30.11.2021

*** [Nie kłam!]

Nie kłam!
- prosiła matka syna
- to grzech!

Wieczorem
klęcząc – kłamała Bogu,
usprawiedliwiając go.

Tekst został zakupiony w ramach programu Tarcza dla Literatów.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Danuta Perier-Berska, *** [Nie kłam!], Czytelnia, nowynapis.eu, 2021

Przypisy

  1. R. Barthes, Przyjemność tekstu, tłum. A. Lewańska, Warszawa 1997, s. 44.

Powiązane artykuły

15.10.2021

Wspomnienia nadmorskie dedykowane Mamie

Jakże ci mamo
Opowiedzieć zieloną wodę w Zatoce
Przypływają twoje wspomnienia
Na skwerze przed Riwierą
To tam na trzecim piętrze
Była Ulica Złoczyńców
Artystyczny kołchoz
Pierwszych powojennych lat
Morze jak dawniej jest
Szare albo zielone
I tak upływa w wieczność


Tablica Iwo Galla
Miał być moim chrzestnym
Ale umarł
Kulawą panią Halinę
Jego żonę
Pamiętam
Wnosi herbatę na chyboczącej się tacy
I mówi
Całkiem ładna
Jest ta twoja córeczka

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Zofia Zarębianka, Wspomnienia nadmorskie dedykowane Mamie, Czytelnia, nowynapis.eu, 2021

Przypisy

  1. R. Barthes, Przyjemność tekstu, tłum. A. Lewańska, Warszawa 1997, s. 44.
30.09.2021

Nowy Napis Co Tydzień #120 / Pa(nde)miątka ubywania [fragment]

Mam na imię Małgorzata i mam troje dzieci. Od dziesięciu lat podlewam je czule. Podlewanie zajmuje mi połacie czasu. Mój dziennik jest kompromisem między tym, co mogłoby być, a tym, czego nie ma. To, co mogłoby być, to dobry tekst. To, czego nie ma, to czas na pisanie dobrego tekstu. Czasu na pisanie tekstu podczas pandemii nie przybyło. Po prostu ubył gdzie indziej. Ten dziennik jest zatem na temat ubywania.

*

Rekolekcje wielkopostne 2020, 26 lutego–9 kwietnia

Luty 2020 – Planuję udział w rekolekcjach wielkopostnych

Od 8 miesięcy na świecie jest Wincent. Poletko wolnego czasu dramatycznie mi się skurczyło. Czy będę chodzić na Drogę Krzyżową z Wincentem? Czy będę pościć, karmiąc piersią? Pan znalazł sposób na wyjątkowe rekolekcje w roku 2020.

26 lutego 2020, Środa Popielcowa – Moja córka zachorowała

Greta od niedzieli jest chora. Od pierwszej klasy chorowała krótko, zwyczajowo gorączkowała do temperatury 38,5°C i po jednym dniu była już zdrowa. Teraz jednak to co innego – jest w piątej klasie i pierwszy raz od pięciu lat gorączkuje do 40°C. Boli ją biodro. Leży w salonie i głośno cierpi. Doktor Mania przepisała jej Apo-Napro, który uśmierza ból, ale to jest przecież świństwo i leczy doraźnie. Dziś jestem sama, Remi jest do jutra w Warszawie. Wczoraj wziął wolne, żeby zawieźć Gretę do lekarza. Wincent jest ostatnio marudny, bo ząbkuje, mało śpi w dzień, a Greta chce, żeby jej czytać. Ja nie wychodzę z kuchni: albo szykuję coś dla niej, albo dla Wincenta, albo dla siebie. Kiedy już wyjdę z kuchni, zmieniam Grecie piżamę i pościel, bo pot leje się z niej strumieniami.

