07.04.2022

Nowy Napis Co Tydzień #146 / Autorska recytacja wierszy

Oglądaj

Wiersze Krzysztofa Firkowskiego zostały wyróżnione  w konkursie literackim Podaj Frazę.

Zachęcamy do zapoznania się z twórczością autora.

Minus dziesięć do spostrzegawczości

Liście uniesione gwałtownym alertem RCB

odsłaniają hulające w cieniu wizje.

Błogosławieni ci, którzy nie zobaczyli,

a zboczyli. W granicach dobrego smaku.

Nikt nie chce zdobyć lauru złotego zboczeńca.

Hulają, pląsają wieloramienni Young Driadowie.

Nie odchodźcie shoggothowie! Nie mam zamiaru spać.

 

 

Na rozkaz ulanego Lorda Hagena, ogłasza się co następuje! 

Prawa miejskie stroją rubasznego quasi-strupa.

Jagodowe megafony growlują obowiązujące postulaty.

Ludzie się nie zmieniają

w giętkie, tańczące pasożyty, a powinni.

Powinni myśleć nie tylko o innych.

Powinni tańczyć wyłącznie dla siebie.

Powinni zmyć z siebie cudzy pot.

Ludzie się nie zmieniają

w ostatnie dni lata.

Nic się nie dzieje.

 

Gawędziarz

Zostałem Bogiem bo mi się nudziło.

Moja myśl jest prawem,

sen kształtuje rzeczywistość.

Daję i odbieram,

w piekle się poniewieram,

które sam stworzyłem.

Bo nie mogę cofnąć myśli.

 

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Krzysztof Firkowski, Autorska recytacja wierszy, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 146

Przypisy

  1. Marco Polo (ur. 15 września 1254 w Wenecji, zm. 8 stycznia 1324 tamże) – wenecki kupiec i podróżnik. Wraz z ojcem i stryjem dotarł do Chin, przemierzając jedwabny szlak. Był on jednym z pierwszych przedstawicieli Zachodu, który dotarł do Państwa Środka. Jego podróże zostały spisane w książce znanej jako „Opisanie świata” przez Rustichella z Pizy w czasie, gdy Marco Polo przebywał w niewoli w Genui po przegranej bitwie morskiej między Republiką Wenecką a Republiką Genui. Obecnie Marco Polo jest uważany za jednego z największych podróżników, chociaż współcześni uznawali go raczej za gawędziarza, a jego opowieści za fantastyczne. Włoski malarz Piero della Francesca urodził się ok. 1415 roku w Borgo San Sepolcro, a zmarł 12 października 1492, dokładnie w ten dzień, w którym Krzysztof Kolumb dopłynął do nieznanej wyspy na zachodniej półkuli. Wyspy, do których w tej i kolejnych wyprawach dotarł, nazwano Indiami Zachodnimi. Ale w najbliższych latach miało się okazać, że dopłynął nie do Indii, a do Wysp Karaibskich i - nieświadomie - odkrył nowy kontynent, Amerykę, obie Ameryki... Freski w Arezzo – kościół San Francesco, ufundowane przez rodzinę Baccich, ich wykonanie zlecono w 1447 Bicciemu di Lorenzo a gdy pięć lat później zmarł, dokończenia zadania podjął się Piero della Francesca. Freski miały przedstawiać historię Krzyża Świętego. Prace rozpoczęły się po powrocie artysty z Rzymu w 1459 i trwały do 1464. Bicci di Lorenzo wykonał malowidło przedstawiające Ewangelistów na sklepieniu czterodzielnym prezbiterium (maniera archaiczna, Ewangeliści + ich symbole) oraz dwóch doktorów kościoła na łuku tęczowym. Przedstawienie zostało oparte o XIII wieczną legendę opracowaną przez Jakuba de Voragine w „Złotej legendzie”. Piero della Francesca namalował u góry prawej ściany prezbiterium pod łukiem sklepienia „Śmierć Adama” (1452-58) – wedle legendy z nasion włożonych zmarłemu Adamowi pod język wyrosło drzewo krzyża. Źródło: http://historyczno-sztucznie.blogspot.com/2014/01/48-piero-della-francesca.html [dostep:23.03.2022]
  2. W wywiadzie udzielonym Magdalenie Mach, GW (Akademia opowieści), 22.12.2016, Krystyna Lenkowska opowiada o pani Loli i jej magicznym ogrodzie: Osoba, która wpłynęła znacząco na moje życie? Trudne pytanie. Po pierwsze, takich osób jest sporo. Po drugie, jakich kryteriów mam się trzymać? Samych pozytywnych oddziaływań było wiele, bo te negatywne przemilczę (śmiech). Oczywiste wpływy to – chronologicznie – rodzice i dziadkowie, koleżanki i koledzy, szkoła, przyjaciele. [...] ...najwięcej uwagi w kwestii niekłamanej wiary poświęcę Loli i Stanisławowi Chmieleckim, którzy, nie oczekując niczego w zamian poza spontaniczną obecnością, dali wiarę magii mojego świata, dlatego mógł rozkwitać. Byłam dzieckiem w wieku 5-10 lat, kiedy odwiedzałam organistówkę każdego lata niemal codziennie w czasie wakacyjnych pobytów u dziadków w Wysokiej Łańcuckiej. Stanisław Chmielecki był organistą i mieszkał z żoną Lolą (do dziś nie wiem, od jakiego imienia był to skrót) tuż przy kościele. Niby nic szczególnego, starsi ludzie, może nieco samotni, bo dzieci i wnuki „powyrosły”, powyjeżdżały daleko. Magiczny ogród Loli, „egzotyczne” rośliny, niektóre kwiaty tak gęste i wysokie, że mogłam się w nich schować na stojąco (np. Cosmos bipinnatus). Huśtawka (deska i stalowe liny), objazdowe kino, pantarki, na które Lola nie wołała „cip, cip”, jak inne wiejskie kobiety na swoje kury, a „chodźcie, chodźcie”. Moje „teatrzyki”, czyli kompozycje kwiatowe w ziemi pod szklanymi mozaikami. Lukrowane serduszka Loli przesyłane w paczce adresowanej ręką organisty, kiedy już jeździłam na kolonie. Fartuch Loli z falbanami, podobny do fartucha Maryli z „Ani z Zielonego Wzgórza”, wyobrażałam sobie. Męski zegarek z dewizką wkładany do górnej kieszonki dwurzędowej marynarki w tenisowe prążki. Organista, nazywany przez żonę Stasiem, wysoki i dostojny w swoim codziennym „surducie”, Lola malutka w kraciastych sukniach. Chyba wtedy tam, w morzu wolnego letniego czasu, uwierzyłam, że jestem częścią jakiegoś zielono-niebieskiego kosmosu i ten kosmos mi sprzyja. Że niczego nie oczekuję poza moim czystym, bezwarunkowym współistnieniem. Z latem, pantarkami, piernikami w kształcie serca, ich imbirowym zapachem i smakiem, dźwiękiem organów, kwiatami kosmosami, a przede wszystkim z Lolą i Stasiem. [...]
  3. http://www.sofijon.pl/module/article/one/1338 [dostęp: 10.01.2022].
  4. Scattering in the Dark. A New Anthology of Polish Female Poets, Buffalo – Nowy Jork, 2016.
  5. K. Baculewski, Historia muzyki polskiej, t. 7, cz. 2: Współczesność 1975–2000, Warszawa 2012, s. 133.

Powiązane artykuły

07.04.2022

Nowy Napis Co Tydzień #146 / Interesowały mnie różne herezje

Urodziłem się i wychowałem w pobliżu sanktuarium Matki Boskiej Saletyńskiej w Dębowcu na Podkarpaciu, dlatego zawsze była mi bliska religijność maryjna. Stanowiła ona dla mnie stały punkt odniesienia, a też w trudnych chwilach pomagała w poszukiwaniu lepszego świata. Na odpustach, które odbywają się co roku w trzecią niedzielę września, jako dziecko i nastolatek słuchałem homilii arcybiskupa Ignacego Tokarczuka, który mówił o różnych niebezpieczeństwach duchowych dla współczesnego człowieka. Symbolizowały je dwa nazwiska – Sartre i Marks. To mnie zainspirowało do przeczytania Historii filozofii Władysława Tatarkiewicza. Pamiętam, że u mnie na wsi odbywały się niemające końca debaty z kolegami o filozofach, poczynając od Sokratesa aż po bardziej współczesnych. To była inicjacja intelektualna i fundament na całe życie, który później znalazł odbicie w moich wierszach i publicystyce. Po latach zaowocował pracą magisterską o Władysławie Sebyle i doktoratem o poezji Anny Kamieńskiej.

Nie chcę jednak przedstawiać siebie jako wzorowego katolika, różne herezje mnie interesowały, poznałem „mistrzów podejrzeń”, jak wspomniany Marks czy Nietzsche lub Freud. Zresztą, jeśli przywołamy jedno z największych dzieł w naszej literaturze, Dziady, część III (a może jednak wszystkie części?), które szczególnie przeorało moją świadomość, możemy zobaczyć, że Adam Mickiewicz także miał różne pokusy w swoim wadzeniu się z Bogiem. Owo „wadzenie się” jest obecne też w moich wierszach, te dręczące od wieków pytania o zło i cierpienie, choć w trwających od 2000 roku zmaganiach z depresją nigdy nie narzekałem, wręcz przeciwnie, modliłem się o pomoc do świętego Judy Tadeusza, patrona spraw beznadziejnych, kiedy żadne leki mi nie pomagały. Czy stał się cud? Od wielu lat funkcjonuję w miarę normalnie, choć ktoś złośliwie mógłby zapytać, który poeta jest normalny. Jednak fundamenty wiary dają zawsze siłę i ta nadzieja jest wciąż obecna w moich wierszach. Poezja religijna (niektórzy wolą określenie „metafizyczna”) wyróżnia się pewnym rodzajem wrażliwości na inne wymiary, ale uczuciowość mistyczną odnajduję u takich podobno „ateistów” jak Julian Przyboś czy też Philip Larkin. Czy pisanie to tylko dyspozycja psychiczna, dobry warsztat pisarski, rzemiosło? Czy Ktoś jednak kieruje ręką poety?

*

„Głęboka orka duchowa” to doświadczanie „pustyni”. Jest ono najbardziej radykalną odpowiedzią na bezideowość i moralno-filozoficzną bezradność współczesnej kultury. Lata 90., zdominowane przez poetów miasta i obyczajowego skandalu, wyzwoliły w niektórych twórcach z Podkarpacia potrzebę szukania prawdy i piękna w doświadczeniach wewnętrznych, w mistyce natury, w przestrzeni snu, a wreszcie – w ogołoceniu, rezygnacji, pesymizmie. Chrześcijański pesymizm, bo o takim myślę,  może być,  jak mówi Mikołaj Bierdiajew, siłą twórczą, pozwala się wyrzec „różowych iluzyj słodkawego optymizmu”, lecz ten pesymizm nie powinien osłabiać naszego wysiłku w „dążeniach ku głębiom duchowego życia”. Pisanie to ogołocenie, nie szyderstwo i pogarda dla brata: gdy ukończymy poemat, nic w nas nie zostaje z tej wielkiej myśli, zupełnie tak, jakbyśmy „ogołocili z niej samych siebie”.

Efektowność i cienki dowcip „brulionowców” – a z drugiej strony zręczność, gładkość, kultura „grobów pobielanych” – nie stanowią o sile poezji w ogóle. Oni nie przeżyli jeszcze swojej „pustyni”, estetyzm czy efekciarstwo to pozory duchowego życia, kwilenie „ja” zewnętrznego, jedność i koleżeństwo w Antychryście. Czy nie miał racji Hermann Broch, że kicz jest rzeczą szatańską? Kicz wulgarny i kicz „dystyngowany” to dwie odmiany współczesnego kiczu w poezji.

Doświadczenie pustyni niesiemy w sobie, żyjąc w wielkim mieście, jadąc metrem do pracy czy kontemplując drzewa w Beskidzie Niskim, bo bycie poetą to samotne trwanie na granicy, ale nie izolacja czy moralna obojętność na dramat istnienia.  Dla mnie bycie poetą to również współczucie i współodczuwanie w dialogu z drugim, z Innym, z kosmosem. Ogołocić siebie – to odkryć na nowo w słowie, w sobie, w bliźnim ten ożywczy „blask boskości”, który w poematach Hölderlina odnajdywał Martin Heidegger. Nie da się mówić o żadnej idei bez doświadczania konkretu egzystencjalnego. Konkret prowokuje symbol, odsłania wewnętrzny pejzaż poety.

*

Twórczy dialog z polską tradycją  jest dla mnie fundamentem, ojczyzną poety jest język.  Nie chodzi  o prostą kontynuację, naśladowanie, raczej o twórcze przetworzenie znanych poetyk w wyobraźni, nowa jakość rodzi się mimowolnie; pisanie to nieustanna pogoń za formą. W tradycji rodzimej trzeba jednak mieć swoją „kotwicę”, moja niezmienna fascynacja od lat to  t Adam Mickiewicz, który mimo wszystkich swoich słabości  wyznaczył absolutny punkt metafizycznej orientacji, mówił wieloma językami, epickim, dialogiem, bywał aforystyczny i liryczny. Może więc Zbigniew Bieńkowski miał rację, że liryka dialogu ma przyszłość, dodałbym też lirykę polifoniczną, oświetlanie doświadczeń egzystencjalnych z różnych punktów widzenia. Jak chciała Simone Weil: „dystans jest duszą piękna”. Trzeba też siebie i swoje pisanie zobaczyć krytycznie: starałem się, żeby każdy mój tomik poetycki był inny od poprzednich. Nie chcę być podobny do innych, raczej wolę samotną drogę, wolę być zawsze outsiderem. Również w religijnym myśleniu. Nie interesuje mnie moda czy koniunktura, dlatego że naród tego potrzebuje, wiara to serce moich poszukiwań. Walka na pustyni z demonami wyobraźni. Poetyka religijna to język paradoksów, „miłość chroni od śmierci, a śmierć chroni od miłości”, „ogień krzepnie, blask ciemnieje”. We współczesnej poezji wzorcem w myśleniu o związkach religii i literatury jest dla mnie od lat Krzysztof Karasek, mistrz paradoksów i odległych skojarzeń, w jego twórczości łączy się anarchizm, mistyka, doświadczenie rozbitka i egzystencjalisty.

