19.10.2023

Nowy Napis Co Tydzień #225 / Czarne lustro

Chciał zobaczyć co dzisiaj robił, odpowiedziała mu pustka.
Zwierciadło szydziło z przypisanego zadania. Nie
wypuszczało pochłoniętych barw. Czernią pluło w twarz.
Jak naprawić zepsute lustro?
Kurwa, nie wiem.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Krzysztof Firkowski, Czarne lustro, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 225

Powiązane artykuły

19.10.2023

Nowy Napis Co Tydzień #225 / Dylemat flakonika

Możesz przekręcić kurek aby zalać trzy losowe potiony zamiast jednego ulubionego.
Nie ja wymyślałem zasady, ale właśnie cię okłamałem.
Zapchlony zielarzu podaj mi egzemplarz Derrok, powróżę ci z udźca.
Ojojoj! Emandero. Emandero!
[…] *łyp* *łyp*
Idę do domu. Twojego oczywiście.
 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Krzysztof Firkowski, Dylemat flakonika, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 225

Powiązane artykuły

12.10.2023

Nowy Napis Co Tydzień #224 / Ojcze Mój

Zwycięzca głównej nagrody w konkursie Nowy Dokument Tekstowy w kategorii Dramat czyta fragment swojego tekstu.

 Przedstawiamy laureata pierwszego miejsca w konkursie Nowy Dokument Tekstowy w kategorii Dramat – Grzegorza Górnego.

Siłą dramatu Grzegorza Górnego Ojcze Mój jest jego metaforyczność, a przez to otwartość na interpretacje. W warstwie fabularnej mamy do czynienia z opowieścią o synu we wczesnym dzieciństwie porzuconym przez ojca i wychowywanym przez matkę. Sztuka wpisuje się tym samym w dość ostatnio popularny nurt w dramaturgii podejmujący temat diagnozy problemu społecznego, jakim jest kryzys ojcostwa czy męskości w ogóle. Inaczej mówiąc – Górny dotyka problemu nieobecności i złej obecności ojca w życiu dziecka. Robi to jednak w sposób niesztampowy i daleki od doraźnej publicystyki.

– z laudacji Jury konkursu.

Ojcze Mój [fragment]

 

Dramatem istoty ludzkiej jest pustka, którą trzeba wypełnić. Jakże łatwiej byłoby się urodzić już wypełnionym, jak pies, wiedzieć, kiedy gryźć, jak ptak bez wahania ulatywać do ciepłych krajów i niehybnie wracać na czas. Szukam natchnienia, by uwierzyć w kapitalizm, imperalizm, socjalizm, katolicyzm, humanizm, monoteizm, polteizm, wszystko mi jedno. Uwierzyć i pokochać, jak wąż ciepły od słońca kamień. Zapomnieć i już tak trwać. Drąży mnie pustka, która zagłusza samą siebie papką słów, kolażem obrazów, prawdziwych, wmówionych, spędzonych jak wyrodne płody. Cierpię. Wciąż jednak wierzę, ojcze mój, że się nie poddam. Deficyty i hipertrofie. Afonia, apraksja, agnozja, ataksja, afemia. Alzhaimer. Jestem Łukaszkiem z internetu, ale mogę być Czerwonym Smokiem. Tak mi dopomóż.

Grzegorz Górny – filolog angielski, literaturoznawca. Autor monodramu Posągowa, opartego na życiu i twórczości francuskiej rzeźbiarki Camille Claudel. Jego ostatnią adaptację Przyjaciel, którego nie było, wystawiono w siedzibie Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w ramach Międzypokoleniowego Festiwalu Literatury Dziecięcej Ojce i Dziatki. Półfinalista Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej (2023). 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Grzegorz Górny, Ojcze Mój, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 224

Powiązane artykuły

12.10.2023

Nowy Napis Co Tydzień #224 / Debiutanci, laureaci, mistrzowie

Drodzy Czytelnicy!

Nowy numer naszego tygodnika przynosi kolejne sylwetki laureatów konkursów literackich zorganizowanych przez Instytut Literatury: Marcina Majchrzaka (III miejsce w konkursie Snuj Story), Piotra Kolasiuka (III miejsce w konkursie Podaj Frazę) oraz Grzegorza Górnego (I miejsce w konkursie Nowy Dokument Tekstowy w kategorii „dramat”). Serdecznie zachęcamy i zapraszamy do zapoznania się z twórczością laureatów oraz z krótkimi materiałami wideo na temat samych twórców.

Tradycyjnie w aktualnym wydaniu publikujemy niemałą porcję poezji – polecamy wiersze Tamary Bołdak-Janowskiej, które ukazały się pierwotnie w 17. numerze kwartalnika „Nowy Napis”, oraz utwory Edy Ostrowskiej, które wzbogaciły naszą portalową Czytelnię.

