02.08.2021

*** [Powinnam za Tobą…]

Powinnam za Tobą 
Tęsknić
Ale na razie wolę
Pozostać tutaj
I nie za bardzo pociąga mnie
Bezziemskość
Bezcielesność
Oraz 
Niewyobrażalnie abstrakcyjne 
Królestwo niebieskie
Ufać powinnam
Ale chyba nie ufam
Bez reszty doczesna
No i co ze mną zrobisz?

 

Przynajmniej jestem szczera…

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Zofia Zarębianka, *** [Powinnam za Tobą…], Czytelnia, nowynapis.eu, 2021

Powiązane artykuły

31.07.2021

Trzecia salwa. W czerwcu twoje urodziny

Żegnaj, ale wróć.
Lepiej p
óźno niż wcale. Wróć.
Bo nie sko
ńczyło się.

Gromadz
ę atomy. Cząstki ciebie.
Archiwum zapachu i wilgoci.
Gdybym si
ę pomylił, nie byłoby mnie.

Żyłka wiatru mieni się w tęczówce
maja. Ofiary z li
ści i traw poskładane.
Armie lotnych pi
ór i patyków.

Po wieczornej burzy z planszy dnia
znika
światło. Zziębnięty, za czarną
twarzą zamieram. Wysycham.

W kamerze snu, na styku miasta
korpus nocy, w kt
óry wbiega ciepły
g
łos: jasne nasionko kobiety.

Tekst został zakupiony w ramach programu Tarcza dla Literatów. 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Tomasz Hrynacz, Trzecia salwa. W czerwcu twoje urodziny, Czytelnia, nowynapis.eu, 2021

Powiązane artykuły

16.06.2021

Niedosyt

Dlaczego tak smutno szumisz morze
Masz przed sobą nieskończoność
Dlaczego tak zatracasz się wietrze
Masz przed sobą moc powrotów
Dlaczego tak wybuchasz wiosno
Masz przed sobą powtarzalność
Dlaczego tak jęczysz puste drzewo
Masz przed sobą nowe liście
Serce po sercu które zamilkło
Ma przed sobą tylko pamięć

Tekst został zakupiony w ramach programu Tarcza dla Literatów. 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Lidia Kosk, Niedosyt, Czytelnia, nowynapis.eu, 2021
19.05.2021

Tęsknota

najbardziej cierpią wiersze

zgubione w burzach piaskowych

gdy rozgrzane powietrze

rozbija je o skały

 

tylko wiersze

nie potrafią się żywić pyłem ani słońcem

 

a horyzont i tak ucieka

jedynie wyją szakale

zaznaczając głosem

swoje włości

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Kamila Kampa, Tęsknota, Czytelnia, nowynapis.eu, 2021

Powiązane artykuły

06.05.2021

Nowy Napis Co Tydzień #099 / groszowe powieści (3)

ściętej głowie Marii Antoniny dedykuję

szok, gdy słyszysz jako nastolatek, że nie morze
szumi w muszli, a zwyczajna krew. szok,
gdy ciągle słyszysz morze, mimo wiedzy,
że szum napływa z głowy.

w muzeum groszowych powieści rządzi starzyzna:
żabot, który nie chce być halsztukiem, halsztuk –
fularem. za bezcen można nabyć szafot w skali 1:10
i egretę marii antoniny. pod młotek pójdzie też
płaszcz napoleona zdobny w pszczoły merowingów.
muzeum pod osłoną nocy spęcznieje
kapitałem sal aukcyjnych.

enumeracje chcą przywołać głos, lecz szeleści euro,
funt, dolar, i brzęknie z nagła bilon po kieszeniach.
enumeracje nie zbawią. ani gabloty. nawet klasery.
odtańczyć kontredans może dzisiaj
cracovia danza. z tutoriali od biedy nauczysz się
danych kroków (notuj skrzętnie krok po kroku).

jedni mają flashbacki z życia płodowego,
inni z preegzystencji. dla jeszcze innych zostało
muzeum groszowych powieści lub liche déjà vu.
miłosz w starczym ferworze zapatrzył się na
2. przestrzeń, aż omal nie postradał oczu.
u kundery kicz stał się stacją tranzytową na drodze
z bytu do zapomnienia (jeśli dobrze zapamiętałem).

