Wydawnictwa / Kwartalnik Nowy Napis / Kwartalnik Nowy Napis #16. Romantyzm 1822–2022
- Ireneusz Staroń, Słowo wstępne
-
ROMANTYZM 1822–2022
- Ewa Hoffmann-Piotrowska, „Uciec od rozpaczy…” Romantyczne projekty dobrego bytowania
- Agnieszka Ziołowicz, Mickiewicz – Emerson – Norwid. Wokół idei przewodników ludzkości
- Elżbieta Nowicka, „Słowiczenko dalenenko” Józef Bohdan Zaleski i Stefan Witwicki o poezji
- Grażyna Halkiewicz-Sojak, „Twój głos jest na zawsze mym echem…” Kilka uwag o trwaniu romantycznej liryczności w poezji współczesnej
- Wojciech Kudyba, Norwid w twórczości Przemysława Dakowicza
- Summaries of peer-reviewed articles
-
LIRYKA
- Jakub Pacześniak,
Wiersze
- stłumiony odgłos
- będziesz tak stać
- wszelakie miłości
- weź na drogę
- gdy drzewa
- wymierzony w niebo
- Jakub Pacześniak, Ars poetica
- Krzysztof Czacharowski,
Wiersze
- Na koniec
- Diego
- Nie tylko palenie
- Miasto
- Sandomierz wiosną z Północy
- Kacper Uss, Poezja pamięci. O wierszach Krzysztofa Czacharowskiego
- Adrian Sinkowski, Otręby
- Monika Brągiel, „Jak stoisz z czasem? Czy to czas stoi z tobą?” Pytania powszednie i konieczne w Otrębach Adriana Sinkowskiego
- Wojciech Kopeć,
Wiersze
- coś na kształt porowatego lastryko
- pierwsza cysterna wjechała do kuchni, druga wślizgnęła się hipotetycznie
- bakłażany na barbakany!
- wilgi latają dziś nadspodziewanie nisko
- Wojciech Kopeć, „Co konik robi, kiedy pan nie patrzy” Kilka słów o moim pisaniu
- Michał Murowaniecki,
Wiersze
- *** nie znosił tej dziewczyny
- *** nie kłóciliśmy się żyliśmy
- *** kobieta którą znam z pomnika
- Swoje racje
- In spe
- Adam Leszkiewicz, „Wie tyle ile mu mówią” O nowych wierszach Michała Murowanieckiego
- Jakub Pacześniak,
Wiersze
-
EPIKA
- Aleksandra Korczak, Sploty
- Paweł Sablik, To mnie szukacie
- Katarzyna Chomczyk, Gorzkie mleko [fragmenty]
-
DRAMAT
- Wojciech Kruszewski, Gusła i inkantacje. Muzyczność Dziadów części II
-
SZKICE
- Paulina Subocz-Białek, Schulz performatywny. Nie tylko o Sanatorium pod Klepsydrą Wojciecha Jerzego Hasa
- Mariusz Solecki, Wiersze o żołnierzach wyklętych. Przegląd twórczości z lat/ 1946–2018
- Roman Honet, Moja młodość, mój świat czarów! O fantastycznych przygodach Jana Lechonia
Ireneusz Staroń
SŁOWO WSTĘPNE, A WIĘC DZIADY
Mickiewicz, czyli wszystko. Następca Byrona i Goethego, nowy Jan Kochanowski, on jeden i my wszyscy z niego. Mickiewicz nie tyle stworzył Bohatera Polaków, ile swoim życiem zaprojektował jego dzieje, poświadczył w swych wzlotach i upadkach, w głębokiej wierze w jednostkowy i narodowy los. Wyczytał go, spoglądając przez przyrodzone okulary bez oprawy. Los, czyli sens, czyli opowieść, którą sami sobie opowiadamy. Ecce Poeta. Ale jak go przeżyć? Los czy poetę? W nim to za jedno. Przeżyć więc osobiście i poetycko, bo poiesis to tworzenie i działanie. Rymkiewicz powiedziałby, że ten Wielki Duch Mickiewicza mówi przeze mnie, bo innych ust nie ma, więc sobie te moje usta trochę pożycza. Ale i ja mówię przez niego. Ilekroć zaglądam w przepaść krymską mam wiecznie dwadzieścia siedem lat, bo i on miał tyle, kiedy udał się na Krym. Spojrzał, upadł i zwątpił. I rozpoczął polską nowoczesność, modernizm, w którym poezja już zawsze będzie się rodzić z nadmiaru tak wielkiego, że nie sposób go wypowiedzieć.