Wśród recenzji znajdziecie tekst Macieja Milacha, w którym autor przygląda się autobiograficznej powieści Wszystkie szczęśliwe rodziny zdobywcy Nagrody Goncourtów, Hervé Le Telliera, a Marcin Cielecki wziął na recenzencki warsztat książkę Zsunęła się z krzesła. Ciennik Krzysztofa Bieleckiego. Bartłomiej Siwiec spisał swoje wrażenia z lektury tomiku Więcej Ludwika Filipa Czecha, natomiast w wideopolecajce Mirosław Dzień rekomenduje Święte wiosny Krzysztofa Koehlera. I wreszcie Wojciech Chmielewski przybliża nam Septologię. Drugie imię tegorocznego laureata Literackiej Nagrody Nobla – Jona Fossego.

W tym tygodniu opublikowaliśmy także szkice, a pośród nich esej Piotra Śniedziewskiego o Pawle Edmundzie Strzeleckim oraz tekst Katarzyny Ciemiery poświęcony poezji Tamary Bołdak-Janowskiej.

Na naszej stronie znalazła się kolejna darmowa monografia w formacie pdf – tym razem chodzi o książkę Pawła Panasa Zagubiony wpośród obcych. Zygmunt Haupt – pisarz, wygnaniec, outsider. Zachęcamy do pobrania!

Z ostatnich wydarzeń – miło nam poinformować, że laureatką Nagrody Kościelskich została Urszula Honek za książkę Białe noce, gratulujemy! Serdecznie zapraszamy na konferencję naukową „400 lat druku w Warszawie”, organizowaną przez Katedrę Książki i Historii Mediów Uniwersytetu Warszawskiego oraz Polskie Towarzystwo Bibliologiczne Oddział Warszawski – zaproszenie oraz szczegóły na temat wydarzenia znajdują się w aktualnym numerze. A miłośnikom materiałów audio polecamy kolejną odsłonę podcastu Nowy Gramofon.

Z życzeniami przyjemnej lektury

Redakcja NNCT

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Redakcja NNCT, Debiutanci, laureaci, mistrzowie, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 224

Powiązane artykuły

12.10.2023

Nowy Napis Co Tydzień #224 / Dług

Przedstawiamy laureata trzeciego miejsca w konkursie prozatorskim Snuj Story 2023 – Marcina Majchrzaka.

Dług Marcina Majchrzaka stawia przed czytelnikiem fundamentalne pytania o sens rzeczywistości. Zwłaszcza tej przyszłej, choć ukazanej w oparciu o dzisiejszy kształt świata, w znacznej mierze zdehumanizowany, oparty na postępującej dominacji opresyjnego systemu informatycznego. Coraz doskonalsze aplikacje monitorujące każdą aktywność organizmu, skrupulatne liczenie śladu węglowego, sztuczna inteligencja zastępująca relacje z żywym człowiekiem, promocja depopulacji jako recepty na ratowanie planety. Dystopia Majchrzaka te elementy mocno wyjaskrawia. Jego futurystycznym inklinacjom towarzyszy precyzja i powaga słów wypowiadanych przez człowieka poszukującego prawdy o sobie samym. To połączenie teraźniejszości i przyszłości okazuje się kunsztowne i sugestywne –refleksja autora nad dzisiejszym człowiekiem, jego aktywnością i wymyśloną przez niego technologią skłania do rozmyślań nad eschatologicznym wymiarem naszej egzystencji i nad wymiarem współczesnej kultury, które jako elementy kondycji dzisiejszego pokolenia mają w tej twórczości niepodważalne znaczenie.

 – z laudacji Jury konkursu.

Dług [fragment]

 

Jak do tego doszło, kto nas tak urządził? Czy to wszystko było globalnym spiskiem elit od samego początku? Bo wiecie, różne rzeczy zwykło się myśleć o nich. Kim oni są? Jak im się to udało? Zawsze istniała wiara to, że istnieją jakieś byty, jacyś ludzie stojący ponad rządami, nawet ponad międzynarodowymi korporacjami. Jacyś ważni oni, którzy zawsze obserwują, którzy – gdy tylko zaczniesz zadawać za dużo pytań – dyskretnie wyszepczą ci do ucha, że „nie powinieneś się tym interesować, kolego”. Musiał być powód, jakikolwiek, bo tego przecież nas zawsze uczono: że świat jest linearny nic nie dzieje się bez przyczyny.

 

Ale nie było żadnych ich, byliśmy tylko my; a zatem tylko my mogliśmy uratować siebie samych i ponieśliśmy porażkę. Rzecz jest jednocześnie skomplikowana i prosta.

