07.09.2023

Nowy Napis Co Tydzień #219 / Życiorys poetyckiego buntownika. Recenzja „Nieśpiewów historycznych” Marka Pękali

Dlaczego „Nieśpiewy” i dlaczego historyczne? Wgląd w zbiór twórczości poetyckiej Marka Pękali pokazuje, że jest to wyjątkowa podróż w przeszłość – przeszłość naznaczoną walką, buntem, przeszłość zakazaną i nieodkrytą.

 

Już na samym wstępie tego zbioru czytelnik zostaje poinformowany, że ma do czynienia z „wierszami z prasy nielegalnej, odrzuconymi lub zredukowanymi przez cenzurę”. Są to także utwory wcześniej niepublikowane przez poetę. Jak podkreślono na stronie tytułowej tomu, teksty te przedstawiono w wersji oryginalnej. Horyzont czasowy jest w tym przypadku bardzo szeroki – zaprezentowane tu liryki pochodzą bowiem z lat 1972–2020. Co za tym idzie, nie wszystkie musiały mierzyć się z wrogością aparatu peerelowskiej cenzury. Niektóre to po prostu wiersze nieprezentowane dotąd przez Marka Pękalę. Czy warto je poznać? Bez wątpienia, podobnie jak samego autora, jeśli ktoś o nim dotąd nie słyszał.

Dekady pisania, dekady walki

Przytoczenie kilku najważniejszych faktów o autorze ogromu wierszy zawartych w Nieśpiewach historycznych nie będzie zatem rzeczą niestosowną. Bo choć to twórca zasłużony dla polskiej poezji drugiej połowy XX wieku, wielu czytelników może go nie kojarzyć. Pękala urodził się w 1949 roku w Skierniewicach. Od przeszło pięćdziesięciu lat pozostaje związany z Rzeszowem, gdzie ukończył studia polonistyczne. Na przestrzeni wielu dekad pracował jako nauczyciel, dziennikarz czy kierownik literacki rozmaitych scen. Zaliczyć do nich można Estradę Rzeszowską oraz Teatr Lalki i Aktora „Kacperek”. Jako dziennikarz przez niemal osiemnaście lat publikował między innymi w Tygodniku „San” (związanym z „Solidarnością”) czy w „Nowinach”. Pękala od dawna dba o rozwój literackiego i kulturowego życia Rzeszowa. Od przeszło dwudziestu lat angażuje się w organizację Wojewódzkiego Konkursu Literackiego dla Licealistów w ramach Rzeszowskich Dni Kultury Szkolnej.

Pękala dał się poznać światu jako poeta w 1974 roku, kiedy to zadebiutował w krakowskim „Życiu Literackim”. W kolejnych latach jego poezje pojawiały się między innymi w takich czasopismach jak „Nowy Wyraz” czy kwartalniki „Fraza” oraz „Nowa Okolica Poetów”. Publikował także w podziemnym ruchu wydawniczym, w tym w warszawskim kwartalniku „Puls”. Związki Pękali z opozycyjnym ruchem solidarnościowym w PRL są zresztą bardzo szerokie i niezmiernie istotne dla jego życiorysu. W grudniu 1980 roku był delegatem rzeszowskiego oddziału na przełomowy XXI Zjazd Związku Literatów Polskich w Warszawie. Był także członkiem Komisji do spraw Współpracy z NSZZ „Solidarność” przy Zarządzie Głównym Związku Literatów Polskich.

Opublikował wiele książek poetyckich. Zaliczyć można do nich takie pozycje jak Życiowy obowiązek z 1977 roku (wydany w Krakowie), Szare zdrowie jutra (Rzeszów 1979), To nic, to wszystko (Przemyśl 1992) czy zbiór wierszy i krótkich form prozatorskich Kartki rzeszowskie i błękitne (wydane w Rzeszowie w 1998 roku). Ponadto był autorem komedii O Boże, znowu goście! oraz zbioru wierszy i opowiadań Jak tata reperował słońce wydanego w Wydawnictwie Literackim Białe Pióro w Warszawie w 2015 roku. O twórczości poetyckiej Pękali pisali tacy badacze literatury i krytycy jak Stanisław Burkot, Krzysztof Lisowski, Karol Maliszewski, Ryszard Matuszewski czy Stanisław Barańczak.

