03.08.2023

Nowy Napis Co Tydzień #214 / Nowy Gramofon #55 – Klakierzy dziwolągów, Dziejuch i witalność

W tym odcinku gościmy Kamila Kawalca – poetę i redaktora magazynu „zakład”, który opowiada o swoim debiucie „Wieża Gabba” (Fundacja Duży Format, 2022). Usłyszycie też o kolejnej książce Kamila, dotyczącej Odry i jej opiekuna Wiadrusa, która powstaje w ramach stypendium literackiego miasta Wrocławia. Z autorem rozmawia Patryk Kosenda ze „Stonera Polskiego”. Dobrego słuchania!

Wszystkie odcinki Nowego Gramofonu są dostępne na naszym profilu w Spotify oraz na YouTubie.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Patryk Kosenda, Kamil Kawalec, Nowy Gramofon #55 – Klakierzy dziwolągów, Dziejuch i witalność, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 214

Przypisy

  1. J. Skurtys, PPR (#6). Zaprzyszły, https://www.biuroliterackie.pl/biblioteka/cykle/ppr-6/ [dostęp: 27.03.2023].
  2. Marcin Zegadło na fanpejdżu Księgozbiry odkodował tytuł jednego z wierszy, bliskał, poprzez powiązanie bliskości ze skałą lub ekskrementami. Obie interpretacje wydają mi się dziwne i niezasadne, a tendencja autorki do tworzenia czasowników z rzeczowników czy przymiotników (patrz – choćby tytuł) zdaje się wyraźnie sugerować, że chodzi po prostu o bliskość w czasie przeszłym. W tej sytuacji pozostaje jednak pytanie, czy w takim razie neologizm rzeczywiście był tu potrzebny i na ile jest trafiony.
  3. M. Mytnik, hoodshit (griptape), Stronie Śląskie 2021, s. 17.
  4. M. Mytnik, P. Harlender, Jak widzę w wierszu miłość to cośtam cośtam, https://www.biuroliterackie.pl/biblioteka/wywiady/widze-wierszu-milosc-cos-cos/ [dostęp:2.08.2022]
  5. D. Kujawa, Półkula sativa, półkula indica. „hoodshit (griptape)” Michała Mytnika, https:// www.biuroliterackie.pl/biblioteka/recenzje/polkula-sativa-polkula-indica-hoodshit-griptape-michala-mytnika/ [dostęp: 2.08.2022].
  6. J. Skurtys, Ostatni ziom po lewej. „hoodshit (griptape)” Michała Mytnika, https://stonerpolski.pl/ ostatni-ziom-po-lewej-hoodshit-griptape-michala-mytnika/ [dostęp: 2.08.2022].
  7. Tamże.
  8. Tamże.
  9. D. Kujawa, dz. cyt.
  10. M. Mytnik, Za 1,5h pod Jubilatem, [w:] tegoż, dz. cyt. s. 16.
  11. Tegoż, L’OG Kush, [w:] tamże, s. 9.
  12. Tegoż, Tablica, [w:] tamże, s. 35.

Powiązane artykuły

29.06.2023

Nowy Napis Co Tydzień #209 / Wiersze bezpestkowe. „wiśni mi się” Luli Sarni

Dryl(owanie)

Debiut Luli Sarni czytam na chwilę przed rozkwitem wiśni. Na różowo-białe pąki i oszałamiające zapachy muszę jeszcze chwilę poczekać, ale wiśni mi się świetnie zapowiada to coroczne święto natury. Myliłby się jednak ten, kto po drzewno-owocowym tytule tomu spodziewałby się ekopoetyki, skupienia na przyrodzie czy charakterystycznych dla niej procesach. Poetka sięga po motywy i obrazy związane z drzewem – tym konkretnie – jest więc łutówka, czerecha, są liście i pestki, jest piękna (!) oprawa graficzna, grająca kontrastem czerni i czerwieni, ale wiśnia pozostaje dla tej poezji mimo wszystko rekwizytem. Użytecznym, całkiem pojemnym, ale wciąż jedynie rekwizytem. Z tekstu Jakuba SkurtysaJ. Skurtys, PPR (#6). Zaprzyszły, https://www.biuroliterackie.pl/biblioteka/cykle/ppr-6/ [dostęp: 27.03.2023].[1], który miał wgląd w projekt Sarni jeszcze przed jego finalną publikacją, możemy wywnioskować, że ten „wiśniowy” wątek stał się wiodący w toku pracy nad książką i jej późniejszej redakcji; nie należy go zatem przeceniać. Z drugiej strony Z całego potencjału drzew, krzewów i innych roślin zielonych wybór wiśni wydaje się jednak nieprzypadkowy i bardzo zasadny. Mięsistość owocu, kwaśny posmak, czynność drylowania – to wszystko mniej lub bardziej bezpośrednio daje się odnieść do wierszy pomieszczonych w tomie.

Drylowanie, z dużą dozą ostrożności, można przełożyć również na stronę formalną tekstów i warsztat autorki: bardzo oszczędne wiersze, zwięzłe, „wypestkowane”. Jak pisze w blurbie Monika Glosowitz: „Lula Sarnia organizuje dla nas uroczyste drylowanie. Świata poprzez język, języka poprzez świat […].” Sarnia narzuciła sobie rygorystyczny dryl, ograniczając do niezbędnego minimum nakreślenie tła i sytuacji. W tej kolorowance to my, odbiorcy, musimy wypełnić białe pola. Czerwone kredki w dłonie.

Drobiazgi

wiśni mi się to dla czytelnika właściwie rodzaj kondensatu. Autorka wyczyściła teksty z wielu ozdobników, nadała wyjątkowo krótkie komunikaty. Jak wskazują tytuły wierszy, to raczej zarys, zakamarek […], przystań na chwilę. Duża odpowiedzialność spoczywa na odbiorcy, który musi wykazać się uważnością, czujnością, umiejętnością dostrzegania szczegółów.

Tą drobiazgowością Sarnia potrafi bardzo dobrze zagrać. Wykorzystuje detal zarówno dla celów użytkowych (możliwość obudowania wybranego fragmentu przez czytelnika w toku lektury), jak i estetycznych, dostrzegając tak jego walory artystyczne, jak i potencjał twórczy. Wspomniany wyżej wiersz zarys to następujący dwuwers:

)
mówią, że to uśmiech albo rzęsa, co spadła na policzek

Znak interpunkcyjny, podobnie jak to się dzieje w przypadku użycia emotikonu, zyskuje tu własny, odrębny sens; ma wartość dodaną. To przykład dla tomu niereprezentatywny – to znaczy warstwa graficzna tomu czy wykorzystanie znaku nie jest czymś w tym tomie częstym – lecz świetnie oddaje skupienie autorki na szczególe. Szczegół koncentruje na sobie uwagę nie tylko poetki, ale też czytelnika.

Opozycje i kontry

Wiersze Sarni opierają się na przeciwieństwach, zresztą bardzo różnie pojmowanych. Po pierwsze w tej kategorii należałoby uwzględnić relacje społeczno-polityczne, w tym międzynarodowe. W przestrzeni globalnej – czy mowa o państwach, czy o planetach – dwie strony oznaczają zwykle spór, agresję, dominację czy nacisk jednej strony na drugą. Raczej nie ma tu mowy o pozytywach wynikających z odmienności. Podwójność w tym przypadku jest właściwie tożsama z niezgodą i konfliktem.

Drugą przestrzenią przeciwieństw, bardzo ważną dla tych wierszy, są już bardziej prywatne relacje damsko-męskie. W związku kobiety i mężczyzny można dostrzec wyraźne dążenie do znalezienia jakiejś przestrzeni wspólnej pomimo różnic. To, co stanowi o odrębności postaw i działań, równocześnie zmierza do zbudowania wspólnoty: „biorę więc twoje, żeby stało się nasze”. W tym, co pomiędzy, obie strony zawsze i mimo wszystko starają się szukać punktów stycznych. Podwójność jest tu zatem zdecydowanie bardziej pozytywnym zjawiskiem, w jakiś sposób rozwijającym.

Najciekawsze jednak jest użycie przeciwieństw we wszystkim, co nie mieści się w żadnej z powyższych kategorii. Moglibyśmy tu uwzględnić obrazowanie oparte na kontraście („odprowadza mnie do domu czarny kot […] / przejeżdża biały volkswagen”), „ćwiczenia z negacji” (za Skurtysem; „że może coś, i że jednak coś nie”) czy wyrażenia bliskie oksymoronom („parasolka bez możliwości złożenia”). Przeciwieństwa to również popadanie ze skrajności w skrajność, szamotanie się w sytuacjach testujących nasze granice i możliwości:

wczoraj jeszcze umiałam zrobić twój portret z pamięci

dziś tylko kojarzę zapach palonego drewna.

To nieustanne zderzanie dwóch porządków, motanie czy miotanie się świetnie podsumowuje i puentuje ostatni wiersz tomu bardzo jasny punkt:

[…]
przyczyna nas nie obchodzi, dotykamy światów równoległych
wszędzie jest tak samo, wokół rozdmuchany księżycowy pył
przez kolejne kilka minut podchodzą bliżej drzewa, krzyżują się drogi

wybierzmy jedną niemożliwą

Nieprzystawalność i wzajemne wykluczanie się konkretnych postaw czy cech właściwie nie jest żadnym sygnałem kolizji, ponieważ mówimy o równoległości światów. Mówiąc inaczej: nie wykluczają się one właśnie dlatego, że pozostają od siebie niezależne; nie wchodząc sobie w paradę, stwarzają możliwość niemożliwego. Co ciekawe, ostatecznie dochodzi do skrzyżowania, co wydaje się nie do osiągnięcia, ale chyba właśnie taką niemożliwą wybrała sobie autorka. Stoi na rozdrożu i idzie równocześnie dwiema zupełnie różnymi ścieżkami. W taką dziwną podróż zabiera też czytelnika.

