10.03.2022

Nowy Napis Co Tydzień #142 / przygotowanie

już pora
– jak mówią –
najwyższa
 
wysokie lasy
będą wciąż rosły
na górach których
nikt nie wyrówna

czas już
– powiadają –
ostatni
 
którzy się weselą
będą zabrani

którzy śpiewają
będą zabrani

pijący sycerę
będą zabrani

ale jeszcze trwa targ
słońce wschodzi i
zachodzi to samo
zakochani ciągle
patrzą sobie w oczy
żaglowce ufnie płyną
do portu

kiedy minie spokój
wieczornej godziny
trzeba wziąć walizkę
ciasno upakować
koszule skarpety
grzechy i uczynki
dobre tęsknoty
i
smak dawno minionej
miłości

trzeba

już pora
 
czas

Tekst został zakupiony w ramach programu Tarcza dla Literatów. 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Janusz Nowak, przygotowanie, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 142

Powiązane artykuły

08.03.2022

brak

kościoły nasze pachną
inaczej niż przed laty
brak w nich woni kadzidła
aromatu wosku starych
mszałów świeżych kwiatów
kap ornatów i dalmatyk
dębowych szaf w zakrystii
zapachu ministrantury
 
bezwonne są dziś świątynie
atrapy świec styropianowe
dekoracje plastikowe
kwiaty wykładziny
sztuczne światło

nasze kościoły nie pachną
jak dawniej
 
Obecnością

Tekst został zakupiony w ramach programu Tarcza dla Literatów.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Janusz Nowak, brak, Czytelnia, nowynapis.eu, 2022

Powiązane artykuły

08.03.2022

Legenda o św. Albercie

Ojcze, przez Twoją nieskończoną moc
 Spraw, aby pamięć moja pamiętała zawsze o Tobie.

                                                           Św. Albert Wielki

Abyś zaś nigdy nie zachwiał się w wierze,
oto pod koniec twych dni zapomnisz o kłamstwach
i sofistycznych sztuczkach filozofów,
a twoja wiara katolicka stanie się niewinna i czysta
jak u dziecka.

Słowa Najświętszej Dziewicy skierowane do młodego Alberta

oczy dominikanów jak zwykle wpatrzone w mistrza
uszy dominikanów chwytają
każde słowo
osiemdziesięcioletniego ojca Alberta

jest początek roku 1280
sala wykładowa klasztoru w Kolonii
nie mieści wszystkich
spragnionych wina świętej
teologii i wody jej służebnicy
doktor uniwersalny
porywa ich dusze
do siódmego nieba
nagle
milknie mruga oczyma
szlocha

już wie
oto z łaski Boga
opuściła go
 
pamięć

sofizmaty uniwersalia wybiegły
z głowy zapomniał w ciągu kilku minut
o subtelnych analizach Arystotelesa Platona
Augustyna
zamglone wspomnienie
Tomasza
skłaniało do płaczu
po ukochanym uczniu
z którego śmiercią
nie potrafił się pogodzić
przez tyle lat

wszystko się rozpłynęło
wpadło w wielka wodę
 
zostało Słowo
wersety od Genesis do Apokalipsy
i prosta wiara
jak u dziecka

mistrz schodzi
z katedry
żegna się z braćmi
wchodzi
do Królestwa

Tekst został zakupiony w ramach programu Tarcza dla Literatów. 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Janusz Nowak, Legenda o św. Albercie, Czytelnia, nowynapis.eu, 2022

Powiązane artykuły

10.03.2022

Nowy Napis Co Tydzień #142 / biedny polski katolik czyta „Życie” Keitha Richardsa

miałeś dziesięć lat gdy po raz pierwszy
klęknąłeś radosny w komeżce u stopni ołtarza

Et introibo ad altare Dei, ad Deum qui laetificat iuventutem meam
powiedziałeś ze świętym drżeniem w głosie

miałeś dziesięć lat kiedy usłyszałeś
Its All Over Now i The Last Time

wiedziałeś że przez całe życie blues bigbit
rock będą trzymać rytm twojego serca

chorał gregoriański i gitarowy łomot
toczą nieustanny bój o twoją duszę

święty Augustyn i Keith Richards
zwarli się w nieprzerwanym agonie

wiesz że dopóki wędrujesz po niskiej
ziemi od wojennego zgiełku

nie uwolnisz swego wnętrza
będziesz miotany
do śmierci

Tekst został zakupiony w ramach programu Tarcza dla Literatów. 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Janusz Nowak, biedny polski katolik czyta „Życie” Keitha Richardsa, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 142