Marek Pękala nie jest zatem poetą anonimowym. Jest człowiekiem legitymującym się bardzo bogatą biografią, wartą poznania równie mocno, co jego twórczość. Szczególnie że ta zaprezentowana w Nieśpiewach historycznych ma wymiar doprawdy niecodzienny i wyjątkowy, jako że w ogromnej mierze stanowi świadectwo poetyckiej walki z komunistycznym reżimem, walki nierzadko skazanej na porażkę, a jednak nieustępliwej.

Poetycki życiorys

Można patrzeć na twórców przez pryzmat ich biografii, zawodowych osiągnięć i liczby wydanych książek. Choć przywołanie różnych faktów na temat omawianego autora wydaje się jak najbardziej słuszne i potrzebne, by przybliżyć jego osobę szerszej publiczności; najlepiej mówią za niego jego własne wiersze. To w nich skrywają się pokłady ludzkiego losu i trudnych doświadczeń, a chwilami także prywatna wiwisekcja twórczego procesu. Są to wiersze osobiste i zarazem polityczne. Wcześniej niewyśpiewywane, odrzucone, odtrącone. Prawdziwe. Charakter tego tomu idealnie oddaje już jeden z pierwszych zawartych w nim wierszy – Życiorysa.

Ja niżej i w ogóle skreślony
dla spotkań z dostojnymi krawatami
zapraszam wasze myślenie do swojego stołu
stołu być może z nogami elektryka
któremu piętę gryzie codzienny pies
pies z sanatorium dla psychicznie
zdrowych na ucieczkę wielomilionowego
człowieka

moja waga bez maski
72 kilogramy
nazywają się one
marek pękala

To osobisty i poruszający życiorys człowieka dławionego przez system, odtrąconego i, jak pisze poeta, „skreślonego”. Dlatego właśnie w tytule znalazła się owa symboliczna „rysa”. To zapis buntu wobec rzeczywistości i zdziwienia nią. Rzeczywistości systemu słusznie minionego, ale i rzeczywistości w ogóle – groteskowej, przepełnionej ludźmi i zdarzeniami, niejednokrotnie mrocznej i przerażającej, co autor nieraz opisuje w wierszach powstałych w samym sercu PRL, u zarania lat osiemdziesiątych. Zresztą większość liryków w tym zbiorze została oznaczona konkretną datą, co ułatwia odnalezienie się w chronologii twórczości, w kolejności rozwoju myśli. I tak oto w wierszu Jedyny transparent ze stycznia 1981 roku czytamy między innymi:

Z niewinnej grudniowej śmierci, z naszego
oddychania, widać go w milionach
okien, w których świeci brak światła,
rozwijają go wlokące się przez kraj kolejki,
unosi go upokorzenie w zmęczonych oczach kobiet,
radosna niewiedza dziecka, które macha chorągiewką
otulony jest nim każdy pokrzywdzony,
niebo się otwiera naszym płaczem.

Gorzkie podsumowanie epoki, wielka alegoria społeczeństwa jako transparentu, na którym odmalowane są wszelkie smutki i ból istnienia w obezwładniającym, krzywdzącym, nękającym ludzi systemie. Obraz zmęczenia i braku nadziei oraz upokorzenia; choć poetycki, to realistyczny. Nie może dziwić, że ten wiersz Marka Pękali, jako jeden z wielu, został odrzucony przez cenzurę, pozbawiony prawa do ukazania się światu w czasie, którego tematycznie dotyczył. Jak zauważa autor, przywołujący archiwalne dokumenty i prace historyczne, w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku był on najczęściej cenzurowanym poetą rzeszowskim. O jego wierszach cenzorzy pisali między innymi, że „za pomocą poetyckich środków wyrazu w zakamuflowanej formie poddawały generalnej krytyce niektóre zjawiska naszej rzeczywistości” („naszej”, czyli peerelowskiej). Zaznaczano też, że Pękala „w zawoalowany sposób podważał ówczesny porządek społeczny i polityczny PRL”.

