02.05.2024

Nowy Napis Co Tydzień #252 / Jeszcze tu jesteś II (fragmenty)

Wtorek, 8.12

Chodnik przed blokiem

KTOŚ
Dzień dobry, pani Kosińska! Oj będzie padało dzisiaj.

ONA
(milczy)

KTOŚ do siebie
Raz by odpowiedziała.

Wtorek, 8.25

Sklep spożywczy Szymek

KTOŚ2
Coś jeszcze?
Złoty dziewięćdziesiąt.
Chwileczkę!
Reszta.

Wtorek, 8.52

Autobus linii 168

KTOŚ3
Jak kupię pomidory w puszce, to się zrobi pomidorową.

KTOŚ4
Ale to brudne, mokre, się wylało czy ktoś nasikał

KTOŚ5
Nienawidzę go. Nienawidzę go.
Nienawidzę go. Ja pierdolę.
Nienawidzę go.

KTOŚ6
Oj, mogłem parasol zabrać, bo to lunie zaraz.
Żebym się tylko nie zaziębił przed wyjazdem.

KTOŚ7
Dzień dobry, pani Kosińska!
Nie poznaje mnie pani?
Hania Michałkiewicz, Mój Bartek z Radkiem na dodatkowy angielski chodził w drugiej klasie. No! Pani mieszka tu na osiedlu?

ONA
Tak, przepraszam, muszę...

KTOŚ7
Wysiada pani? Ja też. Jezu, widzi pani, co się dzieje? A pani bez parasolki. Może odprowadzę, w którą stronę pani idzie?

ONA
Tam.

KTOŚ7
Ja też.

ONA
To znaczy w tamtą.

KTOŚ7
A... No to... do zobaczenia! Może mogłybyśmy...?
...
Aha. Krowa.

Wtorek, 9.33

Kwiaciarnia Dalia

KTOŚ9
Dla pani?

KTOŚ9
Dla pani...?

ONA
Tamten bukiet.

KTOŚ9
Bez przybrania?

ONA
Bez.

KTOŚ9
Trzydzieści pięć.

Wtorek 09.52

Chodnik przed wystawą sklepu snowboardowego

ONA
(milczy)

Wtorek, 10.30

Skate park

KTOŚ11
Nosz...!

KTOŚ12
Ślisko

KTOŚ10
Dawaj! Ollie

KTOŚ12
Gleba

KTOŚ10
Kurwa

KTOŚ11
Dobra, ja spierdalam.

KTOŚ12
Idę, ziomciu.

KTOŚ10
Nara.
Chcesz pojeździć, stara?

ONA
Nie.

KTOŚ10
A pani tu codziennie przychodzi.

ONA
Tak.

KTOŚ10
A po co?

ONA
A tak.

KTOŚ10
A ja już panią widziałem kiedyś.
Tylko nie wiem gdzie.

Wtorek 11.59

Tył szkoły, małe schodki z daszkiem przy kanciapie woźnego

ONA
(Myślenie)
Nie ma nikogo. A może dyrekcja zabroniła. Papierosów, niedopałków dużo.
Gdzie oni są.
Dlaczego tu jest pusto.
Byliście tutaj. Zawsze tu byliście. W ciągu dnia, wieczorem, w nocy. Siedzieć! Popalać! Rozmawiać! Całować się! Pilnować!

Czemu was wtedy nie było.

Dzwonek szkolny na przerwę. Zaczynają wychodzić uczniowie. Ona odchodzi.

Wtorek, 12.50

Bar mleczny Kaktus

KTOŚ22
Ja przepraszam, czy pani będzie jadła jeszcze? Jak pani nie zje całe, to ja bym mógł to wziąć potem?

KTOŚ26
Pyzy z mięsem, grochowa, kisiel!

KTOŚ20
Zapłaciłeś ten rachunek za ten?

KTOŚ21
Nie jeszcze.

KTOŚ20
Ale zapłacisz?

KTOŚ22
Ja przepraszam, czy pani będzie jadła jeszcze? Jak pani nie zje całe, to ja bym mógł to wziąć potem?

KTOŚ26
Szczawiowa!

KTOŚ23
Jest tam sól?

KTOŚ24
Nie.

KTOŚ23
Ma pani sól, przepraszam?

KTOŚ26
Ryż z jabłkiem! Zrazy!

KTOŚ23
Ma pani sól tam? Mogę? Halo?
Wezmę, pożyczę, dzięki.

ONA
(milczy)

Wtorek 14.45

Ławka na skwerze. Deszcz pada

ONA
Deszcz pada.
Deszcz pada.
Można krzyczeć.

Niemyślenie

Flower Blossom Saga
Level 867
Blow the big buds.
Not bad
Ups!
Try again?
Flower Blossom Saga
Level 867
Exellent!
Exellent!
Perfect!
You got a bloomy star!
Wow!
You got a golden rose!
You WON!
Next.

Wtorek 15.30

Kościół pw. św. Antoniego

KTOŚ27 ojcze nasz któryś jest w niebie święć się imię twoje przyjdź królestwo twoje bądź wola twoja jako w niebie tak i na ziemi chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom i nie wódź nas na pokuszenie ale zbaw nas ode złego amen KTOŚ28 ojcze nasz któryś jest w niebie święć się imię twoje przyjdź królestwo twoje bądź wola twoja jako w niebie tak i na ziemi chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom i nie wódź nas na pokuszenie ale zbaw nas ode złego amen KTOŚ29 ojcze nasz któryś jest w niebie święć się imię twoje przyjdź królestwo twoje bądź wola twoja jako w niebie tak i na ziemi chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom i nie wódź nas na pokuszenie ale zbaw nas ode złego amen KTOŚ30 ojcze nasz któryś jest w niebie święć się imię twoje przyjdź królestwo twoje bądź wola twoja jako w niebie tak i na ziemi chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom i nie wódź nas na pokuszenie ale zbaw nas ode złego amen KTOŚ31 ojcze nasz któryś jest w niebie święć się imię twoje przyjdź królestwo twoje bądź wola twoja jako w niebie tak i na ziemi chleba naszego powszedniego ONA daj nam dzisiaj i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym (milczy) winowajcom i nie wódź nas na pokuszenie ale zbaw nas ode złego amen KTOŚ32 ojcze nasz któryś jest w niebie święć się imię twoje przyjdź królestwo twoje bądź wola twoja jako w niebie tak i na ziemi chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom i nie wódź nas na pokuszenie ale zbaw nas ode złego amen

Wtorek 15.34

Zakrystia

ONA
Czy zastałam proboszcza Daneckiego?

KTOŚ37
A w jakiej sprawie?

ONA
O coś spytać chciałam.

KTOŚ37
Ale w jakiej sprawie?

ONA
Prywatnej.

KTOŚ37
Ja muszę wiedzieć.

ONA
Ktoś mi umarł.

KTOŚ37
To w biurze parafialnym.

ONA
Już był pogrzeb.

KTOŚ37
Nie rozumiem.

ONA
Chciałabym porozmawiać...

KTOŚ37
Księdza proboszcza nie ma.

ONA
Kiedy będzie?

KTOŚ37
Wyjechał.

ONA
Kiedy wróci?

KTOŚ37
Proszę dzwonić najlepiej.

ONA
Nikt nie odbiera.

KTOŚ37
To za tydzień przyjść.

Wtorek 16.42

Cmentarz komunalny

ONA
(milczy)

ONA
(milczy)

ONA
(milczy)

ONA
Deszcz pada.
Pójdę już.
Dobrze?

Wtorek 17.15

Autobus linii 168

KTOŚ39
Dużo, tak, tak, no

KTOŚ40
zapięcie się zepsuło suwak

ONA
(milczy)

KTOŚ41
Ale mogłaby się pani przesunąć!
Jak barany stoją, nie myślą, a człowiek ech.

KTOŚ40
Weź, yyy, czekaj... Potrzymaj mi...
Albo nie. Czekaj.

KTOŚ42
Czy on skręca za rondem?

KTOŚ43
Prosto jedzie.

KTOŚ42
Prosto jedzie. Aha, dobra. To zjebałam.
Kurde. Dziękuję.

Wtorek 17.55

Chodnik przed blokiem

KTOŚ45
Dzień dobry...

KTOŚ46
Dzień dobry, proszę pani...

ONA
Dzień dobry.

Wtorek 17.59

Winda

ONA
(wzdycha ciężko, nerwowo)

Wtorek 18.03

Przedpokój mieszkania na piątym piętrze

ONA
(Stoi chwilę z ręką na klamce. Wchodzi.)

Myślenie

Tego dnia.
Rano tego dnia wstaliśmy. Wstaliśmy. Ja wcześniej, on... Imię. Radek później. Na pewno wypiłam kawę, bo zawsze piłam kawę. Nie pamiętam, ale być może on, Radek, stanął w drzwiach kuchni i powiedział cześć mamuśka. Tak mogło być, bo często tak mówił, tak. Ale nie jestem pewna. Cześć, mamuśka. Mamuśka, cześć. Cześć mamuśka.

Jak był mały miał takie getry

w żółwie

Powiedział tak...? Humory mieliśmy chyba takie se. Jak to rano. Co było na śniadanie? Było śniadanie przed szkołą? Jajecznica, płatki z mlekiem, kanapka z szynką, co jedliśmy, może... może w koszu jeszcze są opakowania...
Na dole głębiej...
Czasem jemy śniadanie, czasem nie. Talerze potem stały na blacie kilka dni. Jakieś na nich resztki. Pamiętam przyklejony skrawek szynki, tak, tak, czyli jedliśmy śniadanie tego dnia razem. To dobrze. Nie, to nie ma znaczenia. Nie, to dobrze. Potem, co potem, a dlaczego się nad tym zastanawiasz, wspominasz,

Kakao pił, potem było Radio Dzieciom,
a jak skończył pięć lat, to mógł jeszcze potem
się pobawić piętnaście minut

Muszę coś robić, o czymś myśleć normalnym, a to jest w miarę normalne, nie, to jest najbardziej normalne ze wszystkiego na świecie, bo po tym dniu już nic nie było normalne, te ostatnie godziny tego dnia są piękne, wspaniałe, muszę je pielęgnować,
szkoda, że tak mało pamiętam.

Poszłam do pracy. Tego dnia był Krzysiek czy Ania na kasie? Nie pamiętam. On... imię... Radek, Radek w szkole... Był w szkole... Zadzwonił po lekcjach, albo ja zadzwoniłam i

On czy ja zadzwoniłam?
On.
Nie, ja.
Ja zwykle dzwonię.
Ale wtedy chyba Radek.
W końcu sobie to przypomnę.

pamiętam, że go zapytałam jak sprawdzian z gegry, ale nie pamiętam co mi odpowiedział, czy mu dobrze poszło czy źle, no nie pamiętam,

 

nic

 

a to przecież było ważne, to był sprawdzian z całego semestru, wieczorem on się tak denerwował, zbił kubek, gdyby mu nie poszło, musiałby poprawiać w wakacje, tyle się uczył, w ogóle się nie uczył, czy się uczył, nie wiem, co tam robił w tym pokoju,

zbił kubek, rzucił nim o ścianę
resztka herbaty rozpryskała się
jest jeszcze
widać
ślad po nim
tutaj
kropelka
on to zrobił to jest jego jest tutaj zapisany
jest tutaj

nie wiem przecież, ale mówił, że się uczył. Komputer był włączony. No zawsze był. Ale czy się uczył? Jak mu poszedł ten sprawdzian? A może by zadzwonić do szkoły i zapytać.

Na pewno przez to?

Tak, jutro z samego rana zadzwonię.

Ten kubek?

Boże, mam nadzieję, że mu dobrze poszło, bo to był ważny sprawdzian, z całego semestru.

Cześć mamuśka

Radek powiedział jak zadzwoniłam, no i spytałam o ten sprawdzian, a on potem powiedział, że idzie pojeździć, czy ja byłam zła? Chyba nie, uczył się cały tydzień, to znaczy nie wiem, czy się uczył, w pokoju siedział, może nie uczył się, tylko... nie wiem. Byłam zła, że nie wracał do domu?

Teraz nie zadzwonię, bo nikogo w szkole nie ma przecież.

Nie wiem. No ale zgodziłam się, chociaż co ja właściwie już mam do gadania, miałam... Pamiętam, że ja z pracy od razu wróciłam do domu, tylko po farbę weszłam do Rossmanna, żeby wieczorem ufarbować włosy, on, Radek, mi czasami pomaga z tyłu nakładać.

Pomagał.

I obiad mieliśmy z dzień przed, ale nie pamiętam co,

ja nic

nie

 

pamiętam

bo przecież ani ja ani on tego nie zjedliśmy już.
Od tego dnia ja jem tylko papier, karton, watę, siano, piasek, popiół, to mi smakuje.
Co dalej, co dalej było, no.
Obejrzałam Teleexpress,
na pewno, bo zawsze oglądam,
oglądałam. Zadzwoniłam do Marka, chciałam zapytać, czemu do Radka nie
dzwoni, że Radek nie pyta już nawet o tatę, ale nie odebrał.
Skąd miałam wiedzieć, że zobaczę Marka już tego samego dnia wieczorem, no skąd.

Może gdybyśmy byli ze sobą

Co dalej. Dalej. No dalej,
musi coś być,
co robiłam,
herbatę może?
Z łyżeczką cukru?
Mogło tak być.
Chyba gołąb znowu siedział na parapecie, ten sam, sraluch. Mi się wtedy wydawało, że sraluchy, Marek i mało kasy to są moje problemy, i że za dużo nauki ma Radek. Że tak mi źle przez to wszystko.

Jak był malutki, mówił łołąb. Łołąby som tsy, gruuuu gruuuu.

Kto tyle dzieciom zadaje do domu? Przecież on też przez to nie mógł... Nie. Co dalej, no co, no przypomnij sobie! Masz jeszcze jakieś dwie godziny normalności! Dlaczego nie pamiętasz, jak spędzałaś ten ostatni wieczór w życiu? Jak możesz nie pamiętać co robiłaś? Same wspaniałe rzeczy! Zamiatałaś? Pisałaś z Gochą na Messengerze? Nic nie pamiętasz! Idź spać już lepiej. Zgaś to światło. Ścisz telefon. Wypierdalaj.

Na zdjęciu w telefonie mój syn na snowboardowej desce wypala mi czarną dziurę w gardle

Cześć mamuśka
Mamuśka cześć

Jutro zadzwonię do szkoły
o ten sprawdzian.

Musi mu być zimno teraz.

Tabletka, wrzątek do termoforu, siku, tabletka, drzwi czy zamknięte, siku, poduszki dwie, spać.

Zasypiasz.
Budzisz się.
Zasypiasz.
Budzisz się.
Zasypiasz.
Budzisz się.
Zasypiasz.
Budzisz się.
Zasypiasz.
Budzisz się.
Nie śpisz.
Nie śpisz.
Nie śpisz.
A może śpisz jednak.

Nie, nie śpisz.

Nie śpisz.

Nie śpisz.

Środa.

Środa, 6.38

Mieszkanie, kuchnia, kawa w kubku

Myślenie

Dzwonić, nie dzwonić.
Do siódmej piętnaście poczekać, sekretariat chyba otwierają z pierwszą lekcją.

Niewietrzone.
Taki zapach to chyba też cząsteczki. Z powietrzem wymieszane. On tu nadal jest!

Mogłam...

Niemyślenie

Flower Blossom Saga
Level 868
Blow the big buds.

Nice!
Good job!
Excellent!
Excellent!
Good job!
Nice!

Myślenie

mogłam

Niemyślenie

Not bad!
Good job!
Not bad!
Excellent!
Not bad!
Not bad!
Ups...

Try again?

Środa, 7.14

Mieszkanie, kuchnia

Dzwonienie

Halo, dzień dobry... Dzień dobry, ja dzwonię w takiej sprawie. Chciałabym wiedzieć, co syn dostał ze sprawdzianu z geografii. Tak. Z panią bodajże Leszczak. Leszczuk, tak. Radek Kosiński. Ósma D. Tak, ja wiem. Jego matką. Tak, proszę pani. Przecież. Ja. To. Wiem. Chciałabym znać ocenę. To proszę poszukać. Nie szkodzi, ja poczekam. Tak? Aha. Rozumiem. Nie. Nie, dziękuję. Do widzenia.

Siedzenie

Dzwonienie

Cześć, to ja. Nic się nie stało. Wiem, że jest siódma rano. Co Radek dostał z geografii ze sprawdzianu? Miał tego dnia. Może ci napisał? Tak, dobrze się czuję, po prostu chciałabym wiedzieć. Marek... Nieważne. Okej, nie wiesz. Będę dbać. Cześć.

Siedzenie

Środa, 7.27

Klatka obok, trzecie piętro, mieszkanie 18

KTOŚ47
Tak?

ONA
Mogłabym porozmawiać z synem?

KTOŚ47
Tak rano? A pani to kto w ogóle?

ONA
Magda Kosińska, jestem mamą Radka.

KTOŚ47
Radka...? Tego...

ONA
Tego, co się powiesił.

KTOŚ47
Michał chodź tu! Michał!
Zaraz przyjdzie.
Michał! Michał! Zaraz przyjdzie, Michał no!

KTOŚ46
Co... O. Dzień dobry.

ONA
Cześć. Czy możesz się dowiedzieć, co Radek dostał z geografii?

KTOŚ46
Z geografii?

ONA
Tego dnia mieliście sprawdzian. Możesz jakoś się dowiedzieć? A może wiesz?

KTOŚ46
Nie, pani nie mówiła nam jego oceny.

ONA
A dowiesz się?

KTOŚ46
Dobra.