Całe szczęście mama zawozi Leo na tenis, bo nie dałabym rady. Dziś wpada jednak trochę przed czasem i pyta, czemu Leo nie jest gotowy. Leo tymczasem zabawiał marudnego, ząbkującego Wincenta, żebym mogła zająć się Gretą. Potem sam sobie mierzył temperaturę z nadzieją, że też będzie chory, bo nie chce chodzić do szkoły.

Mama zatem pyta, czemu Leo niegotowy. Ona nie ma czasu tak tu stać i stać. Narzeka.

Niedobrze mi od tego narzekania. Czuję ucisk w brzuchu.

— Dobrze, to umów się z nami następnym razem na konkretną godzinę i Leo będzie gotowy – oświadczam.

Potem zwracam się do Leo:

— Leo, nie będzie ci się kalkulować słuchać narzekań babci. Sam wybierz, co wolisz: być gotowym czy tego słuchać.

Mama patrzy na mnie, jakbym wydziwiała.

To jest ofiara pierwszego dnia Wielkiego Postu: być zmęczonym brakiem czasu i słuchać narzekania, że ktoś inny nie ma czasu.

28 lutego 2020, piątek – Ile kosztują bańki

Mama pyta, ile kosztowały bańki. 200 zł. Uśmiecha się, delikatnie zwracając uwagę:

— Trochę dużo. To nawet nie dniówka Jeremiego.

Przeliczyłam w głowie, czy nie jest. Akurat jest.

Ofiara wielkopostna: Mama wylicza pieniądze, gdy chodzi o zdrowie Grety. Biednych nie stać na wybór. Biednych nie stać na zdrowe metody powrotu do zdrowia. Biednych nie stać na to, by te zdrowe metody zawodziły. Ja jestem biedna. A bańki pomogły na krótko.

Remiego prawie cały dzień nie ma. Chociaż jest już w Poznaniu – jest w pracy, a po pracy zawozi Leo na tenis.

29 lutego 2020, sobota – Mamie brakuje czasu bardziej niż mnie

Jestem zmęczona. Rano Remi wziął Gretę na badania. Potem ją przywiózł i pojechał po zakupy. Winek ucina sobie tylko mikrodrzemki w ciągu dnia, w domu – burdel. Na środku salonu leży materac Remiego, który odkąd jest w domu – śpi przy Grecie. Ten materac mnie wkurza. Kiedy w końcu Wincent zasypia, lecę z materacem na górę, by zniknął mi z oczu, zanim Wincent się obudzi. Tymczasem moja mama wpada jak przeciąg:

— Co z Gretą? Jak wyniki krwi?

— Zaraz ci powiem. Wejdź i poczekaj. Tylko nie wołaj od progu, bo obudzisz Wincenta – targam materac po schodach.

— Nie chcę wchodzić – woła mama. – Przyszłam tylko zapytać o Gretę. Nie możesz zejść do mnie i streścić wszystko w dwóch minutach?

— Nie, bo Wincent śpi jak na szpilkach i za dwie minuty może mi się obudzić. Najpierw odłożę materac. Poczekaj chwilę – prawie wtargałam materac na szczyt.

— To po co ja tu przyszłam? – denerwuje się mama.

Ofiara wielkopostna, kolejna z kolejnych: mama wpada jak przeciąg i dyktuje swoje warunki. Sabotuje mnie brakiem swojego czasu. Mój brak czasu jest jakby mniej ważny. Gretką interesuje się na swoich warunkach. Ja nie mam komfortu interesować się Gretą, tak jak ja chcę. Interesuje się nią tak, jak mi zagra Wincent.

Wieczorem wyrwałam się na 40 minut na basen. Popływałam raptem 20. Nogi miałam jak z ołowiu. Ten ołów w nogach to mój lęk o Gretę. Mam ochotę płakać. Woda wcale nie sprawiła, że poczułam się lżej.

1 marca 2020, niedziela – Greta w szpitalu

Jestem bardzo zmęczona. Boli mnie głowa i chce mi się wymiotować. Ogarniam dzieci na coraz wolniejszych obrotach. Wieczorem Greta jedzie z Remim i moją mamą do szpitala. Tata przychodzi na godzinę, zabawia marudnego Wincenta, Leo robi lekcje.