Ze względu na te historyczne konteksty wiersze zamieszczone w Nieśpiewach historycznych są interesujące nie tylko ze względu na ich wymiar artystyczny, ale także poznawczy. Stanowią swoiste zwierciadło, w którym odbija się specyfika społeczno-politycznego klimatu sprzed kilku dekad. To okazja do podróży w przeszłość, do połączenia się z doświadczeniem tych, którzy mierzyli się z niedemokratycznym dyktatem, z piekłem autorytaryzmu. Pisze Pękala w niedatowanym wierszu pod tytułem Łącznik:

Być
w olśnieniu,
w tym cudownym bezkresie,
co wyzwala z ciała,
gdy znaczy ono tyle,
co błękitny kamień.

Niekiedy ta poezja to poszukiwanie owego bezkresu, swoistej próby wyzwolenia się spod jarzma rzeczywistości – szarej, ponurej, przygnębiającej. Ta poezja to, jak zauważała pisząca o Nieśpiewach historycznych Joanna Jagiełło, wiersze nieśpiewane i zduszone, to poezja, którą czyta się niczym dystopię, w poczuciu nieustającego przerażania. Rzeczywiście, wnikając w kolejne wiersze z tego zbioru, można odnieść wrażenie, że oto sytuacja zniewolenia ulega systematycznemu rozrostowi, że pętla na szyi – czy to podmiotu lirycznego, czy też czytelnika – zaciska się. Wiersze Pękali zawarte w tym zbiorze tworzą mimowolnie rodzaj przepełnionego goryczą szczerego dziennika. Dziennika smutku i niemocy, ale także buntu i nieustannej wiary w to, że walka z systemem, nawet jeżeli pozornie bezowocna, jest konieczna.

Jak czytamy w Balladzie o dwóch oddechach:

Rozbitą flachą diabeł przebił brzuch,
czad pootwierał brudne okna.
A oni gęby po kolei
jakby komunię przyjąć mieli.

I wyparował mój atrament
z bebechów czarta.
Amen.

Zwycięski anioł frunął, miły,
byle do nieba dotrzeć sieni.
Chciał jeszcze gęby w twarze zmienić,
lecz nie starczyło mu już siły.

I wyparował mój atrament
z anielskiego serca.
Amen.

Ów wiersz to symptomatyczny ekwiwalent losu podmiotu lirycznego we wszystkich utworach z tego zbioru. To ekwiwalent losu narodu w ogóle, losu, który poeta obserwował na przestrzeni lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Oto nieustanna walka dobra i zła – brutalna, ale także zanurzona w oparach absurdu. Oto pisarz, który swym atramentem stara się w owej walce uczestniczyć i przechylać szalę zwycięstwa. Czy to w ogóle możliwe? A może to tylko pułapka, nieustanne zawieszenie między dobrem i złem, niekończąca się ballada ucisku… Może zaś jest jeszcze inaczej – niezależnie od efektów atrament musi płynąć, a poeta musi walczyć, bo jest to po prostu jego wewnętrznie przeczuwany obowiązek, jego powołanie.

Jak jest naprawdę? Odpowiedź zawiera się gdzieś pośród tych wierszy, pośród strzępków myśli układających się w oryginalny i mocny życiorys, w tej poetyckiej biografii spisanej atramentem niejednokrotnie nasączonym szarością czasów, w których autorowi przyszło przelewać swe myśli na papier. Warto zagłębić się w ten życiorys, by poznać poezję nie tylko historyczną i doniosłą z perspektywy dziejów, ale przede wszystkim poezję ludzką, osobistą i żywą. Warto, aby te nieśpiewy nigdy nieśpiewane, nieusłyszane i po trosze zapomniane wreszcie znalazły godnego adresata. Ten, kto zdecyduje się na bliższe poznanie twórczości Marka Pękali, z pewnością odbędzie interesującą literacką podróż w czasie.

 

Marek Pękala, Nieśpiewy historyczne, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich, 2022.

