19.10.2023

Nowy Napis Co Tydzień #225 / Tylko prawda jest ciekawa. „Elegie bukowskie i inne wiersze” Bertolta Brechta

Niełatwo pisać o klasykach, o których wiele już powiedziano ‒ a Bertolt Brecht bezsprzecznie do tego grona należy. Znany jest głównie z osiągnięć w dziedzinie teatru: opracował własną koncepcję inscenizacyjną – polegającą na podkreślaniu fikcyjnego charakteru wydarzeń scenicznych oraz tworzeniu dystansu wobec akcji dramatu (tak zwany efekt obcości) – w celu zniszczenia iluzji rzeczywistości. Brecht tworzył sztuki, które, wystawione na scenie, miały nie tyle budzić w widzach przeżycia estetyczne, ile raczej pobudzać do racjonalnego myślenia i społecznego działania. Twórca dał się również poznać jako poeta ‒ i właśnie ta część jego dorobku będzie interesować mnie najbardziej.

Szansę na przyjrzenie się liryce autora Opery za trzy grosze zapewniają wydane nakładem Wydawnictwa a5 Elegie bukowskie i inne wiersze w wyborze i tłumaczeniu Ryszarda Krynickiego. Joanna Dziwak zauważa:

Do 1989 roku ukazały się dwa wydania znakomitych tłumaczeń: Wiersze wybrane z 1954 roku w przekładzie Stanisława Jerzego Leca oraz Postylla domowa i inne wiersze w przekładzie Roberta Stillera (1987). Po przemianie ustrojowej poezja Brechta została zdecydowanie odsunięta na boczne tory, dopiero w roku 2006 na łamach pisma „Literatura na Świecie” ukazał się obszerniejszy wybór w tłumaczeniu Andrzeja Kopackiegohttp://akcentpismo.pl/spis-tresci-numeru-22008/bertolt-brecht-wiersze/ [dostęp: 19.07.2023].[1].

Autorka cytowanej noty pomija natomiast – a przecież warto o nich wspomnieć – opublikowane w drugim obiegu edycje w tłumaczeniu Krynickiego z lat siedemdziesiątych. Dziwak, pisząc swój tekst w 2008 roku, nie miała jednak prawa wiedzieć, że wkrótce światło dzienne miała ujrzeć książka wydana przez Biuro Literackie pod tytułem Ten cały Brecht – pierwszy od ponad dwudziestu lat zbiór wierszy niemieckiego pisarza po polsku, w pakiecie ze szkicami napisanymi przez czterech tłumaczy: Jacka Stanisława Burasa, Piotra Sommera, Jakuba Ekiera i Andrzeja Kopackiego.

Patrząc z perspektywy lat, zainteresowanie liryką Brechta stale wzrasta, zważywszy zapewne na jej wciąż aktualny rys ideologiczno-etyczny: sprzeciw wobec totalitaryzmu, walka z szeroko rozumianą przemocą, solidarność ze słabszymi, projektowanie nowej rzeczywistości. Nie bez znaczenia pozostają rzecz jasna walory estetyczne, choć z upływem lat wywołują one z pewnością mniej emocji niż nie zawsze jednoznaczna postawa ideowa bohatera niniejszego szkicu.

Pisarskie credo Bertolta Brechta najtrafniej oddają jego własne słowa, zawarte w eseju pod tytułem Pięć trudności w pisaniu prawdy:

Ten, kto chce dziś walczyć z kłamstwem, niewiedzą, kto chce pisać prawdę, musi przezwyciężyć pięć trudności: mieć musi odwagę pisania prawdy, choć wszędzie jest gnębiona; mądrość rozpoznawania jej, choć wszędzie jest gnębiona; sztukę, by nadać jej chwytność oręża; osąd właściwego wyboru tych, w których dłoniach będzie skuteczna; chytrość, aby ją wśród nich rozpowszechniaćB. Brecht, Pięć trudności w pisaniu prawdy, Poznań 2018, s. 35.[2].

Równie trafnie postawę Brechta ukazują wiersze pomieszczone chociażby w tomie Wiersze svendborskie z 1939 roku. Wśród nich na uwagę zasługuje Wojna, która nadejdzie – krótki liryk z uniwersalnym przesłaniem:

Wojna, która nadejdzie
Nie będzie pierwsza. Przed nią
Były inne wojny.
Kiedy skończyła się ostatnia
Byli zwycięzcy i pokonani.
U pokonanych prosty lud
Głodował. U zwycięzców
Prosty lud głodował równieżTenże, Wojna, która nadejdzie [w:] tegoż, Elegie bukowskie i inne wiersze, Kraków 2022, s. 63.[3].

Utwór operuje wysokim stopniem generalizacji ‒ wojna nie jest tutaj skonkretyzowana, nie zostały przytoczone żadne fakty odnośnie jej przyczyn, przebiegu, czasu czy lokalizacji. Poetę bardziej interesuje stan rywalizacji jako takiej, w trakcie której dochodzi do starcia pierwotnych ludzkich instynktów z pozornie wyraźnym podziałem na zwycięzców i przegranych. Pozornym, ponieważ ostatecznie okazuje się, że „u zwycięzców / prosty lud głodował również”. Albo inaczej: ów wyraźny podział dotyczyć może wyłącznie ludzi u szczytu, oficjeli, nigdy zaś ludzi z niższych szczebli społecznych, którzy muszą umrzeć, niezależnie od tego, czy walczą w imieniu mglistych idei, czy po prostu próbują za wszelką cenę przetrwać, nie opowiadając się po którejkolwiek stronie konfliktu. U Brechta, jak łatwo wywnioskować, ważniejsza od fajerwerków stylistycznych jest sama myśl przewodnia (wojna) oraz wynikające stąd konsekwencje dla życia społeczeństw, dla przebiegu historii. Czytelnik przywykły do poruszania w literaturze tak zwanych kwestii najwyższej rangi nie polubi przyziemnie ukorzenionej liryki. Warto również odnotować, z jaką płynnością, zaledwie na przestrzeni kilku linijek, dokonał się w omawianym utworze ruch od faktu zaistnienia nieokreślonej wojny do porażających swym konkretem skutków jej wywołania. Nawet jeśli słowo „jednostka” (którego Brecht nieszczególnie lubił) zostało zastąpione rozproszonym „prostym ludem” – a więc kolektywem.

Aby dotrzeć do prawdy, którą tak hołubił, niemiecki pisarz wykorzystywał również dłuższe formy, odnoszące się do konkretnego czasu i miejsca, z wyraźnym zacięciem satyrycznym; chodzi oczywiście o cykl Satyr niemieckich. Wśród nich czytelnik może znaleźć wyśmienity wiersz Palenie książek. Cytuję jego zakończenie:

Spalcie mnie – pisał lotnym piórem – spalcie mnie!
Nie możecie mi tego zrobić! Nie pomijajcie mnie! Czy
Nie mówiłem zawsze prawdy w moich książkach? A teraz
Miałbym być przez was potraktowany jak kłamca? Rozkazuję wam:
Spalcie mnie!Tamże, s. 72. [4]

Gatunek satyry wykorzystuje przewrotność obierającą sobie za cel krytykę społeczną. Tak też dzieje się w przytoczonym utworze, którego bohater w bezpośredniej odezwie do nazistów nakazuje im spalenie napisanych przez niego książek. Kluczowe jest tutaj słowo „rozkazuję”: władza musi pozostać posłuszna wobec żądań przedstawicieli stłamszonego społeczeństwa; nigdy na odwrót. Ekspresyjność wypowiedzi uwydatnia spora liczba zdań wykrzyknikowych (warto dodać, że na rozwój artystyczny autora Baala wpłynął nurt ekspresjonistyczny, co z reguły częściej widać w jego dramatopisarstwie niż w liryce). Brecht należy do grona pisarzy, którzy niejako wywołują czytelnika „do tablicy”: najgorsza reakcja, jaka bowiem może się przydarzyć, to obojętność.

Co ciekawe, ostrze satyry, choć wymierzone przede wszystkim w nazizm, nie oszczędza także drugiego totalitaryzmu XX wieku. W Szybkości budownictwa socjalistycznego czytelnik ma okazję zapoznać się z miniaturą – a Brecht celował w krótkich formach lirycznych – działającą na zasadzie anegdoty:

Pewien człowiek, który w 1930 roku przybył z Nikołajewska nad Amurem
Zapytany w Moskwie, jak teraz jest w jego stronach, odpowiedział:
Skąd mam to wiedzieć? Moja podróż
Trwała sześć tygodni a w ciągu sześciu tygodni
Zmienia się tam wszystkoTamże, s. 66.[5].

Brecht, znany z radykalnie lewicowych poglądów, zauważa wypaczenia ZSRR i opisuje je w humorystyczny sposób. Słowa: „zmienia się tam wszystko” z miejsca potraktujemy jako przejaw pozytywnego stanu rzeczy, w opozycji do wspomnianego przejazdu z Nikołajewska do Moskwy, trwającego aż sześć tygodni. Tymczasem zmiany mogą dokonywać się również in minus. ZSRR w wierszu Brechta sprawia wrażenie nieprzewidywalnego molocha, proteuszowego bytu, który nieustannie zaskakuje zwykłych obywateli. Przy wnikliwej lekturze wydaje się, że właśnie ta nieprzewidywalność najbardziej przeraża bohatera utworu ‒ i po trosze też zapewne samego autora.

Niewątpliwie tło polityczne, na którym powstawała liryka Bertolta Brechta, silnie wpływa na całościowy odbiór jego projektu, ale wartość literacka utworów zapewne jeszcze długo nie pozwoli im się zdezaktualizować. Na uwagę zasługują jednak także wiersze kameralne, wyciszone, skupione choćby na subtelności relacji międzyludzkich. Spostrzegawczość Brechta, jego talent do formułowania bon motów na podstawie obserwacji zachowań drugiego człowieka – ale i umiejętność wglądu we własną osobę – niezmiennie robią wrażenie. Spójrzmy przykładowo na wiersz Przerwany sznur:

Przerwany sznur można znowu związać.
Znów trzyma, ale jest
Przerwany.

Być może spotkamy się jeszcze, ale tam
Gdzie mnie opuściłaś
Już mnie nie spotkaszTamże, s. 92.[6].

Poeta pomija okoliczności rozstania kochanków. Niczego się o nich nie dowiemy, pozostają tylko domysły, otwarte furtki wyobraźni. Podział utworu na dwie zwrotki trzywersowe gwarantuje czytelność przekazu, stwarza okazję do uwypuklenia głównej myśli. A myśl ta jest nieszczególnie optymistyczna, wskazuje, że czyny z przeszłości zawsze rzucają cień na naszą przyszłość, a od decyzji, jakie podjęliśmy, nie sposób się już uwolnić. Co ciekawe, parę stron dalej (strona 102 omawianego zbioru), czytelnik ma szansę zapoznać się z wierszem przeczącym takiemu przesłaniu. Oto jego fragment:

Co się stało, to się stało. Wody
Dolanej do wina już nie
Odlejesz. Ale
Wszystko się zmienia. Zacząć od nowa
Możesz z ostatnim tchnieniem.

Czy taki zabieg można nazwać palinodią? Zapewne tak. Niemiecki twórca stara się po prostu oddać „całą jaskrawość” życia, a nie tylko jego ciemną stronę. Tym samym przybliża czytelnika do prawdy, która rzadko kiedy bywa jednoznaczna i łatwo uzgadnialna.  

Liryka Bertolta Brechta odznacza się szlachetnością intencji oraz klarownością przekazu. Nie uświadczy się tutaj stylistycznych popisów, jej awangardyzm polega raczej na sięgnięciu po możliwości mowy tak zwyczajnej, jak tylko to możliwe, ostentacyjnie niepoetyckiej, mowy totalnie wyzbytej z ornamentyki. Owszem, dałoby się czasami nieco „podkręcić” stylistyczny/formalny koloryt niektórych utworów, ale nie o to chodziło przecież Brechtowi. Pamiętajmy zresztą, że wydatny wpływ na jego wizję artystyczną miała poezja chińska słynąca ze skrótowości i półcieni. Niejednoznaczny bywa Brecht przede wszystkim w wierszach kameralnych, choć utwory polityczne także potrafią zaskoczyć nieoczywistym ujęciem sprawy. Zapamiętam na przykład na długo słowa z Niezbędności propagandy:

I jeszcze jedno, co wzbudza nieco wątpliwości
W sens propagandy: im więcej jest w naszym kraju propagandy
Tym mniej jest wszystkiego innegoTamże, s. 79.[7].

Takich zdań, szczęśliwie dla polskiego czytelnika, zostało w zbiorze pomieszczonych niemało, a że lwią część czytelników liryki stanowią sami poeci, nasuwa się pytanie, czy twórczość poetycka Brechta może się komukolwiek z nich na cokolwiek przydać. Wydawać by się mogło, że w dobie wciąż nieźle prosperującego w Polsce zaangażowania polityczno-społecznego, odpowiedź będzie twierdząca. Z drugiej strony ‒ model awangardy promowany przez polską krytykę niekoniecznie chyba licuje z tym, który swym nazwiskiem tak udanie firmował niemiecki klasyk.

B. Brecht, Elegie bukowskie i inne wiersze, wybór i tłumaczenie R. Krynicki, Wydawnictwo a5, Kraków 2022.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Piotr Jemioło, Tylko prawda jest ciekawa. „Elegie bukowskie i inne wiersze” Bertolta Brechta, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 225

Przypisy

  1. http://akcentpismo.pl/spis-tresci-numeru-22008/bertolt-brecht-wiersze/ [dostęp: 19.07.2023].
  2. B. Brecht, Pięć trudności w pisaniu prawdy, Poznań 2018, s. 35.
  3. Tenże, Wojna, która nadejdzie [w:] tegoż, Elegie bukowskie i inne wiersze, Kraków 2022, s. 63.
  4. Tamże, s. 72.
  5. Tamże, s. 66.
  6. Tamże, s. 92.
  7. Tamże, s. 79.
  8. J. Malègue, Pierres noires. Les classes moyennes du Salut, Paris 1958. Pracę nad powieścią autor rozpoczął  w 1933 roku. Została ona opublikowana dopiero osiemnaście lat po jego śmierci, gdy całkowicie już o nim zapomniano.
  9. J. Malègue, Rewolucja, tłum. U. Dąbska-Prokop, Kraków 2021, s. 37.
  10. Tamże, s. 17.
  11. Tamże, s. 41.
  12. Encyklika Leona XIII z 1879 r. Aeterni Patris Unigenitus. W tomistyczną odnowę wpisują się we Francji Jacques Maritain i Étienne Gilson.
  13. Encyklika Pascendi dominici gregis Piusa X.
  14. Badania między innymi José Fontaine’a, La Gloire secrète de Joseph Malègue, Paris 2016.
  15. Por. analizę historyczną i socjologiczną tego ruchu: H. Serry, Naissance de l’intellectuel catholique, Paris 2004, F. Gugelot, Conversion des intellectuels au catholicisme en France (1885–1935), Paris 2010. Warto tu wspomnieć, że zalążki tej odnowy znajdują się już w twórczości pisarzy, takich jak: Barbey d’Aurevilly, Joris-Karl Huysmans, Charles Péguy, Léon Bloy.
  16. M. Wyka, Brzozowski i jego powieści, Kraków 1981, s. 202.
  17. W. Holewiński, Pogrom 1907, Warszawa 2020, s. 153.
  18. Jesienią, kiedy do Piotrogrodu zbliżał się front, z Pałacu Zimowego wywieziono dwoma pociągami do Moskwy wszystkie obrazy i dzieła sztuki.
  19. Istniało kilka batalionów kobiecych, liczących w sumie mniej więcej pięć tysięcy ochotniczek. Jednak tylko dwa z tych oddziałów, w tym batalion Boczkariowej, wzięły udział w walkach na froncie.
  20. B. Wildstein, „O kulturze i rewolucji”, Warszawa 2018, s. 66.
  21. B. Wildstein, „Dolina nicości”, Kraków 2008, s. 164.

Powiązane artykuły

29.09.2022

Nowy Napis Co Tydzień #171 / Kapitalizm jako potwór

Sonia Nowacka, krytyczka literacka, poleca Na giełdach nadprodukcji pikują akcje przetrwania Szczepana Kopyta:

Książkę wyróżnia nietypowy format, a przede wszystkim rozwiązania typograficzne, które sprowadzają się do zastosowania nierównomiernego rozłożenia fraz i tekstów. Również tytuły zostały sformatowane w taki sposób, że albo są wtłoczone w narrację, albo po prostu pominięte […]. Tematyka jest charakterystyczna dla Szczepana Kopyta, który jest autorem książek o mocnym, rewolucyjnym tonie. Książka ta może wyróżnia się większym pesymizmem niż poprzednie.

Więcej informacji o tomie Szczepana Kopyta na wideo.

Szczepan Kopyt, Na giełdach nadprodukcji pikują akcje przetrwania, WBiCAK, Poznań 2019.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Sonia Nowacka, Kapitalizm jako potwór, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 171

Przypisy

  1. http://akcentpismo.pl/spis-tresci-numeru-22008/bertolt-brecht-wiersze/ [dostęp: 19.07.2023].
  2. B. Brecht, Pięć trudności w pisaniu prawdy, Poznań 2018, s. 35.
  3. Tenże, Wojna, która nadejdzie [w:] tegoż, Elegie bukowskie i inne wiersze, Kraków 2022, s. 63.
  4. Tamże, s. 72.
  5. Tamże, s. 66.
  6. Tamże, s. 92.
  7. Tamże, s. 79.
  8. J. Malègue, Pierres noires. Les classes moyennes du Salut, Paris 1958. Pracę nad powieścią autor rozpoczął  w 1933 roku. Została ona opublikowana dopiero osiemnaście lat po jego śmierci, gdy całkowicie już o nim zapomniano.
  9. J. Malègue, Rewolucja, tłum. U. Dąbska-Prokop, Kraków 2021, s. 37.
  10. Tamże, s. 17.
  11. Tamże, s. 41.
  12. Encyklika Leona XIII z 1879 r. Aeterni Patris Unigenitus. W tomistyczną odnowę wpisują się we Francji Jacques Maritain i Étienne Gilson.
  13. Encyklika Pascendi dominici gregis Piusa X.
  14. Badania między innymi José Fontaine’a, La Gloire secrète de Joseph Malègue, Paris 2016.
  15. Por. analizę historyczną i socjologiczną tego ruchu: H. Serry, Naissance de l’intellectuel catholique, Paris 2004, F. Gugelot, Conversion des intellectuels au catholicisme en France (1885–1935), Paris 2010. Warto tu wspomnieć, że zalążki tej odnowy znajdują się już w twórczości pisarzy, takich jak: Barbey d’Aurevilly, Joris-Karl Huysmans, Charles Péguy, Léon Bloy.
  16. M. Wyka, Brzozowski i jego powieści, Kraków 1981, s. 202.
  17. W. Holewiński, Pogrom 1907, Warszawa 2020, s. 153.
  18. Jesienią, kiedy do Piotrogrodu zbliżał się front, z Pałacu Zimowego wywieziono dwoma pociągami do Moskwy wszystkie obrazy i dzieła sztuki.
  19. Istniało kilka batalionów kobiecych, liczących w sumie mniej więcej pięć tysięcy ochotniczek. Jednak tylko dwa z tych oddziałów, w tym batalion Boczkariowej, wzięły udział w walkach na froncie.
  20. B. Wildstein, „O kulturze i rewolucji”, Warszawa 2018, s. 66.
  21. B. Wildstein, „Dolina nicości”, Kraków 2008, s. 164.

Powiązane artykuły

11.05.2022

Puste miejsca

Publikacja z 15 marca, „Rzeczpospolita. Plus Minus” 1997.

