05.01.2023

Nowy Napis Co Tydzień #184 / Niedocenione. Przeciwko betonowaniu kanonu

Poniżej prezentujemy kolejną odpowiedź na ankietę krytycznoliteracką dotyczącą Kanonu Polskiego – tutaj znajdziesz pytania, na które odpowiada autor.

Nie od razu odpowiem bezpośrednio – i zbiorczo. Byłoby to jednak nadto proste, przy – co udowodnię – skomplikowaniu zagadnienia. Dołączę też pewne zadania uzupełniające. Może niektóre okażą się trudne. A nawet… niepopularne? 

Po pierwsze – wydaje mi się, że w dyskusji nad kształtem rodzimego kanonu literackiego należałoby rozpatrywać cały XX wiek, a nie jego wycinek. Czas po 1945 roku ogranicza nie tyle okres, co i pole refleksji. Przecież również kanon w literaturze lat 1918–1945, a sądzę, że nawet we wcześniejszym dorobku (od Młodej Polski włącznie?) ciągle widziany jest i przedstawiany przez pryzmat „krajowo-centryczny”. Reprezentuje on sposób oglądu historyczno-literackiego i krytycznego wyłaniający się bezpośrednio z urzędowej wersji narzucanej, jako jedyna, w „Polsce Ludowej” – od pierwszych do ostatnich chwil jej istnienia. Z faktu, że PRL tu trwa wynika m.in. „mocna” dotąd obecność i pozycja np. Nałkowskiej, Dąbrowskiej, Iwaszkiewicza, czy Gałczyńskiego. Zaasekuruję się tutaj – nie chcę naturalnie tych twórców zupełnie spychać z piedestału. Chodzi o proporcje.

Zadziwia, że po kilkudziesięciu już latach, zdawałoby się nieskrępowanej zewnętrznie dyskusji,  poza efektem oddziaływania niektórych jej wniosków pozostaje, odkrywana wciąż na nowo – i na nowo przyswajana – twórczość innych osobowości artystycznych. Nazwijmy je „odpowiednikami” – tych wyżej wymienionych, ale i innych reprezentantów dominującego imperatywu. Współczesne im „analogony”, nazwiska obecne kiedyś realnie na mapie wspólnej kultury (do 1939, czy 1945 roku). Także później – mimo wszystko – aktywne i „produktywne”, uważane niekiedy za równoważne – aż do nastania fazy podziału polskiej literatury na tę wolną i na tę… nie bardzo. Ukarani przez komunistów wymazaniem z pamięci przedstawiciele emigracyjnego świata równoległego. W przypadku wymienionych postaci pojawi się w tej roli Herminia Naglerowa, Stefania Zahorska, Jan Lechoń/Kazimierz Wierzyński, czy Marian Hemar, że ryzykownie mianuję go odpowiednikiem K.I. Gałczyńskiego. Ta bez końca „nowa” grupa nadal musi usilnie wyrywać się do odpowiedzi i wysoko wyciągać rękę, by wywalczyć prawo do zabrania głosu. A dotychczasowi prymusi, jak to prymusi – „lecą na opinii”.

Po drugie – wiedza, którą ankieta stara się uzyskać stała się niestety nie tylko składnikiem szlachetnego bogactwa umysłów ludzi nauki, czy przedmiotem troski publicystów-popularyzatorów. Stanowi ona materiał o wartości istotnej (choć niszowej, nie ma prawie dziś innej) w sensie konkretnym, poza-duchowym. To surowiec niezbędny w przebiegu karier akademickich, w ścieleniu łatwiejszych ścieżek kooperantom i następcom, w pozyskiwaniu funduszy i grantów. Warunki pracy przy – jak rozumiem tło ankiety – zadaniu przeorientowania dominującego kanonu nie są zdrowe. Podlegają nie tylko różnorakim kaprysom zmiennego dyskursu politycznego, ale i nie zauważam w tym nurcie wielu oznak solidarności, czy pełnej energii atmosfery współpracy. Mam na myśli oczywiście ramy „drużyny”, która widziałaby potrzebę przewartościowania dominującego wzoru w duchu jego – nazwijmy rzecz najprościej – dekomunizacji. Dużą rolę grają sytuacje pozamerytoryczne, zwyczajna zawodowa i środowiskowa konkurencja, a także obawa przed dopuszczeniem nowych ludzi i głosów.