ONA
Dziękuję.

KTOŚ46
Proszę pani... Ja nie wiedziałem, że on... Znaczy nikt nie wiedział.

ONA
Dowiedz się o tą ocenę. Do widzenia.

KTOŚ46
Do widzenia...

KTOŚ47
Moje kondolencje. Ja sobie nie wyobrażam, co pani musi czuć teraz. Gdyby pani cokolwiek potrzebowała, to ja jestem.
Do widzenia.
Michał, nie stój tak.
Chodź, śniadanie dokończ.
Do widzenia.

Środa 7.50

Chodnik przed blokiem

KTOŚ
Ale wieje dzisiaj!

ONA
(milczy)

Środa 7.56

Sklep spożywczy Szymek

KTOŚ2
Dla pani?

ONA
Może wódkę.

KTOŚ2
Jaką?

ONA
Nie wiem.

KTOŚ2
Ja pani nie powiem.

ONA
Tamtą.

KTOŚ2
Trzydzieści pięć złotych.
Kartą?
Potwierdzenie?
Dziękuję.

Środa 8.22

Autobus linii 168

KTOŚ4
nie zrobiła, tylko kupiła

KTOŚ5
to deal with something. Radzić sobie z czymś.
To steal. Ukraść. Stolen. Ukradziony. The book was stolen...

KTOŚ6
boli mnie brzuch boli mnie brzuch
boli mnie brzuch boli mnie brzuch

KTOŚ7
Zadzwonię do ciebie jak dojadę, okej?
Teraz nie mam ręki.

KTOŚ8
Mamo

KTOŚ9
Boże, ale mi się nie chce znowu, codziennie to samo.

ONA
Synku?

KTOŚ7
Słucham?

ONA
Przepraszam. Przepraszam.

Myślenie

Włosy Radka ułożyły się bardzo ładnie jak leżał w trumnie.
Ten chłopak ma takie same.
Mam obcięty pierwszy kosmyk w kopercie.
Nie lubił myć włosów jak był malutki. Płakał i uciekał. Rzadko mu myliśmy przez to.
Potem nosił długie, wyglądał jak dziewczyna. Wszyscy się mylili.
Potem sam sobie obciął.
Był zły chyba.
Na te włosy.
Na to, że go mylili.
Dziesięć miał lat jak obciął.
Miałabym teraz te włosy, gdyby ich nie wyrzucił.
Wyrzucił je przez okno, wariat.
Rozwiał je wiatr, jak puch, jak pył, rozsypały się po świecie.
Nie można ich pozbierać już.
To było tak dawno.

KTOŚ7
Pani płacze?

ONA
Nie.

KTOŚ7
Mogę jakoś pomóc?

ONA
To było tak dawno...

Środa 09.09

Chodnik przed wystawą sklepu snowboardowego

ONA
(milczy)

KTOŚ10
Mogłaś mu kupić tą deskę.

KTOŚ11
Tak o nią prosił. Błagał. Nawet klęknął na kolana. I prosił. Tyle razy. Mamuśka,
no proszę...
A ty nic.

KTOŚ10
Było cię stać.

KTOŚ12
Zasłużył.

KTOŚ11
Byłby szczęśliwszy.

KTOŚ10
Teraz by żył.

Środa 09.27

Skate park

KTOŚ10
Tick flip!

KTOŚ11
Ollie!

KTOŚ12
Zjebałeś!

KTOŚ10
Dawaj.

ONA
Znaliście Radka?

KTOŚ12
Co?

ONA
Chcecie wódkę?

KTOŚ11
Nie.

ONA
Znaliście Radka?

KTOŚ10
Radka?

KTOŚ11
Wrzoda.

KTOŚ12
No, znaliśmy.

ONA
Wrzoda?

KTOŚ10
No... tak mówili na niego, nie.

ONA
Wrzód?!

KTOŚ10
Nie. Wrzodo.

ONA
Dlaczego?
Dlaczego? Mówili na niego tak.
Powiedzcie, proszę.

KTOŚ12
Ja nie wiem.

ONA
Proszę.

KTOŚ10
No miał pryszcze chyba, czy coś, nie?

KTOŚ11
Ale to nie my.

KTOŚ10
On był okej. Naprawdę.

ONA
Wrzodo...

KTOŚ10
Proszę pani... To... ten... mega głupio, że on umarł.

KTOŚ12
No.

ONA
No.

Środa 10.55

Tylne wejście do budynku szkoły

Myślenie i niemyślenie

Schody są cztery, zmurszały, stary beton, poręcz jedna, zielona, metalowa, podwójna z łuszczącą się farbą, która zostaje pod dłonią, niedopałki papierosów wszędzie dlaczego nikogo tu nie było viceroje, lmy, rothmansy, westy, pallmalle, winstony, cienkie vogi. Radek też na pewno palił, czasami było czuć. Wszyscy w jego wieku tego próbują.
Kurwa kurwa co za głupie miejsce na wieszanie się!
Wszystko widać, każdy może przeszkodzić, z okien bloku tam widać, z budynku szkoły, z boiska i z ulicy nawet. Wystarczy, że ktoś podbiegnie, ludzi pełno tędy chodzi i co chwila na papierosa ktoś. Pajęczyna jest pod tym daszkiem wielka. Ciekawe, czy Radek ją widział.

Próbuje się wspiąć po barierce, żeby zobaczyć coś z wyższej pozycji.

Widział, na pewno, musiał widzieć. Może gdyby był na niej pająk, to by go to powstrzymało.

Nie uratowali go.
Widzieli go, no na pewno, na sto procent przecież.
I nikt nie podszedł!
Tylko patrzyli!
Radek!
Radek!
Wrzodo!

KTOŚ15
Niech pani stąd idzie.

ONA
A dlaczego?

KTOŚ15
Zaraz wyjdą uczniowie.

ONA
Ale ja się pytam dlaczego?

KTOŚ15
Tutaj nie wolno pić.

ONA
Ale naprawdę, no. Dlaczego? No powiedz. Dlaczego.

KTOŚ15
Wiem, kim pani jest.

ONA
O! O, ho, ho! Jaki mądry!

KTOŚ15
Proszę odejść, nic tu już nie ma.

ONA
A ty myślisz, że ja nie wiem, że nic tu już nie ma? Ja właśnie dlatego tutaj przyszłam, że tu już nic nie ma! Dlatego jestem tu ja! Tutaj, na tych schodkach sobie siedzę!

KTOŚ15
Proszę pani...

ONA
A ty mi powiedz lepiej, gdzie ty byłeś, jak cię nie było, co? Jak się wieszał
Wrzodo? Znasz Wrzoda? To mój syn! Syn mój, Wrzodo! Wiedziałeś to?!

Środa 12.31

Kościół pw. św. Antoniego

KTOŚ27 ojcze nasz któryś jest w niebie święć się imię twoje przyjdź królestwo twoje bądź wola twoja jako w niebie tak i na ziemi chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom i nie wódź nas na pokuszenie ale zbaw nas ode złego amen KTOŚ28 ojcze nasz któryś jest w niebie święć się imię twoje przyjdź królestwo twoje bądź w niebie tak i na ziemi chleba ONA A weźcie się pierdolcie po prostu z tą bądź naszego powszedniego daj nam wola coś tam, coś tam, jakbyście nie wiedzieli i odpuść nam nasze winy jak to jest że pan bóg was w ciula robi. Panie boże, ja ci tylko naprawdę, że jako i my odpuszczamy powiem, że kto daje i odbiera, ten się naszym winowajcom i nie wódź nas na w piekle poniewiera. O! I tak. Do widzenia. pokuszenie ale zbaw nas ode złego amen KTOŚ29 ojcze nasz któryś jest w niebie święć się imię twoje przyjdź królestwo twoje bądź wola twoja jako w niebie tak i na ziemi chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom i nie wódź nas na pokuszenie ale zbaw nas ode złego amen KTOŚ30 ojcze nasz któryś jest w niebie święć się imię twoje przyjdź królestwo twoje bądź wola twoja jako w niebie tak i na ziemi chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom i nie wódź nas na pokuszenie ale zbaw nas ode złego amen

Środa 12.37

Zakrystia

ONA
Ja do księdza Daneckiego.

KTOŚ37
Ale w jakiej sprawie?

ONA
Proszę mnie wpuścić.

KTOŚ37
Proboszcza nie ma...

ONA
Proszę księdza!

KTOŚ37
Niech się pani uciszy!

ONA
Marian Danecki! Ksiądz Marian Danecki! Chodź tu!

KTOŚ37
Pani jest pod wpływem alkoholu...

KSIĄDZ
Co to za hałasy?

KTOŚ37
Pani tu zakłóca wszystko...

ONA
A ty tu jesteś! Tu się chowasz! Marian Danecki! A ja mam do księdza sprawę, Marianie Danecki.

KSIĄDZ
Słucham.

ONA
Pytanie takie mam. I dlatego jestem sobie dzisiaj pod wpływem alkoholu.

KSIĄDZ
No niech pani mówi, no.

ONA
Czy może ksiądz proboszcz się dobierał do mojego synka Wrzoda?

KTOŚ37
Jezus Maria!

ONA
Nie Jezus Maria, tylko proste pytanie. Ja tu do pana przychodzę codziennie, tak, codziennie, bo mój synek, Radek mój, on się, proszę księdza, powiesił i ja mam takie podejrzenie, że coś tutaj jakoś było takiego. Nie? Że się ksiądz do niego dobierał seksualnie, molestował, nie? Nie?

KSIĄDZ
Proszę, niech pani wejdzie do środka.

ONA
Ależ ja wejdę do środka, bardzo chętnie, proszę bardzo.

KSIĄDZ
Niech pani usiądzie. Wody?

ONA
Nie.

KSIĄDZ
Wiem, kim pani jest, znam pani sytuację.

ONA
Brawo, no moją sytuację zna ksiądz.

KSIĄDZ
Pani Kosińska, rozumiem. Czuje pani wielki ból. Nie mam nic wspólnego z tą tragedią, proszę mi wierzyć. Jest pani w rozpaczy, próbuje znaleźć odpowiedź, dlaczego Radek zrobił taką potworną rzecz, ale...

ONA
Zrobił potworną rzecz? Zrobił potworną rzecz!

KSIĄDZ
Pani Magdaleno, musi pani ufać Bogu.
Ja wiem, ja wiem! Do pani to teraz nie trafia, bo do pani nic jeszcze nie trafia.
Ale...

ONA
A skąd ty wiesz, że to nie przez ciebie? Bo ja nie wiem.

KSIĄDZ
Radek miał piętnaście lat. To bardzo trudny wiek. Wielu młodych ludzi przestaje wierzyć, wyraża gniew przeciwko Bogu...

ONA
Robiliście, jak to się nazywa, złe rzeczy?

KSIĄDZ
Pani Magdo...

ONA
Ja to muszę wiedzieć.

KSIĄDZ
Pani przeżywa straszny ból.

ONA
Robiłeś mu coś?

KSIĄDZ
Powinna pani teraz wrócić do domu, położyć się.

ONA
Odpowiedz.

KSIĄDZ
Powiedziałem wszystko, proszę, żeby pani wyszła.
Siostro Adelo!

ONA
Musisz mi coś powiedzieć. Musisz!

KSIĄDZ
Siostro, proszę pomóc pani Magdalenie w drodze do bramy.

ONA
Powiedz mi!

KTOŚ37
Tak, księże proboszczu.

ONA
To przez ciebie on się zabił? Powiedz mi!

KSIĄDZ
Niech pani będzie dzielna. Bóg pomoże.

Środa, 13.47

Cmentarz komunalny

Myślenie

Zawsze się bałam, Radek. Każda matka się boi, że jej dziecko umrze.
Ale bać się, a myśleć, to dwie różne sprawy.
Bo mi to by do głowy nie przyszło, że ty się powiesisz.
Nawet listu nie zostawiłeś.
Dlaczego to zrobiłeś.
Nic nie powiedziałeś.
Pryszcze, koledzy, dziewczyny, ksiądz, deska, długie włosy, komputer, sprawdzian, wódka, rozwód,
ja.
Nic nie mówiłeś.
Dlaczego to zrobiłeś.
Nawet listu nie napisałeś.
Cześć mamuśka do telefonu.
Chciałeś mieć wakacje bez poprawek.
Kupić chciałeś deskę.
Koszulkę miałeś Fuck’em all.
Szynka była przyklejona do talerzyka, zostawiłam, bo na niej był ślad twoich zębów.
Za ucho włosy zakładałeś, znowu długie.
Nie chodziłeś w tłustych włosach, jak ci wszyscy twoi koledzy.
I pachniałeś ładnie.
Inaczej niż inni.
Nawet nie napisałeś dwóch zdań, dlaczego.
Próbowałam wejść na twój komputer, ale nie znam haseł.
Co oni ci tam pisali.
Czy ktoś wiedział w ogóle, jaki ty jesteś wspaniały i dobry i wrażliwy?
A ja co ci zrobiłam?
To przeze mnie wszystko?
Dlaczego?
Co za matka pozwala, by jej dziecko się zabiło.
Mogłam coś zrobić.
Mogłam wiedzieć, Radek.
Zapytać, powiedziałbyś mi, nie?
Inaczej cię pytać niż pytałam. Inaczej rozmawiać z tobą.
Kupić ci tę deskę, nie rozwodzić się z ojcem, zdrowiej ci gotować, chwalić cię, kochać mocniej.
Inaczej. Nie wiem jak. Ale mogłam.
Czemu ja nic nie wiem.
Zniknęło mi wszystko i nie zacznę od nowa.
Powiedz, Radek, czemu my wszyscy cierpimy po cichu? Ty, ja, tata.
Mogłeś napisać chociaż dwa słowa.
No daj mi coś.
To moja wina.
To moja wina, Radeczku.
Tylko co ja mam teraz zrobić, mam się też powiesić?
Dlaczego właściwie matki samobójców żyją dalej?

Potrzeba metafory aż rozsadza skronie

Potrzeba metafory aż rozsadza skronie. Dosadność, doraźność, prawdziwość tego zdarzenia, wykraczająca poza język i rozumowe pojmowanie, sprawia, że tak bardzo, bardzo mocno potrzebuję teraz oddalić się na moment, dwa, spojrzeć z dystansem, ponazywać, skategoryzować, ponadawać sensy i znaczenia bytom, szarym strefom, doszyć do tych łez, oddechów, dudnienia krwi w głowie i bólu w splotach nerwowych całą intelektualną fastrygę, uciec w porównania, pozwolić na krótkie chociaż zastanowienie, na jedną małą próbę ogarnięcia rozumem tego, że Radek, syn Magdy, która jest mną, ale nie jest na ten moment mną, powiesił się na tyłach szkoły w środę wieczorem dwa tygodnie temu i teraz leży zakopany dwa metry pod ziemią, a ja ciągle czuję w piersiach to mrowienie, gdy napływało do nich mleko i ciągle pamiętam, jak te piersi ssał, a potem jego gorąca stopa na chłodnej pościeli, jego piękne ciało, piękny umysł, piękne serce, jego głos, cześć mamuśka, ślad zębów na szynce, zdjęcia w telefonie, dentysta na wczoraj rano w kalendarzu, jego niezwykle długie, podkręcone rzęsy, jak zakrywał przede mną ekran komputera, jaki był mały kiedyś i nie sięgał do klamek, a potem już sięgał i za każdym razem gdy sięgał, wrzeszczał „urosłeeeem!” jak wrzeszczał na mnie i Marka „wy nic nie rozumiecie”, a my się z niego po cichu potem w pokoju chichraliśmy, że zaczęło się, że teraz da nam popalić, a nagle jego martwe, żółto-szare, suche i zimne ciało leży w trumnie, bo tak chciał, a ja jestem jego mamą, i nic nie wiem, a może już nie jestem, bo go nie ma, byłam kiedyś mamą, to było miliardy lat temu, a teraz jestem tylko pamięcią, a może tylko strachem przed śmiercią. I bardzo potrzebuję metafory –

jak          ryba          bez           wody

jakby          wyrwali          mi          serce

jak          wgłębieni          w          poduszce          które          wciąż          tam          jest

jak          upchnięcie          wszystkiego          w          jednej          ostatniej          sekundzie          przed

– ale chodzę tak i chodzę, ciągle w kółko i nie znalazłam jeszcze ani jednej, poza tą wódką.

