01.06.2023

Nowy Napis Co Tydzień #205 / Abstrakcja paradoksem podszyta

Piotr Matywiecki to pisarz o sporym i zróżnicowanym dorobku twórczym. Premiera jego najnowszej książki poetyckiej pod tytułem Skrytka miała miejsce we wrześniu 2021 roku. Minął ponad rok od tamtej pory, ale w sieci nadal brak omówień krytycznoliterackich tego tomu – przynajmniej ja takowych nie zauważyłem. Choćby i z tej przyczyny należy przyjrzeć się propozycji Matywieckiego.

Wydawca na swojej stronie internetowej zaznacza, że są to „wiersze, które nie chcą się podobać, a błyszczą”. Warto by postawić pytanie, jaki to rodzaj błysku i czy ma on coś wspólnego z blaskiem, o którym tak dużo pisał młodszy o dwa lata od autora Skrytki Adam Zagajewski. Odnoszę wrażenie – i raczej nie pozostanę w tym wrażeniu odosobniony – że Matywiecki zdecydowanie mocniej podkreśla hermetyczność wiersza, jest bardziej skłonny do eksperymentów formalnych i językowych, a jego metafizyka – mimo prób ogarnięcia złożoności wszechświata – pozostaje bliższa namacalnemu doświadczeniu. Jest to liryka otwarta na eksperyment, lecz nadal mocno zakorzeniona w tradycji poezji refleksyjno-filozoficznej, która współcześnie w Polsce nie jest zbyt często podejmowana przez młodszych twórców. W Skrytce najbardziej interesująca wydaje mi się próba utrzymania równowagi między abstrakcją a konkretem – można dyskutować, czy to próba zawsze udana. Ale może właśnie wtedy, gdy wspomniany balans zostaje zakłócony i poeta kieruje wzrok ku abstrakcji, efekty bywają najciekawsze?

„Otworzyłem oczy. To zdanie jest najwierniejszym opisem” (s. 15) – pisze Matywiecki. W tych dwóch zdaniach zawiera się być może jego credo pisarskie: zaledwie zapowiedź/obietnica deskrypcji („otworzyłem oczy”) wyczerpuje ją („to zdanie jest najwierniejszym opisem”). W wierszu zadedykowanym Krystynie Dąbrowskiej (s. 20) mowa z kolei o „ścianie”, która jest „dalej niż krajobraz i ludzie. Dalej niż widzenie”. Warto zwrócić uwagę, że oba przywołane utwory zostały umieszczone na początku tomu, dzięki czemu niejako „ustawiają” interpretację całości. Nasuwa się też pytanie, czy w tej wizji jest miejsce na podmiot widzenia. Odpowiedź znajdzie czytelnik na stronie 28.: „Świat patrzy na świat. Przeszywająco. Człowiek staje na linii spojrzenia. Ginie”. Rozumiem to tak: wraz ze zniknięciem człowieka, zanika jego naturalna skłonność do oparcia egzystencji na szczególe, konkrecie. Antropocentryczna perspektywa zostaje tutaj przełamana, co nie powinno jakoś szczególnie dziwić, zważywszy na obecne trendy filozoficzne. Rzecz jasna, „linia spojrzenia” kojarzyć się będzie z „linią strzału” i taki dobór słów odsyła do wątku historycznego – Shoah – obecnego w twórczości Matywieckiego (na ten temat należałoby jednak napisać osobny szkic).

W autotematycznym tekście (s. 63) poeta mówi:

Radzą mi:

Mów o konkretach,
opisuj konkrety.

Znam tylko konkret niekonkretny –
siebie.

Perseweracje słowne mają zapewne za zadanie zdestabilizować punkt widzenia osób, które wytykają twórcy skłonność do abstrakcyjnego opisu. Jak wiadomo, powtarzanie pewnych słów sprawia, że z czasem tracą one pierwotne znaczenie (ale przynajmniej nie osuwają się w sferę martwej ciszy: „Mowa jest dla ciebie wygodnym pseudonimem, bo boisz się stanąć sam naprzeciw milczenia” – s. 64). Co zatem tak naprawdę pozostaje? Oksymoroniczny „konkret niekonkretny”, czyli własne „ja”. Za pomocą prostych środków, składających się na minimalistyczny wiersz, poeta rozprawia się z polemiką. Znamienny pozostaje fakt, że utwór nie ma tytułu, co zresztą jest dość częstą praktyką u Matywieckiego. Dzięki takiemu zabiegowi czytelnik silniej odczuwa efekt „rozmycia”, spotęgowania abstrakcji.

Zdarza się też czasami tak, że poczucie własnej tożsamości – i w ogóle jakikolwiek punkt widzenia – zanika na skutek działania nieubłaganych praw przyrody. Można o tym przeczytać w przesyconym niepokojem utworze ze strony 11.:

między drzewami
światło zanika
od cienia do cienia –
nikt nie widzi drzew
nikogo nie widzą samotne drzewa
nigdzie nie ma spojrzenia

W trakcie lektury Skrytki wielokrotnie przychodziły mi do głowy określenia: „błyskotliwość”, „paradoks”, „inteligencja”… I chyba o wywołanie takiego wrażenia chodziło Matywieckiemu. Rzecz jasna, granica między efektywnością przekazu a efekciarstwem zastosowanych środków bywa niezwykle cienka i łatwo ją przekroczyć. Autor Skrytki skupia się jednak na logicznym „poprowadzeniu” wiersza – od pierwszego wersu aż do puenty. Żeby nie pozostać gołosłownym, warto zaprezentować to na przykładzie:

Po wojnie, po getcie, moja matka
nie odwiedzała Muranowa.