Nieprzyjemne doświadczenia nabyte w ciągu tuzina lat, który minął od czasu mego przyjazdu z Londynu do kraju – po dekadzie pracy badawczej nad emigracją „na miejscu” – każą być uważniejszym w dzieleniu się pomysłami, tematami, nazwiskami, czy projektami edytorskimi. Wyjątek mogą stanowić inicjatywy, które już gdzieś, kiedyś ogłosiłem, ale jak wskazuje praktyka – także one mogą ulec próbie „podebrania”. I to nawet niekoniecznie przez kolegów po fachu legitymujących się dorobkiem akurat w tym właśnie punkcie poznawania, czy przyswajania dawnego dziedzictwa. Łowy trwają, a niektóre miny – niewinne, bo to wszak nie o karierę, a o Sprawę walka... Najbezpieczniej jest więc mówić o tych projektach, które znajdują się na (obwieszczonym wcześniej głośno i nie raz) dość już zaawansowanym poziomie realizacji. Dlaczego w ogóle te „poboczne” wobec interview sprawy tak obszernie poruszam?

tóż bez zmiany zarysowanego wyżej nastawienia i bez uznania, że ci właśnie specjaliści: poloniści, historycy, krytycy, publicyści, animatorzy kultury, czy też odpowiedzialni za interesujący nas zakres rzeczywistości urzędnicy i politycy pełnią pewną… nieinstrumentalną służbę na dyskutowanym polu, służbę przekraczającą znaczeniem partykularne korzyści zawodowe (awans, publikacje, punkty, granty) – bez tej metamorfozy trudno będzie uznać, że swobodna i owocna dyskusja nad zmianą kanonu jest w ogóle możliwa. A nawet  konieczna, założywszy, że wyznaczenie podobnego drogowskazu jest w dzisiejszych warunkach w dalszym ciągu uzasadnione spodziewaną skutecznością edukacyjną. A nie tylko wewnętrzną potrzebą grupy autorów odświeżających propozycji – piszących je uparcie „na Berdyczów”. Gdyż przyznam, że zaczynam mieć po latach wątpliwości. Zdaje się, że należałoby wreszcie przestać marzyć o świadomym przekształceniu istniejącego realnie kanonu-betonu, a skupić się na dokładaniu propozycji wzbogacających zasób dziedzictwa. Przypuszczalnie i tak nowa konwencja kulturowa – jeśli ma być autentyczna – wytworzy się zupełnie innymi drogami i sposobami niż to sobie teraz wyobrażamy.

***

Dobrze… Co jest jednak – konkretnie – najbardziej zaniedbane? Odpowiem tak, jak zapowiadałem – generalizująco. Najbardziej niedocenione są książki, których jeszcze nie ma, których tytułów nie znamy. Złożyłaby się na ich treść głównie zawartość roczników prasy emigracyjnej. Nie tylko „Kultury”, czy – zbyt późno, częściowo dopuszczonych w konkury – „Wiadomości”, ale i szeregu innych tytułów, które skrywają razem minimum setkę niewydanych tomów kilkudziesięciu autorów. (Uzupełnię, że mam na myśli także rozproszone prace historyczno- i krytycznoliterackie, a nie tylko „czystą” literaturę piękną.) Bez ich starannego opracowania, wydania, promocji oraz zbudowania percepcji i obserwowania reakcji, jakie wzbudzą nie doświadczymy nigdy pełnego obrazu literatury polskiej po 1939/1945 roku. 

Natomiast bez uchwycenia odniesień pomiędzy „niedocenionym” piśmiennictwem które już znamy (czasem koślawo i „kadłubkowo”) oraz tym, które dopiero zgłębimy – ich relacji z dziedzictwem obecnym dotąd bezdyskusyjnie w głównym obiegu, bez tak ponowionej konfrontacji trudno śnić o kanonicznej dyskusji na serio. To dlatego m.in. w tej dziedzinie minione trzydzieści lat nie przyniosło przełomu. 

Tak więc na część „pozytywną” ankiety odpowiem w oparciu o pomysły publicznie ogłoszone i od dawna przygotowywane czyli – mam nadzieję – wyłączone spośród banku niezagospodarowanych projektów. Sytuacja ta zwalnia mnie poniekąd – uważam – z ponownego szczegółowego uzasadniania poniższych wyborów.

  • Zygmunt Nowakowski – eseistyka literacka, felietonistyka historyczna i literacka (również ta tworzona dla radia), rozproszona proza literacka (powieści odcinkowe i opowiadania). Tu dodam przedwojenną beletrystykę oraz pełne wydanie felietonistyki z tamtego okresu z nadzieją, ze staną się one przedmiotem zainteresowania edytorskiego mainstreamu.
  • Marian Hemar – proza publicystyczna nieujęta w wyborze Awantury w rodzinie, Londyn 1967, 2 wyd. Łomianki 2017 (artykuły nie wzięte pod uwagę z powodu ograniczeń objętościowych i innych kryteriów, jak i te, które powstały po wydaniu zbioru, czyli w latach 1967–1972).
  • Adam Pragier (PAN) i Stefania Zahorska (DORA), Puszka. Pełne wydanie wspólnie tworzonej w latach 1950–1961 cotygodniowej kolumny literacko-artystyczno-politycznej z łamów „Wiadomości” („Puszka Pandory”). 

Powyższe zestawienie daje, plus – minus, dziesięć obszernych woluminów, które mam nadzieję opracować – daj Panie Boże siły, zdrowie oraz… warunki techniczne! – i wydać do umownego kresu pełni mych twórczych sił. Do listy dzieł ważnych, a nieobecnych dodałbym pełną edycję szkiców Mieczysława Grydzewskiego – Silva rerum (wartościowy wybór J.B. Wójcika, M.A. Supruniuka ukazał się w 2014 roku), a także dodatkowe wydanie broszur, krytyki literackiej i pozostałej publicystyki tego autora. Oczywiście wśród wielkich niedocenionych, ale – wbrew pewnym rozpowszechnianym przesądom – „fizycznie” przynajmniej obecnych wyraźnie stoi postać Józefa Mackiewicza. Dodajmy, że dzięki Ninie Karsov i londyńskiemu wydawnictwu „Kontra” jest on najlepiej obok (przecenianego) Gustawa Herlinga-Grudzińskiego udostępnionym czytelniczo (przy jakże nierównych możliwościach i okolicznościach edytorskich) pisarzem stricte emigracyjnym. Wyjaśnię, że nie uważam – z różnych względów – za reprezentatywnych na tej niwie Witolda Gombrowicza i Czesława Miłosza (przecenianych).

Dla zaspokojenia potrzeby sukcesywnej odpowiedzi na pytania – poruszające w rzeczy samej jeden główny problem – wyostrzę osąd. W literaturze po roku 1945 niedoceniana jest cała twórczość emigracyjna i „nieoficjalna” w PRL (mało jest jednak jej niepozowanych i mniej doraźnych przykładów). Przeceniana – cała krajowa (np. Jerzy Andrzejewski dostąpił w 2020 roku nowego, czterotomowego wydania w „Bibliotece Klasyków” PIW!). Ubierając wątek w symbole: konfrontowani są twórcy/twórczynie tej drugiej głównie z kolegami/koleżankami z kawiarni „Czytelnika”, na tle których wypadają raz mniej, raz bardziej korzystnie. Moment, gdy staną do uczciwych zawodów obok – niekiedy starszych nieco, acz im współczesnych – „korelatów” z Ogniska Polskiego w Londynie jest ciągle przed nami. 

Co pozostanie trwałego po takiej weryfikacji? Naprawdę trudno powiedzieć! Podobnie jak prorokować, czy chwila pełnego i uczciwego zestawienia się przybliża. Gdyż jest prawdopodobne, iż niebawem „waluacja” jednych, i drugich przestanie zakłócać spokój ducha następującym po nas pokoleniom. Zmęczonym walką wzorów tworzonych przez obce im reguły, mechanizmy i generacje. Jeśli literatura ma przeżyć – to i tak tylko ta nieśmiertelna.

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Paweł Chojnacki, Niedocenione. Przeciwko betonowaniu kanonu, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 184

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...