Środowe popołudnie

Całe miasto wszerz i wzdłuż

proszę pani Radek mówił że go pani nie słucha

tak proszę pani mówił że się przez panią zabije

wysyłała go pani przymusem do kościoła i kazała się spowiadać

gdyby mąż cię nie zostawił gdyby był więcej w domu

nie wiesz nawet co dostał z tej geografii

co z ciebie za matka

to przez ciebie Magda

nie rozmawiałaś z nim

miałaś za mało czasu

mogłaś przestać pracować

mogłaś za nim wtedy pójść

mogłaś się domyślić

mogłaś go słuchać

dawać mu więcej

mogłaś go bardziej kochać

dlaczego ty nic nie wiesz

nie znałaś go

a to twój jedyny syn

gdybyś miała więcej dzieci

nie wyobrażam sobie co ty teraz czujesz

jesteś w takim miejscu w którym nikt nigdy nie chce się znaleźć

i zostaniesz tu na zawsze

wiesz to trochę tak jakbyś już nie była człowiekiem

kim jest matka bez dziecka

nie ma na to słowa

dziecko bez matki to sierota

żona bez męża to wdowa

a ty Magda kim jesteś

jesteś nikim Magda

już cię nie ma

przez ciebie

mogłaś

mogłaś

mogłaś

nic nie zrobiłaś

nic nie ma

po co ty żyjesz jeszcze Magda

wódka i co

co chcesz udowodnić

szukasz czegoś

nie ma tu nic dla ciebie

co będziesz robić w tym pustym mieszkaniu

po co ci to

Magda weź już skończ

Jeszcze tu jesteś. Ostatnia sekunda tuż przed

Jest godzina dziewiętnasta osiem, wiatr wieje od morza. Rosnące za murem topole rzucają długie cienie na boisko. Dwa gołębie siedzą na balustradzie ogrodzenia. Trzeci zerwał się właśnie do lotu, rozpościera skrzydła, rzuca cień na dwa pozostałe. Na środkowym schodku dogasa niedopałek papierosa. Żar tli się niemrawo, w górę unosi się wąska strużka dymu. Po metalowej, zielonej poręczy spaceruje pająk krzyżak. Jego pajęczyna, misternie upięta pod daszkiem, drży na wietrze, mieniąc się i połyskując. Z okna budynku po drugiej stronie ulicy ktoś krzyczy: „weź dwaaa!”. W powietrzu czuć spaliny przejeżdżających nieopodal aut, rozgrzany piasek i zbierającą się z nadejściem wieczoru wilgoć. Na środkowym palcu lewej dłoni swędzi niewielkie skaleczenie. Pasek jest z ekoskóry, przetarty przy sprzączce, z second handu. Stalowe mocowanie lampy ugina się pod ciężarem. Stopy ześlizgują się z barierki, strącając pająka na ziemię. Pająk upada na grzbiet, nieruchomieje.

Po chwili macha wszystkimi odnóżami i z wysiłkiem gramoli się do pionu, ale nikogo to nie interesuje, bo koniec już był.

 

Fragment dramatu pochodzi z Kwartalnika Kulturalnego „Nowy Napis. Liryka, Epika, Dramat”, nr 21 (2024).

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Malina Prześluga, Jeszcze tu jesteś II (fragmenty), „Nowy Napis Co Tydzień”, 2024, nr 252

Przypisy

  1. Wszystkie cytaty z utworów Cypriana Norwida przywołuję za wydaniem Pism wszystkich w opracowaniu Juliusza Wiktora Gomulickiego: C. Norwid, Pisma wszystkie, zebrał, tekst ustalił, wstępem i uwagami krytycznymi opatrzył J.W. Gomulicki, Warszawa 1971–1976, t. I–XI. Miejsca cytowanych tekstów oznaczam skrótem, w którym liczba rzymska oznacza tom, arabska – stronę.
  2. I. Sławińska, Sceniczny gest poety, Kraków 1960, s. 60.
  3. E. Kącka, Cyprian Norwid – William Butler Yeats. Poetyckość i świadomość społeczno-polityczna w dramacie [w:] Dramaty Cypriana Norwida. Teksty – konteksty – interteksty, pod red. W. Rzońcy i K. Samsela, Warszawa 2019, s. 248.
  4. J.W. Gomulicki, Rewia nieżywych serc. O „Miłości-czystej” Norwida [w:] tegoż, Zygzakiem. Szkice, wspomnienia, przekłady, Warszawa 1981, s. 477–484.
  5. I. Sławińska, O języku komedii Norwida (Próba postawienia problematyki), „Studia Norwidiana” 2006–2007, nr 24–25, s. 69, 75.
  6. Tamże, s. 70.
  7. J. Kristeva, Potęga obrzydzenia. Esej o wstręcie, tłum. M. Falski, Kraków 2007, s. 40.
  8. G. Halkiewicz-Sojak, Czy dramaty Norwida mogły być utworami skończonymi? [w:] Dramaty Cypriana Norwida. Teksty – konteksty – interteksty, s. 26.
  9. R. Barthes, Przyjemność tekstu, tłum. A. Lewańska, Warszawa 1997, s. 44.

Powiązane artykuły

23.11.2023

Nowy Napis Co Tydzień #230 / Jeszcze tu jesteś I (fragmenty)

„Postaci literackie są więc tymi daimonionami, które jako komiwojażerzy wspólnej rzeczywistości psychicznej, poruszając się między czytelnikami, stają się dla nich lustrami ich projekcji. Są czynnikami pośredniczącymi, uniwersalizują nasze pojedyncze doświadczenie i budują z niego wspólny zbiór pejzaży – Krainę Metaksy, Krainę Wszystko-Się-Może-Zdarzyć i Krainę Tak-Już-Było. Pozwalają nam wymieniać się naszymi żywotami z innymi ludźmi i w ten sposób poszerzać własną świadomość o to, czegośmy sami nie przeżyli. Być może fikcja pełni nawet funkcję ewolucyjną – przystosowania do świata większego niż nasze małe „ja” i znajome mu ograniczone środowisko.
Fikcja ma też w swojej dyspozycji najważniejsze narzędzie – nadaje sens temu, co nam się przydarza.”

[Olga Tokarczuk, Czuły Narrator]

1

Poniedziałek 8:15

Chodnik przed blokiem

                   ONA (milczy)

                                                                  KTOŚ (z pieskiem)
                                                                  Punia! Nie ciągnij… Punia, Punia, nie ciągnij…
                                                                  Dzień dobry, pani Kosińska! Punia…

 

Poniedziałek 8:30

Sklep spożywczy „Szymek”

                                                                                                     KTOŚ1
                                                                                                     I Viceroje niebieskie.

                                          KTOŚ2
                                          Razem trzydzieści dwa osiemdziesiąt.

       KTOŚ1                                                                      KTOŚ2
       Kartą.                                                                        Potwierdzenie?

                                                                                                                             KTOŚ1
                                                                                                                             Nie,
dziękuję.

                   KTOŚ2
                   Dla pani?

                                                                   ONA (milczy)

KTOŚ2
To wszystko?

                                                                   ONA (kiwa głową)

KTOŚ2                                              KTOŚ1
Złoty dziewięćdziesiąt.                Do widzenia!                               KTOŚ2
I dziesięć groszy, proszę.                                                               
   Do widzenia

 

Poniedziałek 8:52

Autobus linii 168

 

KTOŚ3
Wczoraj były ziemniaki, to może do tych klopsów ryż

                                                                                                     KTOŚ4
                                                                                                     a gdzie ja mam bilet w
ogóle czy

                   KTOŚ5
                   na dwunastą mam tego ale przedtem bym musiała to
                   spisać i jeszcze przecież a może po kupię nie potem
                   na trzecią przecież jak ja zdążę najpierw pojadę
                   do i ubera tylko czy stamtąd

       KTOŚ6
       Tutaj rosły takie niskie drzewka w zeszłym roku. Czy to nie tu?

                                                                  ONA
                                                                  (milczy)

                                                                                                                 KTOŚ7
                                                                                                                 no odbierz odbierz

                               KTOŚ8
                               aparat golgiego ma postać stosu
                               przylegających do siebie, spłaszczonych
                               pęcherzyków zadaniem każdego z nich jest

KTOŚ7
No nareszcie, ej, bo próbuję się do ciebie dodzwonić od rana…
Ale po co ci komórkę z tatą kupiliśmy? Dobra, słuchaj.
Wróć po judo od razu do domu, bo… No, czego ja nie rozumiem, synek?
Masz wrócić do domu, bo przyjdzie… Ale w ogóle ze mną nie dyskutuj nawet…

 

Niemyślenie

Flower Blossom Saga
Level 867
Blow the big buds.
Nice!
Exellent!
Nice!
Good job!
Exellent!
Exellent!
Nice!
Not bad
Nice!
Good job!
Nice!
Exellent!
Nice!
Exellent!
Exellent!
Not bad
Not bad
Ups!
Try again?

Wait…

Flower Blossom Saga
Level 867
Blow the big buds.
Nice!
Exellent!
Good job!
Good job!
Nice!
Not bad
Exellent!
Ups!
Try again?

Wait…

Flower Blossom Saga
Level 867
Blow the big buds.
Not bad
Not bad
Not bad
Try again?

 

Poniedziałek 9:26

Kwiaciarnia „Dalia”

                   KTOŚ9
                   Dla pani?

                               KTOŚ9
                               Będzie coś dla pani?

                                           KTOŚ9
                                           Chce pani kupić kwiaty?

                                                                                                                             ONA
                                                                                                                             Tak.

KTOŚ9
Jakie? Mogę jakoś doradzić?
                                                                                                                             ONA
                                                                                                                             Tamte.

KTOŚ9
Te? Z przybraniem?

                                                                                                                             ONA
                                                                                                                             Nie, nie.

KTOŚ9
To będzie trzydzieści pięć złotych.

 

Poniedziałek 09:47

Chodnik przed wystawą sklepu snowboardowego

                                                                              ONA
                                                                              (milczy)

 

Poniedziałek 10:25

Skate park

                   KTOŚ10
                   Ollie!

                                           KTOŚ11
                                           50-50 grind board slide

                                                                                                                 KTOŚ12
                                                                                                                 Flip trick!

       KTOŚ13
       50-50 gri… kurwa!

                                          KTOŚ10
                                          Dawaj

                                                      KTOŚ13
                                                      50-50 grind


                                                                                                                            ONA
                                                                                                                            (milczy)

KTOŚ12
50-50 grind!

                                                                                                     KTOŚ10
                                                                                                     Ollie

                   KTOŚ13
                   Kurwa

                              KTOŚ11
                              Na ugiętych

                                           KTOŚ12
                                           Dawaj

                                                                                                     KTOŚ10
                                                                                                     Ollie

 

Niemyślenie

Teraz wiesz co, patrzenie, samo, po kolei, chodnik, liść, chusteczka, kamyk, liść, kratka, wystawa sklepu, mleczarnia, mleko, ser, krowa, dalej, kiosk ruchu, gazeta, teletydzień, krzyżówki, mapa, dalej, budynek, brama, foliówka, klatka schodowa, dalej, drzewo, drzewo, drzewo, murek, nie-nie-nie, człowiek z psem, drzewo, płot, przejść przez pasy nie tamtędy, nie tamtędy, no przecież nie, drzewo, no nie tamtędy, krawężnik, schody, ale dlaczego, nie, no proszę

 

Poniedziałek 13:40

Tył szkoły, małe schodki z daszkiem przy kanciapie woźnego

       Wszystko się rozmywa głosy dźwięki mowa
       Uśmiechy igły wbijają się w odkryte części ciała

KTOŚ14
aaaeeeyyoo
KTOŚ15
uueeeaaaiiieeeaaaa
KTOŚ16
eeeeoo
KTOŚ17
uao
KTOŚ16
yyyooo oooo y oooo eeeeo
KTOŚ17
uao
KTOŚ18
iiiiieeeeyyyya aaa yyyy ooyyoiiiiioo uuuyyy uao
KTOŚ19
yyyooooooooaaaaaaa aaaaaaa iiiiioooo uuuuuooooo aaaaa
KTOŚ20
eeeeeeeeeeuuuu
KTOŚ21
eeeeeeeeooooo yyy ooii uooaaae eeeeiii eeeyyyu ouyyiiii eeo aaauuoooooe eeee aaaaa iuii
yyoooyyy aaao aao eeeeuuu yyyoooiiii iiii u  uyyyo  iii oooooiiiyyyeee yy e  uuuuuoooo

       Uciekać dalej dalej tam

 

Niemyślenie

Francuski: va te fair maittre
Rumuński: Futu-ți Cristoșii și Dumnezeii mă-tii
Niemiecki: flachzange, pissnelke, scheiße, hurehson i arschloch
Hiszpański: me cago… nie pamiętam… me cago en su corazón
Duński: satanedme, kraftedme, skite…? skide… skide… skide…. skidespræller, kors i røven
Holenderski: klere, pest, tering, pokke, kanker i z kanker były kankerlul i kankerhoer
Angielski: shit, fuck, motherfocker, cocksucker, asshole, goddamn, cunt, slot, bitch…

 

Poniedziałek 14:20

Bar Mleczny „Kaktus”

                  KTOŚ22
                  Kakajyyyy!!!! Kakajyyyy!

                  KTOŚ23
                  Ja nie wiem co to są kakajy!

                  KTOŚ22
                  Kakajyyyy!!!

                  KTOŚ23
                  Co to mogą być kakajy?!

                  KTOŚ24
                  Nie wiem, kakajy? Okulary? Daj mu okulary.

                  KTOŚ22
                  Kakajy!!!! Kakajy!!!

                  KTOŚ23
                  Dziecko, ty mnie doprowadzisz do czegoś zaraz. Masz, tylko nie połam. I jedz!

KTOŚ 25
Ja już telefonowałam do Tereski, tak. No więc ona niestety wciąż leży, biedaczka, rozumiesz, wstać – wstanie, tyle co do łazienki, ale tak to musi leżeć. Ale! Cały czas. Dobrze, że sobie ten telewizor chociaż włączy, rozumiesz, bo bez tego przecież, no i dzwoni często, także my sobie rozmawiamy, słuchaj, ale no codziennie prawie, z nią już nie ma życia, ci powiem. A nie, ja teraz w barze mlecznym jestem, mam takie talony zniżkowe, obiadowe. A wiesz, fasolową wzięłam. Dobra. I będzie zaraz drugie danie, zaraz będą wołać już pewnie, ale ja ci powiem, ja tutaj mięsa nie biorę, wiesz, ja powiem ci, jakoś zaufania nie mam. No tak, no tak, ale w domu to wiesz, także kopytka sobie wzięłam same i surówkę, zaraz powinnam dostać. Słuchaj, a ty wiesz, co u tego, co u Mariana? A ty wiesz, że ja go ostatnio spotkałam na działce, coś tam rąbał, ale, ja mu mówię, ty Marian już się musisz oszczędzać, słuchaj, no bo wiesz, rozumiesz, a co on mi odpowiedział, jemu zmarła, ale, ty nie uwierzysz, o czekaj, bo te moje kopytka mi wołają, także czekaj chwileczkę położę telefon czekaj

                                                                                          KTOŚ26
                                                                                          Kopytka z surówką!

                  KTOŚ22
                  Daaaaj! Daaaj!

                  KTOŚ23
                  Nie dam ci, bo nie jesz!

                  KTOŚ22
                  Aaaaaaaaa! Daaaaaaaaaaaj!

                  KTOŚ23
                  No weź coś zrób.

                  KTOŚ24
                  Jem teraz.

                                                                                         KTOŚ26
                                                                                         Gulasz!

                                                                                         KTOŚ26
                                                                                         Dewolaj z frytkami!

ONA
(milczy)

                                                                                         KTOŚ26
                                                                                         GULASZ!!!

                                                                                         KTOŚ26
                                                                                         Pomidorowa dwa razy!

 

Poniedziałek 15:30

Kościół pw. św. Antoniego

KTOŚ27 ojcze nasz któryś jest w niebie święć się imię twoje przyjdź królestwo twoje bądź wola twoja jako w niebie tak i na ziemi chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom i nie wódź nas na pokuszenie ale zbaw nas ode złego amen KTOŚ28 ojcze nasz któryś jest w niebie święć się imię twoje przyjdź królestwo twoje bądź wola twoja jako w niebie tak i na ziemi chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom i nie wódź nas na pokuszenie ale zbaw nas ode złego amen KTOŚ29 ojcze nasz któryś jest w niebie święć się imię twoje przyjdź królestwo twoje bądź wola twoja jako w niebie tak i na ziemi chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom i nie wódź nas na pokuszenie ale zbaw nas ode złego amen KTOŚ30 ojcze nasz któryś jest w niebie święć się imię twoje przyjdź królestwo twoje bądź wola twoja jako w niebie tak i na ziemi chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj i odpuść                                           nam nasze winy jako i my
odpuszczamy naszym winowajcom i                     ONA                    i nie wódź nas
napokuszenie ale zbaw nas ode złego                 (milczy)            amen KTOŚ31 ojcze
nasz któryś jest w niebie święć się imię twoje                                             przyjdź
królestwo twoje bądź wola twoja jako w niebie tak i na ziemi chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom i nie wódź nas na pokuszenie ale zbaw nas ode złego amen KTOŚ32 ojcze nasz któryś jest w niebie święć się imię twoje przyjdź królestwo twoje bądź wola twoja jako w niebie tak i na ziemi chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom i nie wódź nas na pokuszenie ale zbaw nas ode złego amen KTOŚ33 ojcze nasz któryś jest w niebie święć się imię twoje przyjdź królestwo twoje bądź wola twoja jako w niebie tak i na ziemi chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom i nie wódź nas na pokuszenie ale zbaw nas ode złego amen KTOŚ34 ojcze nasz któryś jest w niebie święć się imię twoje przyjdź królestwo twoje bądź wola twoja jako w niebie tak i na ziemi chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom i nie wódź nas na pokuszenie ale zbaw nas ode złego amen KTOŚ35 ojcze nasz któryś jest w niebie święć się imię twoje przyjdź królestwo twoje bądź wola twoja jako w niebie tak i na ziemi chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom i nie wódź nas na pokuszenie ale zbaw nas ode złego amen KTOŚ36 ojcze nasz któryś jest w niebie święć się imię twoje przyjdź królestwo twoje bądź wola twoja jako w niebie tak i na ziemi chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom i nie wódź nas na pokuszenie ale zbaw nas ode złego amen

 

Poniedziałek 15:33

Zakrystia

ONA
Ja… do proboszcza Daneckiego.

KTOŚ37
Nie ma księdza proboszcza.

ONA
A kiedy będzie?

KTOŚ37
Nie wiem. Jutro pytać. Coś pomóc?

ONA
Dziękuję.

KTOŚ37
Z bogiem.

 

Poniedziałek 16:45

Cmentarz komunalny

ONA
(milczy)

                                                                                                                 KTOŚ38
                                                                                                                 Dzień dobry.

ONA
(milczy)

ONA
(milczy)

ONA
(milczy)

ONA
(milczy)

ONA
(milczy)

 

Poniedziałek 18:15

Autobus linii 168

                   KTOŚ39
                   Straszne. Potworne. Ja nie mogę, no po prostu to się w pale nie mieści

                                                      KTOŚ40
                                                      przez godzinę czekałam i po co
                                                      tylko czas stracony nic z tego nie mam
                                                      następnym razem po prostu wyjdę i najwyżej napiszę że

KTOŚ41
boże ale mi się nie chce wracać do domu przecież
on znowu będzie miał te swoje a co ja niby winna
czy to moja wina że mamy tylko te dwa

                                                                                                                 KTOŚ42
                                                                                                                 Śmierdzi coś. Ten
się                                                                                                             spierdział chyba
O jezu.

                                                                  ONA
                                                                  (milczy)

       KTOŚ43
       O cześć! Z pracy wracasz

                   KTOŚ44
                   Co ty, jadę dopiero, druga zmiana. A ty wracasz?

       KTOŚ43
       No.

                   KTOŚ44
                   Ale ci dobrze.

       KTOŚ43
       Co ty, obiad jeszcze muszę zrobić na jutro, dzieciaki przed nami wracają.

                   KTOŚ44
                   No wiadomo

 

Poniedziałek 18:55

Chodnik przed blokiem

KTOŚ45
Dobry wieczór…

KTOŚ46
Proszę pani, my ten… My, znaczy…

KTOŚ45
Jakby pani potrzebowała coś, nie

KTOŚ46
My byśmy, no nie wiem. Proszę mówić jak co.

                                          ONA
                                          (milczy)

KTOŚ45
Do widzenia!

KTOŚ46
Do widzenia!

 

Poniedziałek 19:00

Winda

ONA
(wzdycha ciężko, nerwowo)

 

Poniedziałek 19:03

Przedpokój mieszkania na piątym piętrze

ONA
(Stoi chwilę z ręką na klamce. Wchodzi.)

 

Zasypianie

Godzinę przed tabletka
Tuż przed tabletka
Wrzątek do termoforu uważaj żeby sobie nie poparzyć ręki
Siku
Sprawdzić czy drzwi zamknęłaś
Jeszcze raz siku
Wejdź do łóżka
Poduszka pierwsza ortopedyczna pod głową suwak z zamkiem u góry żeby nie dotykał twarzy
Poduszka druga na czole i oczach
Kołdra wyprostowana na ciele lekko podwiń ją za pomocą stóp tak żeby oplatała stopy podwinięta
Termofor na brzuchu zanim się zacznie kołatanie
Zamknij oczy
Idź może siku dla pewności ale po ciemku żeby się nie rozbudzić
W drodze powrotnej łyknij tabletkę trzecią nie zaszkodzi
Wejdź do łóżka
Poduszka pierwsza ortopedyczna pod głową suwak z zamkiem u góry żeby nie dotykał twarzy
Poduszka druga na czole i oczach
Kołdra wyprostowana na ciele lekko podwiń ją za pomocą stóp tak żeby oplatała stopy podwinięta
Termofor na brzuchu zanim się zacznie kołatanie
Zamknij oczy
Weź wdech głęboki i wydech i tak trzy razy głęboko
Ale jeszcze włosy w luźny warkocz lepiej zwiąż bo obudzą w nocy na twarzy
Poduszka druga na czole i oczach
Kołdrę podwiń dokładnie pod stopy
Weź wdech i wydech
I teraz już powinnaś spać
Szybko zanim ci się przypomni na przykład noga albo sama stopa albo cokolwiek
Bo to różnie bywa czasami się noga przypomina gorąca miękka stopa na kołdrze
A czasami tylko oddech spokojny
A czasami nic
I wtedy panikujesz bo myślisz że zapomniałaś
Zamiast się cieszyć że nic i spać
Nic ma takie kolce
Wyobrażasz sobie kolce wychodzące ze wszystkiego
Wbijają się w głowę i w ciało
Tak czujesz nic
Tak masz teraz
Gorąco w brzuch
Zasypiasz
Budzisz się
Zasypiasz
Budzisz się
Zasypiasz
Budzisz się
Zasypiasz
Budzisz się

Wtorek.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Malina Prześluga, Jeszcze tu jesteś I (fragmenty), „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 230

Przypisy

  1. Wszystkie cytaty z utworów Cypriana Norwida przywołuję za wydaniem Pism wszystkich w opracowaniu Juliusza Wiktora Gomulickiego: C. Norwid, Pisma wszystkie, zebrał, tekst ustalił, wstępem i uwagami krytycznymi opatrzył J.W. Gomulicki, Warszawa 1971–1976, t. I–XI. Miejsca cytowanych tekstów oznaczam skrótem, w którym liczba rzymska oznacza tom, arabska – stronę.
  2. I. Sławińska, Sceniczny gest poety, Kraków 1960, s. 60.
  3. E. Kącka, Cyprian Norwid – William Butler Yeats. Poetyckość i świadomość społeczno-polityczna w dramacie [w:] Dramaty Cypriana Norwida. Teksty – konteksty – interteksty, pod red. W. Rzońcy i K. Samsela, Warszawa 2019, s. 248.
  4. J.W. Gomulicki, Rewia nieżywych serc. O „Miłości-czystej” Norwida [w:] tegoż, Zygzakiem. Szkice, wspomnienia, przekłady, Warszawa 1981, s. 477–484.
  5. I. Sławińska, O języku komedii Norwida (Próba postawienia problematyki), „Studia Norwidiana” 2006–2007, nr 24–25, s. 69, 75.
  6. Tamże, s. 70.
  7. J. Kristeva, Potęga obrzydzenia. Esej o wstręcie, tłum. M. Falski, Kraków 2007, s. 40.
  8. G. Halkiewicz-Sojak, Czy dramaty Norwida mogły być utworami skończonymi? [w:] Dramaty Cypriana Norwida. Teksty – konteksty – interteksty, s. 26.
  9. R. Barthes, Przyjemność tekstu, tłum. A. Lewańska, Warszawa 1997, s. 44.

Powiązane artykuły

02.11.2023

Nowy Napis Co Tydzień #227 / Wisielcza pępowina

Buła, Serduszko, Paciorek i Brat – czworo ich było, gdy w czerwcu 1998 roku wypowiadali swoje marzenia. Buła chciała być fotomodelką, okularnik Paciorek – pilotem, Serduszko – żoną, a Brat – kierowcą śmieciarki. Gdy zaglądamy do nich dwadzieścia lat później i mówimy „sprawdzam”, okazuje się, że dziecinne przezwiska zawierały w sobie więcej dalekowzroczności, niż można było przypuszczać. Buła zmaga się z nadwagą, Paciorkowi wzrok pogorszył się jeszcze bardziej, Serduszko została żoną, ale to nie do końca było to, czego oczekiwała. Tylko Brat spełnił swoje marzenie, choć nikt mu tego nie zazdrości. Splecione losy czwórki przyjaciół z dzieciństwa są takie, jak wszystkie podwórkowe przyjaźnie: najpierw mocno spleciony węzeł, a potem, w miarę dorastania, powolne rozluźnienie, aż do niemal całkowitego zerwania. I pewnie żyliby dalej, niewiele wiedząc o sobie, zdawkowo aktualizując tę wiedzę poprzez wspólnych znajomych, gdyby Brat nie znalazł w lesie wisielca. Zaciskająca się na jego szyi pętla była węzłem, który trzymał ich wszystkich razem.

Najważniejsze zdanie recenzji

Niebożęta Urszuli Stokłosy – tu chciałbym postawić trzy wykrzykniki i zakończyć tę recenzję. Wszystko, co napiszę poniżej, będzie jedynie nieistotnym rozwinięciem tej jednej myśli: przeczytajcie tę wybitną powieść.

To wspaniałe, okrutne dzieciństwo

Dzieciństwo jest czasem, do którego chętnie się wraca. Tymczasem opisana czwórka przyjaciół ma ze swoim dzieciństwem nie lada orzech do zgryzienia. Przeżyli razem wspaniały czas, ale jednocześnie zostali dotknięci złem, wobec którego wybrali różne strategie. Na ogół – przemilczeli to, co się wydarzyło. Jedni, aby chronić innych, niektórzy, bo byli zbyt przestraszeni, aby się przeciwstawić. Dorosłość niewiele zmieniła w ich życiu. Zdaje się, że zło promieniuje dalej i choć nie krzywdzi bezpośrednio, to zbiera swoje mroczne owoce. Czworo przyjaciół weszło w dorosłość z defektami, które przejawiają się w nawiązywaniu relacji społecznych, braku pewności siebie, snuciu wiecznie tych samych dziecinnych marzeń. To, co wypiera świadomość, odzywa się w ciele: jąkanie się, pogarszający wzrok, kompulsywne objadanie. Buła, Serduszko, Paciorek i Brat wchodzą w związki damsko-męskie (lub o nich marzą) tak, jak w odpowiedzialność za własne życie. Jakoś nieporadnie, jakoś niedojrzale, nazbyt płochliwie i nazbyt ślamazarnie. Pod piórem Urszuli Stokłosy postacie – choć balansujące na granicy śmieszności i wzbudzanej litości – zdobywają sympatię czytelnika. Autorka obdarza swoich bohaterów czułym spojrzeniem, a przede wszystkim ciepłym humorem. Jest w nim pozbawiona kolców ironia, jest także serdeczny uśmiech. Tytułowe Niebożęta, choć nieporadne, przeciągają czytelnika na swoją stronę. Stokłosa nie poniża swoich bohaterów – choć zdają się być przysłowiowymi „ofiarami losu”, opisuje ich takimi, jakimi są: z ich wadami oraz ich ciut głębiej ukrytymi zaletami. A ponieważ jest autorką, to zna ich tajemnice. Dopóki ich nie poznamy (albo się nie domyślimy), bohaterowie powoli, ale systematycznie budują nasze zaufanie. Gdy wreszcie dowiadujemy się, co się wydarzyło – tuż przed połową książki – okazuje się, że tak naprawdę niewiele wiedzieliśmy o Paciorku, Bule, Serduszku i Bracie. Oni sami dowiedzą się także czegoś jeszcze, gdy podejmą decyzję, aby stawić się na pogrzebie wisielca.

Nienachalny szkicownik duszy

Urszula Stokłosa zdobywa serce uważnego czytelnika subtelnościami. Raz będzie to humor, celna puenta, innym razem zaś doskonały portret psychologiczny. Te portrety, wejrzenie w duszę, są niebywale precyzyjne. Aby nie być gołosłownym, zerknijmy na opis Marty, czyli Buły:

Marta, upewniwszy się, że życie toczy się nadal, wróciła do mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi balkonowe. Otworzyła paczkę chipsów i zjadła całą w kilka minut, a uczucie pustki, jakie ją po tym ogarnęło, było dojmujące.

I parę linijek dalej:

Pewną radość odnajdowała w jedzeniu. Kiedy jadła, świat stawał się na moment piękniejszy i gdyby nie to, że zaraz po tym dopadały ją wyrzuty sumienia o sile znacznie większej niż euforia, którą odczuwała podczas pochłaniania pizzy cztery sery, mogłaby przysiąc, że to prawdziwe szczęście. Któregoś dnia, podczas jednego z ataków sumienia, ujrzała przed sobą tańczące ciasteczka. Przetarła oczy i tłuste od gorgonzoli usta, lecz okrągłe wypieki z cukrem nie zniknęły. Od tamtego dnia pojawiały się jak na zawołanie, wraz z napadami obżarstwa, w parze z wyrzutami sumienia. Szybko jednak przywykła do tańczących ciasteczek. Po kilkunastu tanecznych występach zupełnie jej zobojętniały.

W tym opisie podjadania i zajadania emocji, aby wywołać emocję inną, mamy kunsztowny opis całej gamy stanów. Bohaterka przemieszcza się na swoistej sinusoidzie: od poczucia smutku, który trzeba zajeść cukrem, aby wywołać sztuczne poczucie radości, aż po następujące wyrzuty sumienia, aby finalnie zakończyć depresyjnym zobojętnieniem.

Podobnie ciekawy opis dotyczy Paciorka:

Od jakiegoś czasu próbował nazwać swoje uczucia. Czasami włączał tłumacza Google i pozwalał, żeby kobiecy głos raz po raz monotonnie czytał: Schuldefühle. Albo: sich schuldig fühlen. Wmawiał sobie, że to mu pomaga. Pomagało. Przynajmniej do następnego razu.

I tyle, i dość – chciałoby się napisać. Kto ma oczy do czytania, sam widzi. To jest proza subtelna, bez łopatologii, bez wyręczania bohaterów i czytelnika. I tak będzie do samego końca, nawet gdy pojawi się zło, a później zadynda wisielec.

Pod władzą wisielca

Ze wszystkich możliwych śmierci samobójczych Stokłosa wybrała akurat powieszenie. Pewnie są inne, równie skuteczne, ale to w wisielcu tkwi pewna zagadka. W postać wisielca jest wpisane wyzwanie rzucone światu: spójrzcie na mnie. Topielca czy resztek wydobytych spod pociągu nikt nie chce oglądać. Wisielec ogniskuje, przyciąga wzrok choćby przez to, że sam się wywyższa. Odchodzi, pozostawiając światu pewną zagadkę, nie jest to bowiem śmierć cicha, niezauważalna. W tym samobójczym akcie jest wyrażony manifest. To, co wisi, prosi się o złapanie, popchnięcie w ruch. Wiszący tańczy – tak, ale ze swej perspektywy, pionowej osi świata, to on nas wprawia w ruch, to my tańczymy. Wisielec dynda, zaprasza nas – patrzących – do własnego pląsu. Na wąską ścieżkę szubienicy, podstawionego krzesełka, samotnej gałęzi, z której nie ma ucieczki.

Zaciskająca się na szyi wisielca pętla zdaje się być żarłoczna i zagarniać także czwórkę bohaterów. No właśnie, czy na pewno czwórkę? Kiedy ciało nieboszczyka zostaje odcięte, a jego szyja wyswobodzona, wraz z nią uwolnione zostają określenia denata. Ojciec, wujek, mąż. Ale także, co szokujące w kontekście całej powieści, to właśnie wobec niego pojawia się po raz pierwszy określenie „niebożę”.

Niebożęta, czyli kto?

Tytuł powieści jest nie lada wyzwaniem. Można iść za radą Słownika Języka Polskiego i czytać „niebożęta” jako przestarzałą formę „biedactwa”. Można wrócić do czasów współczesnych i rozwinąć wstęgę „smutasów”, „loserów”, „przegrywów”, „ofiar losu” albo – moich ulubionych – „życiowych cielaków”. Ale można to słowo odczytać tak, jak jest napisane: jako rodzaj zanegowania Boga.

Buła, Serduszko, Paciorek i Brat dopóty pozostaną wiecznymi dziećmi, zaklętymi w dorosłej postaci, dopóki nie przetną pępowiny. W ich przypadku trafną metaforą może być też przecięcie wisielczego powrozu. Czy tak się stanie i czy to wystarczy, tego nie wiem. W ogóle bardzo dużo nie wiem po skończonej lekturze Niebożąt Stokłosy i po raz pierwszy bardzo mi się to podoba. Nie wiem bowiem, gdzie jest Bóg w tej historii, bo choć postacie siadają na stopniach kościoła, a nawet w jego ławach, niebo zdaje się zamknięte. Tak, w tym sensie bohaterowie są niebożętami. Nie wiem też, gdzie byli w tej historii strażnicy wartości – zarówno ci z mianowania Kościoła, jak i ci z mianowania rodzinnego. Zabrakło ich lub zdezerterowali, przyczyniając się do jeszcze jednego ze znaczeń niebożąt. Nie widzę też w Niebożętach definitywnego rozwiązania wszelkich sporów, jakiegoś czytelniczego katharsis, co podoba mi się, bo takie jest życie i już. Pozostaję zatem z całą masą emocji, zwłaszcza tych spod ciemnej gwiazdy: gniewu, bezsilności, płaczu i agresji. Bez zgody na wybaczenie i bez wiary w szczęśliwe życie bohaterów powieści. Mieszanka wybuchowa? To tylko Niebożęta Urszuli Stokłosy.

Kciuki jak zakładki do książki

I tu jest być może najlepsze miejsce, aby zapytać: czym jest ta powieść? Kryminałem – tak, ale takim trochę na opak. Horrorem – a jakże, ale na swoich zasadach, gdzie zło już odeszło, a teraz należy żyć ze zranieniami, których dokonało (co wcale nie jest mniej przerażające). Po prostu powieścią obyczajową? Tak, tylko to „po prostu” jest niewystarczające.

Słusznie nachwaliłem się tej książki, ale jeszcze mniej zdradziłem z jej fabuły. Tak musi być, aby i w czytelniku zadrgały te emocje, które stały się moim udziałem. Jeśli miałbym umiejscowić gdzieś Niebożęta, aby dać jednak jakieś przybliżenie, to wskazałbym taki trójkąt. Z jednej strony Żywoty świętych osiedlowych Lidii Amejko – ze względu na pewną gawędziarskość. Na pewno Stephen King i cała półka jego książek z dziecięcymi bohaterami – z ToSklepikiem z marzeniami na czele. Ostatni wierzchołek to Zeruya Shalev i jej Los – z powodu przeplatających się wzajemnie monologów bohaterów. Niebożęta są dokładnie w środku tego trójkąta. I jeśli raz na jakiś czas można zawiesić recenzencką obojętność, to czynię to właśnie teraz. Bardzo kibicuję Niebożętom i ich autorce, i pragnąłbym, aby namieszały w zabetonowanym środowisku literackim. A jeśli nie przekonały przyszłych czytelników moje nadmierne wywody i ekwilibrystyczne uniki, aby nie zdradzić zbyt wiele, to najważniejsze zdanie tej recenzji jest już na początku tekstu.