Jasnoróżowa okładka z małym abstrakcyjnym obrazem o kształtach przypominających bazgroły

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Maciej D. Woźniak, Życiorys poetyckiego buntownika. Recenzja „Nieśpiewów historycznych” Marka Pękali, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 219

Powiązane artykuły

25.08.2023

Ja

drżę samotnością

w przeludnionym świecie

 

milczę w rozdartej ciszy

 

bo wiem

 

że nie zadrży słońce

choćby płonęło

namiętnością kosmosu

i skupiało energię wszechświata

 

ono tylko na wszelkim żywiole

przerzuca się złotym cieniem zachodu

gdy dogasają wrażenia

 

z pokorą oglądam się wstecz

wydeptuję do końca mój czas

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Irena Łukszo, Ja, Czytelnia, nowynapis.eu, 2023

Powiązane artykuły

17.08.2023

Nowy Napis Co Tydzień #216 / Powrót lata

Drodzy Czytelnicy,

po chwilowym ochłodzeniu lato powróciło z całą mocą, podobnie jak nasz tygodnik. Sprawdźcie, co czeka na Was w 216. numerze „Nowego Napisu Co Tydzień”.

Wśród utworów lirycznych znajdziecie wiersze Szymona Babuchowskiego – Waszej uwadze polecamy także szkic autorstwa samego poety, który również znalazł się w aktualnym numerze. Naszą Czytelnię zasiliły ponadto teksty Zbigniewa Włodzimierza Fronczka, również serdecznie je polecamy.

Na naszych łamach pojawiły się oczywiście nowe recenzje: Marek Trojan przybliża biografię Korfanty. Silna bestia autorstwa Józefa Krzyka i Barbary Szmatloch. Paweł Zbierski zrecenzował wydanie listów Wiktora Woroszylskiego i Zbigniewa Żakiewicza, a Wojciech Chmielewski przyjrzał się tekstom Henryka Skwarczyńskiego zebranym w książce Fumemba. Natomiast w cyklu „Polecajki” profesor Roman Bobryk rekomenduje tom poezji Ręka pszczelarza Tomasza Różyckiego. W aktualnym numerze zamieściliśmy także recenzję filmu: Jan Brzozowski omówił obraz W Ukrainie w reżyserii Tomasza Wolskiego i Piotra Pawlusa.

Czytelników zainteresowanych prozą zachęcamy do przeczytania tekstu Zuzanny Kocyby, nagrodzonym w konkursie „Uchodźcy i my. Moja opowieść” – utwór wzbogacił zasoby tygodnikowej Czytelni. Miłośników podcastów literackich odsyłamy zaś do najnowszej odsłony Nowego Gramofonu.

Życzymy literackiej ochłody i pobudzających wrażeń czytelniczych,

Redakcja NNCT

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Redakcja NNCT, Powrót lata, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 216

Powiązane artykuły

27.07.2023

Nowy Napis Co Tydzień #213 / Sól ziemi

[…] „Już nikt nie ma złudzeń. / Pozostanie tylko poezja / – rana, / w którą wcieramy sól” (Tylko poezja). Wiersze Piotra Fluksa z tomu Nie z tego światła chcą nazywać wszystko, co boli. Głęboko zanurzone w kulturze i tradycji śródziemnomorskiej, operujące toposami biblijnymi, zaspokajają pierwotną potrzebę człowieka, któremu powierzono w ogrodzie Edenu panowanie nad światem. I człowiek zaczął od nazywania, ponieważ aby zrozumieć, a tym bardziej wyrazić doświadczenia i świat, w pierwszej kolejności należy je poznać, a więc też nazwać: „Teraz już wiem, / jak napisać książkę / o drzewie, rzece i człowieku. / Trzeba po prostu dotknąć drzewa, / napić się wody, / przeżyć ból i strach” (Stygnący świat). To „dotykanie”, sensoryczne poznawanie, sugeruje niewystarczalność oka. Potrzebna jest synergia zmysłów, za którą (po dotknięciu innego najdoskonalszego stworzenia) idzie ból. Stąd niekiedy pojawia się potrzeba rewizji, jak w wierszu, który otwiera ów tom:

Myśleliśmy
– nasz dom jest najpiękniejszy na świecie.
Wierzyliśmy […]
Że pod śniegiem,
w lesie,
dojrzewają słodkie poziomki,
że ze szklanych kulek
wyrosną kryształowe drzewa […].
W polu nic nie wzeszło
i nic się nie urodziło,
Już nie wyciągamy rąk,
tylko zaciskamy pięści.
Co to będzie?
Taki wstyd,
taki wstyd.