 

Nie było i nie ma żadnego spisku innego niż spisek wynikający z entropii. To wszystko zbudowali ludzie tacy jak ty i ja, rozumiesz? Establishment to ludzie tacy sami jak ty i ja. Czasem mieli nieco większe biurka, nieco lepsze komputery, odrobinę mniej gównianą robotę, ale gwarantuję ci, że żaden z nich – żaden z nas – nie przychodził do pracy z myślą o tym, aby spiskować. Przychodziliśmy, bo chcieliśmy mieć co włożyć do gara, chcieliśmy mieć nowy zegarek, kolejny gadżet, lepszy samochód, pierdolony jacht. Wydawało nam się, że system pracuje dla nas, żebyśmy mogli pokazać się w nowym garniturze na modnym przyjęciu, ale prawda była taka, że to my pracowaliśmy dla systemu. Podążaj za pieniędzmi, prosto do nory białego królika, Neo, i dalej, jeszcze dalej, a wtedy…

 

Wtedy trafisz nigdzie indziej, jak przed gigantyczne lustro, które pokaże ci twoją własną twarz. Jakże naiwna jest wiara w architekta krzywdy, wywyższonego ponad wszystkich innych wiedzą i wpływem! Przecież były nas miliardy, miliardy malutkich ludzików stopniowo zaciskających pętle na szyjach pozostałych i na swojej własnej jednocześnie. Lewa ręka naprawdę nigdy nie wiedziała, co czyni prawa.

 

Każdy z nas odpowiadał za jedną z tysięcy małych śrubek, niepozornych elementów. Te elementy wydawały się niegroźne, aż do momentu, w którym całość nie złożyła się samoczynnie w maszynę zagłady. Wszystko było serią błędów funkcjonujących jako iluzja planu doskonałego. Świat spłonął, bo wszyscy w tej samej chwili wyrzucili niedopałek przez okno.

Marcin Majchrzak (1990) – zamieszkały w Łodzi pisarz, publicysta, okazyjnie tłumacz. Hobbystycznie studiował historię i fotografię, ale z żadnym z tych kierunków nie związał swojej przyszłości zawodowej. W 2017 roku zadebiutował w magazynie Histeria opowiadaniem Ostatni kolejarz – wygrywając konkurs poświęcony twórczości Stefana Grabińskiego. W 2020 roku wydał powieść Stacja, dwa lata później nakładem wydawnictwa Vesper ukazał się jego zbiór opowiadań Cisza. W swoich opowieściach nie stroni od wątków psychologicznych i filozoficznych. Bohaterami Majchrzaka są ludzie postawieni w obliczu sytuacji beznadziejnych, autsajderzy i pariasi. Dla dzieł autora charakterystyczne są elementy grozy i mistycyzmu. 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Marcin Majchrzak, Dług, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 224

Powiązane artykuły

12.10.2023

Nowy Napis Co Tydzień #224 / pies zjadł moją pracę domową

Laureat trzeciego miejsca w konkursie poetyckim Podaj Frazę 2023 czyta swoje wiersze.

Przedstawiamy laureata trzeciego miejska w konkursie poetyckim Podaj Frazę 2023 – Piotra Kolasiuka.

Wyobraźnia poetycka Piotra Kolasiuka żywi się tym, co jest. Poeta opowiada nam o „pokawałkowanym” i prowadzonym w odosobnieniu życiu w późnym kapitalizmie, w którym zmuszeni jesteśmy wykonywać prace bez sensu i bez słowa protestu poddajemy się ograniczaniu wyobraźni sprawiającemu, że nie potrafimy już pomyśleć ani wymyślić innych sposobów bycia razem. Laureat z urokiem i pewną zuchwałością wprowadza nas więc w to, co dobrze znamy, czyli w przaśnawą, półperyferyjną zwyczajność. Rzeczywistość wciąż jeszcze przesyconą opowieściami o tym, że „po raz setny już panicz z rumakiem / ratuje ojczyznę, by posiąść szlachciankę”, w której praca niezmiennie upokarza, a bullshit jobs alienują ludzi ze wspólnoty, odzierają ich życia z perspektywy spełnienia.

z laudacji Jury konkursu.


pies zjadł moją pracę domową
 

pies zjadł mi mój esej o nurtach w Trylogii
ojczyźnie, Kmicicu, o sercach spokojnych,
co łechcze je przeszłość i sny o potędze
on mówi: to brednie odbite w szabelce
że hucpa, mesjanizm, motyczka na słońce
taplanie się w bujdach przy łzawej historii
że po raz to setny już panicz z rumakiem
ratuje ojczyznę by posiąść szlachciankę
pies mówi, że nuda, ramota i szmira
i warczy i szczeka, lecz dalej chce czytać

pies zjadł mi mój esej, strzęp porwał do miski
już nie chce spacerów – cytuje noblistki
nie strawił Tokarczuk, oblizał Miłosza,
wymęczył Krzyżaków, przysypiał na Chłopach
i pyta mnie ciągle a gdzie ten Żeromski?
Popioły, Siłaczka, gdzież Kruki, gdzie Wrony
ta chwalba spółdzielcza, nurt pracy u podstaw
socjalizm, zabory, blask domów z Przedwiośnia
więc pytam co czyta: Tułacza czy Piotra?
no widzisz, obecnie to Chyłkę od Mroza

pies zjadł mi mój esej – w nim fonię, przyimek
i szczekać już chciałby wyłącznie w łacinie
więc mógłbym go spytać, co wiedzieć ma pies
lecz mówię jedynie: alea iacta est