przyczyny, dla których zapuszczamy się w przeszłość
są trzy i są oczywiste: 1. przerasta nas czas doraźny;
2. starzejemy się; 3. tęsknimy za tym,
co być może nigdy nie było –

9.07.2020

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Piotr Jemioło, groszowe powieści (3), „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 99

Powiązane artykuły

12.04.2021

*** [taka ciepła herbata…]

taka ciepła herbata
takie zimne ciało zawinięte w ziemię
tę samą którą kochał przed swoim pogrzebem
nie wiem czemu ta biała pościel jeszcze mi tłumaczy
że można spać inaczej z lampką zapaloną
nad książką o tym jak ciało opuszcza duszę
– to jest astralny smutek – mówi w niej Andriej Tarkowski
ciało kochane ciało całowane ciało w lustrze zapisane
blednie cofa się w przepaść znika z oczu
nam zostaje samotność co fruwa bez skrzydeł
i podkreślone zdanie zmienione w testament
zakładka którą zaznaczył jakąś ciepłą stronę
pachnąca mirrą jak stuła do pocałowania
zwieszona z konfesjonału z tamtego świata
przy którym się spowiadam z tęsknoty

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Barbara Gruszka-Zych, *** [taka ciepła herbata…], Czytelnia, nowynapis.eu, 2021

Powiązane artykuły

26.01.2021

W tej godzinie

Teraz zegar wskazuje dziesiątą czterdzieści sześć

Osiemnastego października dwa tysiące piętnastego roku.

Godzina ta jedyna i ostateczna, jak ostatnia:

Pieśni Hildegardy z Bingen z głośników

Wołają o raj. Śpiew, tęsknotę, skupienie

Przecina brzytwą reklamowa przerwa.

 

Pająk niczym odnaleziony przypadkiem guziczek

Przemierza ścianę z niewidoczności w niewidoczność.

Kot na parapecie patrzy na ciebie przez okno,

Jakbyś zamieszkiwał sporych rozmiarów akwarium,

Odwraca łepek ku ciszy z mgły i niedopatrzeń.

Szumią urządzenia domowe do snu wbrew porze dnia.

Nie dotykasz klawisza lub myszki, gaśnie monitor.

 

Ta sekunda jedyna i ostateczna

Stała się drobiną już nie do doświadczenia.

 

Nie wybiera się czasu, wybiera się cząstki

Złudnie podobne do Całości.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Zbigniew Chojnowski, W tej godzinie, Czytelnia, nowynapis.eu, 2021

Powiązane artykuły

02.07.2020

Nowy Napis Co Tydzień #056 / Wszystko jest czekaniem

Po powieść Julii Fiedorczuk, autorki nominowanej do Nagrody Literackiej Nike, sięgnęłam stęskniona za słońcem, którego codzienna wędrówka po nieboskłonie od dawna mnie fascynuje. Kiedy byłam mała, a okres mojego dzieciństwa przypadł na czasy świetności papierowych pamiętników, koleżanka ze szkolnej ławki życzyła mi „odwagi wschodzącego słońca, które mimo nędzy i ogromu zła tego świata, dzień pod dniu przemierza całe niebo, by obdarzać nas blaskiem i ciepłem swych promieni”. Przypominam sobie jej słowa, ilekroć patrzę w tę kulę ognia, która – gdyby chciała – mogłaby nas wszystkich unicestwić, i czuję bijące od niej ciepło. W takich chwilach myślę sobie, że człowiek – najczęściej zupełnie nieświadomie – pokonuje bardzo podobną drogę, wschodzi i zachodzi za swoim własnym horyzontem. Drogę, która ostatecznie prowadzi do miejsca, z którego się wyruszyło, ale właśnie dlatego warta jest przebycia, a każde jej rozpoczynanie jest bodaj największym aktem heroizmu, na jaki nas stać.