Dlaczego – przynajmniej niektórych – dziwi moja (i nie tylko moja) poezja, pełna dysonansów i sprzeczności? Odpowiadam: jest taka, bo i świat jest pełen sprzeczności. Rozpaczliwie poszukujemy ładu i harmonii, tylko że w potrzaskanym świecie jest to już niemożliwe. Sołowjow przepowiadał nadejście Antychrysta, może już jest on obecny wśród nas? Z jednej strony mamy ogromny postęp technologiczny, używamy komórek i komputerów, z drugiej zaś ludzie wrażliwi chorują na depresję lub są uznawani za głupców; pogoń za sukcesem, karierą, kasą: „wszystko na sprzedaż”. Skąd takie kolejki do psychologów czy psychiatrów? Skąd tylu ludzi w Polsce szuka jedzenia po śmietnikach? Walka o kulturę to walka o świadomość, dlatego budujmy te nasze „małe ojczyzny” wokół tradycyjnych wartości, płyńmy pod prąd do źródeł – jak chciał Zbigniew Herbert – bo z prądem płyną tylko śmieci. Śmieci nie myślą.

Rzeszów, 13. 09. 2021

 

SZCZĘŚCIE

 

Nagie, szorstkie trawy,

krople rosy, w których

wschodzi pieśń słońca,

chrabąszcze spadające

 

na plecy, w górze niebo

lazurowe i błyszczące,

jaskółki rysujące klucze

wiolinowe przestrzeni

 

i ja, dziesięcioletni.

Z palcem w ustach.

Zapatrzony. Zasłuchany.

 

Jakbym przyłapał świat

na gorącym uczynku.

I ta radość. Zdziwienie:

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Stanisław Dłuski, Interesowały mnie różne herezje, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 146

Przypisy

  1. Marco Polo (ur. 15 września 1254 w Wenecji, zm. 8 stycznia 1324 tamże) – wenecki kupiec i podróżnik. Wraz z ojcem i stryjem dotarł do Chin, przemierzając jedwabny szlak. Był on jednym z pierwszych przedstawicieli Zachodu, który dotarł do Państwa Środka. Jego podróże zostały spisane w książce znanej jako „Opisanie świata” przez Rustichella z Pizy w czasie, gdy Marco Polo przebywał w niewoli w Genui po przegranej bitwie morskiej między Republiką Wenecką a Republiką Genui. Obecnie Marco Polo jest uważany za jednego z największych podróżników, chociaż współcześni uznawali go raczej za gawędziarza, a jego opowieści za fantastyczne. Włoski malarz Piero della Francesca urodził się ok. 1415 roku w Borgo San Sepolcro, a zmarł 12 października 1492, dokładnie w ten dzień, w którym Krzysztof Kolumb dopłynął do nieznanej wyspy na zachodniej półkuli. Wyspy, do których w tej i kolejnych wyprawach dotarł, nazwano Indiami Zachodnimi. Ale w najbliższych latach miało się okazać, że dopłynął nie do Indii, a do Wysp Karaibskich i - nieświadomie - odkrył nowy kontynent, Amerykę, obie Ameryki... Freski w Arezzo – kościół San Francesco, ufundowane przez rodzinę Baccich, ich wykonanie zlecono w 1447 Bicciemu di Lorenzo a gdy pięć lat później zmarł, dokończenia zadania podjął się Piero della Francesca. Freski miały przedstawiać historię Krzyża Świętego. Prace rozpoczęły się po powrocie artysty z Rzymu w 1459 i trwały do 1464. Bicci di Lorenzo wykonał malowidło przedstawiające Ewangelistów na sklepieniu czterodzielnym prezbiterium (maniera archaiczna, Ewangeliści + ich symbole) oraz dwóch doktorów kościoła na łuku tęczowym. Przedstawienie zostało oparte o XIII wieczną legendę opracowaną przez Jakuba de Voragine w „Złotej legendzie”. Piero della Francesca namalował u góry prawej ściany prezbiterium pod łukiem sklepienia „Śmierć Adama” (1452-58) – wedle legendy z nasion włożonych zmarłemu Adamowi pod język wyrosło drzewo krzyża. Źródło: http://historyczno-sztucznie.blogspot.com/2014/01/48-piero-della-francesca.html [dostep:23.03.2022]
  2. W wywiadzie udzielonym Magdalenie Mach, GW (Akademia opowieści), 22.12.2016, Krystyna Lenkowska opowiada o pani Loli i jej magicznym ogrodzie: Osoba, która wpłynęła znacząco na moje życie? Trudne pytanie. Po pierwsze, takich osób jest sporo. Po drugie, jakich kryteriów mam się trzymać? Samych pozytywnych oddziaływań było wiele, bo te negatywne przemilczę (śmiech). Oczywiste wpływy to – chronologicznie – rodzice i dziadkowie, koleżanki i koledzy, szkoła, przyjaciele. [...] ...najwięcej uwagi w kwestii niekłamanej wiary poświęcę Loli i Stanisławowi Chmieleckim, którzy, nie oczekując niczego w zamian poza spontaniczną obecnością, dali wiarę magii mojego świata, dlatego mógł rozkwitać. Byłam dzieckiem w wieku 5-10 lat, kiedy odwiedzałam organistówkę każdego lata niemal codziennie w czasie wakacyjnych pobytów u dziadków w Wysokiej Łańcuckiej. Stanisław Chmielecki był organistą i mieszkał z żoną Lolą (do dziś nie wiem, od jakiego imienia był to skrót) tuż przy kościele. Niby nic szczególnego, starsi ludzie, może nieco samotni, bo dzieci i wnuki „powyrosły”, powyjeżdżały daleko. Magiczny ogród Loli, „egzotyczne” rośliny, niektóre kwiaty tak gęste i wysokie, że mogłam się w nich schować na stojąco (np. Cosmos bipinnatus). Huśtawka (deska i stalowe liny), objazdowe kino, pantarki, na które Lola nie wołała „cip, cip”, jak inne wiejskie kobiety na swoje kury, a „chodźcie, chodźcie”. Moje „teatrzyki”, czyli kompozycje kwiatowe w ziemi pod szklanymi mozaikami. Lukrowane serduszka Loli przesyłane w paczce adresowanej ręką organisty, kiedy już jeździłam na kolonie. Fartuch Loli z falbanami, podobny do fartucha Maryli z „Ani z Zielonego Wzgórza”, wyobrażałam sobie. Męski zegarek z dewizką wkładany do górnej kieszonki dwurzędowej marynarki w tenisowe prążki. Organista, nazywany przez żonę Stasiem, wysoki i dostojny w swoim codziennym „surducie”, Lola malutka w kraciastych sukniach. Chyba wtedy tam, w morzu wolnego letniego czasu, uwierzyłam, że jestem częścią jakiegoś zielono-niebieskiego kosmosu i ten kosmos mi sprzyja. Że niczego nie oczekuję poza moim czystym, bezwarunkowym współistnieniem. Z latem, pantarkami, piernikami w kształcie serca, ich imbirowym zapachem i smakiem, dźwiękiem organów, kwiatami kosmosami, a przede wszystkim z Lolą i Stasiem. [...]
  3. http://www.sofijon.pl/module/article/one/1338 [dostęp: 10.01.2022].
  4. Scattering in the Dark. A New Anthology of Polish Female Poets, Buffalo – Nowy Jork, 2016.
  5. K. Baculewski, Historia muzyki polskiej, t. 7, cz. 2: Współczesność 1975–2000, Warszawa 2012, s. 133.

Powiązane artykuły

29.03.2022

Poezja od swojskiego Wschodu, po Daleki Wschód, oraz Zachód TU i TAM

Na środku świata
drzewo
przedmiot obrazu
i zachwytu

 

(Prawdziwe drzewo jesienią 2015

Wokół Piero della FrancescaMarco Polo (ur. 15 września 1254 w Wenecji, zm. 8 stycznia 1324 tamże) – wenecki kupiec i podróżnik. Wraz z ojcem i stryjem dotarł do Chin, przemierzając jedwabny szlak. Był on jednym z pierwszych przedstawicieli Zachodu, który dotarł do Państwa Środka. Jego podróże zostały spisane w książce znanej jako „Opisanie świata” przez Rustichella z Pizy w czasie, gdy Marco Polo przebywał w niewoli w Genui po przegranej bitwie morskiej między Republiką Wenecką a Republiką Genui. Obecnie Marco Polo jest uważany za jednego z największych podróżników, chociaż współcześni uznawali go raczej za gawędziarza, a jego opowieści za fantastyczne. Włoski malarz Piero della Francesca urodził się ok. 1415 roku w Borgo San Sepolcro, a zmarł 12 października 1492, dokładnie w ten dzień, w którym Krzysztof Kolumb dopłynął do nieznanej wyspy na zachodniej półkuli. Wyspy, do których w tej i kolejnych wyprawach dotarł, nazwano Indiami Zachodnimi. Ale w najbliższych latach miało się okazać, że dopłynął nie do Indii, a do Wysp Karaibskich i - nieświadomie - odkrył nowy kontynent, Amerykę, obie Ameryki... Freski w Arezzo – kościół San Francesco, ufundowane przez rodzinę Baccich, ich wykonanie zlecono w 1447 Bicciemu di Lorenzo a gdy pięć lat później zmarł, dokończenia zadania podjął się Piero della Francesca. Freski miały przedstawiać historię Krzyża Świętego. Prace rozpoczęły się po powrocie artysty z Rzymu w 1459 i trwały do 1464. Bicci di Lorenzo wykonał malowidło przedstawiające Ewangelistów na sklepieniu czterodzielnym prezbiterium (maniera archaiczna, Ewangeliści + ich symbole) oraz dwóch doktorów kościoła na łuku tęczowym. Przedstawienie zostało oparte o XIII wieczną legendę opracowaną przez Jakuba de Voragine w „Złotej legendzie”. Piero della Francesca namalował u góry prawej ściany prezbiterium pod łukiem sklepienia „Śmierć Adama” (1452-58) – wedle legendy z nasion włożonych zmarłemu Adamowi pod język wyrosło drzewo krzyża. Źródło: http://historyczno-sztucznie.blogspot.com/2014/01/48-piero-della-francesca.html [dostep:23.03.2022] [1])

Wiersz Kiedy byłam rybą jest krótki i niemalże ostatni w tomiku wierszy, któremu tytułu po części użycza. Po części, bo tytuł poszerzony jest o klamrę „(lub ptakiem)”. „Kiedy byłam rybą / lub ptakiem” to pierwsze i zarazem ostatnie wersy wiersza i ptak nie jest objęty – czy też może odsunięty – klamrą. A w tytule jest! To intrygujący zabieg autorki, jakby nadając tytuł całemu zbiorowi wierszy Kiedy byłam rybą, w ostatniej chwili przypomniała sobie, że przecież jest w tym wierszu i ptak, z którego nijak zrezygnować. Ryba rybą, ale ptak też najwyraźniej być musi.

I na pierwszym, nomen omen, skrzydełku książki jest ten wiersz umieszczony w całości. Jest więc wyróżniony. Tomik podzielony jest na trzy części, pierwsza nosi tytuł NA TEGO BĘC, druga TU – TAM, a trzecia, no, proszę, KIEDY BYŁAM RYBĄ. Stylizowane wizerunki ryby i ptaka znajdują się także na okładce, przy czym ptak leci w jedną stronę, ryba płynie w drugą. Ptak leci (domyślnie) w powietrzu, ryba płynie w (domyślnej) wodzie, a pomiędzy… A pomiędzy poetka w pierwszej osobie pisze o sobie. Gdyby była rybą, lub ptakiem, milczałaby, lub śpiewała, a że jest człowiekiem, mierzy się z tym wszystkim, z czym mierzy się człowiek, zabiega o swoje dobre imię, martwi o przyszłość, posiada różne potrzebne człowiekowi do życia przedmioty i zostawia na nich ślady swojej bytności… po ludzku szuka przyczyn i odpowiedzi. I – po swojemu – pisze wiersze. Między rybą a ptakiem dzieje się jej zwykłe ludzkie-ziemskie życie i tworzy jej niezwykła poetycka refleksja zawarta między okładkami książki.

Czasami zwierza się ze szczególnych obserwacji, blisko siebie, zaraz obok, czasami kogoś w wierszu wspomina, był, lub była i zabrał go lub ją czas, a czasami zatacza coraz szersze i szersze kręgi i próbuje ogarnąć jak najwięcej, by uchwycić w wierszu którąś z nieuchwytnych uniwersalnych prawd. Może nawet takich, których nikt jeszcze nie dostrzegł, nie opisał, na przykład taką prawdę, że:

 

matka cię nie opuści
jak ty w niej kiedyś
będzie mieszkać w tobie
do końca
twojego końca
a może wieki dłużej 

 

Czyż to nie piękna prawda obiecująca nie życie wieczne i spotkanie bliskich po śmierci, jak to zwykły obiecywać niedzisiejsze religie, ale wpisująca nasze jedyne na całą wieczność istnienie w nieprzerwany ciąg życia dającego życie, matki i dziecka, a nawet więcej, materii przechodzącej w materię, jak w wierszu Matka nie odchodzi:

 

choćbyś był żukiem gnojarzem

rzeką metanu na Tytanie

niebieskim obłokiem kwazaru

[…]

masz klucz tej a nie innej

macierzy

 

A uniwersalne prawo natury, życia kosztem życia? W wierszu Wiosenna bezsenność:

 

psów wycie nie z tej ziemi

piski ptaków niezborne

[…]

w trawie błyszczące skorupki pióra biały puch

resztki

po nocnej inwazji

kuny.