 

doppio, bułka i hawajska
 

piła sobie czarne doppio, nie wmuszała żadnych ciastek, przeglądała tylko grafik kręcąc kosmyk przy starbucksie, a się z nieba ciężką kroplą rozpościerał klosz nad miastem. nie znalazła jeszcze miejsca na projekty od Roberta tamte stare z końca lipca, zamawiane w ćwiartce czerwca. o tym parku przy m4 i gdzie stanie karuzelka. zamówiła jeszcze doppio no bo może pić przed piątą, potem tylko lemon lipton jak poradził jej pan doktor. mówi, że więcej witamin, że ma łykać scorbolamid, żeby nie kłaść się po pierwszej, żeby czytać zamiast netflix, żeby częściej pokój wietrzyć i by poić się sokami. znaczy tymi, co są dobre nie że Kubuś albo Hortex, bo to niby dobry PR, ale cukru jak w Mirindach, a najlepiej to już wodę
 

a na zewnątrz jechał Passat, za Passatem szara Mazda, potem jeszcze cztery Ople, a za nimi gdzieś hulajka. przy chodniku kebab w bolcie, a go wiezie dzisiaj Patryk, co pracuje w środy wieczór i we wtorki do piętnastej. chce odłożyć na plejaka i na kurtkę może z Zary, chciałby zrobić cztery dziary i pojechać nad Adriatyk, a jak to mu się nie uda to pojedzie choćby w Tatry. jechał twardo przy chodnikach aż się w torbie trzęsła miska, wtem otworzył drzwi ten Nissan i mu krzyczy co za pizda. Patryk na to ciągnij zgredzie i się pierdol stary flecie, chłop skurwielu zamknij pizdę no i kurwa patrz jak jedziesz. chłop przystanął, przetarł maskę, ściągnął czapkę pod Starbucksem a gdy Patryk mijał Żabkę to już Robert widział Ankę
 

ona znowu tylko doppio, całe czarne i bez cukru i tak teraz trochę lipa jakby mokkę wziąć podwójną. chciał też tartę, ale chuj w to, wziął espresso z suchą bułką, a jak potem się rozejdą to podejdzie se do Żabki, weźmie Marsa, albo lepiej, weźmie Twixa albo Bounty. ale teraz fit i eko, cały zwarty, pełen werwy, gotów aby pobić rekord i nadrabiać móc projekty, więc poprawił ledwy mankiet, przyjął minę jak na filmie i skierował ją na Ankę, chwycił szklankę, zrobił zmarszczkę no i mówi daj ten feedback
 

czarne doppio wchodzi w zęby trochę jakby lepkim płaszczem okrywała całe rzędy małych ludków gdzieś pod daszkiem. no bo widzisz, w kwestii parku to tak wogle niezabardzo i się nie da zwężyć drogi, bo się zmieścić tam śmieciarką muszą z rana w każdym czwartku, a tam z boku pas zieleni to tak średnio, bo jest droga – wylotowa na Piaseczno, a tam z drugiej stoi lokal. jeszcze kwestią jest konieczną żeby widok tam przy płocie był przejrzysty i bez sosen, bo to kupił deweloper. i wydaje mi się Robert, że marnujesz się tak trochę, że no wiesz, że mógłbyś skrzydła, lecz przycina ci je firma. że jak coś to jesteś super, ale ten no, że zbyt super i ja widzę w twoich oczach tylko bezsens albo nudę. no bo ciebie stać na więcej, na ambicję i projekty, żeby stawiać parki, lasy, aby świat się stawał lepszy. i wydaje mi się Robert, że już chyba naszą drogę coś urwało i że musisz teraz ruszyć w swoją stronę
 

wypił cztery, ale jasne, potem IPĘ taką hazy, zakwaszała mu żołądek, więc dokupił żółte Laysy. potem jeszcze dwie siódemki, potem z kranu litra Perły, potem jakąś setkę wina, potem śpiewał coś o Legii, potem trochę w kiblu chlipał a jak wrócił zjadł nuggetsy. spalił linka, dopił drinka, zjadł ogórki, potem zrzygał, zwołał taksę, zabrał teczkę, jeszcze pitstop w Kerfie Express a tam Łomża i Królewskie uchowana za horyzont. wreszcie w domu, pizdnął projekt (chuj, nie warto) miał już zasnąć pod wersalką, ale spać nie dało gastro
 

i uzbierał na tę kurtkę, i na krawat i na muszkę, może nawet kupi alko, sięgnie po najwyższą półkę. to ostatni dowóz dzisiaj, już leniwie brnie po klatce, trochę trzeszczą mu kolana, gniotą się, kostnieją palce. żółty plecak w nim torebka, a w torebce ma Dominos, i już dzwoni i już słyszy, no już idę no już chwila. wtem naciska się ta klamka, Patryk mówi, że hawajska, a myślami jest przy szklankach i przy spanku aż do ranka, już się wzrokiem lekko buja, w ustach dźwięczy mu dziękuję, kiedy słyszy bełkot typa a to byłeś ty, ty chuju
 

już nie doppio, ale Lipton, już nie wolno, bo już widno. poci ekran śliską szybką, zbiera myśli ciężko myśląc, potem mówić chce z policją, ale pisze jeszcze szybko Patryk, gdzie jesteś, braciszku?
 