Niewiadoma

Nie do końca wiem, co z Lulą Sarnią zrobić. wiśni mi się to ciekawy debiut i rzeczywiście, jak Lucyna Skompska przestrzega w blurbie, była to lektura, z którą ani na chwilę nie poczułam się pewnie. Wiersze Sarni są wycyzelowane do ostatniej kropki, ale czasem pozostawione przez autorkę zarysy to dla mnie za mało. To bardzo skondensowany debiut, mieszczą się w nim zaledwie dwadzieścia cztery wiersze, co samo w sobie zupełnie nie jest wadą, ale pozostawia jednak ze znacznym niedosytem. Niedosyt jest oczywiście lepszy niż przesyt; w tym przypadku problematyczne jest jednak to, że debiut Sarni niewiele mi mówi o niej jako poetce. Tytułowa wiśnia nie jest spoiwem dość mocnym, by czyniła z tych wierszy opowieść. Różnice między poszczególnymi wierszami również są dosyć znaczące; mam tu na myśli zarówno tematykę, jak i aspekty formalne. Pamiętać jednak należy, że kategorię sprzeczności czy przeciwieństw poetka bardzo ściśle wplata do swojej książki, umieszczając ją właściwie w centrum zainteresowania podmiotu. Niedające się pogodzić kontrasty i opozycje pchają tę historię równolegle w kilku kierunkach, może to być zatem również wskazówka dla czytelnika, by to, co krańcowe i wykluczające się, godzić w procesie lektury, potraktować to jak wyzwanie.

Sarnia na potrzeby poszczególnych tekstów tworzy niekiedy własne słowaMarcin Zegadło na fanpejdżu Księgozbiry odkodował tytuł jednego z wierszy, bliskał, poprzez powiązanie bliskości ze skałą lub ekskrementami. Obie interpretacje wydają mi się dziwne i niezasadne, a tendencja autorki do tworzenia czasowników z rzeczowników czy przymiotników (patrz – choćby tytuł) zdaje się wyraźnie sugerować, że chodzi po prostu o bliskość w czasie przeszłym. W tej sytuacji pozostaje jednak pytanie, czy w takim razie neologizm rzeczywiście był tu potrzebny i na ile jest trafiony.[2]. Zresztą – sam tytuł wskazuje, że poszukiwania nowych wyrazów, form czy znaczeń są dla poetki zajmujące i ważne. Mam wątpliwości co do potrzeby użycia niektórych neologizmów, co nie zmienia faktu, że jest to odważny krok debiutantki, wskazujący, że autorka nie boi się podejmować ryzyka i twórczo eksploruje materię wiersza. Z kolei minimalizm utworów świadczy o świetnym warsztacie laureatki konkursu Bierezina, co zawsze jest obiecującym zwiastunem. Ciekawość co do dalszego rozwoju tego warsztatu na pewno skłoni mnie do lektury kolejnej książki, ale zanim pojawi się kolejna – czytajcie tę.

L. Sarnia, wiśni mi się, Dom Literatury w Łodzi, Łódź 2022.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Anna Mochalska, Wiersze bezpestkowe. „wiśni mi się” Luli Sarni, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 209

Przypisy

  1. J. Skurtys, PPR (#6). Zaprzyszły, https://www.biuroliterackie.pl/biblioteka/cykle/ppr-6/ [dostęp: 27.03.2023].
  2. Marcin Zegadło na fanpejdżu Księgozbiry odkodował tytuł jednego z wierszy, bliskał, poprzez powiązanie bliskości ze skałą lub ekskrementami. Obie interpretacje wydają mi się dziwne i niezasadne, a tendencja autorki do tworzenia czasowników z rzeczowników czy przymiotników (patrz – choćby tytuł) zdaje się wyraźnie sugerować, że chodzi po prostu o bliskość w czasie przeszłym. W tej sytuacji pozostaje jednak pytanie, czy w takim razie neologizm rzeczywiście był tu potrzebny i na ile jest trafiony.
  3. M. Mytnik, hoodshit (griptape), Stronie Śląskie 2021, s. 17.
  4. M. Mytnik, P. Harlender, Jak widzę w wierszu miłość to cośtam cośtam, https://www.biuroliterackie.pl/biblioteka/wywiady/widze-wierszu-milosc-cos-cos/ [dostęp:2.08.2022]
  5. D. Kujawa, Półkula sativa, półkula indica. „hoodshit (griptape)” Michała Mytnika, https:// www.biuroliterackie.pl/biblioteka/recenzje/polkula-sativa-polkula-indica-hoodshit-griptape-michala-mytnika/ [dostęp: 2.08.2022].
  6. J. Skurtys, Ostatni ziom po lewej. „hoodshit (griptape)” Michała Mytnika, https://stonerpolski.pl/ ostatni-ziom-po-lewej-hoodshit-griptape-michala-mytnika/ [dostęp: 2.08.2022].
  7. Tamże.
  8. Tamże.
  9. D. Kujawa, dz. cyt.
  10. M. Mytnik, Za 1,5h pod Jubilatem, [w:] tegoż, dz. cyt. s. 16.
  11. Tegoż, L’OG Kush, [w:] tamże, s. 9.
  12. Tegoż, Tablica, [w:] tamże, s. 35.

Powiązane artykuły

15.06.2023

Nowy Napis Co Tydzień #207 / PODAJ FRAZĘ 2023

Instytut Literatury ogłasza drugą edycję konkursu poetyckiego – „PODAJ FRAZĘ” – skierowanego do twórców między 16. a 35. rokiem życia. Każdy młody autor, który wyśle zestaw trzech wierszy, ma szansę zdobyć atrakcyjną nagrodę finansową. Pula nagród konkursu wynosi 10 000 PLN. Na zgłoszenia czekamy do 15 lipca 2023 roku.

Do udziału w konkursie zaproszeni są wszyscy autorzy, którzy do 15 lipca 2023 roku ukończyli 16 lat i nie ukończyli 36. roku życia i którzy w nieprzekraczalnym terminie 15 lipca 2023 roku nadeślą na adres konkurs@instytutliteratury.eu poprawne zgłoszenie konkursowe, które powinno zawierać:

  • załączniku – zgłaszany zestaw trzech wierszy w formie pliku .rtf, .odt, .doc lub .docx; w nazwie pliku należy zamieścić tytuł zgłaszanego zestawu oraz imię i nazwisko wg schematu „nazwisko imię, tytuł”;

  • treści maila – dane osobowe (adres e­mail, numer telefonu, datę urodzenia)

  • oraz zgodę na przetwarzanie danych osobowych o następującej treści: „Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez Instytut Literatury w celu udziału w konkursie poetyckim PODAJ FRAZĘ 2023, w tym na ewentualną publikację mojego nazwiska jako laureata ww. konkursu. Akceptuję Regulamin konkursu”;

  • temacie maila należy zawrzeć swoje imię i nazwisko oraz nazwę „PODAJ FRAZĘ 2023”, wg schematu: „PODAJ FRAZĘ 2023 – Imię Nazwisko”.

Szczegóły dostępne są w regulaminie konkursu.

Zwycięskie prace wybierze jury, którego skład zostanie ogłoszony najwcześniej po zakończeniu przyjmowania zgłoszeń. Wyniki konkursu zostaną ogłoszone we wrześniu 2023 roku.

 

Regulamin

Załącznik

 

Konkurs dofinansowano ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach zadania „Program wsparcia współczesnej literatury niekomercyjnej przez Instytut Literatury

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Redakcja NNCT, PODAJ FRAZĘ 2023, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 207

Przypisy

  1. J. Skurtys, PPR (#6). Zaprzyszły, https://www.biuroliterackie.pl/biblioteka/cykle/ppr-6/ [dostęp: 27.03.2023].
  2. Marcin Zegadło na fanpejdżu Księgozbiry odkodował tytuł jednego z wierszy, bliskał, poprzez powiązanie bliskości ze skałą lub ekskrementami. Obie interpretacje wydają mi się dziwne i niezasadne, a tendencja autorki do tworzenia czasowników z rzeczowników czy przymiotników (patrz – choćby tytuł) zdaje się wyraźnie sugerować, że chodzi po prostu o bliskość w czasie przeszłym. W tej sytuacji pozostaje jednak pytanie, czy w takim razie neologizm rzeczywiście był tu potrzebny i na ile jest trafiony.
  3. M. Mytnik, hoodshit (griptape), Stronie Śląskie 2021, s. 17.
  4. M. Mytnik, P. Harlender, Jak widzę w wierszu miłość to cośtam cośtam, https://www.biuroliterackie.pl/biblioteka/wywiady/widze-wierszu-milosc-cos-cos/ [dostęp:2.08.2022]
  5. D. Kujawa, Półkula sativa, półkula indica. „hoodshit (griptape)” Michała Mytnika, https:// www.biuroliterackie.pl/biblioteka/recenzje/polkula-sativa-polkula-indica-hoodshit-griptape-michala-mytnika/ [dostęp: 2.08.2022].
  6. J. Skurtys, Ostatni ziom po lewej. „hoodshit (griptape)” Michała Mytnika, https://stonerpolski.pl/ ostatni-ziom-po-lewej-hoodshit-griptape-michala-mytnika/ [dostęp: 2.08.2022].
  7. Tamże.
  8. Tamże.
  9. D. Kujawa, dz. cyt.
  10. M. Mytnik, Za 1,5h pod Jubilatem, [w:] tegoż, dz. cyt. s. 16.
  11. Tegoż, L’OG Kush, [w:] tamże, s. 9.
  12. Tegoż, Tablica, [w:] tamże, s. 35.

