. Tylko mój własny szept. Szepczę nad nagrobkiem Świętej Małgorzaty Węgierskiej (trzecią zapałką udało mi się zapalić jeden z wygasłych zniczy; na nagrobku położyłem je ja sam, wczoraj czy przedwczoraj). Szepczę dziecięce słowa. Szepczę wciąż te same dziecięce słowa. Błagalne słowa, które zabrzmiały we mnie, kiedy miałem dziesięć lat. Blok na osiedlu Bohunice. Tuż po tym, jak przeprowadziłem się z północnych Czech do Brna. Po tym, jak zacząłem mieszkać bez siostry i bez rodziców, sam z moją niewidomą babcią. Babcia siedziała zamknięta w pokoju obok. Zamykała się na klucz. Z jakiegoś błahego powodu przestała ze mną rozmawiać; przez dwa lata nie powiedziała do mnie ani słowa. Tylko lista sprawunków, które mam kupić, i pieniądze na kuchennym stole. Wracałem ze szkoły i treningu o wpół do ósmej wieczorem, brałem ze stołu pieniądze i szedłem do sklepiku grubej bułgarskiej sprzedawczyni. Było to tuż po aksamitnej rewolucji; ta pani była pierwszą prywaciarą na Bohunicach. Siedziałem potem po ciemku i drżałem z niepohamowanej wściekłości; z niemal kosmicznego gniewu. Stuprocentowa bezsenność. Życie bez snu. Życie bez choćby jednego przyjaznego słowa. Chciałem wybić dziurę w ścianie pokoju babci i wrzasnąć: a teraz zaczniesz mówić. Teraz będziemy się przynajmniej przez chwilę bawić w normalne życie, dosyć tego. Miałem ochotę walnąć głową o kaloryfer. Wyskoczyć przez okno. Pewnej nocy naciągana od miesięcy struna gniewu i bezsenności w końcu pękła. Usiadłem na pomarańczowym dywanie (jedynej rzeczy, którą przywieziono mi do brneńskiego mieszkania z północnych Czech) i zacząłem wylewać z siebie słowa. Wyrzuciłem z siebie dosłownie wszystko, wypowiedziałem się uszom jedynego niezawodnego słuchacza, który zupełnie nieoczekiwanie pojawił się przed moimi dziecięcymi oczami. z nicości – do wszystkiego. z ciemności gniewu – do przyjaznego światła. Słowa do góry nogami. Nie rozumiałem, jak mogą wypływać ze mnie słowa, których nie znam; słowa w ich lustrzanym odbiciu. Światło drżało w kącikach moich oczu; światło boleśnie wykwitało spod dziecięcych paznokci; laserowa broń zamiast palców… Boże, ciągle niczego nie rozumiem. Albo raczej znowu niczego nie rozumiem, jeśli kiedyś rozumiałem, to teraz znowu nic. I znowu nic nie wiem. Nie wiem, czy ta łagodna kobieta będzie płakać, kiedy za kilka dni poleci z powrotem do Berlina. Nie wiem, czy będzie potrzebowała całej paczki chusteczek higienicznych. Nic nie wiem o wadze rozdzierającej serce kobiety, kiedy na jednej szali trzeba położyć dwie córeczki, a na drugiej nowego partnera. Nie wiem już nic o dreszczach emocji i zdradach. Nie wiem nic o ciemności, w której wszystko się zmienia, kiedy stykają się małe palce dwojga dotąd nieznajomych sobie ludzi; paznokcie jak dwa krzemienie; przeskakuje iskra, płonie światło. Nic. Nie wiem o tym zupełnie nic. Nie znam już niczego, tylko te stare dziecięce słowa. Znam tylko szum starych słów… Im więcej mija czasu, tym bardziej pewien jestem tylko jednego: wiem, gdzie jest moje miejsce. Nie potrzebuję GPS-u ani nawigacji, żeby bezpiecznie znaleźć swoje miejsce; swoje miejsce w ciemności wśród tych klasztornych ruin. W połowie lat dziewięćdziesiątych w biały dzień napadła na mnie w Brnie banda Cyganów. Zapędzili mnie do jakiejś bramy. Kiedy próbowałem uciec, jeden z nich przycisnął mnie do obdrapanej ściany. a ty gdzie, świrus? Na miejsce! Już wtedy (ile miałem lat, czternaście?) nazbyt dobrze wiedziałem, gdzie jest moje miejsce. Nie wiem już, jak to jest, kiedy ciało pod wpływem jednego dotyku traci swój ciężar (naprawdę; mam niezachwianą pewność, że właśnie teraz mogliby się wznieść z tego baru w Peszcie czy ze swojej wyspy i objęci, położyć się razem w łuku półksiężyca nad Budą). Nie wiem już nic; umiem tylko modlić się za nich, używając tych starych, dziecięcych słów. Nie znam się na niczym; nie umiem sobie niczego wyobrazić. Mam tylko jedną, bezpieczną pewność: są mniszki, które w ciemnościach zamurowanych cel wypraszają łaski dla misjonarzy błądzących po oddalonych, niebezpiecznych krainach, po niespławnych rzekach, po nieznanych oceanach i wyspach, których nie naniesiono dotąd na mapy; mniszki, które szepczą w ciemności słowa i wierzą; wierzą, że z ich ust wypływa długa nić światła: nić rozciągnięta aż do wszystkich zagubionych i błądzących; lśniąca nić rozciągnięta po splątanych ścieżkach i po korytarzach wszystkich labiryntów…

W ciemności gotyckiego portalu ostre światło policyjnej latarki. Podaję swój paszport dwóm ciemnym sylwetkom (jeszcze parę minut wcześniej bym się na nie rzucił, kopałbym na oślep, uderzał pięściami). w duszy wciąż obracam dziecięce słowa; słyszę, jak jeden z policjantów rytmicznie opukuje paznokciami pociągniętą plastikiem kartkę w paszporcie: sprawdza, czy pod folią nie pojawiają się pęcherzyki powietrza; świetnie znam ten ruch, policja nigdy i nigdzie nie wierzy, że ja to naprawdę ja (a ja mam z czasem coraz więcej zrozumienia dla ich pracy i ich ruchów). Z zamkniętymi oczami modlę się cicho do rytmu policyjnych paznokci. Szum mojego wewnętrznego głosu spokojnie splata się z szumem policyjnej krótkofalówki; z językiem, z którego nie rozumiem ani słowa. Mężczyźni w czerni wycofują się z powrotem w ciemność niczym mureny czy inne morskie drapieżniki; znikają. w pobliskim zoo krzyczy paw. Chłodny wiatr od rzeki zdmuchnął płomyk znicza na grobie Świętej Małgorzaty Węgierskiej. Pochylam się i znowu go zapalam (tym razem wystarczy jedna zapałka). Nad nagrobkiem średniowiecznej świętej, nad moją głową ciemne gałęzie wysokiego wiązu. Wokół mocnego pnia wiązu owinął się łagodnie giętki, wysmukły pień klonu. Klon emanuje zapachem; pachnie zupełnie inaczej niż wczoraj w nocy, zupełnie inaczej niż dziś po południu. Zakwitł…

(Budapeszt, kwiecień 2018)

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Matěj Hořava, Wyspy, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2020, nr 32