aplauz
 

tak bardzo chciałbym móc skumać twe wiersze
wyłapać symbole i głębsze intencje
móc je spamiętać jak dobrą piosenkę
autorstwa Cygana czy innej Osieckiej

tak bardzo chciałbym zrozumieć ciut bardziej
twój nowy poemat wrzucony w Akancie
to gdy tak piszesz o swojej matce,
która wyprała cię w zlewozmywarce

tak bardzo też chciałbym wyłapać to wszystko
co sprawia, że umiesz i jesteś artystką
metafor natłoki i trudne słownictwo
twe flupy, arbuzy, kołyski, ognisko

tak bardzo chciałbym ci mówić coś więcej,
niż tylko, że fajne i umiesz w poezję
trafiłaś znów w punkcik i bawisz się sednem
tak bardzo chciałbym móc skumać twe wiersze

Piotr Kolasiuk (1992) – tłumacz filmowy oraz dialogista. Prozę i poezję publikował w m.in: piśmie „Zupełnie Inny Świat”, kwartalniku „Nowy Obywatel” oraz na portalu Ulica Krótka. Autor książki pisanie lewą ręką (wyd. Mamiko). Sympatyk Manchesteru City.

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Piotr Kolasiuk, pies zjadł moją pracę domową, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 224

Powiązane artykuły

05.10.2023

Nowy Napis Co Tydzień #223 / tyle, ile jest dość

Laureatka drugiego miejsca w konkursie poetyckim Podaj Frazę 2023, Aleksandra Górecka, opowiada o swojej twórczości.

Przedstawiamy laureatkę drugiego miejsca w konkursie poetyckim Podaj Frazę 2023: Aleksandrę Górecką. 

Dla każdego, kto grzebał trochę w strukturze wiersza: deformował rymy, rozciągał frazy, wytyczał odcinki pomiędzy metaforami, jasnym jest, jak mozolnie konstruuje się dobry, mocny, krótki wiersz. Być może potrzebne jest do tego „odgięte od widzenia oko” czy powołanie „do życia niewyspanej przestrzeni”. A napisać mikrozestaw, gdzie wiersze korespondują ze sobą z siłą dogniętego nawiasu i pracują nie tylko konceptualnie, estetycznie, ale również trzymają wysoki artystyczny pułap – to sztuka zasługująca na laury i brawa. Fraza Aleksandry Góreckiej jest spójna i – nie tylko wizualnie – przemyślana. Czytelnik może krążyć po wersach jak po rozpiętych linach lub zanurzyć się w środku i czekać na styczności. „A może Hardy miał rację?” Czy rację ma jury? Wierzymy, że tak, że laureatka dała nam po prostu „tyle, ile jest dość” – więc tyle od nas.

 –  z laudacji Jury konkursu.

tyle, ile jest dość

a co jeśli istnieje nieskończona liczba nas w tym momencie
i nieskończona liczba nas w każdym innym momencie

i coś między linijkami
o w tym miejscu
kiedy jedno nie patrzy

a to właśnie jest ten punkt
w krawieckim modelu powierzchni
                             gdzie nie można dalej przesunąć suwaka

 

bezczelność Gaussa

odgięte od widzenia oko
mija ciężar drzewa tak niewygodny że szeleści w podłodze
trzask środka budzi do życia niewyspaną przestrzeń
i mimo szamotań wyżej brodzi spływa z nawiasów

 

a może Hardy miał rację?

cel wychodzi z punktu i do niego wraca czasem
wyłupuje z niego jakiś środek, powstaje litera „o”
albo taki tyci okrąg – wszystko to i tak zgubi się w rozciąganiu
w marzeniach o deformowaniu kubka łuskaniu kubeczka
w bulgoczącym nic

Aleksandra Górecka – ukończyła filologię polską na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Obecnie także studentka drugiego stopnia matematyki teoretycznej na Uniwersytecie Adama Mickiewicza. Naukowo zajmuje się twórczością Jacka Gutorowa oraz teorią Ramseya. Marzy o zajmowaniu się fraktalami. W wolnym czasie bada splątania poetyko-matematyczne, rozpisuje rzeczy na grafy, kombinuje. Publikowała m.in. w „Ricie Baum”, „KONTENCIe”, „Stronie Czynnej”, „Papierze Ściernym”. Finalistka 27. oraz 28. edycji projektu Biura Literackiego Połów. Poetyckie debiuty. Tworzy także muzykę elektroniczną oraz zajmuje się puchatymi czworonogami. Pochodzi z Torunia, mieszka w Poznaniu.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Aleksandra Górecka, tyle, ile jest dość, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 223

Powiązane artykuły

28.09.2023

Nowy Napis Co Tydzień #222 / Życie i czasy piórolotka śnieżynki

Przejdź do nagrania z Hubertem Sulimą

Zwycięzcą konkursu SNUJ STORY 2023 został Hubert Sulima, autor tekstu Życie i czasy piórolotka śnieżynki.