16. numer „Nowego Napisu” nosi tytułRomantyzm 1822–2022. Dwustolecie wydania Poezyj. Tomu pierwszego Adama Mickiewicza, ze słynnym cyklem Ballady i romanse, to w naszym kwartalniku wędrówki osobiste, bo trudno inaczej mówić o tradycji dominującej. Przeżywać, a nie jedynie opisywać. Mickiewicz, czyli wszystko. Wykreślmy więc „nowoczesne zwątpienie” i zapiszmy „noc ciemna”. „Jam ją widział, jam ją zbadał; / Tę ranę sam sobie zadał” – powie Guślarz w scenie IX arcydramatu. Wszystko, więc i archaiczne, anarchiczne, korzenne, chrześcijańskie przekonanie, że nie jesteśmy sami. Dziewica w Dziadach. Widowisku i Gustaw w części IV mówią zgodnie o istotach bliźnich, bo Bóg tworzył dusze w parach, a kochankowie złączą się z powrotem na tamtym świecie: „Rozciąga się ten łańcuch, ale się nie spęka!”. Ktoś powie, że cytat i blaga z romansu Valerie czy Nowej Heloizy. Owszem, Mickiewicz tego nie kryje, lecz i moralna nauka, i przetworzenie. W swej archaicznej nowoczesności darowuje nam Dziady, „które mają to szczególnie…”. Szczególnie, czyli jak? Celowo wprowadzam tu wieszczowi pauzę, aby „Pełen guślarstwa obrzęd świętokradzki” nie zmienił mnie w upiora. Upiora, czyli kogo? Kogoś, kto właśnie szczególnie doświadczył jednej z największych prawd wpisanych przez Mickiewicza w naszą wspólnotę: nie jesteśmy sami.
Rożne są dzieje Upiora. Dodajmy, że Widmo osoby żyjącej, a więc zapewne Gustawa w finale IV części mówić nie może. Z kolei w scenie IX części III Guślarz powiada, że „W tajemniczą noc na Dziady, / Można wzywaćżywych cienie”, lecz taka Dusza „póki żyje, ust nie ma, / Stoi biała, głucha, niema”. Ten, kto żyje, ale i nie żyje, błąka się na obrzeżach słowa, a to właśnie słowo, modlitwa, wspomnienie o metafizycznej randze („Proszę o troje paciorek”) znaczą dla pokutniczych mar więcej niż„pączki, ciasta, mleczko, / I owoce, i jagódki”. Nie jesteśmy więc sami, bo jesteśmy w słowie, ale i w Słowie, bo Dziady to poema chrystocentryczne. Nie jesteśmy sami, bo Mickiewicz widzi wspólnotę złożoną z trzech królestw: żywych, umarłych oraz tych, którym za pokutę wyznaczono jakiś stan pośredni: czyśćca, obłędu, nieustannego wędrowania na obrzeżach sfer, egzystencji w uzależniających niczym narkotyk iluzjach (czyż wizyta Gustawa u Księdza nie ma czegoś z psychoterapii? A czy glosy w stylu „Kochanek przez sen tylko widzianych mamideł” nie diagnozują patologicznych stanów podobnych derealizacji?). Dziady: kwestia wiary czy obrzędu, życia czy literatury projektującej życie? Communio sanctorum czy nostalgii? Jeśli miarążywotności paradygmatu romantycznego uczynićświatła naszych nekropolii na początku listopada, to okazuje się, że eposem wcielonym są właśnie Dziady. Prawie dwieście lat od pierwodruku pierwszego tomu Mickiewiczowskich Poezyj owo wcielenie dokonało się na ulicach polskich miast w kwietniu 2010 roku. Archetypowy scenariusz narodowego żałobnego obrzędu.
„Kto młody odwiedza groby, / Już z nich na świat nie powróci”. WielkąImprowizacjępoznałem w klasie maturalnej i szybko nauczyłem się jej na pamięć, a potem dwa razy zagrałem w licealnym teatrze, na deskach pamiętających jeszcze Andrzeja Chyrę (wszakże chodziliśmy do tej samej szkoły). Naśladując Gustawa Holoubka, zagrałem Improwizacjędwukrotnie, szargając najświętsze świętości polskiego teatru, bo kto to widział, aby młokos występował w arcydramacie. I w swoje występowanie wierzył. Ale czyż można sobie wyobrazić Konrada inaczej niż jako młokosa wadzącego się z Bogiem? Można, tylko po co? Miałem czarny skórzany płaszcz, pierś zbroczoną posoką, usta ciemne i włosy w kolorze ultramaryny. Zamiast poruszania gwiazd było rozlewanie wody z emaliowanej balii, stąd nazwano mnie potem mistrzem chlapania wodą. W tle wielki brzozowy krzyż i kolega w mundurze Wermachtu. Trochę misterium, trochę groteski.