Powiązane artykuły

11.05.2023

Nowy Napis Co Tydzień #202 / Poczta poetycka (7)

Grzegorz S.

W nadesłanych wierszach zatrzymała mnie poruszająca tęsknota za czasem wspólnego prapoczątku człowieka i natury, a także jakiś rodzaj dręczącego wyrzutu sumienia i przejmującego żalu, biorących się zapewne stąd, że człowiek wypowiedział przymierze z porządkiem świata i wyrzekł się swojej pierwotnej harmonii z przyrodą, wskutek czego ludzie są nazywani dobitnie: „głupcami natury”. Przyszło im mówić: „Nawet przez chwilę nie pomyślimy. / Jak dobrze być drzewem”. Przyszło im, zapewne z pokorą i kajaniem się, oglądać to drzewo, które

Sięga dalej aniżeli ludzki wzrok
przeszywa ziemię, zapuszcza się
w jej dary – oddycha i stwarza.

Niemniej przedstawienie świata przyrody w nadesłanym Tryptyku leśnym może czasem wydawać się odrobinę wyidealizowane, a przedstawienie człowieka odrobinę krzywdzące. Dość uproszczone. W wierszach Grzegorza S. natura ma wprawdzie swoje wyraźne symbole, lecz można sądzić, że autor nie pofatygował się zbyt daleko, by je przywołać: raz jest to wspomniane drzewo, innym razem liść („Bądź pozdrowiony, bracie mój – liściu, / jedyny powierniku sekretów starego drzewa”). Ale może nie musiał zanadto się fatygować, może tak musiało być. Miało więc to drzewo „potężne konary”, było „Ostatnim strażnikiem pamięci” (ponieważ „O dawnym lesie zostały już / tylko mgliste wspomnienia”), który właśnie „dogorywał swojego żywota”, a człowiek, ów nieświadomy własnej małości i zaślepiony własną pychą człowiek

Stał
z boku i grzał się…
w skowyczącym ogniu
palonych gałęzi.

„I drzewo było szczęśliwe…” – zapisał w zakończeniu autor i zawieszając głos, zapytał: „a człowiek?”.

Mogę się domyślać, i to z dużym prawdopodobieństwem, że człowiek raczej szczęśliwy nie był. Mogę się także domyślać i przypuszczać, że rozległy i zdawałoby się nieskończony temat natury, tej dobrej i majestatycznej, i człowieka, tego złego i marnego, Grzegorz S. wyczerpał w zaledwie trzech wierszach. Wyczerpał i zostawił mnie z trzema pytaniami. Czy nie za szybko? Czy nie nazbyt prosto? A przede wszystkim – co dalej?

 

Oliwia S.

Rzadko mam uczucie, może nawet niezmiernie rzadko mam uczucie, że czytam poezję z wielką satysfakcją i wielką lekturową frajdą. Wiersze Oliwii S. wprowadziły mnie w ten stan uniesienia i równocześnie czytelniczego spełnienia. Może nie wprowadziły do końca, ale to zapewne skłonność do wybrzydzania przeze mnie przemawia, więc wolałbym nie skupiać się na własnych wadach. Zamiast tego wolę przywołać i przypomnieć sobie urokliwy wiersz pt. posłowie, w którym gil zwyczajny „latał byle jak od drzewa do drzewa i w dupie miał ciepłe kraje”, a chłopcy „są niżsi od panów nawet jeśli staną na palcach, / nastawiają przecinków z kurew, wypiją litr mleka każdego ranka”. Tu nie ma moralizowania, nie ma patosu ani odwoływania się do powinności (poety, człowieka, matki, żony, obywatela, kota, psa, kanarka), jest za to jakiś filuterny i bezceremonialny rodzaj łobuzerstwa w postrzeganiu gości, często zupełnie zwyczajnych, których wysyła tu świat, i słów, które tutaj ze sobą przynoszą. 

Również drugi wiersz pt. marnosprawny – wspomnę, że nadesłany zestaw zawiera wyłącznie dwa wiersze – zaprasza do lektury nienachalnie, wydaje mi się, że nawet z pewną nonszalancją. Jakby obojętnie, ale za to wdzięcznie przekazywał komunikat: jeśli mnie nie przeczytasz, czytelniku, świat się nie skończy, a ciebie samego nic szczególnego nie ominie. Najwyżej nie dowiesz się, co właściwie „napisał ojciec” ani dlaczego córcia, która „nie miała nawet nastu” „darła ryja”. Może czasem tak właśnie trzeba: nie latać zbyt wysoko, nie posługiwać się szczudłami, aby wydawać się (przeważnie samemu sobie) osobnikiem trochę wyższym, ale pisać o tym, co dzieje się tu i teraz. Oliwia S. właśnie tak pisze. Świetnie jej to wychodzi.

 

Mirosław W.

Kilka razy zabrałem wiersze Mirosława W. w lekturową podróż, wróciłem z niej i zapisuję, co spostrzegłem – wiele opisywania świata, niewiele opisów bohatera tej liryki: nie ma tu jego konwulsyjnych spazmów, nie ma jego widocznych blizn, właściwie nie ma żadnych, ani nie ma – zwłaszcza tego trochę szkoda – jego bliskiej obecności. Zręcznie prowadził mnie poeta przez świat abstrakcji (pisał: „Naprawdę tylko wtedy, / w chwili spontanicznej, / zatrzymanej w kadrze / przemijającego czasu, najlepiej / urzeczywistniają się zamysły”), ujmująco wiódł przez śmiertelnie poważny świat ludzkiej końcowej stacji („Na peronie życia / Los też jakoś / nie zamierza udzielić / jakichkolwiek wskazówek, wyjaśnień”), zapraszał mnie w tej mojej lekturowej podróży do zastanowienia się nad powinnościami i zawiłościami (a może prostotą i nieuchronnością?) losu dzielonego z innymi ludźmi:

Przecież wielu z nas
nie oczekuje wielkich bogactw,
by uznać, że wybudowali
tu własny fragment raju.

Tak, może tak właśnie jest, może to prawda, przytakiwałem, niemniej osaczony wszechobecnością i oczywistością tej prawdy równocześnie oczekiwałem jakieś niespodzianki, jakiegoś szarpnięcia, które wytrąci mnie z rytmu lekturowej przewidywalności. Działo się tak, ponieważ ta moja podróż przez wiersze Mirosława W. była przewidywalna i bezpieczna, myślę: zanadto bezpieczna i zbyt przewidywalna. Może dlatego zamiast „wielu z nas”, wolałbym jednego człowieka i opis tego, co ów człowiek myśli, co czuje, co robi. Woleć to ja sobie mogę, wiem, ale ponieważ autor zapisał:

Przecież marzenia nie istnieją
wyłącznie w tym celu,
aby opowiadać o nich
legendy, przypisując miano niemożliwych

– więc mogę także marzyć. Właśnie tak przyziemnie marzyć. Dlatego marzę o tym, aby zamiast definiować i komplikować „piękno spraw prozaicznych” („choć obecne to / jednak wielokroć pomijane / W większości przypadków / ściśle zależne od / kontekstu, czasu również”), aby zamiast pisać o sile „ której, zasadniczo, / pojąć nie można” Mirosław W. w swoich wierszach napisał więcej o sobie, napisał coś więcej o tym, co mu doskwiera, co go uszczęśliwia, co go cieszy albo drażni. Tak zazwyczaj, tak na co dzień. Może te moje marzenia kiedyś się spełnią?

 

Jarek Z.

Mnóstwo, mnóstwo słów, całe morze słów. Sprawnie i przystępnie połączonych ze sobą przez rytm i rym, ale niewiele ze sobą niosących i niewiele po sobie zostawiających. Tak więc mało co zostawiają w mojej pamięci i w myślach te obficie mnożące się karuzele lirycznych nakazów (a przynajmniej zaleceń: „Skoro chcesz, żeby cię ludzie czytali, / musisz ich myślom nadać połysk słów”), te mitologiczne „inwokacje do boskiej Pallady”, te koturnowe odwołania – czy archaiczne? Tak. Czy ironiczne? Nie jestem pewien – do „świątyni Minerwy”. Mało co, prawie nic nie zostaje mi w pamięci po tematycznie znacznie współcześniejszej, ale formalnie równie patetycznej Odzie do lodówki, gdzie autor nazywa tytułową lodówkę „Królową Śniegu”, a dalej pisze:

Boski Spichlerzu, Anielski Sezamie,
Nieopisana Skarbnico Rozkoszy!
Na widok pełnych regałów i koszy
Któż długiej diety dla Ciebie nie złamie?