Mogę w końcu posprzątać w salonie. Zanoszę dwie kołdry – Grety i Remiego – do góry. Kanapa wygląda bez nich dużo lepiej. Kiedy wieczorem Winek i Leo zasypiają, nie mogę uwierzyć – jest cisza. W domu nikt nie jęczy, nie marudzi. Siedzę bez ruchu. Zajmą się Gretką w szpitalu. Niezależnie od tego, czy będzie tam kilka dni, czy kilka tygodni.

Moja Gretka. Mój dar od Pana Boga. Mój największy skarb dla Pana Boga. Zainwestowałam w nią wszystko to, czego nie miałam – mój czas, uwagę i czułość. Zaopiekuj się nią, Boże, kiedy odpocznę.

2 marca 2020, poniedziałek – Lżejszy dzień z rachunkami w tle

Dziś był lżejszy dzień. Był mi bardzo potrzebny po tygodniu bez wytchnienia.

W nocy śniła mi się babcia Bogusia. Odwiedziłam ją w tym śnie, ale była to wizyta po długim okresie niewidzenia się – tak długim jak na jawie. Ostatni raz widziałam się z babcią w Dzień Babci.

Babcia we śnie była zasuszona jak mumia i bardzo chuda. Oglądała swoje ciało z zainteresowaniem dziecka. Piersi miała jak dwie sflaczałe kulki, jak jakieś wysuszone na słońcu grudki błota. Trzymała je w rękach i nawet je podrzucała. Jej twarz wyrażała bezmierne zdziwienie, że coś takiego dzieje się z ciałem.

Rano Greta przesłała ze szpitala zdjęcie „pysznego śniadanka”: dwóch bułek z ziarnami z szynką i pomidorem oraz zupy mlecznej. Remi wziął na Gretę opiekę.

Wincent miał dziś dłuższą drzemkę, więc zdążyłam zrobić dla niego obiad i posprawdzać rachunki. Greta była w szpitalu, Leo – w szkole. Miałam ochotę wykorzystać ten wolny czas na pisanie na jakikolwiek konkurs, bo nie wiadomo, kiedy taki korzystny splot okoliczności i cisza w domu się powtórzą, ale wiem, że zaległe prace domowe się mszczą. Zatem nie napisałam nic.

Kiedy Wincent spał, myślałam w kuchni o Gretce, o jej zachłanności na Wincenta, o tym jak wołała „pobawić”, kiedy była mała, o jej głodzie życia. Chciało mi się płakać.

Diagnozy wciąż nie ma. Jutro zobaczy ją profesor onkologii.

4 marca 2020, środa – Greta ma gronkowca

Z posiewu z nosa wyszło, że Greta ma gronkowca. To dlatego podawany od kilku dni antybiotyk nie działał, a gorączka pomimo podawania leków przeciwbólowych szybowała do 40 stopni. Na antybiotyk przeciw gronkowcowi Greta zareagowała od razu. Spadła gorączka i zelżał ból w mięśniu pośladkowym.

Nie lubię antybiotyków, ale muszę odłożyć na bok własne uprzedzenia. Brakuje mi czasu, zasobów, pieniędzy i tytułu lekarza, by leczyć Gretę niekonwencjonalnie.

Pozostaje tylko modlitwa i wdzięczność, że lekarze w szpitalu przy Szpitalnej poradzili sobie z gronkowcem. 1:0 dla lekarzy.

11 marca 2020, środa – Zamknięte szkoły, operacja Grety

Od dziś zawieszone są lekcje w szkołach. Okazuje się też, że wykłady Remiego z prawa pracy na uczelni – które miały się odbyć za półtora tygodnia – zawieszone są także. Remi oddycha z ulgą. Ciężko przygotowywać wykłady w warunkach szpitalnych.