Już nie ma na Ziemi miejsca,
którego ktoś nie bałby się odwiedzić
z takiego powodu... Można powiedzieć
że przez nasze wojny
Ziemi już nie ma…


(*** [Po wojnie, po getcie], s. 44)

O powyższym tekście można by powiedzieć, że jest perfekcyjnie rozpisany, bez zbędnej woltyżerki słowem. Właściwie składa się z trzech zdań: pierwsze, graficznie oddzielone od reszty, stanowi wprowadzenie do całości, drugie jest jego logicznym następstwem, natomiast ostatnie zawiera aforystyczną myśl o uniwersalnym wydźwięku. Uważny czytelnik zapewne dostrzeże, że Matywiecki każdym kolejnym zdaniem zakreśla coraz szersze kręgi, przebiegając myślą od lokalnej przestrzeni aż to ogromu Ziemi. Zbyt uproszczona metoda, trącąca niemodną linearnością? Być może. Warto jednak pamiętać o tym, że utwory Matywieckiego potrafią być zaskakująco „nieprzejrzyste”, eksperymentalne, paradoksalne (czego najlepszy dowód odnajdziemy w Palamedesie z 2017 roku), jednocześnie pozostając stosunkowo zrozumiałe. Proszę spojrzeć na przykład na wiersz słowa, nieprzypadkowo poświęcony pamięci Aleksandra Wata (s. 33):

Drzwi mają na sobie niezliczone rany zamków
od góry do dołu i na całą szerokość –
wnikliwe, bolesne trzewia.
Więcej bólu niż powierzchni i drewna.
Otwierają zamykanie, zamykają otwieranie.
Rany się nie goją. Nie ma kluczy do bólu.
Stoję przed drzwiami i za drzwiami,
drzwi są we mnie.

Czyli od przeszłości nie da się odciąć? Być może jakaś iskierka nadziei kryje się w puencie („drzwi są we mnie”), co by oznaczało, że wyzwolimy się z bólu wyłącznie wtedy, gdy znajdziemy wgląd do własnego „ja”. Albo wręcz odwrotnie – „drzwi”, które „mają na sobie niezliczone rany zamków”, stanowią esencję człowieczeństwa, niezbywalną przestrzeń bólu („nie ma kluczy do bólu”). Sporo pytań, jak na krótki wiersz. Wynika to prawdopodobnie z jego paradoksalności („stoję przed drzwiami i za drzwiami”, „otwierają zamykanie, zamykają otwieranie” i tak dalej). Fakt, że utwór został zadedykowany Watowi, także nie pozostaje bez znaczenia, jeśli zna się choć trochę trudną, bolesną, naznaczoną doświadczeniem totalitaryzmu biografię tego wybitnego pisarza.

Matywiecki lubi odwoływać się do ważnych postaci kultury, filozofii czy historii. W utworze wittgenstein (s. 58), równie paradoksalnym co wyżej omawiany, zadającym fundamentalne pytanie o nieuchwytne „wszystko”, możemy przeczytać:

Wszystkie zastosowania słowa „wszystko”
we wszystkich zdaniach wszystkich języków.
To jest definicja słowa „wszystko”?
I to już wszystko?...

Co godne odnotowania, autorowi Skrytki towarzyszą spore ambicje poznawcze, potrafi się on jednak w porę wycofać, nie prosić (świata i siebie) o odpowiedź. Ostatecznie pozostaje w „skrytce” wspomnień i nierozstrzygalnych refleksji. W tym kontekście interpretacyjnej mocy nabiera wiersz zatytułowany prorok (s. 60):

[…]
I kiedy osiąga pełnię swojej sztuki,
znika nam ze słuchu.
Staje się głoskami samej myśli.

Nie ma potrzeby, żeby go rozumieć.
Mowa jest całkowita.

Innymi słowy: wystarczy, że mowa (ale też i pismo, skoro utwór z następnej strony książki puentuje zdanie: „nie mam pisma, żebym się przeczytał”) w jakimś stopniu rezonuje, wybrzmiewa, nawet jeśli dla odbiorcy bywa nieczytelna. Mowa niejako wyczerpuje samą siebie, stawia pytania, na które samozwrotnie udziela, niekoniecznie zrozumiałych, odpowiedzi. Zastosowane tutaj zostały skądinąd bardzo trafne metafory (prorok bowiem „znika nam ze słuchu” i „staje się głoskami samej myśli”). Matywiecki, zważywszy na jego doświadczenie pisarskie, skrupulatnie dobiera każde słowo, jest świadomy własnego warsztatu i tego, co chce przekazać.

W omawianych wierszach przykuła moją uwagę metoda twórcza Piotra Matywieckiego, strona formalna pisanych przez niego wierszy: dychotomia abstrakcja–konkret; liczne paradoksy, linearność tej poezji, wyraziście zaznaczone puenty. Mniej interesowała mnie treść – być może na takie odczucia miała wpływ dzieląca nas różnica pokoleniowa. Skrytka z pewnością spodoba się jednak osobom, które szukają w liryce wniosków filozoficznych, metafizycznych czy egzystencjalnych. Współcześnie nie jest to przecież powszechne.

 

P. Matywiecki, Skrytka, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2021.

Okładka ksiazki

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Piotr Jemioło, Abstrakcja paradoksem podszyta, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 205

Powiązane artykuły

30.05.2023

Weź udział w warsztatach literackich!

Instytut Literatury ogłasza nabór na wakacyjne warsztaty literackie, które odbędą się w dniach 2-9 lipca 2023 w ośrodku Hotel Dobczyce https://hoteldobczyce.pl/

W programie:

Codzienne zajęcia w trzech grupach:

poezja – prowadzenie Miłosz Biedrzycki
proza – prowadzenie Daniel Odija
dramat – prowadzenie Artur Grabowski

oraz:

codzienne wykłady praktyczne pod kierunkiem Michała Kuziaka, spotkania literackie z ciekawymi gośćmi pod kierunkiem Michała Zabłockiego, aktywność fizyczna na miejscu: basen, zajęcia z tai chi.

Warsztaty są bezpłatne. Wyżywienie i noclegi także.

Zakwaterowanie w pokojach 3 – osobowych.

Kandydaci proszeni są o przesłanie próbek twórczości w postaci:

Poezja – pakietu 20 wierszy.

Proza – pakietu 5 opowiadań lub minimum 20 stron znormalizowanych prozy.

Dramat – jednego dramatu albo szkicu dramatu wraz z jednym ukończonym aktem.

W nieprzekraczalnym terminie do 4 czerwca 2023 na adres: poemat@poemat.com.pl z tytułem: „Warsztaty”.