(Taki wstyd)

Zderzenie dziecięcej dobrej wiary z goryczą dorosłej bezradności, która chciałaby osłonić niedoskonałości, przywdziać maskę braku oczekiwań, przypomina zawstydzenie Adama i Ewy po zjedzeniu owocu z drzewa poznania. „Taki wstyd”, taka zaogniona rana świadomości. To uczucie towarzyszy lekturze wszystkich utworów z tomu Nie z tego światła. Fluks debiutował tomikiem wierszy w 1984 roku, kolejny ukazał się dekadę później. Najnowszy zbiór dzieli od ostatniej publikacji książkowej niemal trzydzieści lat, stąd niektóre utwory opatrzone są datami „z ubiegłego stulecia”. Inna rzecz, że gdyby nie data, to dałoby się je czytać jako gorzki komentarz do bieżących wydarzeń. Wiersze z tomu Nie z tego światła można (upraszczająco) podzielić na dwie kategorie – egzystencjalną oraz społeczną. W tej drugiej kategorii mieszczą się utwory punktujące ułomność systemu, bylejakość polityki, rozgoryczenie kształtem rzeczywistości pojmowanej jako ustrój czy ekosystem. Oczywiście każdy z nich ma również egzystencjalne drugie dno, jednak na pierwszy plan wysuwa się społeczne utyskiwanie na nieudolność człowieka w zarządzaniu stworzeniem. Przytoczę kilka przykładów z utworów uderzających w politykę (choć w zasadzie poeta raczej zrywa z niej maskę). W wierszu Prawdziwy koniec wielkiej polityki pojawia się obraz schodzenia (zstępowania) schodami wzdłuż zsypu. Cuchnąca mieszanka resztek obiadowych i plakatu przedstawiającego twarz znanego polityka może być odczytywana w duchu wanitatywnym (marność nad marnościami): „Oni wszyscy tu kończą. / Idealiści obracają się w proch / – materialiści w słowa, / a smród z tego taki, / że trudno oddychać”(Prawdziwy koniec wielkiej polityki). Swoją drogą, z tym wierszem koresponduje inny: „Kim są w istocie politycy, / jeśli odejmiesz im klej? / Brudną makulaturą na chodniku / w deszczowy dzień”(Z Marlowe’a). A więc znowuż – podobizna (maska) nietrwały materiał, ulotność deklaracji. Kłopot w tym, że wiersze te mają swoje odpowiedniki w utworach, w których poeta nie wadzi się z maską „rządców państwa”, tylko z własnym pojmowaniem ojczyzny. Z bolesnym uporem powracają teksty ewokujące zawstydzenie Ojczyzną, wobec której popełniło się grzech bałwochwalstwa: „Tak, / zawiniliśmy, / wielbiąc ją / niemalże jak Boga”(Nad grobem księdza). I jak w cytowanym już wierszu Taki wstyd, ma się poczucie, że pokładane nadzieje znacznie przerosły rzeczywistość. W króciutkim utworze zatytułowanym Bohaterowie narodowi, który został opatrzony wymownym cytatem z Horacego („słodko i zaszczytnie jest umierać za Ojczyznę”), pointa jest co najmniej nieucieszna: „Oni na kartach historii / zawsze byli wzorem. / Zazdrościłem im, / podziwiałem, / aż w końcu się spełniło. / Codziennie umieram za Ojczyznę / ze wstydu”. drugiej strony – ojczyzna (pisana małą lub wielką literą) jest sumą naszych ułomności i cnót. Skąd zatem ten kompletny brak nadziei?

Pomimo wyraźnych nawiązań do tekstów biblijnych poeta nie prowadzi dialogu ze Stwórcą. Raczej wychwytuje elementy rzeczywistości sygnalizujące rychły kres świata, w którym dar świadomości doprowadził do potrzeby sprawnego operowania maską. Autor posłowia, Piotr Michałowski, słusznie zawraca uwagę na motyw theatrum mundi wierszach Fluksa, przy czym dominuje tu nie tyle średniowieczne przekonanie o predestynacji i odegraniu roli, która przypadła nam w udziale z woli Bożej, ile przeświadczenie, że ten pierwotny, rajski wstyd dogłębnie zawładnął umysłem człowieka i wymusza noszenie maski nawet przed pustą widownią: „Życie to jest teatr, / co najlepiej widać ze sceny. / Przyznaję, / aktorzy mają pewną przewagę […] dużo wcześniej wiedzą, / jak brzmi odpowiedź na każde pytanie”. Poeta w zasadzie nie zadaje pytań, chyba że retoryczne. Nieustannie demaskuje grozę zbliżającego się kresu. Jeśli trafne jest rozpoznanie Michałowskiego, że Fluks operuje kategorią długiego trwania, wówczas należałoby to długie trwanie nazwać niekończącą się historią wygasania. Poeta nie opowiada jej chronologicznie. Tak naprawdę równie zniechęcony jest wówczas, gdy powszednią krzątaninę codzienności nazywa szorowaniem pokładu tonącego okrętu (Tym co na morzu), jak i wtedy, gdy reinterpretuje biblijną opowieść o zniszczeniu Sodomy:

[…] Aby uniknąć natrętnych prostytutek,
aniołowie zamieszkali w luksusowym hotelu.
Cierpliwie poszukują sprawiedliwego.
Dali nawet ogłoszenie do prasy. […]
Słynne solanki przyciągają turystów,
toteż miasto nieźle prosperuje,
kwitną usługi i handel.
Nic nie zapowiada tragedii.
Tylko fanatycy uporczywie straszą ogniem niebieskim.

W takim ujęciu interpretacyjnym należy czytać również utwory, które najogólniej należałoby nazwać poetyckim traktatem o banalności zła. Modelowy pod tym względem jest utwór Co zostało z piekła. Nawiązuje on do dwudziestowiecznych koncepcji bezrobotnego diabła, który wobec ludzkiej niecności i wyrafinowania w mnożeniu zła może co najwyżej trafić do muzeum w swoim klasycznym, ludowym rynsztunku – z kotłem i widłami. Tu wystarczy przywołać Aleksandra Wata z jego Bezrobotnym Lucyferem z 1928 roku, Michaiła Bułhakowa, Czesława Miłosza (fantastyczny passus z Doliny Issy) czy Rozmowy polskie latem 1983 Jarosława Marka Rymkiewicza. Czy taki kres diabła oznacza zatem wolność od kuszenia i cierpienia? Wręcz przeciwnie. Zło przestaje kłapać zębami, ale nie opuszcza człowieka:

[…] Tymczasem są piekła
mniej dotkliwe,
lecz trudno je rozpoznać
na pierwszy rzut oka. […]
Zniesiono absolutystyczne rządy
pomysł iście szatański.
Lucyfera zastąpił senat,
który decyduje codziennie:
w jakim kierunku popłyną rzeki,
na czyją winnicę spadnie grad,
komu spłonie dom
albo umrą dzieci.
Wszyscy są równi. […]

(Co zostało z piekła)

Pozostaje zatem retoryka – jak żyć w takim świecie? Świecie spróchniałym, skamieniałym, dekadenckim i uporczywie utrzymującym się na powierzchni byle jakiego, ale jednak życia. Propozycja „wyskakuj w biegu” znajduje swoją odpowiedź w wierszu Graffiti,może mało ucieszną, ale zawsze jest to sposób zyskania pewności, że słowo ma jakąś moc: „Postawiono w tym miejscu / przystanek na żądanie. / To nieprawda, / że jak grochem o ścianę”.