W swojej opowieści, intrygującej i napisanej poruszająco i dojrzale, a także niezmiernie zmysłowej, Hubert Sulima prowadzi czytelnika przez świat myśli i świat nocy. W obydwu światach autor Życia i czasów piórolotka śnieżynki staje wobec archetypicznej ciemności, wszechobecnej i niepojętej, a także wobec osobistego osamotnienia, nieustająco porusza się na nieuchwytnej granicy snu i rzeczywistości. Spośród żywiołów wybiera ziemię – może to symbol niezaspokojonej tęsknoty za życiem wiecznym, może śmierć, a może wyobraźnia.

W opowieści Huberta Sulimy każde słowo ma zapach i wagę. Noce przeważają w niej nad dniami, ciemność nad światłem, niemniej ukazany w niej człowiek mimo ułomności własnej natury okazuje się wytrzymały; pozostały mu myśli i zmysły. I to właśnie nimi opisuje siebie i swój świat, mimo że i one także mogą okazać się niewystarczające wobec niewyrażalnego. Zwłaszcza wówczas, gdy pozostaje – jak zapisał autor – „wymykający się zrozumieniu cień”. Hubert Sulima przywołuje ów cień. Piękna to opowieść i piękna ciemność.

 – fragment laudacji Jury konkursu.

Życie i czasy piórolotka śnieżynki [fragment]

5.

Wstałem bardzo późno, słońce było wysoko, wypalało wszystko na biało. Byłem słaby, myśli mi się rozbiegały, trudno było mi wygrzebać się z posłania. Chwilę krążyłem po schronie bez celu. Woda smakowała mułem, a fasola miała jego konsystencję. Wszystko, czym próbowałem się zająć, rozpadało mi się w rękach. Wyszedłem na zewnątrz i wspiąłem się na szczyt dębu. Mimo że już dawno obiecałem sobie, że nigdy więcej tego nie zrobię. Siedziałem na wysokiej gałęzi i patrzyłem na horyzont. gdzieś tam są otoczone murami obozy dla małżeństw z dziećmi. Obozy dla tych, którzy stracili nadzieję. Obozy dla głuchych. Obozy dla ambitnych i pracowitych. Obozy dla szukających ratunku. I toczących wojny. Obozy dla osób przeciwnych obozom. Fasola przewróciła mi się w żołądku. Już od dawna żyłem poza czasem, tylko według wschodów i zachodów słońca. Wszystko, na co patrzyłem i co sobie przypominałem, wydawało się coraz dziwniejsze, obce. Niezrozumiałe połączenie atomów. Nie można w horyzont wejść, nie można z nim porozmawiać, on nie ma nic do powiedzenia. To, co ważne ukrywa przede mną. Zakręciło mi się w głowie i musiałem złapać się mocniej gałęzi. Czułem tęsknotę za czymś, czego nie umiałem nazwać, co było tylko obietnicą, nieokreślonym czymś więcej. Ale czy horyzont po prostu nie jest właśnie tęsknotą? I zawsze nią był? Wystarczy wspiąć się odpowiednio wysoko, a one zawsze tam będą. Jak bóstewko o podwójnej naturze z syrenim ogonem i przydymionym wzrokiem.
 

„Klaunada!” – rzuciłem w końcu na głos, nie wiem czy bardziej do siebie, czy do tych wszystkich bożków, i zszedłem na dół. Nie chciałem być zauważony.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Hubert Sulima, Życie i czasy piórolotka śnieżynki, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 222

Powiązane artykuły

28.09.2023

Nowy Napis Co Tydzień #222 / GNACIK!

Obejrzyj nagranie z Michałem Mytnikiem

Zwycięzcą konkursu PODAJ FRAZĘ 2023 został Michał Mytnik. Poecie gratulujemy – a czytelnikom prezentujemy nagrodzone wiersze.

Zaraz zleci ćwiara XXI wieku, a my ciągle mamy wątpliwości co do humoru w poezji. Co do tego, czy poezja może być rozrywką, zabawą, jazdą. Nie banieczką klasowej ironii, obraźliwym tejkiem czy zapisem kryzysów lat średnich. Tegoroczny zwycięzca konkursu PODAJ FRAZĘ Michał Mytnik swoim debiutem hoodshit (griptape) podbił serca i płuca młodej polskiej poezji, a niektórych co bardziej ponurych koryfeuszy przyprawił o rozkminy z gatunku: „Czy w każdym polskim domu wisieć będzie deskorolka?!”. Zapewne nie, ale autor nie przysiada na rampie, jego tricki ewoluują, a w naszą stronę wycelowany jest GNACIK!. Poeta, w swoim zestawie wychodząc z poezji konkretnej, mierzy w nas, jak młodzi, giwerką, ale do lufy zapakował czuły susz. Wypowiada raczej sympatyczne „a teraz łapy w górę” niż filmowo-psiarskie „ręęęce do góry”.