 

I wreszcie zaskakująco niepokojący „czas nieczekania / tylko jeszcze nie wiesz na co”, w wierszu Na śmierć poety? By dojść do konkluzji w wierszu Drogi Lublinie będącej odwrotnością naszej, ludzkiej percepcji rejestrującej nieustające zmiany: „czyli jednak nic się nie zmieniło / poza czasem”. 

Poetka odbywa podróże nie tylko w czasie, ale i z jednego miejsca w inne miejsca. W wierszu Wiosna 2017 wraca: „do miasta / które nazywamy Naszym […] i daleko stamtąd wszędzie / w każdą stronę świata”. W części TU – TAM podróżuje już z większym rozmachem, raz jest w Krakowie (w wierszu Biały czarny Kraków), innym razem w Busku Zdroju (w wierszu Niebieska wiewiórka święto-krzyska). A jeszcze kiedy indziej „gdzieś / w czterdziestym siódmym”obserwuje, jak „żółta pod niebieskim niebem”bylina roztocznica „harcuje po Bieszczadach / Beskidach”, bo może przepędzono stąd ludzi dbających o ogrody gdzieś, hen, na zachód (w wierszu Roztocznica jedna! z podtytułem Akcji Wisła nie poświęcam).

Od wydarzeń w wierszu Roztocznica jedna! nie mija pół wieku i już do gór na wschodzie dotarł Zachód i, w wierszu Bracia Karpaty, rysuje się taki oto obraz:

 

stare drzewa usuwane z drogi
stare kapliczki przesuwane z drogi
o! smutne wioseczki, miasteczka
z wesołymi parasolami wielkich korporacji

[…]

komunizm obrysował te kukurydziane pola
Bóg obrysował góry
kapitalizm rysuje autostrady

[…]

i tylko niebo leży na górach bezkreśnie.

 

A im dalej na wschód, im bliżej Dalekiego Wschodu, tym więcej Zachodu. W wierszu China City, gdzie:

 

kiedyś
świat tu był tylko szary
[…]
teraz  
spieniona wielobarwna fala
sunie trotuarem

 

teraz
błysk blichtr Boss
Gucci Prada Ermenegildo Zegna
Massimo Dutti Miu Miu Chanel Louis Vuitton
oryginały i podróbki

 

teraz
ulicami płyną maseratti bentleye
BMW mercedesy range rovery
najnowsze modele.

 

I tak mamy opisanie świata okrągłego, to już nie płaski XIV-wieczny świat, który przemierzał Marco Polo, gdzie Zachód kończył się na legendarnej Ultima Thule, a Daleki Wschód rozwiewał w mgłach i tonął w bezbrzeżnych wodach. W XXI wieku na Dalekim Wschodzie jest coraz bardziej ewidentny Zachód, a na naszym swojskim Wschodzie Europy wschodniej, podzielonej na tę przynależną do Unii Europejskiej i tę z UE wykluczoną, wycina się resztki lasów i buduje autostrady donikąd, i nie wiadomo, gdzie kończy się naród, a gdzie zaczyna beznarodowie.

W wierszu Naród dedykowanemu Andrijowi Bondarowi, ukraińskiemu pisarzowi, który deklaruje, że „naród mu niepotrzebny”, poetka wyznacza, przesuwa i stawia własne granice:

 

z dwojga złego
powiem szczerze
choć nie wiem czy to bezpieczne
wolę beznarodowca niż narodowca
fanatyków wszelkiej maści boję się jak dżumy

 

ale jednak naród to naród
zwłaszcza swój naród
[…]
naród jest mi stanowczo potrzebny
od czasu do czasu
choćby po to żeby napisać ten wiersz
z jakiegoś punktu widzenia.

 

I tak od prawdy do prawdy, od miejsca do miejsca, dziś i dawniej, wtedy i teraz, lokalnie i globalnie, od wiersza do wiersza, dochodzimy przy końcu do wiersza Kiedy byłam rybą, który użyczył swojego tytułu całemu tomikowi i dołożył jeszcze i ptaka od siebie (nawet jeśli w klamrach) i czytamy początek i puentę też spięte klamrą:

 

Kiedy byłam rybą
lub ptakiem
nie potrzebowałam dobrego imienia
i pewności jutra

 

tylko milczałam lub śpiewałam

 

kiedy byłam rybą
lub ptakiem.

 

Tomik zamyka wiersz Europa mon amour. Jest w nim i historia: „Jedna jedyna zanim / Kolumb wyruszył za morza. I dziedzictwo: „popełniła wszystkie grzechy główne / teraz spłaca kolonialne długi”. I wyrok: „wilgotna i winna / skazana na dożywocie”.Takie jest to dzisiejsze Opisanie świata, nie prozą a wierszem, autorem jest nie mężczyzna, a kobieta, język nie jest jednym ze światowych powszechnie znanych języków, a językiem z bardziej wschodniej niż zachodniej Europy, Europa nie jest jedyna, a jedna z wielu, nie jest nawet centrum świata, bo okrągły świat nie ma centrum. A i Chiny nie są już Państwem Środka, bo Ziemia nie ma środka.

Ale prawdy uniwersalne są wszędzie i wyrażać je można w każdym języku, a poezja jest, potrafi być, nadal piękna, mądra i ekskluzywna. Może też być przetłumaczona na każdy dowolny język świata i poruszyć każdego czytelnika, w każdym miejscu, bo odnosi się do wspólnego, bliskiego nam wszystkim globu, jedynego, jaki mamy, przynajmniej nim otworzy się przed nami Kosmos, co jeszcze swoje potrwa. 

Wprawdzie poetka otwiera swój tomik wierszem Kosmos – z dedykacją Pamięci Loli ChmieleckiejW wywiadzie udzielonym Magdalenie Mach, GW (Akademia opowieści), 22.12.2016, Krystyna Lenkowska opowiada o pani Loli i jej magicznym ogrodzie: Osoba, która wpłynęła znacząco na moje życie? Trudne pytanie. Po pierwsze, takich osób jest sporo. Po drugie, jakich kryteriów mam się trzymać? Samych pozytywnych oddziaływań było wiele, bo te negatywne przemilczę (śmiech). Oczywiste wpływy to – chronologicznie – rodzice i dziadkowie, koleżanki i koledzy, szkoła, przyjaciele. [...] ...najwięcej uwagi w kwestii niekłamanej wiary poświęcę Loli i Stanisławowi Chmieleckim, którzy, nie oczekując niczego w zamian poza spontaniczną obecnością, dali wiarę magii mojego świata, dlatego mógł rozkwitać. Byłam dzieckiem w wieku 5-10 lat, kiedy odwiedzałam organistówkę każdego lata niemal codziennie w czasie wakacyjnych pobytów u dziadków w Wysokiej Łańcuckiej. Stanisław Chmielecki był organistą i mieszkał z żoną Lolą (do dziś nie wiem, od jakiego imienia był to skrót) tuż przy kościele. Niby nic szczególnego, starsi ludzie, może nieco samotni, bo dzieci i wnuki „powyrosły”, powyjeżdżały daleko. Magiczny ogród Loli, „egzotyczne” rośliny, niektóre kwiaty tak gęste i wysokie, że mogłam się w nich schować na stojąco (np. Cosmos bipinnatus). Huśtawka (deska i stalowe liny), objazdowe kino, pantarki, na które Lola nie wołała „cip, cip”, jak inne wiejskie kobiety na swoje kury, a „chodźcie, chodźcie”. Moje „teatrzyki”, czyli kompozycje kwiatowe w ziemi pod szklanymi mozaikami. Lukrowane serduszka Loli przesyłane w paczce adresowanej ręką organisty, kiedy już jeździłam na kolonie. Fartuch Loli z falbanami, podobny do fartucha Maryli z „Ani z Zielonego Wzgórza”, wyobrażałam sobie. Męski zegarek z dewizką wkładany do górnej kieszonki dwurzędowej marynarki w tenisowe prążki. Organista, nazywany przez żonę Stasiem, wysoki i dostojny w swoim codziennym „surducie”, Lola malutka w kraciastych sukniach. Chyba wtedy tam, w morzu wolnego letniego czasu, uwierzyłam, że jestem częścią jakiegoś zielono-niebieskiego kosmosu i ten kosmos mi sprzyja. Że niczego nie oczekuję poza moim czystym, bezwarunkowym współistnieniem. Z latem, pantarkami, piernikami w kształcie serca, ich imbirowym zapachem i smakiem, dźwiękiem organów, kwiatami kosmosami, a przede wszystkim z Lolą i Stasiem. [...] [2] – i chodzi w nim o wszechogarniający Kosmos (cosmos) miłości „pani Loli”, ale poetycko zmetaforyzowany w kwiatku zwanym kosmos podwójnie pierzasty, cosmos bipinnatus, roślinie jednorocznej (z greckiego „porządek, ozdobę”), bardziej znanej jako onętek lub ponętka, rosnącej tu u nas, na naszych ziemskich polach i w naszych ziemskich ogrodach.

I, jeśli jesteśmy w ogrodzie: Krystyna Lenkowska uprawia wiersz wolny, czyli, jak chce definicja, „wiersz o luźniej budowie rytmicznej poza obowiązującymi poetyckimi formami i schematami”. A zatem wiersz wolny, to ten rodzaj poezji, który broni się treścią i językiem. „W wierszu wolnym – jak sama kiedyś pisałam – najtrudniejsza jest wolność”http://www.sofijon.pl/module/article/one/1338 [dostęp: 10.01.2022].[3]. I pisałam dalej:

Naprawdę dobry wiersz wolny nie może być wierszem wolnym od reguł w ogóle i są to: oryginalny pomysł na całość, zaskakujące skojarzenia, wyrafinowane skróty myślowe, nienachalna filozofia, subtelna ironia, odkrywcze intelektualne odniesienia, nowatorskie metafory, błyskotliwe porównania, zakręcone paradoksy, innowacyjne neologizmy, celne puenty…

I odwrotnie, tym ważniejsze są: prostota, oszczędność, klarowność, celny dobór słów, rezygnacja z ozdobników. 

Taką poezję uprawia Krystyna Lenkowska. Jej wiersze przetłumaczono między innymi na języki: angielski, ukraiński, albański, chiński i hiszpański. Nagrodzono ją między innymi w Sarajewie, Macedonii-Albanii i Indiach. Jeden z jej wierszy włączony został do prestiżowej antologii polskiej poezji współczesnej Scattering in the Dark. A New Anthology of Polish Female PoetsScattering in the Dark. A New Anthology of Polish Female Poets, Buffalo – Nowy Jork, 2016.[4].

 

Krystyna Lenkowska, KIEDY BYŁAM RYBĄ (lub ptakiem), projekt graficzny Magda Dębicka, Instytut Literatury, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich, Kraków 2020.

okładka ksiązki


 

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Elżbieta Binswanger-Stefańska, Poezja od swojskiego Wschodu, po Daleki Wschód, oraz Zachód TU i TAM, Czytelnia, nowynapis.eu, 2022

Przypisy

  1. Marco Polo (ur. 15 września 1254 w Wenecji, zm. 8 stycznia 1324 tamże) – wenecki kupiec i podróżnik. Wraz z ojcem i stryjem dotarł do Chin, przemierzając jedwabny szlak. Był on jednym z pierwszych przedstawicieli Zachodu, który dotarł do Państwa Środka. Jego podróże zostały spisane w książce znanej jako „Opisanie świata” przez Rustichella z Pizy w czasie, gdy Marco Polo przebywał w niewoli w Genui po przegranej bitwie morskiej między Republiką Wenecką a Republiką Genui. Obecnie Marco Polo jest uważany za jednego z największych podróżników, chociaż współcześni uznawali go raczej za gawędziarza, a jego opowieści za fantastyczne. Włoski malarz Piero della Francesca urodził się ok. 1415 roku w Borgo San Sepolcro, a zmarł 12 października 1492, dokładnie w ten dzień, w którym Krzysztof Kolumb dopłynął do nieznanej wyspy na zachodniej półkuli. Wyspy, do których w tej i kolejnych wyprawach dotarł, nazwano Indiami Zachodnimi. Ale w najbliższych latach miało się okazać, że dopłynął nie do Indii, a do Wysp Karaibskich i - nieświadomie - odkrył nowy kontynent, Amerykę, obie Ameryki... Freski w Arezzo – kościół San Francesco, ufundowane przez rodzinę Baccich, ich wykonanie zlecono w 1447 Bicciemu di Lorenzo a gdy pięć lat później zmarł, dokończenia zadania podjął się Piero della Francesca. Freski miały przedstawiać historię Krzyża Świętego. Prace rozpoczęły się po powrocie artysty z Rzymu w 1459 i trwały do 1464. Bicci di Lorenzo wykonał malowidło przedstawiające Ewangelistów na sklepieniu czterodzielnym prezbiterium (maniera archaiczna, Ewangeliści + ich symbole) oraz dwóch doktorów kościoła na łuku tęczowym. Przedstawienie zostało oparte o XIII wieczną legendę opracowaną przez Jakuba de Voragine w „Złotej legendzie”. Piero della Francesca namalował u góry prawej ściany prezbiterium pod łukiem sklepienia „Śmierć Adama” (1452-58) – wedle legendy z nasion włożonych zmarłemu Adamowi pod język wyrosło drzewo krzyża. Źródło: http://historyczno-sztucznie.blogspot.com/2014/01/48-piero-della-francesca.html [dostep:23.03.2022]
  2. W wywiadzie udzielonym Magdalenie Mach, GW (Akademia opowieści), 22.12.2016, Krystyna Lenkowska opowiada o pani Loli i jej magicznym ogrodzie: Osoba, która wpłynęła znacząco na moje życie? Trudne pytanie. Po pierwsze, takich osób jest sporo. Po drugie, jakich kryteriów mam się trzymać? Samych pozytywnych oddziaływań było wiele, bo te negatywne przemilczę (śmiech). Oczywiste wpływy to – chronologicznie – rodzice i dziadkowie, koleżanki i koledzy, szkoła, przyjaciele. [...] ...najwięcej uwagi w kwestii niekłamanej wiary poświęcę Loli i Stanisławowi Chmieleckim, którzy, nie oczekując niczego w zamian poza spontaniczną obecnością, dali wiarę magii mojego świata, dlatego mógł rozkwitać. Byłam dzieckiem w wieku 5-10 lat, kiedy odwiedzałam organistówkę każdego lata niemal codziennie w czasie wakacyjnych pobytów u dziadków w Wysokiej Łańcuckiej. Stanisław Chmielecki był organistą i mieszkał z żoną Lolą (do dziś nie wiem, od jakiego imienia był to skrót) tuż przy kościele. Niby nic szczególnego, starsi ludzie, może nieco samotni, bo dzieci i wnuki „powyrosły”, powyjeżdżały daleko. Magiczny ogród Loli, „egzotyczne” rośliny, niektóre kwiaty tak gęste i wysokie, że mogłam się w nich schować na stojąco (np. Cosmos bipinnatus). Huśtawka (deska i stalowe liny), objazdowe kino, pantarki, na które Lola nie wołała „cip, cip”, jak inne wiejskie kobiety na swoje kury, a „chodźcie, chodźcie”. Moje „teatrzyki”, czyli kompozycje kwiatowe w ziemi pod szklanymi mozaikami. Lukrowane serduszka Loli przesyłane w paczce adresowanej ręką organisty, kiedy już jeździłam na kolonie. Fartuch Loli z falbanami, podobny do fartucha Maryli z „Ani z Zielonego Wzgórza”, wyobrażałam sobie. Męski zegarek z dewizką wkładany do górnej kieszonki dwurzędowej marynarki w tenisowe prążki. Organista, nazywany przez żonę Stasiem, wysoki i dostojny w swoim codziennym „surducie”, Lola malutka w kraciastych sukniach. Chyba wtedy tam, w morzu wolnego letniego czasu, uwierzyłam, że jestem częścią jakiegoś zielono-niebieskiego kosmosu i ten kosmos mi sprzyja. Że niczego nie oczekuję poza moim czystym, bezwarunkowym współistnieniem. Z latem, pantarkami, piernikami w kształcie serca, ich imbirowym zapachem i smakiem, dźwiękiem organów, kwiatami kosmosami, a przede wszystkim z Lolą i Stasiem. [...]
  3. http://www.sofijon.pl/module/article/one/1338 [dostęp: 10.01.2022].
  4. Scattering in the Dark. A New Anthology of Polish Female Poets, Buffalo – Nowy Jork, 2016.
  5. K. Baculewski, Historia muzyki polskiej, t. 7, cz. 2: Współczesność 1975–2000, Warszawa 2012, s. 133.