Greta ma operację wycinania ropnia z mięśnia pośladkowego. Kiedy chirurdzy usuwają ropień, jest już wysuszony, lekarze pobierają próbkę, czy jest w nim coś oprócz gronkowca.

12 marca 2020, czwartek – Prezydent miasta apeluje, a ja uczę i gotuję

Prezydent Miasta Jacek Jaśkowiak apeluje do uczniów, by nie traktowali zawieszenia zajęć jako dodatkowych ferii. Ma to być czas „nauki w warunkach domowych”. Prezydent nie rekomenduje przebywania młodszych dzieci na placach zabaw, a starszych – na obiektach sportowych. Rodzicom dzieci do lat ośmiu przysługuje zasiłek opiekuńczy w wysokości 80% wartości wynagrodzenia. Prezydent przypomina, że rodzice nie powinni delegować opieki nad dziećmi osobom szczególnie zagrożonym zachorowaniem – dziadkom i osobom starszym – ponieważ opieka nad dziećmi to obowiązek rodzica.

Tak, wiem, że opieka nad moimi dziećmi to mój obowiązek. Szkole jestem bardzo wdzięczna za odciążanie mnie w jego wypełnianiu. Teraz muszę liczyć tylko na siebie. Wypełniam jednak obowiązek rodzica wobec dziecka dzień w dzień od ponad dziesięciu lat i jestem już przyzwyczajona, że czasem słońce, czasem deszcz, a czasem koronawirus. Ubolewam, że od wczoraj – odkąd przestanę liczyć na szkolną stołówkę – codziennie muszę dbać o obiad dla dzieci. Nie lubię bowiem gotować. Dodatkowo muszę asystować Leo w nauce, ponieważ nie czyta płynnie (jest w pierwszej klasie) i nie przeczyta sobie sam, co ma zrobić, a przy tym nie lubi rozwiązywania zadań z podręczników, więc potrzebuje ustawicznej mobilizacji. Zdecydowanie wolę uczyć niż gotować, ale jeszcze bardziej niż uczyć – lubię pisać. Ale mojego pisania będzie teraz tyle, co kot napłakał. Nie zaniedbam przecież rozwoju intelektualnego syna. Choć pozornie wydaje się, że oboje czujemy to samo: zaprzęgnięci do nauki po obu końcach liny, wolelibyśmy robić w tym czasie co innego. Nawet jeśli przerabiamy tak uroczy wierszyk jak ten o szpaku, który szedł do szkoły się uczyć i po drodze sobie śpiewał „szpu-szpu, szpa-szpa”:

Szpak

Szedł po drodze szpak

Do szkoły się uczyć,

I tak sobie śpiewał:

szpu-szpu,

szpa-szpa,

szpo-szpo,

szpe-szpe,

szpi-szpi…

Taki śmieszny szpak, co uczyć się chciał.

17 marca 2020, wtorek – Dziś są moje urodziny, a Greta ma zostać wypisana ze szpitala

Dziś są moje urodziny. Mam 38 lat. Mam troje dzieci i męża. Nie pracuję zawodowo i nie mam żadnych oszczędności. Moim kapitałem jest wiara w Boga i wynikające zeń drobne uczynki miłosierdzia wobec bliźnich. Od dziecka marzę o pisaniu. Studiowałam języki obce, bo języki obce to przyszłość. Wyjeżdżałam do krajów, które miały poszerzyć moją znajomość języków i moje horyzonty. Do urodzenia pierwszego dziecka (córki Grety) myślałam, że na pisanie mam jeszcze dużo czasu. Po urodzeniu Grety okazało się, że nie umiem pogodzić bycia dobrą matką z własnymi pasjami. Bycie dobrą matką jest absorbujące, ale chyba nie dla każdej matki tak samo. Zmusiłam się, żeby być dobrą matką. Obecnie nie umiem już robić nic innego.