Decyzja o zakwalifikowaniu na warsztaty zostanie zakomunikowana do dnia 11 czerwca 2023

Organizacja: Instytut Literatury

logo

 

Współpraca: Stowarzyszenie Pisarzy Polskich oddział Kraków

Spp Kraków

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Redakcja NNCT, Weź udział w warsztatach literackich!, Czytelnia, nowynapis.eu, 2023

Powiązane artykuły

10.05.2023

Samokrytyka

Dawniej
gdy napisałem wiersz
wyobrażałem sobie
że wielcy poeci
rzucą mi się w objęcia

teraz
też tak sobie wyobrażam

widzę Rilkego Borgesa
Szymborską
jak tulą mnie do swoich łon
i szepczą
– witaj w krainie wielkości

więc pieszczę się tą wielkością
podziwiam krągłość toczącego się słowa
z rozkoszą znaną tylko starożytnym rozpustnikom
pławię się w oceanie znaczeń
tropiąc nieznane głębie języka

dopiero gdy w kuchni zacinam się w palec
krojąc kromkę zwykłego chleba
klnę głośno i mówię do siebie
boże,  jaki jestem głupi

Tekst został pozyskany w ramach programu Tarcza dla Literata.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Szczęsny Wroński, Samokrytyka, Czytelnia, nowynapis.eu, 2023

Powiązane artykuły

11.05.2023

Nowy Napis Co Tydzień #202 / Gdybym

gdybym był ptakiem
skrzydła wlókłbym po ziemi
co za stereotyp „fruwający w przestworzach”

gdybym był gadem
wspinałbym się na szczyty
po co miałby ktoś deptać moją płaską głowę

gdybym był trawką
skreśliłbym słówko „jarać”
zachęcałbym do tańca wokół kopki siana

gdybym był drzewem
ściąłbym się na papier
po co głupio szumieć jak można krzepić serca

gdybym był wódką
zmieniłbym się w konwalię
i posiadłbym elektorat rozwąchanych tłumów

gdybym był ogniem
zgasłbym natychmiast
niech zatęsknią do światła pławiący się w ciemności

gdybym był strumieniem
wycofałbym się w góry
niech tropią mnie po śladach świeżości spragnieni

A gdy jedyną skałą
roztrzaskałbym się w piasek
niech wszystkie dziwki czasu wyją za opoką

Tekst został pozyskany w ramach programu Tarcza dla Literatów. 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Szczęsny Wroński, Gdybym, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 202

Powiązane artykuły

11.05.2023

Nowy Napis Co Tydzień #202 / #202 Taki poetycki, taki majowy…

Drodzy Czytelnicy i drogie Czytelniczki!

Poezja – podobnie jak słoneczna pogoda – znów rozgościła się u nas na dobre. Przede wszystkim polecamy Waszej uwadze twórczość Agnieszki Herman, której założenia poetka przybliża w swojej ars poetica. Bulgot cietrzewi czyli wiersz, słowo i czas swój pierwodruk miał w 15. numerze kwartalnika „Nowy Napis. Liryka. Epika. Dramat”.

Ponadto powraca Poczta poetycka Romana Honeta, a w cyklu „Polecajki” Dawid Kujawa rekomenduje Odżywki i suplementy Adama Wiedemanna. Czytelnię portalu wzbogaciła twórczość Szczęsnego Wrońskiego, publikujemy także wywiad Bartłomieja Siwca z bydgoskim poetą – Grzegorzem Musiałem.

W tygodniku znajdziecie również recenzje książek poetyckich. Halina Surowiec pisze o tomie Rewolwery Poli Negri Grzegorza Bazylaka, a Piotr Jemioło przygląda się twórczości Tadeusza Dąbrowskiego, zebranej w tomie pod tytułem To nie jest fajka. Wiersze z lat 1999–2020. Miłośników prozy odsyłamy natomiast do recenzji powieści Sanaka Hiiragiego Fotograf utraconych wspomnieńnapisanej przez Macieja Milacha, a także do tekstu Dariusza Żółtowskiego dotyczącego publikacji Cezarego Zalewskiego Hernyk Sienkiewicz. Próby. Marcin Cielecki przygląda się postaci Świętego Wojciecha ukazanej przez Przemysława Urbańczyka w pierwszym tomie serii Niezwykli goście Bolesława Chrobrego.

Zachęcamy również do przeczytania kolejnego fragmentu wywiadu-rzeki z arcybiskupem Światosławem Szewczykiem Bóg nie opuścił Ukrainy, a także do zapoznania się z utworem Tytusa Rolskiego, wyróżnionym w konkursie „Uchodźcy i my, twoja opowieść”. 

Ufamy, że tygodnik spełni Państwa oczekiwania oraz rozbudzi apetyt czytelniczy!

Redakcja NNCT!

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Redakcja NNCT, #202 Taki poetycki, taki majowy…, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 202

Powiązane artykuły

11.05.2023

Nowy Napis Co Tydzień #202 / Poczta poetycka (7)

Grzegorz S.

W nadesłanych wierszach zatrzymała mnie poruszająca tęsknota za czasem wspólnego prapoczątku człowieka i natury, a także jakiś rodzaj dręczącego wyrzutu sumienia i przejmującego żalu, biorących się zapewne stąd, że człowiek wypowiedział przymierze z porządkiem świata i wyrzekł się swojej pierwotnej harmonii z przyrodą, wskutek czego ludzie są nazywani dobitnie: „głupcami natury”. Przyszło im mówić: „Nawet przez chwilę nie pomyślimy. / Jak dobrze być drzewem”. Przyszło im, zapewne z pokorą i kajaniem się, oglądać to drzewo, które

Sięga dalej aniżeli ludzki wzrok
przeszywa ziemię, zapuszcza się
w jej dary – oddycha i stwarza.

Niemniej przedstawienie świata przyrody w nadesłanym Tryptyku leśnym może czasem wydawać się odrobinę wyidealizowane, a przedstawienie człowieka odrobinę krzywdzące. Dość uproszczone. W wierszach Grzegorza S. natura ma wprawdzie swoje wyraźne symbole, lecz można sądzić, że autor nie pofatygował się zbyt daleko, by je przywołać: raz jest to wspomniane drzewo, innym razem liść („Bądź pozdrowiony, bracie mój – liściu, / jedyny powierniku sekretów starego drzewa”). Ale może nie musiał zanadto się fatygować, może tak musiało być. Miało więc to drzewo „potężne konary”, było „Ostatnim strażnikiem pamięci” (ponieważ „O dawnym lesie zostały już / tylko mgliste wspomnienia”), który właśnie „dogorywał swojego żywota”, a człowiek, ów nieświadomy własnej małości i zaślepiony własną pychą człowiek

Stał
z boku i grzał się…
w skowyczącym ogniu
palonych gałęzi.