Przez wiele lat PRL wpajano nam przekonanie, iż była jedna Wielka Rewolucja Październikowa, dla której czymś zaledwie w rodzaju chaotycznej uwertury była (tak zwana i pisana małą literą) rewolucja lutowa. Niedawno minęła niemal bez echa siedemdziesiąta dziewiąta rocznica (dziś już chyba tak zwana) Wielkiego Października, w tym tygodniu natomiast (13 marca) minęła okrągła, osiemdziesiąta rocznica nigdy niefetowanej rewolucji lutowej. Mimo że z łatwością możemy dziś sięgnąć po lektury, dotyczące roku 1917 w Rosji, które w inny sposób przedstawiają te wydarzenia, jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że obraz wciąż jeszcze jest niepełny. Szczególnie jeśli chodzi o relacje naocznych świadków. Całkiem niedawno, w ubiegłym roku (1996) polscy czytelnicy z ostali zaskoczeni wydaniem przez londyński „Puls” nieznanej książki Jana Parandowskiego. Opublikowany po raz pierwszy w 1919 roku przez młodego, dwudziestoczteroletniego wówczas autora, a dziś cudem niemal wydobyty z archiwów, Bolszewizm i bolszewicy w Rosji stał się swego rodzaju sensacją. O książce Parandowskiego jeszcze przed jej współczesnym wydaniem pisał na łamach „Rzeczpospolitej” Gustaw Herling-Grudziński, a także Krzysztof Dybciak, za którym warto przypomnieć także takie zapomniane pozycje, dotyczące wydarzeń w Rosji, jak Carat i rewolucja Brunona Rappaporta i Przez płonący Wschód Ferdynanda Goetla (którego wybitną postać przypomniał ostatnio „Plus Minus”, nr 6/97).

Zaniedbanie dotyczące wczesnej książki Parandowskiego wydaje się nieco dziwne, zważywszy późniejszą sławę autora MitologiiAlchemii słowa.

Zamazane plamy historii

Zarazem jednak nie jest to aż tak zaskakujące. Książka Parandowskiego dzieliła los wielu innych publikacji – wspomnień, analiz, powieści dotyczących tego samego tematu. Z książek o Rosji roku 1917 i lat późniejszych, pisanych przez świadków czy komentatorów owych wydarzeń, a przywróconych po roku 1989 polskiej kulturze, warto wymienić Lenina Ferdynanda A. Ossendowskiego i Pożogę Zofii Kossak-Szczuckiej, których pierwsze wydania ukazały się przed wojną (Pożoga jeszcze w latach 20.). Także wielokrotnie wówczas wznawiane, autobiograficzne opowiadania Eugeniusza Małaczewskiego Koń na wzgórzu po wojnie wydano dopiero w 1991 roku. Strzępy epopei Melchiora Wańkowicza, o I Korpusie Wschodnim generała Dowbór-Muśnickiego, wznowiono w 1993 roku. Wiele innych zapewne nie doczeka się wznowień, czy choćby opracowań. Dzielą ich los liczne pamiętniki dowborczyków, w tym także wspomnienia samego generała, jak i wspomniane już książki Rappaporta i Goetla. Wyjątkowym nazwać można fakt wydania w 1970 roku autobiografii hallerczyka i działacza niepodległościowego Edwarda Ligockiego Dialog z przeszłością, opatrzonej odpowiednio ostrożnym komentarzem wydawcy.

Literatura ta niekoniecznie musiała być jednobrzmiąca. Czym innym było pisarstwo związanego z białymi kontrrewolucjonistami Ossendowskiego i Zofii Kossak, piszącej o zniszczeniu przez rewolucję polskiej kultury ziemiańskiej na kresach, a czym innym wspomnienia Rappaporta o organizowaniu się na emigracji w Rosji polskiego szkolnictwa i życia kulturalnego. Relacja Goetla była analizą przemian zachodzących w gospodarce, na przykładzie rolnictwa w Tadżykistanie (w 1915 roku zaborca rosyjski ewakuował część ludności, instytucji i fabryk z ziem polskich w głąb Rosji przed natarciem Niemców). I choć niektóre z tych książek (w tym także szkice Parandowskiego) dotknięte są skazą antysemityzmu, mają wartość gorącego zapisu wydarzeń.

Pomimo wznowień kilku pozycji wspomniany okres pozostaje białą plamą, a może nie tyle białą, co zamazaną brzydką mazią fałszu. Istnieją bowiem wypełniające tę plamę dzieła, jak książka Krystyny Sierockiej, pod obiecującym tytułem Polonia radziecka 1917–1939, wydana w 1968 roku (PIW) czy już z początku lat 70. szkic Stefana Żółkiewskiego Rewolucja a przemiany kultury literackiej 1918–1939 w antologii Literatura polska wobec rewolucji (PIW), w którym ziarno od plew tak trudno oddzielić, że trzeba by nie lada cierpliwego Kopciuszka. Opracowania te i tym podobne badają stopień nasycenia literatury polskiej ideą bolszewizmu. Sierocka autorów takich jak Goetel zbywa krótko zarzutem „niezrozumienia istoty rzeczy”; podobnie Kossak-Szczucką, Ligockiego i Małaczewskiego, o których pisze, że „cechuje ich postawa nienawiści”. Epitety zastępują analizę. O istnieniu książki Parandowskiego Sierocka zapewne nie wiedziała, ale także nazwiska Ossendowskiego i Wańkowicza nie padają w ogóle, choć ten ostatni był przecież również autorem napisanej w latach trzydziestych Opierzonej rewolucji, w zasadzie przychylnej Związkowi Sowieckiemu.

Nie ulega wątpliwości, że po roku 1915 na terenie Rosji znaleźli się Polacy o różnych zapatrywaniach. Często tak młodzi, że ich dojrzałość kształtowała się równolegle z zachodzącymi wówczas wydarzeniami. Jan Parandowski był jednym z nich.

Powrócę do jego młodzieńczego, a wznowionego niedawno dzieła. Warta uwagi jest próba przedstawienia rozpadu aparatu państwowego i gospodarki w wyniku „reformatorskich” działań bolszewików (nieco podobna do analizy Goetla). Książka Parandowskiego jest uporządkowanym zbiorem szkiców teoretycznych i jako taka stanowi niewątpliwą wartość. Przynosi obraz nastrojów społecznych, ocenę kilku miesięcy władzy Rządu Tymczasowego, potem władzy bolszewików, która nie dość, że rozkłada państwo, to „nie cofnie się przed zarzutem despotyzmu i krwiożerczości, bo nie zna sentymentów, jak ich nie znał Iwan Groźny”.

Spojrzenie z dołu

Nie ujmując niczego wspomnianym autorom, wciąż najciekawsze wydają się dwie książki napisane przez ludzi, którzy do bolszewizmu przystali, by potem od niego odejść. Obie powstały po latach. Myślę tu o autobiograficznej powieści Igora Newerlego Zostało z uczty bogów. Napisana przez autora pod koniec lat 60., przeleżała w „Czytelniku” do roku 1980, gdzie znalazł ją Andrzej Mencwel i zdążył w krótkim okresie liberalizacji cenzury w Polsce opublikować prawie w całości, w redagowanym przez siebie miesięczniku „Meritum”. Potem, w latach stanu wojennego, całość ukazała się w 1986 roku w paryskiej „Kulturze” i podziemnie w „Nowej”, a w 1988 w „Czytelniku” z zaznaczonymi ingerencjami cenzury, by dopiero niedawno, w 1996 roku normalną drogą i w całości trafić do polskich księgarń. Drugą książką, o której myślę, są Moje wspomnienia emigracyjnego pisarza Wacława Solskiego, wydane w 1995 roku przez londyński „Aneks” (po raz pierwszy opublikowała je paryska „Kultura” w 1977 roku).

Po przeczytaniu w „Meritum” skróconej wersji powieści Newerlego, Adam Michnik, w pisanym w więzieniu eseju Ginąć odświętnie z 1983 roku, podkreślał jej wartość: „Polscy komuniści nie zostawili uczciwych pamiętników, zaś Polacy piszący o rewolucji bolszewickiej postrzegali ją zwykle tylko jako terror. W tym stanie rzeczy książka Newerlego – poza swymi walorami literackimi – stanowi również cenne źródło dla historyka”.

Jeśli nawet wspomnienia Solskiego również nie są całkiem szczere, nie ulega dla mnie wątpliwości, że ich wyjątkowość jest porównywalna z autobiograficzną powieścią Newerlego. Obie te książki to rodzaj spowiedzi, to próba znalezienia uzasadnienia dla własnej fascynacji, uczestnictwa i przyczyn odejścia, a właściwie w obu przypadkach – ucieczki od bolszewizmu. Rzecz jasna, są różnice. Pierwsza i wcale niebagatelna wynika z wieku.

Igor Newerly w lutym 1917 roku miał czternaście lat; był dzieckiem, które dorastało w tyglu wydarzeń i dorastając, zmieniało się, jak zmieniało się oblicze rewolucyjnej Rosji. Wiosną 1917 roku polityczne wybory były jeszcze przed nim. Jego zachłyśnięcie się rewolucją było więc zapożyczone, wspólne dla wszystkich otaczających go ludzi. „Na początku w dniach marcowych wszystkie głosy były zgodne i brzmiały odświętnie” – pisze. Potem zaczęła się rywalizacja o rząd dusz. Bolszewicy umieli zaskarbić sobie sympatię młodego chłopca drobiazgami. Nie bez znaczenia było, że objęcie przez nich władzy wybawiło go od sprawy sądowej, grożącej za ustrzelenie kaczek sąsiada. Podobnie wprowadzenie koedukacyjnego nauczania w gimnazjum i przydziały machorki dla uczniów. Nowa władza pasowała gimnazjalistów na dorosłych i mówiła do nich: „obywatele uczniowie”. O pierwszym roku władzy bolszewików pisał Newerly: „wpojono nam poczucie pewnej godności własnej i znaczenia”.

Socjaldemokraci zaś wypadali niekorzystnie, bo obraz przyszłości, jaki rysowali, co prawda „tchnął spokojnym optymizmem ludzi znających się na rzeczy, ale był bez polotu”. Ponadto:

[…] nie zdołali w sposób kategoryczny i powszechny udokumentować swej postawy obrońców demokracji i zdobyczy rewolucji, przekonać, że naprawdę tylko ich zwycięstwo ocali swobody obywatelskie, reformę rolną i wszystkie inne zapoczątkowane reformy ze szkolną włącznie, i byli bezbronni, nie posiadając własnej siły zbrojnej.

Na placu boju pozostali biali i czerwoni. Zwycięstwo białych oznaczałoby powrót starego porządku:

Tu Czeka, tam Oswag, czerwony terror, terror białych… Nie mieli przewagi moralnej i nic z objawienia, żadnej nowej wiary, ani perspektywy, bodaj gestu w stylu wielkiej gry, nawet pieśni nowej nie mieli, chyba tylko „Ach szabran moj, amierikanka”, coś z szantanu, a bolszewicy śpiewali „Wstawaj, proklatjem zaklejmionnyj” i to wtedy, w osiemnastym roku robiło wrażenie, brzmiało czystym gniewem, ogromnie prostą, wzniosłą nutą…

Ważna okazała się pieśń i jakiś splot przypadków działających na emocje. A także to, że pojedynczy ludzie, bolszewicy, z którymi zetknął się młody Newerly, byli ludźmi sympatycznymi. Nawet czekista okazał się w sprawie kryminalnej, w którą Newerly był bezwiednie wplątany, sprawiedliwy. To wszystko sprawiło, że „w puste miejsce sączyła się sympatia dla bolszewików”. Te puste miejsca w ludzkich sercach pozostawiła po sobie krótkotrwała demokratyczna władza.

Emocje zaprowadziły Newerlego do bolszewizmu, kazały wstąpić do komsomołu, wziąć w ręce Elementarz komunizmu Bucharina i agitować. Emocje go też od bolszewizmu odwiodły. Nowa władza okazała się demoralizująca (jest w tej powieści niesamowita scena orgii w pociągu) i nieznosząca krytyki. Wkrótce wystąpił z komsomołu, przestał odczuwać wspólnotę, starał się być niezaangażowanym świadkiem (pracował jako stenograf), uważnym obserwatorem, słuchał słów krytyki, zastanawiał się, dlaczego, jako komsomolec, nie znał ani jednego chłopa czy robotnika. Wątpił. Strach stał się teraz jego udziałem. Z Rosji wyjechał, a właściwie uciekł jako przekonany mieńszewik, jako stronnik przegranej sprawy.

Spojrzenie z góry

Wacław Solski był starszy od Igora Newerlego o sześć lat w momencie, kiedy to jest różnica kolosalna, między czternastym a dwudziestym rokiem życia. Solski znalazł się w Rosji nie z własnej woli, ewakuowany z całą rodziną i gimnazjum, ale był już człowiekiem o sprecyzowanych poglądach, członkiem koła młodzieżowego SDKPiL (w odróżnieniu od starszego brata, członka PPS). W Rosji w 1917 roku z rocznym opóźnieniem ukończył gimnazjum i wstąpił do SDKPiL. Od razu też został „zawodowym rewolucjonistą”, to znaczy pracował wyłącznie politycznie, „nie biorąc żadnej pobocznej pracy zarobkowej”.

Moje wspomnienia – to relacja człowieka „robiącego rewolucję na wysokim szczeblu”. Solski był członkiem Sowietu, znał lub przynajmniej stykał się z wszystkimi czołowymi komunistami: Leninem, Dzierżyńskim, Marchlewskim, Cziczerinem, potem także ze Stalinem. Przeciwnie niż u Newerlego, w jego autobiografii mniej emocji, więcej rachunków. Czasem jest to rachowanie zabawne, jak to w okresie tak zwanej dwuwładzy, kiedy po liczbie samochodów stojących przed siedzibą Sowietu lub Rządu Tymczasowego można było się zorientować, kto w danej chwili istotnie sprawuje władzę.

Solski, raz wstąpiwszy do partii, utożsamił się z jej programem, podlegał dyscyplinie partyjnej. Często pisze po prostu: zrobiliśmy to, zrobiliśmy tamto. Nie pisze, co myślał. Jego książka ma wartość historyczną, Solski podaje wiele liczb, czego nie pamięta, doszukuje się w archiwach i skrupulatnie uzupełnia tymi informacjami swoje wspomnienia. Porównując jego wspomnienia z książką Newerlego, można dojść do przekonania, że wielkie sprawy przejmowały ludzi w dolnych sferach rewolucyjnych hierarchii; agitatorzy z Elementarzem Bucharina w rękach kierowali się uczuciami i ideami. Na szczeblu wyższym toczyła się po prostu gra. Na początku 1917 roku Solski brał udział, z ramienia bolszewików, w pracach komisji przygotowującej wybory do Konstytuanty. W tej komisji jako przedstawiciel bolszewików, popierał spekulacyjny strajk piekarzy, który, choć niesłuszny ideologicznie, w danej sytuacji był na rękę bolszewikom.

Tak jak wiele opowiadań Solskiego i jego wspomnienia traktują o wartości wiary i o utracie wiary (mowa o wierze w ideologię), o trudności podjęcia decyzji i o zerwaniu. Lektura Moich wspomnień potwierdza tezę wybitnego katolickiego publicysty, socjologa i etyka Mariana Zdziechowskiego, który interpretował ideologię bolszewicką jako religię i w tym upatrywał jej siłę i dar przyciągania. Na kartach swoich wspomnień Solski podkreśla to wielokrotnie.

Może książka Newerlego nie ocieka krwią, ale mimo wszystko autor Zostało z uczty bogów otarł się o głód, niedostatek, zagrożenie, widział śmierć, poczuł strach, gdy w ulicznej strzelaninie kule przeleciały koło niego. U Solskiego tego wszystkiego nie ma i paradoksalnie, dzięki temu jego wspomnienia pozostawiają niesamowite wrażenie. Solski bywał delegatem, przedstawicielem różnych ciał, mówcą na wiecach, korespondentem prasowym w Berlinie, dyplomatą sowieckim w Paryżu, człowiekiem zatwierdzającym scenariusze filmów produkowanych przez Sowkino. Nie miewał kłopotów materialnych, mieszkaniowych. Śmierć pojawia się na kartach jego wspomnień w zasadzie jako widmo przyszłych czystek, mających nastąpić w latach 30. W przypisach, oznaczonych gwiazdkami, znajdują się nazwiska przyszłych ofiar Stalina.

Sporo czasu zajęło Solskiemu i wiele perypetii mu się przydarzyło, zanim uświadomił sobie, jak dalece rzeczywistość nie przystaje do ideałów, w które wierzy:

Pewnego dnia pomyślałem sobie, że żyję w Moskwie jakby na marginesie, że od czasu przyjazdu z Paryża stykam się wyłącznie z pisarzami i ludźmi, którzy należą do rządzących albo w każdym razie „wyższych sfer” i którym dobrze się dzieje, że nie mam żadnego kontaktu z robotnikami i nie wiem, co myślą.

By to sprawdzić, musiał zamówić sobie prelekcję w fabryce. Pytania robotników dotyczyły tylko jednego: dobrobytu, w jakim żyje prelegent. Rewolucja zatoczyła koło. Rosyjscy robotnicy masowo biegali na spotkania z polskimi komunistami, którzy przyjeżdżali do Związku Sowieckiego z Polski w związku z wymianą więźniów. Przychodzili tam, żeby zobaczyć „prawdziwych komunistów”, to znaczy takich, co za przekonania siedzą w więzieniu, a nie opływają w dostatki.

W 1928 roku Solski, za zgodą partii, wyjechał do Niemiec leczyć astmę. Rok później zerwał z komunizmem i pozostał na emigracji. W wywiadzie dla „Aneksu” z roku 1987 w rozmowie z Renatą Gorczyńską, Janem Kottem i Czesławem Miłoszem o swoich wczesnych przekonaniach mówił:

Gdyby nam ktoś wtedy powiedział, że w państwie idealnym, po rewolucji, równości nie będzie, bo zawsze jest ktoś, jeśli nie bogatszy, to mądrzejszy, energiczniejszy albo silniejszy od innych, zareagowałbym na to śmiechem i odpowiedział, że to jest niemożliwe.

Z komunizmem zerwał, z kapitalizmem się nie pogodził, na długo odsunął się od polityki. Pod koniec Wspomnień pisze lakonicznie: „później zostałem socjalistą”.

Krótki oddech rewolucji

Wraz z upadkiem Związku Sowieckiego odzyskaliśmy perspektywę, dzięki której nieco inaczej układają się wydarzenia 1917 roku. Podkreślam: odzyskaliśmy, nie uzyskaliśmy. Uważny czytelnik książek, powstałych w okresie międzywojennym i opisujących te wydarzenia, zauważy, że autorzy najczęściej piszą o dwóch rewolucjach roku 1917 (w tym o rewolucji lutowej zazwyczaj z aprobatą, a nawet z entuzjazmem). Podkreślają demokratyczny charakter Rządu Tymczasowego, nawet jeśli, jak Goetel czy Rappaport, widzą słabość charakteru premiera Kiereńskiego. Parandowski, także jego słabości dostrzegając, popada nawet w pewną egzaltację, widząc w nim męża opatrznościowego, który nie wykorzystał sytuacji. We wspomnianych książkach niemal nigdy wydarzenia lutego i października nie zlewają się w jedność; skrupulatnie oddziela się te daty, najczęściej mówiąc o rewolucji lutowej i przewrocie październikowym. Takie rozróżnienie robi w swoich wspomnieniach i esejach także Józef Czapski, również świadek wydarzeń 1917 roku w Rosji.

„Cała Rosja uwierzyła, że nastał moment wolności, prawdziwej demokracji, więcej jeszcze, braterstwa wszystkich ludzi […] Widziano w tym rezultat, owoc cierpień i heroizmu niezliczonych rewolucjonistów i niepodległościowców pokoleń poprzednich” – pisze w eseju Człowiek w Rosji Sowieckiej o rewolucji lutowej. W przewrocie bolszewickim widział koniec tej krótkiej epoki. Podobnie w wydanej w 1918 roku książce pisał Rappaport. Widział między uciskiem caratu do marca 1917 a uciskiem „pod zmienioną etykietą” krótki „okres wytchnienia”, mimo iż zarzucał rządowi Kiereńskiego małą wrażliwość na sprawę polskich dążeń niepodległościowych.

Rozróżnienie na rewolucję lutową i przewrót październikowy robią także Newerly i Solski. Newerly, w wywiadzie udzielonym na krótko przed śmiercią Jerzemu Jastrzębowskiemu dla „Tygodnika Powszechnego”, specjalnie dobitnie to podkreśla. Przyznaje to wyraźnie także Solski we wspomnianym wywiadzie w „Aneksie”. Pozostaje tylko kwestia czy Lenin rewolucję stłumił, wykradł rząd dusz, czy też, jak uważał Solski, schylił się tylko po władzę, która leżała na ulicy. Porównując oba wydarzenia, pisze on: „Podczas rewolucji lutowej tłum wykazywał nadzwyczajną sprawność […] panował wówczas braterski i podniosły nastrój. Teraz atmosfera była zupełnie inna. Wszyscy nienawidzili wszystkich…”.