Przypisy

  1. Wszystkie dane liczbowe oraz statystyki dotyczące czytanych autorów przedstawione w niniejszym fragmencie podaję w oparciu o raporty udostępnione przez czeską Bibliotekę Narodową: http://ucl.cas.cz/images/Vyzkum_2018_prezentace.pdf oraz polską Bibliotekę Narodową: https://www.bn.org.pl/download/document/1553593649.pdf [dostęp: 1.09.2019]
  2. Za autorami raportu na temat stanu czytelnictwa w Polsce w 2017 roku: https://www.bn.org.pl/download/document/1529572435.pdf [dostęp: 1.09.2019]
  3. zob. I. Mroczek, Michal Viewegh - przypadek autora
  4. zob. A Car, Przypadek: Michal Viewegh. Literatura popularna, krytyka, terapia, „Pamiętnik Słowiański
  5. zob. I. Mroczek, O recepcji tłumaczeń czeskiej literatury bestsellerowej na język polski (na przykładach tłumaczeń książek Michala Viewegha, Ireny Obermannovej i Haliny Pawlowskiej). w: Przekłady Literatur Słowiańskich, t. 1, cz. 1: Wybory translatorskie 1990—2006, red. B. Tokarz, Katowice 2009, s. 131—140.
  6. Na pytania o sukces czytelniczy miał odpowiadać: Jaki sukces? Mnie, w przeciwieństwie do Viewegha nie rozpoznają ludzie w metrze. Uważam to za dogodność. Kiedy ktoś do mnie podchodzi i pyta -Co pan pisze? albo -Jak to jest z tym pana pisaniem? mam ogromną chęć powiedzieć mu: pocałuj mnie pan w nos. I oby tylko w nos. Dlaczego nie rozmawiają ze mną jak z normalnym człowiekiem? w: http://www.petrsabach.pl/autor.html [dostęp: 1.09.2019]
  7. Śmierć Šabach nie umknęła uwadze polskich mediów, m.in. Polskie Radio poświęciło mu audycję dostępną pod adresem: https://www.polskieradio.pl/8/3866/Artykul/1894062,Petr-Šabach-Legenda-czeskiej-literatury [dostęp: 1.09.2019)
  8. M. Szczygieł, Zrób sobie raj, Wołowiec 2010.
  9. zob. zob. I. Mroczek, O recepcji tłumaczeń czeskiej literatury bestsellerowej na język polski (na przykładach tłumaczeń książek Michala Viewegha, Ireny Obermannovej i Haliny Pawlowskiej). w: „Przekłady Literatur Słowiańskich”, t. 1, cz. 1: Wybory translatorskie 1990—2006, red. B. Tokarz, Katowice 2009, s. 131—140.
  10. zob. D. Żygadło‑Czopnik, „Refrakcje” literatury czeskiej wrocławskich wydawnictw Afera i Książkowe Klimaty, w: Przekłady Literatur Słowiańskich, t. 5, nr 11, Katowice 2014, s. 149-159.
  11. zob. J. Zarek, O polskich przekładach nowej czeskiej „powieści praskiej” (M. Ajvaza, D. Hodrovej, J. Topola), w: Przekłady Literatur Słowiańskich, t. 1, nr 1, Katowice 2009, str. 113-130.
  12. Autorce tej uwagę poświęca polska bohemistka Anna Car w książce, O prozie Danieli Hodrovej, Kraków 2003.
  13. zob. I. Mroczek, Kilka uwag o czeskim przekładzie Pawia królowej Doroty Masłowskiej, w: Przekłady Literatur Słowiańskich, t. 3, cz. 1, Katowice 2012, s. 32-44.
  14. Więcej na temat czeskiej recepcji Pepików M. Surosza zob. J. Zarek, O Pepikach Mariusza Surosza po czesku, w: Przekłady Literatur Słowiańskich, t. 4, nr 1, Katowice 2013, str. 129-139.
  15. L. Pavera, Tłumaczenia niektórych tekstów współczesnej prozy polskiej na język czeski – przyczynek do dialogu kultur, w: Przekłady Literatur Słowiańskich, t. 2, nr 1, Katowice 211, 188-202.
  16. D. Żygadło-Czopnik, „Jesteśmy blisko i coraz więcej o sobie wiemy”. Komentarz do bibliografii za lata 2007—2013, w: Przekłady Literatur Słowiańskich, t. 5, nr 2, Katowice 2014, str. 89-106.
  17. L. Engelking, Szwejkowie i Don Kichoci, Łódź 2019, s. 7.
09.01.2020

Nowy Napis Co Tydzień #031 / Współczesna literatura polska w Czechach i czeska w Polsce

Czeski i polski czytelnik

Porównanie sytuacji czytelniczej w Polsce i w Czechach nie stawia nas, Polaków, w dobrym świetle. Czesi należą bowiem do europejskiej czołówki pod względem liczby czytanych książek. W kraju naszych sąsiadów słynne przysłowie Co Čech, to muzikant (pol. Co Czech, to muzykant) coraz częściej można usłyszeć w nowych wersjach: Co Čech, to knihomol (pol. Co Czech, to mól książkowy) lub Co Čech, to čtenář (pol. Co Czech, to czytelnik). Z badań czeskiej Biblioteki Narodowej wynika, że 78% Czechów przeczytało w ciągu roku przynajmniej jedną książkę. Ponadto jest też w Czechach stosunkowo liczna, bo wynosząca 6%, grupa intensywnych czytelników w wieku powyżej 15 roku życia, która pochłania rocznie ponad 50 książek. Dla porównania polski intensywny czytelnik to ten, który sięgnął po 7 lub więcej tytułów i do takiego grona zalicza się obecnie 9% Polaków, natomiast przeczytanie przynajmniej jednej książki w ciągu roku deklaruje 37% respondentów. Różnice widać też w liczbie książek posiadanych w domach. Polacy mają ich stosunkowo niewiele: 59% posiada do 50 woluminów, 80% – nie  więcej niż 100 woluminów, natomiast w Czechach utrzymały się duże domowe księgozbiory (liczące średnio około 200 książek)Wszystkie dane liczbowe oraz statystyki dotyczące czytanych autorów przedstawione w niniejszym fragmencie podaję w oparciu o raporty udostępnione przez czeską Bibliotekę Narodową: http://ucl.cas.cz/images/Vyzkum_2018_prezentace.pdf oraz polską Bibliotekę Narodową: https://www.bn.org.pl/download/document/1553593649.pdf [dostęp: 1.09.2019][1].

Z polskich i czeskich badań wynika natomiast, że nasze gusta czytelnicze są podobne. Zarówno w Polsce, jak i Czechach największą popularnością cieszą się książki, należące do gatunku literatury, określanej mianem rozrywkowej (czes. literatura oddechová). Najczęściej reprezentuje ją kryminał, thriller i literatura grozy oraz literatura romansowo-obyczajowa. Do najlepiej sprzedających się autorów należą w Czechach Jo Nesbø, Agatha Christie, Stephen King, Danielle Steel, Joanne K. Rowling, Erich Maria Remarque oraz Michal Viewegh, natomiast w Polsce grono to dopełnia jeszcze (poza czeskim pisarzem Vieweghiem) Henryk Sienkiewicz, Adam Mickiewicz (autorzy lektur szkolnych), Paula Hawkins, Dan Brown, Remigiusz Mróz, Katarzyna Bonda, E.L. James czy Andrzej Sapkowski.

Jednak to, co najbardziej popularne wśród czytelników, rzadko kiedy zostaje docenione przez literaturoznawców bądź krytyków. Nominacje do nagród literackich zdobywa tzw. literatura piękna wysokoartystyczna, czyli utwory, którymmożna przypisać dużą wartość artystyczną i intelektualną, wyróżniające się oryginalnością formalną i tematycznąZa autorami raportu na temat stanu czytelnictwa w Polsce w 2017 roku: https://www.bn.org.pl/download/document/1529572435.pdf [dostęp: 1.09.2019][2]. Wnioski płynące z polskich i czeskich badań są pod tym względem takie same: literatura wysokoartystyczna pozostaje elitarną. Jakich więc autorów docenia czeska, a jakich polska krytyka?

Polskim znawcom współczesnej literatury polskiej i czytelnikom literatury wysokoartystycznej dobrze znane są nazwiska o ugruntowanej pozycji w świecie literackim. Odbiorcy tego typu literatury bez zastanowienia wymienią zdobywców głównych nagród literackich ostatnich lat: Olga Tokarczuk, Joanna Bator, Dorota Masłowska, Wiesław Myśliwski, Andrzej Stasiuk, Wojciech Kuczok, Szczepan Twardoch, Jerzy Pilch, Ryszard Kapuściński, Krzysztofa Varga, Paweł Huelle, Filip Springer, Mariusz Szczygieł… To laureaci lub nominowani do wyróżnień takich jak Nagroda Literacka „Nike”, przyznawana od 1997 roku, Nagroda Fundacji im. Kościelskich (od 1962), Nagroda „Literatury na Świecie” (od 1972), Paszport Polityki (od 1993), Literacka Nagroda Europy Środkowej „Angelus” (od 2006) czy Nagroda Literacka Gdynia (od 2006).