„I drzewo było szczęśliwe…” – zapisał w zakończeniu autor i zawieszając głos, zapytał: „a człowiek?”.

Mogę się domyślać, i to z dużym prawdopodobieństwem, że człowiek raczej szczęśliwy nie był. Mogę się także domyślać i przypuszczać, że rozległy i zdawałoby się nieskończony temat natury, tej dobrej i majestatycznej, i człowieka, tego złego i marnego, Grzegorz S. wyczerpał w zaledwie trzech wierszach. Wyczerpał i zostawił mnie z trzema pytaniami. Czy nie za szybko? Czy nie nazbyt prosto? A przede wszystkim – co dalej?

 

Oliwia S.

Rzadko mam uczucie, może nawet niezmiernie rzadko mam uczucie, że czytam poezję z wielką satysfakcją i wielką lekturową frajdą. Wiersze Oliwii S. wprowadziły mnie w ten stan uniesienia i równocześnie czytelniczego spełnienia. Może nie wprowadziły do końca, ale to zapewne skłonność do wybrzydzania przeze mnie przemawia, więc wolałbym nie skupiać się na własnych wadach. Zamiast tego wolę przywołać i przypomnieć sobie urokliwy wiersz pt. posłowie, w którym gil zwyczajny „latał byle jak od drzewa do drzewa i w dupie miał ciepłe kraje”, a chłopcy „są niżsi od panów nawet jeśli staną na palcach, / nastawiają przecinków z kurew, wypiją litr mleka każdego ranka”. Tu nie ma moralizowania, nie ma patosu ani odwoływania się do powinności (poety, człowieka, matki, żony, obywatela, kota, psa, kanarka), jest za to jakiś filuterny i bezceremonialny rodzaj łobuzerstwa w postrzeganiu gości, często zupełnie zwyczajnych, których wysyła tu świat, i słów, które tutaj ze sobą przynoszą. 

Również drugi wiersz pt. marnosprawny – wspomnę, że nadesłany zestaw zawiera wyłącznie dwa wiersze – zaprasza do lektury nienachalnie, wydaje mi się, że nawet z pewną nonszalancją. Jakby obojętnie, ale za to wdzięcznie przekazywał komunikat: jeśli mnie nie przeczytasz, czytelniku, świat się nie skończy, a ciebie samego nic szczególnego nie ominie. Najwyżej nie dowiesz się, co właściwie „napisał ojciec” ani dlaczego córcia, która „nie miała nawet nastu” „darła ryja”. Może czasem tak właśnie trzeba: nie latać zbyt wysoko, nie posługiwać się szczudłami, aby wydawać się (przeważnie samemu sobie) osobnikiem trochę wyższym, ale pisać o tym, co dzieje się tu i teraz. Oliwia S. właśnie tak pisze. Świetnie jej to wychodzi.

 

Mirosław W.

Kilka razy zabrałem wiersze Mirosława W. w lekturową podróż, wróciłem z niej i zapisuję, co spostrzegłem – wiele opisywania świata, niewiele opisów bohatera tej liryki: nie ma tu jego konwulsyjnych spazmów, nie ma jego widocznych blizn, właściwie nie ma żadnych, ani nie ma – zwłaszcza tego trochę szkoda – jego bliskiej obecności. Zręcznie prowadził mnie poeta przez świat abstrakcji (pisał: „Naprawdę tylko wtedy, / w chwili spontanicznej, / zatrzymanej w kadrze / przemijającego czasu, najlepiej / urzeczywistniają się zamysły”), ujmująco wiódł przez śmiertelnie poważny świat ludzkiej końcowej stacji („Na peronie życia / Los też jakoś / nie zamierza udzielić / jakichkolwiek wskazówek, wyjaśnień”), zapraszał mnie w tej mojej lekturowej podróży do zastanowienia się nad powinnościami i zawiłościami (a może prostotą i nieuchronnością?) losu dzielonego z innymi ludźmi:

Przecież wielu z nas
nie oczekuje wielkich bogactw,
by uznać, że wybudowali
tu własny fragment raju.

Tak, może tak właśnie jest, może to prawda, przytakiwałem, niemniej osaczony wszechobecnością i oczywistością tej prawdy równocześnie oczekiwałem jakieś niespodzianki, jakiegoś szarpnięcia, które wytrąci mnie z rytmu lekturowej przewidywalności. Działo się tak, ponieważ ta moja podróż przez wiersze Mirosława W. była przewidywalna i bezpieczna, myślę: zanadto bezpieczna i zbyt przewidywalna. Może dlatego zamiast „wielu z nas”, wolałbym jednego człowieka i opis tego, co ów człowiek myśli, co czuje, co robi. Woleć to ja sobie mogę, wiem, ale ponieważ autor zapisał:

Przecież marzenia nie istnieją
wyłącznie w tym celu,
aby opowiadać o nich
legendy, przypisując miano niemożliwych

– więc mogę także marzyć. Właśnie tak przyziemnie marzyć. Dlatego marzę o tym, aby zamiast definiować i komplikować „piękno spraw prozaicznych” („choć obecne to / jednak wielokroć pomijane / W większości przypadków / ściśle zależne od / kontekstu, czasu również”), aby zamiast pisać o sile „ której, zasadniczo, / pojąć nie można” Mirosław W. w swoich wierszach napisał więcej o sobie, napisał coś więcej o tym, co mu doskwiera, co go uszczęśliwia, co go cieszy albo drażni. Tak zazwyczaj, tak na co dzień. Może te moje marzenia kiedyś się spełnią?

 

Jarek Z.

Mnóstwo, mnóstwo słów, całe morze słów. Sprawnie i przystępnie połączonych ze sobą przez rytm i rym, ale niewiele ze sobą niosących i niewiele po sobie zostawiających. Tak więc mało co zostawiają w mojej pamięci i w myślach te obficie mnożące się karuzele lirycznych nakazów (a przynajmniej zaleceń: „Skoro chcesz, żeby cię ludzie czytali, / musisz ich myślom nadać połysk słów”), te mitologiczne „inwokacje do boskiej Pallady”, te koturnowe odwołania – czy archaiczne? Tak. Czy ironiczne? Nie jestem pewien – do „świątyni Minerwy”. Mało co, prawie nic nie zostaje mi w pamięci po tematycznie znacznie współcześniejszej, ale formalnie równie patetycznej Odzie do lodówki, gdzie autor nazywa tytułową lodówkę „Królową Śniegu”, a dalej pisze:

Boski Spichlerzu, Anielski Sezamie,
Nieopisana Skarbnico Rozkoszy!
Na widok pełnych regałów i koszy
Któż długiej diety dla Ciebie nie złamie?