Piotr Fluks jest poetą gorzkich prawd i czułości wobec Słowa (wielka litera jest nieprzypadkowa, ponieważ tak jak utwór, który dał tytuł całemu tomikowi, Światło i Słowo stwarzające opierają się destrukcji, w odróżnieniu od przebłysków i słów stworzenia). Operuje kodami kulturowymi oraz nawiązaniami do wybitnych pisarzy, polskich i nie tylko (wystarczy wymienić przywołanych niemal wprost Zbigniewa Herberta, Tadeusza Różewicza czy Bohumila Hrabala), wieszczy bliski kres byle jakich, skamieniałych miast, a zarazem nie chce wyrzec się nadziei: „Już jesień. […] Konary skręcone z bólu, / choć rany po liściach niewielkie. / Trochę smutno, / lecz tyle wokół ufności, / że chłodny opatrunek zimy / przywróci do nadziei”(Do nadziei). Powracając zaś do zacytowanej na wstępie metafory, iż poezja jest raną, w którą wcieramy sól, należałoby ją podważyć i powadzić się z autorem. Cała bowiem prawda demaskatorskiego nazywania i odsłaniania bolączek pokazuje, że to właśnie poezja jest tą ostatnią nadzieją, ewangeliczną solą ziemi, którą wciera się w popękane życie. A ono przecież boli tak czy owak.

 

Piotr Fluks, nie z tego światła, Wydawnictwo FORMA, Fundacja Literatury imienia Henryka Berezy, Dom Kultury „13 Muz”, Szczecin 2023.

okładka ksiązki

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Halina Surowiec, Sól ziemi, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 213

Powiązane artykuły

27.07.2023

Nowy Napis Co Tydzień #213 / Na wakacyjnym półmetku

Drodzy Czytelnicy!

Ostatni w tym roku lipcowy numer naszego tygodnika poleca się do lektury, a oto jego zawartość:

Wśród recenzji znajdziecie omówienie najnowszego tomu poetyckiego Piotra Fluksa, któremu przyjrzała się Halina Surowiec, Adam Fitas po raz kolejny wziął na recenzencki warsztat jeden z tomów Dzieł Józefa Mackiewicza, a Paweł Chmielewski dzieli się swoimi refleksjami po lekturze książki Pawła Kwiatkowskiego Street art Polska. Oprócz omówień literatury mamy dla Was także relację z 27. Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Kontakt, którą przygotował Marcin Miętus. Ponadto zapraszamy do obejrzenia nowej odsłony cyklu Polecajki, w której Piotr Müldner-Nieckowski rekomenduje powieść Wacława Holewińskiego pt. Cieniem będąc, cieniem zostałem.

W nowym numerze pojawił się szkic Macieja Urbanowskiego o twórczości Jarosława Marka Rymkiewicza – tekst ukazał się pierwotnie w 17. numerze kwartalnika „Nowy Napis”, poświęconym sylwetce autora Zachodu słońca w Milanówku.

Tradycyjnie w tygodniku nie mogło zabraknąć miejsca dla liryki: naszą Czytelnię zasiliły piosenki Krzysztofa Beśki, a w bieżącym numerze publikujemy nagrania recytacji wierszy Doroty Koman w wykonaniu samej autorki. Natomiast zainteresowanych prozą zachęcamy do zapoznania się z tekstem Anny Beaty Juklaniuk, nagrodzonym w konkursie „Uchodźcy i my. Moja opowieść”.

Z życzeniami owocnej i przyjemnej lektury,

Redakcja NNCT

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Redakcja NNCT, Na wakacyjnym półmetku, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 213

Powiązane artykuły

27.07.2023

Nowy Napis Co Tydzień #213 / Biuro rzeczy znalezionych (piosenka na wejście)

1.

Znowu się zacznie na jakimś dworcu

(jak w tylu innych historiach było)

nasza opowieść: jak w maku korcu

znaleźć jedyną, prawdziwą miłość.

A potem znowu, jak to w piosence,

pomylić drogę albo perony,

wierząc, że gdzieś tam zgubione serca

znajdą się jeszcze z tej życia strony...

 

Ref.

Biuro rzeczy znalezionych,

wszystkich marzeń niespełnionych.

Biuro znalezionych rzeczy

– kto zaprzeczy?

Czynne zawsze, kiedy trzeba.

Trochę nut i słów, i wódki.

kromka chleba...

Nie czekamy, otwieramy już

przechowalnię wszystkich chorych dusz

Kto je wyleczy?

Biuro znalezionych rzeczy.