Zdobywcami czeskich nagród literackich, spośród których najważniejszą jest Magnesia Litera, przyznawana od 2002 roku, a do innych należą np. Cena Egona Hostovského (od 1974), Cena Jaroslava Seiferta (od 1986), Cena Jiřího Ortena (od 1987) czy Cena Josefa Škvoreckého (od 2007), są pisarze tacy jak Radka Denemarková, Ivan Wernisch, Marek Šindelka, Bianca Bellová, Daniela Hodrová, Emil Hakl, Jiří Hájíček, Michal Ajvaz, Jan Balabán, Petra Soukupová, Petra Hůlová, Miloš Urban czy Jachym Topol.

Ze względu na marginalną znajomość języka czeskiego w Polsce i polskiego w Czechach ceniona przez polskich i czeskich krytyków współczesna literatura obu krajów oraz literatura popularna jest obecna poza granicami swojego pochodzenia przede wszystkim za pośrednictwem przekładu. Które współczesne książki polskich autorów interesują czeskich wydawców na tyle, aby podjąć decyzję o ich tłumaczeniu na język czeski? Jakie przekłady współczesnej literatury czeskiej docierają do polskiego odbiorcy?

Polskie przekłady literatury czeskiej

Na pytanie o najbardziej znanego czeskiego pisarza większość Polaków odpowie (o ile w ogóle odpowie), że jest to autor Przygód dobrego wojaka Szwejka. Już z pewnością mniej liczna grupa przypomni sobie imię i nazwisko autora: Jaroslava Haška. Niektórzy wymienią może jeszcze Bohumíla Hrabala, Milana Kunderę, Otę Pavla, Josefa Škvoreckiego, Václava Havla czy Karela Čapka. Dwudziestowieczną czeską literaturę postrzegamy przez pryzmat autorów, tworzących literaturę ambitną, których w Czechach i na świecie zalicza się do klasyków. O czeskiej literaturze ostatnich dwudziestu, trzydziestu lat, czyli początku XXI wieku wiemy bardzo niewiele. Lukę tę starają się uzupełnić wydawnictwa takie jak Afera, które publikuje najnowszą literaturę czeską, Książkowe Klimaty, wydające współczesną „południową” prozę europejską: słowacką, grecką, rumuńską, bułgarską a także czeską. W popularyzacji literatury czeskiej, nie tylko tej współczesnej dużą rolę odgrywa dziś naczelny polski czechofil, Mariusz Szczygieł, współzałożyciel wydawnictwa Dowody na Istnienie, w którym prowadzi czeską serię Stehlík (słowo to po czesku oznacza szczygła-ptaka). Czeskich autorów lub polskie książki, traktujące o czeskiej kulturze znajdziemy też w wielu innych wydawnictwach, od dawna funkcjonujących na polskim rynku (Czarne, Prószyński i S-ka, Świat Literacki i in). Wzrost „czechofilii” w Polsce przyniósł też większe zainteresowanie wydawnictw i czytelników literaturą czeską, choć pamiętając o miernych wskaźnikach czytelnictwa w Polsce, grupę odbiorców literatury czeskiej tworzy raczej wąski krąg czytelników.

Do czynników, które pozytywnie wpływają na decyzję wydawcy o przekładzie, należy m.in. popularność książki w kraju pochodzenia. Dziś do najpopularniejszych czeskich pisarzy należy niewątpliwie Michal Viewegh, autor powieści, zbiorów opowiadań i felietonów i audioksiążek, scenariuszy filmów, będących adaptacją jego książek. Entuzjastycznie przyjmowanych przez czeskich czytelników jego kolejnych książek nie docenia jednak czeska krytyka literacka, zarzucająca mu posługiwanie się sprawdzonymi, gwarantującymi zainteresowanie czytelnicze chwytami, takimi jak: powtarzalność strategii fabularnych, mechaniczne kopiowanie rozwiązań narracyjnych i językowychzob. I. Mroczek, Michal Viewegh - przypadek autora "literatury środka". w: "Literatura środka" kontekst słowiański, red. L. Mięsowska, B. Stempczyńska, Katowice 2011, str. 167-174.[3]. Nie bez znaczenia jest też zapewne tematyka poruszana przez Viewegha: często są to miłosne historie, związki czy perypetie rodzinne. Negatywny stosunek czeskiej krytyki nie odwiódł jednak wydawców od tłumaczenia jego książek na język polski i obecnie polski czytelnik może zapoznać się z jego jedenastoma powieściami, m.in. Cudowne lata pod psem, Wychowanie dziewcząt w Czechach, Uczestnicy wycieczki, Powieść dla kobiet (w późniejszych wydaniach tytuł Mężczyzna idealny), Zbijany, Ekożona, Ekomąż oraz jednym zbiorem parodii literackich: Krótkie bajki dla zmęczonych rodziców. Tylko dwie z jego licznych książek zostały w Czechach docenione: jedna z pierwszych powieści Cudowne lata pod psem, za którą w 1993 roku otrzymał nagrodę dla młodych, dobrze zapowiadających się twórców (Cena Jiřího Ortena) oraz powieść Zbijany, nagrodzona w 2005 roku Magnesią Literą w kategorii Nagroda Czytelników. Jednak mimo niemal braku oficjalnych wyróżnień, to za sprawą bliskiej czytelnikom tematyki i lekkiego stylu, większość książek Viewegha szybko zyskuje status bestselleru, który w tym wypadku czeska krytyka łączy z niskowartościowaną literaturą popularną. Polscy badacze literatury czeskiej patrzą na Viewegha nieco łaskawszym okiem, upatrując w nim „przypadku”zob. A Car, Przypadek: Michal Viewegh. Literatura popularna, krytyka, terapia, „Pamiętnik Słowiański" 2006 z. 2, s. 29-46.[4] czy fenomenu literackiego. Dla Polaków interesujący może być też celny opis współczesnego społeczeństwa czeskiego, w którym autor analizuje zagadnienia obyczajowe, społeczne i politycznezob. I. Mroczek, O recepcji tłumaczeń czeskiej literatury bestsellerowej na język polski (na przykładach tłumaczeń książek Michala Viewegha, Ireny Obermannovej i Haliny Pawlowskiej). w: Przekłady Literatur Słowiańskich, t. 1, cz. 1: Wybory translatorskie 1990—2006, red. B. Tokarz, Katowice 2009, s. 131—140.[5], sięgając przy tym po parodię i humor – w powszechnej polskiej świadomości kojarzone z kulturą czy obyczajowością naszego południowego sąsiada. Ponieważ jednak wiedza Polaków na temat Czechów wciąż często opiera się na stereotypach, to nie są oni w stanie odczytać klucza parodii, którym posługuje się Viewegh ani odnaleźć się w sieci nawiązań do różnych obszarów czeskiej kultury. Być może odpowiada to za stosunkowo niską popularność na polskim rynku tego najpoczytniejszego w Czechach pisarza ostatnich lat.