Myślę sobie, że ekstatyczne laudacje tego rodzaju można by wygłaszać przy wznoszeniu toastu na przyjęciu okolicznościowym albo że można by je ułożyć w myślach i tam pozostawić, albo wyrecytować komuś w mniej oficjalnej sytuacji, zamiast od razu przelewać na papier. Że Jarek Z. pisze sprawnie, nie mam wątpliwości, ale jeśli sprawność pisania to pierwsze określenie, jakie przychodzi na myśl po lekturze wiersza, wówczas czuję pewne zakłopotanie. A także pewne znużenie: może wywołuje je nadmiar tego dość staroświeckiego lirycznego sztafażu, może pewien niedostatek wynikający stąd, że wprawdzie dowiaduję się wiele o tym, co – mówiąc najprościej – autor widzi w otaczającym go świecie, lecz nie wiem prawie nic o tym, co sam czuje. Nie wiem, co go trapi, co go boli, nie wiem także, co sprawia, że jest szczęśliwy. Może chciałbym się dowiedzieć. Może właśnie tutaj warto pomyśleć nad czasem i miejscem, w którym kończą się możliwości tak restrykcyjnie rymowanego wiersza? Może warto porzucić ów sztywny kostium?

PS a może warto spróbować w większym stopniu zawierzyć ironii, a w mniejszym patosowi? Tak jak w wierszu Pies i kot:

Błąka się koteł nocami po mieście,
Zagląda czasem na ciemne podwórka.
Jaki artefakt ma znaleźć w tym queście?
Na tle półmroku wygląda jak chmurka.

Pieseł tak samo z językiem na wierzchu,
Człapie ulicą dokoła kwartału.
Czego tak szuka na dzielni po zmierzchu?
Nie śpieszy mu się, kuśtyka pomału.

 

Zofia Zuzanna Z.

Nadesłane wiersze wywołały we mnie pewien optyczny wstrząs, ponieważ są wyrównane do prawej strony: wobec moich rozmaitych doświadczeń lekturowych jakoś to przeżyłem, niemniej nie mogę powstrzymać się przed zapytaniem: czy tak być musi? Adresaci zapytania: trochę ja, a trochę autorka.

W samych wierszach – zatrzęsienie ogólników, zatrzęsienie hałaśliwych, czasem wręcz histerycznie brzmiących wersów i strof, za to człowieka dojmująco za mało. Przepadł, zdaje się, ów człowiek w napuszonych zawołaniach w rodzaju „Przypal dłoń na płomieniu twojego grzechu” albo „Zagub się – zostań cieczą”. Zatracił się w abstrakcyjnych deklaracjach poetki wołającej:

Jestem teraz – nie znikam
W rytmie poezji w imię twoje
Arcyartysto
Trzymaj mnie mocno.

Zaginął w autoerotycznych wykrzyknieniach „Przestańcie mnie szantażować /realnością mojej choroby”.

Czy naprawdę trzeba aż tak hałaśliwie i aż tak abstrakcyjnie? Mam wątpliwości. W pewnej mierze tak można. Częściowo można. Jak tu, gdzie w wersie równie podniosłym, ale nie tak spazmatycznym Zofia Zuzanna Z. zapisuje: „Słowa to kara za twoje samobiczowanie”. Albo tu – to według mnie najlepszy fragment w całym nadesłanym zestawie – gdzie autorka wprawdzie udziela pewnej dyrektywy, ale ze znacznie mniejszą domieszką podniosłości:

Szukaj dalej prostego życia
W zbyt dużej ilości obrzydliwych słów
Zakopanych wewnątrz ciał ważnych ludzi.

 

Więc można. Można także poczytać wiersze współczesnych poetek i poetów. Tutaj: http://malyformat.com/, https://stonerpolski.pl/, https://kontent.net.pl/https://trytytkapismo.pl/.

 

Roman Honet

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Roman Honet, Poczta poetycka (7), „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 202

Przypisy

  1. J. Skurtys, PPR (#6). Zaprzyszły, https://www.biuroliterackie.pl/biblioteka/cykle/ppr-6/ [dostęp: 27.03.2023].
  2. Marcin Zegadło na fanpejdżu Księgozbiry odkodował tytuł jednego z wierszy, bliskał, poprzez powiązanie bliskości ze skałą lub ekskrementami. Obie interpretacje wydają mi się dziwne i niezasadne, a tendencja autorki do tworzenia czasowników z rzeczowników czy przymiotników (patrz – choćby tytuł) zdaje się wyraźnie sugerować, że chodzi po prostu o bliskość w czasie przeszłym. W tej sytuacji pozostaje jednak pytanie, czy w takim razie neologizm rzeczywiście był tu potrzebny i na ile jest trafiony.
  3. M. Mytnik, hoodshit (griptape), Stronie Śląskie 2021, s. 17.
  4. M. Mytnik, P. Harlender, Jak widzę w wierszu miłość to cośtam cośtam, https://www.biuroliterackie.pl/biblioteka/wywiady/widze-wierszu-milosc-cos-cos/ [dostęp:2.08.2022]
  5. D. Kujawa, Półkula sativa, półkula indica. „hoodshit (griptape)” Michała Mytnika, https:// www.biuroliterackie.pl/biblioteka/recenzje/polkula-sativa-polkula-indica-hoodshit-griptape-michala-mytnika/ [dostęp: 2.08.2022].
  6. J. Skurtys, Ostatni ziom po lewej. „hoodshit (griptape)” Michała Mytnika, https://stonerpolski.pl/ ostatni-ziom-po-lewej-hoodshit-griptape-michala-mytnika/ [dostęp: 2.08.2022].
  7. Tamże.
  8. Tamże.
  9. D. Kujawa, dz. cyt.
  10. M. Mytnik, Za 1,5h pod Jubilatem, [w:] tegoż, dz. cyt. s. 16.
  11. Tegoż, L’OG Kush, [w:] tamże, s. 9.
  12. Tegoż, Tablica, [w:] tamże, s. 35.

Powiązane artykuły

06.04.2023

Nowy Napis Co Tydzień #197 / Nowy Gramofon #38 – „cięty język światła”

W najnowszym odcinku z Marleną Niemiec o jej debiucie poetyckim cierpkie (⁠⁠Biuro Literackie⁠⁠, 2022) rozmawia krytyczka, badaczka literatury, redaktorka czasopisma ⁠KONTENT⁠ Zuzanna Sala.

Wszystkie odcinki Nowego Gramofonu są dostępne na naszym profilu w Spotify!

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Marlena Niemiec, Zuzanna Sala, Nowy Gramofon #38 – „cięty język światła”, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 197

Przypisy

  1. J. Skurtys, PPR (#6). Zaprzyszły, https://www.biuroliterackie.pl/biblioteka/cykle/ppr-6/ [dostęp: 27.03.2023].
  2. Marcin Zegadło na fanpejdżu Księgozbiry odkodował tytuł jednego z wierszy, bliskał, poprzez powiązanie bliskości ze skałą lub ekskrementami. Obie interpretacje wydają mi się dziwne i niezasadne, a tendencja autorki do tworzenia czasowników z rzeczowników czy przymiotników (patrz – choćby tytuł) zdaje się wyraźnie sugerować, że chodzi po prostu o bliskość w czasie przeszłym. W tej sytuacji pozostaje jednak pytanie, czy w takim razie neologizm rzeczywiście był tu potrzebny i na ile jest trafiony.
  3. M. Mytnik, hoodshit (griptape), Stronie Śląskie 2021, s. 17.
  4. M. Mytnik, P. Harlender, Jak widzę w wierszu miłość to cośtam cośtam, https://www.biuroliterackie.pl/biblioteka/wywiady/widze-wierszu-milosc-cos-cos/ [dostęp:2.08.2022]
  5. D. Kujawa, Półkula sativa, półkula indica. „hoodshit (griptape)” Michała Mytnika, https:// www.biuroliterackie.pl/biblioteka/recenzje/polkula-sativa-polkula-indica-hoodshit-griptape-michala-mytnika/ [dostęp: 2.08.2022].
  6. J. Skurtys, Ostatni ziom po lewej. „hoodshit (griptape)” Michała Mytnika, https://stonerpolski.pl/ ostatni-ziom-po-lewej-hoodshit-griptape-michala-mytnika/ [dostęp: 2.08.2022].
  7. Tamże.
  8. Tamże.
  9. D. Kujawa, dz. cyt.
  10. M. Mytnik, Za 1,5h pod Jubilatem, [w:] tegoż, dz. cyt. s. 16.
  11. Tegoż, L’OG Kush, [w:] tamże, s. 9.
  12. Tegoż, Tablica, [w:] tamże, s. 35.

Powiązane artykuły

09.03.2023

Nowy Napis Co Tydzień #193 / O „Sajlent disko” Sławomira Domańskiego słów kilka

Sajlent disko Sławomira Domańskiego (rocznik 1971) to jego debiut. Należałoby dodać: długo wyczekiwany. Autor nie spieszył się z wydaniem swojego tomiku i być może dlatego jest to zbiór dojrzały i przemyślany. Ukazał się w XXV tomie serii „Faktoria Poezji” w Brzegu – i dobrze, że właśnie tam, czyli w oficynie niszowej, wartościowej i niepretensjonalnej.

Poeta stawia w centrum swojej twórczości współczesnego człowieka, zrywa z niego kolejne zasłony, a pośrednio obnaża także samego siebie.

Czuję, że jestem czytelnikiem pochodzącym z tej samej krainy duchowej, co autor tomiku. Krainy, która poniekąd – jeśli wolno tak rzec – konfrontuje prywatną (wręcz intymną) sferę odczuć z całą resztą tego, co wokół. Odkrywa i odsłania miejsca, z których może patrzeć wyłącznie on – doświadczający i piszący. To wiersze o rocznikach, którym przyszło egzystować między epoką Gierka a epoką mediów społecznościowych: to ich codzienność. Jednak nawet określenie „codzienność” nierzadko zawiera w tych utworach pierwiastek technologiczny.