 

Dzienniki pandemiczne dostępne są w e-sklepie Instytutu Literatury.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Małgorzata Mazana, Pa(nde)miątka ubywania [fragment], „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 120

Przypisy

  1. R. Barthes, Przyjemność tekstu, tłum. A. Lewańska, Warszawa 1997, s. 44.

Powiązane artykuły

13.09.2021

*** [Bój za Narwią kończył się pod wieczór…]

Bój za Narwią kończył się pod wieczór
żołnierzom w oczach przybywało cienia
Tylko ojciec zajęty był siewem
- Daremnie płaczesz
żono
po to wrzesień
by ziemia ziarno przyjęła
nie ogień

 

Żołnierze ciasno stłoczeni przy studni
podporucznika matka mlekiem poi

 

- Mój chłop oszalał panie
rwą się kule
żołnierze giną
a on idzie w pole

 

- Twój mąż jest mądry
matko
wojsko zginie
żołnierz pod darnią legnie
narodu żadna nie zmoże mogiła
póki ktoś w ziemię rzuca ziarno siewne
Gdzie chcesz uciekać
matko
w jakie ziemie?
Tu trzeba czekać
tu przyjdzie dzień chwały
Mówiono: tydzień
i już po wojence
A tu na wojnę idzie

 

Żegnaj matko

Liryk z cyklu Gleba

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Kazimierz Sopuch, *** [Bój za Narwią kończył się pod wieczór…], Czytelnia, nowynapis.eu, 2021

Przypisy

  1. R. Barthes, Przyjemność tekstu, tłum. A. Lewańska, Warszawa 1997, s. 44.

Powiązane artykuły

08.09.2021

Ćwiczenia nie tylko z gramatyki

ostatnio coraz częściej mówię
do siebie ty

 

to nie jest ty przyciągania
opiłka przez magnes miłości
ty w którym się spala odległość
ode mnie do niego

 

teraz ty jest zaimkiem pęknięcia
we mnie samej
i jest w tym coś z utraty
niewinności

 

*
moje dziecko – mówisz protekcjonalnie
(najwidoczniej do tej której chcesz matkować)
przestaniesz być pierwszą osobą
liczby – i tak wątpliwie – pojedynczej

 

Z oślej ławki wprawdzie nie wyjdziesz
ale ucz się dystansu – przypatrz się tej drugiej:
to ona płacze z miłości
nie ty

 

jak się lepiej postarasz
odbicie zostanie już po tamtej stronie
i od ciebie zależy czy zacznie
żyć inaczej i dłużej
niż ty

 

nareszcie pękasz
osobo 

maj 2001–sierpień 2002

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Krystyna Rodowska, Ćwiczenia nie tylko z gramatyki, Czytelnia, nowynapis.eu, 2021

Przypisy

  1. R. Barthes, Przyjemność tekstu, tłum. A. Lewańska, Warszawa 1997, s. 44.

Powiązane artykuły

09.09.2021

Nowy Napis Co Tydzień #117 / Bezradność

„Pisarz to ktoś, kto bawi się ciałem matki”R. Barthes, Przyjemność tekstu, tłum. A. Lewańska, Warszawa 1997, s. 44.[1], napisał kiedyś Barthes. W Pełni nieszczęścia Petera Handkego martwe ciało matki stanowi punkt wyjścia do intensywnego opisu powojennej Austrii, a „zabawą” jest pisanie na granicy komfortu i możliwości wypowiedzenia się, doprowadzanie wyznaniowej literatury do momentu, w którym można już tylko deklarować swoją bezradność. Ta krótka, wydana po raz pierwszy w 1974 roku nowela jest bolesną próbą rozliczenia się z samobójstwem matki, która sytuuje się blisko centrum całego projektu literackiego Austriaka. To do matki Handke zwrócił się na samym początku swojej mowy Noblowskiej w 2019 roku, wskazując, że to jej opowieści o losach rodziny stały się pierwszym impulsem późniejszej aktywności literackiej. Co więcej, jej słoweńskie pochodzenie znacznie wpłynęło na optykę Handkego, który jako osoba publiczna chętnie zabierał głos na temat losów Starego Kontynentu w XX wieku, ze szczególnym uwzględnieniem konfliktu bałkańskiego.