– Jury konkursu.

 

POWERBANK!

On jest całodobowy i okraszony warstwą ketchupu,
jest płótnem bez granic, pościelą całej osady czy wioski,
nosi diadem bessy, rodeo plaży, na sznurze złoty kieł
wykradziony z liman. Jakim to żużlem jest to powietrze?
Jak wiele tundr odziać równikiem, by w końcu energia
nabrała kolorów, a kosmos przestał ronić nam fale?

CZUJĘ ŻE TO SPOTKANIE W ŚRODKU TYGODNIA!

<ktoś> to naleśnik i wszystkie jego skutki
jesteśmy smutni gdy niebo rżnie korony
płynnego chleba gorzkiego jak kora
kokosowych drzew spod smukłych dolin

Dźwięki z brokatu i prawie magma
spazmy gniją w pszczelarniach
okutych klamką i okiem

Co jest na rzeczy jeśli nie rzeczy?

tekst

Michał Mytnik (1997) – autor tekstów, animator wydarzeń kulturalnych, laureat wielu konkursów literackich oraz turniejów jednego wiersza, współtworzy Krakowską Szkołę Poezji im. A. Fredry. Pierwsze rzeczy publikował w „Stonerze Polskim” (wiersze, prozy, filmy, muzyka, teksty o książkach etc.). Absolwent inżynierii chemicznej i procesowej PK, a obecnie student Studiów Afrykańskich UJ. 31 maja 2021 roku w Biurze Literackim ukazał się jego debiutancki tom wierszy hoodshit (griptape).

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Michał Mytnik, GNACIK!, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 222

Powiązane artykuły

28.09.2023

Nowy Napis Co Tydzień #222 / Georgia

Obejrzyj nagranie, w którym Mateusz Parkasiewicz odczytuje fragment powieści

Georgia [fragment]

2

Nie ma lepszej medytacji niż poranki w hostelach; zwłaszcza te bezludne. Słyszysz tylko ptaki i huczący wentylator, i nie psuje tego nawet zapach spalonego mięcha, który Zurka wiecznie zostawiał po sobie na kuchni. Żeby tak jeszcze czas ci sprzyjał. Ale nic z tego, więc przychodzi dziesiąta, w części męskiej dzwoni budzik, a Gogi staje w korytarzu blady jak slenderman. Brzdęka wargami dziwne melodie, trąc swoje ćpuńskie oczy, aż wreszcie zatrzymuje się przy obrazie kobiety. W ogóle to dziwne, że Gogi się zatrzymał; zawsze o tej porze wychodził brać w żyłę, najbardziej sumienne ogniwo czarnego rynku.

– Euehh, Polsza… – mruknął – pochmielie?

– Gogi, nie dzisiaj.

– A właśnie, że dzisiaj – uparł się, przywołując mnie gestem dłoni.

– Co tu widzisz, Polsza?

– No, co ja widzę. Babę z owocami.

Byłem zmęczony i nie chciało mi się niczego szukać w szkolnym malunku. Gogiego nie ucieszyła moja odpowiedź.

– Euehh, Polsza – przeciągnął dłonią po przeoranej twarzy – znasz ty w ogóle filozofię kolorów? Nie… nie znasz… ty niczego nie znasz, ciemna maso. Żebyś coś znał, tobyś tu nie przyjeżdżał. I pewnie mam ci tłumaczyć wszystko od zera.

Zaczął mamrotać coś do siebie. Trzeba było przeczekać.

– No, to słuchaj – mruknął w końcu. – Mógłbym opowiadać ci wszystkie kolory. Tylko że one, generalnie, mało znaczą. Liczy się jeden – chrząknął – czarny. Bo czarny to jest, uważaj, początek i koniec. Spójrz na nią… ona trzyma te czerwono-zielone jabłka, niebieskie winogrona, żółte pomarańcze… wszystkie kolory w wiklinowym koszyczku.

Poślinił paluch i przejechał po brwiach kobiety.

– O, właśnie. Początek i koniec. To jest, ogólnie rzecz biorąc, cała tajemnica Gruzinek. Wyjaśnia, dlaczego są niebezpieczne.

– Co?

– „Co”, „co”… jeszcze nie kumasz? Czarne włosy! Jeśli Gruzinka nie ma czarnych włosów, znaczy, że jest farbowana. A to tym gorzej, bo znaczy, że się ukrywa. A teraz kapitalizm, demokracja, wsio takoje… wszyscy się ukrywają. Nikt nikomu nie ufa.

Jeśli przyjąć filozofię Gogiego, znaczyłoby to, że Keta się nie ukrywała. To jest, po ostatniej nocy powinna w końcu odebrać. Od rana nie chciałem niczego innego, jak pojechać z nią stopem za miasto, wtaszczyć się na ośnieżone góry, zrobić coś odjechanego, skoro i tak nieprędko stąd wyjadę. Co chwila wchodziłem to na messenger, to na instagram.