W noc, poprzedzającą przejęcie władzy przez Lenina, rozmawiał z zaprzyjaźnionym dentystą, zwykłym człowiekiem. Przytacza jego słowa: „Rewolucja – mówił – wypędziła cara. Bardzo dobrze zrobiła. Ale rewolucjonistom zachciało się zbyt wiele, zaczęli sięgać po gwiazdy na niebie, więc to się musi źle skończyć…”.

Wkrótce potem Solski rozmawiał z samym Leninem. Nie miał wątpliwości, że za głównych wrogów Lenin uważa „panów mieńszewików” i „panów eserów” i że to, co zaczyna się rodzić w Rosji, to jakiś „socjalizm bez demokracji”. Co ciekawe, również Zdziechowski, patrząc z zupełnie innych przecież pozycji, w swoich szkicach (zbiór Widmo przyszłości i szkic Czerwony terror) podkreślał, że eserów właśnie i mieńszewików bolszewicy mieli za największych wrogów, choć jednocześnie z tych pozycji patrząc, uważał, że ich ideologię dzieli jedynie „wąski strumyk”.

Według Paula Johnsona, autora Historii świata XX wieku (od roku 1917) przewrót bolszewicki (podobnie widzieli to wspomniani polscy autorzy) zmiótł zdobycze rewolucji lutowej, zgniótł młodą rosyjską republikę, która liczyła zaledwie kilka miesięcy, a przywrócił stary ustrój, w spotęgowanym stopniu i ze zmienioną obsadą.

Być może takie spojrzenie, takie dzielenie rewolucji, jak włosa na czworo, jest tylko jedną z możliwych perspektyw. Inną wybiera rosyjski politolog Aleksander Pastuchow (jego pogląd przytaczam za szkicem Christopha Neidharta Prawdziwy koniec czasów carskich, „Literatura” nr 6/96). Uważa on, że dopiero rozpad Związku Sowieckiego zakończył przebudowę Rosji, która rozpoczęła się w XVII wieku za czasów Piotra Wielkiego. Tę przebudowę „należy rozumieć  pisze Pastuchow  jako trzy wieki trwającą rewolucję burżuazyjną”.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Ewa Nawój, Puste miejsca, Czytelnia, nowynapis.eu, 2022

Przypisy

  1. http://akcentpismo.pl/spis-tresci-numeru-22008/bertolt-brecht-wiersze/ [dostęp: 19.07.2023].
  2. B. Brecht, Pięć trudności w pisaniu prawdy, Poznań 2018, s. 35.
  3. Tenże, Wojna, która nadejdzie [w:] tegoż, Elegie bukowskie i inne wiersze, Kraków 2022, s. 63.
  4. Tamże, s. 72.
  5. Tamże, s. 66.
  6. Tamże, s. 92.
  7. Tamże, s. 79.
  8. J. Malègue, Pierres noires. Les classes moyennes du Salut, Paris 1958. Pracę nad powieścią autor rozpoczął  w 1933 roku. Została ona opublikowana dopiero osiemnaście lat po jego śmierci, gdy całkowicie już o nim zapomniano.
  9. J. Malègue, Rewolucja, tłum. U. Dąbska-Prokop, Kraków 2021, s. 37.
  10. Tamże, s. 17.
  11. Tamże, s. 41.
  12. Encyklika Leona XIII z 1879 r. Aeterni Patris Unigenitus. W tomistyczną odnowę wpisują się we Francji Jacques Maritain i Étienne Gilson.
  13. Encyklika Pascendi dominici gregis Piusa X.
  14. Badania między innymi José Fontaine’a, La Gloire secrète de Joseph Malègue, Paris 2016.
  15. Por. analizę historyczną i socjologiczną tego ruchu: H. Serry, Naissance de l’intellectuel catholique, Paris 2004, F. Gugelot, Conversion des intellectuels au catholicisme en France (1885–1935), Paris 2010. Warto tu wspomnieć, że zalążki tej odnowy znajdują się już w twórczości pisarzy, takich jak: Barbey d’Aurevilly, Joris-Karl Huysmans, Charles Péguy, Léon Bloy.
  16. M. Wyka, Brzozowski i jego powieści, Kraków 1981, s. 202.
  17. W. Holewiński, Pogrom 1907, Warszawa 2020, s. 153.
  18. Jesienią, kiedy do Piotrogrodu zbliżał się front, z Pałacu Zimowego wywieziono dwoma pociągami do Moskwy wszystkie obrazy i dzieła sztuki.
  19. Istniało kilka batalionów kobiecych, liczących w sumie mniej więcej pięć tysięcy ochotniczek. Jednak tylko dwa z tych oddziałów, w tym batalion Boczkariowej, wzięły udział w walkach na froncie.
  20. B. Wildstein, „O kulturze i rewolucji”, Warszawa 2018, s. 66.
  21. B. Wildstein, „Dolina nicości”, Kraków 2008, s. 164.

Powiązane artykuły

02.09.2021

Nowy Napis Co Tydzień #116 / Rewolucje są pochodniami

„Wydaje się, że te wielkie niepokoje o ogromnych wymiarach, te wielkie wojny i te rewolucje, są pochodniami, których szukamy, jak gdybyśmy mogli oświetlać się jedynie pożarami.” (J. Malègue, „Rewolucja”)

Utwór Rewolucja został włączony przez Josepha Malègue’a (1876–1940) jako osobny rozdział do niedokończonej przezeń trylogii Czarne kamienie. Klasy średnie zbawieniaJ. Malègue, Pierres noires. Les classes moyennes du Salut, Paris 1958. Pracę nad powieścią autor rozpoczął  w 1933 roku. Została ona opublikowana dopiero osiemnaście lat po jego śmierci, gdy całkowicie już o nim zapomniano.[1]. Historyczny fresk ilustruje procesy towarzyszące krzepnięciu francuskiej Republiki: postępującą sekularyzację Francji, upadek notabli przywiązanych do Monarchii, Kościoła i Cesarstwa, powstanie nowej hierarchii wartości. Podobnie jak najlepsze dzieła francuskiej „powieści rzeki” okresu 1920–1940 – myślę tu o Les Thibault Rogera Martin du Garda czy La Chronique des Pasquier Georges’a Duhamela – Czarne Kamienie, choć utrzymane w karbach ścisłego realizmu, oferują dogłębną interpretację historii indywidualnej i zbiorowej. W dzisiejszym kanonie literatury francuskiej wyróżnia je jednak status ich autora: Joseph Malègue był katolickim intelektualistą. Innymi słowy, już za swego życia zasilił grono exules in patria, tworzących we Francji prawdziwą kontrkulturę, odkąd „najstarsza córka Kościoła” ustanowiła się Republiką.

Tekst, oryginalnie pomyślany przez autora jako nowela, został wydany przez wydawnictwo Avalon samodzielnie. Jest to fikcyjna relacja, rzekomo odnaleziona w rodzinnych archiwach przodka jednego z bohaterów powieści Czarne kamienie, pochodząca z czasów rewolucyjnego terroru. Więzieni w zwierzęcych warunkach w zatłoczonej owerniackiej stajni, spodziewając się niechybnego ścięcia na gilotynie, Henryk Kazimierz du Montcel wraz ze swym kuzynem księdzem Le Hennin prowadzą długą rozmowę, podczas której ten ostatni wyjawia mu, jak pojmuje sens dziejowej zawieruchy. Jeżeli potraktować Rewolucję jako autonomiczny esej, ma on charakter wyraźnie apologetyczny. Podstawowym zagadnieniem tam podniesionym jest wszak odwieczny zarzut stawiany Stwórcy, czyli istnienie niezawinionego cierpienia i zła, które Bóg zdaje się dopuszczać. Złem oczywistym w oczach narratora jest śmierć setek tysięcy niewinnych ludzi poświęconych na ołtarzu postępu. Le Hennin rozpatruje jednak pytanie w znacznie szerszym kontekście – akceptacji tego, co „zakłóca kontrakt dotyczący szczęścia zawarty przez nas z życiem”J. Malègue, Rewolucja, tłum. U. Dąbska-Prokop, Kraków 2021, s. 37.[2]. Dlaczego niekiedy zmuszeni jesteśmy złożyć w ofierze, nie tylko dobra materialne, lecz także „harmonię i szlachetność sztuki, wszelkie uroki ziemskie i czułość ludzką, wszystkie te rzeczy dobre same w sobie”Tamże, s. 17.[3]?

Ustami księdza Le Hennin Joseph Malègue rozwija koncept kluczowy w jego twórczości – do niego odwołuje się tytuł trylogii – mianowicie „średnich klas zbawienia”. Zalicza do nich olbrzymie rzesze przeciętnych chrześcijan, w tym i samego siebie, przywiązanych co prawda do Ewangelii, ale niechętnie poświęcających dla niej dobra materialne. Przytłaczająca większość ludzkości po prawdzie nie rzuca się dobrowolnie w ramiona świętości. Szuka akceptowalnego kompromisu między ziemskimi interesami a bezwarunkową miłością do Boga, podczas gdy prawdziwe dobro jest absolutnym brakiem. Niekiedy jednak brutalne koleje losu pociągają za sobą kryzysy indywidualne i zbiorowe, zmuszając chrześcijan do przyjęcia kielicha cierpienia, to jest do „rezygnacji nieuniknionej w każdym życiu ziemskim, choć rzadko wymaganej w swojej strasznej całości”Tamże, s. 41.[4]. Kryzysy wymuszają na człowieku naśladowanie świętych, a tym samym pozwalają odnaleźć fundamenty wiary, której autentyczność, według ojca Le Hennina, jest nieuchronnie podminowywana przez determinizm społeczny. Zbiór wierzeń i praktyk – ich zasadność nigdy nie jest kwestionowana – siłą rzeczy wzmacnia konformistyczny i bezmyślny tryb funkcjonowania człowieka. Zamknięta w organizmach o wszechpotężnych strukturach, jednostka zawdzięcza im niemal wszystko, od bezpieczeństwa bytu po pewność myśli.

Dość zaskakujące jest spojrzenie Malègue’a na wydarzenie historyczne, jakie stanowi rewolucja. W kontekście ewolucji duchowej społeczeństwa francuskiego jest ona bezwzględnym zwieńczeniem werbunku osiemnastowiecznej inteligencji pod sztandary rozumu i ateizmu, a jej następstwem – radykalne zerwanie całego narodu z wiarą pojmowaną na sposób socjologiczny. Tymczasem u Malègue’a jawi się ona jako w gruncie rzeczy opatrznościowa, ponieważ obalając polityczne i socjologiczne podpory religijnego konformizmu, pozwala człowiekowi się z niego wyrwać.

Gdyby na tym stwierdzeniu się zatrzymać i nie zestawić go z przekazem płynącym z Czarnych kamieni oraz najbardziej znaną powieścią Malègue’a Augustyn albo Pan jest tu, łatwo byłoby opacznie zrozumieć myśl autora. Aby w pełni docenić subtelność myśli Malègue’a, należy wrócić do kontekstu, w którym obie powieści zostały napisane – był nim modernizm.

Prąd modernizmu powstał pod koniec XIX wieku na skutek zderzenia myśli chrześcijańskiej z rozwojem nauk świeckich, scjentyzmem, a zwłaszcza pozytywizmem. Powstało wówczas pytanie, jak Kościół ma myśleć o świecie i zająć stabilną i trwałą pozycję w obliczu nowoczesności. Reakcją instytucji na planie intelektualnym było ponowne przemyślenie relacji między wiarą a rozumem, między innymi poprzez włączenie do ogólnej doktryny Tomasza z Akwinu niektórych wyników uzyskanych przez współczesne badania naukoweEncyklika Leona XIII z 1879 r. Aeterni Patris Unigenitus. W tomistyczną odnowę wpisują się we Francji Jacques Maritain i Étienne Gilson.[5]. Przedstawicieli ruchu modernistycznego, w rzeczywistości niezwykle heterogenicznego, łączyła chęć podporządkowania nauczania Kościoła we wszystkich jego elementach naukom „światowym”. Chrześcijaństwo było przez nich postrzegane głównie przez pryzmat swojego wymiaru historycznego, dynamicznego rozwoju. W 1907 roku Watykan stanowczo potępił ruch modernistycznyEncyklika Pascendi dominici gregis Piusa X.[6]. Momentem przełomowym dla tego, co włoska prasa nazwała kryzysem modernizmu, było wystąpienie księdza Alfreda Loisy’ego, który przez krytykę egzegetyczną, jakiej poddał Ewangelię, postawił finalnie pod znakiem zapytania boskość Chrystusa. Gdzie początkowo była chęć zwykłego dostosowania pewnych sformułowań zgodnie z duchem czasów, nastąpiła całkowita reinterpretacja depozytu dogmatycznego w kategoriach symbolicznych. Wspólnota chrześcijańska głęboko podzieliła się na skutek owego kryzysu, bynajmniej niezażegnanego przez Vaticanum II.

Augustyn albo Pan jest tu, wydany w 1933 roku, jest nań odpowiedzią na miarę dzieła Chateaubrianda, którego Geniusz Chrześcijaństwa został opublikowany tuż po rewolucji francuskiej. Malègue szczegółowo ukazuje spustoszenie duchowe, jakie sieje modernizm. Młody bohater, wychowany w tradycyjnej pobożności, zderza się w czasie swej edukacji z najnowszymi ideami, głoszonymi przez wielu myślicieli, od Renana po Loisy’ego, podważającymi religijną wizję świata. Zanurzony w świecie współczesnym, który porzuca metafizykę na rzecz nauki eksperymentalnej, Augustyn jest wstrząśnięty rozziewem między dogmatem a historią. Wywołuje to jego rozpacz. Traci wiarę, ponieważ próbuje ją oprzeć na danych historycznych, których nie może znaleźć. Dochodzi jednak do wniosku, że racjonalistyczna krytyka Pisma Świętego, choć rzekomo pozbawiona priori, tak naprawdę z góry odrzuca transcendencję. Mimo to Augustyn dalej desperacko poszukuje racjonalnego dowodu na Bóstwo Chrystusa. Ostatecznie odnajdzie ją właśnie w tradycji wzmacnianej przez duchowe świadectwa świętych, łącząc się z nimi w finałowym doświadczeniu mistycznym. Owo doświadczenie mistyczne jest właśnie brakującym elementem układanki, dowodem eksperymentalnym na prawdziwość wiary, którego tak długo szukał.

Augustynie występuje nieco inne ujęcie pojęcia świętości niż w Czarnych kamieniach. W dziele z 1933 roku mowa jest o świętych codzienności (sainteté ordinaire), którzy bez żadnych pewników podejmują zakład Pascala i rzucają się ciałem i duszą w objęcia wiary. Tacy święci czynią Boga podstawową daną swojego doświadczenia. Boskość Jezusa stanowiła dla Augustyna trudność, ponieważ zaufał egzegezie Loisy’ego. O Bogu zaś zachował abstrakcyjne, deistyczne pojęcie. Ostatecznie uświadomił sobie jednak, że abstrakcja Arystotelesowego Pierwszego Poruszyciela nie czyni świata bardziej zrozumiałym, podczas gdy boskość Człowieka-Jezusa wyjaśnia wszystko.

Malègue, jak widać, wcale nie jest postępowcem, o co można by go posądzać po przeczytaniu samej Rewolucji. Świadomy niebezpieczeństwa konformizmu w „rodzimej” wierze bynajmniej nie zwalcza jej. Pewną ironią losu jest fakt, że to właśnie chwalony lub krytykowany za postępowość papież wskrzesił pamięć o Malègue’u – wzywając w 2013 roku w trakcie swej homilii wszystkich ochrzczonych do świętości, Franciszek powoływał się na Malègue’a, a konkretniej: na wyżej omówiony koncept „klasy średniej zbawienia”. Z dnia na dzień pisarz, zapomniany przez ponad siedemdziesiąt lat, został odkryty na nowo. Augustyn został wznowiony, we francuskiej prasie następuje wysyp artykułów na temat autoraBadania między innymi José Fontaine’a, La Gloire secrète de Joseph Malègue, Paris 2016.[7].

Twórczość Malègue’a wpisuje się w tak zwane francuskie katolickie odrodzenie literackie, ruch pisarzy zapoczątkowany po roku 1910 na rzecz duchowej rekonkwisty kraju przodków. Co ciekawe, jedynie Joseph Malègue i Maurice Blondel odwołują się w swoich dziełach bezpośrednio do kryzysu modernistycznego i podejmują usystematyzowaną krytykę tego zjawiska, postrzeganego przez nich jako śmiertelne niebezpieczeństwo dla chrześcijaństwa. Często podkreśla się u nich wpływ myśli Bergsona (Dwa źródła moralności i religii). Jednak znacznie bardziej charakterystycznym rysem na tle pisarzy katolickich, zwłaszcza u Malègue’a, jest waga, jaką przywiązuje do racjonalnych zdolności poznawczych człowieka w procesie wiary. Choć „serce ma swoje racje, których rozum nie zna” (Pascal), to te racje muszą być zważone oraz zaakceptowane przez rozum.

Augustyn, choć to powieść wybitnie intelektualna, był czytany z zapałem przez pokolenia elit katolickich. Pisarze odrodzenia – między innymi François Mauriac, Georges Bernanos, Paul Claudel, Julien GreenPor. analizę historyczną i socjologiczną tego ruchu: H. Serry, Naissance de l’intellectuel catholique, Paris 2004, F. Gugelot, Conversion des intellectuels au catholicisme en France (1885–1935), Paris 2010. Warto tu wspomnieć, że zalążki tej odnowy znajdują się już w twórczości pisarzy, takich jak: Barbey d’Aurevilly, Joris-Karl Huysmans, Charles Péguy, Léon Bloy.[8] – nie byli ani strażnikami oblężonej twierdzy, ani dekonstruktorami. Przypadła im dość niewygodna rola. Antykonformistyczna, reakcyjna postawa wobec prądów progresywnych skazywała ich na niszowość. Kościół z kolei długo nieufnie patrzył na ich niezależność w stosunku do instytucji eklezjalnych. Tej autonomii bronił na przykład Jacques Maritain w Art et Scholastique, książce opublikowanej w 1920 roku. Pisarze katoliccy traktowali otwarcie o swych duchowych niepokojach, stronili od stawiania tez, zostawiali pytania bez odpowiedzi, odrzucali też literaturę „moralnie budującą” oraz nabożny ton. Różnili się w swej estetyce i wrażliwości. Łączyła ich nadzieja eschatologiczna. Ich dzieła nawróciły zapewne niejednego szukającego, którego racjonalna propedeutyka teologii pozostawiała obojętnym.