Powiązane artykuły

31.03.2022

Nowy Napis Co Tydzień #145 / 52 przypadki Pana Cypriana (fragment)

„52 przypadki Pana Cypriana” olsztyńskiego duetu Tomasz Chlewiński–Rafał Trejnis to nowatorski na polskim rynku wydawniczym przykład komiksu poetyckiego – ponieważ jego fragmentaryczna struktura zdecydowanie bliższa jest lirycznej refleksji niż epickiej opowieści podporządkowanej prezentacji fabularnego ciągu zdarzeń.

Zeszyt składa się z pięćdziesięciu dwóch – tylu, ile jest tygodni w roku – epizodów z życia tytułowego bohatera. Pan Cyprian to osobnik dość oryginalny, trochę tajemniczy, dlatego czytelnicy również nie dowiadują się o nim wszystkiego. Powiedzmy, że jest to mężczyzna w wieku dojrzałym, który przeszedł już smugę cienia; mieszka w dużym mieście na czterdziestym czwartym piętrze („dokładnie w pół drogi między ziemią a niebem”) bloku z wielkiej płyty, jest samotnikiem, ale ma wiernego przyjaciela – psa o imieniu Pedro.

W pięćdziesięciu dwóch krótkich, jedno- i dwuplanszowych historyjkach-skeczach wpisanych w tygodniową chronologię kalendarza bohater z uwagą przygląda się otaczającemu światu, a czytelnicy, podążając za jego spojrzeniem, jednocześnie przyglądają się jemu, poznając go i stopniowo nabierając do niego sympatii – na co bardzo liczą autorzy. Pana Cypriana interesuje właściwie wszystko – od prozy życia, poprzez popkulturę, po metafizykę. Niezależnie od poruszanej problematyki jego obserwacje pozbawione są jednak patosu i filozoficznych pretensji, czasami mogą się wręcz wydawać nieco naiwne – tak jak naiwne bywają dziecięce fascynacje światem. Pan Cyprian – mimo zaawansowanego wieku – zachowuje bowiem dziecięcą wrażliwość i ciekawość. Obserwując bohatera na co dzień i od święta, poznajemy jego upodobania i troski, widzimy go w lepszej i gorszej formie. Może właśnie dzięki temu – choć jest tylko narysowaną czarno-białą kreską komiksową postacią – czasami wydaje nam się zupełnie prawdziwy…

Komiks ukaże się prawdopodobnie w przyszłym roku nakładem wydawnictwa Timof Comics.

fragment komiksu

fragment komiksu

fragment komiksu

fragment komiksu

fragment komiksu

 

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Tomasz Chlewiński, Rafał Trejnis, 52 przypadki Pana Cypriana (fragment), „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 145

Przypisy

  1. Marco Polo (ur. 15 września 1254 w Wenecji, zm. 8 stycznia 1324 tamże) – wenecki kupiec i podróżnik. Wraz z ojcem i stryjem dotarł do Chin, przemierzając jedwabny szlak. Był on jednym z pierwszych przedstawicieli Zachodu, który dotarł do Państwa Środka. Jego podróże zostały spisane w książce znanej jako „Opisanie świata” przez Rustichella z Pizy w czasie, gdy Marco Polo przebywał w niewoli w Genui po przegranej bitwie morskiej między Republiką Wenecką a Republiką Genui. Obecnie Marco Polo jest uważany za jednego z największych podróżników, chociaż współcześni uznawali go raczej za gawędziarza, a jego opowieści za fantastyczne. Włoski malarz Piero della Francesca urodził się ok. 1415 roku w Borgo San Sepolcro, a zmarł 12 października 1492, dokładnie w ten dzień, w którym Krzysztof Kolumb dopłynął do nieznanej wyspy na zachodniej półkuli. Wyspy, do których w tej i kolejnych wyprawach dotarł, nazwano Indiami Zachodnimi. Ale w najbliższych latach miało się okazać, że dopłynął nie do Indii, a do Wysp Karaibskich i - nieświadomie - odkrył nowy kontynent, Amerykę, obie Ameryki... Freski w Arezzo – kościół San Francesco, ufundowane przez rodzinę Baccich, ich wykonanie zlecono w 1447 Bicciemu di Lorenzo a gdy pięć lat później zmarł, dokończenia zadania podjął się Piero della Francesca. Freski miały przedstawiać historię Krzyża Świętego. Prace rozpoczęły się po powrocie artysty z Rzymu w 1459 i trwały do 1464. Bicci di Lorenzo wykonał malowidło przedstawiające Ewangelistów na sklepieniu czterodzielnym prezbiterium (maniera archaiczna, Ewangeliści + ich symbole) oraz dwóch doktorów kościoła na łuku tęczowym. Przedstawienie zostało oparte o XIII wieczną legendę opracowaną przez Jakuba de Voragine w „Złotej legendzie”. Piero della Francesca namalował u góry prawej ściany prezbiterium pod łukiem sklepienia „Śmierć Adama” (1452-58) – wedle legendy z nasion włożonych zmarłemu Adamowi pod język wyrosło drzewo krzyża. Źródło: http://historyczno-sztucznie.blogspot.com/2014/01/48-piero-della-francesca.html [dostep:23.03.2022]
  2. W wywiadzie udzielonym Magdalenie Mach, GW (Akademia opowieści), 22.12.2016, Krystyna Lenkowska opowiada o pani Loli i jej magicznym ogrodzie: Osoba, która wpłynęła znacząco na moje życie? Trudne pytanie. Po pierwsze, takich osób jest sporo. Po drugie, jakich kryteriów mam się trzymać? Samych pozytywnych oddziaływań było wiele, bo te negatywne przemilczę (śmiech). Oczywiste wpływy to – chronologicznie – rodzice i dziadkowie, koleżanki i koledzy, szkoła, przyjaciele. [...] ...najwięcej uwagi w kwestii niekłamanej wiary poświęcę Loli i Stanisławowi Chmieleckim, którzy, nie oczekując niczego w zamian poza spontaniczną obecnością, dali wiarę magii mojego świata, dlatego mógł rozkwitać. Byłam dzieckiem w wieku 5-10 lat, kiedy odwiedzałam organistówkę każdego lata niemal codziennie w czasie wakacyjnych pobytów u dziadków w Wysokiej Łańcuckiej. Stanisław Chmielecki był organistą i mieszkał z żoną Lolą (do dziś nie wiem, od jakiego imienia był to skrót) tuż przy kościele. Niby nic szczególnego, starsi ludzie, może nieco samotni, bo dzieci i wnuki „powyrosły”, powyjeżdżały daleko. Magiczny ogród Loli, „egzotyczne” rośliny, niektóre kwiaty tak gęste i wysokie, że mogłam się w nich schować na stojąco (np. Cosmos bipinnatus). Huśtawka (deska i stalowe liny), objazdowe kino, pantarki, na które Lola nie wołała „cip, cip”, jak inne wiejskie kobiety na swoje kury, a „chodźcie, chodźcie”. Moje „teatrzyki”, czyli kompozycje kwiatowe w ziemi pod szklanymi mozaikami. Lukrowane serduszka Loli przesyłane w paczce adresowanej ręką organisty, kiedy już jeździłam na kolonie. Fartuch Loli z falbanami, podobny do fartucha Maryli z „Ani z Zielonego Wzgórza”, wyobrażałam sobie. Męski zegarek z dewizką wkładany do górnej kieszonki dwurzędowej marynarki w tenisowe prążki. Organista, nazywany przez żonę Stasiem, wysoki i dostojny w swoim codziennym „surducie”, Lola malutka w kraciastych sukniach. Chyba wtedy tam, w morzu wolnego letniego czasu, uwierzyłam, że jestem częścią jakiegoś zielono-niebieskiego kosmosu i ten kosmos mi sprzyja. Że niczego nie oczekuję poza moim czystym, bezwarunkowym współistnieniem. Z latem, pantarkami, piernikami w kształcie serca, ich imbirowym zapachem i smakiem, dźwiękiem organów, kwiatami kosmosami, a przede wszystkim z Lolą i Stasiem. [...]
  3. http://www.sofijon.pl/module/article/one/1338 [dostęp: 10.01.2022].
  4. Scattering in the Dark. A New Anthology of Polish Female Poets, Buffalo – Nowy Jork, 2016.
  5. K. Baculewski, Historia muzyki polskiej, t. 7, cz. 2: Współczesność 1975–2000, Warszawa 2012, s. 133.

Powiązane artykuły

31.03.2022

Nowy Napis Co Tydzień #145 / Awatary

Polecamy w tym tygodniu książkę poetycką Agaty Chyłek pt. „Awatary”. 

Po lekturze wstrząsających i bolesnych wierszy z tomu Piołun nie ma się co łudzic, że w kolejnych książkach Agaty Chyłek (Cichy) może być łatwiej. Słusznie. I tym razem dostajemy opis świata, w którym nie żyje się przyjemnie. Wszystko się tu miesza, historie (głównie kobiece) rodzinnych lęków, traum i chłodu - z pandemią AD 2021, sterty fotografii na targu - z wewnętrznym dzieckiem odnalezionym wśród zabawek, poetka Mirka Szychowiak w krakowskim mieszkaniu Szymborskiej - z bezdomnym Mahometem na hulajnodze (pierwszym po Bogu!), a powidoki z dzieciństwa - z dymem fajki i otoczakami Jurka Suchanka. Surrealistyczne, oniryczne sceny, spisane piękną poetycką prozą, w najmniej oczekiwanych momentach okazują się dziwnie znajome i niepokojąco prawdziwe.

 pisze w recenzji Izabela Fietkiewicz-Paszek.

Publikacja powstała dzięki wsparciu finansowemu w ramach programu Tarcza dla literatów.

Książka jest dostępna w e-sklepie Instytutu Literatury.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Agata Chyłek, Awatary, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 145

Przypisy

  1. Marco Polo (ur. 15 września 1254 w Wenecji, zm. 8 stycznia 1324 tamże) – wenecki kupiec i podróżnik. Wraz z ojcem i stryjem dotarł do Chin, przemierzając jedwabny szlak. Był on jednym z pierwszych przedstawicieli Zachodu, który dotarł do Państwa Środka. Jego podróże zostały spisane w książce znanej jako „Opisanie świata” przez Rustichella z Pizy w czasie, gdy Marco Polo przebywał w niewoli w Genui po przegranej bitwie morskiej między Republiką Wenecką a Republiką Genui. Obecnie Marco Polo jest uważany za jednego z największych podróżników, chociaż współcześni uznawali go raczej za gawędziarza, a jego opowieści za fantastyczne. Włoski malarz Piero della Francesca urodził się ok. 1415 roku w Borgo San Sepolcro, a zmarł 12 października 1492, dokładnie w ten dzień, w którym Krzysztof Kolumb dopłynął do nieznanej wyspy na zachodniej półkuli. Wyspy, do których w tej i kolejnych wyprawach dotarł, nazwano Indiami Zachodnimi. Ale w najbliższych latach miało się okazać, że dopłynął nie do Indii, a do Wysp Karaibskich i - nieświadomie - odkrył nowy kontynent, Amerykę, obie Ameryki... Freski w Arezzo – kościół San Francesco, ufundowane przez rodzinę Baccich, ich wykonanie zlecono w 1447 Bicciemu di Lorenzo a gdy pięć lat później zmarł, dokończenia zadania podjął się Piero della Francesca. Freski miały przedstawiać historię Krzyża Świętego. Prace rozpoczęły się po powrocie artysty z Rzymu w 1459 i trwały do 1464. Bicci di Lorenzo wykonał malowidło przedstawiające Ewangelistów na sklepieniu czterodzielnym prezbiterium (maniera archaiczna, Ewangeliści + ich symbole) oraz dwóch doktorów kościoła na łuku tęczowym. Przedstawienie zostało oparte o XIII wieczną legendę opracowaną przez Jakuba de Voragine w „Złotej legendzie”. Piero della Francesca namalował u góry prawej ściany prezbiterium pod łukiem sklepienia „Śmierć Adama” (1452-58) – wedle legendy z nasion włożonych zmarłemu Adamowi pod język wyrosło drzewo krzyża. Źródło: http://historyczno-sztucznie.blogspot.com/2014/01/48-piero-della-francesca.html [dostep:23.03.2022]
  2. W wywiadzie udzielonym Magdalenie Mach, GW (Akademia opowieści), 22.12.2016, Krystyna Lenkowska opowiada o pani Loli i jej magicznym ogrodzie: Osoba, która wpłynęła znacząco na moje życie? Trudne pytanie. Po pierwsze, takich osób jest sporo. Po drugie, jakich kryteriów mam się trzymać? Samych pozytywnych oddziaływań było wiele, bo te negatywne przemilczę (śmiech). Oczywiste wpływy to – chronologicznie – rodzice i dziadkowie, koleżanki i koledzy, szkoła, przyjaciele. [...] ...najwięcej uwagi w kwestii niekłamanej wiary poświęcę Loli i Stanisławowi Chmieleckim, którzy, nie oczekując niczego w zamian poza spontaniczną obecnością, dali wiarę magii mojego świata, dlatego mógł rozkwitać. Byłam dzieckiem w wieku 5-10 lat, kiedy odwiedzałam organistówkę każdego lata niemal codziennie w czasie wakacyjnych pobytów u dziadków w Wysokiej Łańcuckiej. Stanisław Chmielecki był organistą i mieszkał z żoną Lolą (do dziś nie wiem, od jakiego imienia był to skrót) tuż przy kościele. Niby nic szczególnego, starsi ludzie, może nieco samotni, bo dzieci i wnuki „powyrosły”, powyjeżdżały daleko. Magiczny ogród Loli, „egzotyczne” rośliny, niektóre kwiaty tak gęste i wysokie, że mogłam się w nich schować na stojąco (np. Cosmos bipinnatus). Huśtawka (deska i stalowe liny), objazdowe kino, pantarki, na które Lola nie wołała „cip, cip”, jak inne wiejskie kobiety na swoje kury, a „chodźcie, chodźcie”. Moje „teatrzyki”, czyli kompozycje kwiatowe w ziemi pod szklanymi mozaikami. Lukrowane serduszka Loli przesyłane w paczce adresowanej ręką organisty, kiedy już jeździłam na kolonie. Fartuch Loli z falbanami, podobny do fartucha Maryli z „Ani z Zielonego Wzgórza”, wyobrażałam sobie. Męski zegarek z dewizką wkładany do górnej kieszonki dwurzędowej marynarki w tenisowe prążki. Organista, nazywany przez żonę Stasiem, wysoki i dostojny w swoim codziennym „surducie”, Lola malutka w kraciastych sukniach. Chyba wtedy tam, w morzu wolnego letniego czasu, uwierzyłam, że jestem częścią jakiegoś zielono-niebieskiego kosmosu i ten kosmos mi sprzyja. Że niczego nie oczekuję poza moim czystym, bezwarunkowym współistnieniem. Z latem, pantarkami, piernikami w kształcie serca, ich imbirowym zapachem i smakiem, dźwiękiem organów, kwiatami kosmosami, a przede wszystkim z Lolą i Stasiem. [...]
  3. http://www.sofijon.pl/module/article/one/1338 [dostęp: 10.01.2022].
  4. Scattering in the Dark. A New Anthology of Polish Female Poets, Buffalo – Nowy Jork, 2016.
  5. K. Baculewski, Historia muzyki polskiej, t. 7, cz. 2: Współczesność 1975–2000, Warszawa 2012, s. 133.

Powiązane artykuły

24.03.2022

Nowy Napis Co Tydzień #144 / Nowa strona www.posestry.eu już działa!

Szanowni Czytelnicy,

 

Spieszymy poinformować, że dziś rozpoczyna działalność nowy, ukraińskojęzyczny portal Instytutu Literatury www.posestry.eu. Publikowane na nim będą polskie utwory w przekładzie na język ukraiński, ale także twórczość artystów z Ukrainy. Serdecznie zapraszamy do śledzenia nowej strony, a także do kontaktu z redakcją zainteresowanych współpracą poetów, pisarzy, tłumaczy, krytyków.

Pozostając przy sprawach wschodnich sąsiadów prezentujemy wywiad naszych ukraińskich współpracowniczek, Iryny Łazutkiny i Iryny Spatar z Wiceprezesem Rady Ministrów i  Ministrem Kultury i Dziedzictwa Narodowego Piotrem Glińskim. Rozmowa dotyczy między innymi wsparcia dla ukraińskich twórców i twórczyń w obliczu wojny.

Informujemy również, że 29 marca nastąpi złożenie prochów Śp. Krzysztofa Pendereckiego w Panteonie Narodowym w kryptach kościoła świętych Apostołów Piotra i Pawła. W związku z tym przedstawiamy Państwu dwa teksty związane z muzyką. Pierwszy Beaty Bolesławskiej-Lewandowskiej dotyczący „Warszawskiej Jesieni”, drugi Krzysztofa D. Szatrawskiego pod tytułem Kiedy muzyka staje się świadectwem. O prawykonaniu „Głosów” Krzysztofa Knittla i Jana Polkowskiego.

Ponadto w tygodniku znajdziecie Państwo sylwetki laureatów konkursów Podaj Frazę i Snuj Story. Jakub Rewiuk odczytuje fragment swojego opowiadania Tata, Ania P. i Benek, natomiast Joanna Łępicka recytuje swoje wiersze.

W numerze również recenzje. Marcin Cielecki pisze o książce Świadkowie z dna piekła. Historia Sonderkommando w KL Auschwitz Igora Bartosika, Dariusz Żółtowski przybliża reportaż Jak wychować nazistę? Reportaż o fanatycznej edukacji, Paweł Chmielewski poświęca swój tekst Kartkom o Nelly Sachs, natomiast Patryk Kosenda w recenzji filmowej rekomenduje tom poetycki Kamila Galusa Iskanie Felgi.

Zachęcamy do czytania poezji Jana Tulika i Izabeli Smolarek.

Na koniec pragniemy serdecznie pogratulować Michałowi Gołębiowskiemu, który otrzymał Nagrodę Specjalną Identitas 2022. Cieszymy się, że twórca jest naszym autorem. Życzymy dalszych sukcesów!

Redakcja NNCT

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Redakcja NNCT, Nowa strona www.posestry.eu już działa!, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 144

Przypisy

  1. Marco Polo (ur. 15 września 1254 w Wenecji, zm. 8 stycznia 1324 tamże) – wenecki kupiec i podróżnik. Wraz z ojcem i stryjem dotarł do Chin, przemierzając jedwabny szlak. Był on jednym z pierwszych przedstawicieli Zachodu, który dotarł do Państwa Środka. Jego podróże zostały spisane w książce znanej jako „Opisanie świata” przez Rustichella z Pizy w czasie, gdy Marco Polo przebywał w niewoli w Genui po przegranej bitwie morskiej między Republiką Wenecką a Republiką Genui. Obecnie Marco Polo jest uważany za jednego z największych podróżników, chociaż współcześni uznawali go raczej za gawędziarza, a jego opowieści za fantastyczne. Włoski malarz Piero della Francesca urodził się ok. 1415 roku w Borgo San Sepolcro, a zmarł 12 października 1492, dokładnie w ten dzień, w którym Krzysztof Kolumb dopłynął do nieznanej wyspy na zachodniej półkuli. Wyspy, do których w tej i kolejnych wyprawach dotarł, nazwano Indiami Zachodnimi. Ale w najbliższych latach miało się okazać, że dopłynął nie do Indii, a do Wysp Karaibskich i - nieświadomie - odkrył nowy kontynent, Amerykę, obie Ameryki... Freski w Arezzo – kościół San Francesco, ufundowane przez rodzinę Baccich, ich wykonanie zlecono w 1447 Bicciemu di Lorenzo a gdy pięć lat później zmarł, dokończenia zadania podjął się Piero della Francesca. Freski miały przedstawiać historię Krzyża Świętego. Prace rozpoczęły się po powrocie artysty z Rzymu w 1459 i trwały do 1464. Bicci di Lorenzo wykonał malowidło przedstawiające Ewangelistów na sklepieniu czterodzielnym prezbiterium (maniera archaiczna, Ewangeliści + ich symbole) oraz dwóch doktorów kościoła na łuku tęczowym. Przedstawienie zostało oparte o XIII wieczną legendę opracowaną przez Jakuba de Voragine w „Złotej legendzie”. Piero della Francesca namalował u góry prawej ściany prezbiterium pod łukiem sklepienia „Śmierć Adama” (1452-58) – wedle legendy z nasion włożonych zmarłemu Adamowi pod język wyrosło drzewo krzyża. Źródło: http://historyczno-sztucznie.blogspot.com/2014/01/48-piero-della-francesca.html [dostep:23.03.2022]
  2. W wywiadzie udzielonym Magdalenie Mach, GW (Akademia opowieści), 22.12.2016, Krystyna Lenkowska opowiada o pani Loli i jej magicznym ogrodzie: Osoba, która wpłynęła znacząco na moje życie? Trudne pytanie. Po pierwsze, takich osób jest sporo. Po drugie, jakich kryteriów mam się trzymać? Samych pozytywnych oddziaływań było wiele, bo te negatywne przemilczę (śmiech). Oczywiste wpływy to – chronologicznie – rodzice i dziadkowie, koleżanki i koledzy, szkoła, przyjaciele. [...] ...najwięcej uwagi w kwestii niekłamanej wiary poświęcę Loli i Stanisławowi Chmieleckim, którzy, nie oczekując niczego w zamian poza spontaniczną obecnością, dali wiarę magii mojego świata, dlatego mógł rozkwitać. Byłam dzieckiem w wieku 5-10 lat, kiedy odwiedzałam organistówkę każdego lata niemal codziennie w czasie wakacyjnych pobytów u dziadków w Wysokiej Łańcuckiej. Stanisław Chmielecki był organistą i mieszkał z żoną Lolą (do dziś nie wiem, od jakiego imienia był to skrót) tuż przy kościele. Niby nic szczególnego, starsi ludzie, może nieco samotni, bo dzieci i wnuki „powyrosły”, powyjeżdżały daleko. Magiczny ogród Loli, „egzotyczne” rośliny, niektóre kwiaty tak gęste i wysokie, że mogłam się w nich schować na stojąco (np. Cosmos bipinnatus). Huśtawka (deska i stalowe liny), objazdowe kino, pantarki, na które Lola nie wołała „cip, cip”, jak inne wiejskie kobiety na swoje kury, a „chodźcie, chodźcie”. Moje „teatrzyki”, czyli kompozycje kwiatowe w ziemi pod szklanymi mozaikami. Lukrowane serduszka Loli przesyłane w paczce adresowanej ręką organisty, kiedy już jeździłam na kolonie. Fartuch Loli z falbanami, podobny do fartucha Maryli z „Ani z Zielonego Wzgórza”, wyobrażałam sobie. Męski zegarek z dewizką wkładany do górnej kieszonki dwurzędowej marynarki w tenisowe prążki. Organista, nazywany przez żonę Stasiem, wysoki i dostojny w swoim codziennym „surducie”, Lola malutka w kraciastych sukniach. Chyba wtedy tam, w morzu wolnego letniego czasu, uwierzyłam, że jestem częścią jakiegoś zielono-niebieskiego kosmosu i ten kosmos mi sprzyja. Że niczego nie oczekuję poza moim czystym, bezwarunkowym współistnieniem. Z latem, pantarkami, piernikami w kształcie serca, ich imbirowym zapachem i smakiem, dźwiękiem organów, kwiatami kosmosami, a przede wszystkim z Lolą i Stasiem. [...]
  3. http://www.sofijon.pl/module/article/one/1338 [dostęp: 10.01.2022].
  4. Scattering in the Dark. A New Anthology of Polish Female Poets, Buffalo – Nowy Jork, 2016.
  5. K. Baculewski, Historia muzyki polskiej, t. 7, cz. 2: Współczesność 1975–2000, Warszawa 2012, s. 133.

Powiązane artykuły

24.03.2022

Nowy Napis Co Tydzień #144 / Odpał może być strategią oporu

Oglądaj

Galus wydaje książki regularnie, co dwa lata. Mieliśmy Trzęsawiska w 2017 roku oraz Zaduch w 2019. Każda książka to duży skok jakościowy, co świadczy o najlepszej dla każdego pisarza sytuacji, czyli o stałemu rozwojowi skilli literackich. [...] Galus buduje na przestrzeni książki figurę iskatora w sposób powiedziałbym tricksterski, to jest, przy pełnej świadomości  kulturowego przebodźcowania podmiotu, dla którego odpał może być strategią oporu...– więcej w nagraniu.

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Patryk Kosenda, Odpał może być strategią oporu, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 144

Przypisy

  1. Marco Polo (ur. 15 września 1254 w Wenecji, zm. 8 stycznia 1324 tamże) – wenecki kupiec i podróżnik. Wraz z ojcem i stryjem dotarł do Chin, przemierzając jedwabny szlak. Był on jednym z pierwszych przedstawicieli Zachodu, który dotarł do Państwa Środka. Jego podróże zostały spisane w książce znanej jako „Opisanie świata” przez Rustichella z Pizy w czasie, gdy Marco Polo przebywał w niewoli w Genui po przegranej bitwie morskiej między Republiką Wenecką a Republiką Genui. Obecnie Marco Polo jest uważany za jednego z największych podróżników, chociaż współcześni uznawali go raczej za gawędziarza, a jego opowieści za fantastyczne. Włoski malarz Piero della Francesca urodził się ok. 1415 roku w Borgo San Sepolcro, a zmarł 12 października 1492, dokładnie w ten dzień, w którym Krzysztof Kolumb dopłynął do nieznanej wyspy na zachodniej półkuli. Wyspy, do których w tej i kolejnych wyprawach dotarł, nazwano Indiami Zachodnimi. Ale w najbliższych latach miało się okazać, że dopłynął nie do Indii, a do Wysp Karaibskich i - nieświadomie - odkrył nowy kontynent, Amerykę, obie Ameryki... Freski w Arezzo – kościół San Francesco, ufundowane przez rodzinę Baccich, ich wykonanie zlecono w 1447 Bicciemu di Lorenzo a gdy pięć lat później zmarł, dokończenia zadania podjął się Piero della Francesca. Freski miały przedstawiać historię Krzyża Świętego. Prace rozpoczęły się po powrocie artysty z Rzymu w 1459 i trwały do 1464. Bicci di Lorenzo wykonał malowidło przedstawiające Ewangelistów na sklepieniu czterodzielnym prezbiterium (maniera archaiczna, Ewangeliści + ich symbole) oraz dwóch doktorów kościoła na łuku tęczowym. Przedstawienie zostało oparte o XIII wieczną legendę opracowaną przez Jakuba de Voragine w „Złotej legendzie”. Piero della Francesca namalował u góry prawej ściany prezbiterium pod łukiem sklepienia „Śmierć Adama” (1452-58) – wedle legendy z nasion włożonych zmarłemu Adamowi pod język wyrosło drzewo krzyża. Źródło: http://historyczno-sztucznie.blogspot.com/2014/01/48-piero-della-francesca.html [dostep:23.03.2022]
  2. W wywiadzie udzielonym Magdalenie Mach, GW (Akademia opowieści), 22.12.2016, Krystyna Lenkowska opowiada o pani Loli i jej magicznym ogrodzie: Osoba, która wpłynęła znacząco na moje życie? Trudne pytanie. Po pierwsze, takich osób jest sporo. Po drugie, jakich kryteriów mam się trzymać? Samych pozytywnych oddziaływań było wiele, bo te negatywne przemilczę (śmiech). Oczywiste wpływy to – chronologicznie – rodzice i dziadkowie, koleżanki i koledzy, szkoła, przyjaciele. [...] ...najwięcej uwagi w kwestii niekłamanej wiary poświęcę Loli i Stanisławowi Chmieleckim, którzy, nie oczekując niczego w zamian poza spontaniczną obecnością, dali wiarę magii mojego świata, dlatego mógł rozkwitać. Byłam dzieckiem w wieku 5-10 lat, kiedy odwiedzałam organistówkę każdego lata niemal codziennie w czasie wakacyjnych pobytów u dziadków w Wysokiej Łańcuckiej. Stanisław Chmielecki był organistą i mieszkał z żoną Lolą (do dziś nie wiem, od jakiego imienia był to skrót) tuż przy kościele. Niby nic szczególnego, starsi ludzie, może nieco samotni, bo dzieci i wnuki „powyrosły”, powyjeżdżały daleko. Magiczny ogród Loli, „egzotyczne” rośliny, niektóre kwiaty tak gęste i wysokie, że mogłam się w nich schować na stojąco (np. Cosmos bipinnatus). Huśtawka (deska i stalowe liny), objazdowe kino, pantarki, na które Lola nie wołała „cip, cip”, jak inne wiejskie kobiety na swoje kury, a „chodźcie, chodźcie”. Moje „teatrzyki”, czyli kompozycje kwiatowe w ziemi pod szklanymi mozaikami. Lukrowane serduszka Loli przesyłane w paczce adresowanej ręką organisty, kiedy już jeździłam na kolonie. Fartuch Loli z falbanami, podobny do fartucha Maryli z „Ani z Zielonego Wzgórza”, wyobrażałam sobie. Męski zegarek z dewizką wkładany do górnej kieszonki dwurzędowej marynarki w tenisowe prążki. Organista, nazywany przez żonę Stasiem, wysoki i dostojny w swoim codziennym „surducie”, Lola malutka w kraciastych sukniach. Chyba wtedy tam, w morzu wolnego letniego czasu, uwierzyłam, że jestem częścią jakiegoś zielono-niebieskiego kosmosu i ten kosmos mi sprzyja. Że niczego nie oczekuję poza moim czystym, bezwarunkowym współistnieniem. Z latem, pantarkami, piernikami w kształcie serca, ich imbirowym zapachem i smakiem, dźwiękiem organów, kwiatami kosmosami, a przede wszystkim z Lolą i Stasiem. [...]
  3. http://www.sofijon.pl/module/article/one/1338 [dostęp: 10.01.2022].
  4. Scattering in the Dark. A New Anthology of Polish Female Poets, Buffalo – Nowy Jork, 2016.
  5. K. Baculewski, Historia muzyki polskiej, t. 7, cz. 2: Współczesność 1975–2000, Warszawa 2012, s. 133.

Powiązane artykuły

21.03.2022

Spotkanie z Natalią Belczenko

STOWARZYSZENIE PISARZY POLSKICH ODDZIAŁ W KRAKOWIE


zaprasza na spotkanie z cyklu Rozkręcamy Literacki Kraków: Natalia BELCZENKO.


Prowadzenie: Michał Zabłocki
22 marca 2022 (wtorek), godz. 18:00
Wydarzenie odbędzie się w siedzibie Stowarzyszenia, a także będzie transmitowane online.

Link do wydarzenia:  https://www.facebook.com/

Zdjęcie poetki

 

*** Natalia Belczenko (1973) – ukraińska poetka i tłumaczka. Mieszka w Kijowie. Absolwentka Wydziału Filologicznego Kijowskiego Uniwersytetu Narodowego im. Tarasa Szewczenki. Autorka dziewięсiu książek poetyckich. Jej poezję tłumaczono na niemiecki, francuski, angielski, bułgarski, koreański, holenderski, polski, litewski, łotewski, hebrajski. Publikacje poetyckie – w czasopismach następujących krajów: Ukraina, Rosja, Polska, Niemcy, Szwajcaria, Austria, Francja, Ameryka, Bułgaria, Holandia, Wielka Brytania, Łotwa. Otrzymała Nagrodę Huberta Burdy (Niemcy, 2000), nagrodę w Konkursie na najlepsze tłumaczenia poezji Wisławy Szymborskiej na język rosyjski, białoruski, ukraiński (3 miejsce, język ukraiński, Polska, 2015), nagrodę Fundacji im. Łesi i Petra Kowałewych (USA, 2019). Stypendystka programu Ministra Kultury RP „Gaude Polonia” (Warszawa, 2017). Uczestniczka Międzynarodowych Seminarium Translatorskich «TŁUMACZE BEZ GRANIC» (Wojnowice, 1917, 1918, 1919, 2021), International Writers and Translators House (Wentspils, Łotwa, 2016, 2018, 2021). Członkini Ukraińskiego PEN Clubu.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Redakcja NNCT, Spotkanie z Natalią Belczenko, Czytelnia, nowynapis.eu, 2022

Przypisy

  1. Marco Polo (ur. 15 września 1254 w Wenecji, zm. 8 stycznia 1324 tamże) – wenecki kupiec i podróżnik. Wraz z ojcem i stryjem dotarł do Chin, przemierzając jedwabny szlak. Był on jednym z pierwszych przedstawicieli Zachodu, który dotarł do Państwa Środka. Jego podróże zostały spisane w książce znanej jako „Opisanie świata” przez Rustichella z Pizy w czasie, gdy Marco Polo przebywał w niewoli w Genui po przegranej bitwie morskiej między Republiką Wenecką a Republiką Genui. Obecnie Marco Polo jest uważany za jednego z największych podróżników, chociaż współcześni uznawali go raczej za gawędziarza, a jego opowieści za fantastyczne. Włoski malarz Piero della Francesca urodził się ok. 1415 roku w Borgo San Sepolcro, a zmarł 12 października 1492, dokładnie w ten dzień, w którym Krzysztof Kolumb dopłynął do nieznanej wyspy na zachodniej półkuli. Wyspy, do których w tej i kolejnych wyprawach dotarł, nazwano Indiami Zachodnimi. Ale w najbliższych latach miało się okazać, że dopłynął nie do Indii, a do Wysp Karaibskich i - nieświadomie - odkrył nowy kontynent, Amerykę, obie Ameryki... Freski w Arezzo – kościół San Francesco, ufundowane przez rodzinę Baccich, ich wykonanie zlecono w 1447 Bicciemu di Lorenzo a gdy pięć lat później zmarł, dokończenia zadania podjął się Piero della Francesca. Freski miały przedstawiać historię Krzyża Świętego. Prace rozpoczęły się po powrocie artysty z Rzymu w 1459 i trwały do 1464. Bicci di Lorenzo wykonał malowidło przedstawiające Ewangelistów na sklepieniu czterodzielnym prezbiterium (maniera archaiczna, Ewangeliści + ich symbole) oraz dwóch doktorów kościoła na łuku tęczowym. Przedstawienie zostało oparte o XIII wieczną legendę opracowaną przez Jakuba de Voragine w „Złotej legendzie”. Piero della Francesca namalował u góry prawej ściany prezbiterium pod łukiem sklepienia „Śmierć Adama” (1452-58) – wedle legendy z nasion włożonych zmarłemu Adamowi pod język wyrosło drzewo krzyża. Źródło: http://historyczno-sztucznie.blogspot.com/2014/01/48-piero-della-francesca.html [dostep:23.03.2022]
  2. W wywiadzie udzielonym Magdalenie Mach, GW (Akademia opowieści), 22.12.2016, Krystyna Lenkowska opowiada o pani Loli i jej magicznym ogrodzie: Osoba, która wpłynęła znacząco na moje życie? Trudne pytanie. Po pierwsze, takich osób jest sporo. Po drugie, jakich kryteriów mam się trzymać? Samych pozytywnych oddziaływań było wiele, bo te negatywne przemilczę (śmiech). Oczywiste wpływy to – chronologicznie – rodzice i dziadkowie, koleżanki i koledzy, szkoła, przyjaciele. [...] ...najwięcej uwagi w kwestii niekłamanej wiary poświęcę Loli i Stanisławowi Chmieleckim, którzy, nie oczekując niczego w zamian poza spontaniczną obecnością, dali wiarę magii mojego świata, dlatego mógł rozkwitać. Byłam dzieckiem w wieku 5-10 lat, kiedy odwiedzałam organistówkę każdego lata niemal codziennie w czasie wakacyjnych pobytów u dziadków w Wysokiej Łańcuckiej. Stanisław Chmielecki był organistą i mieszkał z żoną Lolą (do dziś nie wiem, od jakiego imienia był to skrót) tuż przy kościele. Niby nic szczególnego, starsi ludzie, może nieco samotni, bo dzieci i wnuki „powyrosły”, powyjeżdżały daleko. Magiczny ogród Loli, „egzotyczne” rośliny, niektóre kwiaty tak gęste i wysokie, że mogłam się w nich schować na stojąco (np. Cosmos bipinnatus). Huśtawka (deska i stalowe liny), objazdowe kino, pantarki, na które Lola nie wołała „cip, cip”, jak inne wiejskie kobiety na swoje kury, a „chodźcie, chodźcie”. Moje „teatrzyki”, czyli kompozycje kwiatowe w ziemi pod szklanymi mozaikami. Lukrowane serduszka Loli przesyłane w paczce adresowanej ręką organisty, kiedy już jeździłam na kolonie. Fartuch Loli z falbanami, podobny do fartucha Maryli z „Ani z Zielonego Wzgórza”, wyobrażałam sobie. Męski zegarek z dewizką wkładany do górnej kieszonki dwurzędowej marynarki w tenisowe prążki. Organista, nazywany przez żonę Stasiem, wysoki i dostojny w swoim codziennym „surducie”, Lola malutka w kraciastych sukniach. Chyba wtedy tam, w morzu wolnego letniego czasu, uwierzyłam, że jestem częścią jakiegoś zielono-niebieskiego kosmosu i ten kosmos mi sprzyja. Że niczego nie oczekuję poza moim czystym, bezwarunkowym współistnieniem. Z latem, pantarkami, piernikami w kształcie serca, ich imbirowym zapachem i smakiem, dźwiękiem organów, kwiatami kosmosami, a przede wszystkim z Lolą i Stasiem. [...]
  3. http://www.sofijon.pl/module/article/one/1338 [dostęp: 10.01.2022].
  4. Scattering in the Dark. A New Anthology of Polish Female Poets, Buffalo – Nowy Jork, 2016.
  5. K. Baculewski, Historia muzyki polskiej, t. 7, cz. 2: Współczesność 1975–2000, Warszawa 2012, s. 133.

Powiązane artykuły

24.03.2022

Nowy Napis Co Tydzień #144 / Recytacja autorska wierszy

Laureatka drugiego miejsca w konkursie Podaj Frazę odczytuje swoje wiersze: gdybyś wyjęła dywiz z mojej twarzy; a gdybyś wyjęła język ze swojej diastemy; a gdy rozkrajasz ten obraz.

Laudacja:

Pytanie kluczowe: „a gdybyś wyjęła język ze swojej diastemy / czym by smakował?” Propozycja poetycka Joanny Łępickiej to trójpak wierszy zmysłowych, a granice tej zmysłowości powyginane są w różnych kierunkach, choć nie sugerowałaby tego dość minimalistyczna forma. Lakoniczność może być mocnym gestem, zwłaszcza w kontekście świadectwa opresji, której poetka poświęca swoją uwagę. A może to tylko poszukiwanie ciepła, miejsc i w końcu formy, w którą można je przelać i utrwalić: ubojnie, ale też odlewnie, finalnie – cementownie. Autorka wybija „przeguby języka”, łamie rejestry, również przestrzenne, choć znajdziemy dywizy – jak wszechobecny dym. „Są kobiety, podkładają do ognia / brzuchy pełne robaków i coli”. Przejdźmy do „dawno niewidzianego plemienia”. Gdyby – jak Łępicka – rozkroić ten obraz, nie żeby analizować, a czuć, kosztować nieufnym językiem, to może zwąchałoby się okiem powidoki, wybite fantomy wspólnot, które prędzej skrzykną się w ekipy„za sklepikową budą w parku”. Bo w ten cały lekko mistyczny klimat wrzuca na odlew „bukiety fuck off” i „szlugi skitrane w ścianach przedziału”. Wiersze Łępickiej to poetycka przygoda, w której odbiorca musi tropić elegancko porozrzucane strzępy obrazów, które pracują w wierszu jak przywoływany przez autorkę „rozgrzany tłuszcz, nie mięsień”. Ekstatycznie.

 

gdybyś wyjęła dywiz z mojej twarzy

przemytem, ubojnią czy trójkątem języka,

sklepikową budą w parku, tuż za cementownią,

gdzie dom zalewa woda i cegły. Znaki świecą

doraźnie – jak zakaz wjazdu na rok.

 

To pasuje. Są kobiety, podkładają do ognia

brzuchy pełne robaków i coli.

 

Oraz: szlugi skitrane w ścianach przedziału.

Latarka.

 

to zdanie już padło jest cegłówką w lesie,

to zdanie już padło i nie chce się palić.

Czy czujesz jak dymi? Jak strzępi obrazy?

 

a gdybyś wyjęła język ze swojej diastemy

 

czym by smakował?

 

a gdybyś wyjęła język ze swojej diastemy

zamknęła to w geście, jak zamyka się mordę:

niech składa się tak, by nie połamać palców.

 

(            

                                                      )

 

będzie bukietem fuck off, niemieckim tulipanem,

nie chemią.

 

(niech pracuje

jak rozgrzany tłuszcz, nie mięsień)

 

będzie bukietem fuck off wrzuconym między wątek,

szmaty i odlewnię,

 

gdzie kwiatom mogłabyś powtórzyć gest kwiatu.

 

masz tylko wybity przegub języka,

jego tłuszcz.

 

a gdy rozkrajasz ten obraz

i przysuwasz mi na spróbowanie,

 

to jak spotkać dawno niewidziane plemię,

już wybite

 

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Joanna Łępicka, Recytacja autorska wierszy, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 144

Przypisy

  1. Marco Polo (ur. 15 września 1254 w Wenecji, zm. 8 stycznia 1324 tamże) – wenecki kupiec i podróżnik. Wraz z ojcem i stryjem dotarł do Chin, przemierzając jedwabny szlak. Był on jednym z pierwszych przedstawicieli Zachodu, który dotarł do Państwa Środka. Jego podróże zostały spisane w książce znanej jako „Opisanie świata” przez Rustichella z Pizy w czasie, gdy Marco Polo przebywał w niewoli w Genui po przegranej bitwie morskiej między Republiką Wenecką a Republiką Genui. Obecnie Marco Polo jest uważany za jednego z największych podróżników, chociaż współcześni uznawali go raczej za gawędziarza, a jego opowieści za fantastyczne. Włoski malarz Piero della Francesca urodził się ok. 1415 roku w Borgo San Sepolcro, a zmarł 12 października 1492, dokładnie w ten dzień, w którym Krzysztof Kolumb dopłynął do nieznanej wyspy na zachodniej półkuli. Wyspy, do których w tej i kolejnych wyprawach dotarł, nazwano Indiami Zachodnimi. Ale w najbliższych latach miało się okazać, że dopłynął nie do Indii, a do Wysp Karaibskich i - nieświadomie - odkrył nowy kontynent, Amerykę, obie Ameryki... Freski w Arezzo – kościół San Francesco, ufundowane przez rodzinę Baccich, ich wykonanie zlecono w 1447 Bicciemu di Lorenzo a gdy pięć lat później zmarł, dokończenia zadania podjął się Piero della Francesca. Freski miały przedstawiać historię Krzyża Świętego. Prace rozpoczęły się po powrocie artysty z Rzymu w 1459 i trwały do 1464. Bicci di Lorenzo wykonał malowidło przedstawiające Ewangelistów na sklepieniu czterodzielnym prezbiterium (maniera archaiczna, Ewangeliści + ich symbole) oraz dwóch doktorów kościoła na łuku tęczowym. Przedstawienie zostało oparte o XIII wieczną legendę opracowaną przez Jakuba de Voragine w „Złotej legendzie”. Piero della Francesca namalował u góry prawej ściany prezbiterium pod łukiem sklepienia „Śmierć Adama” (1452-58) – wedle legendy z nasion włożonych zmarłemu Adamowi pod język wyrosło drzewo krzyża. Źródło: http://historyczno-sztucznie.blogspot.com/2014/01/48-piero-della-francesca.html [dostep:23.03.2022]
  2. W wywiadzie udzielonym Magdalenie Mach, GW (Akademia opowieści), 22.12.2016, Krystyna Lenkowska opowiada o pani Loli i jej magicznym ogrodzie: Osoba, która wpłynęła znacząco na moje życie? Trudne pytanie. Po pierwsze, takich osób jest sporo. Po drugie, jakich kryteriów mam się trzymać? Samych pozytywnych oddziaływań było wiele, bo te negatywne przemilczę (śmiech). Oczywiste wpływy to – chronologicznie – rodzice i dziadkowie, koleżanki i koledzy, szkoła, przyjaciele. [...] ...najwięcej uwagi w kwestii niekłamanej wiary poświęcę Loli i Stanisławowi Chmieleckim, którzy, nie oczekując niczego w zamian poza spontaniczną obecnością, dali wiarę magii mojego świata, dlatego mógł rozkwitać. Byłam dzieckiem w wieku 5-10 lat, kiedy odwiedzałam organistówkę każdego lata niemal codziennie w czasie wakacyjnych pobytów u dziadków w Wysokiej Łańcuckiej. Stanisław Chmielecki był organistą i mieszkał z żoną Lolą (do dziś nie wiem, od jakiego imienia był to skrót) tuż przy kościele. Niby nic szczególnego, starsi ludzie, może nieco samotni, bo dzieci i wnuki „powyrosły”, powyjeżdżały daleko. Magiczny ogród Loli, „egzotyczne” rośliny, niektóre kwiaty tak gęste i wysokie, że mogłam się w nich schować na stojąco (np. Cosmos bipinnatus). Huśtawka (deska i stalowe liny), objazdowe kino, pantarki, na które Lola nie wołała „cip, cip”, jak inne wiejskie kobiety na swoje kury, a „chodźcie, chodźcie”. Moje „teatrzyki”, czyli kompozycje kwiatowe w ziemi pod szklanymi mozaikami. Lukrowane serduszka Loli przesyłane w paczce adresowanej ręką organisty, kiedy już jeździłam na kolonie. Fartuch Loli z falbanami, podobny do fartucha Maryli z „Ani z Zielonego Wzgórza”, wyobrażałam sobie. Męski zegarek z dewizką wkładany do górnej kieszonki dwurzędowej marynarki w tenisowe prążki. Organista, nazywany przez żonę Stasiem, wysoki i dostojny w swoim codziennym „surducie”, Lola malutka w kraciastych sukniach. Chyba wtedy tam, w morzu wolnego letniego czasu, uwierzyłam, że jestem częścią jakiegoś zielono-niebieskiego kosmosu i ten kosmos mi sprzyja. Że niczego nie oczekuję poza moim czystym, bezwarunkowym współistnieniem. Z latem, pantarkami, piernikami w kształcie serca, ich imbirowym zapachem i smakiem, dźwiękiem organów, kwiatami kosmosami, a przede wszystkim z Lolą i Stasiem. [...]
  3. http://www.sofijon.pl/module/article/one/1338 [dostęp: 10.01.2022].
  4. Scattering in the Dark. A New Anthology of Polish Female Poets, Buffalo – Nowy Jork, 2016.
  5. K. Baculewski, Historia muzyki polskiej, t. 7, cz. 2: Współczesność 1975–2000, Warszawa 2012, s. 133.

Powiązane artykuły

24.03.2022

Nowy Napis Co Tydzień #144 / Kiedy muzyka staje się świadectwem

Oratorium to forma muzyczna o jednej z najdłuższych tradycji, a zarazem jedna z najpełniejszych, najbardziej doniosłych realizacji wiążących w nierozdzielną całość dźwięk i słowo w znaczącej, ważkiej, a często modlitewnej narracji. Tutaj muzyka z zasady rezygnuje ze znacznej części autonomii, dzięki czemu oratorium jako dzieło splatające żywioł poetycki i muzyczny dysponuje wyjątkowym potencjałem treściowym oraz wyrazowym. Bogactwo środków wykonawczych i rozmach konstrukcyjny sprawiają, że jest ono z założenia najbardziej odpowiednie dla przedstawień epickich, dla tematów doniosłych i historii tragicznych. Zdecydowaną większość oratoriów poświęcono tematyce religijnej, ale poczynając od epoki klasycyzmu, komponuje się także oratoria świeckie, prezentujące oświeceniowe wizje świata lub skoncentrowane na momentach o decydującym znaczeniu, sytuacjach przełomowych w sensie historycznym, na aktach intelektualnego przesilenia czy świadectwach duchowych wstrząsów. I może tak wysoko postawiona poprzeczka, a także skala wymagań organizacyjnych i wykonawczych, sprawiają, że oratoria powstają stosunkowo rzadko.

Do twórców wpisujących współczesny język muzyczny w tradycję oratoryjną możemy zaliczyć Krzysztofa Knittla. Artysta ten, należący do pierwszej urodzonej po wojnie generacji kompozytorów, przełamując zamknięte formy sonorystycznej awangardy lat 60., wprowadzał w latach 70. Elementy dzieła otwartego, improwizację oraz eksperymenty formalne, zapowiadające już wówczas stylistyczną przemianę, później określoną mianem postmodernizmu. Krzysztof Baculewski na marginesie informacji o debiutach Krzysztofa Knittla, Elżbiety Sikory i swoim własnym w VII tomie Historii muzyki polskiej pisał:

Nie mając ani urazów, ani kompleksów wobec niedalekiej przeszłości, podjęło ono [pokolenie – przyp. K.D.S.] polemikę artystyczną z wcześniejszymi generacjami kompozytorskimi, sięgając także do środków historycznych i powracając do pomijanych w minionym okresie elementów muzyki, takich jak melodyka czy harmonikaK. Baculewski, Historia muzyki polskiej, t. 7, cz. 2: Współczesność 1975–2000, Warszawa 2012, s. 133.[1].

Knittel założył wiele zespołów muzyki improwizowanej, między innymi w 1974 roku legendarną grupę kompozytorską KEW (wraz z Elżbietą Sikorą i Wojciechem Michniewskim), a w 1986 zespół Pociąg Towarowy (z Piotrem Bikontem i Markiem Chołoniewskim). W jego bogatym dorobku, obok licznych utworów łączących tradycyjne środki z elektroniką czy muzykę komponowaną z improwizacją, znalazł się bogaty zbiór dzieł wokalno- -instrumentalnych, w tym dzieła oratoryjne i kantatowe, między innymi kantata poświęcona pamięci ofiar mordu w Jedwabnem El maale rahamim… na chór mieszany i orkiestrę symfoniczną (2001), Męka Pańska według Świętego Mateusza na głosy solowe, chór mieszany, dwóch perkusistów, orkiestrę smyczkową i elektronikę (2004), Pamiętnik z Powstania Warszawskiego na pięciu aktorów, chór żeński, fortepian, wiolonczelę i orkiestrę symfoniczną (2004), Like A Stone… – oratorium dla czterech improwizujących solistów i chóru (2017). Najnowszym projektem tego gatunku w katalogu Knittla jest skomponowane na zamówienie Instytutu Literatury oratorium Głosy na czterech aktorów, chór kameralny, orkiestrę kameralną i dźwięki elektroniczne. Utwór poświęcono „robotnikom, studentom i uczniom, którzy zostali zabici podczas protestów na Wybrzeżu w grudniu 1970”. Światowe prawykonanie dzieła powstałego do wierszy Jana Polkowskiego odbyło się 21 września 2021 roku w Sali Koncertowej Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina w ramach 64. Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Współczesnej „Warszawska Jesień”.

 

W obsadzie można zauważyć, w jaki sposób sięgająca muzyki dawnej konstrukcja oratoryjna absorbuje awangardową stylistykę lat 60., na przykład łączenie instrumentarium tradycyjnego z elektronicznym. Znaczący jest fakt, że autor studiował u Andrzeja Dobrowolskiego, jednego z pionierów takich rozwiązań, a także u Włodzimierza Kotońskiego, twórcy Etiudy na jedno uderzenie w talerz, pierwszej polskiej kompozycji zrealizowanej w Studium Eksperymentalnym Polskiego Radia w Warszawie. W elektronicznych partiach utworów Krzysztofa Knittla często znajduje zastosowanie jednak to, co w czasach jego studiów było eksperymentowaniem z dźwiękiem, a co w oratorium napisanym w kwietniu 2021 roku należy już do tradycyjnego zestawu środków brzmieniowych. Nie dziwi zatem obecność w partyturze ani fortepianu, ani keyboardu, grającego barwami gitary i organów, czy też tuby z ustnikiem saksofonu barytonowego. W zestawie instrumentów perkusyjnych obok bębnów, talerzy, wibrafonu i marimby, znalazły się darbouka i kij deszczowy, ale także kowadło i pęk metalowych kluczy. To bogate instrumentarium rozszerza możliwości brzmieniowe orkiestry, pełni jednak rolę służebną wobec konstrukcji i w żadnym razie nie staje się celem w samym sobie.