Pełnia nieszczęścia stanowi w dorobku Handkego przykład prozy, która wyrasta z osobistego doświadczenia, ale w pewnym momencie umyka w stronę szerszego opisu urządzeń społecznych. Łatwo tutaj o porównanie do Krótkiego listu na długie pożegnanie, powieści napisanej w tym samym okresie i ufundowanej na bolesnym procesie rozstawania się z wieloletnią partnerką. W obu przypadkach Handke pokazuje, jak to, co prywatne ulega zatarciu na rzecz intensywności świata przedstawionego. Amerykańskie bezdroża z Krótkiego listu na długie pożegnanie, tak jak nawarstwiające się konteksty powojennego życia na austriackich peryferiach w Pełni nieszczęścia, oddalają nas od zbolałego „ja” narratora, który dysponuje w autobiograficznym pisarstwie albo frustrującą niemocą wyrażenia swoich uczuć, albo zbawczą perspektywą zanurzenia się w wykraczających poza jednostkowe doświadczenie zmaganiach z literaturą.

Historia Pełni nieszczęścia zaczyna się od ogłoszenia prasowego:

W dziale ogłoszeń niedzielnego wydania karynckiej „Volkszeitung” w rubryce „Różne” zamieszczono, co następuje: „W nocy z piątku na sobotę 51-letnia gospodyni domowa z A. (gmina G.) popełniła samobójstwo. Przyczyną śmierci było przedawkowanie środków nasennych”.

Śmierć matki zostaje więc obwieszczona czytelnikom w skrajnie obiektywny sposób, jako relacja prasowa. Narrator mówi do nas z samolotu, którym podróżuje w celu konfrontacji z jej ciałem. Zanim zacznie opowiadać losy swojej matki, dokładnie relacjonuje własne stany emocjonalne i podkreśla swoją perspektywę osoby zawodowo zajmującej się literaturą, którą do pisania o matce skłoniły krótkie momenty całkowitej niemożności mówienia i jednoczesne pragnienie, aby przerwać milczenie, wypowiedzieć się. Pierwsze fazy jego żałoby, poza wspomnianym już zamknięciem w niemożliwości mówienia i niemożliwości milczenia, charakteryzują się specyficznym otępieniem, gorączkowymi myślami, które skłaniają narratora raczej do zrozumienia samobójczyni niż do rozpaczy po utracie.

Po tak skrupulatnym – i jakże potrzebnym w delikatnej konwencji pisania nad gorącym jeszcze ciałem matki – usankcjonowaniu osoby mówiącej, warstwa po warstwie, w chaotycznej logice wspomnień, dociera do nas biografia kobiety, która urodziła się ponad pięćdziesiąt lat wcześniej w miejscowości, w której również umarła. Jest to historia z gatunku wyjątkowo smutnych, ale jakże powszechnych. Już na samym początku narrator informuje czytelników, że „w tych okolicznościach urodzić się kobietą było równoznaczne z niechybną zgubą” i cała opowieść rozgrywa się właśnie pomiędzy tą niechybną zgubą a wielką chęcią życia, uśmiechu i odmiany.