Powiązane artykuły

10.03.2022

Nowy Napis Co Tydzień #142 / Profesora z Pensylwanii językowe gry

Posłowie krytyka, poety i przede wszystkim tłumacza tomu wierszy Charlesa Bernsteina (rocznik 1950) – Kacpra Bartczaka – rozpoczyna opis wieczoru autorskiego amerykańskiego pisarza, który podczas spotkania z czytelnikami w Łodzi i trochę później:

[…] z lubością smakował kupioną w sklepie spożywczym kiełbasę, a w restauracji rozkoszował się chlebem ze smalcem i ogórkami kiszonymi. Jego występ poetycki był porywający, choć publiczność nie miała pewności, czy została porwana treścią wierszy, ich przekazem, czy sposobem ich przedstawienia, głosem, który w tych wierszach zyskiwał kształt całkiem niespodziewany, raz przywołujący rabiniczne kazanie, a raz zdesperowany list do szefostwa nowojorskiego metra.

Jest w tym opisie i charakterystyczny – dla liryki Bernsteina – żarłoczny sybarytyzm dnia powszedniego, coś, co nazwałbym emocjonalną (wręcz sensualną) radością z rzeczy pozornie prozaicznych, zachwytem nad poetyką codzienności. Jak w Dziękujemy za dziękuję z 2003 roku:

Ten wiersz
jest wyrazem nadziei
na poezję,
która nie odwraca się
plecami do
publiczności, której
nie zdaje się, że
jest lepsza od czytelnika,
która oddaje się
sprawie poezji jako
formuły przystępnej, jak puszczanie
latawca lub łowienie
na muchę. Ten wiersz
nie przynależy do żadnej
ze szkół, jest bez
dogmatu. Nie schlebia
modom. Mówi
dokładnie to,
co mówi. Jest
prawdziwy.

Jest też element swoistego prestidigitatorstwa, magii, a nawet uwodzenia publiczności, obecny w wystąpieniach Bernsteina –

Jednak o wiele bardziej frapujący, stawiający przed publicznością jeszcze trudniejsze zadanie, był z pewnością głos, który Bernstein powołał do życia na potrzeby wykładu akademickiego. Ten pojęciowo skondensowany, teoretycznie wymagający referat był przez prelegenta przerywany w niektórych momentach imitacją piania koguta – „Cock-a-doodle-de-dooooooh!” Zarysowała się relacja między wykładem a wcześniejszym wydarzeniem poetyckim, „odczytem” poezji, który był raczej jej zdarzeniem, i z którego aura pojawiła się w auli wykładowej.

– tu przypominają się (znane z licznych opisów) nieomal poetyckie happeningi – wspierane śpiewnym tonem autorów – poetyckie wieczory Sergiusza Jesienina i Włodzimierza Majakowskiego. Wreszcie czytane na rozedrganej strunie, emocjonalne do granic omdlenia recytacje Josifa Brodskiego w Krakowie, w auli Collegium Novum na początku lat dziewięćdziesiątych, z których słuchacze (w tym niżej podpisany) trwali w niezwykłym letargu, bliskim oszołomienia – nie tyle treścią – co (tu wrócę do skojarzenia Bartczaka) sposobem jej podania. Co jednak odnajdujemy jeszcze w tomie Świat w ogniu?

