20.01.2022

Nowy Napis Co Tydzień #135 / Jan Polkowski. Męczeńska ikona Rosji

Wiersz Jana Polkowskiego Carskie wrota (EZTG 1) to wiersz o umieraniu. Ale nie pojedynczego człowieka, lecz całej epoki, całego świata rosyjskiej kultury. To nie jest wiersz‑radość, z którego powstania trzeba się cieszyć, lecz wiersz‑płacz, z którym razem trzeba płakać. Nie należy go chyba analizować, lecz po prostu przeczytać, rozumiejąc. Takich wierszy nie za wiele mamy w poezji powojennej. Umarł twórca, umarł w najpodlejszym miejscu losu, więc wiersz poświęca Polkowski rosyjskiemu dysydentowi: Pamięci Anatolija Marczenki zmarłego w więzieniu w Czystopolu Tak zaczyna się wiersz zatytułowany Carskie wrota, bo kiedy umiera twórca, w więzieniu, trzeba odpowiedzieć wobec Pana: co stało się z kulturą tak dawną jak carowie, tą kulturą, do której wchodziło się, jak kapłan w cerkwi do sanktuarium przez „carskie wrota”, świętą kulturą Rosji. Czystopol Czystopol Czyste Słowo Boże Pole i Obietnica zamknięta figura losu. Któż inny śmiałby wymówić spierzchłymi wargami ten suchy wiatr śnieżny dół chorągwie drutów. To pytanie: „Któż inny śmiałby…”, może się odnosić tylko do umęczonego twórcy. W obliczu tego, co się stało, tylko on, Twórca unicestwiony, ma prawo mówić, a jeśli mówi ktoś inny, mówi w jego imieniu. Ale ta twórczość, która tworzy, ma wypowiedzieć zagładę pseudotwórczości, która się dokonała jako zagłada życia. Oto dokonano Nicości, w dniu pierwszym Sztuki musi mówić Nicość:

Mówią usta z popiołu mówi serce z wapna mówi glina z głodu.

Jasny Bezkresny zapomnij o nas.

Przejrzysty Nieogarniony dotknij nas. Spasi.

Pamiłuj.

Oto zarysowana dwuznaczność: czy owo zapomnij odnosi się do umęczonych, którzy tak się umęczyli, że za żadną cenę nie chcą już powrotu z nicości do pamięci, z nicości nieoznaczonych grobów dziesiątków milionów, tego najpotworniejszego w ludzkich dziejach imperium? Czy słowo zapomnij wypowiedziane jest z powodu wstydu, który oni odczuwają za ludzi, dokonywujących zagłady, ludzi tej samej ziemi i wspólnoty języka? Ale oto drugi człon tej dwuznacznej wypowiedzi przynosi decyzję: niech się objawi w kształcie ta zagłada, jej świadomość, obraz tych, którzy jej podlegli: dotknij nas, Losie, dotknij nas, Boże, powiedz, że jakoś istniejemy, powiedz, jak jesteśmy w zagładzie. Można dotknąć tego, co zaczyna istnieć, choćby i w sensie negatywnym – jako unicestwione życie. I oto prośba się spełnia, Bóg i twórca ludzki wzywają świętych Rusi, by dotknęli, by dali świadectwo:

(Skowycz Rusi)

Oto zeszli z pohańbionych ścian soborów i niosą w kielichach liturgicznych:

swiatyj Siergiej Rodonieżskij z przestrzeloną potylicą – cynober purpurę

i róż

zagłodzeni Kosma Damian i Jakow brat bożij – żółć zielenie lazur błękit

nadzy zamarznięci Borys i Gleb – biel i biel i biel we wszystkich jej wcieleniach

zatłuczona pałkami swiataja Paraskiewa Piatnica – czerń

bezimienny bezustny Nikt – pędzle.

I już wiemy, oto pierwszym aktem ma być odbudowanie ludzkiej i boskiej świętości, mają ją stworzyć jak wielką Ikonę, na ziemi całej Rosji jako wielkim obrazie, na desce Imperium właśnie ci święci umęczeni. To, co jest, jest tylko niczym, podłożem, bo żeby ukazać męczeństwo i rozliczyć się z nim, trzeba ukazać to, co istnieje, jako kłamstwo, nieistnienie, jako zagruntowaną ledwie przestrzeń po totalitarnym koszmarze:

I doczesne członki Rosji pokrywa całun z jajecznych temper.
Teofan Grek maluje twarz więc znika Moskwa i Smoleńsk.
Andriej Rublow nasyca farbą stopy i dłonie niknie pod nimi Workuta
Archangielsk Woroneż. Więzienny drelich oddaje pędzel Dionisija – i nie ma już Tomska
                                                                                                                    i Nowosybirska.

Kuje Wołga srebrne i złote blachy na swoją zgubę.

 

Na zgubę fałszu, który wciąż istnieje, na zgubę istniejącego nieistnienia, w hołdzie nieistniejącemu Istnieniu Umęczonych, Prawych. Tak powstaje Prawdziwa Ikona współczesnej Rusi, bo to państwo, które nazywa się Sowieckim, już samą swą nazwą określa się jako Królestwo Szatana, więc i nazwa powinna być starta. Powstaje Nowa Ikona, dzieło umęczonych milionów, namalowane przez ich patronów, Twórców:

I są już tylko umęczone kolory miliony istnień rozpuszczone w białku
nieistniejące ciało namalowane na sosnowej desce
przygniatające Imperium.

Dzieło ukończone, Ikona wniesiona do kościoła żywych, całe Imperium, jeśli spojrzeć prawdziwie, jest płaczem ludzi modlących się do Ikony męczeństwa. Może będzie ona zdolna unicestwić zło, przygnieść je. Nowa Rosja może zacząć się tylko od wielkiej żałobnej pieśni, od wielkiej żałobnej uroczystości, choć nie wiadomo, jeszcze, czy to zmartwychwstanie męczennika, czy tylko obrzęd żałobny:

Kopcą świece.
Aniołowie wkładają żałobne pióra.
Alleluja Rosjo alleluja
śmierci.

Bo to właśnie wyraża paradoksalne na tle teologii połączenie słów „alleluja” i „śmierć”. Wiersz Polkowskiego dźwięczy jakby tonem dwu wielkich bratnich ruskich dzwonów wydzwaniających jednocześnie twórcze alliluja i żałobne smiert.

Ten wiersz, który w sowietyzmie widzi tylko zaprzeczenie, a w jego ofiarach – męczeńskie podłoże, i odwołuje się w pragnieniu nadziei do pradawnej kultury Rusi, nie powinien spotkać się z zarzutem, formułowanym na przykład wobec Sołżenicyna, że gloryfikuje – choćby w celu polemicznym – carską przeszłość, sprzeczną, a także okrutną. Polkowski zresztą niedwuznacznie odwołuje się tylko do przeszłej świętości i do Rosji teraz umęczonej.

Trudno przejść obojętnie koło tego wiersza. To, co narodowe, przechodzi w nim do ludzkości poprzez męczeństwo. Męczeństwo rzeczywiste. Bardzo to romantyczne, w duchu także polskiego romantyzmu. Ale bez cienia mesjanizmu. Umęczona ikona to nie Chrystus‑Pantokrator, to święci męczennicy. Niech zapatrzeni w swoje „ziemie ulro” poeci nie egzorcyzmują tutaj lekko nacjonalizmu. Zepchną bowiem w nieistnienie także część tego, co ludzkie. Zaiste lepiej czasem być poecie w epoce zła płaczką żałobną, posypać głowę za cudze, ale i za swoje grzechy samousprawiedliwiania się.

 Czy jednak na to ostatnie rosyjskie męczeństwo także nie zezwolono? Czy zapobiegawcza pacyfikacja dokonywana przez władcę i system nie działa się przy ogromnej bierności i stronieniu poddanych od buntu? Jest pewna uwaga Aleksandra Sołżenicyna w Archipelagu GUŁ ag, na marginesie buntu więźniów w łagrze (przypominająca trochę uwagi Dostojewskiego o Polakach w Zapiskach z martwego domu): „I tu zrozumiałem, co to jest polska duma – i na czym polegał sekret polskich powstań, tak pełnych zapamiętania. […] Polak… […] Gdybyśmy wszyscy byli tak dumni i nieustępliwi – to jaki tyran by się ostał?”A. Sołżenicyn, Archipelag GUŁ ag. 1918 – 1956, t. 3, tłum. J. Pomianowski, Paryż 1974, s. 209. [1].

Wróciła mi pamięć tej uwagi, gdy niedawno czytałem zdania Czesława Miłosza o Polsce: „Jeśli uważa te bezustanne ofiary, konspiracje, powstania za zupełny nonsens, […] w «normalnych» krajach tego nie ma? […] jeżeli 99% Francuzów żyło jak zwykle po klęsce 1940 roku, to jest to normalne”C. Miłosz, Rok myśliwego, Paryż 1990, s. 268.[2].

Czyżby Miłosz sądził, że to dopiero polska konspiracja wyzwoliła złe instynkty u Gestapo i NKWD? Że nie było się przed czym bronić? Wierzę – raz o tym pisałem – że można było „normalnie” chodzić w Paryżu do teatru, ale chyba człowiek uczciwy nie powinien był być „normalny” wobec Vichy i obozu żydowskiego w Drancy? W zeszłym roku myślałem o tym przez miesiąc co dzień, bo co dzień – przejeżdżając, oglądałem stary dworzec w Drancy. Ale celem tego eseju nie jest polemika z Miłoszem, którego ominęło w 1943 roku „normalne” przejeżdżanie przez Drancy, a nie ominął protest moralny na widok karuzeli na placu Krasińskich w Warszawie. Pochylmy się nad rosyjskim męczeństwem.

I tu nie sposób nie zauważyć, że rosyjskie męczeństwo wyniknęło także z własnego udziału w kreowaniu systemu. I może dlatego to społeczeństwo było względnie bierne, że chłop, który zrabował, inteligent, który zaakceptował i rewolucjonista, który wywołał, nie potrafili przestawić się tak prędko – częściowo przynajmniej – na bunt przeciw ogromniejącemu dziełu także własnego zła? Ale nawet jeśli ofiary okazywały się współwinne, to buntami – które oczywiście poskramiano – dowodziły także istnienia czegoś, co sprawiło, że tak wielka część narodu rosyjskiego nie nadała się dla czerwonego imperium, a jedynie na mękę? Tak zdaje się sądzić Polkowski, a i ja myślę, że ten naród ma prawo do takiej świętej Ikony. Naród nie ginął bez współudziału, ale nie tylko na marne.

Bardzo chciałbym przeczytać wiersz Polkowskiego w przekładzie rosyjskim. Nie powinno zabraknąć go w antologii utworów o Epoce Lodowych Krematoriów. Polkowski wyraża – mimo wszystko – nadzieję. Męczeństwo bywa – twórczością. Wiersz bywa – świadectwem.

1990

Tekst został opublikowany w książce W mojej epoce już wymieram, którą można bezpłatnie pobrać na stronie NowyNapis.eu.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Jacek Trznadel, Jan Polkowski. Męczeńska ikona Rosji, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 135

Przypisy

  1. A. Sołżenicyn, Archipelag GUŁ ag. 1918 – 1956, t. 3, tłum. J. Pomianowski, Paryż 1974, s. 209.
  2. C. Miłosz, Rok myśliwego, Paryż 1990, s. 268.
  3. Wspomnienie ukazało się także w języku rosyjskim w przekładzie Iriny Adelgeim - https://gorky.media/context/golovan/.
  4. Pominki – rosyjski zwyczaj wspominania o zmarłym. Początkowo zamierzałem użyć polskiego słowa „wypominki”, ale to jednak nie to samo. U Doroszewskiego „wypominki – to modlitwy za zmarłych”, czyli coś, na co się daje pieniądze, rodzaj odpustowego myta… Zresztą przykład użycia przez historyka Władysława Smoleńskiego nie pozostawia wątpliwości co do charakteru tej czynności: „W dzień zaduszny dają na wypominki, ale żałoby nie noszą”. Pominki natomiast po rosyjsku – to wspominanie zmarłego, czasem w modlitwie, a czasem przy wódce.
  5. Kałgujew – duża wyspa arktyczna w południowo-wschodniej części Morza Barentsa, tytułowa Wyspa. Gołowanow musiał ją stworzyć, ułożyć z własnych podróży i marzeń, cytatów z książek i urywkowych relacji na jej temat, z motywów snutych z tubylczych mitów i ze swoich snów. W rzeczywistości jest to okrągła i dosyć płaska, błotnisto-tundrowa i mało ciekawa historycznie wyspa, nie bez kozery Wasia pisał, że trzeba było ją wymyślić… Znacznie ciekawsza jest Nowa Ziemia, leżąca trochę dalej na wschód, tam malarz Aleksandr Borisow trzy zimy przezimował, malując najpiękniejsze obrazy Północy na świecie! Ale obaj nie mieliśmy wątpliwości, że naj-najciekawsza jest wyspa Wajgacz, święty ostrów tuziemców, zwanych przez Borisowa w jego dziennikach „Samojedami”. Przy tym tłumaczył, że nie chodzi o ludzi, którzy sami się jedzą, ale o ludzi żyjących samojeden. Nieraz marzyliśmy z Wasią, aby tam się udać. Wyjść z syfilizacji na drugą stronę.
  6. Glamur (Polacy napisaliby z angielska „glamour”) – slangowe określenie stylu życia moskiewskiej elity, czytającej glamurne żurnały, co ja bym przetłumaczył ma „glansowane tygodniki”, ale tutaj z kolei trzeba by wyjaśnić, że słowo „glans” (dzisiaj przestarzałe), oznaczało „połysk”, na przykład w zdaniu: „Pompeje i Herkulanum wyrabiały terakotę z glansem”. W przypadku glamurnych żurnałow jak Miedwied’, dla którego pracował Gołowanow, połysk polega na połyskliwej szacie graficznej, wysokich honorariach dla autorów w zamian za harowanie od zmierzchu do zachodu, czyli dwadzieścia cztery godziny na dobę.
  7. Na pososzok – odpowiednik polskiego „strzemiennego”. Polak ostatni kieliszek pił, wkładając nogę do strzemienia, natomiast Rosjanin wypijał ostatnią szklankę, biorąc do ręki wędrowny kostur – posoch.
  8. Andriej Rodionow – moskiewski poeta, przyjaciel Gołowanowa. Na wiadomość o jego śmierci napisał wiersz, który pozwoliłem sobie tu spolszczyć. Znający Wasię domyślą się, o jaki dym chodzi, bo Wasilij tytoniu nie używał.
  9. http://www.medved-magazine.ru/articles/article_18.html
  10. Tytułowy „tyn” – u Dorosza (Słownik języka polskiego Witolda Doroszewskiego) to dawne słowo, oznacza „ogrodzenie, płot z gałęzi; także miejsce odgrodzone”. Stąd tyniec, współczesna forma tynu. Pochodzi ze staro-normandzkiego tun. Z początku chciałem użyć rosyjskiego słowa „zatwor”, ale zbytnio religijnością oddaje, a polski „tyniec” za bardzo kojarzy się z opactwem benedyktyńskim pod Krakowem, natomiast pradawny tyn na tyle już zwietrzał, że można go używać we współczesnym znaczeniu „odgrodzenia się od świata”, jak odgradzali się w swoich bibliotekach kolumbijski myśliciel Nicolas Gómez Dávila czy polski filolog Ryszard Przybylski, autor książki Pustelnicy i demony, poświęconej naukom Ojców Pustyni.
  11. Srom – przestarzale: wstyd. To rzeczywiście coraz bardziej przestarzałe uczucie w dobie ekshibicjonistycznych wywnętrznień medialnych! Jednakże drugie określenie sromu bynajmniej nie zestarzało się. To „zewnętrzna część narządów płciowych kobiet i samic ssaków” według Dorosza. Nigdy nie zapomnę krwawego strzępu skalpu chłopaka w sromie jego dziewczyny, którą zgwałciła na jego (i moich) oczach gruzińska soldateska na plaży w Suchumi.
  12. Ni pri cziom – nie ma nic do rzeczy.
  13. Wor w zakonie – dosłownie „złodziej w zakonie”. W polskim slangu więziennym: grypsujący, to jest przestrzegający zakony świata przestępczego. Zakon „pod celą” obowiązuje jak reguła w klasztorze. W gruzińskim rządzie Eduarda Szewardnadze obaj „siłowi” ministrowie, Tengis Kitowani i Dżaba Joseliani, byli worami w zakonie.
  14. Można stranstwowat’ po swietie… – „Można włóczyć się po świecie, Marъ, nie wychodząc z celi. Niechaj Maria Egipcjanka czuwa nad tobą”.
  15. SŁON – skrót: Sołowieckij Łagier Osobogo Naznaczenija. Kolebka i poligon Gułagu. Pierwszy łagier w Sowietach, zorganizowany na polecenie Feliksa Dzierżyńskiego. Kiedyś żartowaliśmy z profesorem Pawłem Wasiliewiczem Floreńskim, wnukiem słynnego filozofa, zamordowanego przez sołowieckich oprawców, że Polak Dzierżyński w przewrotny sposób próbował zrealizować utopię Józefa Jeleńskiego, ojca duchowego Seliwanowa, przywódcy sekty skopców… Otóż Józefowi Jeleńskiemu, który siedział na Sołowkach w klasztornej turmie, zarzucano, że jako Polak kastrował rosyjskich współbraci z pobudek patriotycznych, to znaczy chciał wytrzebić wszystkich Rosjan, żeby Polska była Polską.
  16. Skit – od koptyjskiego ϣⲓ(ϩ)ⲏⲧ – droga. Pośrednia droga pomiędzy anachoretyzmem i cenobityzmem, na ogół niewielka wspólnota (do dwunastu osób) w odosobnionej pustelni. Zwykle wokół starca zbierali się posłusznicy, chociaż wśród skitów staroobrzędowych Wyga – wspominał o tym Gawriił Dierżawin w swojej relacji z podróży po Karelii i Biełomorskim kraju – spotykało się skity koedukacyjne, gdzie starzec miał na posługi jedną, czasem nawet dwie posłusznice. Na Rusi „regułę skitu” wprowadził świątobliwy Nil Sorski, który zapoznał się z hezychazmem podczas swojego pobytu w klasztorach na górze Athos. Świątobliwy Nil Sorski był ojcem duchowym ruskiego hezychazmu, a zwalczający jego naukę niestjażatielnosti (wyrzeczenia się dóbr doczesnych) świątobliwy Iosif Wołokołamski był i jest patronem wszelkiej hierarchii cerkiewnej! W turmie jego klasztoru Wołokołamskiego siedział Maksym Grek, jeden z najciekawszych monachów tamtej epoki, na poły humanista, a na poły hezychasta. Grek do Moscovii trafił ze Świętej Góry na prośbę księcia moskiewskiego Wasyla III, który zwrócił się do atoskich starców, żeby przysłali kogoś, kto pomoże uporządkować mu bibliotekę. W Moscovii Grek poparł Nila Sorskiego i za to go posadzili.
  17. Inokъ – dawne określenie monacha (monachos – pojedyńczy). Protojerej Diaczenko w Pełnym cerkiewnym słowniku wywodzi inoka od słowa inoj – drugi, inny, natomiast Nikon Czarnogoriec utwierdzał, że pochodzi od starosłowiańskiego inъ – jeden „[…] bo rozmawia z Bogiem samojeden w odosobnieniu dzień i noc”. Inokъ to ktoś, kto żyje samopas, inaczej niż drudzy.
  18. Bezmowność – używam tego słowa nie w charakterze terminu medycznego, w jakim bezmowność występuje u Dorosza, czyli jako: „niezdolność mówienia powstała skutkiem uszkodzenia nie narządów mowy, tylko mózgu; afazja”, lecz jako kalki z prawosławnego bezmołwija, stan poza mową. Aczkolwiek w dobie bezustannej gadaniny przez telefony komórkowe i ciągłego słowotoku mediów społecznych, bezmówność rzeczywiście może wyglądać na jakiś poważny defekt mózgu.
  19. Cz. Miłosz, Potężny gmach dziwnej architektury (wywiad przeprowadzony przez Walentynę Połuchinę), [w:] tegoż, Rosja. Widzenia transoceaniczne. Tom II. Mosty napowietrzne, Warszawa 2011, s. 328.
  20. Poetyckie opisy podróży Brodskiego są w tym aspekcie szczegółowo omówione w ciekawej publikacji Sanny Turomy: S. Turoma. Brodsky abroad. Empire, tourism, nostalgia, Madison 2010.
  21. И.А. Бродский, Сочинения Иосифа Бродского, СПб 1998, s. 5, 64 – tłum. J.P.
  22. J. Brodski, Dziecko cywilizacji, tłum. K. Taranowska, A. Konarek, [w:] tegoż, Mniej niż ktoś, Kraków 2006, s. 125.
  23. Г.П. Федотов, Судьба и грехи России (Избранные статьи по философии русской истории и культуры), В 2-х т. Т. 1, СПб, София 1991, s. 51. – tłum. J.P.
  24. W rozmowie z Aleksandrem Fiutem Miłosz opowiada o swoich preferencjach filozoficznych: „Ja myślę, że moja orientacja jest bardzo pokrewna orientacji filozofów rosyjskich”, [w:] A. Fiut, Autoportret przekorny. Rozmowy. Czesław Miłosz, Kraków 2015, s. 87.
  25. Cz. Miłosz, Mowa noblowska, [online], [dostęp: 29.10.2020], https://www.nobelprize.org/prizes/literature/1980/milosz/25508-czeslaw-milosz-nobel-lecture-1980/.
  26. Г.П. Анциферов, Душа Петербурга, Дніпро 1990, s. 22. – tłum. J.P.
  27. J. Brodski, Mowa noblowska, [online], [dostęp: 29.10.2020], https://www.polskieradio24.pl/258/5035/Artykul/1570467,Mowa-Josifa-Brodskiego.
  28. И. Бродский, Книга интервью, Москва 2008, s. 139 – tłum. J.P.
  29. Cz. Miłosz, Rosja. Widzenia transoceaniczne. Tom. I. Dostojewski – nasz współczesny, Warszawa 2010, s. 42. To samo Miłosz mówił Tomasowi Venclovie: „Jestem przeciwnikiem klasycznej metryki rosyjskiej, dla Polaków w każdym razie jest zgubna” (T. Venclova, Wiosna w Berkeley, [w:] Cz. Miłosz, T. Venclova, Powroty do Litwy, Warszawa 2012, s. 61).
  30. И. Бродский, Книга интервью, s. 579 – tłum. J.P.
  31. Cz. Miłosz, Walka o oddech, [w:] tegoż, Rosja. Widzenia transoceaniczne. Tom II. Mosty napowietrzne, Warszawa 2011, s. 328.
  32. В. Полухина, Иосиф Бродский глазами современников: сборник интервью, СПб 2006, c. 268 – tłum. J.P.
  33. Cz. Miłosz, T. Venclova, Dialog o Wilnie, [w:] tychże, Powroty do Litwy, dz. cyt., s. 61.
  34. Por. E. Rybicka, Homo geographicus. Miłosza topografie i autobio-geo-grafie, [w:] Czesława Miłosza „północna strona” , red. M. Czermińska, K. Szalewska, Gdańsk 2011, s. 27–34.
  35. Por. F.A. Yates, The Art of Memory, London 1966.
  36. Цит. по: Б.М Эйхенбаум, Лев Толстой: Исследования. Статьи. СПб 2009, s. 170 – tłum. J.P.
  37. Chodzi o klasycystyczny budynek Maneżu (ujeżdżalni) w Petersburgu, który został zbudowany w latach 1804–1807 według projektu Giacomo Quarenghiego.
  38. Я.А. Гордин, Перекличка во мраке. Иосиф Бродский и его собеседники, СПб 2000, s. 140 – tłum. J.P.
  39. И. Бродский, Книга интервью, s. 432 – tłum. J.P.
  40. O. Mandelsztam, Poezje, red. M. Leśniewska, Kraków 1983.
  41. Więcej informacji na ten temat jest w moim artykule o wierszu Grudzień we Florencji: Д. Ахапкин, Перечитывая „Декабрь во Флоренции”, „Звезда” 2020, nr 5.
  42. J. Brodski, Zamieć w Massachusetts, wybór i tłum. K. Krzyżewska, Kraków 1994.
  43. J. Brodski, 82 wiersze i poematy, wybór i opracowanie S. Barańczak, Paryż 1988.
  44. Por. Znak wodny: „Och, ta cała krótkowzroczna szumowina – Le Corbusier, Mondrian, Gropius – którzy okaleczyli świat nie mniej okrutnie niż jakaś Luftwaffe” – tłum. J.P.
  45. В. Полухина, Больше самого себя: О Бродском, Томск 2009, s. 23 – tłum. J.P.
  46. И. Бродский, Книга интервью, s. 108 – tłum. J.P.
  47. Tamże, s. 511 – tłum. J.P.
  48. С. Волков, Диалоги с Иосифом Бродским, Москва 1998, s. 204 – tłum. J.P.
  49. М.Л. Гаспаров, Русский трехударный дольник ХХ века, Теория стиха, Л., 1968, s. 60 – tłum. J.P.
  50. А.М. Левашов, С.Е. Ляпин, Шестииктный дольник Иосифа Бродского: метрическая модель и ритмические тенденции // Актуальные вопросы филологии и методики преподавания иностранных языков: Статьи и материалы 4-й Международной научной конференции, 21–22 февраля 2012. Т. 2, СПб 2012 – tłum. J.P.
  51. Д. Ахапкин, „Прощальная ода”: у истоков жанра больших стихотворений, „Звезда” 2000, nr 5, s. 104–110.
  52. Сочинения Иосифа Бродского, Том I, Санкт-Петербург 1992, s. 308, 310.
  53. Т. Венцлова, Бродский – переводчик Норвида // Собеседники на пиру: Литературоведческие работы, Москва 2012, s. 410–427.
  54. И. Бродский, Книга интервью, s. 252 – tłum. J.P.
  55. Historia z wierszem Norwida nie została włączona przez Elżbietę Toszę do jej znakomitej książki o trzech dniach spędzonych przez Brodskiego w Katowicach: E. Tosza, Stan serca. Trzy dni z Josifem Brodskim, Katowice 2013.
  56. Chociaż oczywiście nie oznacza to, że wiersze Brodskiego stały się sylabiczne; więcej na ten temat w: Ю.Б. Орлицкий, Ещё раз о так называемой «силлабике» Бродского и о ее объективном контексте – русской силлабике конца XX века, „Известия Смоленского государственного университета. Литературоведение” 2020, nr 1, s. 33–46.

Powiązane artykuły

16.12.2021

Nowy Napis Co Tydzień #131 / Trudna lekcja historii

Lektura Straszliwego zwycięstwa Borysa Sokołowa tylko z pozoru wydaje się łatwa i oczywista. Autor już na pierwszych stronach wyraźnie deklaruje, z jakimi mitami wojny ojczyźnianej będzie się mierzył. Jako pierwszy do obalenia będzie ten, że polityka zagraniczna ZSRR w latach 1939–1941 nie miała charakteru ekspansywnego i dbano jedynie o własne bezpieczeństwo. Drugim jest powtarzane przekonanie, że straty Armii Czerwonej w porównaniu do strat Wehrmachtu są prawie równe. Oficjalny przekaz w Rosji tłumaczy tę zaskakującą, kreatywną księgowość wykonywaną nad mogiłami żołnierzy w sposób następujący: tak, to prawda, że w latach 1941–1942 zginęło więcej żołnierzy rosyjskich, ale już w następnych latach Armia Czerwona nauczyła się walczyć i zadała Niemcom dotkliwe straty, ze zdobyciem Berlina włącznie. Wniosek: straty w ludziach są mniej więcej równe. Trzecim mitem jest twierdzenie, że Związek Radziecki miał decydujące znaczenie dla zwycięstwa nad III Rzeszą, a także, że byłby w stanie pokonać nazistowskie Niemcy bez wsparcia zachodnich sojuszników.

Rosyjskie spojrzenie na drugą wojnę światową jest wybiórcze, a powyżej wymienione mity powszechnie znane i wielokrotnie demaskowane. Nie to więc czyni lekturę Straszliwego zwycięstwa ciekawą. Sokołow jest Rosjaninem, a to oznacza, że musi pokonać znacznie więcej wrogów, niż się to komukolwiek wydaje.

***

Takich książek jak Straszliwe zwycięstwo – pisanych przez rosyjskich historyków, którzy demaskowali propagandową wersję drugiej wojny światowej widzianej oczyma Kremla – było już co najmniej kilka. Gdyby Borys Sokołow napisał swoją jako jeden z pierwszych, jakieś kilka, kilkanaście lat temu, czytano by ją z wypiekami na twarzy. Dziś, przyznajmy, otrzymujemy książkę, która potwierdza to, co nie jest już żadną tajemnicą. Sokołow ma tego świadomość. Jeśli mimo to zdecydował się ją napisać, to znaczy, że wciąż jest potrzebne takie opracowanie. Co z kolei należy czytać również w taki sposób: w Rosji w dalszym ciągu panuje zmitologizowany obraz udziału ZSRR w drugiej wojnie światowej. Ma to swoje podłoże polityczne – zwycięstwo w wielkiej wojnie ojczyźnianej to dla dzisiejszego społeczeństwa rosyjskiego jedyny pozytywny i spajający element. Po upadku ZSRR Rosjanie dowiedzieli się (o ile mieli jeszcze wątpliwości), że jednak istniał archipelag Gułag i że był Katyń, a Stalin był ludobójcą. Kilkuletnie otwarcie archiwów rosyjskich po zakończonej zimnej wojnie pozwoliło sięgnąć historykom, pisarzom i dziennikarzom po dokumenty, które potwierdzały szeptane historie. Tak jak gwałtownie otwarto dostęp do archiwów, tak gwałtownie je zamknięto. Władimir Putin powrócił do starej wersji historii: tak, Stalin był zły, ale to my, Rosjanie, pokonaliśmy Hitlera. Powrócono do hucznie obchodzonych defilad zwycięstwa, a wojnę ojczyźnianą uczyniono głównym elementem budowanej współcześnie tożsamości rosyjskiej. W tej wersji nie ma miejsca na Katyń, na 17 września 1939 roku i na wiele innych rzeczy. To są jednak sprawy powszechnie znane, pytanie pozostaje zatem aktualne: dlaczego Borys Sokołow pisze Straszliwe zwycięstwo? Polski czytelnik może wzruszyć ramionami i stwierdzić, że wszystko to już było. Sokołow, jak i wielu innych historyków, ma jednak świadomość, że książki takie są zwyczajnie potrzebne przede wszystkim w Rosji i dla Rosjan. Ale są one potrzebne także ich sąsiadom, ponieważ widać dzięki nim, że dialog jest (lub będzie) jeszcze możliwy.

***

Borys Sokołow jest Rosjaninem i pisze w Rosji, a w dodatku z jasnym, idącym pod prąd przekazem. Dlatego w jego książce nie uświadczymy nadmiernie pięknej frazy. Dla Sokołowa ważne jest zdemaskowanie trzech mitów i wokół nich zbudowane jest cale Straszliwe zwycięstwo. To sprawia, że pewne sformułowania się powtarzają, autor bowiem wciąż i wciąż będzie powracał do swojego przesłania. Na co możemy liczyć, jeśli literackość nie jest najmocniejszą stroną tej książki Sokołowa? Na liczby. Jest w tym jakaś przewrotność, że Borys Sokołow, literaturoznawca i członek rosyjskiego Pen Clubu, mocniej przemawia, cytując rozliczne dane liczbowe, niż tworząc narrację. Zupełnie jakby mimochodem wskazując, że słowa się zszargały, zostały poddane podwójnym znaczeniom (oficjalnym i historycznym), dlatego przemówić powinny liczby. Liczby, czyli fakty. Rozumiem ten zmysł autora: jeśli udowadniasz swojemu państwu, że się myli, musisz mieć niezbite dowody. Straszliwe zwycięstwo jest wprost najeżone liczbami:

W wojnie sowiecko-fińskiej w latach 1939–1940 proporcje strat w poległych i zmarłych wynosiły 7,2 : 1, i to nie na korzyść Armii Czerwonej, lecz Finów. Można założyć, że przykładowo takie same były one również w latach 1941–1944. Wówczas w walkach z wojskami fińskimi Armia Czerwona mogła stracić do 408 tys. poległych i zmarłych od ran. Należy również uwzględnić fakt, że straty bezpowrotne Armii Czerwonej w wojnie z Japonią wynosiły 12 tys. ludzi. Wolno także przypuszczać, że w starciach z pozostałymi niemieckimi sojusznikami straty Armii Czerwonej były zbliżone do strat przeciwnika. Wtedy w tych walkach mogła ona stracić do 284 tys. ludzi. Natomiast w walkach z Wehrmachtem straty Armii Czerwonej wynosiły 22,2 mln zabitych i zmarłych wskutek ran, a po stronie przeciwnej – około 2,1 mln zabitych i zmarłych. To daje proporcje strat 10,6 : 1.

Liczby są Sokołowowi potrzebne, aby punktować nieprawdziwość mitów. Długie wyliczenia, jak choćby to zacytowane wyżej, mają rozbrajać nieprawdy wokół wojny ojczyźnianej. Przypomnijmy: według Sokołowa straty Armii Czerwonej w drugiej wojnie światowej to dwadzieścia dwa miliony dwieście tysięcy zabitych, podczas gdy liczba ofiar w niemieckich siłach zbrojnych wynosi cztery miliony. Ciekawą gratką dla wszystkich literackich maniaków drugiej wojny światowej jest to, w jaki sposób Sokołow dochodzi do swoich wyliczeń. Jasne, czasem udaje mu się powołać na jakiś nieznany dokument cudem odkryty (wyszarpnięty) w rosyjskich archiwach, ale wbrew pozorom nie jest to rzecz decydująca. Przede wszystkim zestawia ze sobą liczne źródła pisane, takie jak wspomnienia, dzienniki. Porównuje wyliczenia z książek historyków niemieckich i rosyjskich, a to wygląda jak zderzenie odmiennych światów.

Poza liczbami, które bezlitośnie punktują mity wojny ojczyźnianej, Sokołow tłumaczy, dlaczego było tak, a nie inaczej. W tych wyjaśnieniach, niczym w ponurych morałach ze strasznych baśni (bo jak inaczej potraktować propagandową historię?), zawiera arcyciekawe przemyślenia. W nich z kolei słowa są gęste, a sensy można kroić na plastry. Warto się w nie wczytywać raz za razem, aby wyjawił się pełny sens, jak choćby w tym niezwykle cennym fragmencie:

Takie niekorzystne dla Rosji i ZSRR proporcje w obydwu wojnach światowych tłumaczy się głównie powszechnym zacofaniem gospodarczym i kulturalnym kraju w porównaniu z Niemcami i zachodnimi sojusznikami. W przypadku drugiej wojny światowej sytuacja pogorszyła się na skutek stalinowskiego totalitaryzmu, który zniszczył armię jak efektywny instrument prowadzenia wojny. Stalin nawet w ciągu dwudziestu lat nie nadgonił istniejącego zacofania, lecz za to pozostawał w zgodzie z tradycją późnego imperializmu. Wolał wygrywać nie umysłem i umiejętnościami, lecz ogromnym przelewem krwi, ponieważ widział w tworzeniu profesjonalnej armii potencjalne zagrożenie dla reżimu. Ale i tak Związkowi Sowieckiemu przyszło zapłacić dziesiątkami milionów ludzkich istnień nie tyle za stalinowski terror jako taki, ile za dążenie do zachowania i rozszerzenia imperium.

A w innym miejscu dodaje:

Wyraźnie niższa wartość bojowa Armii Czerwonej w porównaniu z Niemcami, jakkolwiek paradoksalnie by to brzmiało, pomogła Stalinowi wygrać wojnę. W wyborze między dwoma reżimami totalitarnymi demokracje zachodnie miały moralny obowiązek stanąć po stronie słabszego jako reprezentującego mniejsze dla nich zagrożenie, a tym samym zapewnić mu zwycięstwo.

***

Czy Straszliwe zwycięstwo jest zatem książką skierowaną do wąskiej grupy historyków-specjalistów? Raczej tak, choć należy docenić, iż Sokołow czyni pewne starania, aby książka była przystępna dla szerokiego grona czytelników. Z pewnością zawiera szereg ciekawostek, jak choćby ta, która tłumaczy, dlaczego Armia Czerwona dopuszczała się masowych gwałtów na kobietach na terenach zdobycznych. Pomijając przyzwolenie dowódców, Sokołow wskazuje, że przyczyną mogła być… obecność kobiet w Armii Czerwonej. Liczbę kobiet w mundurach oraz uniformach, pielęgniarek i telegrafistek, ocenia się na około milion. Tak dużego udziału kobiet w wojsku nie było ani w szeregach Niemiec, ani Amerykanów. Kobiety-żołnierze Armii Czerwonej nie były w stanie uchronić się przed presją seksualną ze strony swoich kolegów-żołnierzy. Ten temat wciąż czeka na swoje opracowanie. Jedynie wyżsi dowódcy byli na tyle „szarmanccy”, że potrafili utworzyć parasol ochronny nad wybraną kobietą. Tak zwane „marszowo-polowe żony” traktowane były jako pełnoprawne żony, ale tylko na czas wojny – wszak w domu czekała prawowita żona i rodzina. Szeregowy żołnierz, który sam często przymierał głodem, nie był w stanie otoczyć „parasolem ochronnym” kobiety-żołnierza. Dodatkowo nie przyznawano żołnierzom – inaczej niż armiach niemieckich i amerykańskich – pieniędzy na prostytutki i opieki medycznej z powodu chorób wenerycznych.

Autor niemal każdy rozdział kończy jedną z wersji alternatywnych historii. I tak pojawiają się rozważania choćby dotyczące ewentualnego losu drugiej wojny światowej, gdyby Józef Piłsudski nie zmarł w 1935 roku, a znacznie później. Albo: czy Litwa, Łotwa i Estonia mogłyby wraz z Finlandią stworzyć sojusz, który powstrzymałby ZSRR?

Ciekawie też wygląda „zdejmowanie legend z pomników”, czyli analiza literacka – a tu Sokołow jest naprawdę niezły – relacji o bohaterskich czynach Armii Czerwonej. Któż nie słyszał o heroicznym rzuceniu się żołnierza obwieszonego granatami pod gąsienice czołgów albo zasłonięciu własnym ciałem stanowiska karabinów maszynowych? Sokołow wykazuje, że te rozpalające wyobraźnię obrazy są pozbawione sensu: żołnierz rzucający się pod pojazd osłabia siłę wybuchu własnym ciałem, zaś stanowiska karabinów nie „zachłysną się krwią” upadającego na nie ciała, gdyż wystrzał (a co dopiero cała seria) odrzuci ciało na bok. Jaki był zatem sens tworzenia takich legend? Tylko taki, że tłumaczono nimi wysoką śmiertelność żołnierzy Armii Czerwonej. Jedyna taktyka walki, którą posiadało ZSRR, brzmi: umrzeć, aby wygrać.

Zastanawiam się, gdzie jest miejsce dla takiej książki jak ta Borysa Sokołowa? Dla czytelnika polskiego obalanie mitów wojny ojczyźnianej nie jest – wobec istniejącej już literatury na ten temat – niczym odkrywczym. Ciekawe jest za to, w jaki sposób pisze się takie książki w Rosji. Wobec wprost najeżenia książki danymi liczbowymi postawiłbym ją obok Wojny Iwana. Życie i śmierć w Armii Czerwonej 1939–1945 Catherine Merridale, gdzie autorka przeprowadziła wywiady z rosyjskimi weteranami. Liczby i wspomnienia dobrze ze sobą współgrają.

Borys Sokołow, Straszliwe zwycięstwo. Prawda i mity o sowieckiej wygranej w drugiej wojnie światowej, przeł. Aniela Czendlik, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2021.

Straszliwe zwycięstwo - Sokołow Borys | Książka w Sklepie EMPIK.COM

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Marcin Cielecki, Trudna lekcja historii, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 131

Przypisy

  1. A. Sołżenicyn, