10.06.2021

Nowy Napis Co Tydzień #104 / Sztuka konceptu Baltasara Graciána

Książka Sztuka geniuszu. Traktat o koncepcie wraz z antologią hiszpańskiego Siglo de Oro Baltasara Graciána – wydana nakładem Wydawnictwa IBL PAN – nie będzie zaskoczeniem dla tych, którzy zetknęli się z twórczością jej tłumacza Piotra Sobolczyka. Pozycja to bowiem dobrze umocowana zarówno w jego koncepcjach teoretycznych, jak również pracach krytycznoliterackich, których przedmiotem była i jest literatura hiszpańska. Chciałoby się powiedzieć, że w prezentowanym przekładzie spotkały się talenty naukowe i literackie Sobolczyka – jego rozległa myśl teoretyczna oraz świetne, skore do zabaw i gier słownych pióro, z którego korzysta jako poeta. Traktat siedemnastowiecznego jezuity został przezeń solidnie opracowany i opatrzony niespełna stustronicowym wprowadzeniem, a właściwie odrębną i wysoce oryginalną rozprawą naukową.

Sobolczyk wyznaje, że jego założeniem było, aby nie archaizować przekładów i nie upraszczać stylu autorów. Zarówno traktat, jak i antologia zostały przełożone na współczesną polszczyznę, co faktycznie podniosło ich czytelność. Pewne wątpliwości nasuwa jedynie kwestia „nieupraszczania stylu”. Badacz przekładów zapewne automatycznie odparłby na taką deklarację, iż nie ma tłumaczeń bez uproszczeń, gdyż nie ma precyzyjnych odpowiedniości między językami. Aby uniknąć zubożeń znaczeniowych w miejscach najbardziej kłopotliwych, Sobolczyk zdecydował się – zamiast stosowania parafrazy bądź zawsze dyskusyjnej wymiany „metafora za metaforę” – na cytowanie tekstu oryginalnego w nawiasach kwadratowych, co – jak wiadomo – również nie rozwiązuje problemu, lecz tylko w pewien sposób go „zawiesza”. Wybór tej strategii okazuje się zasadny w perspektywie projektowanego odbiorcy książki, czytelnika niewątpliwie „sprofesjonalizowanego”, którym tu może być adept hispanistyki, filozof, krytyk, historyk lub teoretyk literatury (taki odbiorca niekoniecznie doceni przekład „uspójniony”).

Muszę się przyznać, że jako literaturoznawca „nie-hispanista”, miałem spory problem z lekturą traktatu i gdyby nie dołączone wprowadzenie oraz przypisy, obszerne partie dzieła Aragończyka pozostałyby dla mnie niezrozumiałe, a przynajmniej wysoce niejednoznaczne. Należy nadmienić, że styl pisarski Graciána odbiega od tego, co dziś pojmuje się pod hasłem „eseju naukowego” lub „rozprawy”. W swoich wywodach, typologizacjach i rozgraniczeniach jezuita rzadko zapuszcza się bowiem w szczegółowe analizy, dążąc zaś do syntetyczności ujęcia, operuje myślowymi skrótami, stosuje metafory i porównania, niebezpiecznie ustawiając się – jak powiedziałby współczesny teoretyk literatury – na jednym poziomie ze swoim przedmiotem badań („badając koncept, pisze konceptem”!). Od strony genologicznej traktat jest typową hybrydą. Z dzisiejszej perspektywy bliżej mu do sylwicznych w formie rozpraw naukowych postmodernistycznych badaczy niźli do tekstów teoretyków siedemnastowiecznych. Sobolczyk nadmienia, że w Sztuce geniuszu spotykają się: traktat filozoficzny z zakresu epistemologii, traktat z estetyki, traktat pararetoryczny, traktat z poetyki, historii literatury i bieżącej krytyki literackiej oraz traktat obyczajowy. Wielość założeń teoretycznych przyświecających Aragończykowi – przynajmniej częściowo – przełożyła się na „rozmycie” centralnego pojęcia „konceptu”. W traktacie brakuje jego pełnej definicji, a jak czytamy we wprowadzeniu, wiele wskazuje na to, że Gracián uznawał ów termin za niedefiniowalny, niejako „intuicyjny”. Ta ostatnia myśl naprowadza na istotną cechę odbioru omawianego dzieła: na jego silnie dialogiczny charakter. Tekst traktatu nie otwiera się bowiem „sam” przed czytelnikiem, lecz domaga się „dopełnienia”, oglądu intelektualnego. W toku lektury odbiorca musi – z jednej strony – na własną rękę odgadywać sens konceptów przytaczanych autorów – a z drugiej – dokonywać dalszego wysiłku intelektualnego, odgadując znaczenie dodanych doń komentarzy.

Sobolczyk na szczęście rzuca czytelnikowi (przed i w toku lektury) wiele kół ratunkowych, czy to w obszernych przypisach, czy też we wprowadzeniu, gdzie zwraca uwagę na pożytki płynące z lektury traktatu przez pryzmat teorii Macieja Kazimierza Sarbiewskiego. Zasadniczy szkielet „konceptu” – łączenie przeciwieństw – przybiera w tejże teorii schemat trójkąta. Trójkąt ten składa się z dwóch przeciwstawnych „ekstremów” oraz trzeciego punktu, określanego jako „korelat”. Alegorią lektury – przy zastosowaniu schematu Sarbiewskiego – byłoby (nieco upraszczając) łączenie barw, na przykład zielony + czerwony = żółty. Sam koncept (jego rozpoznanie) – jak zauważa Sobolczyk – powstaje w momencie uchwycenia owej korelacji, zetknięcia jednego z drugim. Na próbę weźmy cytat z Marcjalisa, w którym – jak pisze Gracián – uwidacznia się „antyteza i opozycja dwóch porównań”:

Farbując sobie włosy chciałeś się odmłodzić
I – gołąb siwy – nagle zmieniłeś się w kruka.
Ludzi mógłbyś, Lentynie, jeszcze trochę zwodzić,
Ale Śmierci fryzurą nie zdołasz oszukać

Można domyślić się, iż tezą jest tu zapewne „starości nie oszukasz”, natomiast porównania, będące we wzmiankowanej „opozycji” to: człowiek – kruk / człowiek – siwy gołąb. Kombinacje (i interpretacje) mogą być zresztą różne: o tym, czy dany koncept będzie postrzegany przez pryzmat „większej zgodności”, albo „większej niezgodności”, decyduje „układ materiału”: słów, figur retorycznych, ale także gestów czy zachowań (w ujęciu Graciána koncept ma bowiem również pozawerbalną naturę).

Oprócz wzmiankowanej teorii Sarbiewskiego odbiorca traktatu – jak się rzekło – dysponuje obszernymi przypisami. Czytelnik „niemodelowy” znajdzie w nich istotne podpowiedzi, konteksty i analizy. Oto mała próbka:

Ciało w krew ubogie,
Oczy pełne nocy,
Na polu znalazło go to
Życie i śmierć człowiecza.

Przywołana strofa – autorstwa Luisa de Góngory – stanowi ilustrację „konceptów nieproporcjonalnych i dysonansowych”. W komentarzu do cytatu Gracián informuje o „przeciwstawnych proporcjach”, w których geniusz poety „znalazł triumf najwyższy”. Pobieżna lektura fragmentu wskazywałaby, iż mamy przed sobą opis agonii na polu bitwy – bohater, być może żołnierz, wykrwawia się, a co za tym idzie (przeciwstawnie), widzi coraz więcej ciemności. W przypisie czytamy, że „i tak, i nie”, znajdujemy się bowiem – jak pisze Sobolczyk –

[…] w szerszym polu metaforycznym „miłość to wojna”, a „życie i śmierć człowiecza” odnoszą się do postaci kobiety, księżniczki Angeliki, postaci z Orlanda szalonego Ariosta, do którego nawiązuje cała romanca, słowem Angelica dawała „życie” swoim pięknem, ale odmawiając wielu miłości, niosła im „śmierć”. Te przeciwstawne siły walczą w naszym bohaterze, z którego uchodzi „życie” w postaci krwi z żył, a wchodzi „śmierć” przez oczy, np. dlatego, że Angelica schodzi z jego pola widzenia.

Wskazany przykład – a bynajmniej nie jest on wyjątkiem – unaocznia, jak łatwo, bez dostatecznej znajomości przytaczanych poezji, pozostać na powierzchni sensu, skrzywić lub wypaczyć intencję traktacisty.

Czytanie przypisów łącznie z tekstem głównym przynosi wiele pożytku, jednak ma też jedną zasadniczą wadę. Zwłaszcza w początkowych partiach traktatu komentarze niemożliwie spowalniają lekturę i utrudniają śledzenie toku myśli autora. Przy takich okazjach łatwo zgubić wątek. Pewnym wyjściem z sytuacji, choć karkołomnym, jest zawsze próba odczytania dzieła z pominięciem aparatu krytycznego (który jednak mocno profiluje lekturę). Na ten przywilej jednak – jak sądzę – mogą sobie pozwolić nieliczni, głównie hispaniści.

Kończąc wprowadzanie, Sobolczyk podnosi kwestię aktualności Sztuki geniuszu, odważnie umieszczając Graciána wśród prekursorów nowoczesnego konstruktywizmu i kognitywizmu. Przesłanką do tego jest, jak podkreśla, to, iż jezuita pisze w swoim dziele nie tylko o konceptach w sensie literackim, ale „o poznaniu poprzez koncepty w ogóle”, „O (językowym) tworzeniu poznania”. Oryginalność traktatu – rzecz jasna – nie wyczerpuje się we wskazanych kontekstach. Pojmując koncepty, a wraz z nimi figury retoryczne jako „wehikuły poznania”, Aragończyk – zaryzykuję – antycypuje choćby rozważania rosyjskich formalistów (Tynianow, Szkłowski) traktujących utwory literackie jako „zespoły chwytów” ożywiających percepcjęUdziwnienie, pisał Szkłowski, ma ponownie „kamień uczynić kamiennym” – pozwolić go „na nowo” rozpoznać.[1]Sztuka geniuszu ciekawie wpisuje się zresztą w rozmaite literaturoznawcze dyskusje, czy to nad znaczeniem metafory (w tym kontekście warto przywołać choćby definicję Paula Ricoeura, dla którego żywa metafora – „wynik napięcia między dwoma terminami”! – „mówi nam coś nowego o rzeczywistości”), intertekstualnością, czy też zagadnieniem komunikacji literackiej. W tym ostatnim kontekście warto wspomnieć, że w traktacie zobiektywizowany został „idealny odbiorca konceptów”. Trudno oprzeć się wrażeniu, iż nie jest to dobrze znany literaturoznawcom „czytelnik modelowy” (którego „profil intelektualny” – jak pisał Eco – „określa rodzaj operacji interpretacyjnych, które – jak się zakłada i wymaga – umie on przeprowadzić”). Na koniec należy podkreślić historyczno- i krytycznoliterackie walory traktatu, którego poszczególne części układają się w swoisty przewodnik po poezji hiszpańskiej XVII wieku. Gracián, podając przykłady konceptów, sięga do dzieł klasyków, jak i autorów, których sam „odkrył”, a którzy dziś tworzą hiszpański kanon.

Z twórczością tychże poetów czytelnik może się zapoznać, zaglądając do dołączonej antologii. Wśród reprezentantów Siglo de Oro znaleźli się: Luis de Góngora, Fray Luis de León, Św. Jan od Krzyża, Francisco Quevedo y Villegas, Lope de Vega, Villamediana, María de Zayas y Sotomayor, Luís Vaz de Camões, Jorge de Montemayor, Luis Vélez de Guevara, Bartolomé Leonardo de Argensola, Francisco Lopez de Zárate, Miguel de Ribellas, Diego de Silva y Mendoza, Baltasar del Alcázar, Antonio Hurtado de Mendoza, Salvador Jacinto Polo de Medina, Juana Inés de la Cruz oraz poeci anonimowi. Zasobność antologii ma wyraźną zaletę – zbiór nie spłaszcza różnorodności formalnej i tematycznej poezji wzmiankowanego okresu. Zaprezentowane przekłady – od razu powiem – należą do udanych. Poetycka dykcja tłumacza (przypomnę: również poety) nie przeszkodziła mu w wiernym oddaniu idiomatycznych cech wybranych utworów i w znalezieniu dla nich w polszczyźnie przekonujących ekwiwalentów. W antologii szczególnie dobre są przekłady anonimowej poezji erotycznej: z jednej strony stroniące od dosłowności, z drugiej, dosadne, a nawet wulgarne, choć nieprzekraczające granic „dobrego smaku”W tym przypadku własna dykcja poetycka nie tylko nie przeszkodziła Sobolczykowi, ale wręcz „pomogła” w znalezieniu dla erotyków żywego i naturalnego idiomu (przypomnę: w swoich poezjach autor Dyskursywizowania Białoszewskiego porusza między innymi tematykę erotyczną).[2]Przykładową próbką intuicji językowej Sobolczyka jest dźwięcznie domykająca się strofa (oddająca walory brzmieniowe oryginału):

Krzywda jego zasmuciła Afrodytę
i na modły jego okazała skruchę,
zmieniając go w płodną gruchę.

Do przekładów wyśmienitych należą wyrafinowane pod względem rytmu wiersze Góngory i Św. Jana od Krzyża (które warto czytać na głos), a także rubaszne, przewrotnie łączące tematykę seksu i śmierci z humorem utwory Villegasa. Przykładem jest Epitafium na grób włoskiego kawalera Julia Bolti bardzo oddanego złemu występkowi tak jak i inni z jego włoskiego narodu:

Jak już pochowali
to rozkładające się ciało,
robacy się obżerali
doń podobni niemało
– bo w różnych kupach
jedni drugim skakali po dupach.

Baltasar Gracián, Sztuka geniuszu. Traktat o koncepcie wraz z antologią poezji hiszpańskiego Siglo de Oro, tłum. P. Sobolczyk, Instytut Badań Literackich PAN, 2020.

Okładka książki

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Piotr Prachnio, Sztuka konceptu Baltasara Graciána, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 104

Przypisy

  1. Udziwnienie, pisał Szkłowski, ma ponownie „kamień uczynić kamiennym” – pozwolić go „na nowo” rozpoznać.
  2. W tym przypadku własna dykcja poetycka nie tylko nie przeszkodziła Sobolczykowi, ale wręcz „pomogła” w znalezieniu dla erotyków żywego i naturalnego idiomu (przypomnę: w swoich poezjach autor Dyskursywizowania Białoszewskiego porusza między innymi tematykę erotyczną).

Powiązane artykuły

22.04.2021

Nowy Napis Co Tydzień #097 / Wyrok na Koriolana („Koriolan” Akt III, koniec sceny 3)

Fragment Koriolana (1609) w nowym przekładzie Antoniego Libery

  

KORIOLAN
Bogowie, miejcie Rzym w swojej opiece!
Dajcie mu samych sprawiedliwych sędziów,
A nas natchnijcie wzajemną miłością!
W waszych świątyniach niech panuje pokój,
A z ulic znikną agresja i wrogość.

PIERWSZY SENATOR

Oby cię wysłuchali!

 

MENENIUSZ

                               Piękne słowa.

 

Wraca Strażnik z Obywatelami.

 

SYCYNIUSZ

Zbliżcie się tutaj.

 

STRAŻNIK

                              Zachowajcie spokój!
Wasi trybuni będą mówić. – Cisza!

 

KORIOLAN

Może niech mnie pierwszego wysłuchają…

 

OBAJ TRYBUNI

Zgoda, mów pierwszy.

 

KORIOLAN

                            Czy rozprawa ta…
Jest ostateczna? Tu zapadnie wyrok?

 

SYCYNIUSZ

Odpowiedz najpierw, czy uznajesz władzę,
Która reprezentuje masy Rzymu.
Przyjmiesz ich wolę, kiedy ją wyrażą?
I uznasz wyrok wydany w ślad za tym
Za dowiedzione ci winy?

 

KORIOLAN

                                     Tak, uznam.

 

MENENIUSZ

Ludzie, słyszeliście? Wyraził zgodę.
A pamiętajcie, kto to jest. To żołnierz
O niebywałych zasługach wojennych;
O ciele gęsto pokrytym bliznami –
Jak nagrobkami cmentarz.

 

KORIOLAN

                                    E, przesada!
Drobne pokaleczenia, nic takiego!

 

MENENIUSZ

Zważcie też, proszę, że i jego język
Nacechowany jest żołnierskim sznytem.
Dlatego nie traktujcie twardych słów
Jako oznaki złości czy pogardy,
Bo to, jak mówię, tylko taki styl.

 

KOMINIUSZ

Dobrze, już dosyć.

 

KORIOLAN

                                Z jakiego powodu
Spotyka mnie ten niebywały despekt,
Że się odbiera mi tytuł konsula,
Ledwo zostałem na niego obrany?

 

SYCYNIUSZ

Najpierw odpowiedz na nasze pytania.

 

KORIOLAN

Tak, oczywiście. Proszę bardzo. Słucham.

 

SYCYNIUSZ

Lud ci zarzuca, że dążysz do tego,
By zlikwidować odwieczne urzędy
I przejąć w Rzymie niepodzielną władzę.
Takie zapędy to jest zdrada stanu.

 

KORIOLAN

Co? Zdrada stanu?

 

MENENIUSZ

                               Spokojnie! Spokojnie!

 

KORIOLAN

Niech ogień piekieł pochłonie ten lud!
Ja miałbym się dopuścić zdrady stanu?
Ja mam być zdrajcą? – Ty nędzny krzykaczu!
Gdyby ci nawet z oczu ziała śmierć,
A w każdej ręce trzymałbyś jej kosę
I jeszcze mógłbyś pluć zabójczym jadem,
To tak jak ufnie modlę się do bogów,
Tak też i tobie, bez chwili wahania,
Rzuciłbym w twarz: „Jesteś plugawym kłamcą!”.

 

SYCYNIUSZ

Słyszeliście?

 

OBYWATELE

                       Na Skałę z nim! Na Skałę!

 

SYCYNIUSZ

Spokój! – Czy trzeba dodawać coś jeszcze
Do tego, cośmy tutaj usłyszeli
I czego wcześniej byliśmy świadkami?
Brutalny atak na waszych rzeczników;
Miotanie przekleństw i lżenie was samych;
Opór stawiany prawu i strażnikom;
I w końcu ta obraza majestatu!
Już samo to wystarcza, by go skazać
Na najsurowszą z możliwych kar śmierci.

 

BRUTUS

Lecz że się również zasłużył Rzymowi…

 

KORIOLAN

Że się zasłużył! – Jak śmiesz…

 

BRUTUS

                                               Mówię o tym,
Co mi wiadomo.

 

KORIOLAN

                                  Tobie coś wiadomo?

 

MENENIUSZ

Tak dotrzymujesz przyrzeczenia matce?

 

KOMINIUSZ

Proszę cię, zważ…

 

KORIOLAN

                                To koniec, odtąd już
Na nic nie zważam. – Mogą mnie skazywać
Na śmierć ze Skały, zagłodzenie w lochu,
Na odzieranie ze skóry, wygnanie –
Nie kupię łaski za pokorne słowo
Ani nie połknę dumy i honoru,
Cokolwiek miałbym dostać od nich w zamian,
I gdyby nawet miało to polegać
Na powiedzeniu krótkiego „dzień dobry”.

 

SYCYNIUSZ

Z uwagi na to, że wciąż, niepoprawnie,
Obrażał masy i dążył do tego,
By je pozbawić należnych im praw,
A dziś, w obliczu majestatu władzy
I panującej tu Sprawiedliwości,
Targnął się wręcz na jej przedstawicieli –
Z mocy urzędu, który piastujemy,
W imieniu ludu, który nam zawierzył,
Niniejszym oto ogłaszamy wyrok:
Winny tych zbrodni zostaje skazany
Na dożywotnie opuszczenie miasta.
Pod groźbą kary strącenia ze Skały
Nie wolno mu już nigdy tutaj wrócić.
Taka jest wola ludu i tak będzie.

 

OBYWATELE

Tak jest! – Tak będzie! – Niech się stąd wynosi!
Został wygnany! – I słusznie! – Tak będzie!

 

KOMINIUSZ

Bracia, słuchajcie!

 

SYCYNIUSZ

                               Dość już! Wyrok zapadł.

 

KOMINIUSZ

Dajcie mi jeszcze powiedzieć dwa słowa!
Byłem konsulem i też mam na ciele
Niejedną bliznę po ranach od wrogów.
I wierzcie mi, że Rzym jest dla mnie droższy
Nie tylko ponad moje własne życie,
Ale i życie mej żony i dzieci.
Jeśli więc powiem…

 

SYCYNIUSZ

                                  Wiem, do czego zmierzasz.
Znamy tę śpiewkę. A więc co nam powiesz?

 

BRUTUS

Nie ma tu więcej nic do powiedzenia,
Nadto co już zostało powiedziane:
A mianowicie, że jako wróg ludu
Został wygnany z kraju. – I tak będzie.

 

OBYWATELE

Tak jest! Tak będzie! – Tak będzie! Tak będzie!

 

KORIOLAN

Ujadająca zgrajo nędznych psów,
Od których bije obrzydliwy odór!
Wasza wspaniałomyślność i łaskawość
Jest mi wstrętniejsza niż gnijące ścierwo!
To ja wyganiam was, a nie wy mnie!
Zostańcie sobie tutaj raz na zawsze
Z tą waszą ignorancją i tępotą.
Drżyjcie ze strachu na byle pogłoskę;
Wpadajcie w rozpacz, ledwo usłyszycie
Szumiące w dali pióropusze wroga;
Ale za żadne skarby nie oddajcie
Owego prawa, które wam pozwala
Wypędzać swoich obrońców – aż w końcu
Wasza głupota, ślepa oczywiście
Na wszelkie zagrożenia i trudności,
A odkrywana dopiero po szkodzie;
Głupota, która jest główną przyczyną
Waszych niedoli i żałosnych klęsk,
Wyda was wreszcie, marnych niewolników,
Na pastwę jakieś cudzoziemskiej siły,
Co was ujarzmi jak bydło – bez walki!
To właśnie przez was – przez pogardę dla was –
Muszę ze wzgardą odejść z tego miasta
I je opuścić. – Świat jest też gdzie indziej.

 Wyrok na Koriolana w wykonaniu i reżyserii Ralpha Fiennesa (2011): 

 

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: William Shakespeare, Antoni Libera, Wyrok na Koriolana („Koriolan” Akt III, koniec sceny 3), „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 97

Przypisy

  1. Udziwnienie, pisał Szkłowski, ma ponownie „kamień uczynić kamiennym” – pozwolić go „na nowo” rozpoznać.
  2. W tym przypadku własna dykcja poetycka nie tylko nie przeszkodziła Sobolczykowi, ale wręcz „pomogła” w znalezieniu dla erotyków żywego i naturalnego idiomu (przypomnę: w swoich poezjach autor Dyskursywizowania Białoszewskiego porusza między innymi tematykę erotyczną).

Powiązane artykuły

22.04.2021

Nowy Napis Co Tydzień #097 / Mowa Antoniusza („Juliusz Cezar” Akt III, koniec sceny 2)

Fragment Juliusza Cezara (1599) w nowym przekładzie Antoniego Libery

 

ANTONIUSZ

Mieszkańcy Rzymu! Drodzy przyjaciele!
Przyszedłem tuta
j pochować Cezara,
Nie by go chwalić. – Zło, jakie się czyni,
Ma to do siebie, że jest długowieczne:

Przeżywa tego, który je wyrządził;
Natomiast dobro przepada z nim w grobie.
I tak też będzie z dziedzictwem Cezara.
Szlachetny Brutus powiedział przed chwilą,
Że Cezar był człowiekiem żądnym władzy.
To ciężka wina, jeżeli tak było,
I Cezar poniósł za nią ciężką karę.
Lecz ja, za zgodą Brutusa i innych –
A są to ludzie czcigodni i prawi –
Przemawiam oto na
d grobem Cezara.
A był on moim wiernym przyjacielem –
Wiernym i prawym; prawym i czcigodnym.
Lecz Brutus mówi, że był żądny władzy,
A przecież Brutus to człowiek czcigodny.
Cezar przywodził do Rzymu tłum jeńców,
By za ich wykup zasilać skarb państwa.
Czy to jest pycha? To jest żądza władzy?
A kiedy widział nędzarza, to płakał.
To ma być twardość cechująca pychę?
Lecz Brutus mówi, ż
e był  pełen pychy,
A przecież Brutus to człowiek czcigodny.
Czy pamiętacie, jak w dniu Luperkaliów
Wręczałem mu koronę? – Tak, trzykrotnie.
I jak trzykrotnie on jej nie chciał przyjąć?
To także z pychy albo żądzy władzy?
Lecz Brutus mówi, ż
e był  żądny władzy,
A przecież Brutus to człowiek czcigodny.
Nie mówię tego, aby mu zaprzeczać.
Mówię jedynie, co jest mi wiadome.
Jeszcze niedawno i z pewnością szczerze
Wszyscyście tutaj wielbili Cezara.
Czemu więc dziś go nie opłakujecie?
Gdzie podział się wasz rozum? Dokąd zbiegł?


Załamuje mu się głos.

Pomiędzy dzikie bestie?!… – Proszę was,
Wybaczcie mi tę słabość: moje serce
Jest teraz w trumnie – tam, razem z Cezarem.
Dajcie mi chwilę, bym doszedł do siebie.


PIERWSZY Z TŁUMU

Właściwie to ma rację. Dobrze mówi!

DRUGI Z TŁUMU

Nie ma co gadać: skrzywdzili Cezara.

TRZECI Z TŁUMU

I teraz go zastąpi dużo gorszy.

 

CZWARTY Z TŁUMU

A z tą koroną… że nie chciał jej przyjąć…
Jeżeli nie chciał, nie był żądny władzy!

 

PIERWSZY Z TŁUMU

Jeśli to prawda, grubo za to bekną.

 

DRUGI Z TŁUMU

Biedny Antoniusz! Z trudem się powstrzymał,
By nie zapłakać.

 

TRZECI Z TŁUMU

                                   Co tu wiele mówić,
To jest najszlachetniejszy człowiek w Rzymie.

 

CZWARTY Z TŁUMU

Cicho! Słuchajcie! Znowu będzie mówił.

 

ANTONIUSZ

Cezar nie dalej jak wczoraj mógł słowem
Obrócić świat na nice; dziś sam leży
W proch obrócony i nie ma nikogo,
Kto by mu oddał cześć – nawet biedaka.
Lecz gdybym teraz zaczął wasze serca
I wasze dusze podżegać do buntu
Przeciwko Brutusowi i tym innym,
Którzy, jak wiecie, są ludźmi prawymi,
Tobym ich skrzywdził. A nie chcę ich krzywdzić.
Wolę już raczej skrzywdzić umarłego,
Siebie i was, niż tych czcigodnych ludzi.
A jednak, mimo to… Popatrzcie, mam tu –
Pismo Cezara – opieczętowane –
Które znalazłem w jego gabinecie.
Jest to rozporządzenie jego woli.

Ostatniej  woli. To znaczy testament.
Gdybyście mogli go poznać! – niestety,
Nie mogę wam go odczytać w tej chwili –
Tobyście się rzucili do zmarłego
I całowali jego biedne rany,
A w jego świętej krwi maczali chustki.
Bo każdy chciałby mieć po nim pamiątkę;
Chociażby włos, by móc go tuż przed śmiercią
Przekazać w spadku swym bliskim lub dzieciom
Jako najdroższą rzecz, którą posiada.

 

TŁUM

Chcemy usłyszeć ten testament! Czytaj! […]
Tak jest, przeczytaj! – Testament! Testament!

 

ANTONIUSZ

Kochani, cierpliwości! Mnie nie wolno.
Zresztą i dla was lepiej jest nie wiedzieć,
Jak Cezar was miłował. Ostatecznie
Nie macie serc z kamienia ani drewna,
Ale czujecie po ludzku, więc gdybym
Przeczytał wam, co jest tu napisane,
Tobyście wpadli w gniew, a nawet w szał.
Dlatego właśnie lepiej, że nie wiecie,
Co wam zapisał jako spadkobiercom!
Wolę nie myśleć, co by się tu działo!
[…]

Nie nalegajcie! Wszystko w swoim czasie!
Ech, niepotrzebnie wam to wyjawiłem.
Obawiam się, że będzie to działało
Na szkodę tych czcigodnych ludzi, którzy
Swymi mieczami przebili Cezara.
Doprawdy, lękam się.

 

TŁUM

                                     „Czcigodni ludzie”!
To zwykli zdrajcy! – Testament! Testament! –
Gorzej niż zdrajcy! Mordercy! – Testament!

 

ANTONIUSZ

A więc zmuszacie mnie, bym wam odczytał…
No cóż, podejdźcie zatem tu i stańcie
Wokoło zwłok Cezara; chcę wam najpierw
Pokazać, jak wygląda teraz człowiek,
Który sporządził ten oto testament.
Mogę zejść do was? – Pozwalacie mi?

 

TŁUM

Schodź! Pozwalamy… Śmiało!… Chodź tu do nas!

[…]

 

ANTONIUSZ

Jeżeli macie łzy, to płaczcie teraz.
Znacie tę togę. Pamiętam ten dzień,
Gdy Cezar ją nałożył po raz pierwszy.
Było to latem, wieczorem, w namiocie,
Po bitwie, w której rozbił siły Nerwiów.
I teraz patrzcie: tu Kasjusz wbił miecz;
A tu – zawistny Kaska, a tu – Brutus,
Ten ukochany jego, wierny Brutus!
I spójrzcie, jak chlusnęła krew z tej rany,
Kiedy wyciągnął z niej przeklęte ostrze:
Jakby rzuciła się w ślad za nim sprawdzić,
Czy rzeczywiści
e Brutus ten cios zadał –
On, który dla Cezara był, jak wiecie,
Kimś wyjątkowym, prawie ubóstwianym.
Niech niebo zresztą zaświadczy, jak Cezar
Wielbił Brutusa! – I dlatego właśnie
Te
n jego sztych był z wszystkich najdotkliwszy.
Bo kiedy Cezar ujrzał, kto weń godzi,
Bardziej niż klinga zdradzieckiego miecza
Zraniła go niewdzięczność. Jego serce
Właśnie w tej chwili pękło, po czym zaraz
Nasz wielki Cezar, ociekając krwią
I zasłaniając sobie togą twarz,
Upadł u stóp posągu Pompejusza.
O, cóż to za upadek, bracia moi!
Wraz z nim upadliśmy i my – my wszyscy,
A górę wzięła najpodlejsza zdrada!
Nareszcie widzę w waszych oczach łzy
I czuję, jak się w sercach budzi litość.
To dobrze o was świadczy. Ale przecież
To jest reakcja jedynie na widok
Pokrwawionego ubioru Cezara.
Spójrzcie na niego samego! O tu!


Odsłania ciało Cezara.

Widzicie? Tak wygląda po tej jatce,
Którą mu zgotowali ci oprawcy.

 

TŁUM

O nieba!… O Cezarze!… Co za dzień!
O łotry! O łajdaki!…  Co za zbrodnia!
Trzeba go pomścić!… Tak, pomścić! Natychmiast!
Szukać ich! Łapać! – Podpalić im domy! –
Dopaść i zarżnąć! – Żaden z nich nie może
Ujść z tego żywy!

 

ANTONIUSZ

                                Wstrzymajcie się! Stójcie!

 

PIERWSZY Z TŁUMU

Stać! Ani kroku! – Antoniusz chce mówić!

 

ANTONIUSZ

Moi kochani! Drodzy przyjaciele!
Bardzo bym nie chciał, aby moje słowa
Popchnęły was do tak krwawego buntu!
Nie wiem co prawda, jakie mieli racje –
Albo urazy – sprawcy tego czynu;
Powtarzam jednak, że są to z pewnością
Ludzie czcigodni, rozumni i mądrzy,
A więc wyjaśnią wam swoje powody.
Ja zaś przyszedłem tutaj nie w tym celu,
By was rozgrzewać i porwać za sobą.
Nie jestem zresztą tak wytrawnym mówcą,
Jakim jest Brutus, a tylko, jak wiecie,
Zwykłym człowiekiem, co miał przyjaciela
I chciał mu oddać ostatnią posługę.
I ci, co na to wyrazili zgodę,
Też o tym wiedzą – że brak mi zdolności
Do przemawiania na forum publicznym,
Takich jak głos i oratorska swada,
A także dowcip i siła wyrazu,
Która podgrzewa emocje i krew.
Ja mówię prosto, po ludzku, jak jest;
I mówię tylko, co i tak już wiecie;
A wręc
z nie  mówię, tylko pokazuję:
Te biedne rany, te otwarte usta,
Które nie mogąc już mówić, bezgłośnie
Proszą mnie, abym mówił w ich imieniu.
I teraz: gdybym to ja był Brutusem
Lub Brutus mną, to nie mam wątpliwości,
Że taki ja doprawdy by was porwał:
Że moje słowa o ranach Cezara
Nie tylko ludzi pchnęłyby do buntu,
Lecz i kamienie, z których zbudowano
To nasze miasto – domy i ulice.

 

TŁUM

Bunt! Podnieść bunt!… I spalić dom Brutusa!
Tak jest, ruszajmy! Wyłapać tych zdrajców!…

 

ANTONIUSZ

Bracia, co z wami? Chcecie coś uczynić,
Nie wiedząc nawet, z jakiego powodu?
Czyl
i dlaczego Cezar tak zasłużył
Na waszą miłość? Przecież w dalszym ciągu
Nie wiecie tego! Już zapomnieliście
O testamencie, o którym mówiłem?

 

TŁUM

Fakt! – Rzeczywiście! – Testament! – Słuchajmy!

 

ANTONIUSZ

Oto i on. – Z pieczęcią. – A brzmi tak:
Każdy Rzymianin – każdy! – ma otrzymać
Po siedemdziesiąt pięć drachm.

 

TŁUM

                                                   O Cezarze,
Pomścimy twoją śmierć!… Prawdziwy król!

 

ANTONIUSZ

Słuchajcie dalej, to jeszcze nie wszystko.

 

TŁUM

Cicho!

 

ANTONIUSZ

              Ponadto zostawia wam w darze
Wszystkie ogrody swoje i aleje
Powysadzane pięknymi drzewami –
Wszystko, co leży po tej stronie Tybru.
Zostawia wam to na wieczną pamiątkę
Jako rzecz wspólną – miejsce wypoczynku.
Taki był Juliusz Cezar! – Kiedy znowu
Taki jak on nastanie?

 

TŁUM

Nigdy, nigdy!
Chodźmy i spalmy ciało w świętym miejscu,
A pochodniami z płonącego stosu
Podpalmy domy zdrajców. – Bierzcie ciało!…
Jest tu gdzie ogień?… Rozwalajcie ławy!
Wszystko co tylko się da: okiennice,
Stołki, futryny!

 

Tłum wychodzi, niosąc ciało Cezara.

 

ANTONIUSZ

                          No, to wiatr posiany!
Teraz niech przyjdzie burza. Niech się dzieje!

Mowa Antoniusza w wykonaniu Marlona Brando (1953):

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: William Shakespeare, Antoni Libera, Mowa Antoniusza („Juliusz Cezar” Akt III, koniec sceny 2), „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 97

Przypisy

  1. Udziwnienie, pisał Szkłowski, ma ponownie „kamień uczynić kamiennym” – pozwolić go „na nowo” rozpoznać.
  2. W tym przypadku własna dykcja poetycka nie tylko nie przeszkodziła Sobolczykowi, ale wręcz „pomogła” w znalezieniu dla erotyków żywego i naturalnego idiomu (przypomnę: w swoich poezjach autor Dyskursywizowania Białoszewskiego porusza między innymi tematykę erotyczną).

Powiązane artykuły

16.04.2021

Narodzenie

Rudyard Kipling
(A Nativity)

1914-18

 

W żłobie Dzieciątko leżało,

Wśród swoich bliskich, to fakt;

Złości ni zimna nie znało.

Nie tak było z moim, nie tak!

        (Z moim! Z moim!)

 

„Co z moim dzieckiem, co z synem”

Modli się matka strwożona.

„Bo nawet nie wiem, jak zginął

Ani gdzie ciało złożono.”

 

Gwiazda ciemności rozświeca,

Pasterze bieżą oglądać,

Bóg dał im znak obietnicy.

Ja próżno znaku wyglądam.

        (Na próżno! Na próżno!)

 

Mój syn umierał w ciemności.

Czy teraz dobrze się ma?

Nikt się o niego nie troszczył

I nawet nie wiem, gdzie padł.

 

Krzyż na Golgocie wzniesiono,

Tuż obok klęczy Matka.

 

Widziała, jak syn kona

I była z nim do ostatka.

  (Do ostatka! Do ostatka!)

 

Nikt grobu mu nie zbezcześcił,

Pogrzeb miał jak się należy;

Ale co z moim dzieckiem?

Bo nawet nie wiem, gdzie leży.

 

W dzień Wielkanocy święty

Przybiega Magdalena,

Lecz kamień jest odsunięty,

A w grobie nikogo nie ma.

        (W grobie! W grobie!)

 

„Ach usłysz moje wołanie”

Matka się łzami zalewa.

„Zabrano mi Ciebie Panie,

I nie wiem. gdzie się podziewasz!”

 . . . . .

Gwiazda na niebie już wzeszła;

Czekamy, zawiedzeni,

By Bóg znów znak nam zesłał,

By wrócił pokój na ziemi

          (Znowu! Znowu!)

 

Lecz matka niezłomna szepcze:

„Ja wiem dla Kogo on padł.

Czy wszystko dobrze z mym dzieckiem?”

Tak, z dzieckiem już dobrze. O tak!

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Anna Bańkowska, Narodzenie, Czytelnia, nowynapis.eu, 2021

Przypisy

  1. Udziwnienie, pisał Szkłowski, ma ponownie „kamień uczynić kamiennym” – pozwolić go „na nowo” rozpoznać.
  2. W tym przypadku własna dykcja poetycka nie tylko nie przeszkodziła Sobolczykowi, ale wręcz „pomogła” w znalezieniu dla erotyków żywego i naturalnego idiomu (przypomnę: w swoich poezjach autor Dyskursywizowania Białoszewskiego porusza między innymi tematykę erotyczną).
16.04.2021

Mandalay

Rudyard Kipling
(Mandalay)
 

Gdzie pagoda stara w Moulmain patrzy sennie w morską toń,

Tam birmańskie dziewczę siedzi, o mnie myśli, wsparłszy skroń.

Wiatr rozwiewa palmy liście, dzwon świątynny woła: „Hej,

Wróć, brytyjski żołnierzyku, do nas wróć, do Mandalay!”

  Wróć się, wróć do Mandalay,

  Gdzie flotylla stara, gdzie

           Turkot jej łopatek słychać z Rangunu po Mandalay!

           Tam gdzie szlak do Mandalay,

           Gdzie fruwają ryby, gdzie

           Brzask jak nagły piorun spada na zatoki cichy brzeg!

 

Halkę miała żółciutką, a czepeczek zielony,

Supi-yaw-lat jej imię, tak jak królewskiej żony.

Gdy pierwszy raz ją ujrzałem, cygaro wielkie kurzyła,

Na bożka stopę glinianą całusy słodkie trwoniła.

  Bałwan z gliny – istny cud –

  Zowią go tam Budda, bóg!

          Wiem, gdzie wszystkich bożków miała, gdy się ze mną całowała,

          Tam gdzie szlak do Mandalay

 

Gdy słonko nad polem ryżu jak przez sitko mgła przesiewa,

Ona swoje banjo bierze i „Kulla-lo-lo” mi śpiewa.

Ramię jej przy mym ramieniu, a twarz tuż przy mojej twarzy,

Słonie ciągną pnie po błocie, statki dymią, tylko marzyć!

  Słoń mozolnie wlecze tek

  Przez błotnisty rzeki brzeg,

          A poza tym wielka cisza, słowo powiesz – i masz grzech!

          Tam gdzie szlak do Mandalay

 

Lecz to dawno odpłynęło, roztopiło się w mgle złej,

Nie kursują autobusy na trasie bank – Mandalay;

I pojąłem tu, w Londynie, sens starego wygi słów:

„Gdy usłyszysz raz zew Wschodu, nic już nie chcesz, bywaj zdrów!”

  Nie, niczego nie chcę stąd!

  Daj mi czosnku ostrą woń,

          I to słońce i te palmy, i świątynnych dzwonów ton,

          Tam gdzie szlak do Mandalay

 

Szlag mnie trafia, że zelówki o ten nędzny zdzieram bruk,                      

Że angielska wstrętna mżawka żre mi kości, trawi mózg!

Znam laleczek ze trzydzieści w Chelsea, Strandzie, czort wie gdzie,

Wszystkie bają o miłości, lecz cóż jedna z drugą wie?

  Końska gęba, szorstka dłoń,

  Cóż wie taka – bo i skąd?

          Była słodka, smukła panna i zielony, cudny ląd,

          Tam gdzie szlak do Mandalay

 

W byle łajbę – i za Suez, tam gdzie cnota budzi śmiech,

Gdzie z przykazań nie pytają, gdzie zapijesz każdy grzech!

Gdzie świątynne dzwony słychać, tam me serce, tam mnie goń,

Gdzie pagoda stara w Moulmein patrzy sennie w morską toń.

  Tam gdzie szlak do Mandalay,

  Gdzie flotylla stara, gdzie

          Nasi marli niczym muchy w pochodzie na Mandalay!

  Tam gdzie szlak do Mandalay,

  Gdzie fruwają ryby, gdzie

  Brzask jak nagły piorun spada na zatoki cichy brzeg!

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Anna Bańkowska, Joseph Rudyard Kipling, Mandalay, Czytelnia, nowynapis.eu, 2021

Przypisy

  1. Udziwnienie, pisał Szkłowski, ma ponownie „kamień uczynić kamiennym” – pozwolić go „na nowo” rozpoznać.
  2. W tym przypadku własna dykcja poetycka nie tylko nie przeszkodziła Sobolczykowi, ale wręcz „pomogła” w znalezieniu dla erotyków żywego i naturalnego idiomu (przypomnę: w swoich poezjach autor Dyskursywizowania Białoszewskiego porusza między innymi tematykę erotyczną).

Powiązane artykuły

16.04.2021

Gdy Homer durną lirę...

Rudyard Kipling

(wstęp do The Barrack-Room Ballads in the „Sven Seas”)

Gdy Homer durną lirę młotkiem poczęstował,

Słuchał, jak naród piosnki i śpiewa, i gra.

Pomyślał, że jak czego będzie potrzebował,

To se pójdzie i weźmie - zupełnie jak ja.

 

Czasem różni żeglarze i jarmarczne dziewki,

Pasterze i rolnicy, i handlarze ryb

Słyszeli, jak znów stare wypływają śpiewki,

Ale cicho siedzieli – zupełnie jak ty.

 

Wiedzieli, że je ukradł. On wiedział, że wiedzą,

Lecz nikt nie puścił pary; cicho-sza, cyt cyt.

Mrugali do Homera, gdy przechodził miedzą,

On także do nich mrugał – zupełnie jak my.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Anna Bańkowska, Gdy Homer durną lirę..., Czytelnia, nowynapis.eu, 2021

Przypisy

  1. Udziwnienie, pisał Szkłowski, ma ponownie „kamień uczynić kamiennym” – pozwolić go „na nowo” rozpoznać.
  2. W tym przypadku własna dykcja poetycka nie tylko nie przeszkodziła Sobolczykowi, ale wręcz „pomogła” w znalezieniu dla erotyków żywego i naturalnego idiomu (przypomnę: w swoich poezjach autor Dyskursywizowania Białoszewskiego porusza między innymi tematykę erotyczną).

Powiązane artykuły

16.04.2021

Menelaus i Helena

Rupert Brooke
(Menelaus and Helen)
 

I

Poprzez Troi ruiny Menelaus wzburzony

Już pałacu Priama z mieczem w garści dopada;

Czas pomścić honor króla; na suce zdradzieckiej

Po latach się odegrać. Przez dym, krwawe jatki,

Szczęk broni, w ciszę odległych wtargnął korytarzy,

Gdzie w mroku drzwi tajemnej bieleją komnatki.

I machnął mieczem raźno. I wdarł się za próg

Gniazdeczka rozkosznego niczym gniewny bóg.

 

Tam Helena siedziała – sama, cicha, blada;

Nie pamiętał Menelaj, jak jest urodziwa

I jak łagodnym łukiem jej szyja opada...

I poczuł się zmęczony. I odrzucił miecz.

Stopy pani całował, z pochyloną głową

Witał ją jak cny rycerz swą prawą królową.

II

 

Tyle słowo poety. Jakże ma opisać

Trudy drogi do domu, długich lat pożycia?

Jak prawowite dzieci pani białolica

Rok po roku nosiła, aż się sekutnicą

Stała, uwiędłą z cnoty. Jak Menelaj dzielny

W gadatliwość popadał, o stu Trojach marzył,

Chrapiąc popołudniami. Heleny głos srebrny

Ostrzej brzmiał, bo król głuchnął. I byli już starzy.

 

Często duma Menelaj, po licho na Troję

Szedł, czemu biedny Parys w jego życie wkroczył.

Ona płacze, bezradna, ma czerwone oczy,

A gdy kto mruknie: „Parys”, drżą starcze kolana.

Więc Menelaus zrzędził, płakała Helena,

Parys zaś nad Skamandrem spał spokojnie dalej.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Anna Bańkowska, Menelaus i Helena, Czytelnia, nowynapis.eu, 2021

Przypisy

  1. Udziwnienie, pisał Szkłowski, ma ponownie „kamień uczynić kamiennym” – pozwolić go „na nowo” rozpoznać.
  2. W tym przypadku własna dykcja poetycka nie tylko nie przeszkodziła Sobolczykowi, ale wręcz „pomogła” w znalezieniu dla erotyków żywego i naturalnego idiomu (przypomnę: w swoich poezjach autor Dyskursywizowania Białoszewskiego porusza między innymi tematykę erotyczną).

Powiązane artykuły

16.04.2021

Mówiłem, doskonale cię kocham

Rupert Brooke
(I said I splendidly loved you) 

Mówiłem, doskonale cię kocham; tak nie jest.

Nie dla morza wśród lądów długie, rącze fale.

Na bogów, głupców – ciebie – spada zagrożenie,

Mnie owa gorzka słodycz nie nęci zaś wcale.                                    

Miłość wzbija się z ziemi w ekstazie ku słońcu,

Miłość z nieba do piekła spada jak szatani.

Lecz są jeszcze pośrodku ludzie w mgle błądzący,

Co łakną cieniów, bliskości. Ci nie wiedzą sami,

Czy w ogóle kochają, a jeśli – to kogóż:

Damę ze starej pieśni, błaźnicę w przebraniu,                                   

Fantomy, a może swą własną twarz w mroku,

Dla miłości Miłości? Przez samotność serca?

Rozkosz ni ból nie dla nich. Wątpią, tęsknią srodze

I nie kochają w ogóle. Z tych ja się wywodzę.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Anna Bańkowska, Rupert Brooke, Mówiłem, doskonale cię kocham, Czytelnia, nowynapis.eu, 2021

Przypisy

  1. Udziwnienie, pisał Szkłowski, ma ponownie „kamień uczynić kamiennym” – pozwolić go „na nowo” rozpoznać.
  2. W tym przypadku własna dykcja poetycka nie tylko nie przeszkodziła Sobolczykowi, ale wręcz „pomogła” w znalezieniu dla erotyków żywego i naturalnego idiomu (przypomnę: w swoich poezjach autor Dyskursywizowania Białoszewskiego porusza między innymi tematykę erotyczną).

Powiązane artykuły

16.04.2021

Żołnierz

Rupert Brooke

(The Soldier)

Jeżeli legnę, to pomyślcie sobie,

że skrawek pola na obcej rubieży

jest już na zawsze Anglią. Tam to bowiem                                        

pod żyzną ziemią proch ukryty leży.

 

Proch tego, kogo Anglia kiedyś sformowała,

kto jej ścieżki ukochał i kwiaty na łące,

Z ciała Anglii zrodzony, jej powietrze wdychał,

obmyły go jej wody, pieściło jej słońce.

 

Pomyślcie, że to serce, co zła się wyzbyło,

wciąż bije i bić będzie poprzez całą wieczność.

Że to, co z Anglii wzięło, odda innej glebie

 

te widoki i dźwięki, sny szczęsne i miłe,

śmiech przyjaciół serdecznych i wielką łagodność,

z pokoju serc zrodzoną pod angielskim niebem.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Anna Bańkowska, Żołnierz, Czytelnia, nowynapis.eu, 2021

Przypisy

  1. Udziwnienie, pisał Szkłowski, ma ponownie „kamień uczynić kamiennym” – pozwolić go „na nowo” rozpoznać.
  2. W tym przypadku własna dykcja poetycka nie tylko nie przeszkodziła Sobolczykowi, ale wręcz „pomogła” w znalezieniu dla erotyków żywego i naturalnego idiomu (przypomnę: w swoich poezjach autor Dyskursywizowania Białoszewskiego porusza między innymi tematykę erotyczną).

Powiązane artykuły

16.04.2021

Szarża Lekkiej Brygady

Alfred Tennyson
(The Charge of the Light Brigade)
 

W skok i w cwał, w skok i w cwał,

W skok w kurzu bitewnym

W dolinę Śmierci oddział gna

Sześciuset jezdnych.

„Naprzód, Lekka Brygada!

Na działa!” - rozkaz pada

I na złamanie karku gna

Sześciuset jezdnych.

 

„Naprzód, Lekka Brygada!”

Czy ktoś się skrzywił? Skąd!

A jednak żołnierz wiedział:

Ktoś tu popełnił błąd.

Nie wolno racji dochodzić

Ni stawiać pytań zbędnych;

Tylko słuchać i ginąć

Mogło w dolinie Śmierci

Sześciuset jezdnych.

 

Od prawej kanonada,

Od lewej kanonada,

Z przeciwka kanonada,

Huk, że aż ziemia drży.

Pod gradem kul i łusek

Dzielna Lekka Brygada

 

W dolinę Śmierci gnała

W jezdnych sześciuset.

 

Wtem nagich szabel błysk!

Wtem ostrej stali świst!

Na kanonierów w mig

Szaleńczą szarżą natarli.

Zastygł w podziwie świat,

Gdy w dymie, w ogniu z dział

Puściwszy konie w cwał,

Na linie wroga się wdarli.

Już rozgromieni Moskale,

Trup padał gęsto, więc kłusem 

Ruszyli do odwrotu, lecz nie,

Już nie w sześciuset.

 

Od prawej kanonada,

Od lewej kanonada,

Od tyłu kanonada,

Huk, że aż ziemia drży.

Padali konie, ludzie

Pod gradem kul i łusek,

Ścigał ich ogień z dział,

I ostrzał ciągle trwał,

Kiedy od piekła bram

Poszła ze Śmiercią w tan

Resztka z sześciuset.

 

Czy zgaśnie kiedy ich chwała,

Tych, których szarża zuchwała

Wbiła w zdumienie świat?

Nigdy nie stanie piewców

Szarży Lekkiej Brygady,

Co poszła na armaty

W sześciuset jeźdźców.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Anna Bańkowska, Alfred Tennyson, Szarża Lekkiej Brygady, Czytelnia, nowynapis.eu, 2021

Przypisy

  1. Udziwnienie, pisał Szkłowski, ma ponownie „kamień uczynić kamiennym” – pozwolić go „na nowo” rozpoznać.
  2. W tym przypadku własna dykcja poetycka nie tylko nie przeszkodziła Sobolczykowi, ale wręcz „pomogła” w znalezieniu dla erotyków żywego i naturalnego idiomu (przypomnę: w swoich poezjach autor Dyskursywizowania Białoszewskiego porusza między innymi tematykę erotyczną).

Powiązane artykuły

Loading...