Rolę Charlesa Bernsteina poety od roli pedagoga, teoretyka, od roli organizatora życia literackiego trudno często oddzielić, a byłoby to – w znacznym stopniu – działanie pozbawione głębszej logiki. Te wszystkie role – chociażby redaktorska i współzałożycielska magazynu „L=A=N=G=U=A=G=E” (w latach siedemdziesiątych) oraz wykładowcy akademickiego na Stanowym Uniwersytecie Nowego Jorku w Buffalo – nierozerwalnie splatają się z twórczością liryczną autora Poetic Justice. Już pod koniec lat sześćdziesiątych wraz z poetami ruchu Language (w Polsce z przekładów opublikowanych przez Biuro Literackie jest znana czytelnikowi Rae Armantrout) podkreślał dużą rolę języka jako podmiotu konstruującego wiersz oraz ogromną rolę odbiorcy. Traktowani – w chwili debiutu – jako przedstawiciele awangardy, reprezentanci tego ruchu preferowali również rozwiązania z pogranicza poezji i prozy. Już jako wykładowca w Buffalo, a przede wszystkim na uniwersytecie w Pensylwanii rozwinął pionierski projekt PennSound – witrynę internetową i archiwum dźwiękowe. Wspominam o tym, aby bardziej przybliżyć filozofię pisarską Bernsteina, która na styku z rolą edukacyjną ma równie istotne znaczenie społeczne. PennSound zawiera tysiące oryginalnych nagrań recytacji poetyckich, wykonanych przez samych autorów. W katalogu odnajdujemy nazwisko Guillaume’a Apollinaire’a (trzy wiersze zarejestrowane w 1913 roku), wieczór poetycki wielokrotnie wymienianego jako kandydata do literackiej Nagrody Nobla, syryjskiego poety Adonisa, kilkaset utworów i wystąpień Allena Ginsberga czy nagranie Francisa Scotta Fitzgeralda czytającego liryki Johna Keatsa i fragment z Williama Szekspira. Zasadą archiwum jest wolny i bezpłatny dostęp, pod warunkiem niekomercyjnego wykorzystania jego zasobów. Przenikanie sfery słowa zapisanego i słowa wygłoszonego – wiersz (lub jego zapis) – może być efektem improwizowanego wykładu, którego istotnym elementem obok wyczuwalnej ironii, którą posługuje się Bernstein jest również element zaskoczenia. W cytowanym już tutaj zbiorze odnajdujemy Co sprawia, że wiersz to wiersz, zapis wystąpienia z uniwersytetu w Pensylwanii w ramach cyklu Wykładów sześćdziesięciosekundowych. Improwizacja zawiera frazy (z wykorzystaniem znanego już barokowym pisarzom poetyckiego chwytu zaskakującej pointy czy anafory):

Nie chodzi o słowa, które rymują się na końcu wersów. Ani o formę. Ani o strukturę. Ani o samotność. Ani o lokalizację. Ani o niebo. Ani o miłość […]

(słychać alarm minutnika)

Chodzi o wyczucie czasu.

I mimo przynależności do ruchu Lingua oraz niewątpliwej predylekcji do eksperymentatorstwa oraz nowych technologii (vide stworzenie PennSound, które w ostatnich kilku latach rozbudowało również formułę podcastów) jest przecież Bernstein spadkobiercą i pełnym podziwu uczniem dawnych poetów, tych magicznych czasów, gdy powstawały pieśni, które – choć zapomniano ich twórców – wciąż otaczają słowo wiązane, jakkolwiek nie wybrzmiałoby to egzaltowanie, mgiełka tajemnicy. Przytoczmy urywek poetyckiej prozy:

Nim nastał początek, pieśni poetów były echem języka kosmosu, a kosmos był echem zaklęć poetów. Wiersz i kosmos były tak ze sobą splecione, jak piorun i błyskawica. Minęły eony i pieśni poetów odbiły się od uszu, które nie potrafiły już słyszeć. Mimo to poeci nadal śpiewali o tym zamierzchłym czasie, gdy ich słowa powoływały żywe światy.

(Przed czasem)

Mgiełka, którą Bernstein dezawuuje.

Sięgnijmy jeszcze raz do posłowia Kacpra Bartczaka, który relacjonując praktykę kultywowaną na zajęciach przez poetę, opisuje ją jako wciąganie i uświadamianie studentom, iż liryka jest przede wszystkim grą z językiem, podważaniem jego zastałej normy. Zaś dalej pisze:

W przedsięwzięciu tym jego oponentką (przywoływaną niemal obsesyjnie) jest formacja kulturowa, którą poeta nazywa, przynajmniej w odniesieniu do rodzimej sceny amerykańskiej, „oficjalną kulturą poetycką” (official verse culture). W skrócie, chodzi mu o wszystkie te zespoły pojęciowe, które inwestują w wartość przejrzystości lirycznej, utrzymując tym samym prymat sprawdzonych form. Rzekome przymioty tych formuł i stylistyk – na przykład erudycja, poznawcza bądź emocjonalna głębia, poruszanie słusznych spraw, kunszt techniczny, wyśrubowany styl, walka o słuszną sprawę – przyczyniają się w istocie do scementowania normy lirycznej.