Potem, równolegle do życiowych zmagań matki narratora, poznajemy wszystkie urządzenia społeczne, które wygenerowały ową „niechybną zgubę”. Najpierw jest kolebka biedy, prowincjonalny rodowód, kolejne dziecko w kolejnej ubogiej rodzinie, której całą mitologią jest mitologia nędzy. To jakże wymowna anegdota o miejscu, w którym przyszła na świat matka narratora:

Albowiem umysły jego synów wciąż jeszcze owładnięte były starymi jak świat koszmarami sennymi biedoty, która wszędzie czuje się obco. Jeden z nich, raczej przypadkiem, niż w sposób zamierzony, dostawszy się do gimnazjum, nawet kilku dni nie wytrzymał w przerażającym dlań środowisku, i nocą wrócił do domu ze stolicy okręgu, pokonując na piechotę czterdzieści kilometrów. Przed chałupą – była akurat sobota, kiedy to przed domem i w obejściu zazwyczaj się sprząta – chwycił za miotłę i bez słowa zaczął zamiatać.

Wspomniane koszmary senne biedoty będą w tej opowieści tym, co będzie represjonowało każdy uśmiech kobiety, która od życia chce czegoś więcej i ma czelność tego czegoś się domagać. W tym wypadku „czymś więcej” będzie zaledwie możliwość czucia się dobrze w swojej skórze, ubranie kolorowej sukienki, uśmiech w kawiarni, prezent dla dziecka czy zakup czegoś, co w logice biedy wydaje się luksusem, ale dodaje życiu godności.

Potem jest wojna, która odciśnie piętno na całym pokoleniu. Ludzie wpadają w osobliwe rozgorączkowanie. Z radia wydobywają się odgłosy złowrogich wieców nazistowskich i wagnerowskie wieczorki. Handke opowiada o momencie, w którym jego matka poznała jego ojca. A także tym, w którym zrezygnowała z marzeń o miłości i tym, w którym z rozsądku wyszła za mężczyznę w mundurze, który szybko stał się kolejnym mężczyzną przesiadującym w karczmie i wyładowującym swoje życiowe frustracje poprzez przemoc fizyczną. Opisy pogrążonej w wojnie Austrii są w tej opowieści wyjątkowo dokładne, jakby bardziej bazujące na dokumentach i relacjach ustnych niż na gorączkowych próbach zrekonstruowania biografii matki. Tych kilkanaście wyraźnych i intensywnych scen z życia wojennego daje nam jasny sygnał, że to właśnie wydarzenia między Anschlussem a kapitulacją zdeterminowały do nieszczęścia całą generację Austriaków, że to one są źródłem smutku i niemocy. Powojenna tułaczka na tle dynamicznie zmieniającego się społeczeństwa ukazuje nam bohaterkę już jako bezradną kukłę we władaniu nie do końca zrozumiałych sił politycznych. Wokół pojawiają się wygodne sprzęty nowoczesnego gospodarstwa domowego, łatwiej odłożyć pieniądze czy kupić sobie coś niegdyś luksusowego, ale w stronę bohaterki naciera przeciągła, notoryczna migrena – jej nowa udręka.

O ile w opisie lat wojny i czasów powojennych Handke posługuje się skrupulatnym językiem, który porównuje w autotematycznym komentarzu do dziewiętnastowiecznego pisarstwa, tak koniec życia niszczonej bólami głowy matki wyrażony zostaje w formie postrzępionej, anegdotycznej. Rwana narracja pokazuje nam coraz bardziej nieznośne życie i kilka heroicznych prób odwrócenia swojego losu. Pisząc o świecie, który przeszedł do historii, wobec którego można sformułować wyraźne tezy: o pokoleniu zdeterminowanym przez wojnę, o kobiecości jako „niechybnej zgubie” w danych warunkach bytowych, Handke jest w stanie zaproponować czytelnikom jasność wywodu, kilka definicji i chronologię. Relacja z ostatnich lat życia matki to natomiast mierzenie się z czystą niemożliwością. Wielka historia i jej małe aktorki nie mogą już przyjść z pomocą. Narrator niebezpiecznie zbliża się do prywatnego, czyli niewyrażalnego. „Jeszcze kiedyś spróbuję o tym napisać z większą dokładnością” – to ostatnie zdanie Pełni nieszczęścia, książki o mierzeniu się z bezradnością wobec samobójstwa matki, która na kartach literatury staje się przedstawicielką pokolenia kobiet konsekwentnie unicestwianych przez XX wiek.