Rzuca się w oczy kolejny paradoks: kraj starej Europy, który najwcześniej zerwał z chrześcijańskimi korzeniami, wydał na świat tak wiele wybitnych, nieszablonowych pisarzy, wątpiących, lecz posiadających gorliwą wiarę. Chichot losu czy prawidłowość, o której pisze Malègue w Rewolucji? Wszak rewolucje są pochodniami…

J. Malègue, Rewolucja, tłum. U. Dąmbska-Prokop, Universitas, Kraków 2021.

okładka książki

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Katarzyna Losson, Rewolucje są pochodniami, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 116

Przypisy

  1. http://akcentpismo.pl/spis-tresci-numeru-22008/bertolt-brecht-wiersze/ [dostęp: 19.07.2023].
  2. B. Brecht, Pięć trudności w pisaniu prawdy, Poznań 2018, s. 35.
  3. Tenże, Wojna, która nadejdzie [w:] tegoż, Elegie bukowskie i inne wiersze, Kraków 2022, s. 63.
  4. Tamże, s. 72.
  5. Tamże, s. 66.
  6. Tamże, s. 92.
  7. Tamże, s. 79.
  8. J. Malègue, Pierres noires. Les classes moyennes du Salut, Paris 1958. Pracę nad powieścią autor rozpoczął  w 1933 roku. Została ona opublikowana dopiero osiemnaście lat po jego śmierci, gdy całkowicie już o nim zapomniano.
  9. J. Malègue, Rewolucja, tłum. U. Dąbska-Prokop, Kraków 2021, s. 37.
  10. Tamże, s. 17.
  11. Tamże, s. 41.
  12. Encyklika Leona XIII z 1879 r. Aeterni Patris Unigenitus. W tomistyczną odnowę wpisują się we Francji Jacques Maritain i Étienne Gilson.
  13. Encyklika Pascendi dominici gregis Piusa X.
  14. Badania między innymi José Fontaine’a, La Gloire secrète de Joseph Malègue, Paris 2016.
  15. Por. analizę historyczną i socjologiczną tego ruchu: H. Serry, Naissance de l’intellectuel catholique, Paris 2004, F. Gugelot, Conversion des intellectuels au catholicisme en France (1885–1935), Paris 2010. Warto tu wspomnieć, że zalążki tej odnowy znajdują się już w twórczości pisarzy, takich jak: Barbey d’Aurevilly, Joris-Karl Huysmans, Charles Péguy, Léon Bloy.
  16. M. Wyka, Brzozowski i jego powieści, Kraków 1981, s. 202.
  17. W. Holewiński, Pogrom 1907, Warszawa 2020, s. 153.
  18. Jesienią, kiedy do Piotrogrodu zbliżał się front, z Pałacu Zimowego wywieziono dwoma pociągami do Moskwy wszystkie obrazy i dzieła sztuki.
  19. Istniało kilka batalionów kobiecych, liczących w sumie mniej więcej pięć tysięcy ochotniczek. Jednak tylko dwa z tych oddziałów, w tym batalion Boczkariowej, wzięły udział w walkach na froncie.
  20. B. Wildstein, „O kulturze i rewolucji”, Warszawa 2018, s. 66.
  21. B. Wildstein, „Dolina nicości”, Kraków 2008, s. 164.
12.11.2020

Nowy Napis Co Tydzień #075 / Kilka zdań o immersji i empatii

Trzytomowy cykl powieściowy Wacława Holewińskiego: Pogrom 1905, Pogrom 1906 i Pogrom 1907, trzeba by kiedyś porównać z wcześniejszymi literackimi relacjami dotyczącymi wydarzeń z 1905 roku. Dla Stanisława Brzozowskiego rewolucja 1905 była doświadczeniem o największej historycznej randze, którego doświadczył za życia. Napisała o tym Marta Wyka w monografii Brzozowski i jego powieściM. Wyka, Brzozowski i jego powieści, Kraków 1981, s. 202.[1]. Jego proza, a także twórczość Berenta, Żeromskiego i Struga należą jednak do diametralnie odmiennej kultury literackiej niż współczesne publikacje – samo ich słowo uruchamiało wyobraźnię. Historycznoliteracka i historyczna analiza Pogromów wymagałaby z pewnością obszernego studium. Dość sobie uprzytomnić, że antologia pod redakcją Stefana Klonowskiego 1905 w literaturze polskiej liczy bez mała 750 stron.

Ostatnia powieść Holewińskiego bazuje na dokumentach – tekst opatrzono dokładnie opisanymi fotografiami oraz kilkudziesięcioma przypisami, dzięki czemu fikcja została zakorzeniona w faktach historycznych ważnych dla polskiej wspólnoty, zarówno w aspekcie politycznym, jak kulturowym. Ponadto na końcu ostatniego tomu widnieje lista ofiar egzekucji na stokach Cytadeli warszawskiej.

Zwraca uwagę wzmianka o Vlastimilu Hofmanie (1881–1970) – polskim malarzu symboliście, który w 1907 roku jako pierwszy Polak został członkiem Secesji Wiedeńskiej. Historia jego życia oraz recepcji twórczości składa się na szczególny splot nostalgii, cierpień i wizji duchowego przezwyciężenia klęsk. Neoromantyzm w znacznym stopniu określał wrażliwość estetyczną epoki Młodej Polski. Kiedy Sienkiewicz i Reymont cieszą się najszerszym uznaniem, dziennikarz Olkuski myśli o ówczesnych nowatorach, czyli Prusie oraz Żeromskim:

[Olkuski] Cenił Reymonta i to najlepsze z jego dzieł, które drukowali od ponad pięciu lat. Zachwycał się umiejętnością budowy postaci, narracją, zdolnością do operowania wieloma językami: od chłopskiej gwary do młodopolskiej opowieści o śmierciW. Holewiński, Pogrom 1907, Warszawa 2020, s. 153.[2].

Sposób opowiadania historii sprawia, że mimo różnic w stylu życia, krojach sukien czy fryzur, dzisiejszy czytelnik prozy Wacława Holewińskiego czuje się kompletnie zanurzony w świecie przedstawionym powieści. Pisarz odwołuje się także do środków pozawerbalnych, wyzwalając efekt zbliżony do immersji znanej graczom komputerowym. Mowa pozornie zależna stwarza złudzenie wniknięcia w myśli poszczególnych bohaterów będących jednocześnie narratorami kolejnych rozdziałów. Wielostronności obrazu sprzyja zastosowanie techniki różnych punktów widzenia, czyli ukazywania lub rekonstruowania (konstruktywiści powiedzieliby raczej budowania) minionej rzeczywistości tak, jak doświadczaliby jej uczestnicy zdarzeń. Poszczególne rozdziały powieści przypominają gotowe sceny scenariusza filmowego. Tytuły kolejnych rozdziałów są jednocześnie datami konkretnych wydarzeń opatrzonymi fotografiami z epoki.

Artystyczny zamysł powieści zdaje się polegać na wyjściu naprzeciw oczekiwaniom odbiorców kultury, którzy obecnie chętniej sięgają po dzieło filmowe niż literackie. Jak pisał Maciej Urbanowski, Holewiński opowiada: „w sposób nielinearny, migawkowy, quasi-filmowy”. Sam autor (były więzień polityczny, podziemny wydawca) ma podstawy, by ze szczególną empatią ukazywać postaci wolne od egoizmu, a także kontrastujące z nimi otoczenie karierowiczów, prowokatorów i ludzi złamanych po aresztowaniu. Sytuacje ekstremalne przesądzają o ich losie, tragizm utraty honoru zakrawa na diaboliczną metamorfozę psychiki ludzkiej, utratę tożsamości, rozpad „ja”.

Modelową postacią, która zdaje się z entuzjazmem działać na rzecz zaborcy, jest Michalina Zaborowska. Przesłuchiwana po zatrzymaniu przez policję, oferuje współpracę. Donosi i prowokuje, manipulując rosyjskim kochankiem – przedstawicielem zaborczej władzy. Michalina uosabia demoralizację agentury, ponadczasowego zjawiska, którym stopniowo zaraża się infiltrowane społeczeństwo. Skoro triumfują donosiciele, cóż prostszego niż zrezygnować z dostarczania im materiału, podporządkowując się tym samym imperium? Na przykładzie Zaborowskiej obserwujemy pewną prawidłowość psychologiczną. Oto posłuszny niewolnik odczuwa coś w rodzaju intelektualnej wyższości w stosunku do swoich ofiar. Chociaż wie, że jest zdrajcą, utrzymuje iluzoryczną kontrolę nad sytuacją. Podczas gdy pokrzywdzeni naiwnie wpadają w zastawioną przez niego pułapkę.

Dlaczego próbując upamiętnić ofiary zbrojnych zmagań w latach 1905–1907, pisarz w centrum cyklu powieściowego umieścił prostytutki? Nie sądzę, aby chodziło o epatowanie konserwatywnych czytelników. Prześledzenie losu prostytutki (Yvette), zwłaszcza tej, która padła ofiarą deklasacji, sprzyja uruchomieniu pewnego typu empatii – oto wyobrażamy sobie grozę beznadziejnej sytuacji życiowej, nieodwracalnej klęski. Jedność z ludźmi sprzed stu lat wyraża się przedstawieniem człowieka w sytuacji granicznej, co nadaje powieści uniwersalny wymiar. Wszystko po to, żeby podkreślić ciągłość wysiłków emancypacyjnych swojego pokolenia (Solidarności, podziemnego ruchu wydawniczego, NZS) z generacją urodzonych niedługo po militarnej klęsce powstania styczniowego. Nawiązanie do poprzedników to uobecnienie ich wrażliwości. To ukazanie człowieka w jego najgłębszej tajemnicy – upokorzeniach, bezradności, doświadczeniu przemocy. Co więcej, zupełnie inaczej waloryzuje się etycznie los bezbronnych, młodych kobiet w domu publicznym niż luksusowej utrzymanki-agentki (Michalina).

Niskie motywacje konfidentów, napięcie między instynktem samozachowawczym a wolą walki, misją, honorem, udręką ludzi uwikłanych w przerastające ich próby. Wszystko to milknie wobec ostateczności śmierci. Przez powieść jak refren przewijają się pytania, czy warto poświęcić osobiste bezpieczeństwo lub karierę dla Polski. Odwieczne „Bić się czy nie bić?” – komplementarność postaw romantycznych i pozytywistycznych. Zdania o bojowcach z pierwszych lat XX wieku można by spokojnie odnieść do innych momentów historycznych. Jeśli warto pasjonować się literaturą, to taką właśnie – poważną, bliską człowiekowi w sytuacjach granicznych oraz działającą na wyobraźnię w taki sposób, aby pokonać granice czasu i przestrzeni. Żeby móc obcować z tymi, którzy nie powinni pozostać zapomniani.

W. Holewiński, Pogrom 1907, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2020.

okładka książki

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Dorota Heck, Kilka zdań o immersji i empatii, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2020, nr 75

Przypisy

  1. http://akcentpismo.pl/spis-tresci-numeru-22008/bertolt-brecht-wiersze/ [dostęp: 19.07.2023].
  2. B. Brecht, Pięć trudności w pisaniu prawdy, Poznań 2018, s. 35.
  3. Tenże, Wojna, która nadejdzie [w:] tegoż, Elegie bukowskie i inne wiersze, Kraków 2022, s. 63.
  4. Tamże, s. 72.
  5. Tamże, s. 66.
  6. Tamże, s. 92.
  7. Tamże, s. 79.
  8. J. Malègue, Pierres noires. Les classes moyennes du Salut, Paris 1958. Pracę nad powieścią autor rozpoczął  w 1933 roku. Została ona opublikowana dopiero osiemnaście lat po jego śmierci, gdy całkowicie już o nim zapomniano.
  9. J. Malègue, Rewolucja, tłum. U. Dąbska-Prokop, Kraków 2021, s. 37.
  10. Tamże, s. 17.
  11. Tamże, s. 41.
  12. Encyklika Leona XIII z 1879 r. Aeterni Patris Unigenitus. W tomistyczną odnowę wpisują się we Francji Jacques Maritain i Étienne Gilson.
  13. Encyklika Pascendi dominici gregis Piusa X.
  14. Badania między innymi José Fontaine’a, La Gloire secrète de Joseph Malègue, Paris 2016.
  15. Por. analizę historyczną i socjologiczną tego ruchu: H. Serry, Naissance de l’intellectuel catholique, Paris 2004, F. Gugelot, Conversion des intellectuels au catholicisme en France (1885–1935), Paris 2010. Warto tu wspomnieć, że zalążki tej odnowy znajdują się już w twórczości pisarzy, takich jak: Barbey d’Aurevilly, Joris-Karl Huysmans, Charles Péguy, Léon Bloy.
  16. M. Wyka, Brzozowski i jego powieści, Kraków 1981, s. 202.
  17. W. Holewiński, Pogrom 1907, Warszawa 2020, s. 153.
  18. Jesienią, kiedy do Piotrogrodu zbliżał się front, z Pałacu Zimowego wywieziono dwoma pociągami do Moskwy wszystkie obrazy i dzieła sztuki.
  19. Istniało kilka batalionów kobiecych, liczących w sumie mniej więcej pięć tysięcy ochotniczek. Jednak tylko dwa z tych oddziałów, w tym batalion Boczkariowej, wzięły udział w walkach na froncie.
  20. B. Wildstein, „O kulturze i rewolucji”, Warszawa 2018, s. 66.
  21. B. Wildstein, „Dolina nicości”, Kraków 2008, s. 164.

Powiązane artykuły

20.08.2020

Nowy Napis Co Tydzień #063 / W oczach Zachodu. O książce Timothy’ego Gartona Asha

Kiedy Timothy Garton Ash po raz pierwszy przekraczał bramę stoczni 19 sierpnia 1980 roku, jego kolega po fachu, korespondent austriackiej prasy właśnie stamtąd wychodził. „Spokój – triumfalne przemówienia – nastrój karnawałowy”, rzucił tylko w jego kierunku kluczowe słowa, motywy przewodnie sprawozdania, które za chwilę miał zacząć pisać w wygodnym pokoju hotelowym. Garton Ash przybył na miejsce później niż on, za to został znacznie dłużej – zarówno w dosłownym, jak i metaforycznym sensie. Polska rewolucja. Solidarność 1980–1981, książka, która stała się owocem jego pobytu najpierw w miejscu „eksplozji”, gdańskiej stoczni, a później w kolejnych, rozsianych po całej Polsce „ogniskach” „Solidarności” to jedyny tego rodzaju dokument.

Z jednej strony nie dodaje on nic nowego do wiedzy, którą na temat wydarzeń 1980 roku przekazali nam już historycy, socjologowie i filozofowie polityki. O tym, „co” się wówczas wydarzyło, opowiedział bardziej szczegółowo i obszernie w pracy Rewolucja Solidarności Andrzej Friszke. Na pytania „dlaczego” i „po co” narodziła się „Solidarność”, bardziej przekonująco i błyskotliwie od Gartona Asha odpowiadają choćby Jadwiga Staniszkis w Samoograniczającej się rewolucji czy David Ost w pracy Solidarność i polityka antypolityki. Ale nikt równie obrazowo co Brytyjczyk nie opowiedział o tym „jak” przebiegała sierpniowa rewolucja i następujący po niej karnawał. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że to najlepszy film o historii Polski spośród tych, które nigdy nie powstały. Został wyświetlony tylko raz, w wyobraźni Timothy’ego Gartona Asha.

Cybulski i reszta

Nastrój i przebieg całej opowieści oddaje najlepiej jej początek. W pierwszych słowach swego sprawozdania z sierpniowych strajków brytyjski korespondent wyznaje:

Ze Stoczni im. Lenina najlepiej pamiętam nie przywódców, Lecha Wałęsę czy Andrzeja Gwiazdę, lecz postać jednego ze zwyczajnych uczestników strajku. Miał dwadzieścia kilka lat, krótko przycięte włosy, przenikliwe spojrzenie i zgrabną sylwetkę. Było w nim coś, co przypominało nieodparcie młodego żołnierza Armii Krajowej granego przez Zbigniewa Cybulskiego w filmie Wajdy Popiół i diament. Może to była brawura, z jaką wspinał się na ogrodzenie Stoczni, może dziewczyna, którą sprowadził do Stoczni, by dzieliła z nim jego wielkie przeżycie. Tak czy owak nazwałem go Cybulskim.

Jest w tym spojrzeniu brytyjskiego dziennikarza i historyka na polskiego robotnika, „Cybulskiego”, coś specyficznego dla stosunku całego „wolnego świata” do wydarzeń 1980 roku. W oczach Zachodu „Solidarność” była filmem. Nie historią, której kontekst i uwarunkowania należy poznać, zanim zacznie się wyciągać wnioski; również nie literaturą, której kolejne warstwy można odkrywać i smakować podczas powolnej, a najlepiej powtórnej lektury, tylko właśnie filmem. Dziełem, które musi szybko wciągnąć, nie pozwolić się oderwać i łatwo zapadać w pamięć, bo na samo zapoznanie się z nim mamy niewiele czasu.

Kiedy zachodni widz kupuje bilet do kina, musi wiedzieć, na jakiego rodzaju produkcję się udaje. Czy będzie to dramat, komedia czy kino sensacyjne. Garton Ash nie potrafi zdefiniować gatunku filmowego „Solidarności”. Na tym polega największa siła jego książki będącej sprawozdaniem z weryfikacji klisz i myślowych uproszczeń, jakim zwykli ulegać zachodni intelektualiści, a jednocześnie kluczowy powód, dla którego Zachód dość szybko zaczął o sierpniowej rewolucji zapominać. Zwyczajnie nie wiedział bowiem, jak miałby o niej pamiętać; którym ogniwem w łańcuchu zbiorowej, europejskiej pamięci miałby ją uczynić. Jakiego serialu kolejny odcinek podtyka się mu tutaj pod nos.

Czy może, jak chcieli komunistyczni rewizjoniści, była to twórcza kontynuacja rewolucji październikowej, jej nowy etap. „Oto role się odwróciły – pisze Brytyjczyk. – Partia trzymała się kurczowo problemów ekonomicznych, a robotnicy podnieśli wzrok wyżej, ku prawom człowieka i ku współdecydowaniu o polityce. Był to początek rewolucji robotniczej przeciwko »robotniczemu państwu«”. W końcu przecież po ogłoszeniu stanu wojennego Włoska Partia Komunistyczna nie tylko potępiła ten ruch polskich władz, ale też potraktowała go jako znak, że „ta faza rozwoju socjalistycznego (rozpoczęta przez rewolucję październikową) wyczerpała swoje zapasy energii”.

A może trzeba sięgnąć do mitu jeszcze starszego – tego, z którego częściowo czerpał również „komunistyczny serial” – mitu rewolucji. Ale cóż to za rewolucja, która na każdym kroku próbuje się ograniczyć?

Odczuwało się to napięcie niemal nie do wytrzymania, jakie istniało w sercu polskiej Rewolucji. Aby powstrzymać się od żądań, które naruszają żywotne interesy radzieckie, „Solidarność” musiała zdobyć się na niezwykły akt narodowego samozaprzeczenia. […] Przeciwna zasadniczo wszelkiej cenzurze, musiała cenzurować swoich ludzi.

Takich gatunkowych, zasadniczych trudności, nastręczających się jedna po drugiej chcącemu przekazać na Zachód nie tylko „słowa kluczowe”, ale sedno dramatu rozgrywającego się wówczas w Polsce, była cała masa.

Jednak Garton Ash stara się wywiązać ze swej roli filmowca-reportażysty jak najlepiej. Kolekcjonuje kadry:

Przez godzinę jeździł [Wałęsa] po Stoczni na elektrycznym wózku, otoczony przez posągową Annę Walentynowicz z jednej i dziewczęcą Ewę Ossowską z drugiej strony. Był to jakby jakiś niezwykły pojazd karnawałowy, symbolizujący Walkę Robotników wspieraną przez Cnotę i Młodość.

 

Godziny i dni schodziły na zawziętym dyskutowaniu. Robotnicy zbierali się w małych, ożywionych grupach, z których dobiegały słowa „demokracja”, „wolność” i „gówno”. Ktoś, kto był świadkiem upadku Sajgonu, opowiadał mi, że partyzanci Vietcongu, wjeżdżający na czołgach do stolicy, zdawali się automatycznie przybierać bohaterskie pozy, jakie widzieli na filmach radzieckich. Gdańscy robotnicy upodabniali się w oczach świata do statystów z filmów Eisensteina.

Zbiera też obsadę, wybierając – zarówno w Stoczni im. Lenina, jak i później, podczas trwania karnawału „Solidarności” – dla każdego z aktorów jakąś charakterystyczną, zapadająca w pamięć widza cechę. Henryka Krzywonos to „kobieta o męskiej posturze”, Andrzej Gwiazda jest „ascetyczny; typowy rycerz zasad, z silną komponentą nieustępliwości”, jego żona Joanna jest „jak Joanna d’Arc”, Wałęsa – charyzmatyczny jako mówca, „na ziemi jednak wydawał się postacią nieco komiczną, poruszającą się jak Charlie Chaplin, trochę za szybko i za nerwowo”. Bohdan Cywiński jest „tołstojowskim typem mężczyzny”, Jadwiga Staniszkis kobietą „atrakcyjną, lecz nerwową”, za to Stanisław Kania „niskim, mocno zbudowanym mężczyzną o szerokiej twarzy słowiańskiego kmiecia, której tłuste podgardle znamionowało aparatczyka nieznającego pracy fizycznej”.

Zdarzają się też bohaterowie, którzy sami stają się kadrami, jak choćby Adam Michnik, „nieogolony, blady na skutek wielu nocy spędzonych w aresztach i więzieniach, […] lekkie zacinanie się przekształca w znakomity efekt retoryczny, coś jak błyskotliwie wymowny pistolet maszynowy. […] Idziemy do ciemnej, marnej restauracji na ulicy Bohaterów Stalin­gradu. Specjalną atrakcją lokalu ma być występ bułgarskiej strip-teaserki, która się jednak nie pojawia. Nawet tutaj urok Michnika działa i wywołuje uśmiech na twarzy ponurej, wąsatej kelnerki”.