Urszula Stokłosa, Niebożęta, Wydawnictwo Janka, Pruszków 2023.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Marcin Cielecki, Wisielcza pępowina, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 227

Przypisy

  1. Wszystkie cytaty z utworów Cypriana Norwida przywołuję za wydaniem Pism wszystkich w opracowaniu Juliusza Wiktora Gomulickiego: C. Norwid, Pisma wszystkie, zebrał, tekst ustalił, wstępem i uwagami krytycznymi opatrzył J.W. Gomulicki, Warszawa 1971–1976, t. I–XI. Miejsca cytowanych tekstów oznaczam skrótem, w którym liczba rzymska oznacza tom, arabska – stronę.
  2. I. Sławińska, Sceniczny gest poety, Kraków 1960, s. 60.
  3. E. Kącka, Cyprian Norwid – William Butler Yeats. Poetyckość i świadomość społeczno-polityczna w dramacie [w:] Dramaty Cypriana Norwida. Teksty – konteksty – interteksty, pod red. W. Rzońcy i K. Samsela, Warszawa 2019, s. 248.
  4. J.W. Gomulicki, Rewia nieżywych serc. O „Miłości-czystej” Norwida [w:] tegoż, Zygzakiem. Szkice, wspomnienia, przekłady, Warszawa 1981, s. 477–484.
  5. I. Sławińska, O języku komedii Norwida (Próba postawienia problematyki), „Studia Norwidiana” 2006–2007, nr 24–25, s. 69, 75.
  6. Tamże, s. 70.
  7. J. Kristeva, Potęga obrzydzenia. Esej o wstręcie, tłum. M. Falski, Kraków 2007, s. 40.
  8. G. Halkiewicz-Sojak, Czy dramaty Norwida mogły być utworami skończonymi? [w:] Dramaty Cypriana Norwida. Teksty – konteksty – interteksty, s. 26.
  9. R. Barthes, Przyjemność tekstu, tłum. A. Lewańska, Warszawa 1997, s. 44.

Powiązane artykuły

27.04.2023

Pytania do samobójczyni

Czy  ja mogę spróbować tego smaku?

Wystarczy stanąć na nieujeżdżonym parapecie? 

Jak smakuje wtedy powietrze, gdy bez strachu?

Czy to smak pnia, kolumny, uziemienia?

Przez ubranie obok ubrań, najbardziej wierzchnie?

Jednorazowe, bezbarwne? 

Przez ubranie na ubraniu, ale tak skórzane jak trykot na akrobacie,

jak pięść zaciśnięta na kiju?

Czy ja mogę w to wąskie gardło? 

Czy powietrze przez moment w poprzek?

Na piórku? Na hamaku? 

Razem ze śnieżynkami koncertu Satiego,

które w poprzek, które jak w zabiegu tracheotomii,

tylko nie przez rurkę, śnieżynkami, 

pokrywkami, które nie mają swoich naczyń,

ale dźwięczą? I usypują łabędzie szyje? 

                  I nagle tym giętym puchem w poprzek?

Prawie się otrzeć o włączoną płytę Satiego?

Srebrna wirująca aureola przy nodze, biodrze, uchu,

nad głową? I puchem zdąży  w poprzek?

I przez chwilę jest dobrze, aż szczęśliwie?

Trafić precyzyjnie w sam środek bochenka,

aż drgnie stół?

We własne kości, jak w drobne wagony jeden na drugim? 

Porzucić ciało, zanim ono porzuci

i żadnej innej filozofii?

Wiersz pochodzi z tomu Rozdziały, z cyklu „Białe Requiem”.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Tamara Bołdak-Janowska, Pytania do samobójczyni, Czytelnia, nowynapis.eu, 2023

Przypisy

  1. Wszystkie cytaty z utworów Cypriana Norwida przywołuję za wydaniem Pism wszystkich w opracowaniu Juliusza Wiktora Gomulickiego: C. Norwid, Pisma wszystkie, zebrał, tekst ustalił, wstępem i uwagami krytycznymi opatrzył J.W. Gomulicki, Warszawa 1971–1976, t. I–XI. Miejsca cytowanych tekstów oznaczam skrótem, w którym liczba rzymska oznacza tom, arabska – stronę.
  2. I. Sławińska, Sceniczny gest poety, Kraków 1960, s. 60.
  3. E. Kącka, Cyprian Norwid – William Butler Yeats. Poetyckość i świadomość społeczno-polityczna w dramacie [w:] Dramaty Cypriana Norwida. Teksty – konteksty – interteksty, pod red. W. Rzońcy i K. Samsela, Warszawa 2019, s. 248.
  4. J.W. Gomulicki, Rewia nieżywych serc. O „Miłości-czystej” Norwida [w:] tegoż, Zygzakiem. Szkice, wspomnienia, przekłady, Warszawa 1981, s. 477–484.
  5. I. Sławińska, O języku komedii Norwida (Próba postawienia problematyki), „Studia Norwidiana” 2006–2007, nr 24–25, s. 69, 75.
  6. Tamże, s. 70.
  7. J. Kristeva, Potęga obrzydzenia. Esej o wstręcie, tłum. M. Falski, Kraków 2007, s. 40.
  8. G. Halkiewicz-Sojak, Czy dramaty Norwida mogły być utworami skończonymi? [w:] Dramaty Cypriana Norwida. Teksty – konteksty – interteksty, s. 26.
  9. R. Barthes, Przyjemność tekstu, tłum. A. Lewańska, Warszawa 1997, s. 44.

Powiązane artykuły

17.01.2023

Sznur

Długo zbierała pieniądze
co dzień zakupy: chleb, mleko, ser, jajka, ziemniaki
i złotówka do lewej kieszeni, zawsze jedna
w foliowy woreczek pod sukienki w szafie

Nikt oka nie zatrzyma na dziewczęcych fatałaszkach

Znowu wrócił ojciec

Nie chciała śmiesznie wyglądać na gimnastyce
ale upadła na podwórku, koleżankom mówiła
i śmiała się, że taka niezdarna, że bęc robi

I wróciła matka

Gdy się ma dziewięć lat, po cóż wiedzieć
że życie można układać z kimś inaczej
i świat, że może kogoś na co dzień już nie chcieć

I złotówka, i kieszeń, i worek
i pół roku jak wiek cały
Aż uzbierała

Taki sznur proszę w sam raz
by utrzymał trzydzieści kilogramów
i nie pękł

Na strychu, gdzie nikt nie hodował gołębi
świt kołysał ciało jak wahadło drewnianego zegara
a przeciąg właśnie zamierzał porwać kurz z podłogi

Wiersz pochodzi z tomu „Dzieci krótszej nogi Syzyfa”. Pozyskany w ramach programu Tarcza dla Literata. 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Dariusz Muszer, Sznur, Czytelnia, nowynapis.eu, 2023

Przypisy

  1. Wszystkie cytaty z utworów Cypriana Norwida przywołuję za wydaniem Pism wszystkich w opracowaniu Juliusza Wiktora Gomulickiego: C. Norwid, Pisma wszystkie, zebrał, tekst ustalił, wstępem i uwagami krytycznymi opatrzył J.W. Gomulicki, Warszawa 1971–1976, t. I–XI. Miejsca cytowanych tekstów oznaczam skrótem, w którym liczba rzymska oznacza tom, arabska – stronę.
  2. I. Sławińska, Sceniczny gest poety, Kraków 1960, s. 60.
  3. E. Kącka, Cyprian Norwid – William Butler Yeats. Poetyckość i świadomość społeczno-polityczna w dramacie [w:] Dramaty Cypriana Norwida. Teksty – konteksty – interteksty, pod red. W. Rzońcy i K. Samsela, Warszawa 2019, s. 248.
  4. J.W. Gomulicki, Rewia nieżywych serc. O „Miłości-czystej” Norwida [w:] tegoż, Zygzakiem. Szkice, wspomnienia, przekłady, Warszawa 1981, s. 477–484.
  5. I. Sławińska, O języku komedii Norwida (Próba postawienia problematyki), „Studia Norwidiana” 2006–2007, nr 24–25, s. 69, 75.
  6. Tamże, s. 70.
  7. J. Kristeva, Potęga obrzydzenia. Esej o wstręcie, tłum. M. Falski, Kraków 2007, s. 40.
  8. G. Halkiewicz-Sojak, Czy dramaty Norwida mogły być utworami skończonymi? [w:] Dramaty Cypriana Norwida. Teksty – konteksty – interteksty, s. 26.
  9. R. Barthes, Przyjemność tekstu, tłum. A. Lewańska, Warszawa 1997, s. 44.

Powiązane artykuły

04.05.2022

Za późno

zbudowałeś dom
zasadziłeś drzewo
spłodziłeś syna
na podobieństwo swoje

nie dla siebie
chciałeś lepszego jutra
odwilż zabrała dom
powaliła drzewo

syn poszedł w kajdany
pokazał
urobione do krwi
dłonie

pobliska rzeka
stała się jedynym
wybawieniem

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Marta Świderska-Pelinko, Za późno, Czytelnia, nowynapis.eu, 2022

Przypisy

  1. Wszystkie cytaty z utworów Cypriana Norwida przywołuję za wydaniem Pism wszystkich w opracowaniu Juliusza Wiktora Gomulickiego: C. Norwid, Pisma wszystkie, zebrał, tekst ustalił, wstępem i uwagami krytycznymi opatrzył J.W. Gomulicki, Warszawa 1971–1976, t. I–XI. Miejsca cytowanych tekstów oznaczam skrótem, w którym liczba rzymska oznacza tom, arabska – stronę.
  2. I. Sławińska, Sceniczny gest poety, Kraków 1960, s. 60.
  3. E. Kącka, Cyprian Norwid – William Butler Yeats. Poetyckość i świadomość społeczno-polityczna w dramacie [w:] Dramaty Cypriana Norwida. Teksty – konteksty – interteksty, pod red. W. Rzońcy i K. Samsela, Warszawa 2019, s. 248.
  4. J.W. Gomulicki, Rewia nieżywych serc. O „Miłości-czystej” Norwida [w:] tegoż, Zygzakiem. Szkice, wspomnienia, przekłady, Warszawa 1981, s. 477–484.
  5. I. Sławińska, O języku komedii Norwida (Próba postawienia problematyki), „Studia Norwidiana” 2006–2007, nr 24–25, s. 69, 75.
  6. Tamże, s. 70.
  7. J. Kristeva, Potęga obrzydzenia. Esej o wstręcie, tłum. M. Falski, Kraków 2007, s. 40.
  8. G. Halkiewicz-Sojak, Czy dramaty Norwida mogły być utworami skończonymi? [w:] Dramaty Cypriana Norwida. Teksty – konteksty – interteksty, s. 26.
  9. R. Barthes, Przyjemność tekstu, tłum. A. Lewańska, Warszawa 1997, s. 44.

Powiązane artykuły

20.04.2022

W poszukiwaniu szczęścia

Jego śmierć nikogo nie zaskoczyła,
emigrant dlaczego miałby mieć szczęście
na drugim końcu świata.
Słaby angielski,
pchał taczki z zaprawą murarską,
mył okna w najwyższych wieżowcach,
nosił półtusze cięższe od siebie.
Dużym wysiłkiem zdobył dach nad głową
łóżko, koc, łyżkę
kręgosłup nie wytrzymał.
Stracił pracę i zastanawiał się
kim byli budowniczowie Nowego Yorku,
kto malował usta tego miasta?
Kręcił się tu i tam,
spotkał paczkę ziomków pechowców
zaprawionych w piciu.
Już razem zamieniali zimy w wiosny,
lato w jesień
i tak stracił dach nad głową,
łóżko, koc, łyżkę.
Przyszła pora by z tym skończyć – powiedział,
dotrzymał słowa.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Rachel Schancer, W poszukiwaniu szczęścia, Czytelnia, nowynapis.eu, 2022

Przypisy

  1. Wszystkie cytaty z utworów Cypriana Norwida przywołuję za wydaniem Pism wszystkich w opracowaniu Juliusza Wiktora Gomulickiego: C. Norwid, Pisma wszystkie, zebrał, tekst ustalił, wstępem i uwagami krytycznymi opatrzył J.W. Gomulicki, Warszawa 1971–1976, t. I–XI. Miejsca cytowanych tekstów oznaczam skrótem, w którym liczba rzymska oznacza tom, arabska – stronę.
  2. I. Sławińska, Sceniczny gest poety, Kraków 1960, s. 60.
  3. E. Kącka, Cyprian Norwid – William Butler Yeats. Poetyckość i świadomość społeczno-polityczna w dramacie [w:] Dramaty Cypriana Norwida. Teksty – konteksty – interteksty, pod red. W. Rzońcy i K. Samsela, Warszawa 2019, s. 248.
  4. J.W. Gomulicki, Rewia nieżywych serc. O „Miłości-czystej” Norwida [w:] tegoż, Zygzakiem. Szkice, wspomnienia, przekłady, Warszawa 1981, s. 477–484.
  5. I. Sławińska, O języku komedii Norwida (Próba postawienia problematyki), „Studia Norwidiana” 2006–2007, nr 24–25, s. 69, 75.
  6. Tamże, s. 70.
  7. J. Kristeva, Potęga obrzydzenia. Esej o wstręcie, tłum. M. Falski, Kraków 2007, s. 40.
  8. G. Halkiewicz-Sojak, Czy dramaty Norwida mogły być utworami skończonymi? [w:] Dramaty Cypriana Norwida. Teksty – konteksty – interteksty, s. 26.
  9. R. Barthes, Przyjemność tekstu, tłum. A. Lewańska, Warszawa 1997, s. 44.

Powiązane artykuły

14.04.2022

Nowy Napis Co Tydzień #147 / Powieść (nie tylko) sentymentalna

Uwaga! Tekst zawiera spoilery.

Pierwsze wrażenia

Przed rozpoczęciem lektury debiutu Jacka Paśnika obawiałem się, że zetknę się z literaturą naiwnie sentymentalną. Strach podjudzała promocja wydawnicza Dzieci, podkreślająca ich pokoleniowy charakter i każąca wierzyć, że jest to „powieść pełna błyskotliwych spostrzeżeń oraz ożywczych metafor, w której odbijają się doświadczenia milenialsów oraz przedstawicieli i przedstawicielek pokolenia Z”. Nie mogłem uwierzyć w to, że jeden utwór może oddać krajobraz życiowy dwóch tak obszernych, zróżnicowanych grup. Nie zachęcał też blurb Olgi Drendy, ponieważ właściwie niczego mi nie mówił – miałem wrażenie, że służy tylko temu, żeby umieścić na okładce jej nazwisko (przy jednoczesnym abstrahowaniu od jej działalności związanej z czymś więcej niż estetycznymi zdjęciami artefaktów minionych czasów). Wydaje się to służyć budowaniu grupy docelowej, która miałaby się składać z nostalgików.

Tęsknota za rzeczywistością materialną mojego dzieciństwa jest mi obca. Właściwie czuję pretensję, że musiałem dorastać wśród szmelcu zepchniętego z zachodu na wschód i wciąż istniejących wykwitów jeszcze dawniejszych czasów. Choć w dzieciństwie uwielbiałem anime Pokémon, dzisiaj czuję się tym dziwnie oszukany, ponieważ dało się z czasem poznać jako byle jak zrobioną reklamą serii gier.

Okazało się jednak, że Dzieci doskonale współgrają z moim sceptycyzmem wobec nostalgii za czasami dzieciństwa.

Gawęda

Było to nieopodal miejsca, w którym Wariat złożył ubrania w kostkę.

O tym za chwilkę, rozumiem, przepraszam. Tutaj? W porządku. Nie, nie za twardo, dziękuję. Nie no, spróbuję. Sporo pamiętam. Trochę znam z opowieści, resztę sobie dopowiem. Jeszcze chwilkę? Dobrze. Zaraz, tak? Czy to już?

Tak zaczyna się powieść Paśnika. Łudząco to przypomina pierwsze akapity Traktatu o łuskaniu fasoli:

Przyszedł pan fasoli kupić? Do mnie? To przecież w każdym sklepie dostanie pan fasoli. 

Ale proszę, niech pan wejdzie. Psów się pan boi? Niech się pan nie boi. Obwąchają pana tylko. Kto pierwszy raz, muszą go obwąchać. Żebym to ja wiedział. Nie uczyłem ich tego. Same z siebie tak. Pies, jak człowiek, jest nieprzenikniony. Pan ma psa? To powinien pan mieć. Od psa można się dużo nauczyć. No, siadł, Reks, siadł, Łaps. Dosyć.  

Ta korelacja może być przypadkowa, choć obydwie powieści dotyczą wspominania i są utrzymane w duchu gawędy. Jednak w Dzieciach sprawy mają się nieco inaczej, tutaj gawędziarski ton nie jest niezbędny dla całej opowieści, jest tylko pewnego rodzaju grą, stylizacją. Tą konwencją już nie opowiada się tak, jak u pisarzy z pokolenia Myśliwskiego i starszych. Dziś stanowi ona pewnego rodzaju zabytek. Jedni pisarze stylizują na nią swoje dzieła (Radek Rak, Wit Szostak), a inni biorą ją w ironiczny cudzysłów i aktualizują zestaw przynależnych jej słów (taką grę z gatunkiem gawędy prowadzą Jakub Baran i Piotr „Puldzian” Płucienniczak w swoich tekstach eseistycznych, jak i ukrywający się pod pseudonimem „Popularza” autor Gesta biedronis – przy którego wydaniu dwaj poprzedni brali udział). Tego typu zabieg jest czymś nienaturalnym w kontekście tego, jak dziś się pisze i mówi; jako stylizacji służy usadowieniu czytelnika w kontekście prozy historycznej. Jeśli mówimy o ironicznej grze z gawędą, to wchodzimy w przestrzeń, w której nawet styl podlega krytyce. Jeśli u Myśliwskiego „gadana” narracja jest tym, co stałe, to u Paśnika jest żartem, parodią – taką samą parodią, jaką jest opisana rzeczywistość materialna.

Narracja i świat przedstawiony

Pierwszy rozdział stanowi swego rodzaju Genesis dla świata powieści (już tytuł Kamień węgielny to sugeruje); mamy tu historię ojca bohatera, opis realiów życia końca PRL i obraz robót budowlanych. Powszechny, betonowy chaos, świat in statu nascendi.

W rozdziale Żebro świat przedstawiony już się konstytuuje na drodze transformacji ustrojowej. Powstaje Szpital Kosmos, gdzie ojciec przejmuje aptekę i zaczyna karierę drobnego biznesmena.

Momentami miałem nieodparte wrażenie, że narratorów jest dwóch. Pierwszy to Teodor, główny bohater – a drugi jest specjalistą-duchologiem. Zauważyłem, że narracja raz po raz odrywa się od spraw głównego bohatera i jego rodziny w celu opisania wyszukanych, specjalistycznych kwestii związanych z przebiegiem transformacji ustrojowej, z architekturą, czy przytaczania wręcz koneserskich opisów produktów.

Właściwie w dalszych partiach powieści Teodor-narrator ma niewiele więcej do powiedzenia. Jego wspomnienia często się urywają, są typowe i nieinteresujące. Nie poznajemy go – trudno się czegokolwiek o nim dowiedzieć, co nie byłoby osobliwą cechą wyglądu (wiemy, chociażby, że ma nadzwyczaj wielkie stopy). Przeważającą przestrzeń narracyjną zajmują opisy produktów i mediów. Narrator-ducholog, specjalista od produktów, mediów i architektury, wypiera dorastającego chłopaka i jego życie.

Rzeczy, artefakty i Wiesław Myśliwski

Podobnie jak w powieściach Wiesława Myśliwskiego, każdy rozdział Dzieci posiada swojego sokoła. Takie zestawienie opisu dzieciństwa przełomu lat 2000–2010 ze wspomnieniami z przełomu lat 40. i 50. prezentuje się dość ciekawie. U autora Kamienia na kamieniu przedmioty są zazwyczaj przede wszystkim funkcjonalne. Skórzany but z Widnokręgu jest istotny jako but. Dowiadujemy się, jak wyglądał, z jakiej konkretnie skóry został zrobiony (co wiązało się z istotnym szczegółem fabularnym), wiemy, jaką miał wartość, ale na tym się to kończy; najważniejsze jest, że kwestia buta ewokowała perypetie, emocje i tak dalej. U Paśnika but jest ciekawszy od głównego bohatera. Masowo produkowany, gumowo-tekstylny trampek ma bardziej złożoną historię niż Teodor i można o nim wiele opowiedzieć. O jego cenie, genezie, skąd wziął się jego projekt, jakie miał i ma znaczenie w społeczeństwie, czy też jak wygląda jego produkcja. Rozdział Trampki na żółtej podeszwie jest w całości mu poświęcony, dzięki czemu tytułowy but zyskuje więcej osobowości niż większość bohaterów Dzieci (z narratorem na czele).

Tak tu jest ze wszystkim, co materialne. Nieważne, czy mówimy o figurkach z plastiku, czy o spiraconych grach komputerowych. Jest wrażenie, że każdą taką duchologiczną refleksję można prowadzić jeszcze dłużej i dłużej, za to ludzie są tu zazwyczaj nudni i powtarzalni. Przez całą powieść ciągnie się kpina z tego, jak pod koniec pierwszego tysiąclecia Polacy drastycznie zmienili repertuar dziecięcych imion, wybierając te mniej typowo polskie, brzmiące – w pewnym sensie – neutralnie („Przyglądałem się moim szkolnym koleżankom i kolegom, Klaudiom i Kubom, i cieszyłem się, że mam na imię Teodor, bo – jeśli się dobrze orientowałem – na trzydzieści osób w klasie Klaudii było czternaście, obok nich jeszcze Magdalena, a Kubów dwunastu”).

Z tej szarej, ludzkiej masy Klaudii i Kubów wyłania się jedna osobliwa postać.

Trickster

Adam po raz pierwszy – przynajmniej z imienia – pojawia się w rozdziale Parasolka z bibuły. W toku przewidywalnej, ułożonej narracji już wtedy wprowadza destrukcję i zamieszanie w świat przewidywalnie poukładanych zachowań i obiektów. W przemyślany, subtelny sposób dzieli kalendarz z papieżem na trzydzieści siedem elementów, a swój szwajcarski zegarek rozbiera na najdrobniejsze części. Symbolizuje to również jego funkcję narracyjną, ponieważ jego postać w podobny sposób dekonstruuje treść całej powieści.

Już przy pierwszej prezentacji jego rola przestaje ograniczać się do powiązań z jakimś atrybutem epoki, jak ma to miejsce w przypadku większości bohaterów. On robi coś, co naprawdę wychodzi poza porządek rzeczy: przy pierwszej komunii świętej, kiedy wszyscy ośmio-dziewięciolatkowie grzecznie przełykają eucharystię, on dopuszcza się bluźnierczego gestu. W trakcie pokomunijnego bankietu wypluwa na oczach wszystkich opłatek, by udowodnić, że „nie ma żadnego ciała Chrystusa”. Wtedy zostaje ochrzczony jako „Wariat”.

Od jego pojawienia się narracja staje się mniej skupiona na opisie rzeczywistości materialnej, choć w znacznym stopniu taka pozostaje. Teodor oraz jego przyjaciele, Dawid i Szymon, razem z Adamem spędzają czas poza szkołą. Oglądają Szybkich i wściekłych, piją pierwszy alkohol i za każdym razem „Wariat” robi coś osobliwego. Ze swoim stylem, koszulką ze smokiem, żelowanym irokezem i trampkami na żółtej podeszwie stanowi uosobienie swojej epoki, ale, przewrotnie, nie jest doskonałym jej produktem tak jak inni bohaterowie.

Postać Adama jest uosobieniem dzieciństwa, a jego samobójcza śmierć stanowi dla bohatera doznanie jak z klasycznej powieści Bildungsroman. Poprzez tak drastyczne zdarzenie świadomość narratora zostaje naznaczona traumą i kończy się jego dzieciństwo. Zaraz po nim zostaje wprowadzony bardzo krótki rozdział przestawiający rewolucję w świecie powieści – pojawienie się smartfonów. Po kolejnym rozdziale, przedstawiającym mniejszą rewolucję, czyli telewizor plazmowy, powieść dokonuje dużego skoku w przód do czasów studenckich narratora. Nagły przeskok do wczesnej dorosłości i do zaburzonych, poprzez tragiczne wspomnienie, interakcji z przyjaciółmi z gimnazjum daje znać o tym przerwaniu.

Traumatyczny charakter zdarzenia podkreśla również fraza: „Wariat złożył ubrania w kostkę”, powtarzana w różnych konfiguracjach przez całą relację Teodora. Tak też zaczyna się powieść, od wspomnienia tragedii.

Wrażenia po przeczytaniu

Dzieci Jacka Paśnika to powieść żałobna. Opłakuje dzieciństwo, przemijanie, produkty, ale i człowieka. Mniej więcej tak pomyślałem po zakończeniu lektury. Jak już mówiłem we wstępie, bałem się, że będzie to powieść naiwnie sentymentalna, ale moje lęki okazały się chybione. Nostalgia jest, ale w rozsądnych ilościach. Autor wziął pod rozwagę – choć nie bezpośrednio, co bardzo szanuję – jeden z wielkich problemów późnego kapitalizmu. W nostalgicznej powieści o dzieciństwie wspominane są produkty, reklamy i projekty budowlane: życie dziecka nie jest już jego życiem, a historią konsumowanych produktów. Do tego te rzeczy nie są zbyt wysokiej jakości, to wszystko rupiecie, którymi zalano rynki zbytu byłego bloku wschodniego oraz pozostałości po PRL i transformacji.

Jedyne, co może zaciekawić czytelnika w głównym bohaterze, to jego trauma po zmarłym przyjacielu – ciekawszy jest od niego nawet wspomniany gumowo-tekstylny trampek. Jedyna postać wyłamująca się z grona schematycznych, jednoimiennych kolegów – musiała umrzeć. Czy musimy się bać tak tragicznych unifikacji? Zalewu Klaudii i Kub, śmierci Adamów? Całe szczęście najpopularniejszymi imionami 2021 roku były: Zuzanna, Zofia, Antoni, Jan. Może jest jeszcze jakaś nadzieja?

Jacek Paśnik, Dzieci, W.A.B., 2022.

Zachęcamy do słuchania rozmowy z Jackiem Paśnikiem w dwunastym odcinku Nowego Gramofonu.

 Dzieci_Okladka

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Filip Matwiejczuk, Powieść (nie tylko) sentymentalna, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 147

Przypisy

  1. Wszystkie cytaty z utworów Cypriana Norwida przywołuję za wydaniem Pism wszystkich w opracowaniu Juliusza Wiktora Gomulickiego: C. Norwid, Pisma wszystkie, zebrał, tekst ustalił, wstępem i uwagami krytycznymi opatrzył J.W. Gomulicki, Warszawa 1971–1976, t. I–XI. Miejsca cytowanych tekstów oznaczam skrótem, w którym liczba rzymska oznacza tom, arabska – stronę.
  2. I. Sławińska, Sceniczny gest poety, Kraków 1960, s. 60.
  3. E. Kącka, Cyprian Norwid – William Butler Yeats. Poetyckość i świadomość społeczno-polityczna w dramacie [w:] Dramaty Cypriana Norwida. Teksty – konteksty – interteksty, pod red. W. Rzońcy i K. Samsela, Warszawa 2019, s. 248.
  4. J.W. Gomulicki, Rewia nieżywych serc. O „Miłości-czystej” Norwida [w:] tegoż, Zygzakiem. Szkice, wspomnienia, przekłady, Warszawa 1981, s. 477–484.
  5. I. Sławińska, O języku komedii Norwida (Próba postawienia problematyki), „Studia Norwidiana” 2006–2007, nr 24–25, s. 69, 75.
  6. Tamże, s. 70.
  7. J. Kristeva, Potęga obrzydzenia. Esej o wstręcie, tłum. M. Falski, Kraków 2007, s. 40.
  8. G. Halkiewicz-Sojak, Czy dramaty Norwida mogły być utworami skończonymi? [w:] Dramaty Cypriana Norwida. Teksty – konteksty – interteksty, s. 26.
  9. R. Barthes, Przyjemność tekstu, tłum. A. Lewańska, Warszawa 1997, s. 44.

Powiązane artykuły

23.09.2021

Nowy Napis Co Tydzień #119 / Tropami Norwidowskiej Palmyry (i o wiele dalej) albo w poszukiwaniu języka Norwidowskiej komedii

1.

Palmyra to miasto w Syrii, w wiekach XVII–XIX cieszące się niemałą sławą pośród podróżujących Europejczyków – amatorów przygód, archeologów i znawców starożytności. To nie przypadek, że tym akurat imieniem opatruje Norwid w jednym ze swoich dramatów [Hrabinie Palmyrze] (najprawdopodobniej wciąż jeszcze młodą) wdowę, przyjmującą w wigilię trzeciej rocznicy samobójstwa pierwszego męża sześciu kolejnych epuzerów – a zatem kandydatów do ręki. Oto, jak kobieta zaleca się do jednego z nich w osobliwej i dwuznacznej autoprezentacji:

O! baronie, baronie! Nie pogardź mną, proszę,
Na kuferku opartą zastając Palmyrę.
W wiekach średnich wstydzono się rachować grosze,
Choć z królów trzech był taki, co unosił mirrę.
Złoto dziś jest już treścią, jest symbolem pracy,
Jest poezją, o której nie wiedzą próżniacy…
– Mamże słuszność? czy tylko mówię to z powodu,
Że rachmistrzowski urząd pełniłam od młodu,
Czego już może wcale nie bywa u Sasów,
Zwłaszcza w zamożnych domach…

(IV 311–312)Wszystkie cytaty z utworów Cypriana Norwida przywołuję za wydaniem Pism wszystkich w opracowaniu Juliusza Wiktora Gomulickiego: C. Norwid, Pisma wszystkie, zebrał, tekst ustalił, wstępem i uwagami krytycznymi opatrzył J.W. Gomulicki, Warszawa 1971–1976, t. I–XI. Miejsca cytowanych tekstów oznaczam skrótem, w którym liczba rzymska oznacza tom, arabska – stronę.[1]

Trudno w podobnej charakterystyce oddzielić ziarno prawdy od złudzenia. Palmyra bawi się iluzją, którą wytwarza, nieprzypadkowo zresztą przywołując w swojej sytuacji kontekst wędrówki Trzech Królów (o czym za chwilę). Czy rzeczywiście była niegdyś młodą rachmistrzynią? Czy legitymuje ją oryginalne saskie pochodzenie, jak wydaje się tutaj sama sugerować? Może najprościej odpowiedzieć wpierw na pytanie, komu aż tak bardzo hrabina pragnie się przypodobać. Mężczyzna obdarzany w tym wypadku dość uderzającą atencją kobiety (powściągliwej oraz chłodnej wobec wszystkich pozostałych zalotników) nazywa się Glückschnell. To postać w Norwidowskiej dramaturgii lat sześćdziesiątych nieustannie oraz uporczywie nawracająca, najpierw w [Hrabinie Palmyrze], następnie stale przywoływana w Aktorze, po raz ostatni – „nawiedzająca” Za kulisami. Norwidowska figure obsessionelle? Poniekąd tak. Krył się pod nią głośny „paryski multimilioner”, jak nazywa go Juliusz Wiktor Gomulicki – czyli Jules-Isaak Mirès, którego spektakularne bankructwo skutecznie na pewien czas rozpaliło wyobraźnię literatów-Paryżan, na czele z zainspirowanymi jego upadkiem komediopisarzami – takimi jak Emil Augier. Dla Gomulickiego finał losów Palmyry zdawał się oczywisty: „bankructwo Glückschnella [bo naturalnie jego wybrałaby] miało pociągnąć za sobą zubożenie Palmyry, a w następstwie paniczną ucieczkę wszystkich jej utytułowanych zalotników” (V 387). Przy wdowie pozostać miał jedynie Gabriel Rizzio, artysta-muzyk regularnie udzielający kobiecie lekcji fortepianu, podkochujący się w hrabinie od lat. Rizzio tworzy oratorium, a zarazem wielbi włoski konceptyzm (concetti), to i tak nie zmienia jednak jego niskiej opinii o samym sobie: „rubaszny jestem, jestem prawie dziki, / Jestem… co pani zechce… lecz mówię z natchnienia” (IV 305).

Powróćmy jeszcze do wątku Trzech Królów wywołanego przez Palmyrę w obecności Glückschnella. Norwid nieprzypadkowo nawiązuje do niego akurat w wypowiedzi hrabiny, czyni ją bowiem w ten sposób… świętokradczo dwuznaczną. Dlaczego? Po pierwsze – z powodu opozycji dwóch adoracji: adoracji Boga i kobiety. Sześciu mężczyzn adorujących Palmyrę powiązanych zostaje w komedii Norwida z sześcioma charakteryzującymi ich przedmiotami na tej samej zasadzie, na jakiej Trzej Królowie adorujący Chrystusa związani zostają z darami mirry, kadzidła oraz złota. Nadejście każdego mężczyzny poprzedzone zostaje wprowadzeniem przedmiotu go charakteryzującego (mapą, dziennikiem, skrzynkami żelaznymi, nargilami, a nawet Almanachem Gotha). Wprowadzającą jest tu tajemnicza karpacka poufna Palmyry Marta („Lecz pan nie wie, że u nas zimniej jest w Karpatach”, powiada Marta do Rizzia w scenie pierwszej dramatu, IV 299). Dlaczego jej karpackie pochodzenie jest tak istotne? Z prostej przyczyny – napotkana właśnie w Karpatach Cyganka-kabalarka obiecała Palmyrze rozwiązanie zagadki samobójczej śmierci jej męża. Dopiero po całkowitym zrozumieniu powodów targnięcia się mężczyzny na własne życie Palmyra gotowa będzie przyjąć oraz wysłuchać swoich zalotników. Norwid nie ujawnia oczywiście ostatecznie, czy to Marta jest osobą, którą trzy lata wcześniej w Karpatach Palmyra miała na swojej drodze napotkać, osobą z Karpat sprowadzoną i przywiedzioną za hrabiną do Europy:

Pani! – niechże wiem chociaż, czy to prawda szczera,
Że dziś jest wilia trzecia i ostatnia z rzędu,
Wilia dnia, który dla niej zagadkę zawiera,
Niezbadaną, a ważną z wszelakiego względu.
Czy wierzyć mam, że jakaś Cyganka w Karpatach
Napotkana zaklęła ją swoją kabałą
I że za godzin kilka, to jest po trzech latach,
Prawdę zaklęcia tego ujrzysz pani całą […]

(IV 305)

Marta zresztą to postać ze wszech miar fascynująca. Zdradza cechy wielu Norwidowskich poufnych. Pochodzi z obcego kraju i obcej krainy, dokładnie tak samo jak Magdalena Tomir, poufna Marii Harrys z późniejszego dramatu Norwida Pierścień Wielkiej-Damy („Matka moja jest z tej szlachty polskiej, / Co przybyła z Armenii…”, wyznaje Magdalena Szelidze, V 243). Norwidowska autointertekstualność nie ominęła również postaci Rizzia, który może wyraźnie kojarzyć się z B. z Menego, jedną z najtragiczniejszych postaci Norwidowskiej noweli. Zasada skojarzenia obu mężczyzn ze sobą jest w [Hrabinie Palmyrze] wyjątkowo kunsztowna. Aby docenić poziom jej wyrafinowania, należałoby jednak przypomnieć dokładnie kontekst Menego. Artysta-malarz B. (pierwowzorem tej postaci był Tytus Byczkowski) przyzywa kelnera weneckiej kawiarni, niewłaściwie akcentując włoskie słowo menego. Kelner bezlitośnie wyśmiewa usłyszaną pomyłkę, artysta bowiem, zamiast wezwać kuchnię, krzyknął, że się topi. Nazajutrz rano rzeczywiście utopionego mężczyznę znajdują gondolierzy nad Lido:

Tu się B. z krzesła podniósł i zawołał: „Menego!” – ale że nie weneckim iloczasem, lecz po polsku me-nego przedłużając, więc podchwycił chłopiec: „Jak to, panie? jak to, topisz się, panie… (bo me nego – „topię się” w weneckim znaczy dialekcie), jak to? – jeszcze powtórzył – a wszakże dziś gondole po kościele Świętego Marka nie pływały i suchutko w kawiarni.”