Do zachowania status quo. Z tej perspektywy lektura Przed czasem nabiera odmiennych znaczeń, zaś liryczny finał: „A jednak, w swej nieziemskiej impotencji, wiersze te sięgają podobnie demonicznej podniosłości – tworząc światy i światy rujnując – co tamte najbardziej starożytne pieśni, które brzmiały, nim nastał początek”aluzją do Bhagawadgity, staje się zawoalowaną kpiną. Podobnemu efektowi służy natrętne przywoływanie tych samych słów (bądź fraz), na które już zwracałem uwagę, przypominając barokową manierę stylistyczną. Bernstein posłuży się nią dla ukazania skamieniałych norm języka i literatury –

Powiedzmy że choć zawsze upadasz nigdy nie trafiasz na grunt
Powiedzmy że kiedy dzień się kończy noc odmawia nadejścia
[…]
Powiedzmy że kłamstwo umysłu jest światłem postrzegania

(Powiedzmy)

Ta kontestacja i gra ubrane zostają jednakże – w moim przekonaniu – w dość wysublimowaną formę poetyckich obrazów, gdy utwór W świecie niespokojnym jak nasz przenosi nas tam, niczym detektywów podążających tropem poety, tam, gdzie

urwał mi się
wątek śladu w całym tym czary-mary
[…]
podejdę go
ze wszystkich trzech stron naraz
odbiję piłeczkę
od wszelkiej maści niewyraźnych jasnowidzów

– by stwierdzić: „no cóż, sami widzicie, że nic nie skrywam / w rękawie”. Postawa ta umożliwia Bernsteinowi niewiarę w normy (zarazem pieśń pochwalną codzienności) rozciągnąć – również – na dyskurs polityczny, spisany w formie poetyckiej nieustannych powtórzeń:

Słyszę szloch demokracji, w dniu wyborów.
Ulica kupczy obietnicą, w dniu wyborów.
Głos łotra równie ważny jak głos świętego, w dniu wyborów.
Dopada nas wściekłość umarłych, w dniu wyborów.
Mój brat przygnieciony smutkiem, w dniu wyborów.
Siostra robi pranie, w dniu wyborów.

 

(W dniu wyborów)

Kwintesencją czasem dadaistycznej, a przede wszystkim ironicznej liryki Charlesa Bernsteina zebranej w tomie Świat w ogniu jest – moim zdaniem – utwór Szanowny panie Fanelli:

Widziałem ten pana obrazek
na stacji przy 79
ulicy. Mówi pan,
że jest pan ciekaw
moich ewentualnych uwag
odnośnie stanu
tej stacji. Panie Fanelli,
jest mnóstwo
odpadków na stacji przy 79
ulicy.

I tu – polskiemu czytelnikowi – przypomina się słynny list Stanisława Lema do prezesa krakowskiego ZUS. Ten sam dystans pozwalający znieść absurdalną grozę codziennego świata.

Charles Bernstein, Świat w ogniu, Biuro Literackie, Stronie Śląskie 2020.

okładka

 

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Paweł Chmielewski, Profesora z Pensylwanii językowe gry, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 142

Powiązane artykuły

03.03.2022

Nowy Napis Co Tydzień #141 / #SOLIDARNI Z UKRAINĄ

Szanowni Czytelnicy!

Przez ostatnie siedem dni nasz świat zmienił się nie do poznania. Z ogromnym smutkiem odebraliśmy informację o wojnie. Jesteśmy solidarni z Ukrainą! Przypominamy, że na stronie znajduje się list Dyrektora Instytutu Literatury, dr. hab. Józefa Ruszara, pod którym można znaleźć informacje dotyczące pomocy udzielanej przez naszą instytucję.

W tym numerze chcielibyśmy zwrócić Państwa uwagę szczególnie na wiersze Jurija Zawadskiego. Utwory Nóż oraz Jeśli wyjdziesz mi naprzeciw pochodzą z tomu Wolny człowiek jeszcze się nie urodził wydanego w 2019 roku, natomiast wiersz zatytułowany Schron został napisany przez poetę pod wpływem ostatnich wstrząsających wydarzeń. Postanowiliśmy również przypomnieć poezję Mykoły Antoszczaka oraz tekst o ukraińskiej literaturze Donbasu pióra Bartosza Popadiaka.

W dziale dotyczącym Solidarności i stanu wojennego znalazły się natomiast: listy Michała Bukojemskiego do żony, które pisał z więzienia, wspomnienia Andrzeja Słowika zatytułowane „Solidarność” moje życie, wywiad z Jarosławem Jaranowskim, który przeprowadziła Magdalena Maliszewska, podcast, którego bohaterką jest Ewa Markowska, a Ewa Kondratowicz, laureatka III miejsca w konkursie „Pokolenie Solidarności” czyta fragment swojego opowiadania.

Dostarczamy również dużą dawkę recenzji. W związku z przypadającą 7 marca rocznicą śmierci prof. Jacka Łukasiewicza, Marian Kisiel omawia jego zbiór wierszy zatytułowany Uroda świata się nie kończy. Jan Brzozowski pisze o książce Mistrzowie. Spotkanie z twórcami, Tomasz Chlewiński o Rowerem przez II RP Bernarda Newmana, Michał Chudoliński omawia komiks Sybir. Moja historia.Na podstawie relacji DanutyPietrzak. Ponadto Bartosz Suwiński recenzuje zbiór esejów Andrzeja Zawady, Marcin Cielecki prowadzi rozważania nad literaturą i złem, a Paweł Chmielewski zagłębia się w mroczne Opowiadania prawie wszystkieEdgara Allana Poego. Piotr Müldner-Nieckowski w polecajce rekomenduje książkę Wacława HolewińskiegoKrew na moich rękach.

Książką tygodnia został tom wierszyAtlas wędrownych tęsknot Agnieszki Rautman-Szczepańskiej. Natomiast Czytelnię portalu zasiliły w tym tygodniu wiersze Mieczysława Machnickiego.

Życzymy przyjemnej lektury.

Redakcja NNCT

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Redakcja NNCT, #SOLIDARNI Z UKRAINĄ, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 141

Powiązane artykuły

03.03.2022

Nowy Napis Co Tydzień #141 / Nóż

 

Ta ziemia co zimę zamarza głębiej,

znów muszę wracać do domu

z nożem w kieszeni.

 

Może kiedyś się dowiem,

czym są zamknięte drzwi i zgubiony klucz,

wybite zęby i wielka trwoga,

spalone książki i zapach wiatru,

śnieg na policzkach, śnieg na karabinie,

czym jest śmierć, kiedy ktoś na ciebie czeka,

ścieli łózko, prasuje koszule...

 

Śnieg,

lepki jak historia Ukrainy.

W niedziele rano, kiedy wszyscy śpią,

świat jest jak lodowiec.

Zanurzasz nogę w śniegu,

nabierasz wody

pełne buty.

 

A teraz o tym, że nic nie wiem.

Patrzę i milczę

w dal niebiańskich manipulacji,

i nic się nie dzieje.

Milczę.

Przełożył Marcin Gaczkowski. 

Tom Wolny człowiek jeszcze się nie urodził jest dostępny w naszym e-sklepie.  

 

Ніж

 

Ця земля щозими промерзає глибше і глибше,

і знов мушу повертатися додому

з ножем у кишені.

 

А може колись буду знати,

що то є двері зачинені і загублений ключ,

і вибиті зуби, і неспокій нестерпний,

і спалені книги, і запах вітру,

і сніг на обличчі, і сніг на кулеметі,

і що то є смерть, коли хтось ще на тебе чекає,

застеляє ліжко, прасує сорочки...

 

Часом сніг в’язкий, як українська історія.

Недільного ранку, коли всі ще сплять,

світ довкола, ніби льодовик.

Коли ж встромляєш у сніг ногу —

набираєш повні черевики води.

 

Нині напишу, що нічого не знаю.

Вдивляюся, і мовчу,

в далину небесних сполук і речовин;

і нічого не сталось;

і мовчу.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Jurij Zawadski, Nóż, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 141

Powiązane artykuły

03.03.2022

Nowy Napis Co Tydzień #141 / Jeśli wyjdziesz mi naprzeciw

Żebyś wreszcie poczuł się człowiekiem o rękach i oczach,

ktoś musi poderżnąć komuś gardło.

Żebyś mógł naprawdę zrozumieć, co czujesz,

kiedy całujesz swoja koleżankę z klasy,

ktoś musi poderżnąć komuś gardło.

Aby zrobiło ci się cieplej i śnieg topniał w dłoniach,

ktoś musi poderżnąć komuś gardło.

Żebyś cieszył się sukcesem transformacji

i śmiało trwonił pieniądze na własne wygody,

ktoś musi poderżnąć komuś gardło.

Abyście mogli podzielić się tym jednym jedynym kocem,

ktoś musi poderżnąć komuś gardło.

Żebyś mógł obserwować ściągnięte brwi nieznajomej,

która śpi obok ciebie w cuchnącym przedziale,

ktoś musi poderżnąć komuś gardło.

Abyś mógł czekać pod szkoła na córkę, aby

blada z przejęcia biegła do ciebie na cienkich nóżkach,

ktoś musi poderżnąć komuś gardło.

Żeby przychodziły do ciebie niespodziewane listy

z prezentami i zaproszeniami, a ty, bez otwierania,

wyrzucał je do kosza i brał się do roboty,

ktoś musi poderżnąć komuś gardło.

Abyś mógł myśleć o stratach górujących nad zyskami,

bo nie starczyło ci odwagi, by przyznać, ze jej nie masz,

ktoś musi poderżnąć komuś gardło.

Żebyś mógł milczeć i zacierać ręce,

że poeci i aktorzy maja cię za ziomka,

ktoś musi poderżnąć komuś gardło.

Abyś poczuł ciepło zimnego soku pomidorowego,

co lepkością gasi płomień taniej wódki,

ktoś musi poderżnąć komuś gardło.

Żeby kumpel, pijany, wypalił papierosem dziurę w twoim łokciu,

ktoś musi poderżnąć komuś gardło.

Abyś mógł odetchnąć smrodem starych motocykli,

co gasną w oczach z każdą kroplą oleju na asfalcie,

ktoś musi poderżnąć komuś gardło.

Żeby twoja miłość była jeszcze czulsza,

wręcz przejrzysta w drodze do orgazmu,

ktoś musi poderżnąć komuś gardło.

Aby twoja poezja zbijała z tropu morderców,

ktoś musi poderżnąć komuś gardło.

Abyś nie unikał wzroku nieznajomego,

który masuje dłonią nabrzmiałego członka,

i wcale się z tym nie kryje za rozjebanym traktorem,

ktoś musi poderżnąć komuś gardło.

Abyś w końcu zebrał się na odwagę i czerpał pełna garścią

z dobrodziejstw nowoczesnych technologii, bo ta twoja

wrażliwość naprawdę już na nikim nie robi wrażenia,

ktoś musi poderżnąć komuś gardło.

Żebyś mógł wreszcie żyć z odsetek,

i cieszyć się każdym zarobionym groszem,

ktoś musi poderżnąć komuś gardło.

Żeby udało ci się wyrwać z miasta

zbudowanego na śmietniku i stercie psiego gówna,

ktoś musi poderżnąć komuś gardło.

Aby twoja pewność stała się dla innych opoką,

a rodzina twoja była silna jak pancerz,

ktoś musi poderżnąć komuś gardło.

Żebyś mógł milczeć, kiedy cię mordują,

ktoś musi poderżnąć komuś gardło.

A kiedy nastanie czas radosny, abyś mógł cieszyć się i ty,

ktoś jednak musi poderżnąć komuś gardło.

I żebyś teraz w wiejskiej cerkwi stał pokornie,

przyjmując chłód na nogi, a na płuca pleśń,

ktoś musi poderżnąć komuś gardło.

Żeby rano koszula była wyprasowana,

ktoś musi poderżnąć komuś gardło.

Żeby szacun był i ludzka życzliwość,

ktoś musi poderżnąć komuś gardło.

Żeby ważny bilet,

ktoś musi poderżnąć komuś gardło.

Żeby świt,

ktoś musi poderżnąć komuś gardło.

Cała moja miłość umęczona, cała moja miłość...

Przełożył Marcin Gaczkowski.  

Tom Wolny człowiek jeszcze się nie urodził jest dostępny w naszym e-sklepie.

Коли зустрінеш

 

Аби ти відчув себе людиною, з руками й очима,

хтось повинен перерізати комусь горло.

Аби ти дійсно зрозумів, що ти відчуваєш,

коли цілуєш свою однокласницю,

хтось повинен перерізати комусь горло.

Щоб тобі врешті потеплішало, і сніг танув на долонях,

хтось повинен перерізати комусь горло.