Nieprzystawalność

Największym paradoksem Polskiej rewolucji… jest to, że im bardziej złożone i zarazem lepiej oddające naturę solidarnościowego zrywu kadry zbiera jej autor, tym mniej zrozumiały staje się dla docelowego odbiorcy, zachodniego widza, tworzony przez niego obraz. Prawidłowość tę najlepiej widać w opisach religijnych rytuałów, którymi w naturalny sposób przesiąknięta była „Solidarność”. Ten niezwykle egzotyczny dla europejskiej lewicy wy­miar strajków chyba najlepiej oddają wspomnienia Brytyjczyka z wyprawy do Rzeszowa, gdzie śledził on starania podkarpackich rolników o zarejestrowanie niezależnego związku zawodowego:

Najsilniej odczuwa się zapachy: stęchły smród papierosów, zapach śniegu topiącego się na sosnowym drzewie, kapuśniaku, sześciuset par chłopskich nóg, a wszystko to razem wymieszane z zapachem kadzidła z porannej mszy. Nad dużą salą zebrań dominuje ołtarz stojący pośrodku sceny, w miejscu, gdzie przez trzydzieści lat stało gipsowe popiersie Lenina. […] Raz po raz przypomina mi się przesądny chłopski radykalizm rewolucji angielskiej XVII wieku. XVII i XX stulecie stoją tu tuż obok siebie. Po mojej lewej ręce siedzi polski Winstanley (Gerard Winstanley – przywódca „kopaczy”, przedstawicieli radykalnego odłamu purytanizmu, stracony przez Olivera Cromwella – przyp. red.), zgarbiony, twarz jak z Breughla, snujący jakąś niesamowitą opowieść o cudownych zdarzeniach w jego wsi, mówiący prostym językiem dziadów, a po prawej stoi pomrukujący w gotowości teleks, połączony bezpośrednio z Londynem, gdzie „Times” oczekuje na siedemset starannie dobranych słów, które wrzuci do jutrzejszego wydania. Szef działu czeka na znaki interwencji radzieckiej. Winstanley mówi mi o znakach interwencji boskiej […].

Na teleksowych łączach między Rzeszowem a Londynem siłą rzeczy musiało dojść do zakłóceń. W obrazowych porównaniach Gartona Asha daje o sobie znać wielki wysiłek, by przykroić, dopasować to, co widzi, do możliwości postrzegania tych wszystkich par oczu, które przesuną się w pośpiechu po siedmiuset starannie dobranych przez niego słowach. Organiczna jedność oporu przed tyranią władzy i wierności dziesięciu przykazaniom, postulatów socjalnych i katolickich rytuałów – jedność, którą bardziej podziwiał niż rozumiał, na Zachodzie kompletnie nie mieściła się w głowie. Zresztą sam Garton Ash zdawał sprawę z konfuzji, jaką „Solidarność” budziła wśród europejskiej lewicy.

Jedną z przyczyn tego zakłopotania było niewątpliwie przywiązanie robotników polskich do tego bastionu reakcji i odwiecznego sojusznika burżuazji, jakim jest Kościół katolicki. Andrzej Wajda opowiadał o reakcji, kiedy zobaczył, że Wałęsa ma różaniec. „Jak przywódca robotników może być religijny? To sprzeczność sama w sobie”.

Na razie jednak te drobne zgrzyty, nieporozumienia na poziomie rekwizytów takich jak różaniec Wałęsy ginęły w – nomen omen – solidarnie, ponad podziałami wyśpiewywanej na cześć polskiego zrywu pieśni podziwu. Co samo w sobie również okazało się problematyczne.

Niemało czasu poświęcono na odróżnienie naszego poparcia od ich poparcia. Prawica, która w swoich krajach nie znajdowała dobrego słowa dla związków zawodowych, czciła heroiczną walkę Polaków przeciwko tyranii socjalizmu, lewica – heroiczną walkę robotników o prawdziwy socjalizm. Każda strona dokonywała projekcji swych marzeń na ów odległy kraj, o którym tak mało wiedziano.

Pozostając w zaproponowanej przez Brytyjczyka psychoanalitycznej termi­nologii, opisane przez niego zjawisko pozwala zrozumieć, dlaczego z czasem projekcja zmieniła się w wyparcie. „Solidarność” okazała się spektakularnie nieuchwytna. Jej klucz do sukcesu, niezwykła inkluzywność, dzięki której stała się jednym z największych ruchów społecznych ostatnich dekad, skazywała ją jednocześnie na porażkę, funkcjonalną inercję wewnątrz i ideową mglistość na zewnątrz. Nie trzeba zresztą było być Brytyjczykiem, Włochem, Francuzem czy Niemcem w latach 80., żeby na „Solidarność” i jej karnawał dokonywać projekcji własnych marzeń, bo czy akurat to zdanie Gartona Asha nie pasuje doskonale do sporów toczonych wokół dziedzictwa Sierpnia w Polsce od dłuższego czasu, mniej więcej od czasu, kiedy sami staliśmy się Zachodem?

Jaka rewolucja?

Nieuchwytność „Solidarności” daje o sobie szczególnie znać, kiedy pojawia się pytanie o jej efekty. „Wszystkie rewolucje kończą się upadkiem, ale są to rozmaite upadki” – cytuje George’a Orwella Timothy Garton Ash, swoje sprawozdanie z przebiegu „polskiej rewolucji” kończący pisać przecież podczas stanu wojennego. W okresie, kiedy pytanie o jej upadek było jak najbardziej na miejscu, a bilans strat i zysków przedstawiał się z pewnością zupełnie inaczej niż dzisiaj.

„W ciągu tego okresu nastąpiło pogorszenie sytuacji materialnej większości ludzi. Praktycznie wszystkie reformy gospodarcze pozostały na papierze. Najdoskonalszym produktem materialnym »Solidarności« były pomniki” – podsumowuje bezdusznie Brytyjczyk. Ale tylko po to, żeby za moment przenieść rozważania o skutkach karnawału „Solidarności”, a więc rodzaju upadku, jakiemu uległa, na zupełnie inny poziom.

„Nic się nie zmieniło i wszystko się zmieniło” – cytuje pewnego niewymie­nionego z nazwiska poetę Garton Ash. Robotnicy odzyskali przede wszystkim jego zdaniem „prywatną własność swojego języka”. „Newralgicznie reagowali na wszelki kompromis lingwistyczny z reżimem. Mówili wszystko, co chcieli powiedzieć, mówili swoim językiem, chociaż zdawali sobie sprawę, że nie mogą tego wszystkiego osiągnąć”. Jeżeli więc gdzieś należy szukać „twardych” rezultatów „solidarnościowego” zrywu, należy to robić na poziomie psychologicznym i etycznym. „Na pytanie, co to jest Solidarność?, nie można było odpowiedzieć po prostu: nowy związek zawodowy. Był to ruch, który najlepiej można by nazwać społeczną krucjatą narodowego odrodzenia. „Nastąpiła rewolucja duchowa. […] Solidarność dała ludziom nadzieję, coś, dla czego warto było żyć”. Paradoksalnie to ten rodzaj efektów działalności związku najłatwiej było zmierzyć, na dowód czego Garton Ash przytacza statystyki: liczba prób samobójstw zmniejszyła się w 1981 roku o jedną trzecią w stosunku do roku 1980, a konsumpcja czystego alkoholu zmniejszyła się w ostatnich czterech miesiącach 1980 roku o trzydzieści procent. „Podobnie było moim zdaniem z konsumpcją dowcipów politycznych” – dodaje autor Polskiej rewolucji, tytułu, który dopiero po przeczytaniu książki odkrywa przed czytelnikiem cały tkwiący w nim ładunek wewnętrznego napięcia. Przymiotnik „polska” odbiera bowiem słowu „rewolucja” niemal cały zawarty w nim zazwyczaj sens. Wystarczy prześledzić wszystkie słowa, którymi Garton Ash obwarowuje ten termin niemal za każdym razem, kiedy się nim posługuje: pokojowa, bezkrwawa, dziwna, religijna, jedyna taka, duchowa, ewolucyjna.

Nie jestem twoim wyborem

W sierpniu 1980 roku Timothy Garton Ash przyleciał do Polski z Berlina. „Solidarność” przerwała jego kwerendę, podczas której zbierał materiały na temat antyhitlerowskiego ruchu oporu. To symboliczne otwarcie klamry, która domknęła się w ostatnich trzydziestu latach. Pewnie sam reportażysta nie spodziewał się wówczas, że w oczach Zachodu, tych oczach, przed które podsuwał przez kilkanaście miesięcy sprawozdania z duchowej rewolucji „Solidarności”, to właśnie spokojny, choć przedzielony wciąż murem Berlin stanie się wkrótce symbolem upadku komunizmu.

Kilkakrotnie autor Polskiej rewolucji… zastanawia się, dlaczego kraj nad Wisłą nie może stać się dla europejskich intelektualistów tak wyraźnym i jednoznacznym symbolem jak republikańska Hiszpania epoki wojny domowej. Cytuje gorące wyznanie swojego rodaka, Wystona Hugh Audena, które oddawało wówczas stan ducha i umysłu Zachodu: „Jestem twoim wyborem, twoją decyzją, tak, ja jestem Hiszpania”. Książkę Timothy’ego Gartona Asha można czytać również jako uzasadnienie, dlaczego pół wieku później Europa nie mogła powtórzyć tego zdania, zmieniając jego ostatnią część na „tak, ja jestem Polska”. Pozycję pełną symbolicznych scen, zdań-sloganów i bohaterów jakby czekających tylko na to, by skierować na nich oko kamery i rejestrować kolejne, zapadające w pamięć kadry. Polska rewolucja. Solidarność 1980–1981 nie udziela tylko odpowiedzi na jedno najważniejsze pytanie. Dlaczego z całej tej masy symboli nie ostał się chociaż jeden, który w oczach Zachodu mógłby konkurować z upadkiem muru berlińskiego. Zastąpić jego miejsce na kliszy pod tytułem „koniec komunizmu”.

Timothy Garton Ash, Polska rewolucja. Solidarność 1980–1981, Polonia, Warszawa 1987.

Okładka książki "Polska rewolucja"

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Jan Maciejewski, W oczach Zachodu. O książce Timothy’ego Gartona Asha, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2020, nr 63

Przypisy

  1. http://akcentpismo.pl/spis-tresci-numeru-22008/bertolt-brecht-wiersze/ [dostęp: 19.07.2023].
  2. B. Brecht, Pięć trudności w pisaniu prawdy, Poznań 2018, s. 35.
  3. Tenże, Wojna, która nadejdzie [w:] tegoż, Elegie bukowskie i inne wiersze, Kraków 2022, s. 63.
  4. Tamże, s. 72.
  5. Tamże, s. 66.
  6. Tamże, s. 92.
  7. Tamże, s. 79.
  8. J. Malègue, Pierres noires. Les classes moyennes du Salut, Paris 1958. Pracę nad powieścią autor rozpoczął  w 1933 roku. Została ona opublikowana dopiero osiemnaście lat po jego śmierci, gdy całkowicie już o nim zapomniano.
  9. J. Malègue, Rewolucja, tłum. U. Dąbska-Prokop, Kraków 2021, s. 37.
  10. Tamże, s. 17.
  11. Tamże, s. 41.
  12. Encyklika Leona XIII z 1879 r. Aeterni Patris Unigenitus. W tomistyczną odnowę wpisują się we Francji Jacques Maritain i Étienne Gilson.
  13. Encyklika Pascendi dominici gregis Piusa X.
  14. Badania między innymi José Fontaine’a, La Gloire secrète de Joseph Malègue, Paris 2016.
  15. Por. analizę historyczną i socjologiczną tego ruchu: H. Serry, Naissance de l’intellectuel catholique, Paris 2004, F. Gugelot, Conversion des intellectuels au catholicisme en France (1885–1935), Paris 2010. Warto tu wspomnieć, że zalążki tej odnowy znajdują się już w twórczości pisarzy, takich jak: Barbey d’Aurevilly, Joris-Karl Huysmans, Charles Péguy, Léon Bloy.
  16. M. Wyka, Brzozowski i jego powieści, Kraków 1981, s. 202.
  17. W. Holewiński, Pogrom 1907, Warszawa 2020, s. 153.
  18. Jesienią, kiedy do Piotrogrodu zbliżał się front, z Pałacu Zimowego wywieziono dwoma pociągami do Moskwy wszystkie obrazy i dzieła sztuki.
  19. Istniało kilka batalionów kobiecych, liczących w sumie mniej więcej pięć tysięcy ochotniczek. Jednak tylko dwa z tych oddziałów, w tym batalion Boczkariowej, wzięły udział w walkach na froncie.
  20. B. Wildstein, „O kulturze i rewolucji”, Warszawa 2018, s. 66.
  21. B. Wildstein, „Dolina nicości”, Kraków 2008, s. 164.

Powiązane artykuły

12.12.2019

Nowy Napis Co Tydzień #027 / „Pogrom 1906” Wacława Holewińskiego

 – W całym tym kłębowisku najniższych uczuć przede wszystkim egoizmu, jednak pozostaje to coś więcej. Jest jakiś sens w składaniu wydawałoby się absurdalnej daniny krwi. To dopiero z perspektywy będzie można zobaczyć. Rewolucja 1905 roku się wypala, wyrodnieje w szereg aktów na pograniczu właściwie czysto kryminalnej aktywności. Historycy tutaj mają podzielone zdania, a potem się okaże, że przychodzi odwaga roku 1914, jakaś nadzieja roku 1918 i ciężka próba 1920. Także jest to książka w gruncie rzeczy dająca nadzieję – podsumowuje prof. Dorota Heck.

Więcej na załączonym wideo.

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Dorota Heck, „Pogrom 1906” Wacława Holewińskiego, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2019, nr 27

Przypisy

  1. http://akcentpismo.pl/spis-tresci-numeru-22008/bertolt-brecht-wiersze/ [dostęp: 19.07.2023].
  2. B. Brecht, Pięć trudności w pisaniu prawdy, Poznań 2018, s. 35.
  3. Tenże, Wojna, która nadejdzie [w:] tegoż, Elegie bukowskie i inne wiersze, Kraków 2022, s. 63.
  4. Tamże, s. 72.
  5. Tamże, s. 66.
  6. Tamże, s. 92.
  7. Tamże, s. 79.
  8. J. Malègue, Pierres noires. Les classes moyennes du Salut, Paris 1958. Pracę nad powieścią autor rozpoczął  w 1933 roku. Została ona opublikowana dopiero osiemnaście lat po jego śmierci, gdy całkowicie już o nim zapomniano.
  9. J. Malègue, Rewolucja, tłum. U. Dąbska-Prokop, Kraków 2021, s. 37.
  10. Tamże, s. 17.
  11. Tamże, s. 41.
  12. Encyklika Leona XIII z 1879 r. Aeterni Patris Unigenitus. W tomistyczną odnowę wpisują się we Francji Jacques Maritain i Étienne Gilson.
  13. Encyklika Pascendi dominici gregis Piusa X.
  14. Badania między innymi José Fontaine’a, La Gloire secrète de Joseph Malègue, Paris 2016.
  15. Por. analizę historyczną i socjologiczną tego ruchu: H. Serry, Naissance de l’intellectuel catholique, Paris 2004, F. Gugelot, Conversion des intellectuels au catholicisme en France (1885–1935), Paris 2010. Warto tu wspomnieć, że zalążki tej odnowy znajdują się już w twórczości pisarzy, takich jak: Barbey d’Aurevilly, Joris-Karl Huysmans, Charles Péguy, Léon Bloy.
  16. M. Wyka, Brzozowski i jego powieści, Kraków 1981, s. 202.
  17. W. Holewiński, Pogrom 1907, Warszawa 2020, s. 153.
  18. Jesienią, kiedy do Piotrogrodu zbliżał się front, z Pałacu Zimowego wywieziono dwoma pociągami do Moskwy wszystkie obrazy i dzieła sztuki.
  19. Istniało kilka batalionów kobiecych, liczących w sumie mniej więcej pięć tysięcy ochotniczek. Jednak tylko dwa z tych oddziałów, w tym batalion Boczkariowej, wzięły udział w walkach na froncie.
  20. B. Wildstein, „O kulturze i rewolucji”, Warszawa 2018, s. 66.
  21. B. Wildstein, „Dolina nicości”, Kraków 2008, s. 164.

Powiązane artykuły

13.11.2019

Zakłamana rewolucja

Zadzwoniła miła pani z Urzędu Miasta i spytała, czy nie chciałbym wygłosić prelekcji, „może coś z historii”, dla słuchaczy Uniwersytetu Trzeciego Wieku, którym ona się opiekuje. Powiedziałem, że bardzo chętnie opowiem o rewolucji październikowej. w słuchawce zapadło dziwnie długie milczenie, po czym pani powiedziała, że tak, oczywiście i że zadzwoni za jakiś czas, żeby ustalić termin. Minęły prawie dwa lata – i nic.

Nie pomyślałem! Nie pomyślałem, że starsze pokolenia Polaków, którym większość życia minęła w PRL rewolucji październikowej mają już powyżej uszu. Przez wiele lat, rok po roku, w każdą rocznicę musieli wysłuchiwać propagandowego bełkotu i bezczelnych kłamstw o tym, jakie to szczęście całej postępowej ludzkości przynieśli Włodzimierz Lenin i Wielka Proletariacka Rewolucja Październikowa.

Na Uniwersytecie Trzeciego Wieku nie wystąpiłem, jednak pozostał pomysł, żeby opisać te kłamstwa. Nie byłoby to może tak ważne, gdyby nie fakt, że mimo upadku komunizmu mity i kłamstwa o rewolucji funkcjonują nadal, są powtarzane nie tylko w Rosji i dawnych demoludach, lecz także przez historyków na Zachodzie. Kłamstwo ma twardy żywot; może Joseph Goebbels nie mylił się, twierdząc, że kłamstwo tysiąc razy powtórzone staje się prawdą. Nie chodzi oczywiście o oceny, lecz o fakty; prosty opis tego, co się wydarzyło.

Cała historia komunizmu jest historią zbrodni i kłamstwa. Każdy słyszał, jak powstała nazwa „bolszewicy”. Na zjeździe Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji w 1903 roku frakcja zwolenników Lenina miała większość. Stąd nazwa: „większościowcy”. Ale to nieprawda.

Są dwie wersje tego, co się wówczas stało. Pierwsza jest następująca: frakcja Julija Martowa uważała, że szeregowi członkowie partii nie powinni być zobowiązani zgadzać się we wszystkim z poglądami kierownictwa. Zwolennicy Lenina, że przeciwnie. w głosowaniu Lenin przegrał stosunkiem 28 do 22 głosów. Jednak kiedy nadal o tym dyskutowano, część zwolenników Martowa wyszła z sali na znak protestu, że trwa spór w kwestii już rozstrzygniętej. Wtedy Lenin doprowadził do kolejnego głosowania i uzyskał większość. I nazwał swoją frakcję bolszewikami.

Druga wersja jest nieco inna. Problem miał dotyczyć tego, czy partia ma być kadrowa, składać się tylko z bojowników poświęcających wszystko walce o jej ideały, czy też przyjmować jak najwięcej członków, zwolenników, sympatyków i tak dalej, stać się partią masową. Lenin chciał partii kadrowej i w głosowaniu wygrał. Rzeczywiście miał w tej sprawie większość. Tyle że spośród licznych spraw głosowanych na zjeździe to był jedyny przypadek, kiedy naprawdę uzyskał poparcie większości.

W obu przypadkach twierdzenie, że zwolennicy Lenina stanowili w partii większość, jest kłamstwem. Od tego zjazdu partia już na zawsze podzieliła się na bolszewików i mienszewików. z tym, że bolszewicy byli mienszewikami, a mienszewicy bolszewikami. Trwało to wiele lat. Zmieniło się dopiero, kiedy w 1917 roku bolszewicy zdobyli władzę.

Kiedy w grudniu 1922 roku państwo Lenina nazwano Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich, dopuszczono się kolejnego fundamentalnego kłamstwa. w październiku 1917 roku Lenin, organizując zamach stanu, czynił to pod hasłem: cała władza w ręce rad. Przypomnijmy, że był to czas dwuwładzy – Rządu Tymczasowego i Piotrogrodzkiej Rady Delegatów Robotniczych i Żołnierskich. Jednak władzę przejęły nie rady, lecz bolszewicy. w radach byli delegaci nie tylko bolszewików, lecz także eserów (socjalistów rewolucjonistów), mienszewików, lewicowych eserów, żydowskiego Bundu, delegaci bezpartyjni i innych mniej ważnych ugrupowań. Bolszewicy tylko przez kilka miesięcy (do lipca 1918 roku) rządzili w koalicji z lewicowymi eserami. Później już, i aż do końca, rządzili sami. Nigdy nie rządziły rady. Tak więc Związek Radziecki nigdy nie był radziecki. Nie był to Kraj Rad, lecz kraj bolszewików.

Głównym mitem rewolucji październikowej jest bohaterski atak na Pałac Zimowy – siedzibę Rządu Tymczasowego. w pracy zbiorowej Wielka Socjalistyczna Rewolucja Październikowa wydanej w 1987 roku pod redakcją Czesława Krzemińskiego napisano, że „walka o Pałac Zimowy trwała kilka godzin. Pałac był silnie broniony przez junkrów wiernych rządowi”. w słynnym filmie Siergieja Eisensteina Październik widać, jak tysiące marynarzy i robotników dzielnie walczą z obrońcami pałacu. Są tam kadeci, kozacy i kobiety z Kobiecego Batalionu Śmierci Marii Boczkariowej. w ciężkim boju pałac zostaje zdobyty, a rząd, z wyjątkiem premiera Aleksandra Kiereńskiego, który wcześniej udał się na front po pomoc, aresztowany. Według jednych Lenin, a według innych Trocki, nazwał wtedy marynarzy z bazy floty wojennej w Kronsztadzie „dumą i chlubą rewolucji”.

Bohaterski bój o Pałac Zimowy to wielkie kłamstwo, a w filmie Eisensteina nie ma ani słowa prawdy. Marynarzy i uzbrojonych robotników zebrało się na Placu Pałacowym od dziesięciu do piętnastu tysięcy. w pałacu był batalion Boczkariowej – dwie kompanie kozaków i kadeci. Pod wieczór, kiedy nikt nie zatroszczył się o kolację dla obrońców, kadeci i kozacy rozeszli się do miasta coś zjeść. Kiedy marynarze i robotnicy ostrzelali pałac z karabinów maszynowych, a Twierdzę Pietropawłowską z dział, przerażone kobiety uciekły i schowały się w piwnicach. Zdobywcy nie napotkali żadnego oporu. Jest wielce prawdopodobne, że ze strony obrońców nie padł ani jeden strzał. Marian Wilk w wydanej w 1987 roku książce Rok 1917 w Rosji pisze, że walki o Pałac Zimowy trwały kilka godzin, a bronili go junkrzy. Zapewne udaje, że nic nie wie o kobietach w pałacu. To jednak trochę niezręczne, że rewolucjoniści w sławnym boju mieli za przeciwników sto czterdzieści kobiet i garstkę kadetów, nastoletnich uczniów szkół wojskowych, a nie junkrów! Według informacji z internetu, więc może nie najpewniejszej, kobiety odmówiły wykonania rozkazu bronienia rządu.

Co działo się dalej? Marynarze i robotnicy wpadli do komnat i zaczęli grabić co się tylko dałoJesienią, kiedy do Piotrogrodu zbliżał się front, z Pałacu Zimowego wywieziono dwoma pociągami do Moskwy wszystkie obrazy i dzieła sztuki.[1]. Trzeba powiedzieć, że przywódcom udało się powstrzymać te ekscesy. John Reed w swoich sławnych Dziesięciu dniach, które wstrząsnęły światem skrupulatnie to odnotował. Przybył ze Smolnego do pałacu już po szturmie, więc sam tego nie widział, lecz mu opowiedziano. Pisze o tym jednak, jak by tam był. Natomiast nie mógł nie widzieć czegoś innego. Otóż bohaterscy rewolucjoniści wpadli do piwnic, gdzie leżakowały setki wielkich beczek i setki tysięcy butelek najlepszych win. Był to największy i najcenniejszy tego rodzaju zbiór na świecie. Tam już zbiorowego pijaństwa nie dało się opanować. Kiedy przywódcy rozbijali beczki, żeby wylać wino do Newy, rewolucjoniści nabierali je czapkami z rynsztoków. Na ich obronę można rzec, że w Rosji od wybuchu wojny obowiązywała prohibicja. Alkohol można jednak było dostać w dobrych restauracjach. Był więc dostępny tylko dla bogaczy. John Reed o tym gremialnym pijaństwie nie wspomniał ani słowem. Żeby zaprowadzić jakiś porządek, rewolucjoniści powołali komisarza pałacu. Człowiek ten jednak nigdy nie bywał trzeźwy, a masowe pijaństwo trwało jeszcze przez kilka dni, aż do zupełnego wysuszenia zapasów. Pierwsze dni po wielkiej rewolucji były więc czasem największego kaca w dziejach świata.

Ciekawe, jak rzecz opisuje historyk okresu PRL Marian Wilk:

W pierwszych tygodniach po przewrocie październikowym niebezpiecznym zjawiskiem w Piotrogrodzie stały się napady na magazyny i sklepy z alkoholem. Prowadziło to do rozpijania ludności, zwłaszcza żołnierzy, co mogło przynieść nieobliczalne następstwa. Wielkie składy z alkoholem znajdowały się zwłaszcza pod Pałacem Zimowym i na Wyspie Gutujewskiej.

Kto właściwie dokonywał tych napadów, trudno się na podstawie tej informacji zorientować. Może jakieś męty społeczne? Przecież nie rewolucjoniści!

Słowo wyjaśnienia należy się także batalionowi Boczkariowej. Była to ochotnicza formacja składająca się z kobiet pochodzących z różnych sfer – od arystokracji do biedotyIstniało kilka batalionów kobiecych, liczących w sumie mniej więcej pięć tysięcy ochotniczek. Jednak tylko dwa z tych oddziałów, w tym batalion Boczkariowej, wzięły udział w walkach na froncie.[2]. Wcześniej na froncie batalion wsławił się wielką odwagą w walce z Niemcami, zawstydzając zdemoralizowanych i niekarnych mężczyzn. Taka zresztą właśnie była jego misja. Dlaczego w Pałacu Zimowym kobiety wpadły w panikę? Myślę, że to psychologicznie zrozumiałe. w rosyjskim fabularnym filmie o batalionie Boczkariowej w reżyserii Dmitrija Mieschijewa jest scena, w której jakiś żołnierz na froncie spotyka wśród kobiet swoją żonę. Leje ją po pysku, a ona potulnie to znosi. Nie reagują też jej koleżanki. Kobiety Batalionu Śmierci mogły nie bać się Niemców, ale nie własnych mężów, braci i synów rodaków. No i napastników było piętnaście tysięcy. Na koniec trzeba dodać, że w piwnicach przedstawiciele „dumy i chluby rewolucji” kilka z tych dzielnych kobiet dopadli i zgwałcili.

Wielka rewolucja była więc raczej zamachem stanu. Prawdziwe krwawe walki toczyły się w październiku w Moskwie. Poległo tam mniej więcej tysiąc osób. Rewolucjoniści atakowali Kreml, w którym bronili się zwolennicy rządu. Kiedy po kilku dniach Kreml został zdobyty, doszło do grabieży. Zwycięzcy nie oszczędzili nawet grobów rosyjskich carów. Powywlekali truchła z piwnic, porozrzucali na dziedzińcu, obrali je z kosztowności. o tym i o walkach w Moskwie czyta się jednak rzadko; może dlatego, że nie było tam Lenina ani Stalina.

O wiele krwawsza od październikowej była rewolucja lutowa. Zaczęło się w Dzień Kobiet 23 lutego (8 marca według kalendarza europejskiego). Wcześniej przez kilka tygodni w stolicy brakowało chleba. Nie było albo mąki, albo węgla do pieców piekarniczych. Żniwa tamtego roku były dobre i chleba nie powinno było brakować, lecz na kolei panował monstrualny bałagan. Transporty zboża gniły w wagonach kolejowych na bocznicach, bo brakowało lokomotyw, a przede wszystkim nikt nie był w stanie zapanować nad organizacją transportu.

Po wielu dniach siarczystych mrozów, kiedy z powodu braku opału stanęły fabryki i robotnicy siedzieli w domach, marznąc i głodując, nagle przyszło gwałtowne ocieplenie. Od minus piętnastu stopni do pięciu na plusie. Przy pięknej słonecznej pogodzie na ulice wyszły kobiety, celebrując swoje święto. Za nimi ruszyli robotnicy z Zakładów Putiłowskich i innych fabryk robotniczej Dzielnicy Wyborskiej. w kolejnych dniach strajkował cały Piotrogród i pojawiły się hasła polityczne. Doszło do masakry: policja i wojsko strzelały do tłumów. Wtedy część wojska przeszła na stronę demonstrantów. Nawet Kozacy zaatakowali konną policję, broniąc robotników.

Bunt wybuchł spontanicznie. W żadnym wypadku nie kierowali nim bolszewicy; ich przywódców wtedy w Piotrogrodzie nie było. Byli w więzieniach, na zsyłce lub za granicą. w Kronsztadzie, bazie marynarki wojennej na wyspie Kotlin, doszło do masakry setek oficerów, zamordowano też jej dowódcę admirała Roberta Wirena. Na ulicach miasta mordowano policjantów, tajniaków, a nawet przechodniów wyglądających na zamożnych. Rewolucjoniści zdobyli wielkie ilości broni, atakowano cyrkuły, spalono budynek sądu okręgowego, pałac ministra Woldemara Freedericksza, lekarza dworu Piotra Badmajewa, gmachy komisariatów policji i inne.

 

*

W PRL, ZSRR i innych krajach bloku socjalistycznego propaganda o rewolucji kłamała bezkarnie, bo byliśmy niemal zupełnie odcięci od innych źródeł wiedzy historycznej. Po 1989 roku sytuacja jest już zupełnie inna. Nadal jednak mity i schematy mają się dobrze, również wśród niektórych historyków. Sądząc po ich publikacjach, także na Zachodzie obraz rewolucji utrwalony w powszechnej świadomości jest bardzo daleki od prawdy. Ogromny wpływ na to miał John Reed, amerykański komunista, który był w rewolucjach zakochany; wcześniej wsławił się reportażami z rewolucji meksykańskiej, świetnie pisał i był ślepy na wszystko, co w rewolucji było złem i zbrodnią. Telewizja kilkakrotnie pokazywała, znakomicie zresztą zrobiony, film o Reedzie zatytułowany Czerwoni. Nakręcony w 1981roku z Warrenem Beattym w roli głównej i Diane Keaton w roli jego przyjaciółki, obraz został nagrodzony Oscarami. Rosyjscy komuniści są tam dobrzy, a władze amerykańskie są podłymi prześladowcami, ponieważ wytaczają dziennikarzowi proces o propagowanie komunizmu. Dopiero pod koniec filmu jego bohater zaczyna mieć pewne niejasne wątpliwości, czy w radzieckiej Rosji wszystko jest takie piękne, jak mu się wydawało.

Nasza nieoceniona telewizja w 2017 roku z okazji setnej rocznicy pokazywała też kilkakrotnie sławny film Eisensteina Październik bez jakiegokolwiek komentarza na temat jego wiarygodności. Wyemitowano również kilka różnego pochodzenia mniej lub bardziej prawdziwych filmów dokumentalnych, w których ilustracją opowieści były sceny z filmu Eisensteina; dodajmy, że całkowicie przekłamane.

Inny jeszcze czynnik bardzo wpływał na wiedzę Zachodu o rewolucji i Związku Radzieckim. Od samego początku komuniści wpuszczali do Rosji wyłącznie dziennikarzy o sympatiach lewicowych. Ich korespondencje były kontrolowane, a tym, którym udało się przemycić choć trochę prawdy, więcej już wiz wjazdowych nie wydawano. Komuniści byli mistrzami w maskowaniu przed przybyszami z Zachodu radzieckiej rzeczywistości. Wielu dawało się nabrać. Rekordową naiwnością, czy raczej głupotą, odznaczył się dużo później ambasador USA w Moskwie Joseph Davies. Przebywał on w Rosji w latach 1937–1938, a więc w samym szczycie wielkiego terroru. Widział na własne oczy co najmniej jeden z wielkich procesów pokazowych rzekomych wrogów ludu, zdrajców i terrorystów. Mimo to słał do prezydenta Franklina Delano Roosevelta pełne entuzjazmu opisy Kraju Rad, a wreszcie wydał książkę Misja do Moskwy, która tak się spodobała Stalinowi, że polecił nakręcić na jej podstawie film fabularny.

 

*

Część wielkiego kłamstwa polega na przemilczaniu lub pomniejszaniu znaczenia niektórych wydarzeń. Połowa prawdy, jak wiadomo, bywa całym kłamstwem. Zrobiono wiele, żeby zapomnieć o osiągnięciach rewolucji lutowej. To rewolucja październikowa obaliła carat; tak to miało wyglądać. Lecz car abdykował dużo wcześniej, 2 marca 1917 roku. Przemilcza się zasługi rządów tymczasowych, księcia Grigorija Lwowa, a potem Aleksandra Kiereńskiego. Orlando Figes w swej świetnej Tragedii narodu pisze o „oszałamiającej serii reform politycznych” księcia Lwowa w pierwszych tygodniach działalności Rządu Tymczasowego. Były to: wolność słowa, prasy i zgromadzeń, zniesienie prawnych ograniczeń w zakresie religii, klasy społecznej i rasy, powszechna amnestia. Powołano demokratycznie wybierane samorządy lokalne. Podporządkowano im policję. Zrekonstruowano sądy i system karny, wreszcie unowocześniono ustawodawstwo pracy. Co prawda maksymalny czas pracy ograniczono do dwunastu godzin, lecz wcześniej na przykład szwaczki pracowały nawet po osiemnaście godzin dziennie. Dla nich musiała to być wielka ulga. Rozpisano wybory do zgromadzenia ustawodawczego, konstytuanty, a prawa wyborcze uzyskali wszyscy pełnoletni obywatele, także kobiety, czego w ówczesnej Europie nigdzie jeszcze nie było. w wielu opracowaniach komunistycznych reformom rządów Lwowa nie poświęcono jednak ani słowa.

Kiereński uważał się za rewolucjonistę. Według różnych autorów był członkiem trudowików, umiarkowanej frakcji eserów, według innych po prostu eserem. Będąc premierem, był jednocześnie wiceprzewodniczącym prezydium Piotrogrodzkiej Rady Delegatów Robotniczych. Niestety, dwie najbardziej palące sprawy, czyli zawarcia pokoju i reformy rolnej zarówno Lwow, jak i Kiereński pozostawiali do rozstrzygnięcia konstytuancie. Wykorzystali to bolszewicy, obiecując ziemię chłopom i pokój z Niemcami natychmiast. Jak się z tych obietnic wywiązali – o tym później. Za to od razu, prawie natychmiast po przejęciu władzy, zdelegalizowali wszystkie pisma nierewolucyjne, czyli inne niż ich własne. Przedtem Lenin obiecywał, że każde dziesięć tysięcy obywateli, jeśli tylko zechce, będzie mogło mieć własną gazetę. Już na początku grudnia 1917 roku komuniści powołali sławną Nadzwyczajną Komisję do Walki z Kontrrewolucją. Czeka mogła na przykład aresztować kogokolwiek na ulicy i według własnego uznania rozstrzelać za włóczęgostwo! Warto porównać osiągnięcia carskiej Ochrany i Czeki. w ostatnich pięćdziesięciu latach caratu w Rosji wykonano pięćdziesiąt tysięcy wyroków śmierci. Oczywiście to bardzo dużo, średnio tysiąc rocznie. Jednak w ciągu pierwszych pięciu lat rządów komunistów rozstrzelano dwieście pięćdziesiąt tysięcy ludzi. Pięćdziesiąt tysięcy rocznie!

Wybory rozpisane przez Rząd Tymczasowy odbyły się w listopadzie 1917 roku. Przy bardzo dużej frekwencji bolszewicy uzyskaliokoło jednej czwartej mandatów, a wygralibezapelacyjne eserzy. Wtedy Lenin ogłosił, że parlamentaryzm jest przestarzałą formą rządów, natomiast dojrzałą – rady delegatów, które zresztą za jego władzy nie miały nic do powiedzenia. Nie było nawet pewne, czy dojdzie do otwarcia obrad wybranego parlamentu. Konstytuanta zebrała się jednak w styczniu, lecz już w czasie pierwszego posiedzenia rząd ją rozwiązał. Rząd, który w każdym normalnym kraju podlega parlamentowi, rozwiązał parlament! Po prostu użyto siły.

W dniu, kiedy w Pałacu Taurydzkim zebrali się posłowie, ulicami Piotrogrodu ruszyła wielka manifestacja poparcia dla Zgromadzenia Narodowego. Dzień wcześniej bolszewicy ogłosili zakaz manifestacji. Mimo to na ulice wyszło, według różnych szacunków, od pięćdziesięciu do stu pięćdziesięciu tysięcy ludzi. Komuniści przywitali ich seriami z broni maszynowej. Zginęło dwadzieścia osób, rannych było kilkadziesiąt. Maksym Gorki napisał wtedy w swojej gazecie „Nowaja Żyzń”:

Przez niemal sto lat najznakomitsi Rosjanie żyli ideą Zgromadzenia Konstytucyjnego. Rzeki krwi przelano na ołtarzu ofiarnym tej idei, a teraz „Komisarze Ludowi” wydali rozkaz strzelania do demokracji, która w imię tej idei demonstrowała. i tak oto 5 stycznia nieuzbrojonych robotników Piotrogrodu położono trupem… Zgładzono ich z zasadzki, przez szczeliny w ogrodzeniach, w sposób tchórzliwy, tak jak czynią to zawodowi mordercy.

Tak się złożyło, że pogrzeb ofiar (i związana z tym demonstracja) odbył się dokładnie w trzynastą rocznicę krwawej niedzieli 1905 roku i na tym samym cmentarzu Ochtinskim. To zadziwiające, że niektórzy historycy pomijają milczeniem tę manifestację i jej masakrę. Czy to mało ważny epizod? Przecież to pierwszy tak poważny sygnał tego, czym stały się rządy komunistów! Ci, którzy jeszcze mieli złudzenia, musieli zaczynać je tracić. Marian Wilk w czasach PRL tłumaczył, że manifestacja miała zgodnie z zamiarem kontrrewolucjonistów przekształcić się w powstanie przeciw bolszewikom. Kłamstwo! Była to pokojowa demonstracja poparcia konstytuanty.

 

*

Sprawa niemieckich pieniędzy dla Lenina jest od dawna powszechnie znana. Wiedział o tym już Kiereński, i za Leninem jako zdrajcą rozesłano listy gończe. Z cytowanej już wyżej pracy zbiorowej Wielka Socjalistyczna Rewolucja Październikowa dowiadujemy się, że kiedy w lipcu 1917 roku obradował VI Zjazd Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji (bolszewików) – SDPRR(b) – Lenin, „przebywając w odległości 34 km od Piotrogrodu nad jeziorem Razliw, z ukrycia kierował zjazdem przez swego łącznika”. Dlaczego dwustu sześćdziesięciu siedmiu delegatów obradowało jawnie, a tylko Lenin się ukrywał, nie wiadomo. W całym tekście nie ma ani słowa o tym, że był poszukiwany jako oskarżony o szpiegostwo. Peerelowski uczony Marian Wilk tej nieprzyjemnej sprawy nie ukrywa, lecz twierdzi, że oskarżenie było kłamliwe.

Kiedy na jaw wyszła sprawa niemieckich pieniędzy, część ważniejszych bolszewików aresztowano, lecz Leninowi udało się uciec. Niemcy zupełnie słusznie uważali, że Lenin wywoła zamieszki w Rosji, które muszą ją osłabić. Woleli wydać pieniądze, niż przelewać niemiecką krew. Można oczywiście uważać, że w ostatecznym rozrachunku Lenin ich okpił. Niemieckimi pieniędzmi sfinansował rewolucję, która potem zaraziła i Niemcy. Jednak w rokowaniach w Brześciu musiał się im odwdzięczyć, oddając jeńców wojennych oraz Ukrainę i Polskę (których co prawda już nie miał). Ta sprawa ma jednak jeszcze drugie dno. Elisabeth Heresch w Sprzedanej rewolucji pisze, że Lenin zdradził Niemcom termin i plany ostatniej rosyjskiej ofensywy Brusiłowa. Miało to oczywiście straszne skutki dla Rosjan na froncie. To już zdrada, za którą powinien wisieć.

Chodziło mu o to, żeby próbę przejęcia władzy skoordynować z klęską na froncie i związanym z tym osłabieniem rządu. Po załamaniu się ofensywy Niemcy mieli przejść do kontrataku, a Lenin przejąć władzę. Nie doszło do tego przez pogodę, która akurat pogorszyła się do tego stopnia, że na wiele dni powstrzymała ofensywne zamiary Niemców. Z tego powodu w lipcu w Piotrogrodzie przez kilka dni trwały bezładne manifestacje, lecz Lenin nie nadał im kierunku, nie odważył się jeszcze sięgać po władzę. Rzucił wtedy tylko hasło: „Grab zagrabione!”.

Skutek był znakomity.

Rząd stłumił zamieszki, a ciekawostką może być to, że rewolucjoniści śpiewali Międzynarodówkę, natomiast żołnierze wierni rządowi – Marsyliankę.

Sprawa niemieckich pieniędzy jednak nie wszystkim nawet współczesnym badaczom wydaje się ważna. Amerykanin Peter Kenez w wydanej w 2008 roku przez Bellonę książce pod znamiennym tytułem Odkłamana historia Związku Radzieckiego całkowicie bagatelizuje niemieckie pieniądze. Pisze, że było ich niewiele i nie odegrały istotnej roli.

Kłamstwo czy niewiedza?

Pieniędzy było bardzo dużo. Ile dokładnie – trudno powiedzieć. Niemniej w trzy miesiące po przyjeździe Lenina do Rosji bolszewicy mieli już cały koncern prasowy z własnymi drukarniami i papiernią. Wydawali czterdzieści jeden gazet o łącznym nakładzie dziennym trzystu dwudziestu tysięcy egzemplarzy, z czego dwadzieścia siedem tytułów po rosyjsku. Reszta wychodziła w językach: gruzińskim, ormiańskim, tatarskim, łotewskim i polskim. Odpowiednio rosła liczebność partii. w lutym 1917 roku należały do niej dwadzieścia trzy tysiące osób, w kwietniu – sto tysięcy, w sierpniu dwieście czterdzieści tysięcy, a na początku października już trzysta pięćdziesiąt tysięcy.

Kenez pisze, że 7 listopada, kiedy bolszewicy opanowali mosty, telefony, dworce i elektrownie, najdłużej bronił się Pałac Zimowy. Ignorancja czy kłamstwo? Pałac padł ostatni, bo ostatni został zaatakowany. a nie bronił się wcale. „Odkłamana historia Związku Radzieckiego”?

 

*

Kto z kim walczył w wojnie domowej? Wydaje się, że dziewięćdziesiąt osiem procent zapytanych odpowiedziałoby, że biali, zwolennicy caratu, walczyli z czerwonymi, czyli komunistami. Prawda jest inna. Była jeszcze trzecia siła, nie mniej istotna niż biali i czerwoni. Byli to zieloni, czyli partyzanckie oddziały chłopskie. Zieloni walczyli i z białymi, i z czerwonymi. Na Ukrainie kilkudziesięciotysięczna armia zielonych Nestora Machny mocno osłabiła armię białych Antona Iwanowicza Denikina.

W lasach guberni tambowskiej działała czterdziestotysięczna armia Aleksandra Antonowa. Ogromny tambowski kompleks leśny ciągnął się pasem szerokości od trzydziestu do pięćdziesięciu kilometrów od Kotowska na południu do Guberni Penzeńskiej na północnym wschodzie i dalej, rozszerzając się na północ i zachód, do Riazania. Na X Zjeździe Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików) – WKP(b) – w marcu 1921 roku Lenin powiedział, że zieloni, Machno na Ukrainie, Antonow i wielu innych, stanowią większe zagrożenie dla władzy bolszewików niż wszyscy biali razem wzięci. Komuniści woleli o zielonych zapomnieć, bo kompromitowała ich wrogość chłopów wobec komunizmu. Miał przecież być zawarty sojusz robotniczo-chłopski.

Od początku swego istnienia do końca sami tylko antonowcy zabili około dwóch tysięcy czerwonych. Problem rozwiązał dopiero Michaił Tuchaczewski. Przywiózł pociągami stutysięczną armię z dużą ilością artylerii i zaczął od podpalania lasów. Następnie zbombardował pociskami gazowymi rejony, w których spodziewał się antonowców, przy okazji trując ludność we wsiach zamieszkałych zarówno przez zwolenników Antonowa, jak i lojalnych wobec rządu. w sumie w wyniku głodu wywołanego rekwizycjami żywności i działań wojennych w guberni tambowskiej śmierć poniosło dwieście pięćdziesiąt tysięcy ludzi.

Warto przytoczyć rozporządzenie Wszechrosyjskiego Centralnego Komitetu Wykonawczego (WCIK) z czerwca 1921 roku, więc już po pokonaniu Antonowa (cytat za Rewolucją rosyjską Richarda Pipesa):

Banda Antonowa dzięki zdecydowanym działaniom naszych wojsk została rozbita, rozproszona i jest stopniowo likwidowana. Aby wykorzenić wszystkie eserowsko-bandyckie elementy […], komisja WCIK nakazuje:

1.      Obywateli odmawiających podania swego nazwiska rozstrzeliwać na miejscu bez sądu.

2.      Ogłaszać dekret o zakładnikach i rozstrzeliwać takowych w przypadkach odmowy wydania broni.

3.      W przypadku znalezienia ukrytej broni rozstrzeliwać na miejscu bez sądu najstarszego członka rodziny.

4.      Rodzinę ukrywającą bandytę wysiedlić z guberni, mienie skonfiskować, a najstarszego pracującego w rodzinie rozstrzelać bez sądu.

5.      W rodzinach ukrywających bandytę lub ich mienie, najstarszego pracującego w rodzinie rozstrzelać bez sądu.

6.      W razie ucieczki rodziny bandyty jej mienie rozdać między mieszkańców wiernych władzy radzieckiej, a porzucone domy spalić lub zburzyć.

7.      Niniejsze zarządzenie wcielać w życie dokładnie i bezlitośnie.

Przewodniczący pełnomocnej komisji WCIK Antonow – Owsiejenko

Głównodowodzący wojskami Tuchaczewski

Przewodniczący Gubispołkomu Ławrow.

Peter Kenez, pisząc o wojnie domowej, w ogóle nie wspomina o zielonych. Według niego (i innych historyków) bolszewicy pod koniec 1920 roku zwyciężyli i był to koniec tej wojny. o zielonych pisze gdzie indziej, nazywając ich rozproszonymi bandami wiejskich anarchistów! Te „bandy” były świetnie zorganizowanymi armiami, a dowodzone były przez zawodowych wojskowych. Przy sztabie Antonowa działały nawet sekcje zajmujące się propagandą i kontaktami z zagranicą.

Na pewno nie byli to anarchiści. Politycznie kierowali zielonymi socjaliści rewolucjoniści, partia mająca ogromne poparcie na wsi wszędzie w Rosji. w czasie wyborów do zgromadzenia ustawodawczego w listopadzie 1917 roku wiejskie obszcziny zbierały się, by ustalić, na którą partię głosować. i po naradzie wszyscy głosowali na eserów.

Także w wydanej w 2017 roku książce Sheili Fitzpatrick Rewolucja rosyjska nie ma słowa o zielonych. Autorka już, co prawda, zauważa, że przy kręceniu filmu Eisensteina więcej było rannych niż w czasie historycznego szturmu, ale nie widzi związku między klęską głodu w 1920 i 1921 roku a polityką bolszewików wobec wsi, nie zauważa także masakry demonstracji w obronie konstytuanty.

Wieś nienawidziła komunistów może bardziej niż białych. Na drugi dzień po rewolucji Lenin wprawdzie ogłosił, że ziemia, którą chłopi odebrali panom, ma pozostać w ich użytkowaniu, lecz staje się własnością państwa. Chłopi mają ją uprawiać, ale plony w całości należą do państwa.

Świetny pomysł!

Lenin zupełnie nie rozumiał stosunków na wsi. Uważał, że kułacy są odpowiednikiem kapitalistów w miastach i żyją z wyzysku wiejskiej biedoty. Postanowił tę „klasę” zniszczyć. „Wieś trzeba przegłodzić” – powiedział i głód dotknął trzydziestu milionów ludzi, z czego pięć milionów zmarło. Odbierano im bowiem wszystkie plony, nawet tę część zboża, którą przeznaczono na przeżycie i na zasiew. Tragedia byłaby jeszcze większa, gdyby nie pomoc żywnościowa Zachodu, głównie Amerykanów, prowadzona przez American Relief Organization (ARO), kierowaną przez Herberta Hoovera, późniejszego prezydenta Stanów Zjednoczonych. w lecie 1921 roku ARO stale żywiła jedenaście milionów ludzi. Amerykanie zaprzestali udzielania pomocy, dopiero kiedy zorientowali się, że Rosja eksportuje dostarczane przez nich zboże na Zachód!

Nic więc dziwnego, że zieloni walczyli z komunistami. Według Keneza pomór był skutkiem suszy w latach 1920–1921. Susza oczywiście pogorszyła sytuację, lecz nie była najważniejszą przyczyną.

 

*

Biali po rewolucji organizowali się powoli i nieudolnie. Nad Donem, na terenach kozackich, pod koniec roku powstała tak zwana Armia Ochotnicza. Zebrały się trzy tysiące ludzi. Byli to prawie wyłącznie oficerowie! Dla porównania: w latach wojny domowej w szeregach czerwonych dobrowolnie lub przymusowo służyło pięćdziesiąt tysięcy carskich oficerów.

Komuniści w Jekaterynburgu 16 lipca 1918 roku wymordowali całą rodzinę carską i cztery osoby jej towarzyszące. Niewątpliwie nastąpiło to na rozkaz Lenina, choć dowodów na piśmie na to nie ma. Bolszewicy ogłosili, że zabity został tylko car Mikołaj II, a reszta rodziny jest „w bezpiecznym miejscu”. Trzymali się tego kłamstwa uparcie przez wiele lat. Osobiście sądzę, że Mikołajowi II proces się należał i kara śmierci również, lecz żadnego procesu nie było. Caryca także ponosiła odpowiedzialność, choć tylko moralną. Księżniczki Olga, Tatiana, Maria i Anastazja, czternastoletni carewicz Aleksy oraz cztery pozostałe osoby byli zupełnie niewinnymi ludźmi. Zbrodnia była wyjątkowo obrzydliwa, a ci, którzy jej dokonali, przez całe życie chlubili się swoim uczynkiem. Peter Kenez w swej „odkłamanej” historii nie wspomniał o zamordowaniu carskiej rodziny ani jednym słowem. Uznał to za nieważny epizod?

Biali nie mieli żadnego programu politycznego ani pomysłu na rozwiązanie problemów wsi. Tylko generał Piotr Wrangel potrafił oddać chłopom ziemię na kontrolowanych przez siebie obszarach na Krymie i w tak zwanej Taurydzie Północnej. Próbował także sprzymierzyć się z armią powstańczą Nestora Machny przeciw czerwonym.

Ideologią pozostałych białych był wielkoruski patriotyzm. Działali w kilku armiach. Aleksandr Kołczak na wschodzie, Anton Denikin na południu Ukrainy, Nikołaj Judenicz w Estonii. Były to obszary słabo zaludnione, a więc niemogące zapewnić ani wystarczającego zaopatrzenia, ani rekruta. Ponadto na tych terenach ludność rosyjska stanowiła mniejszość, więc wielkorosyjskie hasła patriotyczne nie spotykały się tam z żadnym odzewem. z powodu ogromnych odległości łączność między poszczególnymi armiami była niezwykle utrudniona. Współdziałanie praktycznie nie istniało. Zresztą każdy z dowódców marzył, że to właśnie on ze swoimi oddziałami wyzwoli Rosję od komunistów. Trzeba jednak powiedzieć, że nie wszyscy biali byli zwolennikami monarchii w formie jedynowładztwa. Nie spotkałem się z opisami tego problemu, lecz nie ulega wątpliwości, że część białych chciała monarchii parlamentarnej, a część była zwolennikami rewolucji lutowej, więc republiki burżuazyjnej.

Czerwoni potrafili zawierać chwilowe sojusze z zielonymi, a kiedy pobili białych, zniszczyli i zielonych. Ważnym etapem wojny domowej było powstanie marynarzy w Kronsztadzie. Kronsztad miał tradycje rewolucyjne od 1905 roku. w pewnym momencie dziesięć tysięcy marynarzy z bazy na wyspie Kotlin powołało własną Republikę Kronsztadzką, co bolszewicy zmuszeni byli tolerować. w marcu 1921 roku po serii strajków robotniczych w Piotrogrodzie, akurat w czasie X Zjazdu WKP(b), republika się zbuntowała. Marynarze żądali demokracji i udziału w rządach dla wszystkich partii socjalistycznych zamiast dyktatury komunistów. Gdyby powstanie wybuchło trochę później, po stopnieniu lodów w zatoce, flota wojenna Kronsztadu mogłaby poważnie zagrozić miastu. Niestety wody zatoki były jeszcze zamarznięte, a wielkie działa fortów na wyspie skierowane na zachód, do obrony przed wrogiem od strony morza. Okręty stały w zamarzniętym porcie. Komuniści mieli szczęście – Tuchaczewski mógł przypuścić atak piechotą po lodzie. Atakował nocą, lecz nie zaskoczył obrońców. Po którymś z kolei ataku obiecał im amnestię, jeśli się poddadzą. Wobec kończącej się amunicji baza poddała się. Tuchaczewski słowa nie dotrzymał i wszystkich obrońców rozstrzelał. Części udało się zbiec po lodzie do Finlandii.

Charakterystyczne, jak skwitował to Amerykanin Peter Kenez. Napisał, że marynarze „zostali bezlitośnie ukarani”. Niby jest to prawda. Jednak czytelnik może pomyśleć, że skazano ich na przykład na wieloletnie więzienie. Dlaczego nie napisał po prostu, że ich zamordowano? Ukarano! z punktu widzenia bolszewików zostali ukarani. Między „ukarać” a „zamordować” istnieje jednak pewna różnica. Dlaczego autor przyjmuje punkt widzenia komunistów?

 

*

Jeszcze jednym wielkim mitem rewolucji jest to, że w wojnie domowej czerwoni pokonali nie tylko białych, lecz międzynarodową zbrojną interwencję krajów kapitalistycznych. Euzebiusz Basiński, komunistyczny historyk, w 1967 pisał: „Po rozgromieniu interwencji 14 państw i rozgałęzionej wewnętrznej kontrrewolucji – stanęło przed bolszewikami zadanie bez precedensu w historii ludzkości budowy ustroju sprawiedliwości społecznej” (Lata wielkiego przełomu). Jak się doliczył czternastu państw? tylko ile mi wiadomo, byli tam tylko Anglicy, Francuzi, Amerykanie i Japończycy. w rzeczywistości zresztą jedynie Francuzi w niewielkim stopniu i na krótko podjęli działania zbrojne przeciw czerwonym. Zachód dostarczał białym tylko broń i mundury, a czasem szkodził. w lipcu 1918 roku lewicowi eserzy, dotąd w koalicji z Leninem, kierowani przez Borysa Kamkowa i Marię Spiridonową, podjęli próbę obalenia władzy bolszewików. Opanowali pocztę i inne ważne punkty Moskwy, a przede wszystkim koszary wojsk Czeki. Aresztowali Feliksa Dzierżyńskiego; byli bliscy odniesienia sukcesu. Zupełnie przypadkowo w tym samym czasie Borys Sawinkow, jeden z przywódców prawicowych eserów i twórca Związku Obrony Ojczyzny, opanował na północ od Moskwy Kostromę, Jarosław i Rybińsk. Uzgodnił to wcześniej z Anglikami, którzy mieli ruszyć z pomocą z Archangielska. Z jakiegoś powodu w tym terminie akurat nie mogli, a Sawinkowa nie uprzedzili. Tak więc oba powstania skończyły się klęską. a był już wydany rozkaz rozstrzelania Dzierżyńskiego i aresztowania Lenina! w Moskwie dzięki niezdecydowaniu rebeliantów Jukumsowi Vācietisowi i jego Łotyszom udało się stłumić powstanie. Dwustu od razu rozstrzelano. Co ciekawe, ich przywódczynię, Marię Spiridonową, skazano zaledwie na rok więzienia. Była tak popularna, wręcz czczona na wsi, że Lenin nie odważył się podnieść na nią ręki.

 

*

Jeszcze inny mit wiąże się z rewolucją. Wielu uważa, że Lenin był komunistycznym idealistą, a dopiero Stalin wszystko zepsuł. Gdyby Lenin żył dłużej, wszystko potoczyłoby się inaczej. Otóż Lenin był zbrodniarzem nie mniejszym niż Stalin, jego najlepszy uczeń. Lenin kazał brać zakładników spośród najbogatszych chłopów: „Stu, a jeszcze lepiej tysiąc” – jak się wyraził – i wieszać ich, jeśli okoliczne wsie nie dostarczyły wymaganej ilości zboża. Trupy miały wisieć jak najdłużej, żeby wywoływać przerażenie. Rezultatem był głód w latach 1921–1922. Kiedy patriarcha Cerkwi prawosławnej Tichon proponował przekazanie na pomoc ofiarom głodu niepoświęconych naczyń liturgicznych, Lenin wpadł w szał. Nie mógł dopuścić do tego, żeby ludzie zawdzięczali pomoc Cerkwi. Rada Komisarzy Ludowych zarządziła konfiskatę wszystkich cennych przedmiotów należących do Cerkwi (nieruchomości już wcześniej upaństwowiono). Według Richarda Pipesa kampania konfiskat pociągnęła za sobą osiem tysięcy ofiar śmiertelnych.

Lenin zauważył także, że nie wystarczy rozstrzeliwać tylko winnych, bo wówczas niewinni nie mieliby się czego bać. Trzeba więc rozstrzeliwać również niewinnych, ponieważ dopiero wtedy bać się będą wszyscy.

W Rosji do dziś w każdym mieście stoją pomniki Lenina. To zadziwiające, ale większość Rosjan zupełnie nie rozumie, kim był. Na własne oczy widziałem tablicę z napisem: Leninskij Rajonnyj Sud imienia Kirowa. To tak jakby dziś w Niemczech sąd nazwano hitlerowskim imieniem, na przykład Goebbelsa.

Lenin świadomie i celowo doprowadził do głodu na wsi, wskutek którego zmarło pięć milionów chłopów. Stalin jedynie zwiększył skalę represji. Różnił się od Lenina tym, że oprócz milionów zwykłych ludzi wymordował setki tysięcy członków partii komunistycznej, w tym wielu najwyższych dygnitarzy, członków Komitetu Centralnego, delegatów na zjazd partii, a nawet dwóch aktualnych członków biura politycznego. Tych ostatnich, Siergieja Kirowa i Serga Ordżonikidzego – skrytobójczo.

Chociaż akurat likwidowanie dygnitarzy komunistycznych, mających również ręce unurzane po łokcie we krwi i wielkie zasługi dla stworzenia systemu, można by mu zapisać na plus.

 

*

Na koniec kilka słów koniecznego wyjaśnienia. Nie jestem historykiem i nie prowadziłem żadnych własnych badań, żeby napisać to, co można przeczytać powyżej. Wszystko to można znaleźć w dostępnych opracowaniach historycznych. Jednak wiedza w nich zawarta w niewielkim stopniu, jak myślę, przedostaje się do powszechnej świadomości. Stąd ta garść refleksji.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Stefan Türschmid, Zakłamana rewolucja, Czytelnia, nowynapis.eu, 2019

Przypisy

  1. http://akcentpismo.pl/spis-tresci-numeru-22008/bertolt-brecht-wiersze/ [dostęp: 19.07.2023].
  2. B. Brecht, Pięć trudności w pisaniu prawdy, Poznań 2018, s. 35.
  3. Tenże, Wojna, która nadejdzie [w:] tegoż, Elegie bukowskie i inne wiersze, Kraków 2022, s. 63.
  4. Tamże, s. 72.
  5. Tamże, s. 66.
  6. Tamże, s. 92.
  7. Tamże, s. 79.
  8. J. Malègue, Pierres noires. Les classes moyennes du Salut, Paris 1958. Pracę nad powieścią autor rozpoczął  w 1933 roku. Została ona opublikowana dopiero osiemnaście lat po jego śmierci, gdy całkowicie już o nim zapomniano.
  9. J. Malègue, Rewolucja, tłum. U. Dąbska-Prokop, Kraków 2021, s. 37.
  10. Tamże, s. 17.
  11. Tamże, s. 41.
  12. Encyklika Leona XIII z 1879 r. Aeterni Patris Unigenitus. W tomistyczną odnowę wpisują się we Francji Jacques Maritain i Étienne Gilson.
  13. Encyklika Pascendi dominici gregis Piusa X.
  14. Badania między innymi José Fontaine’a, La Gloire secrète de Joseph Malègue, Paris 2016.
  15. Por. analizę historyczną i socjologiczną tego ruchu: H. Serry, Naissance de l’intellectuel catholique, Paris 2004, F. Gugelot, Conversion des intellectuels au catholicisme en France (1885–1935), Paris 2010. Warto tu wspomnieć, że zalążki tej odnowy znajdują się już w twórczości pisarzy, takich jak: Barbey d’Aurevilly, Joris-Karl Huysmans, Charles Péguy, Léon Bloy.
  16. M. Wyka, Brzozowski i jego powieści, Kraków 1981, s. 202.
  17. W. Holewiński, Pogrom 1907, Warszawa 2020, s. 153.
  18. Jesienią, kiedy do Piotrogrodu zbliżał się front, z Pałacu Zimowego wywieziono dwoma pociągami do Moskwy wszystkie obrazy i dzieła sztuki.
  19. Istniało kilka batalionów kobiecych, liczących w sumie mniej więcej pięć tysięcy ochotniczek. Jednak tylko dwa z tych oddziałów, w tym batalion Boczkariowej, wzięły udział w walkach na froncie.
  20. B. Wildstein, „O kulturze i rewolucji”, Warszawa 2018, s. 66.
  21. B. Wildstein, „Dolina nicości”, Kraków 2008, s. 164.

Powiązane artykuły

24.10.2019

Nowy Napis Co Tydzień #020 / Na czym polega „despotyzm wolności”

„To bardzo intrygująca książka” – mówi prof. Mirosław Dzień. – „Rzecz dotyczy rewolucji francuskiej i stosowanego wówczas terroru. Hannah Arendt w swojej słynnej pracy O rewolucji pisała, że Maximilien Robesperre już na początku 1793 roku mówił o sobie, że jest przedstawicielem «despotyzmu wolności». Monika Milewska pokazuje w swojej książce, na czym ów «despotyzm wolności» polegał. Niezwykle intrygujące są na przykład fragmenty dotyczące gilotyny jako narzędzia władzy. Narzędzie to, zupełnie odpersonifikowane, staje się bezwolnym katem”.

Więcej informacji o książce na poniższym wideo:

 

Monika Milewska, Ocet i łzy. Terror Wielkiej Rewolucji Francuskiej jako doświadczenie traumatyczne, Gdańsk: Słowo/obraz terytoria, 2018

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Mirosław Dzień, Na czym polega „despotyzm wolności”, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2019, nr 20

Przypisy

  1. http://akcentpismo.pl/spis-tresci-numeru-22008/bertolt-brecht-wiersze/ [dostęp: 19.07.2023].
  2. B. Brecht, Pięć trudności w pisaniu prawdy, Poznań 2018, s. 35.
  3. Tenże, Wojna, która nadejdzie [w:] tegoż, Elegie bukowskie i inne wiersze, Kraków 2022, s. 63.
  4. Tamże, s. 72.
  5. Tamże, s. 66.
  6. Tamże, s. 92.
  7. Tamże, s. 79.
  8. J. Malègue, Pierres noires. Les classes moyennes du Salut, Paris 1958. Pracę nad powieścią autor rozpoczął  w 1933 roku. Została ona opublikowana dopiero osiemnaście lat po jego śmierci, gdy całkowicie już o nim zapomniano.
  9. J. Malègue, Rewolucja, tłum. U. Dąbska-Prokop, Kraków 2021, s. 37.
  10. Tamże, s. 17.
  11. Tamże, s. 41.
  12. Encyklika Leona XIII z 1879 r. Aeterni Patris Unigenitus. W tomistyczną odnowę wpisują się we Francji Jacques Maritain i Étienne Gilson.
  13. Encyklika Pascendi dominici gregis Piusa X.
  14. Badania między innymi José Fontaine’a, La Gloire secrète de Joseph Malègue, Paris 2016.
  15. Por. analizę historyczną i socjologiczną tego ruchu: H. Serry, Naissance de l’intellectuel catholique, Paris 2004, F. Gugelot, Conversion des intellectuels au catholicisme en France (1885–1935), Paris 2010. Warto tu wspomnieć, że zalążki tej odnowy znajdują się już w twórczości pisarzy, takich jak: Barbey d’Aurevilly, Joris-Karl Huysmans, Charles Péguy, Léon Bloy.
  16. M. Wyka, Brzozowski i jego powieści, Kraków 1981, s. 202.
  17. W. Holewiński, Pogrom 1907, Warszawa 2020, s. 153.
  18. Jesienią, kiedy do Piotrogrodu zbliżał się front, z Pałacu Zimowego wywieziono dwoma pociągami do Moskwy wszystkie obrazy i dzieła sztuki.
  19. Istniało kilka batalionów kobiecych, liczących w sumie mniej więcej pięć tysięcy ochotniczek. Jednak tylko dwa z tych oddziałów, w tym batalion Boczkariowej, wzięły udział w walkach na froncie.
  20. B. Wildstein, „O kulturze i rewolucji”, Warszawa 2018, s. 66.
  21. B. Wildstein, „Dolina nicości”, Kraków 2008, s. 164.

Powiązane artykuły

29.08.2019

Nowy Napis Co Tydzień #012 / W kontrze wobec kontrkultury. O książce „O kulturze i rewolucji” Bronisława Wildsteina

Pomieszanie pojęć

Ruchliwa armia metafor, metonimii, antropomorfizmów, które po długim użytkowaniu wydają się ludowi kanoniczne i obowiązujące: prawdy są złudami, o których zapomniano, że nimi są, metaforami, które się zużyły i utraciły zmysłową siłę wyrazuB. Wildstein, „O kulturze i rewolucji”, Warszawa 2018, s. 66.[1].

Tak oto pisał o prawdzie jako o ułudzie, która musi wreszcie zostać wyrugowana z naszego języka i naszej świadomości… nie, nie Bronisław Wildstein. Nietzsche. Słowa niemieckiego filozofa przytoczył jednak Wildstein w swojej książce O kulturze i rewolucji, a konkretniej – w jej fragmencie zatytułowanym O postprawdzie. Z tekstu – skoncentrowanego na krytyce współczesnych liberalnych elit, które utyskują na rzekomą ekspansję „postprawdy” we współczesnym świecie – wyłania się zasadniczy temat omawianego zbioru felietonów, a także – publicystyki i prozy Wildsteina w ogóle. Owym tematem jest walka o prawdę, próba przywrócenia znaczenia pojęciom zdewaluowanym czy wręcz wymazanym ze współczesnej społecznej świadomości. Jest to zjawisko charakterystyczne dla kultury Zachodu, która – jak zauważa autor w swoim tekście – utraciła dawną tożsamość oraz zaprzepaściła spuściznę, która liczy sobie przeszło dwa tysiące lat, sięga czasów Sokratesa i bierze początek w myśli filozofa. Próby obiektywnego poznania rzeczywistości są w coraz większym stopniu zastępowane relatywizmem – moralnym i przede wszystkim epistemologicznym. „Elity wraz z Jacques’em Derridą dekonstruowały pewniki naszej cywilizacji” – pisze Wildstein, pochylając się nad ostatnimi kilkudziesięcioma latami cywilizacji Zachodu i apelując o powrót do Prawdy, a raczej – do świadomości jej istnienia, do wyjścia z „doliny nicości”, w której pogrążyła się myśl Zachodu.

Nie jest moim celem komentowanie wszystkich czy chociażby większej części tekstów zawartych w tomie O kulturze i rewolucji – na tak ambitne zadanie nie starczyłoby miejsca w krótkim omówieniu. We wstępnym fragmencie przywołałem szkic O postprawdzie, ponieważ – jak już zaznaczyłem – walka o Prawdę jest w dziełach Wildsteina absolutnym fundamentem. W całej swej literackiej działalności pisarz od lat przeciwstawia się procesowi odchodzenia kultury europejskiej od korzeni i kierowania wzroku w stronę nowych „bożków” współczesności, wśród których można wymienić: postęp, kult wolności czy hedonizm. Nie inaczej jest i tym razem, a zbiór problemów poruszanych w książce O kulturze i rewolucji płynnie łączy się z twórczością literacką Wildsteina.

Skoro mowa o mieszaniu pojęć, wpierw należałoby właśnie je uporządkować. Wildstein jest postacią powszechnie znaną. Niegdyś działacz opozycji antykomunistycznej w PRL i założyciel krakowskiego Studenckiego Komitetu Solidarności. Później dziennikarz na emigracji, korespondent Radia Wolna Europa. W III RP współpracownik wielu czasopism, między innymi: „Rzeczpospolitej”, „Do Rzeczy” czy „Sieci”. Były prezes TVP. Autor setek felietonów i dziesiątków wywiadów. Wreszcie, co ważne – pisarz. Jego debiutem literackim była powieść Jak woda, wydana w 1989 roku, za którą otrzymał Nagrodę Fundacji im. Kościelskich. Poza tym wydał jeszcze sześć powieści, w tym między innymi: Mistrza, Dolinę nicości (Nagroda Literacka im. Józefa Mackiewicza w 2009 roku) i Czas niedokonany, a także dwa zbiory opowiadań: O zdradzie i śmierci oraz Przyszłość z ograniczoną odpowiedzialnością. Za ten ostatni tom otrzymał Nagrodę im. Andrzeja Kijowskiego. W swojej prozie Wildstein od lat ukazuje III RP w stanie moralnego rozkładu, portretując świat politycznych gier, biznesowych układów czy owładniętych nihilizmem artystów. Z reguły przedstawia to wszystko w ramach pewnych konwencji gatunkowych. W Ukrytym wykorzystał na przykład fabularny sztafaż gęstego kryminału. Dolina nicości utrzymana jest zaś w konwencji politycznego thrillera. Podobne strategie narracyjne stanowią jednak dla Wildsteina tylko fasadę, za którą kryją się głębsze treści, często dotykające ogólniejszych problemów filozoficznych. Fabuły, nieraz schematyczne, niejednokrotnie są dla pisarza tylko pretekstem do stawiania pytań wyższego rzędu – o kondycję współczesnego człowieka i cywilizacji. Tak jest chociażby w Dolinie nicości, która pokazuje świat zakulisowych rozgrywek w mediach, dziennikarzy powiązanych z kręgami władzy i deszczową Warszawę pogrążoną w nihilizmie, uganiającą się za władzą i pieniądzem. Oś fabularną stanowi tu sprawa ujawnienia agenturalnej przeszłości szanowanego profesora Mariana Lwa (postać fikcyjna). Dziennikarze podający do powszechnej wiadomości wstydliwe fakty z przeszłości poważanej publicznej persony zostają zaszczuci przez sprzyjające establishmentowi media. Walka o prawdę w świecie pozbawionym wartości okazuje się niemożliwa. Ustami swoich bohaterów Wildstein mówi o aksjologicznym kryzysie naszych czasów, który prowadzi do korupcji, zarówno tej politycznej, jak również, może przede wszystkim – korupcji kultury.

Ciemna dolina. Dolina zła. Dziedzina szatana, wroga rodzaju ludzkiego. I tylko Pan, który czuwa nad nami, uwalnia nas od lęku, klęski. Ale jeśli nie ma Pana? Odszedł, ukrył się przed nami? Albo: jeśli go nigdy nie było? To nie ma także szatana. Nie ma doliny ciemności. Jest nicość, dolina nicościB. Wildstein, „Dolina nicości”, Kraków 2008, s. 164.[2].

Podsumowanie pisarskiego dorobku Wildsteina oraz przywołanie powyższego ustępu z Doliny nicości nie jest bezzasadne. Podobne wątki wybijają się też w jego najnowszej publicystycznej książce. Czytając O kulturze i rewolucji, warto bowiem pamiętać, że nie jest to – wbrew pozorom – przypadkowy zlepek tekstów. Jest to zbiór będący częścią większej całości – intelektualnego projektu, który Wildstein realizuje od lat, i który przybiera w jego twórczości różne wcielenia.

*

W zbiorze O kulturze i rewolucji znajdziemy kilkadziesiąt felietonów i esejów. Najczęściej są to teksty publikowane pierwotnie w prasie (między innymi w „Do Rzeczy”, „Sieciach”, „Teologii Politycznej” czy „Rzeczpospolitej”). W przypadku dwóch dłuższych esejów – dodajmy, jednych z najistotniejszych dla filozoficznego przekazu całego tomu – jest nieco inaczej. Otwierający książkę szkic Porewolucyjna Europa i prawo to wykład, który został wygłoszony przez Wildsteina w Trybunale Konstytucyjnym w czerwcu 2017 roku. Esej zawiera kilka kluczowych tez, które następnie będą przewijać się przez kolejne teksty. Autor poddaje gruntownej krytyce europejską kontrkulturę ostatnich dekad. Wskazuje, jaki wpływ na jej rozwój miały kształtujące się wcześniej w Europie prądy umysłowe, z marksizmem na czele. Zauważa wreszcie efekty wpływu kontrkultury na życie społeczno-polityczne współczesnego Starego Kontynentu, w tym również na jego prawodawstwo. Z kolei w eseju Odpowiedzialność Marksa, pochodzącym z wydanej przez PWN monografii Marksizm. Nadzieje i rozczarowania, Wildstein zastanawia się nad tym, w jaki sposób współczesna filozofia Zachodu czerpie z dawnych idei marksistowskich. Wśród współczesnych tendencji, które jego zdaniem mogą wypływać z tych idei, wskazuje na burzycielski stosunek do zastanego świata – szczególnie do tradycyjnej kultury – i promowany przez wielu pęd ku wolności – budowę nowej ideologii wolności, wedle której odrzucenie tradycji i dawnych norm ma skutkować powstaniem „nowego wspaniałego świata”.

Dwa wspomniane eseje można uznać za kluczowe dla tomu, ale również w pozostałych autor dzieli się swoimi spostrzeżeniami dotyczącymi kondycji współczesnej kultury i zagrożeń płynących z rewolucji kontrkulturowej oraz stawia diagnozy. Jak zaznacza sam Wildstein we wstępie do książki choć teksty były pisane na przestrzeni kilku lat i wydawane w różnych miejscach, ich układ w publikacji nie jest przypadkowy. Tworzą one kilka segmentów, obejmujących zróżnicowaną problematykę ideową.

Pierwszy z tych segmentów został zatytułowany Zmierzch Europy. Wildstein przygląda się w nim procesowi wzmagania się na kontynencie aksjologicznego relatywizmu, który prowadzi do nowego totalitaryzmu, tym razem zbudowanego na bazie liberalizmu. W tej części książki podjęta zostaje polemika z amerykańskim intelektualistą Markiem Lillą. Wildstein przeciwstawia jego poglądom poglądy autorów, których uznaje za ważnych dla obrony tradycyjnego aksjologicznego porządku, między innymi Erica Voegelina i Michela Houellebecqa. Cześć druga to szereg tekstów połączonych tytułem Arystokraci, populiści i artyści, w których Wildstein przygląda się wielu aktualnym społecznie zagadnieniom z pogranicza polityki i sztuki (tu między innymi pojawiają się rozważania o „postprawdzie”, ale także odniesienia do niedawno wydanych książek, w tym na przykład do twórczości Zygmunta Baumana). W części trzeciej, Fetyszu wolności, znajdują się teksty, w których zostaje poddana krytyce liberalna koncepcja wolności, pojawiają się również refleksje o twórczości Williama Burroughsa czy Normana Mailera. Czwartą część, zatytułowaną Rewolucja i religia, rozpoczyna wspominany esej o Marksie, który znajduje kontynuację w kolejnych tekstach. Na kartach tej części książki napotykamy też Leszka Kołakowskiego, w którego pracach Wildstein szuka uzasadnienia dla proponowanej przez siebie interpretacji konsekwencji marksizmu. Miłość, seks, narcyzm to część poświęcona problemom współczesnego hedonizmu i kryzysu wartości, prowadzącego zdaniem autora do infantylizacji społeczeństwa. Część szósta, czyli Uczniowie czarnoksiężnika, zbiera teksty, w których znajdujemy krytykę współczesnych mediów i szerzej pojętego intelektualnego relatywizmu. Wreszcie ostatnia, siódma część, Polskie plemię, to spojrzenie na kryzys kultury europejskiej, ale z perspektywy polskiej rzeczywistości.

Wszystkie wymienione części układają się w logiczną całość. Każdy z tekstów składających się na tom O kulturze i rewolucji, jest oczywiście całością odrębną, co wynika z ich prasowej, w większości, genezy. Zebrane, układają się jednak w mozaikę filozoficznych przemyśleń Wildsteina, stanowią rodzaj manifestu, streszczającego jego konserwatywne przekonania. Niezależnie od tego, czy łączy nas z autorem duchowe lub intelektualne pokrewieństwo, czy też nie, warto przyjrzeć się jego książce i wejść w proponowane przez autora przestrzenie. Po pierwsze dlatego, że lektura rozproszonych tekstów w przemyślanej kolejności daje jasny wgląd w filozoficzne poglądy pisarza i może pozwolić lepiej zrozumieć również jego twórczość literacką. Po drugie zaś dlatego, że O kulturze i rewolucji zawiera szereg tez, z którymi współczesny człowiek, nie będący dzieckiem kontrkultury i postmodernizmu, nawet jeżeli się nie zgadza, powinien się zmierzyć.

B. Wildstein, O kulturze i rewolucji, Warszawa: Państwowy Instytut Wydawniczy, 2018.

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Maciej D. Woźniak, W kontrze wobec kontrkultury. O książce „O kulturze i rewolucji” Bronisława Wildsteina, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2019, nr 12

Przypisy

  1. http://akcentpismo.pl/spis-tresci-numeru-22008/bertolt-brecht-wiersze/ [dostęp: 19.07.2023].
  2. B. Brecht, Pięć trudności w pisaniu prawdy, Poznań 2018, s. 35.
  3. Tenże, Wojna, która nadejdzie [w:] tegoż, Elegie bukowskie i inne wiersze, Kraków 2022, s. 63.
  4. Tamże, s. 72.
  5. Tamże, s. 66.
  6. Tamże, s. 92.
  7. Tamże, s. 79.
  8. J. Malègue, Pierres noires. Les classes moyennes du Salut, Paris 1958. Pracę nad powieścią autor rozpoczął  w 1933 roku. Została ona opublikowana dopiero osiemnaście lat po jego śmierci, gdy całkowicie już o nim zapomniano.
  9. J. Malègue, Rewolucja, tłum. U. Dąbska-Prokop, Kraków 2021, s. 37.
  10. Tamże, s. 17.
  11. Tamże, s. 41.
  12. Encyklika Leona XIII z 1879 r. Aeterni Patris Unigenitus. W tomistyczną odnowę wpisują się we Francji Jacques Maritain i Étienne Gilson.
  13. Encyklika Pascendi dominici gregis Piusa X.
  14. Badania między innymi José Fontaine’a, La Gloire secrète de Joseph Malègue, Paris 2016.
  15. Por. analizę historyczną i socjologiczną tego ruchu: H. Serry, Naissance de l’intellectuel catholique, Paris 2004, F. Gugelot, Conversion des intellectuels au catholicisme en France (1885–1935), Paris 2010. Warto tu wspomnieć, że zalążki tej odnowy znajdują się już w twórczości pisarzy, takich jak: Barbey d’Aurevilly, Joris-Karl Huysmans, Charles Péguy, Léon Bloy.
  16. M. Wyka, Brzozowski i jego powieści, Kraków 1981, s. 202.
  17. W. Holewiński, Pogrom 1907, Warszawa 2020, s. 153.
  18. Jesienią, kiedy do Piotrogrodu zbliżał się front, z Pałacu Zimowego wywieziono dwoma pociągami do Moskwy wszystkie obrazy i dzieła sztuki.
  19. Istniało kilka batalionów kobiecych, liczących w sumie mniej więcej pięć tysięcy ochotniczek. Jednak tylko dwa z tych oddziałów, w tym batalion Boczkariowej, wzięły udział w walkach na froncie.
  20. B. Wildstein, „O kulturze i rewolucji”, Warszawa 2018, s. 66.
  21. B. Wildstein, „Dolina nicości”, Kraków 2008, s. 164.
Loading...