 

2.

Znowu się zacznie prosto i tkliwie

(to stary patent, znany od wieków),

może być śmiesznie – byle prawdziwie!

Wszystko, co znaleźć można w człowieku.

Choć dekoracje skromne i liche,

a na widowni krzesła koślawe.

Zostańcie z nami w przystani cichej.

Zostańcie z nami przez tych chwil parę.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Krzysztof Beśka, Biuro rzeczy znalezionych (piosenka na wejście), „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 213

Powiązane artykuły

24.07.2023

Piosenka o szalu

1.

Wieczorny pociąg do domu odchodzi,

w otwartych oknach ostatni swój akord gra dzień

i jakoś łatwiej powiedzieć: nie szkodzi,

gdy znów na piasku podwójny wydłuża się cień...

Lecz po co nagle przyspieszasz, czemu gnasz coraz prędzej.

A niech tam gdzieś dudni, niech stuka, niech łomoce i pędzi

ta lokomotywa czasów...

 

Ref.

Ach, gdzie mój szal!?

Tak mi żal,

przede mną dal,

miły...

Jeszcze chcę do ciebie wrócić pierwszym mostem.

A niech cię pal

licho!

Ty tylko robisz szmal.

Cicho!

I takie rymy mi wychodzą coś zbyt proste...

 

2.

Teraz gdy wiem, że ta chwila jest jedna,

bo może nigdy nie wróci, choćbyś robił co mógł.

To jakoś łatwiej jest dojść nam do sedna

i już we dwoje przestąpić odwieczny ten próg.

Więc czemu znów jesteś obcy, jak tłoczące się masy?

A niech oni tam siedzą i jedzą, te swoje tłuste kiełbasy,

w tej lokomotywie czasów...

 

3.

Ostatni pociąg do życia odchodzi,

z otwartych oczu jak sen z dnia na dzień znika blask,

a ja już wiem, że się nic nie narodzi,

choć jeszcze trudno uwierzyć nam w tę jesień i w nas.

Dlatego jedź, jeśli musisz, bo gdzieś tam pewnie już plotą

i przestań do mnie już mówić: tak to to, tak to to,

jak lokomotywa czasów...

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Krzysztof Beśka, Piosenka o szalu, Czytelnia, nowynapis.eu, 2023

Powiązane artykuły

24.07.2023

Pantofelek Kopciuszka

1.

Nie jestem Kopciuszkiem, choć mogłabym być.

Te włosy w nieładzie i rwąca się nić

w drżących rękach.

Na ciągłym czekaniu trawiłam swój czas:

z popiołu wyłuskać znów maku choć garść

to udręka...

A ty nie przychodzisz, bo hulasz znów gdzieś.

I wróżka zajęta, wszak innym też źle

– nie mnie jednej.

To któraś w tygodniu znów noc mija tak.

Zasypiam nad ranem, umieram na brak

zwykłej średniej?...

 

Ref.

Pantofelek. Na oko czwórka,

tam wiązany, tu sprzączka z metalu.

Poszli wszyscy z naszego podwórka,

mało kto jeszcze myśli o balu!

Pantofelek. Na oko czwórka,

jak w tym wierszu Bursy, poety:

„zwierzęta są milsze od dzieci” – mówisz

i coraz bliżej jest nam do mety.

Pantofelek. Na oko czwórka,

znaleziony na schodach pałacu.

Niepotrzebna z historii powtórka,

bo i książę jest jeszcze na kacu...

 

2.

Nie jestem Kopciuszkiem, choć chciałabym być.

Zagłuszyć złe myśli, spróbować tak żyć

jak ci obok.

Nie czekać na cud, bo nie zdarzy się, wiem.

Perfumy na miłość, na szczęście wziąć krem

gratisowo.

A ty nie przychodzisz, bo praca i znój,

codzienność dopada w ciemności jak zbój,

co zza drzewa...

I popiół zostanie z przeżytych tu lat

ratować nie warto, niech cisza jak mak...

Słów nie trzeba!

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Krzysztof Beśka, Pantofelek Kopciuszka, Czytelnia, nowynapis.eu, 2023

Powiązane artykuły

Loading...