 

Buffone – odrzekł B. – buffone! – i wyszliśmy z kawiarni…

 

(VI 170)

Sytuację B. z Menego zdaje się „powtarzać” Rizzio w konfidencjonalnym dialogu z Palmyrą. Poprzez autointertekstualne odniesienia do noweli Norwida o artyście-samobójcy słowa weneckiego muzyka oraz korepetytora hrabiny nabierają tyleż nieoczekiwanej, co niepokojącej analogii i głębi. Osamotnienie B. i osamotnienie Rizzia zdają się tutaj wręcz lustrzane, B. swe me nego wypowiada w obecności nieżyczliwego mu kelnera, Rizzio – w otoczeniu swojej uczennicy i obiektu westchnień, w bliskości Palmyry wręcz, choć wciąż – na stronie:

…Widzę, że ją drażnię:
Obliczyłem wszelako słowa i godziny,
A darować bym sobie do grobu nie zdołał,
Gdybym tonąc, przynajmniej: Tonę!” – nie zawołał.

(IV 305)

2.

Nikt tak jak Norwid nie potrafi w tej epoce zdać relacji z głębi dramatu inności, nie tylko w wymiarze tożsamościowym i kulturalnym, również – kulturowym, a także kolonialnym. [Hrabina Palmyra] zaleca się do swojego uważnego czytelnika przede wszystkim szokującą metaforyką owadzią. Imaginarium tego rodzaju używają kobiety przeciwko mężczyznom. Przeciwko, a zarazem – dla ich instrumentalizującego opisu. Prosząc Glückschnella o wybaczenie oraz cierpliwość, Palmyra porównuje swojego kolejnego absztyfikanta, który już wyczekuje hrabiny, do plamiącego „wschodniego motyla”. Traf chce, ażeby człowiek-ćma, o którym kobieta wyrażała się tak uderzająco, był rzeczywiście – człowiekiem Orientu:

Baronie – daj mi wolną chwilę,
Bym przed obiadem przyjąć mogła Indianina,
Ludzie albowiem wschodni to wschodnie motyle,
Których zaledwo dotkniesz, wraz plama się wszczyna:
Pierzchliwi i subtelni – przyjm więc pożegnanie,
Jak brat, Europejczyk…

(IV 313)

To znamienne, że właśnie scena rozmowy Palmyry z Bej Ali-Kurchanem nie została przez poetę stworzona (w rękopisie braknie odpowiadającej temu dialogowi – sceny piątej). Brak także sceny między wdową a Admirałem, właścicielem brazylijskich kolonii, jak zdradza na jego temat w scenie szóstej tekstu Don Smoktani, servente, to znaczy zaufany sługa domu. To mógł być zupełnie inny utwór. Protekcjonalne najpewniej dialogi Palmyry z Ali-Kurchanem czy Admirałem, jeśliby powstały, mogły przewartościować wymowę całego tekstu, głęboko nasycić go, a nawet spoić tematem kolonialnym, który w świadomości Norwida coraz częściej i wyraźniej sytuował się w tamtym czasie na tle pisywanych przez niego dramatów. Na przykład do wojny kolonialnej w Algierii nawiązał Norwid wprost w pierwszych rzutach dyptyku dramatycznego Tyrtej-Za kulisami – Malcher z Omegiem, oglądający fantastyczny przemarsz Partenian, porównywali ożywioną starożytną armię do Legii Cudzoziemskiej stacjonującej we francuskich terytoriach zamorskich w Algierii:

MALCHER

Wypróbowali, panie, szabel, wypróbowali… ale co rzekli między sobą? – nie rozumiem – jedno myślę, że tędzy ludzie – – i coś, razem, podobni do owego etranżerskiego-legionu, który w Algerii widzieliśmy…

 

OMEG

porywając go za ramię

Chłopca z końmi wołaj mi wraz – uchodźmy!

 

(IV 470)

Powróćmy jednak do [Hrabiny Palmyry] oraz… powiązanej z dramatem metaforyki owadziej cechującej przede wszystkim – wyobraźnię kobiet. Ważnym obowiązkiem Marty usługującej Palmyrze jest nie tylko anonsowanie kolejnych „faworytów” hrabiny, ale także, niejako pars pro toto, uprzedzanie ich nadejścia wprowadzaniem pokojarzonych z mężczyznami przedmiotów (tak jak w przypadku Trzech Króli adorujących Chrystusa za pomocą kadzidła, złota oraz mirry). Poufna Palmyry utyskuje na swój los, uskarżając się, że śni już koszmary z udziałem kolejnych rekwizytów mających przywoływać kolejnych zalotników wdowy:

– Czasem się nieskończenie z mego cieszę stanu,
Ja – biedna!…
Siada na krześle przy fortepianie
                …lubo częściej śnię tych sześć foteli –
Mapy – dzienniki – skrzynki żelazne – nargile –
Almanach Gotha… włażą do mnie – do pościeli,
Jak gady pełzające lub nocne motyle,
Których odegnać trudno…

(IV 297)

Skrzynka żelazna – to Glückschnell. Mapy kolonialne – Admirał. Dzienniki mają dopomóc w przypodobaniu się Konsulowi. Almanach Gotha to znany „Almanach Gotajski”, rocznik genealogiczny Justusa Perthesa obejmujący katalogi najdawniejszej szlachty ziem niemieckich (wydawnictwo miałoby dopomóc w zaskarbieniu sympatii Szambelana Sobomira). Nargile wreszcie uszykowane zostały na nadejście człowieka Orientu, a więc Bej Ali-Kurchana. Oczywiście Marta – mówiąc o „gadach pełzających” oraz „nocnych motylach”, które „włażą jej do pościeli” – ma na myśli, w planie wyrażania, przedmioty. Równocześnie jednak, w planie wielkiej metonomicznej paraboli jej stłumień i wyparć, w planie symbolizowanej treści – gadami i motylami karpacka służka hrabiny określa nachodzących dom mężczyzn, nad którymi zmuszona została (niejako) sprawować kontrolę.

Wielkość Norwida-dramaturga ujawnia się nader często w podobnych szeregach kontrastów, analogicznych do tych, które tutaj już wskazano. W planie akcji scenicznej poeta mistrzowsko realizuje napięcia dialogowe ewokowane na linii treści oraz wyrażania. „Zaledwo dotkniesz, wraz plama się wszczyna”, tymi słowami Palmyry można by opisać finezję dwuznaczności wszelkich Norwidowskich sytuacji dramatycznych. Poeta nie pozostawia ich bez komentarza, chociaż – przyznajmy – potrafi ów komentarz wypowiadać bezgłośnie, zwłaszcza gdy usiłuje tworzyć wyrafinowane współczesne komedie swojego czasu. Być może jego rzeczywisty talent obserwacji oraz biegłość opisu mogły wyrazić się zupełnie gdzie indziej – nie w konterfektach „galerników wrażliwości”, takich jak Gabriel Rizzio czy też Mak-Yks z Pierścienia Wielkiej-Damy, ale w portretach nie-Europejczyków (autorowi Quidama zawsze bliski pozostawał temat innego oraz obcego). Nie dziwmy się podobnemu hipotetycznemu co najwyżej (siłą rzeczy) rozważaniu. Owszem, [Hrabina Palmyra] jest ledwie szczątkiem dramatycznej całości (ocalało tylko sześć scen pierwszego aktu), lecz szczątkiem rozpalającym wyobraźnię. Szczątkiem usprawiedliwiającym jej odyseję w poszukiwaniu Norwidowskiego sensu wyrażania, czy też – mówiąc głębiej, a także ściślej – Norwidowskiej semantyki dramatycznej.

3.

„W przepaść się rzucić? mając takie piękne usta” (IV 298), ta fraza Marty dotycząca śmierci pierwszego męża Palmyry może szczerze przerażać. Nie można jednak zapominać, że temat samobójczy to jeden z najważniejszych tematów Norwidowskiego dramatu, zwłaszcza komedii współczesnych w rodzaju Pierścienia Wielkiej-DamyMiłości-czystej u kąpieli morskich. Należałoby rzec tutaj jeszcze więcej, bo to wymowna cecha ambiwalencji całej Norwidowskiej białej tragedii i wysokiej komedii. Bez sprawnie zrealizowanego tematu rojeń, marzeń o samobójstwie, nie ma u Norwida czegoś, co dałoby się określić mianem wymiaru finezji gatunkowej, komedii poetyckiej, jeżeli wolno podobnym określeniem się posiłkować. Nie bez przyczyny Irena Sławińska finał jednoaktowej Miłości-czystej u kąpieli morskich nazwała zbiorową „zabawą w samobójstwo na scenie”I. Sławińska, Sceniczny gest poety, Kraków 1960, s. 60.[2]: na sam brzeg morza wszakże, ażeby się w nim utopić, docierała w tekście (aż) trójka z czwórki bohaterów utworu. Bardzo słusznie formułowała zastrzeżenia na temat tego toposu Eliza Kącka, wskazując, że „Norwid buduje taki teatr, w którym choć ma się strzelbę na ścianie, nie da się jej wystrzelić”E. Kącka, Cyprian Norwid – William Butler Yeats. Poetyckość i świadomość społeczno-polityczna w dramacie [w:] Dramaty Cypriana Norwida. Teksty – konteksty – interteksty, pod red. W. Rzońcy i K. Samsela, Warszawa 2019, s. 248.[3]. Bowiem, niczym w Fantazym Słowackiego, mamy do czynienia u Norwida z pastiszem suicydalnych wyznań, przejaskrawieniem motywu i ostatecznie – raczej „rewią nieżywych serc”J.W. Gomulicki, Rewia nieżywych serc. O „Miłości-czystej” Norwida [w:] tegoż, Zygzakiem. Szkice, wspomnienia, przekłady, Warszawa 1981, s. 477–484.[4] niż z autentycznym dramatem niemożności życia. W większości wypadków poetę pociąga zatem perspektywa późniejszego Freuda: fantazja o czynie samobójczym, nie zaś samo jego spełnienie. Usiłuje ową fantazję spsychologizować w ramach akcji scenicznej – równie przekonująco, jak miłosne zauroczenie usiłowali psychologicznie uprawdopodabniać w ramach tak zwanej komedii miłości Marivaux czy też de Musset. Casus dramatu [Hrabina Palmyra] jest mimo wszystko inny. Tu, parafrazując Kącką, strzelba wypaliła w przedakcji. Dokładnie: trzy lata przed jej zawiązaniem.

Miłości-czystej u kąpieli morskich pragnący się zabić Feliks tłumaczy Marcie:

Perły ja szukam… jest to namiejętność.
Namiejętności […]
Ślepe są, co zaś jest ślepym – nie wgląda
W następstwa […]

(V 328)

Jego słowami zapowiada Norwid dylematy Freuda. Karpacka służka Palmyry, Marta, zdaje się reprezentować tę samą skalę rozpoznań: fantazjując wokół fizycznego piękna zmarłego, z powodzeniem reprezentować może – avant la lettre – nieposkromione, rozzuchwalone id. Karpackość powiązana tutaj zostaje z dionizyjskością. A Rizzio? To szczególny przypadek. Autor oratorium zaświadczający o sobie, że:

[…] co zowiemy stylem wielkim w sztuce,
Jest stylem-Religijnym, więc cokolwiek pani,
Odpowie mi, ja z owej tam wyżyny wrócę,
Ja dopłynę tam z owej, gdzie zechcę, przystani

(IV 304)

Mówi równocześnie, jak już było wspomniane, że jest „rubaszny” i „prawie dziki”. Ale i Rizzio w swojej wizji miłości do Palmyry nie będzie wolny od romantycznych złudzeń i przeczuć. Młoda wdowa, jako nowo poślubiona żona artysty, ma w jego przekonaniu jedno zadanie – być dobrą „matką chrzestną arcydzieł”, naturalnie jego „arcydzieł” („Czas leci… / Pani! czy chcesz być matką nieśmiertelnych dzieci?” IV 306). Przyznajmy, to dość groteskowe, ale i pretensjonalne wyznanie, w większym stopniu na miarę wspomnianego tutaj już Fantazego aniżeli wielkiego, niedocenianego architekta „stylu-Religijnego” w muzyce, do miana którego Rizzio wydawał się nam aspirować.

Wróćmy jednak do Freuda, a wraz z Freudem… do języka komedii Norwida. Obok [Hrabiny Palmyry] (powstałej prawdopodobnie w 1862 roku) postawmy Miłość-czystą u kąpieli morskich (najprawdopodobniej z 1882 roku). Pierwsza scena Miłości-czystej…, dialog pomiędzy Julią a Martą, nie bez przyczyny należy do najtrudniejszych do zainscenizowania Norwidowskich scen dramatycznych w ogóle. Tym, co obciąża scenę (a także, w niewiele mniejszym stopniu, kolejne sceny dramatu) jest „usterkowy”, impresjonistyczny styl wypowiedzi bohaterek, zbudowany na spiętrzonych elipsach i (ostentacyjnie) wydłużonej składni. Dołóżmy do tego charakterystyczną gnomiczność oraz sentencjonalność Norwidowskich komunikatów, a otrzymamy rzecz osobliwą – na krawędzi artykulacji, na pograniczu scenicznego wysłowienia, w ścisłych ramach językowego ultrarealizmu. Oto fragment wypowiedzi Julii, ośmiowersowa aż (!) informacja o zaniedbaniu korespondencji z krewną:

– Gdyby rok temu przysłała mi ciocia
Oryginała jak jej wychowaniec,
Miałabym czas się zająć poleceniem
(Jakkolwiek dziwne jest i prawie błahe),
Lecz, na kilka dni przed tym dniem-wigilii
List odebrawszy, przyjąwszy oddawcę
Z najpoufniejszą krewnej serdecznością,
Spełniłam wszystko… i oto jam winna,
Nie odpisawszy dotąd na list cioci!

(V 309)

Pietyzm owej wypowiedzi, a więc coś, co Sławińska określa mianem „nasilenia paraboliczności” czy obrania „kierunku coraz większej selekcji słowa, subtelnych cieniowań, ściszenia patosu, bezkolorowej potoczności”I. Sławińska, O języku komedii Norwida (Próba postawienia problematyki), „Studia Norwidiana” 2006–2007, nr 24–25, s. 69, 75.[5], można z równym powodzeniem rozpoznać o wiele przewrotniej: jako zjawisko, które Freud określi wkrótce mianem fetyszyzmu językowego. Właściwie czemu nie? „Proces parabolizacji słów i zdarzeń”Tamże, s. 70.[6] to wszakże tylko awers, którego rewersem już jest, lub przynajmniej może być – jeśli wierzyć autorowi Kultury jako źródła cierpień – językowy fetyszyzm. To nie tylko przecież potencjalna cecha mowy w Norwidowskich dramatach. Niezwykle bliskie Freudowskim fetyszyzacjom języka będą narracje późnych nowel Norwida. W sposób szczególny narracja opowiadania Stygmat mogłaby jawić się jako językowo „sfetyszyzowana”. A dlaczego właśnie ona – i to przede wszystkim ona? Być może dlatego, że narrator Stygmatu jest… komediopisarzem… Oto próbki „komediopisarskiej” składni, którą posługuje się w ramach własnej narracji:

[…] uręczyć siebie dostatecznie nie mogłem, czy istotnie kto przebiegł drogę, czyli wydawało mi się co widzieć skutkiem niezwykłego światłocieniu i działalności nerwów wśród zelektryzowanego powietrza.

 

Lecz skoro nagle, i ni stąd, ni zowąd, myśl mi przyszła nieusprawiedliwiona i nie upowodowana niczem, jakoby postać ta była panną Różą!!… natychmiast się spostrzegłem, że jestem pod wpływem nerwowego rozstroju ułudnego, i ze scjentyficznym uśmiechem spokojnie i trzeźwo szedłem dalej, wkrótce na właściwej drodze powrotu się znalazłszy.

 

(VI 116)

Co właściwie mamy na myśli, mówiąc o językowym fetyszyzmie bohaterów Norwidowskich dramatów, a po nich – narratorów niektórych nowel, na przykład Stygmatu? Najuczciwiej odpowiedzieć byłoby na to pytanie definicją źródłową, którą dla opisu zjawiska za Freudem podawała autorka nieprzetłumaczonego do dzisiaj na język polski Desire in Language Julia Kristeva:

Czyż język nie jest naszym ostatecznym i nieodłącznym fetyszem? Język, który przecież zasadza się na fetyszystycznej negacji, określa naszą istotę jako bytu mówiącego. Być może jedynie [ten] wyjściowy fetyszyzm nie poddaje się analizieJ. Kristeva, Potęga obrzydzenia. Esej o wstręcie, tłum. M. Falski, Kraków 2007, s. 40.[7].

Dramat Norwida zdaje się obfitować w podobne „fetyszystyczne negacje” odbijające się w bezustannie naruszanej szacie języka. Norwid zresztą to być może jeden z naprawdę niewielu dramaturgów potrafiących klarować dialog dramatyczny oparty na przeroście konstrukcji wypowiedzeń. W Miłości-czystej u kąpieli morskich to wręcz już impresjonistyczne spiętrzenia, nowotwory obrazów oraz komunikatów wrastających w siebie. Trudno nie dostrzec w tym Freudowskich idiosynkrazji, nawet jeśli ostatecznie maskuje je finezyjna, przezroczysta tkanka komedii poetyckiej. Wymowny przykład? Bardzo proszę… Oto, w jaki sposób informuje o nadejściu swojego konkurenta w „miłości-czystej” Feliks Skorybut:

Widzę ją! – cóż stąd… chmurzyska ogromne
Nudnych Erazmów wleką się z północy,
Ulewę niesąc w ciężkich wnętrzach swoich.
Robi się zimno – szukasz parasola
I myślisz w domu zamknąć serce smętne

(V 314)

4.

Nic tak nie owocuje w przypadku czytania Norwida, jak filologiczna akrybia. Same pożytki akrybii również wydają się nie do zakwestionowania i wynikają z charakteru cnoty badania, a właściwie – pozostawania tak blisko tekstu, jak to tylko możliwe. Tak też czytamy [Hrabinę Palmyrę]: zachowanych sześć scen składa się na historię osobliwych audiencji u młodej zabobonnej wdowy mężczyzn różnej profesji oraz – autoramentu. Przekrój społeczeństwa? Niekoniecznie. Norwid dba o parabolizację zdarzeń dokonujących się w weneckiej willi. Następujące po sobie audiencje mogą chociażby z tego powodu przypominać scenariusze biblijnych odwiedzin: epifanii (Trzech Króli), bądź nawiedzeń (świętej Elżbiety przez Maryję). „Dramat życia miałby się odbijać w czasie zdarzeń w dramacie”G. Halkiewicz-Sojak, Czy dramaty Norwida mogły być utworami skończonymi? [w:] Dramaty Cypriana Norwida. Teksty – konteksty – interteksty, s. 26.[8], rzeczowo przypomina, skupiona na osobliwościach Norwidowskiej dramaturgii, Grażyna Halkiewicz-Sojak. Biorąc pod uwagę tylko to stwierdzenie, należałoby uznać, że w [Hrabinie Palmyrze] rytm dramatu życia wyznaczany jest poprzez rytm kolejnych audiencji u wdowy – czynność odwiedzania i wizytowania zaś jest pars pro toto parabolicznym obrazem „dramatu prawdę życia wyrabiającego”. To zatem taki Ożenek Mikołaja Gogola, tyle tylko, że podniesiony do parabolicznej potęgi. Co najmniej – do parabolicznej. Parabola Norwida służy przecież także semantykom innym niżeli ona sama, a [Hrabiny Palmyry] nie wystarczy tylko odczytać jako komedii parabolicznej, czy też – by pozostać przy raz już ustalonej metaforze – jako parabolicznego Ożenku. [Palmyra] chętnie odsłania swój wymiar egzystencjalno-symboliczny: tym wszelako, którzy chcą patrzeć dalej i przenikliwiej. Także na ten aspekt powinniśmy pozostawać głęboko uwrażliwieni. To w ogóle dramat bardzo kalamburowy. Ma swój awers oraz rewers, mało tego, ma chyba też funkcję, której chętnie (kapryśnie) zaprzecza. Trochę tak, jak wyszukany podarunek, który Glückschnell ofiarowuje Palmyrze, wymyślne „arcydziełko” z pracowni Pisano – „kałamarz”, a zarazem „nóżka do świécy”:

PALMYRA:
                    …Myśl moją rozwijasz, baronie.

GLÜCKSCHNELL:
Rozwija ją, ktokolwiek słusznego coś powié.
Lecz – oto fraszka mała… którą u nóg pani
Składa dziś Glückschnell baron…

PALMYRA:

                                Poznaję… Pisani!
Ze złota wyrył głowę…

GLÜCKSCHNELL:
                                Głowę czarownicy,
Która jest kałamarzem i nóżką do świécy.

PALMYRA:
Cellini mało równych pomysłów miał – mało!

(IV 312)

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Karol Samsel, Tropami Norwidowskiej Palmyry (i o wiele dalej) albo w poszukiwaniu języka Norwidowskiej komedii, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 119

Przypisy

  1. Wszystkie cytaty z utworów Cypriana Norwida przywołuję za wydaniem Pism wszystkich w opracowaniu Juliusza Wiktora Gomulickiego: C. Norwid, Pisma wszystkie, zebrał, tekst ustalił, wstępem i uwagami krytycznymi opatrzył J.W. Gomulicki, Warszawa 1971–1976, t. I–XI. Miejsca cytowanych tekstów oznaczam skrótem, w którym liczba rzymska oznacza tom, arabska – stronę.
  2. I. Sławińska, Sceniczny gest poety, Kraków 1960, s. 60.
  3. E. Kącka, Cyprian Norwid – William Butler Yeats. Poetyckość i świadomość społeczno-polityczna w dramacie [w:] Dramaty Cypriana Norwida. Teksty – konteksty – interteksty, pod red. W. Rzońcy i K. Samsela, Warszawa 2019, s. 248.
  4. J.W. Gomulicki, Rewia nieżywych serc. O „Miłości-czystej” Norwida [w:] tegoż, Zygzakiem. Szkice, wspomnienia, przekłady, Warszawa 1981, s. 477–484.
  5. I. Sławińska, O języku komedii Norwida (Próba postawienia problematyki), „Studia Norwidiana” 2006–2007, nr 24–25, s. 69, 75.
  6. Tamże, s. 70.
  7. J. Kristeva, Potęga obrzydzenia. Esej o wstręcie, tłum. M. Falski, Kraków 2007, s. 40.
  8. G. Halkiewicz-Sojak, Czy dramaty Norwida mogły być utworami skończonymi? [w:] Dramaty Cypriana Norwida. Teksty – konteksty – interteksty, s. 26.
  9. R. Barthes, Przyjemność tekstu, tłum. A. Lewańska, Warszawa 1997, s. 44.

Powiązane artykuły

09.09.2021

Nowy Napis Co Tydzień #117 / Bezradność

„Pisarz to ktoś, kto bawi się ciałem matki”R. Barthes, Przyjemność tekstu, tłum. A. Lewańska, Warszawa 1997, s. 44.[1], napisał kiedyś Barthes. W Pełni nieszczęścia Petera Handkego martwe ciało matki stanowi punkt wyjścia do intensywnego opisu powojennej Austrii, a „zabawą” jest pisanie na granicy komfortu i możliwości wypowiedzenia się, doprowadzanie wyznaniowej literatury do momentu, w którym można już tylko deklarować swoją bezradność. Ta krótka, wydana po raz pierwszy w 1974 roku nowela jest bolesną próbą rozliczenia się z samobójstwem matki, która sytuuje się blisko centrum całego projektu literackiego Austriaka. To do matki Handke zwrócił się na samym początku swojej mowy Noblowskiej w 2019 roku, wskazując, że to jej opowieści o losach rodziny stały się pierwszym impulsem późniejszej aktywności literackiej. Co więcej, jej słoweńskie pochodzenie znacznie wpłynęło na optykę Handkego, który jako osoba publiczna chętnie zabierał głos na temat losów Starego Kontynentu w XX wieku, ze szczególnym uwzględnieniem konfliktu bałkańskiego.

Pełnia nieszczęścia stanowi w dorobku Handkego przykład prozy, która wyrasta z osobistego doświadczenia, ale w pewnym momencie umyka w stronę szerszego opisu urządzeń społecznych. Łatwo tutaj o porównanie do Krótkiego listu na długie pożegnanie, powieści napisanej w tym samym okresie i ufundowanej na bolesnym procesie rozstawania się z wieloletnią partnerką. W obu przypadkach Handke pokazuje, jak to, co prywatne ulega zatarciu na rzecz intensywności świata przedstawionego. Amerykańskie bezdroża z Krótkiego listu na długie pożegnanie, tak jak nawarstwiające się konteksty powojennego życia na austriackich peryferiach w Pełni nieszczęścia, oddalają nas od zbolałego „ja” narratora, który dysponuje w autobiograficznym pisarstwie albo frustrującą niemocą wyrażenia swoich uczuć, albo zbawczą perspektywą zanurzenia się w wykraczających poza jednostkowe doświadczenie zmaganiach z literaturą.

Historia Pełni nieszczęścia zaczyna się od ogłoszenia prasowego:

W dziale ogłoszeń niedzielnego wydania karynckiej „Volkszeitung” w rubryce „Różne” zamieszczono, co następuje: „W nocy z piątku na sobotę 51-letnia gospodyni domowa z A. (gmina G.) popełniła samobójstwo. Przyczyną śmierci było przedawkowanie środków nasennych”.

Śmierć matki zostaje więc obwieszczona czytelnikom w skrajnie obiektywny sposób, jako relacja prasowa. Narrator mówi do nas z samolotu, którym podróżuje w celu konfrontacji z jej ciałem. Zanim zacznie opowiadać losy swojej matki, dokładnie relacjonuje własne stany emocjonalne i podkreśla swoją perspektywę osoby zawodowo zajmującej się literaturą, którą do pisania o matce skłoniły krótkie momenty całkowitej niemożności mówienia i jednoczesne pragnienie, aby przerwać milczenie, wypowiedzieć się. Pierwsze fazy jego żałoby, poza wspomnianym już zamknięciem w niemożliwości mówienia i niemożliwości milczenia, charakteryzują się specyficznym otępieniem, gorączkowymi myślami, które skłaniają narratora raczej do zrozumienia samobójczyni niż do rozpaczy po utracie.

Po tak skrupulatnym – i jakże potrzebnym w delikatnej konwencji pisania nad gorącym jeszcze ciałem matki – usankcjonowaniu osoby mówiącej, warstwa po warstwie, w chaotycznej logice wspomnień, dociera do nas biografia kobiety, która urodziła się ponad pięćdziesiąt lat wcześniej w miejscowości, w której również umarła. Jest to historia z gatunku wyjątkowo smutnych, ale jakże powszechnych. Już na samym początku narrator informuje czytelników, że „w tych okolicznościach urodzić się kobietą było równoznaczne z niechybną zgubą” i cała opowieść rozgrywa się właśnie pomiędzy tą niechybną zgubą a wielką chęcią życia, uśmiechu i odmiany.

Potem, równolegle do życiowych zmagań matki narratora, poznajemy wszystkie urządzenia społeczne, które wygenerowały ową „niechybną zgubę”. Najpierw jest kolebka biedy, prowincjonalny rodowód, kolejne dziecko w kolejnej ubogiej rodzinie, której całą mitologią jest mitologia nędzy. To jakże wymowna anegdota o miejscu, w którym przyszła na świat matka narratora:

Albowiem umysły jego synów wciąż jeszcze owładnięte były starymi jak świat koszmarami sennymi biedoty, która wszędzie czuje się obco. Jeden z nich, raczej przypadkiem, niż w sposób zamierzony, dostawszy się do gimnazjum, nawet kilku dni nie wytrzymał w przerażającym dlań środowisku, i nocą wrócił do domu ze stolicy okręgu, pokonując na piechotę czterdzieści kilometrów. Przed chałupą – była akurat sobota, kiedy to przed domem i w obejściu zazwyczaj się sprząta – chwycił za miotłę i bez słowa zaczął zamiatać.

Wspomniane koszmary senne biedoty będą w tej opowieści tym, co będzie represjonowało każdy uśmiech kobiety, która od życia chce czegoś więcej i ma czelność tego czegoś się domagać. W tym wypadku „czymś więcej” będzie zaledwie możliwość czucia się dobrze w swojej skórze, ubranie kolorowej sukienki, uśmiech w kawiarni, prezent dla dziecka czy zakup czegoś, co w logice biedy wydaje się luksusem, ale dodaje życiu godności.

Potem jest wojna, która odciśnie piętno na całym pokoleniu. Ludzie wpadają w osobliwe rozgorączkowanie. Z radia wydobywają się odgłosy złowrogich wieców nazistowskich i wagnerowskie wieczorki. Handke opowiada o momencie, w którym jego matka poznała jego ojca. A także tym, w którym zrezygnowała z marzeń o miłości i tym, w którym z rozsądku wyszła za mężczyznę w mundurze, który szybko stał się kolejnym mężczyzną przesiadującym w karczmie i wyładowującym swoje życiowe frustracje poprzez przemoc fizyczną. Opisy pogrążonej w wojnie Austrii są w tej opowieści wyjątkowo dokładne, jakby bardziej bazujące na dokumentach i relacjach ustnych niż na gorączkowych próbach zrekonstruowania biografii matki. Tych kilkanaście wyraźnych i intensywnych scen z życia wojennego daje nam jasny sygnał, że to właśnie wydarzenia między Anschlussem a kapitulacją zdeterminowały do nieszczęścia całą generację Austriaków, że to one są źródłem smutku i niemocy. Powojenna tułaczka na tle dynamicznie zmieniającego się społeczeństwa ukazuje nam bohaterkę już jako bezradną kukłę we władaniu nie do końca zrozumiałych sił politycznych. Wokół pojawiają się wygodne sprzęty nowoczesnego gospodarstwa domowego, łatwiej odłożyć pieniądze czy kupić sobie coś niegdyś luksusowego, ale w stronę bohaterki naciera przeciągła, notoryczna migrena – jej nowa udręka.

O ile w opisie lat wojny i czasów powojennych Handke posługuje się skrupulatnym językiem, który porównuje w autotematycznym komentarzu do dziewiętnastowiecznego pisarstwa, tak koniec życia niszczonej bólami głowy matki wyrażony zostaje w formie postrzępionej, anegdotycznej. Rwana narracja pokazuje nam coraz bardziej nieznośne życie i kilka heroicznych prób odwrócenia swojego losu. Pisząc o świecie, który przeszedł do historii, wobec którego można sformułować wyraźne tezy: o pokoleniu zdeterminowanym przez wojnę, o kobiecości jako „niechybnej zgubie” w danych warunkach bytowych, Handke jest w stanie zaproponować czytelnikom jasność wywodu, kilka definicji i chronologię. Relacja z ostatnich lat życia matki to natomiast mierzenie się z czystą niemożliwością. Wielka historia i jej małe aktorki nie mogą już przyjść z pomocą. Narrator niebezpiecznie zbliża się do prywatnego, czyli niewyrażalnego. „Jeszcze kiedyś spróbuję o tym napisać z większą dokładnością” – to ostatnie zdanie Pełni nieszczęścia, książki o mierzeniu się z bezradnością wobec samobójstwa matki, która na kartach literatury staje się przedstawicielką pokolenia kobiet konsekwentnie unicestwianych przez XX wiek.

P. Handke, Pełnia nieszczęścia, tłum. Barbara Surowska, Eperons-Ostrogi, Kraków 2021.

Okładka książki

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Mateusz Górniak, Bezradność, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 117

Przypisy

  1. Wszystkie cytaty z utworów Cypriana Norwida przywołuję za wydaniem Pism wszystkich w opracowaniu Juliusza Wiktora Gomulickiego: C. Norwid, Pisma wszystkie, zebrał, tekst ustalił, wstępem i uwagami krytycznymi opatrzył J.W. Gomulicki, Warszawa 1971–1976, t. I–XI. Miejsca cytowanych tekstów oznaczam skrótem, w którym liczba rzymska oznacza tom, arabska – stronę.
  2. I. Sławińska, Sceniczny gest poety, Kraków 1960, s. 60.
  3. E. Kącka, Cyprian Norwid – William Butler Yeats. Poetyckość i świadomość społeczno-polityczna w dramacie [w:] Dramaty Cypriana Norwida. Teksty – konteksty – interteksty, pod red. W. Rzońcy i K. Samsela, Warszawa 2019, s. 248.
  4. J.W. Gomulicki, Rewia nieżywych serc. O „Miłości-czystej” Norwida [w:] tegoż, Zygzakiem. Szkice, wspomnienia, przekłady, Warszawa 1981, s. 477–484.
  5. I. Sławińska, O języku komedii Norwida (Próba postawienia problematyki), „Studia Norwidiana” 2006–2007, nr 24–25, s. 69, 75.
  6. Tamże, s. 70.
  7. J. Kristeva, Potęga obrzydzenia. Esej o wstręcie, tłum. M. Falski, Kraków 2007, s. 40.
  8. G. Halkiewicz-Sojak, Czy dramaty Norwida mogły być utworami skończonymi? [w:] Dramaty Cypriana Norwida. Teksty – konteksty – interteksty, s. 26.
  9. R. Barthes, Przyjemność tekstu, tłum. A. Lewańska, Warszawa 1997, s. 44.

Powiązane artykuły

Loading...