Myślę sobie, że ekstatyczne laudacje tego rodzaju można by wygłaszać przy wznoszeniu toastu na przyjęciu okolicznościowym albo że można by je ułożyć w myślach i tam pozostawić, albo wyrecytować komuś w mniej oficjalnej sytuacji, zamiast od razu przelewać na papier. Że Jarek Z. pisze sprawnie, nie mam wątpliwości, ale jeśli sprawność pisania to pierwsze określenie, jakie przychodzi na myśl po lekturze wiersza, wówczas czuję pewne zakłopotanie. A także pewne znużenie: może wywołuje je nadmiar tego dość staroświeckiego lirycznego sztafażu, może pewien niedostatek wynikający stąd, że wprawdzie dowiaduję się wiele o tym, co – mówiąc najprościej – autor widzi w otaczającym go świecie, lecz nie wiem prawie nic o tym, co sam czuje. Nie wiem, co go trapi, co go boli, nie wiem także, co sprawia, że jest szczęśliwy. Może chciałbym się dowiedzieć. Może właśnie tutaj warto pomyśleć nad czasem i miejscem, w którym kończą się możliwości tak restrykcyjnie rymowanego wiersza? Może warto porzucić ów sztywny kostium?

PS a może warto spróbować w większym stopniu zawierzyć ironii, a w mniejszym patosowi? Tak jak w wierszu Pies i kot:

Błąka się koteł nocami po mieście,
Zagląda czasem na ciemne podwórka.
Jaki artefakt ma znaleźć w tym queście?
Na tle półmroku wygląda jak chmurka.

Pieseł tak samo z językiem na wierzchu,
Człapie ulicą dokoła kwartału.
Czego tak szuka na dzielni po zmierzchu?
Nie śpieszy mu się, kuśtyka pomału.

 

Zofia Zuzanna Z.

Nadesłane wiersze wywołały we mnie pewien optyczny wstrząs, ponieważ są wyrównane do prawej strony: wobec moich rozmaitych doświadczeń lekturowych jakoś to przeżyłem, niemniej nie mogę powstrzymać się przed zapytaniem: czy tak być musi? Adresaci zapytania: trochę ja, a trochę autorka.

W samych wierszach – zatrzęsienie ogólników, zatrzęsienie hałaśliwych, czasem wręcz histerycznie brzmiących wersów i strof, za to człowieka dojmująco za mało. Przepadł, zdaje się, ów człowiek w napuszonych zawołaniach w rodzaju „Przypal dłoń na płomieniu twojego grzechu” albo „Zagub się – zostań cieczą”. Zatracił się w abstrakcyjnych deklaracjach poetki wołającej:

Jestem teraz – nie znikam
W rytmie poezji w imię twoje
Arcyartysto
Trzymaj mnie mocno.

Zaginął w autoerotycznych wykrzyknieniach „Przestańcie mnie szantażować /realnością mojej choroby”.

Czy naprawdę trzeba aż tak hałaśliwie i aż tak abstrakcyjnie? Mam wątpliwości. W pewnej mierze tak można. Częściowo można. Jak tu, gdzie w wersie równie podniosłym, ale nie tak spazmatycznym Zofia Zuzanna Z. zapisuje: „Słowa to kara za twoje samobiczowanie”. Albo tu – to według mnie najlepszy fragment w całym nadesłanym zestawie – gdzie autorka wprawdzie udziela pewnej dyrektywy, ale ze znacznie mniejszą domieszką podniosłości:

Szukaj dalej prostego życia
W zbyt dużej ilości obrzydliwych słów
Zakopanych wewnątrz ciał ważnych ludzi.

 

Więc można. Można także poczytać wiersze współczesnych poetek i poetów. Tutaj: http://malyformat.com/, https://stonerpolski.pl/, https://kontent.net.pl/https://trytytkapismo.pl/.

 

Roman Honet

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Roman Honet, Poczta poetycka (7), „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 202

Powiązane artykuły

04.05.2023

Nowy Napis Co Tydzień #201 / „Co umyka nam sprzed oczu i spada w przepaść bez-pamięci” – wiersze Macieja Krzyżana

Maciej Krzyżan jest poetą, krytykiem i redaktorem literackim oraz archiwistą, autorem ośmiu tomów wierszy, są to: Okruchy, Tymczasem wracam do swoich, In tempus praesens, Rekolekcje, czyli zapiski z trzeciego piętra, Poezja (nie)hermetyczna i podobne rymy, czyli idąc dalej, Tęsknota. Wybór wierszy, Duszyczka33 wiersze albo powidoki.

Poezja Krzyżana – patrząc z perspektywy ostatnich kilkunastu lat – zatacza coraz szersze kręgi tematyczne, staje się coraz bardziej rozbudowana pod względem formalnym; dopełniona powściągliwie o narracyjność, na którą składają się fakty, imiona i daty, zyskuje też, w sposób naturalny, szeroko rozumiany rys historyczny. Poeta odnosi się do konkretnych zdarzeń inspirowanych historią bliskiej sobie społeczności: Kłecka, Inowłodza, Janowca, Gniezna albo Wielkopolski. Znajdujemy tu historię rodziny, cofając się w głąb pokoleń, a także wspomnienia nieżyjących przyjaciół i poetów, takich jak: Jarosław Mikołajewicz, Krzysztof Derdowski, Tadeusz Różewicz, Kawafis, Josif Brodski, Thomas Eliot, Leonard Cohen i Hugh Auden czy Jarosław Iwaszkiewicz. To również zapis osobistego losu. Autor pokazuje nam konkretne postacie na dalekim tle zdarzeń z polskiej i światowej historii. Jak impuls ożywiający pamięć i empatię czytelnik odbiera daty: 1914, 1943, 1968 („rocznica”, „majdanek, czyli wiara wystawiona na próbę”). A wszystko to zanurzone w łagodnym nurcie przemijania, wobec którego Krzyżan pozostaje bezbronny.

Równocześnie nadal mamy do czynienia z liryką opisującą rzeczywistość w sposób syntetyczny, bardzo skrótowy i oczyszczony ze szczegółów. Lecz oto pojawia się wrażenie, że teraz pojedyncze słowa w krótkim wierszu zyskują jeszcze na „gęstości”. Ich „ciężar właściwy” jest większy i tym dobitniej odczuwamy ich znaczenie, a przestrzeń wewnętrzna w utworze, znajdująca odzwierciedlenie w jego graficznym zapisie, jest jakby pogłębiona. I nie ma w tych uwagach żadnej sprzeczności. Poezja Krzyżana staje się coraz bardziej zróżnicowana, jej obraz – bogatszy, a wyraz – mocniejszy.

Wiersz zgęstniał od skupiska sensów, co – szukając odpowiedników w innych dziedzinach sztuki – odnajdujemy u „malarzy materii”, u których podstawową rolę odgrywa gęsta konsystencja farby, czasem wręcz rzeźbiarska, z której budują całą treściową, formalną i symboliczną rzeczywistość w obrazie.

Krzyżan pisze zazwyczaj – zdaje się – o rzeczach zwykłych, codziennych, drobnych. Nadaje ich opisowi formę pojedynczej refleksji: olśnienia, zadumy, wątpliwości, czy też otacza je aurą bardzo ciemnego lęku. I może ważniejszy jest w jego poezji ten „okruch z życia”, który zyskuje kameralny, liryczny przekaz, niż sam temat. Wydaje się, że mimo wspomnianych, znaczących zmian, w wierszach poety umiejętnie przetworzona, ale nadal obecna jest inspiracja utworami z szeroko rozumianego kręgu haiku. Fragmentaryczność, obrazowość, nastrojowość, wieloznaczność, jak również dążenie do symbolu i precyzji języka, właściwa dla tego nurtu filozofii, literatury i estetyki, są obecne w twórczości Krzyżana. W ten sposób prowadzi nas do myśli, że – jakkolwiek banalnie by to zabrzmiało – w życiu ważna jest chwila, jak tutaj:

kochankowie
na krawędzi

pomiędzy nimi
burza milczenia

(burza)

Sam autor jednak dokonuje wyboru pośród nich, skrupulatnie odtwarza ich realia, dobiera słowa. Zupełnie tak, jakby podziwiał wybrane okazy kwiatów albo egzotycznych ryb, wpatrywał się z upodobaniem w odcienie szarości opadającej mgły lub analizował linię morskiego nabrzeża o zachodzie słońca, czy też kolekcjonował w myślach rześkie poranki na brzegiem zatoki – co rozważają mistrzowie haiku. Krzyżan tworzy wiersze z podobnym wyczuciem, w atmosferze wewnętrznego skupienia i nieustannie ćwicząc zmysł obserwacji, jak i umiejętność nazywania „rzeczy”, ewidentnie czerpiąc z bliskich sobie realiów. Konstruuje liryki powzięte z jego autentycznych przeżyć, namysłu i wiary, z dwóch obszarów rzeczywistości, pomiędzy którymi granica jest zatarta. Często utwory zabarwione surowym tonem mają wydźwięk moralizatorski, brzmią jak ostrzeżenie:

jestem śmiertelnie
poważny i wypatrując
kresu boje się
mąk czyśćcowych
czy nie daj
boże piekielnych

(śmiertelnie)

Ale niekiedy gości w nich metafizyczne światło:

czyż mogłeś przypuszczać że po
niewinnych miesiącach przyjaźni
znajdziesz się tak blisko Ukrytego

(pierwsza komunia)

*

Tematyka wierszy Macieja Krzyżana jest dość szeroka. Od samego początku wracał do dzieciństwa i młodości, nieco je mitologizując i jakby uprzedzając nostalgię wieku średniego.Zarysowywał z rzadka, a z czasem coraz intensywniej, wątek rodzimy i wspólnotowy na tle historii kraju, które wzajemnie się przeplatały. Tak jest w utworze najbliższa okolica:

na tyłach młyna rozciągała się niewielka
łączka opleciona feerią barwnych krzewów
[...]
chodziliśmy tam z tatą wykopywać
dziko rosnący chrzan który potem
ucieraliśmy na ręcznej tarce płacząc
przy tym rzęsiście a może rzewnie
zrywaliśmy też laskowe orzechy najchętniej
te jeszcze zielone i białe w środku

za linią krzewów rozciągało się pole pszenicy
a dalej już tylko jezioro kłeckie ponad nim zaś
nabrzmiewający coraz bardziej parafialny cmentarz.

Albo w wierszu 1914, gdzie znajdujemy takie słowa:

na leśnym wzgórzu nieopodal inowłodza
samotny cichy cmentarz ze zbiorową
mogiłą ofiar stoczonych tu walk w okolicach
bożego narodzenia 1914 roku

„nagle zjawia się postać nieznanego mi”
brata mojej babki heleny dwudziestoletniego
stanisława karola bauera zaciągającego się właśnie
w szeregi polskich legionów i poległego rok później
pod dalekim jastkowem […].

W tej poezji duże znaczenie posiada codzienność, funkcjonowanie w rodzinie, fascynacje literackie i muzyczne. Uwagę czytelnika zwraca wrażliwość poety na urodę pejzażu i szczegółu. Dla całościowego obrazu liryki Krzyżana ważne są rozważania dotyczące Boga, osobistej z Nim relacji. Obecność Boga i upływ czasu przenikają wszystko wokół, co prowadzi do równie wyrazistej, twardej i spokojnej konstatacji o przemijalności, kruchości własnego życia i osób najbliższych. Egzystencja narratora dzieje się współcześnie, ale on dystansuje się wobec tego, co go otacza. Uznaje konieczność odnalezienia się w rzeczywistości, ale zarazem chce pozostać sobą, co nie tak łatwo pogodzić. Towarzyszy mu też poczucie pewnego rodzaju osamotnienia i inności.