Wśród kolejnych bestsellerowych czeskich autorów znajdują się na przykład Halina Pawlovská, Irena Obermannová czy niedawno zmarły Petr Šabach. Ten ostatni może nas utwierdzać w przekonaniu, że czeska kultura to „wytwórnia śmiechu”, ponieważ jest to pisarz znany z humorystycznych powieści i opowiadań. Jest w nich wszystko, czego stereotypowo Polacy oczekują po literaturze tłumaczonej z języka czeskiego: piwo i knajpa, ale też mądrość życia. Mimo dużego sukcesu wydawniczego, Šabach długo czekał na uznanie w Czechach – dopiero w 2016 roku otrzymał Nagrodę Karla Čapka, którą przyznaje czeski PEN club. Książki tego znanego i lubianego, choć stroniącego od popularnościNa pytania o sukces czytelniczy miał odpowiadać: Jaki sukces? Mnie, w przeciwieństwie do Viewegha nie rozpoznają ludzie w metrze. Uważam to za dogodność. Kiedy ktoś do mnie podchodzi i pyta -Co pan pisze? albo -Jak to jest z tym pana pisaniem? mam ogromną chęć powiedzieć mu: pocałuj mnie pan w nos. I oby tylko w nos. Dlaczego nie rozmawiają ze mną jak z normalnym człowiekiem? w: http://www.petrsabach.pl/autor.html [dostęp: 1.09.2019][6] czeskiego autora znamy w Polsce z przekładów Julii Różewicz, która właśnie dla niego założyła wydawnictwo Afera, publikujące najnowszą literaturę czeską. W języku polskim mamy więc do dyspozycji pięć utworów Šabacha: Gówno się pali, Podróże konika morskiego, Pijane banany,Dowód osobistyMasłem do dołu. Choć w Polsce nie przebił się do powszechnej świadomości czytelników, to jego książki są dobrze odbierane, ponieważ kojarzą się z kulturą knajpianej opowieści, autoironicznego humoru i słodko-gorzkiej refleksji nad życiemŚmierć Šabach nie umknęła uwadze polskich mediów, m.in. Polskie Radio poświęciło mu audycję dostępną pod adresem: https://www.polskieradio.pl/8/3866/Artykul/1894062,Petr-%C5%A0abach-Legenda-czeskiej-literatury [dostęp: 1.09.2019)[7].

Bohaterkami kolejnych czeskich bestsellerowych książek pisarek takich jak Halina Pawlowská czy Irena Obermannová są współczesne kobiety zmagające się z problemami codzienności. Przetłumaczone na język polski powieści Obermannovej, zwanej „czeską Grocholą” (Proszę się nie rozłączać, Poradnik dla niegrzecznych kobiet, Dziennik szalonej mężatki), prezentujące otaczającą rzeczywistość oczami kobiety „po przejściach” nie przypadły do gustu polskim czytelnikom. Nazwisko Haliny Pawlowskiej („czeskiej Bridget Jones”) być może mówi polskim odbiorcom nieco więcej za sprawą Mariusza Szczygła, który poświęcił jej rozdział zatytułowany „Wytwórnia śmiechu” w swojej książce z pogranicza reportażu, felietonu i publicystyki Zrób sobie rajM. Szczygieł, Zrób sobie raj, Wołowiec 2010.[8]. Wśród przełożonych na język polskim powieści Pawlowskiej są m.in. Dzięki za każdy nowy ranek czy Zdesperowane kobiety postępują desperacko. W Polsce jednak, podobnie jak Obermannová, nie spotkała się z większym zainteresowaniem. Przyczyny takiego stanu rzeczy mogą być różne: poczynając od niechęci tłumaczy, przez gusta czytelnika i kończąc na nieprzychylnym nastawieniu polskiego rynku wydawniczego, nasyconego tego typu literaturą rodzimązob. zob. I. Mroczek, O recepcji tłumaczeń czeskiej literatury bestsellerowej na język polski (na przykładach tłumaczeń książek Michala Viewegha, Ireny Obermannovej i Haliny Pawlowskiej). w: „Przekłady Literatur Słowiańskich”, t. 1, cz. 1: Wybory translatorskie 1990—2006, red. B. Tokarz, Katowice 2009, s. 131—140.[9].

Kolejnym, obok popularności, czynnikiem decydującym o wydaniu zagranicznego utworu jest jego uznanie przez różne gremia opiniotwórcze. O tzw. ambitnej literaturze czeskiej ostatnich dwudziestu lat zwykło się mówić, że jest kobietą, ponieważ w najnowszej literaturze czeskiej kobiety coraz częściej otrzymują najważniejsze nagrody literackie. Wymieńmy chociaż kilka nazwisk: Radka Denemarková, Bianca Bellová, Daniela Hodrová, Irena Dousková, Anna Bolavá, Petra Soukupová, Bohumila Grögerová, Iva Procházková, Petra Hůlová, Markéta Pilátová, Kateřina Tučková czy Zuzana Brabcová. Przynajmniej część książek większości tych autorek została przetłumaczona na język polski i dostrzeżona przez polską krytykę, również za sprawą przekładu: Radka Denemarková za powieść Pieniądze od Hitlera (tłum. Olga Czernikow, Tomasz Timingeriu) oraz Bianca Bellová za powieść Jezioro (tłum. Anna Radwan-Żbikowska) otrzymały nominację do ufundowanej przez miasto Wrocław, przyznawanej w dziedzinie twórczości prozatorskiej, napisanej w języku polskim lub tłumaczonej na język polski Literackiej Nagrody Europy Środkowej „Angelus”. Julia Różewicz w 2013 roku za przekład powieści Plastikowe M3, czyli czeska pornografia Petry Hůlovej została nagrodzona prestiżową translatorską Nagrodą „Literatury na Świecie” w kategorii Nowa Twarz. Ta sama tłumaczka w 2018 roku była nominowana do Nagrody Literackiej Gdynia w kategorii przekład za tłumaczenie powieści Macocha również Petry Hůlovej. W tym samym roku i w tej samej kategorii nominację otrzymała Agata Wróbel za tłumaczenie debiutanckiej powieści Anny Bolavej W ciemność. Te, ale również inne powieści, niekoniecznie nominowane do nagród literackich, doczekały się wielu pozytywnych ocen zarówno polskich badaczy literatury, jak i zwykłych czytelników. Tworzą one nowy obraz czeskiej literatury w Polsce: literatury zróżnicowanej tematycznie, zwykle dalekiej od optymizmu i niebanalnej pod względem formy i języka (co często stwarza wyzwanie dla tłumacza, a jak wiadomo waga dobrego tłumaczenia jest nieoceniona z punktu widzenia promocji danej książki poza granicami kraju). Utwory te, jak i wiele innych, przełamują dominujący w Polsce stereotyp tzw. zabawnej literatury czeskiej, rozumianej jako twórczość rubaszna, humorystyczna, gawędziarskazob. D. Żygadło‑Czopnik, „Refrakcje” literatury czeskiej wrocławskich wydawnictw Afera i Książkowe Klimaty, w: Przekłady Literatur Słowiańskich, t. 5, nr 11, Katowice 2014, s. 149-159.[10]. Petra Soukupová, specjalistka od „krojenia rodziny” w swoich powieściach opisuje skomplikowane, intymne i bolesne relacje rodzinne (Pod śniegiem, Zniknąć, tłum. J. Różewicz). Petra Hůlová przedstawia świat widziany oczami kobiet, pochodzących z różnych środowisk i ich refleksje na temat społeczeństwa: kobiet, należących do mongolskiej rodziny (Czas czerwonych gór, tłum. D. Dobrew), alkoholiczki (Macocha, tłum. J. Różewicz) czy prostytutki (Plastikowe M3, czyli czeska pornografia, tłum. J. Różewicz). Kobiecą perspektywę obserwujemy też w powieści Anny Bolavej (W ciemność, tłum. A. Wróbel), będącej studium rozpadu osobowości. Twórczość wymienionych, ale też innych, cenionych przez czeską i polską krytykę autorek, nie ma nic wspólnego ze stereotypowym określeniem „literatura kobieca”.

Do autorów, którzy zyskali w Czechach uznanie i z których twórczością możemy się zapoznać w języku polskim należą też twórcy tzw. literatury praskiej, tacy jak Jachym Topol, Michal Ajvaz czy wspomniana Daniela Hodrovázob. J. Zarek, O polskich przekładach nowej czeskiej „powieści praskiej” (M. Ajvaza, D. Hodrovej, J. Topola), w: Przekłady Literatur Słowiańskich, t. 1, nr 1, Katowice 2009, str. 113-130.[11]. Za przekład Siostry – postmodernistycznej kroniki przemian zachodzących w Czechosłowacji na przełomie lat 80. i 90., wybitny tłumacz Leszek Engelking w 2003 roku został uhonorowany nagrodą „Literatury na Świecie”. W tym samym roku otrzymał on czeską nagrodę Premia Bohemica, przyznawaną zagranicznym tłumaczom literatury czeskiej oraz badaczom-bohemistom, którzy w swoich krajach popularyzują czeskie piśmiennictwo. Engelking jest też tłumaczem pozostałych wspominanych pisarzy: „czeskiego Borgesa” Michala Ajvaza, np. Morderstwo w hotelu Intercontinental, Powrót starego warana, Inne miasto – wydanie polskie w jednej publikacji zawiera wszystkie trzy utwory, z których pierwszy to tom wierszy, drugi zbiór opowiadań, a trzeci powieść oraz Danieli Hodrovej (Pod dwiema postaciami), której proza czerpie z mitologii i tradycji, ale przekształcając je, przynosi przesłania uniwersalne i ogólnoludzkieAutorce tej uwagę poświęca polska bohemistka Anna Car w książce, O prozie Danieli Hodrovej, Kraków 2003.[12].