P. Handke, Pełnia nieszczęścia, tłum. Barbara Surowska, Eperons-Ostrogi, Kraków 2021.

Okładka książki

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Mateusz Górniak, Bezradność, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 117

Przypisy

  1. R. Barthes, Przyjemność tekstu, tłum. A. Lewańska, Warszawa 1997, s. 44.

Powiązane artykuły

02.09.2021

Nowy Napis Co Tydzień #116 / *** [Moja matka ma lat piętnaście…]

Moja matka ma lat piętnaście
pod Krzemionką w cieniu błękitnego kamieniołomu
zbiera storczyki ostatni raz
słońce dzwoni w przeźroczystym błocie


Wielki świat kołysze się na horyzoncie
zdziwione okna rodzinnego domu ślepną


Moja matka ma lat dziewiętnaście
w Cygańskim Lesie przyjmuje gałązkę kwitnącej czereśni
z rąk mojego ojca
biegną razem w otwartą przepaść
września 1939


w wypalonej piwnicy z czarnych klocków nocy
cierpliwie buduje dzień.
*
Na górze pod którą się urodziłem
bukowe złoto kapie z liści
szeleści płonie i ścieka do Wisły.
 

(z tomu Słoneczna noc, Warszawa 1983)

Więcej utworów Jana Strządały znajduje się w naszej czytelni. Zachęcamy do zapoznania się z twórczością poety.

Wiersze opublikowane zostały dzięki programowi Tarcza dla literatów.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Jan Strządała, *** [Moja matka ma lat piętnaście…], „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 116

Przypisy

  1. R. Barthes, Przyjemność tekstu, tłum. A. Lewańska, Warszawa 1997, s. 44.

Powiązane artykuły

31.08.2021

idealna matka

za dużo jedno słowo
za mało jeden gest
zawsze nie tak
a przecież chciałam
a przecież mogłam

być doskonała

to nie był ten dzień
gdy rodziły się 
idealne
matki

one już dawno przekroczyły
Rubikon sumienia
góry własnych możliwości

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Małgorzata T. Skwarek-Gałęska, idealna matka, Czytelnia, nowynapis.eu, 2021

Przypisy

  1. R. Barthes, Przyjemność tekstu, tłum. A. Lewańska, Warszawa 1997, s. 44.

Powiązane artykuły

31.08.2021

troska

gdy wbiegłaś w dorosłość
przez osiemnastą furtkę życia
poczułam jakby wicher wyrwał
okna z zamkniętego domu

spakowałam troskę w węzełek
jest pod ręką na dolnej półce
żeby nie kusił zbyt często


spoglądam w przeszłość
przez peryskop zdjęć
mała dłoń ciepło obok snu
wraca głosem cudzych dzieci


nie wyprostuję dróg przyszłości 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Małgorzata T. Skwarek-Gałęska, troska, Czytelnia, nowynapis.eu, 2021

Przypisy

  1. R. Barthes, Przyjemność tekstu, tłum. A. Lewańska, Warszawa 1997, s. 44.

Powiązane artykuły

25.08.2021

*** [Przez wiele lat pragnąłem poczuć…]

Przez wiele lat pragnąłem poczuć
dotyk matki
zapach matki
czułem że to ochroni mnie
i będę nieposkromionya przecież moja matka
była tylko małą dziewczynką
klęczącą nad sadzawką
i mówiącą
a jak tu są kijanki
to cała woda jest zatruta.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Jan Paweł Krasnodębski, *** [Przez wiele lat pragnąłem poczuć…], Czytelnia, nowynapis.eu, 2021

Przypisy

  1. R. Barthes, Przyjemność tekstu, tłum. A. Lewańska, Warszawa 1997, s. 44.

Powiązane artykuły

Loading...