Krzyżan przesiewa i oczyszcza przez sito wyboru tak zwane sytuacje, sprawdzając w ten sposób ich liryczną siłę, a także, nierzadko, etyczną jednoznaczność, którą sam im nadaje. Ale to nie wszystko. Poetyckie obrazy lub krótkie przypowieści, bo jego utwory przybierają różną formę, które mają zatrzymać naszą uwagę na wyznaczonych punktach w jego czasoprzestrzeni – jak na wybranej konstelacji we wszechświecie – często otoczone są chłodnym dystansem. Narrator patrzy na siebie i świat ze znacznej odległości. Wypracowana w sobie i wprowadzona do wiersza perspektywa czasowa, a także odległość emocjonalna, stają się pewnego rodzaju miernikiem trafności spostrzeżenia. Stwarzają też okoliczności, aby przedstawić najbardziej własną prawdę, która może okazać się uniwersalna. W przypadku Krzyżana liryki nie płyną więc strumieniem – jako naturalna reakcja na odbiór zdarzeń, uwarunkowana koniecznością wypowiedzenia własnego doświadczenia – a raczej „przebijają się”, jako ocalałe po przejściu wymienionych prób – wyboru, odległości i czasu.

*

W tak skrystalizowanym widzeniu siebie, własnej egzystencji, świata i poezji, utwierdzają nas tytuły jego ostatnio wydanych tomów wierszy: Duszyczka z 2019 roku i 33 wiersze albo powidoki z 2021 roku (oba w Bibliotece „Toposu”). Poeta daje nam znać, że odczuwa żal po tym, co minęło, ale też – patrząc na to, co jest, ponieważ na naszych oczach staje się przeszłością. Liczba 33, poprzez wywiedzioną z Biblii tradycję, kojarzona jest z dojrzałością Jezusa, który w tym właśnie momencie wychodzi ze swoistego ukrycia, aby rozpocząć swoją misję, zakończoną złożeniem ofiary z własnego życia. Dojrzałość, świadomość i gotowość, która zamknięta została w liczbie 33, łączy się, w swojej głębi, z tym, czym są powidoki. Abstrakcyjne, barwne wizje rzeczywistości, które pojawiają się w naszym oku, bezpośrednio po spojrzeniu prosto w światło. Tak je też rozumiał i materializował na swoich obrazach Władysław Strzemiński. I na płótnach Strzemińskiego, i w wierszach Krzyżana, widziana rzeczywistość sprowadzona zostaje do zagęszczonych, ale czytelnych, intelektualnych wniosków oraz doznań zmysłowych, kształtu, barwy, zapachu i smaku. Staje się ona nasyconą syntezą, a w końcu – symbolem człowieczego bycia i odczuwania. Malarskim i lirycznym obrazom towarzyszy odwaga spojrzenia z perspektywy czasu minionego – prosto w światło, na przestrzał. Z intencją ocalenia błysku, który pozostaje w nas, tuż po zamknięciu powieki… Z nadzieją na przeniesienie pamięci o tym świecie może już w zupełnie inną rzeczywistość. W utworze dziesięć wersów, albo co kryje pamięć, czytamy:

pod kuchennymi oknami rosną floksy
kręci się w głowie od ich słodkiego zapachu
na polu nieopodal kwitnie łubin
i uderza w oczy feerią barw.

Te więc ostatnio wydane tomy i wcześniejsze,jedynie przywołane, budujące perspektywę w poezji Macieja Krzyżana, jawią się jako łagodne, nostalgiczne, jako wytrwałe zmaganie o zachowanie pamięci. Być może, że bliskie jest temu przekonanie, że „to, co czas zniszczy, pamięć przechowa” – swobodnie cytując Prousta. W jednym z wierszy Krzyżan wyznaje:

zapamiętałem pulchne dłonie pani śliwińskiej
które unosiły pod światło specjalnej lampy
każde jajko w punkcie skupu każde jajko które
przyszedłem kupić każde jajko które miało
trafić do kuchni mojej mamy.

I jeszcze dalej:

zapamiętałem i siebie kilkuletniego
owe krótkie chłopięce lata szaleństwa i
beztroski których tak bardzo brakuje teraz
starzejącemu się nieubłaganie mężczyźnie

(wypisy z księgi dzieciństwa)

*

Maciej Krzyżan – spokojne i otwarcie, jak o wszystkim innym – pisze też o zmierzaniu ku śmierci. Jest nieuchronna, wszechobecna, przenika wszystko wokół. Nieopisana, choć trwale, wręcz uporczywie i głęboko obecna; niesie ją los i upływ lat. Jej świadomość kładzie się cieniem na światło dnia, i tym cenniejszą czyni każdą chwilę naszej egzystencji. Dawniej jednak, przypomina poeta, była w niej siła, naturalność i świętość, poprzez zakorzenienie w codzienności i ludzkiej mentalności. W utworze prawie bajka, czyli krótki wykład o śmierci narrator wspomina:

dawniej była oswojoną częścią krajobrazu jeszcze
pamiętam kondukty sunące uliczkami
kłecka na parafialny cmentarz
podobnym pochodem w leżajsku żegnaliśmy
w 1976 powalonego zawałem dziadka tadeusza
namiętnego palacza i wybornego szachistę […]

Krzyżan chce trwać w polskiej tradycji – związanej z wiarą, obyczajem – i pisze o tym wprost:

ten dzień gdy upomną
się o ciebie na drugim
brzegu będzie najważniejszym
dniem twojego życia
zaopatrzony w lampę
i oliwę oczekuj chwili

samotnego przejścia
po tajemnej nitce
kładki

(transitus)

Miłość obecna jest podobnie – mocno, ogarnia wszystko. Wycisza i porządkuje rzeczywistość, staje się źródłem siły i poczucia bezpieczeństwa. To dzięki niej, która ma kobiece imię, zdarza się w życiu poety „rozpierający pierś dotyk / szczęścia” (smołdziński las).

Bardzo ważna jest poezja jako najbardziej własny, osobny i zamknięty przed innymi obszar życia autora. Smakowana jest w ciszy lub na muzycznym tle, jazzowym i bluesowym, niekiedy przepleciona filozoficzną refleksją. Spełnia się w pewnym oddaleniu od ukochanej kobiety, której dojrzałą zmysłowość, od czasu do czasu, poeta eksponuje w erotykach. Poezja dzieje się w dużym dystansie do codzienności, choć jest nią znacząco inspirowana. I gdyby to nie był Maciej Krzyżan, tak dbały o formę, unikający języka potocznego, można by to szczególne zamknięcie przed światem i rodziną, w tej jedynej, wybranej sytuacji, określić słowami punkowo-rokowego przeboju zespołu Mr. Zoob z 1984 roku, który z pewnością jest poecie znany: mój jest ten kawałek podłogi.