Аби ти радів поступу довкола

та сміливо витрачав гроші на власні зручності,

хтось повинен перерізати комусь горло.

Аби ділитися з коханцем ковдрою,

хтось повинен перерізати комусь горло.

Щоб ти роздивлявся напружені брови незнайомки,

поки вона спить на сусідній полиці смердючого плацкарту,

хтось повинен перерізати комусь горло.

Аби ти чекав дочку біля її школи, а вона,

бліда від хвилювання, бігла до тебе тонкими ногами,

хтось повинен перерізати комусь горло.

Щоб ти міг думати про втрачене, якого більше, ніж здобутого,

бо тобі бракувало сміливості визнавати свою несміливість,

хтось повинен перерізати комусь горло.

Аби ти мовчав і мовчки радів,

що з тобою поети й актори гутарять як зі своїм,

хтось повинен перерізати комусь горло.

Аби тобі було тепло від холодного помідорового соку,

що гасить вогонь дешевої горілки,

хтось повинен перерізати комусь горло.

Щоб друг твій, упившись, пропалив цигаркою дірку у твоємі лікті,

хтось повинен перерізати комусь горло.

Аби ти міг дихати гуркотом старечих мотоциклів,

що гублять себе потроху з кожною краплею мастила на асфальті,

хтось повинен перерізати комусь горло.

Щоб твоє кохання ставало ще ніжнішим

від спільних зусиль досягнути якогось орґазму,

хтось повинен перерізати комусь горло.

Щоб убивці були ніби розгублені діти

перед обличчям твого вірша,

хтось повинен перерізати комусь горло.

Щоб ти не боявся зустрітися поглядом із незнайомцем,

який натирає долонею свого налитого хуя,

удавано ховаючись за зіржавілим трактором,

хтось повинен перерізати комусь горло.

Аби ти врешті наважився користуватися

перевагами сучасних комунікацій, бо твоя вразливість

насправді нікого більш не вражає,

хтось повинен перерізати комусь горло.

Щоб ти міг виживати за рахунок різниці вартостей,

і радіти кожній заробленій гривні,

хтось повинен перерізати комусь горло.

Щоби вдалося тобі втекти з міста, що стоїть на смітті та собачому гівні,

хтось повинен перерізати комусь горло.

Аби твоя впевненість була опорою для інших,

а сім’я була закритою, ніби мушля,

хтось повинен перерізати комусь горло.

Щоб ти мовчав, коли тебе вбивають,

хтось повинен перерізати комусь горло.

Щоб ти радів з усіма,

хтось повинен перерізати комусь горло.

Щоби покірно стояв у сільській церкві,

збираючи холод у ноги і цвіль у легені,

хтось повинен перерізати комусь горло.

Щоб сорочка вранці випрасувана,

хтось повинен перерізати комусь горло.

Щоб пошанівок і ввічливість,

хтось повинен перерізати комусь горло.

Щоб вервиця-транквілізатор,

хтось повинен перерізати комусь горло.

Щоб чинний квиток,

хтось повинен перерізати комусь горло.

Щоб світанок, хтось повинен перерізати комусь горло.

 

Уся моя любов виснажена, уся моя любов...

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Jurij Zawadski, Jeśli wyjdziesz mi naprzeciw, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 141

Powiązane artykuły

03.03.2022

Nowy Napis Co Tydzień #141 / Schron

Nie ma co tak siedzieć, trzeba coś robić
sprzątać albo wyrzucić z piwnicy zbędne rzeczy,
wreszcie te pustaki komuś oddać, te skamieniałe
gładzie, zaschnięte farby, zagrać w coś
możemy, nie ma co tak siedzieć. –

 

W „Krokodyla”? – To co, jak „kalambury”? – No,
ty zadajesz, ja pokazuję, reszta
zgaduje, trzeba coś robić! –
W szkole proponowałem założenie
kółko brydża sportowego
dyrektor powiedział, że pomysł wspaniały,
ale nikt nie zrozumie. –

 

Skojarzenia? – Tak, żeby się odprężyć
po prostu mówisz, co pierwsze
przyjdzie na myśl, kiedy usłyszysz słowo:
pomidor-czerwony, czerwony – ogień
ogień – drewno i tak dalej. –

 