Domański dokonał, by tak rzec, udanej syntezy wypracowanych w poezji współczesnej form, formuł i treści. Treści, w których pospolite frustracje przyprawione obyczajową narracją tworzą osobliwą (bo autorską) panoramę przestrzeni i czasu, a wszystko to przy zastosowaniu niewielu środków.

Trudno ogarnąć wszystkie wątki poruszane w mnogości tematów. Autor decyduje się na fragmentaryczność i różnorodność, niemniej w końcowym efekcie pojawia się też spójność – koherencja zarówno formy, jak i treści.

W tych wierszach obecna jest również progresywność, daleka niemniej od programowości i metodycznego eksperymentowania. Piszę „metodycznego”, bo pojawia się tu pewna pokusa eksperymentu. Ostatecznie jednak autor-voyeur („voyeur” jako podglądacz i obserwator) daje świadectwo umiejętności budowania formy. Buduje ją w sposób oszczędny, ale i pojemny. Generalnie rezygnuje z klasycznie pojmowanej strofy i rymu – skupia uwagę na słowie. Piszę „generalnie”, bowiem – przykładowo – w wierszu zatytułowanym polska be rym (przekornie?) się pojawia.

Każdy wyraz u Domańskiego rodzi się ze swym naturalnym znaczeniem, własną kadencją i brzmieniem. Wprawdzie nie jest to utrzymane w jednej tonacji, jednak całość stanowi zwarty cykl mniej więcej pięćdziesięciu utworów. To antologia jednorodna, mimo że składa się na nią wielość planów istnienia nadawcy.

W utworach występują zarówno elementy liryki jak i epiki, a nawet dramatu. Gdybym miał jednak określić gatunek tych wierszy, to w znacznej mierze jest to swoisty zbiór elegii. To retrospekcje i rozmyślania, przeważnie o przemijaniu i życiu – a wszystkie pogrupowane tematycznie i jakby odbijające się w wielu lustrach i lusterkach konfrontacji z  sobą i  swymi czynami. Lustrach, które kształtują filozofię – proszę wybaczyć ów zwrot – podmiotu lirycznego.

Myślę, że podstawą stylu tych wierszy jest nieustanne dążenie do uchwycenia związku dwu wymiarów bytu: społecznego i indywidualnego.

Jednym z zadań, jakie pojawiły się przed współczesną poezją, jest – bądź może powinno być – odnalezienie s e n s u. Sensu pojmowanego nade wszystko jako propagowanie pewnej etyki i estetyki. Autor zdaje się przerzucać pomost między własnymi poszukiwaniami a (istniejącym od zawsze) wymiarem moralnym, któremu poeta stara się jedynie przydzielić nowe sensy i wartości.

Dogłębny rozbiór wierszy zamieszczonych w tomiku, a de facto tomie, wymagałby napisania traktatu. Nie trzeba ich interpretować, jako że najlepiej określają się same – poprzez tekst i literę. Są one w swej stanowczości wręcz manifestem czy też raczej proklamacją. Proklamacją, którą antycypuje czas PRL – daty z „gierkowością” i „jaruzelskością”. Gdzie agitacyjne funkcje (nie tylko) literatury przejęła telewizja, a dziś przejął je Internet. Domański buduje tekst z anegdot, powiedzeń, cytatów i kryptocytatów. Obrzydzony jest – co widać – napaściami polityków i politykierów („Sytuacja zmienia się na lepsze / dyptyk”).

Ponadto w zbiorze występują postaci historyczne, jak chociażby Ryszard Siwiec (jestem pewien, że anonimowy dla urodzonych po roku dwutysięcznym), ale jest też cały kalejdoskop postaci oraz zwrotów dzisiejszych, a także kronika śladów topograficznych. Jest Najman, Nergal, biskup Ryś i Ojciec Kramer. Jest ulica Kolorowa i rzeka Stradomka, jest grill i alkohol. Obecni są Sławomir i Zenek M. Jest wreszcie (bo jakżeby nie!) Raków i Jasna Góra.

W żywej poezji panuje zamęt i rozmaitość – tak jest i w tym przypadku. Powstały wiersze, które można by nazwać egzystencjalno-opisowymi. Barwne, wielowarstwowe, potrafiące zaciekawić czytelnika.

Literatura jest tłumaczeniem świata. Powstaje – co widać u Domańskiego – na kuriozalnej granicy tego, co wyrażalne i niewyrażalne. Nadawca na nowo odbudowuje owe dwie sfery. Wiersze te należałoby nosić ze sobą, co czas jakiś wyciągać z plecaka czy torby, czytać i najzwyczajniej konfrontować z życiem.  

Odnoszę jednak wrażenie, że Domański chce wyjść poza czystą opisowość. Szuka nadrzędnej struktury. Bez tego nie mógłby ukazać, a tego chce, kategorii myśli: s w o j e j myśli. Bo przecież wszyscy po s w o j e m u odczuwamy i przekazujemy lub tylko sygnalizujemy nasze doświadczenia. Wszak o tym, o czym jedynie wspomina , w  jednym z  wierszy wyraził przekonanie: „o  każdej z tych rzeczy można napisać mroczny wiersz” (stare zdjęcia). To teksty empiryczne, w których autor konfrontuje się wprost ze swoim doświadczeniem – życiem po prostu.

Poeta rozmienia i odmienia słowo. To wielorakość podporządkowana komunikatywności. Jest w tych zdaniach błyskotliwość, jest absurd, jest i drapieżny realizm.

To tomik, który niepodobna skwitować biernym odczytaniem. Teksty zdają się domagać czegoś więcej – wymuszają głębszą inwencję lektury.

Sajlent disko najwięcej jest bodaj ironii – bo naturalnie ironia jest w stanie unieść bycie i egzystencję, unieść czas. A  przecież każdej problematyce zawartej w  tekstach tego tomu towarzyszy świadomość czasu. To on, czas, pojawia się w wielu miejscach i w różnych kontekstach. Oprócz stylistycznych uproszczeń w wypowiedziach nadawcy pojawia się częste wykorzystanie kolorytu PRL. Wydobywanie dzieciństwa autora i dziedzictwa tych, którzy byli przed nim. Jest to co nieco sentymentalne, gdyż obok barw optymistycznych i radosnych są też barwy złamane czernią.

Literatura ta jest oszczędna, momentami wręcz minimalistyczna. Domański wypowiada się zwięźle, wręcz lakonicznie. Są i świetne wyrażenia czy też, ściślej mówiąc, frazy – celowo nie piszę „metafory”, bo trudno tu mówić o metaforze w modelowym pojęciu.

Tom to zapis dochodzenia do w ł a s n y c h prawd i emocji. Prawd ujętych w stylu nadawcy. Wszak innej poetyki – cokolwiek wpajałyby nam podręczniki do stylistyki – niż poetyka autora de facto nie ma. Podmiot liryczny wydaje się wiele wiedzieć o życiu, bo tylko wówczas można osiągnąć rodzaj szlachetnej prostoty. Prostoty, w której przeglądamy się – czy tego chcemy czy nie – my, czytelnicy.

Liryka współczesna to co rusz nawykowy eksperyment z formą bądź ciągła próba prowokacji. Niejednokrotnie jedno i drugie. Natomiast Domański-Poeta stoi w kontrze. Epatuje i lawiruje trzema tematami. Owe trzy – nieco upraszczając – dominujące żywioły to: egzystencja, sztuka i… alkohol.

Wiersze te pragną nie tyle przeobrażać świat, co prędzej ów świat na nowo odzyskiwać. Pragną przywracać go pewnym wartościom, zmieniając i uświadamiając przy tym czytelnika.

Mamy w ręce strony przenikliwej i autentycznej poezji – poezji faktu i poezji (prze)życia.

 

Sławomir Domański, Sajlent disko, Brzeg 2022.

Okładka książki

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Konrad Ludwicki, O „Sajlent disko” Sławomira Domańskiego słów kilka, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 193

Przypisy

  1. J. Skurtys, PPR (#6). Zaprzyszły, https://www.biuroliterackie.pl/biblioteka/cykle/ppr-6/ [dostęp: 27.03.2023].
  2. Marcin Zegadło na fanpejdżu Księgozbiry odkodował tytuł jednego z wierszy, bliskał, poprzez powiązanie bliskości ze skałą lub ekskrementami. Obie interpretacje wydają mi się dziwne i niezasadne, a tendencja autorki do tworzenia czasowników z rzeczowników czy przymiotników (patrz – choćby tytuł) zdaje się wyraźnie sugerować, że chodzi po prostu o bliskość w czasie przeszłym. W tej sytuacji pozostaje jednak pytanie, czy w takim razie neologizm rzeczywiście był tu potrzebny i na ile jest trafiony.
  3. M. Mytnik, hoodshit (griptape), Stronie Śląskie 2021, s. 17.
  4. M. Mytnik, P. Harlender, Jak widzę w wierszu miłość to cośtam cośtam, https://www.biuroliterackie.pl/biblioteka/wywiady/widze-wierszu-milosc-cos-cos/ [dostęp:2.08.2022]
  5. D. Kujawa, Półkula sativa, półkula indica. „hoodshit (griptape)” Michała Mytnika, https:// www.biuroliterackie.pl/biblioteka/recenzje/polkula-sativa-polkula-indica-hoodshit-griptape-michala-mytnika/ [dostęp: 2.08.2022].
  6. J. Skurtys, Ostatni ziom po lewej. „hoodshit (griptape)” Michała Mytnika, https://stonerpolski.pl/ ostatni-ziom-po-lewej-hoodshit-griptape-michala-mytnika/ [dostęp: 2.08.2022].
  7. Tamże.
  8. Tamże.
  9. D. Kujawa, dz. cyt.
  10. M. Mytnik, Za 1,5h pod Jubilatem, [w:] tegoż, dz. cyt. s. 16.
  11. Tegoż, L’OG Kush, [w:] tamże, s. 9.
  12. Tegoż, Tablica, [w:] tamże, s. 35.

Powiązane artykuły

09.02.2023

Nowy Napis Co Tydzień #189 / By znowu zaczynać. O nowych wierszach Michała Mytnika

Zacznijmy od początku, a konkretnie – początków nowych wierszy Michała Mytnika, autora ubiegłorocznego głośnego debiutu hoodshit (griptape).

Zestawiając pierwsze wersy trzech utworów prezentowanego w niniejszym numerze „Nowego Napisu” zestawu, dostaniemy taką, znamienną, jak sądzę, zbitkę:

nie jestem w formie, by znowu zaczynać

(Lewiatan fromage i serca dwa kilo)

Jestem tak upalony, że świata jest koniec

(Vadis)

pamiętam awanturę jakby walił się świat.

(Sansevieria)

Zestawmy teraz ostatnie wersy cytowanych wyżej wierszy:

[…] wiem, co tu począć,
co wziąć, a co odstawić.

(Lewiatan fromage i serca dwa kilo)

To co tu puszczam, nie może stąd wyjść.

(Vadis)

i teraz nie wiem czy postawić lustro w pokoju.

(Sansevieria)

Zarówno pierwsze, jak i ostatnie wersy, kiedy przeczytamy je razem, na[1]rzucają się jako różne warianty j e d n e j frazy, jakby potwierdzając to, czego dowiedzieliśmy się już z lektury hoodshit (griptape) – że „mam swoje loopy / i raczej zjazdy”M. Mytnik, hoodshit (griptape), Stronie Śląskie 2021, s. 17.[1](Bluntslide, podkr. moje – A.M.), a może z odautorskich komentarzy („Czasami czuję, jakbym miał przed sobą wielką konsolę, jakbym był w studiu czy coś […]”M. Mytnik, P. Harlender, Jak widzę w wierszu miłość to cośtam cośtam, https://www.biuroliterackie.pl/biblioteka/wywiady/widze-wierszu-milosc-cos-cos/ [dostęp:2.08.2022][2]). To poezja właśnie s a m p l i   i  loopów, fragmentów, które w drobnych przekształceniach, wariantach, zapętleniach składają się w nowy wiersz. Jest to każdorazowo wiersz rzeczywiście nowy, to znaczy mówiący zupełnie co innego niż utwór bliźniaczy, wiersz, który jest „o czym innym”, ale składa się jednak z podobnych sampli. Nie chodzi zatem u Mytnika o ogrywanie znanych kawałków – „Sprawny poeta nie traktuje bowiem swojego stylu jako zbioru fraz”D. Kujawa, Półkula sativa, półkula indica. „hoodshit (griptape)” Michała Mytnika, https:// www.biuroliterackie.pl/biblioteka/recenzje/polkula-sativa-polkula-indica-hoodshit-griptape-michala-mytnika/ [dostęp: 2.08.2022].[3], żeby posłużyć się bon motem Dawida Kujawy z omówienia wierszy właśnie tego twórcy. Nie wygląda też na to, aby chodziło o ćwiczenia w repetycjach ze szkoły, powiedzmy, Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego. Co zatem tutaj się dzieje?

Tym, co najłatwiej wyśledzić mi w nieznanych wcześniej wierszach czytanego autora, jest jakieś tkwiące w nich przeciwieństwo, sprzeczność, biegunowość, paradoks. U Mytnika takimi współwystępującymi przeciwnymi żywiołami wydają się między innymi jednoczesna „swojskość” oraz hermetyczność, monadyczność (tu idę za uwagami Jakuba Skurtysa)J. Skurtys, Ostatni ziom po lewej. „hoodshit (griptape)” Michała Mytnika, https://stonerpolski.pl/ ostatni-ziom-po-lewej-hoodshit-griptape-michala-mytnika/ [dostęp: 2.08.2022]. [4]. Swojskość wymaga może szczególnego wytłumaczenia, bo właśnie ona bywa najbardziej zwodnicza. Czy bowiem samo powracające odwoływanie się do doświadczeń, jak miejskie i internetowe życie, jazda na deskorolce czy psychonautyka w wersji soft, a więc konopnej, wystarcza, żeby mówić o zbudowaniu świata, który dla konkretnego czytelnika mógłby okazać się swojski? Nie do końca. Dopiero bowiem ustawienie tego świata jako otwartego, przyjaznego zadomowieniu może utworzyć poczucie swojskości. Jak pisał Skurtys:

[…] w hoodshit (griptape) to właściwie nie jest język „ławki”, tylko „ławeczki” – takiej jej miękkiej emo-wersji, w której nie przemoc i rywalizacja o zasoby, a wspólnota i wsparcie dyktują reguły gry […] bohater, chociaż ma swój świat i swój odrębny język, zanurzony gdzieś w blokowiskach, rapie i skejterskiej kulturze, to dobry człowiek – trochę intelektualista, trochę wrażliwiecTamże.[5].

Chciałoby się więc, na potrzeby niniejszej konstrukcji analitycznej, postawić cząstkowy wniosek, że jedną z twarzy bohatera wierszy Mytnika jest twarz d o b r e g o  z i o m e c z k a. Do czego służy autorowi ta figura?

Żeby lepiej to zrozumieć, trzeba zostawić na moment swojskość, a przyjrzeć się drugiemu żywiołowi, czyli domniemanej wsobności wierszy Mytnika. Wsobności albo hermetyczności i monadyczności, w każdym razie temu, co pozwoliło Skurtysowi, który pisał o wspólnotowym duchu tych utworów, ocenić jednocześnie, że okazują się one „nieskore do nawiązywania połączeń czy szukania komunikacyjnych prześwitów”Tamże.[6] (po czasie zmienił nieco zdanie, ale powiedzmy, że wejście w te wiersze może być dla losowego czytelnika nie mniej trudne niż dla czytelnika zawodowego). Z tą oceną zgodził się Kujawa, pisząc, że „Mytnik nie traktuje języka poetyckiego jako narzędzia komunikacji, celem jego użycia nie jest przekazywanie treści, lecz – proszę wybaczyć truizmy – »bycie pięknym«”D. Kujawa, dz. cyt. [7].

Wsobność wierszy autora hoodshit (griptape) można uchwycić, przyglądając się między innymi ich podmiotowi. Ten bywa rozproszony, konstruowany na przestrzeni utworu czy określany raczej za pomocą sytuacji, które mu s i ę  p r z y d a r z a j ą, stanów, które ma lub miewa, niż za pomocą tego, kim jest, chciałby być lub co myśli o świecie. Co więcej, okazuje się nieszczególnie zainteresowany frontalną konfrontacją z notowanymi bodźcami. Wydaje się dość biernie relacjonować, w jaki sposób go one budują i z powrotem rozmontowują. Znowu za poręczną i emblematyczną moglibyśmy uznać frazę „mam swoje loopy / i raczej zjazdy”. Bohater wierszy Mytnika okazuje się antybohaterem. Ten zaś – efemeryczny jak sam wiersz – nie wydaje się gotową postacią, którą zastajemy w wierszu albo na którą trafiamy na przestrzeni różnych utworów, ale raczej kimś, kto jest przedmiotem konstruowania i dekonstruowania na przestrzeni wiersza. Ale to kreacja nieco na pokaz, jak pokazowe są deskorolkowe akrobacje; jest świadomie montowaną i jednocześnie e f e m e r y c z n ą  p e r s o n ą. Weźmy wiersz Lewiatan fromage i serca dwa kilo. To wręcz wykład swoistej sztuki poetyckiej kreacji takiej persony, a zarazem – przez odsłonięcie mechanizmów tej kreacji – jej podważenie. Utwór składa się z dwóch precyzyjnie zestawionych ze sobą zdań. Pierwsze z nich brzmi

nie jestem w formie, by znowu zaczynać,
że jestem zgubionym spoiwem
(morze i topione kłamstwo),
z którym się mizdrzę pod zachód.

Mamy więc bycie „nie w formie”, nieforemność, mamy spoiwo (a więc coś, co nie pozwala, aby podmiot, będący centralą zawiadującą doznaniami, się rozpadł?), ale jakoś nieudane, o konsystencji „topione[go] kłamstw[a]”. Odpowiedź na pytanie, skąd ta nieforemność, przynosi drugie i ostatnie zdanie wiersza:

takich jak ja jest jedenastu pod sklepieniem transformacji
więc doskonale wiem, co tu począć,
co wziąć, a co odstawić.

Przychodzi zatem wyjaśniające wyznanie: podmiot wcale nie jest zdezorientowany i tak bardzo antybohaterski, jak się przedstawia. „[D]oskonale wie”, co robi, a precyzyjniej – co mógłby zrobić, gdyby chciał. W ten sposób paradoksalna persona wykreowana przez Mytnika zostaje domknięta: w ł a ś n i e  d l a t e g o, że „doskonale wie, co tu począć”, nie jest w formie, by „znowu zaczynać”, pozuje na bezforemnego. Okazuje się, że drugie zdanie wiersza każe przeczytać jeszcze raz jego pierwszy czterowers, tym razem inaczej. Wiersz tworzy więc samozwrotną figurę wciąż formującego i bezforemniejącego podmiotu.

Paralelność dwóch bezokoliczników, „zaczynać” i „począć”, wokół których zbudowane są dwie cząstki utworu, wzmacnia ich wzajemną relacyjność. Do kolistej lektury zaprasza także inna gra: bohater zaczyna wszak mówieniem o tym, że nie chce zaczynać (ale właśnie zaczyna…), a kończy stwierdzeniem, że wie, co „począć” (zacząć), ale nie zaczyna, bo wiersz się kończy. Wobec powyższego owo „doskonale wiem” jest stwierdzeniem twórczej nadświadomości, będącej zarówno instancją spajającą, jak i powodem „roztopienia” spowodowanego dostępem do nieskończonych możliwości autokreacji.

Manifestacja tej nadświadomości udaje się Mytnikowi tym niezwyklej, że zostaje podana od niechcenia: nie w formie abstrakcyjnego traktatu, lecz przygodnie, na kanwie prawdopodobnie zupełnie trywialnej. Zarysowaną sytuację liryczną można przecież widzieć, do czego skłania tytuł, jako zakupy w hipermarkecie („sklepienie transformacji” – może to dach galerii, pod którym krąży „zagubiony” klient biorący i odstawiający towary).

Wiersz Lewiatan fromage i serca dwa kilo wydaje się doskonałym punktem wyjścia do czytania poezji Mytnika. Mamy tu idealny przykład charakterystycznego loopu i postulowanej wsobności. Przede wszystkim wiersz zarysowuje kluczową figurę twórcy oraz bohatera bez pomocy rekwizytorni (deski, lufki i ekranu komputera). Lejtmotywy odpowiadają raczej na pytanie „skąd” (z jakiego kontekstu społecznego, z jakiego stanu świadomości, z jakich realiów systemowych i politycznych) mówi nasz bohater, niż na to „jak” mówi. A to właśnie owo „jak” stanowi o autonomii poetyckiej Mytnika i jest w jego poezji najciekawsze. Nie twierdzę, że w lekturze należy pozbawiać się wyżej wymienionych kontekstów. Na pewno trzeba najpierw rozczytać owo „jak”, aby przez jego pryzmat zobaczyć „skąd”. Owo „jak” staje się miarą poetyckiego stosunku do świata, jakikolwiek ten świat jest. To ono ostatecznie uzasadnia istnienie wiersza. Zamykając wątek biegunów „swojskości” i „monadyczności”, na dowód ich współwystępowania można przywołać jeszcze następujący, wręcz emblematyczny dwuwers:

kiedy kilogram słów waży kilogram
kiedy każde to minutaM. Mytnik, Za 1,5h pod Jubilatem, [w:] tegoż, dz. cyt. s. 16.[8].

Pierwszy wers jest „swojską” tautologią, drugi – metaforyczną, eliptyczną konstrukcją, z pewnością nieprzejrzystą. Właśnie to zestawienie wydaje się żywiołem par excellence l i r y c z n y m. Mytnik wynalazł po prostu własną formułę poruszania się w nim i eksperymentowania w taki sposób, że ów żywioł liryczny nie idzie nigdy w odstawkę, pozostając zawsze pewną arché, co tylko wychodzi wierszom na dobre.

Wróćmy jednak do naszego „jak”. W nim, jak już wspomniałem, znajduje się to, co w wierszach Mytnika najciekawsze. To właśnie sposób mówienia wpływa na świat przedstawiony i jego bohatera. Na nich przeprowadza się pewien językowy, a więc także wyobraźniowy eksperyment polegający na drobnych przesunięciach, zaburzeniach w toku wypowiedzi, ustawianiu głosu po swojemu. Wartość dodaną wypracowuje się na materiale byle[1]jakości świata oraz pozornie biernego bohatera, poznającego ów świat. Bohater ten odnajduje swoją sprawczość w dywersyjnej aktywności językowej. Za przykład takiej dywersji weźmy zdanie z podwójnym zaprzeczeniem połączonym ze specyficznym doborem wyrazów, które każe się kilkukrotnie przeczytać i zastanowić, czy na pewno jest ono gramatycznie poprawne:

Nie widzę sensu, by nie zapalić
i puścić film Tegoż, L’OG Kush, [w:] tamże, s. 9.[9]

Albo puentę tomu hoodshit (griptape), w której autor rozbraja własny zbiór jakby prośbą o „wymiksowanie się” z sytuacji żenującej niczym nieudolne odpowiadanie nauczycielowi – równie żenującą, przegrywową odzywką:

Mnożyłem, dzieląc. Dzieliłem, mnożąc,
i stoję z tym jak: eyy mogę już usiąść?Tegoż, Tablica, [w:] tamże, s. 35.[10]

Wiersz Vadis zbudowany jest z kolei dwutorowo – w warstwie obrazowania z ciągu skojarzeń, a w brzmieniowej – z ciągu rymów, głównie wewnętrznych i męskich, przypominających hiphopowe skandowanie:

Jestem tak upalony, że świata jest koniec.
Świadkiem mi ogień – blask łamiący wzrok.
Mrok błędny, a mój kod – trzy litery jak z bram.

Z gładkiej lektury wybijają nas nie tylko niestandardowa składnia pierwszego wersu czy „czkawkowe” rymy, ale także słowo, którego w ciągu wzrok – mrok – kod szukamy, a nie znajdujemy. Wydaje się, że zbitka „błędny krok” jest na tyle sfrazeologizowana, że znalezienie w miejscu spodziewanego słowa „krok” rymu do niego – daje wrażenie glitchu, przejęzyczenia, b ł ę d u. W wyniku tego „mrok” jawi się jako rzeczywiście b ł ę d n y, bo staje się wyrazem nie na miejscu. Wszystkie te zaburzające chwyty – a w wymyślaniu ich nowych wariacji celuje Mytnik – wydają się sednem tego, co jego poezja ma czytelnikowi do zaproponowania jako przygoda „myślenia inaczej”. Naśladując poetykę autora, zakończmy ten zbiór uwag fragmentem, który odeśle nas do loopów z początku tekstu, bo znowu, jak w Lewiatan fromage i serca dwa kilo, mamy w puencie Vadis jakąś nierozwiązywalną figurę:

Otwórz mi nawias, potem klatki, kwadraty.
To co tu puszczam, nie może stąd wyjść.

Postulat otwartych klatek (wierszy?) i puszczanie (na wolność?) zderza się z niemożnością wyjścia. Niemożnością? Wszystko zależy od tego, czy owo „nie może” odczytamy jako stwierdzające „nie potrafi”, czy jako obwieszczenie zakazu: „nie może, nie wolno mu”. Te luźne deski ustawione w wierszach przez Mytnika mogą się okazać dla czytelnika albo potykaczem, albo akrobatycznym środkiem transportu.

*

Wiersz Sansevieria budzi oderwane od powyższych rozważań refleksje i emocje, które notuję w formie postscriptum. Utwór przypomina bowiem wiersz Tak mało Czesława Miłosza, proszę je sobie przeczytać w zestawie. Jest to jedno z doświadczeń piszącego czytelnika, szukającego nitek prowadzących do kłębka, gdy trafia się na pismo, którego się wcześniej nie przewidziało, a które wydobywa ze swojego skarbca rzeczy nowe i stare. „Nigdy się nie wie, co można znaleźć we własnym domu”, jak powiedziała jedna z Kafkowskich bohaterek. Czasami brzmi to groźnie, a czasami – pocieszająco.

Szkic pochodzi z kwartalnika „Nowy Napis. Liryka, Epika, Dramat” nr 15, rok 2022.
Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Adam Leszkiewicz, By znowu zaczynać. O nowych wierszach Michała Mytnika, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 189

Przypisy

  1. J. Skurtys, PPR (#6). Zaprzyszły, https://www.biuroliterackie.pl/biblioteka/cykle/ppr-6/ [dostęp: 27.03.2023].
  2. Marcin Zegadło na fanpejdżu Księgozbiry odkodował tytuł jednego z wierszy, bliskał, poprzez powiązanie bliskości ze skałą lub ekskrementami. Obie interpretacje wydają mi się dziwne i niezasadne, a tendencja autorki do tworzenia czasowników z rzeczowników czy przymiotników (patrz – choćby tytuł) zdaje się wyraźnie sugerować, że chodzi po prostu o bliskość w czasie przeszłym. W tej sytuacji pozostaje jednak pytanie, czy w takim razie neologizm rzeczywiście był tu potrzebny i na ile jest trafiony.
  3. M. Mytnik, hoodshit (griptape), Stronie Śląskie 2021, s. 17.
  4. M. Mytnik, P. Harlender, Jak widzę w wierszu miłość to cośtam cośtam, https://www.biuroliterackie.pl/biblioteka/wywiady/widze-wierszu-milosc-cos-cos/ [dostęp:2.08.2022]
  5. D. Kujawa, Półkula sativa, półkula indica. „hoodshit (griptape)” Michała Mytnika, https:// www.biuroliterackie.pl/biblioteka/recenzje/polkula-sativa-polkula-indica-hoodshit-griptape-michala-mytnika/ [dostęp: 2.08.2022].
  6. J. Skurtys, Ostatni ziom po lewej. „hoodshit (griptape)” Michała Mytnika, https://stonerpolski.pl/ ostatni-ziom-po-lewej-hoodshit-griptape-michala-mytnika/ [dostęp: 2.08.2022].
  7. Tamże.
  8. Tamże.
  9. D. Kujawa, dz. cyt.
  10. M. Mytnik, Za 1,5h pod Jubilatem, [w:] tegoż, dz. cyt. s. 16.
  11. Tegoż, L’OG Kush, [w:] tamże, s. 9.
  12. Tegoż, Tablica, [w:] tamże, s. 35.

Powiązane artykuły

19.01.2023

Nowy Napis Co Tydzień #186 / Jeden, określony adresat

– Jest to poezja kobieca, ale w zupełnie innym wydaniu, niż przyzwyczaiły nas do tego tak zwane wiodące ośrodki poetyckie, gdzie preferuje się określony sposób pisania

– zdradza Roman Bobryk.

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Roman Bobryk, Jeden, określony adresat, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 186

Przypisy

  1. J. Skurtys, PPR (#6). Zaprzyszły, https://www.biuroliterackie.pl/biblioteka/cykle/ppr-6/ [dostęp: 27.03.2023].
  2. Marcin Zegadło na fanpejdżu Księgozbiry odkodował tytuł jednego z wierszy, bliskał, poprzez powiązanie bliskości ze skałą lub ekskrementami. Obie interpretacje wydają mi się dziwne i niezasadne, a tendencja autorki do tworzenia czasowników z rzeczowników czy przymiotników (patrz – choćby tytuł) zdaje się wyraźnie sugerować, że chodzi po prostu o bliskość w czasie przeszłym. W tej sytuacji pozostaje jednak pytanie, czy w takim razie neologizm rzeczywiście był tu potrzebny i na ile jest trafiony.
  3. M. Mytnik, hoodshit (griptape), Stronie Śląskie 2021, s. 17.
  4. M. Mytnik, P. Harlender, Jak widzę w wierszu miłość to cośtam cośtam, https://www.biuroliterackie.pl/biblioteka/wywiady/widze-wierszu-milosc-cos-cos/ [dostęp:2.08.2022]
  5. D. Kujawa, Półkula sativa, półkula indica. „hoodshit (griptape)” Michała Mytnika, https:// www.biuroliterackie.pl/biblioteka/recenzje/polkula-sativa-polkula-indica-hoodshit-griptape-michala-mytnika/ [dostęp: 2.08.2022].
  6. J. Skurtys, Ostatni ziom po lewej. „hoodshit (griptape)” Michała Mytnika, https://stonerpolski.pl/ ostatni-ziom-po-lewej-hoodshit-griptape-michala-mytnika/ [dostęp: 2.08.2022].
  7. Tamże.
  8. Tamże.
  9. D. Kujawa, dz. cyt.
  10. M. Mytnik, Za 1,5h pod Jubilatem, [w:] tegoż, dz. cyt. s. 16.
  11. Tegoż, L’OG Kush, [w:] tamże, s. 9.
  12. Tegoż, Tablica, [w:] tamże, s. 35.

Powiązane artykuły

24.11.2022

Nowy Napis Co Tydzień #179 / Nowy Gramofon #29 – debiuty poetyckie

W kolejnym odcinku naszego podcastu krytyczka Zuzanna Sala rozmawia z laureatami konkursu Nowy Dokument Tekstowy 2022: Jakubem Sęczykiem i Anoukiem Hermanem, których debiuty poetyckie ukazały się nakładem Instytutu Literatury oraz SPP Łódź w tym roku.

Święta pracy i right into pod tramwaj to młodoliterackie propozycje, które swoją lirycznością i zaangażowanie przebijają poetycką bańkę. A co sądzą o nich sami autorzy? Zapraszamy do słuchania!

 

Książki dostępne są w e-sklepie Instytutu Literatury: right into pod tramwaj | Święta pracy

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Zuzanna Sala, Anouk Herman, Jakub Sęczyk, Nowy Gramofon #29 – debiuty poetyckie, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 179

Przypisy

  1. J. Skurtys, PPR (#6). Zaprzyszły, https://www.biuroliterackie.pl/biblioteka/cykle/ppr-6/ [dostęp: 27.03.2023].
  2. Marcin Zegadło na fanpejdżu Księgozbiry odkodował tytuł jednego z wierszy, bliskał, poprzez powiązanie bliskości ze skałą lub ekskrementami. Obie interpretacje wydają mi się dziwne i niezasadne, a tendencja autorki do tworzenia czasowników z rzeczowników czy przymiotników (patrz – choćby tytuł) zdaje się wyraźnie sugerować, że chodzi po prostu o bliskość w czasie przeszłym. W tej sytuacji pozostaje jednak pytanie, czy w takim razie neologizm rzeczywiście był tu potrzebny i na ile jest trafiony.
  3. M. Mytnik, hoodshit (griptape), Stronie Śląskie 2021, s. 17.
  4. M. Mytnik, P. Harlender, Jak widzę w wierszu miłość to cośtam cośtam, https://www.biuroliterackie.pl/biblioteka/wywiady/widze-wierszu-milosc-cos-cos/ [dostęp:2.08.2022]
  5. D. Kujawa, Półkula sativa, półkula indica. „hoodshit (griptape)” Michała Mytnika, https:// www.biuroliterackie.pl/biblioteka/recenzje/polkula-sativa-polkula-indica-hoodshit-griptape-michala-mytnika/ [dostęp: 2.08.2022].
  6. J. Skurtys, Ostatni ziom po lewej. „hoodshit (griptape)” Michała Mytnika, https://stonerpolski.pl/ ostatni-ziom-po-lewej-hoodshit-griptape-michala-mytnika/ [dostęp: 2.08.2022].
  7. Tamże.
  8. Tamże.
  9. D. Kujawa, dz. cyt.
  10. M. Mytnik, Za 1,5h pod Jubilatem, [w:] tegoż, dz. cyt. s. 16.
  11. Tegoż, L’OG Kush, [w:] tamże, s. 9.
  12. Tegoż, Tablica, [w:] tamże, s. 35.

Powiązane artykuły

20.10.2022

Nowy Napis Co Tydzień #174 / „Powiedzieć o czymś, o czym się nie da powiedzieć”

Filomela to figura, która właściwie ułożyła cały tom. [...] To taka bohaterka, która jest tragiczna, ale w pewnym sensie uczy tego, jak powiedzieć o czymś, o czym się nie da powiedzieć. Uważam, że powinna to być sztandarowa postać poetów, bo jest to postać, która [...] ulega bardzo tragicznemu wypadkowi, zostaje skrzywdzona i aby nie zdradzić tego, co ją spotkało, zostaje jej obcięty język. Wpada na pomysł, aby wyhaftować to, co jej się przydarzyło, dać świadectwo poprzez narrację wizualną. 

– mówi Paulina Subocz-Białek na temat bohaterki, która zainspirowała tytuł jej debiutanckiego tomu, Ostatniego lotu Filomeli.

Więcej w poniższym nagraniu:

Paulina Subocz-Białek, Ostatni lot Filomeli, Biblioteka Toposu, Sopot 2022.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Ireneusz Staroń, Paulina Subocz-Białek, „Powiedzieć o czymś, o czym się nie da powiedzieć”, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 174

Przypisy

  1. J. Skurtys, PPR (#6). Zaprzyszły, https://www.biuroliterackie.pl/biblioteka/cykle/ppr-6/ [dostęp: 27.03.2023].
  2. Marcin Zegadło na fanpejdżu Księgozbiry odkodował tytuł jednego z wierszy, bliskał, poprzez powiązanie bliskości ze skałą lub ekskrementami. Obie interpretacje wydają mi się dziwne i niezasadne, a tendencja autorki do tworzenia czasowników z rzeczowników czy przymiotników (patrz – choćby tytuł) zdaje się wyraźnie sugerować, że chodzi po prostu o bliskość w czasie przeszłym. W tej sytuacji pozostaje jednak pytanie, czy w takim razie neologizm rzeczywiście był tu potrzebny i na ile jest trafiony.
  3. M. Mytnik, hoodshit (griptape), Stronie Śląskie 2021, s. 17.
  4. M. Mytnik, P. Harlender, Jak widzę w wierszu miłość to cośtam cośtam, https://www.biuroliterackie.pl/biblioteka/wywiady/widze-wierszu-milosc-cos-cos/ [dostęp:2.08.2022]
  5. D. Kujawa, Półkula sativa, półkula indica. „hoodshit (griptape)” Michała Mytnika, https:// www.biuroliterackie.pl/biblioteka/recenzje/polkula-sativa-polkula-indica-hoodshit-griptape-michala-mytnika/ [dostęp: 2.08.2022].
  6. J. Skurtys, Ostatni ziom po lewej. „hoodshit (griptape)” Michała Mytnika, https://stonerpolski.pl/ ostatni-ziom-po-lewej-hoodshit-griptape-michala-mytnika/ [dostęp: 2.08.2022].
  7. Tamże.
  8. Tamże.
  9. D. Kujawa, dz. cyt.
  10. M. Mytnik, Za 1,5h pod Jubilatem, [w:] tegoż, dz. cyt. s. 16.
  11. Tegoż, L’OG Kush, [w:] tamże, s. 9.
  12. Tegoż, Tablica, [w:] tamże, s. 35.

Powiązane artykuły

Loading...