Ale Kety nie było.

– Gogi… skoro tak znasz kobiety, może zamieszkaj z jakąś.

– Ja nie znam kobiet, synu – poprawił mnie tonem pedagoga. – Ja znam kapitalizm. Pół życia w machlojach, mówię ci. A potem przyszedł kapitalizm, mnie wsadzili do paki w Zaporożu, a ludzie… zaczęli się ukrywać.

Rzucił spojrzeniem za okno. Tam wstawał przepiękny dzień, zbyt piękny, by nie zafundować sobie złotego strzału.

 

 

Laudacja

Georgia Mateusza Parkasiewicza to mikropowieść zdająca relację z aktywnej rezygnacji, z odmowy uczestnictwa w spektaklu teraźniejszości, z kapitulacji, która nie chroni przed klęską, ale która chyba odwleka kompromitację.

Główny bohater, „dziecko swoich czasów”, porzuca dotychczasowe życie i wyjeżdża do Gruzji. To typ człowieka uciekającego, współczesnego homo fugiens, który coraz bardziej staje się jednak homo melancholicus, kimś, kto stara się „wychodzić”, „wyjeździć” swoją własną melancholię. Gdyby Georgia nie była tak odarta z patosu, rzeklibyśmy, że ruch znaczy męstwo, a przynajmniej staje się próbą zmierzenia się z różnymi rodzajami ciemności, głębokich wmówień, iluzji czy innych zaburzeń osobowości i relacji ze światem. Powiedzielibyśmy, że dlatego bohater wyjeżdża z Polski do Gruzji – jak sam mówi, „zwija się” „gdzieś na pogranicze światów”. Ale to nie do końca prawda. Jego ucieczka jest bez „dlaczego”. Owszem, wyjeżdża z nudy, zmęczony fantazjami z Tindera i nieautentycznym społecznikostwem organizacji, której był członkiem. I choć mówi, że w gruncie rzeczy nic go już nie obchodzi, to zostaje jedno: śmierć. Ostateczny lęk i zasada, pytanie i pęd ku życiu na krawędzi autodestrukcji, kiedy chce się tego, co każdy, ale sto razy mocniej.

Tworząc swojego bohatera, Parakasiewicz mierzy się z różnymi toposami nie tylko na poziomie globalnym. Korzysta przecież z rozmaitych literackich klisz, począwszy od „rzućmy wszystko i wyjedźmy”, po mit magicznego Wschodu, gdzie ludzie żyją bliżej natury i prawdy istnienia, po już zupełnie współczesny liczman stołecznego hostelu jako miejsca pokojowego i międzykulturowego dialogu. Dlatego bohater Georgii to nie Herbertowski intelektualista obserwujący cywilizację, ani Stasiukowy outsider-wagabudna. To też nie Szczerkowy gonzo-reporter, Baderowy trickster czy ktoś szukający zasad historii we współczesności, jak u Grzywaczewskiego. To nawet nie współczesny „cyfrowy nomada”, którego szlak wytyczają ceny tanich linii lotniczych, bo i Gruzja jest tu przypadkiem, a dostępność szerokopasmowego internetu lub względnie dobrego wi-fi pewnym dodatkiem. Parkasiewicz bawi się kampem, ale jego ironia nie jest integralna. Z tej ogniowej próby języków zostają przecież wartości, aby nie uprzedzać faktów, powiedzmy, że poniekąd metafizyczne.

Georgia to książka o pozornej eksploracji, która okazuje się niemożliwą w świecie zglobalizowanym i zuniformizowanym, w którym różnica staje się w dużej mierze sprawą natury estetycznej. Korzystając ze schematów podróżniczego imaginarium, Parkasiewicz zanurza swoich bohaterów, „włóczęgów wyobraźni”, w krajobrazie, egzystencji i języku, ale przede wszystkim – w drugim człowieku, Innym, który okazuje się w gruncie rzeczy tym samym, podobnym, takim samym jak my, targanym identycznymi wątpliwościami i niepokojami. Zresztą i ten mit autor Georgii po trosze obnaża, roztrzaskując kolejne lustra.

Georgia to z ducha egzystencjalna i generacyjna mikropowieść, oddająca lęki i niepokoje młodego pokolenia, wkraczającego w świat, w którym zacierają się granice pomiędzy tym, co rzeczywiste, a tym, co sztuczne. Gdzie nie ma już rozróżnienia pomiędzy wzniosłością a powszechnością. To świat kolekcjonerów pozornie mocnych wrażeń i płytkich uczuć górujących nad głębszą refleksją. Georgia trawi ich może biblijnym ogniem, pytając, kto to wszystko przetrwa.

Jury NDT 2023 w kategorii epika

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Mateusz Parkasiewicz, Georgia, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 222

Powiązane artykuły

Loading...