Lista współczesnych cenionych czeskich pisarzy, których twórczość przetłumaczona jest na język polski jest oczywiście dużo dłuższa i polska recepcja każdego z nich zasługiwałby na osobne omówienie. Jednak ich znajomość na gruncie polskim jest niewspółmiernie niska w porównaniu do znajomości dwudziestowiecznych czeskich klasyków – dotyczy to zarówno literatury popularnej, jak i wysokoartystyczej. Polacy często szukają w czeskiej literaturze knajpianych humoresek, natomiast twórczość większości współczesnych czeskich autorów jest wielowymiarowa i nie sposób przypisać ją do tego jednego nurtu.

Czeskie przekłady literatury polskiej

Czesi, podobnie jak Polacy, tłumaczą przede wszystkim książki, za które autorzy otrzymali nagrody literackie lub byli do nich nominowani. W związku z tym w przekładach na język czeski najczęściej ukazują się książki pisarzy, których twórczości oczytanemu w literaturze polskiemu odbiorcy nie trzeba przedstawiać. Starszą generację reprezentują w Czechach: Witold Gombrowicz, Czesław Miłosz, Stanisław Mrożek, Zbigniew Herbert, Wisława Szymborska, Tadeusz Różewicz, Stanisław Lem, Gustaw Heling-Grudziński, średnią: Andrzej Sapkowski, Olga Tokarczuk, Andrzej Stasiuk, Jerzy Pilch, Stefan Chwin, Joanna Bator, a najmłodszą: Dorota Masłowska, Michał Witkowski, Wojciech Kuczok czy Stefan Mikołaj Łoziński. Podobnie jak współcześni czescy pisarze nie prezentują jednego typu twórczości, tak i w książkach współczesnych polskich autorów trudno znaleźć wspólny mianownik.

Spośród wymienionych autorów warto zwrócić szczególną uwagę na pisarzy młodego pokolenia, którzy burzą czeskie wyobrażenie na temat polskiej kultury czy obyczajowości. Należy tu wymienić Michała Witkowskiego i jego powieść Lubiewo (czes. Chlípnice, tłum. Jan Jeništa), w której przedstawia on środowisko specyficznej grupy gejów starszej generacji. Bardzo dobre przyjęcie powieści przez polską krytykę, wyrażone szeregiem nominacji do nagród literackich (Nike, Paszporty Polityki, Fenomeny „Przekroju”) i uhonorowaniem m.in. przez Nagrodę Literacką Gdynia to doskonały dowód na to, że polskie społeczeństwo nie jest tak konserwatywne i zamknięte na tematy tabu, jak się Czechom często wydaje. Natomiast specyficzny obraz „dresiarzy” – młodzieżowej subkultury przynosi Czechom (i Polakom) powieść Doroty Masłowskiej pt. Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną, która zarówno w Polsce, jak i w Czechach wywołała dyskusję nad tym, jak daleko można przesunąć granicę wypowiedzi literackiej względem codziennej komunikacji, do tego balansującej na krawędzi niepoprawności, nielogiczności i wulgarnościzob. I. Mroczek, Kilka uwag o czeskim przekładzie Pawia królowej Doroty Masłowskiej, w: Przekłady Literatur Słowiańskich, t. 3, cz. 1, Katowice 2012, s. 32-44.[13]. Kolejny przekład Gregorovej, tj. Pawia królowej (Královnina šavle) Masłowskiej nie został dobrze oceniony przez czeską krytykę, co być może wpłynęło na brak większego zainteresowania powieścią wśród Czechów.

W niniejszym pobieżnym przeglądzie nie mogło zabraknąć Mariusza Szczygła – obecnie chyba najpopularniejszego polskiego pisarza w Czechach. Rozgłos przyniosła mu powieść Gottland (tłum. Helena Stachová), która zyskała u naszych południowych sąsiadów status bestselleru i doczekała się licznych, pozytywnych recenzji. Ta opowieść o skomplikowanych dwudziestowiecznych czeskich losach znalazła swoją kontynuację w kolejnej „czeskiej” powieści Szczygła Zrób sobie raj (Udělej si ráj, tłum. Helena Stachová) – tym razem będącej subiektywnym zapisem spostrzeżeń autora na temat Czech współczesnych. Szczygieł nie jest jednak jedynym pisarzem, który przedstawia Czechom ich historię i kulturę z punktu widzenia osoby z zewnątrz. W czeskich księgarniach obok książek Szczygła znajdziemy bowiem reportaże Mariusza Surosza Pepiki. Dramatyczne stulecie Czechów (znamienne jest tłumaczenie tytułu na język czeski: Pepíci. Dramatické století Čechů polskýma očima, tłum. Pavel Weigl) oraz Ach, te Czeszki (czes. Ach, ty Češky!, tłum. Anna Plasová). Popularność zyskał zwłaszcza pierwszy z przytoczonych tytułów, co zaowocowało nawet nominacją do nagrody Bestseller (2011)Więcej na temat czeskiej recepcji Pepików M. Surosza zob. J. Zarek, O Pepikach Mariusza Surosza po czesku, w: Przekłady Literatur Słowiańskich, t. 4, nr 1, Katowice 2013, str. 129-139.[14]. Pepiki to książka, która prezentując losy wybitnych czeskich osobistości, jak żadna inna burzy polski stereotypowy obraz Czecha. Wspomniani autorzy cieszą się też popularnością w samej Polsce, co wynika z zainteresowania Polaków czeską kulturą (choć często jest to zainteresowanie dość powierzchowne). Polska „czechofilia” pozostaje jednak nieodwzajemniona – w Czechach trudno bowiem o pisarza, który z taką dbałością, przenikliwością i zainteresowaniem pisałby o polskiej kulturze i historii. Zainteresowanie Czechów twórczością polskich autorów, którzy promują ich własną historię i kulturę, chociażby przez przekłady, będące formą dialogu środkowoeuropejskiego, zostało ostatnio docenione przez nich uhonorowaniem Nagrodą Václava Buriana dwóch polskich bohemistów: Aleksandra Kaczorowskiego (2016) i Andrzeja S. Jagodzińskiego (2018).

Na koniec warto wspomnieć jeszcze o czeskiej tłumaczce Ivecie Mikešovej, która przyczyniła się do popularyzacji twórczości polskiej pisarki Joanny Bator. Za przekład powieści Piaskowa Góra (czes. Pískový vrch) otrzymała ona prestiżową czeską nagrodę Magnesia Litera.

Jednak wielu polskich autorów nadal czeka na przekłady ich utworów na język czeski. Czeski czytelnik o współczesnej polskiej literaturze dowiaduje się bowiem dużo mniej niż przeciętny polski czytelnikL. Pavera, Tłumaczenia niektórych tekstów współczesnej prozy polskiej na język czeski – przyczynek do dialogu kultur, w: Przekłady Literatur Słowiańskich, t. 2, nr 1, Katowice 211, 188-202.[15]. Sam przekład to jednak zbyt mało, aby zagościć w świadomości odbiorców. Równie ważna jest odpowiednia promocja naszej rodzimej twórczości poza granicami kraju, a ta leży przede wszystkim w gestii rządów i organizacji, wspierających rozwój i upowszechnianie literatury.

*

Większość rozważań na temat kultury czeskiej w Polsce i polskiej w Czechach rozpoczyna się od stwierdzenia, że nasza wiedza na swój temat jest nikła lub opiera się na stereotypach. Literatura to jeden z wielu sposób na przełamywanie tych stereotypów i twórcy świata kultury, w tym wydawcy przekładów czy sami pisarze często po niego sięgają.