Nie wiem, wszystkie słowa z głowy
wyleciały, trzeba śpiwór
z kurzu otrzepać – No,
no weź, nie ma co tak siedzieć –
Dobra, niech będzie. Kto zaczyna? – No, ja.
Zmywarka! – Co? Słowo: zmywarka –

Aha! –

 

Zmywarka? Nie wiem. – Tak po prostu
nie wymyślaj, trzeba powiedzieć pierwsze,
co przyjedzie na myśl, w tym cały sens. –
Dobra, no to to od początku, od zera.
Nie spinaj się. –

 

Zmywarka?
Tabletka! – Tabletka? – No tak,
tabletka do zmywarki! –Hm, Karetka!–
Karetka? – Słowo podobne. – Szpital!–
Rower! – Rower? A czemu rower? – Ja dorastałem
przy szpitalu, koło szpitala jeździłem. Nie zatrzymuj się! –
Rower… Asfalt! – Asfalt? – Przez kierownicę
nosem zaryłem w asfalt…– Cha-cha! Dziura! –
Dziura? Cha-cha: nie ma już dziur. Droga! –
Droga? Remont! – Remont? Rozbiórka! –
Majdan! – Wybuch – Wojna! – Śmierć!
Krzyk!– Grad! – Front!- Noc!- Strach!–
Krew! – Opór!– Siła!– Ukraina!–
Nie bać się! – Ukraina! – Nie bać się! –
Ukraina!– Nie bać się! –

 

tłum. Janusz Radwański

 

 

Юрій Завадський

 

Бомбосховище

 

Що ж так просто сидіти, треба чимось зайнятися,

прибирати чи викидати з підвалу непотріб,

врешті ці газоблоки віддати комусь, ці скам'янілі

будівельні суміші, осілі фарби, гратися

можемо, що ж так просто сидіти? —

 

У «Крокодила»? — Це що, як «Показуха»? — Ну,

ти загадуєш, я показую, решта

відгадує, треба щось робити! —

У школі я пропонував заснувати

гурток спортивного бриджу,

директор сказав, що ідея чудова,

але не зрозуміють. —

 

Асоціації? — Так, щоб не напружуватись,

просто говориш, що перше

на думку спаде, коли слово почуєш:

помідор — червоний, червоний — вогонь,

вогонь — дрова і так далі. —

 

Не знаю, всі слова з голови

повилітали, треба спальник

від пилюки потріпати. — Ну,

не тягни, що ж так просто сидіти. —

Добре, хай буде. Хто починає? — Ну, я.

Посудомийка! — Що? Слово: посудомийка. —

Ага! —

 

Посудомийка? Не знаю. — Так отож,

не фантазуй, треба перше казати,

що на думку спаде, у тому весь смак. —

Добре, тоді від початку, з нуля.

Не напружуйся. —

Посудомийка?

Таблетка! — Таблетка? — Ну так,

таблетка для посудомийки! — Гм, катетер! —

Катетер? — Слово подібне. — Лікарня! —

Ровер! — Ровер? До чого тут ровер? — Я виріс

біля лікарні, на лікарні катався. Не зупиняйся! —

Ровер... Асфальт! — Асфальт? — Через кермо

я носом зарився в асфальт... — Ха-ха! Яма! —

Яма? Ха-ха: немає вже ям. Траса! —

Траса? Ремонт! — Ремонт? Демонтаж! —

Майдан! — Вибух! — Війна! — Cмерть! —

Крик! — Град! — Фронт! — Ніч! — Жах! —

Кров! — Опір! — Сила! — Україна! —

Не боятися! — Україна! — Не боятися! —

Україна! — Не боятися! —

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Jurij Zawadski, Schron, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 141

Powiązane artykuły

03.03.2022

Nowy Napis Co Tydzień #141 / Nomada

kiedy cisza lękiem się wkrada
pora szukać nowych żerowisk
dla myśli


stada potrzebują świeżej krwi


mój umysł nie ma domu
błąka się
tęskni
ucieka


wędrowne szepty
migracje słów
to jego pożywka
i przekleństwo


gdy na bezdrożach patrzę w niebo
widzę błyszczące
astrocyty

Wiersz pochodzi z tomu Atlas wędrownych tęsknot. Można go zakupić w e-sklepie Instytutu Literatury.  

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Agnieszka Rautman-Szczepańska, Nomada, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 141

Powiązane artykuły

Loading...