Jedną z konsekwencji epickiego założenia jest funkcja, jaką w formie oratoryjnej pełni narrator (świadek, testo, historicus). W pasjach to rola ewangelisty, zatem najczęściej głos solowy, czasami – podobnie jak w dramacie antycznym – tę rolę przejmuje także chór. Oratorium Głosy skomponowane przez Krzysztofa Knittla rozgrywa się właściwie bez narratora. Z formalnego punktu widzenia rolę taką odgrywa chór, jednak jest nie tyle świadkiem, narratorem czy komentatorem, ile raczej echem powtarzającym fragmenty głosów, a czasami ledwie pojedyncze słowa. Zespół śpiewaków w dziele na podstawie tomu Polkowskiego to uczestnik wydarzeń, zbiorowość, która nie mogąc komentować, w bezsilności i rozpaczy podejmuje oderwane frazy niczym spóźnieni świadkowie rejestrujący fragmentaryczne ślady i strzępy słów. Odczucia społeczeństwa porażonego tragizmem sytuacji znakomicie oddaje partia wykonana przez Chór Kameralny Filharmonii Narodowej przygotowany przez Bartosza Michałowskiego. Nieobecność bezstronnego obserwatora można też potraktować jako zabieg symboliczny. Czyż nie tak właśnie było na Wybrzeżu w grudniu roku 1970, kiedy nie było ani świadków, ani oficjalnych komentarzy, a na szczątkowe informacje o losie najbliższych rodziny czekały bezskutecznie? W poetyce Jana Polkowskiego nie ma miejsca dla wszechwiedzącego narratora, istnieją natomiast indywidualne emocje i pytania bez odpowiedzi, które pozwalają nam zbliżyć się do prawdy.

W takim otoczeniu głosy odchodzących i głosy podążające za odchodzącymi splatają się w nieustającej, bolesnej i czytelnej poetyckiej oraz muzycznej narracji. W wykreowanym świecie sugestywnie i wielopoziomowo tytułowe głosy opowiadają o niełatwej codzienności i trudnym losie osieroconych. Przeciwwagą śmierci nie jest tu arkadia, lecz szara rzeczywistość. I tak jak bohaterowie tych wierszy nie są idealni, rzeczywistość, która nagle przestała istnieć, również nie ulega idealizacji. Ale przecież wiązała się z życiem, a każde życie istniało jako osobny ludzki wszechświat, wartość nieredukowalna i odwieczna tajemnica – jak mówi głos Zastrzelonego: „wielu pragnie zobaczyć śmierć i szczęśliwie powrócić”. Jednak szczęśliwy powrót nie jest możliwy. Ludzka, zanurzona w trwaniu świadomość sprawia, że gubimy się w domysłach, i tylko do pewnego stopnia codzienne rytuały, „poranna msza i paznokcie” pozwalają zachować równowagę. Poeta pamięta nie tylko o zamordowanych, tragedia przecież trwa w świadomości ich bliskich. Grudzień roku 1970 z ich perspektywy okazuje się także śmiercią jakiejś części ich samych, nawet jeśli dziesięciolecia sprawiły, że ból stał się mniej ostry. I nadal jest ciężarem trudnym do zniesienia, co znalazło potwierdzenie w głosach (i dość naturalnie brzmiących pomyłkach) zaangażowanych w premierowe wykonanie oratorium aktorów: Mirosławy Olbińskiej, Dariusza Kowalskiego, Weroniki Humaj i Andrzeja Popiela, których występ reżyserował Maciej Wojtyszko.

Głosy osób stojących w obliczu śmierci i tych, które utraciły bliskie osoby, wraz z nimi zaś często poczucie sensu życia własnego, a może życia w ogóle, skupiają się wokół jednego wydarzenia, nie są jednak prostą relacją o faktach znanych z dziejów. Wielka historia okazuje się tylko tłem, z którego głosy mogą się wyłonić. Przemawiają bardziej z myśli, z głębi duszy niż z podręczników. Nie mówią również żargonem informacji medialnych – posługując się uniwersalnym, oczyszczającym językiem poezji, przenoszą doświadczenie tej konkretnej zbrodni w powszechną przestrzeń cierpienia. Zróżnicowanie środków językowych i obdarzenie w ten sposób każdego głosu indywidualnością dodatkowo wzmacnia ów uniwersalizm. Poeta unika przy tym narzucania cech zewnętrznych, przez co jeszcze łatwiej odbiorca może się z bohaterami Głosów identyfikować. Ów skrót, polegający na pominięciu nieistotnych szczegółów, potwierdza wspólnotę albo przynajmniej podobieństwo losów.

Spajający kompozycję motyw przewodni stanowią fragmenty pochodzące z zamykającego wiersza mówiącego o śmierci jednej z postaci. Kluczowe słowo „senność” pojawia się w partii chóralnej na początku i powraca w przebiegu dzieła, co wzmacnia efekt finalnej części, przygotowując zarazem ostatni z głosów, który pełni funkcję klamry. Dzięki polifonii wypowiedzi poetyckiej uzyskany został efekt narracji wielowarstwowej i zarazem dezintegracji świata. Wszystkie głosy brzmią niemal równocześnie, skupione wokół jednego tragicznego momentu, który odmienił postawy Polaków i odbił się w świecie złowrogim echem.

Równowaga pomiędzy poezją i muzyką jest w oratorium Głosy jakością fundamentalną, spaja indywidualne wypowiedzi w jednym planie i dźwiękowe pejzaże w innym, tworząc tym samym przestrzeń znaczącą oraz sugestywną. Różnica pomiędzy długimi smugami dźwięków i rytmicznym konkretem poetyckiego słowa wprowadza dodatkowe napięcie. Jedne głosy są już całkiem blisko, inne nieuchronnie się zbliżają, a muzyka przynosi zapowiedź kolejnych. W ten sposób tworzy się wielowymiarowa, a równocześnie wstrząsająco przekonująca całość. Muzyka towarzyszy słowu, rozwija w narracji dodatkowe plany i wizje. W pewnym stopniu uwydatniają one grozę odmalowaną w tekście poetyckim. Jednak to, co aż nadto wymowne, nie wymaga wzmocnienia. Często natomiast warstwa dźwiękowa staje się przestrzenią podobną do pejzażu miasta, w którym głosy bohaterów mogą wybrzmiewać pełnią dramatyzmu.

Ten emocjonalny i niezwykle silny obraz znakomicie oddaje przejrzysta, uporządkowana, a jednak wymagająca bezwzględnej dyscypliny partytura dzieła. Premierową realizację powierzono jednemu z najciekawszych polskich zespołów specjalizujących się w wykonawstwie muzyki współczesnej Chain Ensemble, działającemu pod batutą swego założyciela i dyrygenta Andrzeja Bauera. Znakomity i niezwykle wszechstronny artysta brawurowo poprowadził to niełatwe przecież prawykonanie. Orkiestra, składająca się ze świetnych młodych instrumentalistów, zagrała perfekcyjnie, z doskonałym wyczuciem stylu i precyzyjnie realizując partie instrumentalne. Źródłem pewnych problemów były głosy recytujące, które dość opornie dopasowywały się do założonych przez kompozytora przebiegów czasowych. Jest to zjawisko częste w utworach, w których uczestniczą aktorzy. Czas muzyczny i czas interpretacji aktorskiej pozwalają się zsynchronizować, jednak nie zawsze przebiega to automatycznie. Z drugiej strony kompozytorzy znają to zjawisko i dopuszczają pewne odstępstwa od partytury, układając dzieła z udziałem recytatorów w taki sposób, aby interpretacje aktorskie nie powodowały zakłóceń w przebiegu akcji muzycznej. Nic zatem szczególnie groźnego się nie zdarzyło, lecz takie sytuacje zwykle są dość stresujące dla muzyków. Choć nie zabrakło drobnych pomyłek, dyrygent utrzymał wykonanie w ryzach, a pojawiające się momenty niespójności można również traktować w kategoriach symbolicznego wejścia w świat chaosu i przemocy, gdzie tak trudno odnaleźć porządek.

Spotkanie kompozytora Krzysztofa Knittla z wierszami poety Jana Polkowskiego okazało się wydarzeniem. Obydwaj są twórcami niepoddającymi się modom, kreującymi swoje dzieła w zgodzie z imperatywem prawdziwościowym. Dzięki takim postawom, kiedy mody przemijają, muzyka i poezja wciąż mogą trwać. Podobnie jak prawda, którą formy muzyczne i poetyckie wyrażać mogą i muszą. Kiedy poezja i muzyka spotykają się w organicznej równowadze, wszystko to, „co” zostało powiedziane i „jak” zostało ujęte, sprawia, że zawarte w nich prawdy stają się nam bliskie, internalizujemy je jako część naszego doświadczenia. Prawykonanie Głosów okazało się jeszcze jednym dowodem na to, że wobec najbardziej tragicznych wydarzeń, wobec historycznych faktów, których pojąć ani tym bardziej, z którymi pogodzić się nie sposób, tylko sztuka może się stać świadectwem prawdy.

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Krzysztof D. Szatrawski, Kiedy muzyka staje się świadectwem, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 144

Przypisy

  1. Marco Polo (ur. 15 września 1254 w Wenecji, zm. 8 stycznia 1324 tamże) – wenecki kupiec i podróżnik. Wraz z ojcem i stryjem dotarł do Chin, przemierzając jedwabny szlak. Był on jednym z pierwszych przedstawicieli Zachodu, który dotarł do Państwa Środka. Jego podróże zostały spisane w książce znanej jako „Opisanie świata” przez Rustichella z Pizy w czasie, gdy Marco Polo przebywał w niewoli w Genui po przegranej bitwie morskiej między Republiką Wenecką a Republiką Genui. Obecnie Marco Polo jest uważany za jednego z największych podróżników, chociaż współcześni uznawali go raczej za gawędziarza, a jego opowieści za fantastyczne. Włoski malarz Piero della Francesca urodził się ok. 1415 roku w Borgo San Sepolcro, a zmarł 12 października 1492, dokładnie w ten dzień, w którym Krzysztof Kolumb dopłynął do nieznanej wyspy na zachodniej półkuli. Wyspy, do których w tej i kolejnych wyprawach dotarł, nazwano Indiami Zachodnimi. Ale w najbliższych latach miało się okazać, że dopłynął nie do Indii, a do Wysp Karaibskich i - nieświadomie - odkrył nowy kontynent, Amerykę, obie Ameryki... Freski w Arezzo – kościół San Francesco, ufundowane przez rodzinę Baccich, ich wykonanie zlecono w 1447 Bicciemu di Lorenzo a gdy pięć lat później zmarł, dokończenia zadania podjął się Piero della Francesca. Freski miały przedstawiać historię Krzyża Świętego. Prace rozpoczęły się po powrocie artysty z Rzymu w 1459 i trwały do 1464. Bicci di Lorenzo wykonał malowidło przedstawiające Ewangelistów na sklepieniu czterodzielnym prezbiterium (maniera archaiczna, Ewangeliści + ich symbole) oraz dwóch doktorów kościoła na łuku tęczowym. Przedstawienie zostało oparte o XIII wieczną legendę opracowaną przez Jakuba de Voragine w „Złotej legendzie”. Piero della Francesca namalował u góry prawej ściany prezbiterium pod łukiem sklepienia „Śmierć Adama” (1452-58) – wedle legendy z nasion włożonych zmarłemu Adamowi pod język wyrosło drzewo krzyża. Źródło: http://historyczno-sztucznie.blogspot.com/2014/01/48-piero-della-francesca.html [dostep:23.03.2022]
  2. W wywiadzie udzielonym Magdalenie Mach, GW (Akademia opowieści), 22.12.2016, Krystyna Lenkowska opowiada o pani Loli i jej magicznym ogrodzie: Osoba, która wpłynęła znacząco na moje życie? Trudne pytanie. Po pierwsze, takich osób jest sporo. Po drugie, jakich kryteriów mam się trzymać? Samych pozytywnych oddziaływań było wiele, bo te negatywne przemilczę (śmiech). Oczywiste wpływy to – chronologicznie – rodzice i dziadkowie, koleżanki i koledzy, szkoła, przyjaciele. [...] ...najwięcej uwagi w kwestii niekłamanej wiary poświęcę Loli i Stanisławowi Chmieleckim, którzy, nie oczekując niczego w zamian poza spontaniczną obecnością, dali wiarę magii mojego świata, dlatego mógł rozkwitać. Byłam dzieckiem w wieku 5-10 lat, kiedy odwiedzałam organistówkę każdego lata niemal codziennie w czasie wakacyjnych pobytów u dziadków w Wysokiej Łańcuckiej. Stanisław Chmielecki był organistą i mieszkał z żoną Lolą (do dziś nie wiem, od jakiego imienia był to skrót) tuż przy kościele. Niby nic szczególnego, starsi ludzie, może nieco samotni, bo dzieci i wnuki „powyrosły”, powyjeżdżały daleko. Magiczny ogród Loli, „egzotyczne” rośliny, niektóre kwiaty tak gęste i wysokie, że mogłam się w nich schować na stojąco (np. Cosmos bipinnatus). Huśtawka (deska i stalowe liny), objazdowe kino, pantarki, na które Lola nie wołała „cip, cip”, jak inne wiejskie kobiety na swoje kury, a „chodźcie, chodźcie”. Moje „teatrzyki”, czyli kompozycje kwiatowe w ziemi pod szklanymi mozaikami. Lukrowane serduszka Loli przesyłane w paczce adresowanej ręką organisty, kiedy już jeździłam na kolonie. Fartuch Loli z falbanami, podobny do fartucha Maryli z „Ani z Zielonego Wzgórza”, wyobrażałam sobie. Męski zegarek z dewizką wkładany do górnej kieszonki dwurzędowej marynarki w tenisowe prążki. Organista, nazywany przez żonę Stasiem, wysoki i dostojny w swoim codziennym „surducie”, Lola malutka w kraciastych sukniach. Chyba wtedy tam, w morzu wolnego letniego czasu, uwierzyłam, że jestem częścią jakiegoś zielono-niebieskiego kosmosu i ten kosmos mi sprzyja. Że niczego nie oczekuję poza moim czystym, bezwarunkowym współistnieniem. Z latem, pantarkami, piernikami w kształcie serca, ich imbirowym zapachem i smakiem, dźwiękiem organów, kwiatami kosmosami, a przede wszystkim z Lolą i Stasiem. [...]
  3. http://www.sofijon.pl/module/article/one/1338 [dostęp: 10.01.2022].
  4. Scattering in the Dark. A New Anthology of Polish Female Poets, Buffalo – Nowy Jork, 2016.
  5. K. Baculewski, Historia muzyki polskiej, t. 7, cz. 2: Współczesność 1975–2000, Warszawa 2012, s. 133.

Powiązane artykuły

Loading...