Ale zanim teatr, przyszło Mickiewiczowskie ukąszenie słowem. Lecz cóż to było za olśnienie! Moc słowa, które stanowiło coś więcej niż tylko tekst literacki. To się zdarzyło po prostu: „Wyciągam aż w niebiosa i kładę me dłonie / Na gwiazdach jak na szklannych harmoniki kręgach”. Wiele napisano o głębokiej ironii wersów wielkiej Improwizacji, o pysze równania się z Bogiem kogoś, kto swymi słowami nie potrafi uwolnić samego siebie, wyłamać krat, za które wtrąciła go rosyjska i szatańska tyrania, a cóż dopiero zatrzymywać ptaki w locie. I przegrywa. Jednak kiedy czyta sięImprowizację, mając osiemnaście lat, to czyta się ją, nie biorąc jeńców, bez zastrzeżeń i z głęboką wiarą w performatywną moc poezji. Widzi się proroka w Konradzie, a nie w Księdzu Piotrze czy w Oleszkiewiczu. Czyta się nieuważnie, jak Gustaw czytał„książki zbójeckie”, nie dostrzegając zawartej w nich przestrogi. Zaślepieni feerią barw kroczymy wraz z Konradem w otchłań, a jego duchowe imię„czterdzieści i cztery” musi pozostać przed nami do czasu zakryte. Gdyby tak nie było, nie mogłoby się dokonać misterium późniejszej przemiany, ponieważ blask komety zatrzymywanej w locie widać tylko w ciemności, kiedy wodzeni jesteśmy na pokuszenie. Bo osiemnaście mieć lat to nie grzech, nawet jeśli później ma się ich nieco więcej, to arcypoemat Mickiewicza domaga się młodego i grzesznego ducha. Augustynowe „uczyń mnie czystym, ale jeszcze nie teraz”, ale jakaż wielkość i jakaż poezja. Tylko młokos zrozumie siłę romantycznego buntu, bo wszakże romantycy umierali młodo. Buntu przeciwko rozbratowi słowa i rzeczy: mam przecież upodabniać się do Chrystusa (to zasadnicze przesłanie mesjanizmu osobowego Dziadów), więc wziąć odpowiedzialność za słowo, mówić tak czysto i z taką wiarą, aby to, co mówię, materializowało się na moich oczach. Teraz i tu. Cóż z tego, że Konrad pojął to tak nieopatrznie i wbrew teologii! Nie ma powodu, aby mu nie wierzyć, bo „on kochał wiele, on kochał wielu”. Błądzi, ale poezja go nie myli i zaświadcza: „Kiedy spojrzę na kometę z całą mocą duszy, / Dopóki na nią patrzę, z miejsca się nie ruszy”. Skoro mówi, to czyni, bo jest Poetą. Ale gdybyż tylko o to chodziło! Komety, choć zatrzymane w locie, są daleko, oko Poety dotyka Drogi Mlecznej, ale kraty celi są blisko. I tu już działające słowo nie radzi sobie tak dobrze. Nazywa Boga „tylko mądrością”, bluźni, więc przestaje stwarzać.
Konrad nie wejdzie na drogę metanoi dzięki poezji. Pozostanie tytanem i Orfeuszem, ale nie profetą. Zwycięży inna poezja i inny wzór w osobie Księdza Piotra. Dzięki niemu i Konrad wejdzie na drogę uchrystusowienia, śmierci dla świata koniecznej, aby narodził się Człowiek Nowy (Homo Novus), o którym tyle czytamy w listach św. Pawła. Konrad ma w sobie coś z gwiazdy rocka, kiedy mówi „Ja mistrz” albo „Milijon tonow płynie; w tonow milijonie / Każdy ton ja dobyłem, wiem o każdym tonie”. Opadanie i wznoszenie się, liryczne jam session, jazzowa synkopa wyobraźni. Wyobraźni? Co ja mówię! To się zdarzyło po prostu i nie ma powodu, aby w to wątpić. Ten osiemnastoletni chłopiec, którego wspominam tutaj z takim rozrzewnieniem, o Mickiewiczu (czyli o wszystkim) nie wiedział prawie nic. Ale wierzył w poezję, a więc w czyn, w to, że nie czyta się bezkarnie. Czytanie prowadzi do utraty albo zmiany imienia (Gustaw- Konrad), ujawnia przeznaczenie niekiedy zamknięte w szyfr („czterdzieści i cztery”), a nieskończone i wielowątkowe otwiera na przeczuwane jedynie części arcydramatu. Coś z tej idei znalazło się w romantycznym numerze tego kwartalnika.