To było zwykłe miasteczko pomalowane
w liszaje zadr, sąsiedzkich sporów i zawiści.
Tam wszyscy wiedzieli o wszystkim,
nawet jeśli nie chcieli, bo plotka, niczym
kurtyzana, oddawała się za łyk sensacji.
To było zwykłe miasteczko, w którym byle
psy miały swoje własne budy i łańcuchy,
koty kalenice, wróble ulubione parapety,
konie plac na lokalnym targowisku,
a szczury i myszy opuszczone stodoły,
piwnice z krzyżowymi sklepieniami,
strachy strychy, sumienia konfesjonały.
Miasteczko z głupim Staśkiem i innymi
aniołami, z rudą Jaśką zakochaną
bez pamięci w (nie)rudym synku,
z Felką, co to każdemu i z każdym,
ze Zdzichem, któremu wystarczył
łyk szczęścia zanurzony w mętnosinej
butelce, z babiną grożącą laseczką
grzecznym chłopcom od hip-hopu.
To było nudne miasteczko, w którym
smutne żony chodziły do wróżki,
mecenasi w „Stokrotce” dzielili się
wypłatą z miejscowym poetą,
ktoś grał w kapeli black metalowej,
dbający o zdrowie biegał lub jeździł
na rowerze - do kochanki, harcerze
zdobywali sprawności, młodzieńcy
dziewczęta, solidni dobre stopnie.
To było senne miasteczko, w którym
dachy przyglądały się polom, matczyne
pelargonie usychały na werandach
małych domków, a ludzie czekali
na nie wiadomo „co” i „dlaczego”.
Właśnie wtedy nadleciały nocne motyle,
a każdy niósł wielki wór myśli białych,
czystych, serdecznych i radosnych.
Gdy rozsypały się słowa po mieście,
czas zwolnił dwukrotnie.
Spojrzeli w okna ludzie – mecenasi,
lekarze, poeci, Felka, Jasiek i Stasiek,
głupi i ci mądrzy inaczej, zrzędliwi,
uparci, pani i dziad, abstynenci i trzeźwi
(lecz tylko od święta), wierzący i wątpiący.
Ich świat się wybielił .
Rozjarzyły się drzewka przy stołach zastawionych
najlepszą zastawą, łamali się ludzie wzruszeni,
głosy na przemian płakały, śmiały się, drżały.
Potem stary Cygan wziął w ręce skrzypce stryja
Penki i zagrał niczym wiatr na strunach świata
a wtedy rozbrzmiały dźwięki kolędy:
Było cicho na dworze, pierwszy anioł już zasnął,
kiedy gwiazda wspaniała rozświetliła się jasno.
Zasmarkany pastuszek coś tam cicho zamruczał
o tym królu, co kiedyś przyjść musiał.
A ta mała dziecina wszystkim kawał sprawiła.
W stajni światło nastało, tam mu mama śpiewała:
„Lili lili li laj lili lili li laj lili laj”.
Takie to było miasteczko.