*

W książce Pod słońcem, jednej z najnowszych propozycji Wydawnictwa Literackiego, ku mojemu zaskoczeniu znalazłam wszystko to, co kryje się w moim osobistym – być może dziecinnie uproszczonym – pojmowaniu słońca: czas, którego zabrakło, mnóstwo prześwietlonych wspomnień i nieodparte wrażenie, że skądś to znam. A muszę przyznać, że nie oczekiwałam zbyt wiele. „Pod słońcem Podlasia, między Narwią a Bugiem, trudzili się, kochali, poszukiwali własnej drogi, widzieli cierpienie i śmierć” – przeczytałam na tylnej okładce i z góry założyłam, że ja, dziewczyna z południa Polski, która wojnę pamięta jedynie z zachodzących coraz gęstszą mgłą opowieści dziadków, w ogóle się w tej rzeczywistości nie odnajdę, że przejdę nad światem przedstawionym, jak przechodzi się do codzienności, czekając tylko, by znów postawić obie stopy na jedynej ziemi, jaką znam. A teraz, po kilku wieczorach spędzonych z książką, jeszcze nie w pełni przebudzona z letargu, w jaki mnie ona wprawiła, jestem niemalże pewna, że wszędzie dookoła – jak okiem sięgnąć – Bug łączy się z Narwią, i jeśli mnie pamięć nie myli, a z pamięcią nigdy nie wiadomo, przeżyłam już niejedną wojnę. Bo wojna, która miała być tylko tłem powieści Julii Fiedorczuk, a stała się jej bezimiennym bohaterem, „nie skończyła się dziewiątego maja tysiąc dziewięćset czterdziestego piątego roku, jak uczyli w szkołach”. I wcale nieprawda, że następna będzie dla nas łaskawsza od poprzedniej. Zresztą „o tym też już chyba wtedy wiedziałam, chociaż nie wiedziałam, że wiem”.

*

Książka, o której piszę, przypomniała mi, że „pula zdarzeń jest dla wszystkich jedna i wszyscy z tej puli losują”, zupełnie tak, jakbyśmy uciekając przed wspólnym przeznaczeniem, wkładali rękę do wnętrza tego samego kapelusza, zerkając przez ramię na lepszych i gorszych od siebie, nie wiedząc jeszcze, „że każdy musi w końcu przejść przez to samo”, choć dla każdego wojna zaczyna się i kończy gdzie indziej. Bo „TO” wydarzyło się w życiu każdego z nas, przecinając ten świat na „zanim” i „potem”, na „wszystko” i „nic”. Za pomocą barwnych, choć nie przerysowanych metafor, mieszając przy tym fakty z fikcją literacką, autorka opisuje paradoks ludzkich losów. Losów, w których nic nie jest tak, jak być powinno. Cokolwiek przydarza się bohaterom powieści, od miłości po śmierć, dzieje się albo za wcześnie, albo za późno. Trwa albo za długo, albo zdecydowanie za krótko. A jednocześnie – i tego przekazu nie wolno czytelnikowi przeoczyć – lepiej być nie mogło, bo życie jest niezaprzeczalnie najlepszym, co nas spotkało.

*

Wszystkie opisane w powieści historie – lub raczej to, co z nich zostaje – dzieją się pod jednym słońcem. Słońcem, które nie wie, bo nie może wiedzieć, że jest świadkiem czegokolwiek. Słońcem, które każdego dnia przygląda się naszej pod nim krzątaninie i na widok blisko ośmiu miliardów ludzi, którym się wydaje, że wiedzą, co robią – niewzruszenie milczy. Słońcem, które wzbudza jednocześnie strach i pragnienie. Jest – nie przymierzając – symbolem szczęścia, a sięganiu po szczęście zawsze towarzyszy lęk. Gdyby tak dotknąć nieba i wykorzystując chwilę Bożej nieuwagi, zerwać to słońce i włożyć je sobie do ust. Poczuć, jak jego blask wlewa się do środka i wypełnia nas po brzegi. Wtedy dopiero, jak fantazjuje Saszka – bodaj jedyny bohater książki, któremu moglibyśmy pozazdrościć – człowiek „najadłby się do syta i już nigdy, przenigdy nie skręcałby się z głodu”, za niczym już więcej nie tęsknił. Słońcem, pod którym rodzimy się, jesteśmy i umieramy. Bezustannie, pod dyktando słonecznego boga, uczymy się naszej roli, „tej, która nie wystarczy”. Zataczamy żałosne ósemki, depcząc po własnych śladach. Na tym w istocie – zdaje się przekonywać autorka – polega całe ludzkie życie: „na powtarzaniu w kółko tych samych czynności”. I kiedy jutro Zofia – Zosieńka, „Szalona” – zakuta w płaszcz pójdzie do pracy, my pójdziemy razem z nią. „Codziennie to samo. To samo i to samo”. I żadne słońce nas od tego nie wybawi.