I tu wyznaję, że nie do końca wierzę Krzyżanowi, gdy w wierszu samotność mówi o trapiących go wyrzutach sumienia z powodu pisania poezji – której też od razu broni i ją usprawiedliwia:

cóż bowiem znaczą
bezbronne wiersze
których nie byłoby
bez tej pustelni

cóż znaczy tych
kilka słów kruchych
które nie ocalają
a bywają źródłem pychy

przepraszam was
kochani.

*

Pragnienie poezji ciągle niepokoi. Ale to za jej pośrednictwem Maciej Krzyżan dialoguje z rzeczywistością, najbliższymi, a także z sobą samym i czytelnikiem. To w jej sztucznej, wykreowanej przestrzeni pyta o rzeczy najbardziej istotne. Są nimi własna tożsamość i powołanie, jak w utworze imię, czy też duchowość, czemu poświęcony jest wiersz wyjawione, wysłuchane, ze snu, gdzie znajdujemy takie słowa:

jaka jest prawda

o twojej duszy
w tę odległą
sierpniową noc
z pełnią księżyca
muskającą górskie granie.

 

10 grudnia 2022 roku

 

Autorem fotografii Macieja Krzyżana jest Jacek Kargól.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Hanna Strychalska, „Co umyka nam sprzed oczu i spada w przepaść bez-pamięci” – wiersze Macieja Krzyżana, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 201

Powiązane artykuły

27.04.2023

Nowy Napis Co Tydzień #200 / Pitagorejska tetraktys

Zaprasza do obejrzenia nagrania

– [Te wiersze] zmagają się przede wszystkim w pierwszym takim wymiarze z tajemnicą poezji, ponieważ mamy tutaj kilka takich tekstów metapotyckich, które próbują dookreślić fenomen twórczości autora, na przykład Rozmowa o poezji czy Wiersze poetów; gdzie autor ewidentnie chce pokazać swoją refleksję nad naturą słowa, nad naturą metafory, nad naturą symbolu, który jest nośnikiem jego poezji. Natomiast w drugim wymiarze te wiersze próbują uchwycić fenomen ulotności życia, fenomen piękna życia 

– zdradza Artur Jocz.

Więcej w nagraniu.

S. Krzyśka, Pękające szkło. Dziesięciowiersz, Kraków 2022.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Artur Jocz, Pitagorejska tetraktys, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 200

Powiązane artykuły

27.04.2023

Nowy Napis Co Tydzień #200 / Jan Polkowski. Moje miejsce na Ziemi. Kraków

Przejdź do filmu

Z ogromną przyjemnością prezentujemy Państwu film Jan Polkowski. Moje miejsce na Ziemi. Kraków, w reżyserii Iwony Meus i Marka Gajczaka. 

 

Premiera filmu w piątek 29 kwietnia o godzinie 18:00. Zapraszamy!

 

Jan Polkowski

***

Kraków gawrony z wrzaskiem lecą na żer
w smrodzie spalin i ptasiego gówna
żarzy się wielojęzyczny gwar
drży dym hymnu Haec Est Regina virginum
Trwa stara wojna
Nowa może wybuchnąć w sobotę
lub za chwilę
W gotyckiej mgle kwili katedra
Zygmunt milczy owinięty w poczerniałe bandaże
Jadwiga krząta się kroi cebulę i chleb
Odmawia wieczne odpoczywanie
do grobowców pakuje ciepłe buty
królewskie swetry
leśne kryjówki i pamięć
ciemny rytm wiślanych słów.

 

pomysł cyklu: dr hab. Józef Ruszar
scenariusz: Iwona Meus
reżyseria: Iwona Meus i Marek Gajczak
zdjęcia i montaż: Marek Gajczak
czyta: Krzysztof Zawadzki

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Iwona Meus, Marek Gajczak, Jan Polkowski. Moje miejsce na Ziemi. Kraków, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 200

Powiązane artykuły

23.03.2023

Nowy Napis Co Tydzień #195 / Nadeszła wiosna

Drodzy Czytelnicy!

Pomimo pierwszego dnia wiosny Redakcja nie udała się na wagary, a przygotowała #195 numer tygodnika, a w nim różnorodność treści.

Na pierwszy plan wysuwa się dramat Magdaleny Drab pod tytułem Szczuro_App, który drukowany był w kwartalniku „Nowy Napis”, a także jego omówienie autorstwa Agaty M. Skrzypek Ja cię nauczę dotrzymywać obietnic. Pozostając w kręgach teatralnych polecamy uwadze również omówienie spektaklu Feblik Małgorzaty Maciejewskiej, która została laureatką Nagrody Dramaturgicznej im. Tadeusza Różewicza w 2022 roku. Recenzja autorstwa Anny Pajęckiej.

W Salonie Literackim IL rozmowę o książce Obywatel Szrajbman odbyli autor Paweł Chmielewski i redaktor Michał Gliński, zachęcamy do obejrzenia nagrania ze spotkania.

Nadchodząca wiosna przynosi również obfitość recenzji. W bieżącym numerze Dariusz Żółtowski pisze o książce Marii Cieśli-Korytowskiej Te książki zbójeckie, Jakub Rawski odkrywa reporterską wnikliwość Katarzyny Włodkowskiej, autorki książki Na oczach wszystkich, Błażej Szymankiewicz inspirowany książką Aleksandra Kaczorowskiego zastanawia się nad tym, czy mamy w Polsce fetysz Czech, Tomasz Chlewiński przybliży Państwu komiks Niezwyciężony. Na podstawie powieści Stanisława Lema, natomiast Paweł Chmielewski i Marcin Cielecki zabiorą zainteresowanych na wykopaliska archeologiczne z książkami: Pierwsze słowo oraz Grody, garnki i uczeni.

W numerze nie zabraknie także ankiety dotyczącej Kanonu Polskiego, w której głos zabierze Marek Olszewski, wideorekomendacji, w której Artur Jocz przekona Państwa dlaczego warto sięgnąć po błękitność błękitnieje w Słowa bramie Marka Słomiaka, natomiast Jan Martini odczyta fragment pracy, która w konkursie Pokolenie Solidarności zajęła II miejsce w kategorii non-fiction.

Cotygodniową dawkę liryki zapewni nam Mirosław Bochenek.

Zachęcamy do lektury i życzymy udanego tygodnia.

Redakcja NNCT

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Redakcja NNCT, Nadeszła wiosna, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 195

Powiązane artykuły

Loading...