Czytelnik polski o współczesnej czeskiej literaturze i świecie widzianym czeskimi oczami w jego różnych odsłonach za sprawą licznych przekładów może dowiedzieć się stosunkowo wiele. O ile w ogóle zechce poznawać ten świat przez pryzmat literatury – nieduża popularność czeskich autorów w Polsce częściowo może bowiem wynikać z ogólnie niskiego wskaźnika czytelnictwa w Polsce. Zdawać by się mogło, że w Czechach – kraju, którego obywatele czytają dużo więcej i częściej niż Polacy, promocja literatury polskiej będzie łatwiejsza, ale okazuje się, że wiedza Czechów na temat współczesnych polskich twórców jest raczej nikła. Nie jest to zjawisko nowe, ponieważ zainteresowanie literaturą czeską w Polsce i polską w Czechach zawsze było domeną głównie entuzjastów i pasjonatówD. Żygadło-Czopnik, „Jesteśmy blisko i coraz więcej o sobie wiemy”. Komentarz do bibliografii za lata 2007—2013, w: Przekłady Literatur Słowiańskich, t. 5, nr 2, Katowice 2014, str. 89-106.[16] Stan ten wpisuje się jednak we współczesny los kultur i języków o ograniczonym zasięgu, zdominowanych dziś przez kulturą anglosaską.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Elżbieta Kupczak, Współczesna literatura polska w Czechach i czeska w Polsce, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2020, nr 31

Przypisy

  1. Wszystkie dane liczbowe oraz statystyki dotyczące czytanych autorów przedstawione w niniejszym fragmencie podaję w oparciu o raporty udostępnione przez czeską Bibliotekę Narodową: http://ucl.cas.cz/images/Vyzkum_2018_prezentace.pdf oraz polską Bibliotekę Narodową: https://www.bn.org.pl/download/document/1553593649.pdf [dostęp: 1.09.2019]
  2. Za autorami raportu na temat stanu czytelnictwa w Polsce w 2017 roku: https://www.bn.org.pl/download/document/1529572435.pdf [dostęp: 1.09.2019]
  3. zob. I. Mroczek, Michal Viewegh - przypadek autora
  4. zob. A Car, Przypadek: Michal Viewegh. Literatura popularna, krytyka, terapia, „Pamiętnik Słowiański
  5. zob. I. Mroczek, O recepcji tłumaczeń czeskiej literatury bestsellerowej na język polski (na przykładach tłumaczeń książek Michala Viewegha, Ireny Obermannovej i Haliny Pawlowskiej). w: Przekłady Literatur Słowiańskich, t. 1, cz. 1: Wybory translatorskie 1990—2006, red. B. Tokarz, Katowice 2009, s. 131—140.
  6. Na pytania o sukces czytelniczy miał odpowiadać: Jaki sukces? Mnie, w przeciwieństwie do Viewegha nie rozpoznają ludzie w metrze. Uważam to za dogodność. Kiedy ktoś do mnie podchodzi i pyta -Co pan pisze? albo -Jak to jest z tym pana pisaniem? mam ogromną chęć powiedzieć mu: pocałuj mnie pan w nos. I oby tylko w nos. Dlaczego nie rozmawiają ze mną jak z normalnym człowiekiem? w: http://www.petrsabach.pl/autor.html [dostęp: 1.09.2019]
  7. Śmierć Šabach nie umknęła uwadze polskich mediów, m.in. Polskie Radio poświęciło mu audycję dostępną pod adresem: https://www.polskieradio.pl/8/3866/Artykul/1894062,Petr-Šabach-Legenda-czeskiej-literatury [dostęp: 1.09.2019)
  8. M. Szczygieł, Zrób sobie raj, Wołowiec 2010.
  9. zob. zob. I. Mroczek, O recepcji tłumaczeń czeskiej literatury bestsellerowej na język polski (na przykładach tłumaczeń książek Michala Viewegha, Ireny Obermannovej i Haliny Pawlowskiej). w: „Przekłady Literatur Słowiańskich”, t. 1, cz. 1: Wybory translatorskie 1990—2006, red. B. Tokarz, Katowice 2009, s. 131—140.
  10. zob. D. Żygadło‑Czopnik, „Refrakcje” literatury czeskiej wrocławskich wydawnictw Afera i Książkowe Klimaty, w: Przekłady Literatur Słowiańskich, t. 5, nr 11, Katowice 2014, s. 149-159.
  11. zob. J. Zarek, O polskich przekładach nowej czeskiej „powieści praskiej” (M. Ajvaza, D. Hodrovej, J. Topola), w: Przekłady Literatur Słowiańskich, t. 1, nr 1, Katowice 2009, str. 113-130.
  12. Autorce tej uwagę poświęca polska bohemistka Anna Car w książce, O prozie Danieli Hodrovej, Kraków 2003.
  13. zob. I. Mroczek, Kilka uwag o czeskim przekładzie Pawia królowej Doroty Masłowskiej, w: Przekłady Literatur Słowiańskich, t. 3, cz. 1, Katowice 2012, s. 32-44.
  14. Więcej na temat czeskiej recepcji Pepików M. Surosza zob. J. Zarek, O Pepikach Mariusza Surosza po czesku, w: Przekłady Literatur Słowiańskich, t. 4, nr 1, Katowice 2013, str. 129-139.
  15. L. Pavera, Tłumaczenia niektórych tekstów współczesnej prozy polskiej na język czeski – przyczynek do dialogu kultur, w: Przekłady Literatur Słowiańskich, t. 2, nr 1, Katowice 211, 188-202.
  16. D. Żygadło-Czopnik, „Jesteśmy blisko i coraz więcej o sobie wiemy”. Komentarz do bibliografii za lata 2007—2013, w: Przekłady Literatur Słowiańskich, t. 5, nr 2, Katowice 2014, str. 89-106.
  17. L. Engelking, Szwejkowie i Don Kichoci, Łódź 2019, s. 7.

Powiązane artykuły

26.09.2019

Nowy Napis Co Tydzień #016 / ​​​​​​​Czeski spirytualizm, underground i podmuchy postmoderny

Perełka na dnie to tytuł zbioru wczesnych opowiadań Bohumila Hrabala. Takie perełki współczesnej czeskiej poezji i prozy w swojej najnowszej książce Szwejkowie i Don Kichoci wydobywa na światło dzienne znany bohemista, tłumacz, krytyk i koneser czeskiej i światowej literatury, Leszek Engelking. To między innymi tłumacz Nabokova, a niedawno wydał eseje W.B. Yeatsa. W Szwejkach i Don Kichotach, książce, na którą składa się blisko 60 recenzji i kilka artykułów syntetycznych, eksponuje z kolei dwa tematyczne nurty – groteski i romantycznych uniesień, przestrzeń przyziemną i sferę podniebną – czeskiego piśmiennictwa.

Groteskowy wątek szwejkizmu czeskiej literatury i kultury jest w Polsce nieźle znany dzięki słynnej powieści Jaroslava Haška oraz jej recepcji. Tymczasem Engelking tak streszcza ogólne przesłanie swojej książki:

Kwintesencją czeskości wydaje się dobry wojak Szwejk. Kultura czeska w potocznym rozpoznaniu kojarzy się na ogół z humorem, bezproblemowością i beztroską, rubasznością, pragmatyzmem, trzeźwą rozwagą, mieszczańskim umiłowaniem przedmiotów […]. Ale taka wizja tej kultury jest, delikatnie mówiąc, wielkim uproszczeniem.

Bo na przykład nie podejrzewalibyśmy tej twórczości o nadmiar donkiszoterii. Tymczasem autor Szwejków i Don Kichotów na wielu przykładach opisuje mało znane fantasmagoryczne regiony pisarstwa naszych sąsiadów zza Sudetów, nota bene wspaniale wewnętrznie zróżnicowane. Autor dowodzi w swojej książce, że

spektrum literackie, jeśli chodzi o postawy pisarzy czeskich, jest wyjątkowo bogate i nie da się go sprowadzić do alternatywy szwejkostwo – bohaterstwo […]. Obok Szwejków znajdziemy w tym piśmiennictwie Don Kichotów [...], obok pragmatyków – idealistów, obok wesołków – melancholikówL. Engelking, Szwejkowie i Don Kichoci, Łódź 2019, s. 7.[1].