*

Pod słońcem to także opowieść o sztuce opowiadania. „Życie jest opowieścią” – postulował Gabriel García Márquez, a Julia Fiedorczuk rozwija ów wątek, nadając mu wymiar jednostkowy, a przy tym jakby jeszcze bardziej ogólnoludzki. Żyjemy, a więc dzień za dniem snujemy naszą opowieść zwaną życiem, choć w głębi duszy czujemy, że ta historia – mimo usilnych starań, by nadać jej sens – nie wydarzyła się naprawdę. A jednak, lekceważąc podszepty zdrowego rozsądku, opowiadamy o sobie od początku do końca. Jak ten głupi Saszka, co tylko tańczyć umiał i „tak siebie opowiadał światu”. Opowiadamy, bo doskonale wiemy, że najdłużej żyjemy w pamięci innych, tak bardzo zależni od tego, czym się komuś wydawało, że jesteśmy. Lubimy przy tym wymyślać, przeinaczać, zniekształcać, i choć w rezultacie tych zabiegów upiększamy nasze opowieści, to „nie tak, żeby kłamać, tylko żeby było raźniej”. Co by się bowiem stało, gdyby człowiek nie wymyślał? Na to pytanie autorka powieści odpowiada słowami Miszy: „Wtedy byłaby tylko sama prawda”. A prawda jest nieznośna.

*

Analizując plątaninę zdarzeń opisanych w książce, uświadamiam sobie, że wszystko, co jest, to strzępki zaledwie, a życie jest czekaniem. Czekaniu zaś zawsze towarzyszy jakaś utopijna wizja. Józek, na przykład, wierzy, że „kiedy znikną granice pomiędzy krajami, wtedy dopiero skończą się wojny”. Zosia marzy, by spotkać się z ukochanym, którego wojna – ta sama, a przecież zupełnie inna – zdążyła jej odebrać. I choć inni przestrzegają naiwną dziewczynę, że „nie wolno wypuszczać duszy poza mądrze wymyślone ramy zwykłego ludzkiego myślenia i życia”, bo w najlepszym wypadku grozi to szaleństwem, ona nie przestaje czekać. To nasze czekanie – każdego na coś innego, czyli na Bóg wie co – to wątła konstrukcja, która prędzej czy później musi się ugiąć pod ciężarem rzeczywistości. Żadnemu z bohaterów książki nie udaje się sprawić, żeby nie runęła, żeby nie przegrała z jawą, która – jak pisała Wisława Szymborska – „otwiera się sama i nie daje się domknąć”, a co gorsza „nie ma od niej ucieczki”.

Pod słońcem jest przestrogą przed ślepym czekaniem. Cokolwiek pragniemy zrobić, cokolwiek powiedzieć, kiedy przyjdzie czas, przestaje mieć znaczenie, jeśli przesłania nam to, czym jesteśmy teraz. Dlatego tak ważne jest, abyśmy umieli dostrzegać cuda codzienności, potrafili się dziwić – niczym uczniowie pana Franciszka, tego, który rzeźbił z piorunów – że one się jednak dzieją, i to na naszych oczach. Że musi być tak, jak jest. Dopiero z drugiej strony, na odwrocie życia – tam, gdzie wszystko będzie inaczej, a więc tak, jak być powinno – na świecie zapanuje pokój, a zmarli do nas powrócą. O ile doczekamy.

*

Dużą rolę w powieści Julii Fiedorczuk odgrywa pamięć. Jej strumienie przecinają ziemie Podlasia, mieszają z mułem najpilniej strzeżone tajemnice, a później – jak gdyby nigdy nic – odprowadzają je do rzek. Wylewają sporadycznie i tylko wtedy, kiedy nikt nie patrzy. To one decydują, co i kiedy wyrzucić z pamięci. Woda – pełniąca w powieści rolę zwierciadła, w którym odbijają się losy bohaterów – pamięta wszystko, każdy najdrobniejszy szczegół. Jest także oddaną wspólniczką słońca, któremu pozwala się w sobie przeglądać, nie oczekując niczego w zamian. Ludzie chodzą nad wodę, by tam wyznawać miłość, snuć plany na przyszłość albo poprzysięgać zemstę. Tak powstaje pamięć o ludziach, tak ludzie chronią się przed zapomnieniem. „Pamięć jest dziwna” – pisze autorka i każe nam się zmierzyć z tym stwierdzeniem wielokrotnie, przy czym za każdym razem pojawia się ono jakby znienacka i swoją oczywistością zaskakuje zarówno czytelnika, jak i samych bohaterów.

Ich życie, podobnie jak życie każdego z nas, utkane jest ze wspomnień. Dobrych i złych, jedynych i niepowtarzalnych, ale i takich, które chciałoby się wymazać albo przynajmniej zepchnąć w jakiś zakątek umysłu. Ale zapomnieć się nie da. Można tylko udawać, że się nie pamięta, bo kiedy „raz się coś zobaczyło, nie można już tego odzobaczyć”. Pamięć to wielkie przekleństwo ludzkości. Kara za grzech pierworodny. Rodzimy się po to, żeby pamiętać. Właśnie dlatego śmierć pozwala poczuć ulgę, kiedy uwalnia nas od ciężaru wspomnień. Szczęśliwi ci, którzy pamiętają niewiele, „bo kiedy człowiek niewiele pamięta, nie musi aż tak bardzo przejmować się życiem i śmiercią”.

*

Jest jeszcze tęsknota i to ona spaja pozostałe wątki powieści. Piecze jak świeża rana, drwi sobie z czasu i opiera się niepamięci. Wszystkie postaci występujące w książce – ci, którzy przeżyli wojnę i ci, którym się nie udało – w pewnym momencie dochodzą do wniosku, że życie jest ciągłym zawieszeniem między dwiema śmierciami. Pierwsza z nich, zwana potocznie osobistą tragedią, zabiera nam bliskich i niweczy nasze marzenia. Druga natomiast – przywracając nas do miejsca, z którego zostaliśmy wyrwani dokładnie wtedy, kiedy już mieliśmy uwierzyć we własne niebywałe szczęście – przynosi upragniony spokój, pozwala „wrócić w osobność, do miejsc, z których wszystko już dawno wypełzło”. Strata – ta największa, kiedy tracimy jakąś cząstkę siebie – zawsze przynosi ból, który nauczyliśmy się uśmierzać.

Tym, którzy odeszli i temu, czego już nie ma, stawiamy pomniki albo oprawione zdjęcia. Szczególnie upodobaliśmy sobie te ostatnie. Być może dlatego, że na pomnik trzeba sobie zasłużyć. Fotografie są dla wszystkich i upamiętniają samo życie, jakie by ono nie było. Tylko na fotografiach jesteśmy tam, gdzie byliśmy poprzednim razem, „zawsze tacy sami”. Misza także wolał zdjęcia od pomników, które uważał za martwe i nieciekawe. Trzymając w ręku miniaturę tego, co minione, oswajamy się ze stratą, chociaż w głębi serca – a raczej w samej metaforze jego głębi – wiemy przecież, że to nieprawda, że „nawet ci ze zdjęć, uroczyści i smutni” obracają się w popiół. Zastanawiam się, czy z jednakowym trudem będziemy się oswajać z własną nieobecnością, kiedy już zgubimy samych siebie, „jak jakiś mały przedmiot, monetę albo klucz”. Czy w ogóle będziemy potrafili się z tą stratą pogodzić.

Nie wiem tego, ale książka Julii Fiedorczuk napawa mnie optymizmem i pozwala wierzyć, że jeśli nawet byliśmy tu tylko przez chwilę, to przecież jest tak, jakbyśmy zostali na zawsze. A jeśli zmarnowaliśmy nasze życie? Na to pytanie autorka również ma odpowiedź: „uszkodzony czas”, czas niewykorzystany, wraca do Wielkiego Młynka na ponowny przemiał. Jeśli więc czasem dopada nas przeczucie, że żyjemy cudzym życiem, to bardzo możliwe, że dostało nam się co nieco z takiego przemiału.

Julia Fiedorczuk, Pod słońcem, Kraków: Wydawnictwo Literackie, 2020.

Okładka książki "Pod słońcem"

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Agata Joanna Kornacka, Wszystko jest czekaniem, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2020, nr 56

Powiązane artykuły

09.04.2020

Nowy Napis Co Tydzień #044 / Moja przyjaciółka znów jest ze mną

Zapraszamy do obejrzenia nagrania.

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Miłosz Biedrzycki, Moja przyjaciółka znów jest ze mną, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2020, nr 44

Powiązane artykuły

Loading...