Roztrząsanie takich i podobnych (na które wskazuje tytuł niniejszego omówienia) antynomii to znak firmowy krytyki literackiej łódzkiego badacza, jej sygnatura. Analizy funkcjonowania oraz rewizji dotychczasowych stereotypów łączonych z czeską literaturą dotyczy sporo tekstów książki Engelkinga.

Sami Czesi także poświęcają powyższemu zagadnieniu wiele miejsca. Można się z tym spotkać w eseistyce Havla, Kundery, Hrabala i innych, mniej sławnych: Bendy, Černego, Kroutvora. Leszek Engelking dodaje do ich refleksji własne ustalenia. Sięga przy tym do twórczości pisarzy głębokiego modernizmu, nawet z końca XIX stulecia. Obejmuje więc namysłem tradycję czeskiej poezji metafizycznej i religijnej, temat literackiego wadzenia się z Bogiem – wątek, który przeczy rozpowszechnionej opinii o ateizmie czeskiej kultury.

Szwejkizm, jako efekt oddziaływania bohatera utworu Haška, stanowi mocny akcent w czeskiej kulturze literackiej, a także inicjalny temat książki Engelkinga. Ale następnie znika on z głównego pola widzenia krytyka, by oddać miejsce motywowi donkiszoterii z jej uduchowionymi aspektami, mistycznymi i metafizycznymi. Metafizyczna poezja nazywana jest u naszych południowych sąsiadów „spirytualną”. Jej tradycja jest pokaźna, czego dowodzi umieszczone w książce Engelkinga omówienie antologii ułożonej przed laty przez Andrzeja Babuchowskiego, ale także liczne nowsze tomiki. Inkryminowy za rządów komunistycznego reżymu w Czechosłowacji, nurt ten doczekał się oficjalnej rehabilitacji i wydobycia z kulturalnej działalności podziemnej po tak zwanej aksamitnej rewolucji w 1989 roku.

Pod patronat Don Kichota można także, poza nurtem metafizycznym, włączyć lirykę o rodowodzie surrealistycznym. To tradycja kluczowa dla bardzo wartościowej czeskiej literatury, o czym kolejny raz przekonuje omawiany tom szkiców. W czeskiej nowoczesnej literaturze tendencje surrealizmu były zawsze większe i żywsze niż w literaturze polskiej, należą do specyfiki duchowości tamtejszej kultury i twórczości artystycznej. Warto włączyć ów czeski surrealizm, wzorowany na zachodnim nadrealizmie, ale jednak od niego inny, do wyróżnionego, ogólniejszego nurtu kultury i sztuki.

Jeśli zaś mowa o polonikach w książce Engelkinga, warto zwrócić uwagę na pochlebne recenzje monografii pióra slawistki młodszego pokolenia Anny Car dotyczące pisarki Danieli Hodrovej, bohemianów Aleksandra Kaczorowskiego oraz przekładów Doroty Dobrew i Arkadiusza Wierzby.

*

Znaczna część omawianych przez Leszka Engelkinga utworów miała swoje pierwodruki w nieoficjalnym, pozacenzuralnym obiegu wydawniczym. Do czasu ustrojowej transformacji w Europie Środkowej to Polska w sferze kultury uchodziła za najweselszy barak w komunistycznym obozie. U południowych sąsiadów wcale nie było tak pogodnie. W obszernych fragmentach swojej najnowszej książki autor przywołuje niewesołe spojrzenie na niewesoły w Czechosłowacji czas słusznie minionej epoki. Za panowania Stalina i Gottwalda potrafiono tam w pokazowych procesach skazywać pisarzy na śmierć (przypadek Záviša Kalandry) i dożywocie. A mimo to w trochę późniejszym okresie, tak zwana samizdatowa i undergroundowa twórczość rozwijała się tam bujnie, nie gorzej niż u nas. I w bardziej sprzyjających czasach stanowiła wartościowe, żywe źródło tamtejszej kultury. Liczne przykłady znajdujemy w krajowej i emigracyjnej twórczości czeskich autorów, która jest przedmiotem pieczołowitej, krytycznoliterackiej refleksji w książce Engelkinga.

Niewątpliwą wartością tego tomu jest zwrócenie uwagi na stosunkowo mało u nas spopularyzowane, a bardzo interesujące i oryginalne dzieła Ladislava Klimy, Ivana Blatnego, Vladimira Boudnika i innych – przylegające właśnie do „donkichotowskiego” nurtu czeskiej prozy i poezji. Można przyjąć za Engelkingiem, iż są to utwory bardziej wartościowe niż liczne, mało frapujące próby tradycyjnego realizmu czy wręcz tak zwanego małego realizmu. Te ostatnie spotykamy w nurcie wiejskim prozy, w epigońskich konwencjach realizmu, który można by nazwać wąskofotograficznym – czyli tylko dokumentarnym i mało literacko odkrywczym. Od ich poetyki polski bohemista zdecydowanie się dystansuje.

W zasięgu uważnej i spostrzegawczej prezentacji Engelkinga znalazła się natomiast poetycka i prozatorska fantastyka. Są to treści, z którymi, jeśli wzbogacone są o nowatorską formę, Leszek Engelking od wielu lat wyraźnie sympatyzuje i dobitnie dowartościowuje je wśród nowoczesnych czeskich propozycji literackich. Reprezentują je między innymi: twórczość wspomnianego już Boudnika, z którą można było zapoznać się na retrospektywnej wystawie w Bytomiu w 1997 roku, czy też teksty z almanachu Revolver revue, na przykład manifesty i wiersze legendarnego Egona Bondy'ego. Są to znane w naszym kraju skarby czeskiego kulturalnego undergroundu, rozwiniętego w dobie ideologicznie restryktywnej „normalizacji” po Praskiej Wiośnie 1968 roku. Pojawiająca się w nowszej prozie fantastyka, którą komentuje Engelking, nie należy już do zeszłowiecznych utopii w stylu Karela Čapka, ale do współczesnych produkcji w tym gatunku. I są to bardzo zróżnicowane oblicza fantastyki.

Szczególnie cenne są także konstatacje autora o bardzo różnorodnej nowszej i najnowszej czeskiej liryce, której się u nas ciągle jeszcze dobrze nie zna i nie docenia – mimo zaistnienia przed laty imponującej antologii Maść przeciw poezji, wielkiego dzieła Leszka Engelkinga. Przekonujeona, a także kolejne bohemistyczne teksty tego krytyka i badacza, że w tych rejonach twórczości naszych sąsiadów stale powstaje sporo bardzo interesujących dokonań. Najnowsza książka Engelkinga składa się głównie z recenzji konkretnych utworów i książek, zarówno już przetłumaczonych, jak i jeszcze nie przełożonych. Apetyt na szerszą syntezę zaspakajają teksty, będące u swych źródeł referatami kilku obszerniejszych zjawisk, między innymi niekiedy bardzo istotnego dla literatury czeskiej i słowackiej ich politycznego i historycznego kontekstu.

*

Kończąc lekturę interesującej książki Leszka Engelkinga, wypada zapytać o to, jakim jest on krytykiem? Co jest dla niego ważne w literaturze?

Wydaje się, że autor Szwejków i Don Kichotów stawia przede wszystkim na oryginalność, zaskakujące nowatorstwo, ale przy sensownie i funkcjonalnie używanych formach wypowiedzi. Każda z form, o ile trafnie zastosowana, jest w stanie zdobyć jego uznanie – nawet kwestionariusz, dziennik i tym podobne. Natomiast „stary, dobry realizm utożsamiony z weryzmem” to nie jest to, co Engelking lubi najbardziej. Zasłużony bohemista dużym szacunkiem otacza tematykę egzystencjalną i innowacyjne spojrzenie na nią. Chodzi mu o odsłanianie w artystyczny (literacki) sposób prawd o różnych aspektach ludzkiego życia. W krytycznoliterackim systemie Engelkinga temat egzystencjalny góruje na całej przestrzeni literatury: wśród jej rodzajów i gatunków, pośród wszystkich pisarskich pokoleń, epok i etapów, środowisk i ugrupowań twórczych.

Kwestie egzystencjalne uznaje Engelking za niezmiernie istotne w pismach filozofa i pisarza Jozefa Šafarika. Sprzeczności i ograniczenia egzystencji odczytuje krytyk jako główne idee poezji Vladimira Holana, Ivana Blatnego i Ondreja Mikulaška. Styl prozy Bohumila Hrabala krytyk chętnie określa jako „dyktando istnienia”, a za jej zasadniczy temat przyjmuje „egzystencjalną winę niezawinioną”, wskazując na konotacje w prozie Franza Kafki jako jednego z deklarowanych mistrzów pisarza z Nymburka. To samo dotyczy zarówno tragicznego tematu Holocaustu, jak  i humorystycznej prozy Škvorecky'ego. Także w prozie dużo młodszej generacji Engelking łatwo odczytuje podobne wątki, na przykład w powieściach Petry Hulovej (ur. 1979) lub w prozie nurtu wiejskiego, do którego schematów i anachronizmów zwykle odnosi się z rezerwą, choć w przypadku utworów Kvety Legatovej, stwierdza, że potrafi ona stworzyć dużej miary literaturę.

Opisane w Szwejkach i Don Kichotach przypadki czeskiego, literackiego postmodernizmu bynajmniej nie są doktrynalnymi realizacjami tego globalnego nurtu w stylu Umberto Eco czy Italo Calvino. Przypominają raczej polskie teksty i tutejsze gry intertekstualne, fabularne, stylizacyjne. Za najbardziej konsekwentnego czeskiego postmodernistycznego prozaika Engelking uważa Jiřiego Kratochvila, którego credo brzmi: „Wszystkie moje powieści są podaniem w wątpliwość poetyki i noetyki opowieści”. Rozbuchana wyobraźnia Kratochvila wyraża się między innymi historią, w której „Sonia spotyka się z Brunonem (i uprawia z nim miłość). Tyle, że Bruno pojawia się w postaciach różnych zwierząt…”.

Warto z uwagą przeczytać ostatnią książkę Leszka Engelkinga, między innymi dlatego, że jej całość harmonizuje ze spostrzeżeniem Milana Kundery:

Kiedy jeden artysta wypowiada się o drugim, mówi zawsze ( na zasadzie odbicia, rykoszetu) o sobie samym i na tym właśnie polega wartość jego osądu.

Engelking artystą? Czemu nie! Debiutował jako poeta, niewątpliwie jest artystą literackich przekładów z wielu języków, a także niezgorszym solistą narracji historycznoliterackich, a także koneserem wielu sztuk.

Leszek Engelking doskonale łączy entuzjazm dla literatury z rzetelnością jej interpretacji. Szeroko uwzględnia przy tym dotychczasowy stan wiedzy, który sumiennie i obiektywnie referuje. Imponująca jest strona bibliograficzna jego książki, zwraca uwagę profesjonalna krytyka przekładów. Autor odnotowuje wszystkie ważniejsze edycje omawianych utworów, krajowe i emigracyjne, wydania pozacenzuralne i nierzadko przekłady na obce języki. Czesi mają do zaoferowania dużo więcej niż Szwejka – szkoda byłoby prześlepić to bogactwo.

 

Leszek Engelking, Szwejkowie i Don Kichoci, Łódź: Officyna, 2019

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Krzysztof Krasuski, ​​​​​​​Czeski spirytualizm, underground i podmuchy postmoderny, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2019, nr 16

Przypisy

  1. Wszystkie dane liczbowe oraz statystyki dotyczące czytanych autorów przedstawione w niniejszym fragmencie podaję w oparciu o raporty udostępnione przez czeską Bibliotekę Narodową: http://ucl.cas.cz/images/Vyzkum_2018_prezentace.pdf oraz polską Bibliotekę Narodową: https://www.bn.org.pl/download/document/1553593649.pdf [dostęp: 1.09.2019]
  2. Za autorami raportu na temat stanu czytelnictwa w Polsce w 2017 roku: https://www.bn.org.pl/download/document/1529572435.pdf [dostęp: 1.09.2019]
  3. zob. I. Mroczek, Michal Viewegh - przypadek autora
  4. zob. A Car, Przypadek: Michal Viewegh. Literatura popularna, krytyka, terapia, „Pamiętnik Słowiański
  5. zob. I. Mroczek, O recepcji tłumaczeń czeskiej literatury bestsellerowej na język polski (na przykładach tłumaczeń książek Michala Viewegha, Ireny Obermannovej i Haliny Pawlowskiej). w: Przekłady Literatur Słowiańskich, t. 1, cz. 1: Wybory translatorskie 1990—2006, red. B. Tokarz, Katowice 2009, s. 131—140.
  6. Na pytania o sukces czytelniczy miał odpowiadać: Jaki sukces? Mnie, w przeciwieństwie do Viewegha nie rozpoznają ludzie w metrze. Uważam to za dogodność. Kiedy ktoś do mnie podchodzi i pyta -Co pan pisze? albo -Jak to jest z tym pana pisaniem? mam ogromną chęć powiedzieć mu: pocałuj mnie pan w nos. I oby tylko w nos. Dlaczego nie rozmawiają ze mną jak z normalnym człowiekiem? w: http://www.petrsabach.pl/autor.html [dostęp: 1.09.2019]
  7. Śmierć Šabach nie umknęła uwadze polskich mediów, m.in. Polskie Radio poświęciło mu audycję dostępną pod adresem: https://www.polskieradio.pl/8/3866/Artykul/1894062,Petr-Šabach-Legenda-czeskiej-literatury [dostęp: 1.09.2019)
  8. M. Szczygieł, Zrób sobie raj, Wołowiec 2010.
  9. zob. zob. I. Mroczek, O recepcji tłumaczeń czeskiej literatury bestsellerowej na język polski (na przykładach tłumaczeń książek Michala Viewegha, Ireny Obermannovej i Haliny Pawlowskiej). w: „Przekłady Literatur Słowiańskich”, t. 1, cz. 1: Wybory translatorskie 1990—2006, red. B. Tokarz, Katowice 2009, s. 131—140.
  10. zob. D. Żygadło‑Czopnik, „Refrakcje” literatury czeskiej wrocławskich wydawnictw Afera i Książkowe Klimaty, w: Przekłady Literatur Słowiańskich, t. 5, nr 11, Katowice 2014, s. 149-159.
  11. zob. J. Zarek, O polskich przekładach nowej czeskiej „powieści praskiej” (M. Ajvaza, D. Hodrovej, J. Topola), w: Przekłady Literatur Słowiańskich, t. 1, nr 1, Katowice 2009, str. 113-130.
  12. Autorce tej uwagę poświęca polska bohemistka Anna Car w książce, O prozie Danieli Hodrovej, Kraków 2003.
  13. zob. I. Mroczek, Kilka uwag o czeskim przekładzie Pawia królowej Doroty Masłowskiej, w: Przekłady Literatur Słowiańskich, t. 3, cz. 1, Katowice 2012, s. 32-44.
  14. Więcej na temat czeskiej recepcji Pepików M. Surosza zob. J. Zarek, O Pepikach Mariusza Surosza po czesku, w: Przekłady Literatur Słowiańskich, t. 4, nr 1, Katowice 2013, str. 129-139.
  15. L. Pavera, Tłumaczenia niektórych tekstów współczesnej prozy polskiej na język czeski – przyczynek do dialogu kultur, w: Przekłady Literatur Słowiańskich, t. 2, nr 1, Katowice 211, 188-202.
  16. D. Żygadło-Czopnik, „Jesteśmy blisko i coraz więcej o sobie wiemy”. Komentarz do bibliografii za lata 2007—2013, w: Przekłady Literatur Słowiańskich, t. 5, nr 2, Katowice 2014, str. 89-106.
  17. L. Engelking, Szwejkowie i Don Kichoci, Łódź 2019, s. 7.

Powiązane artykuły

Loading...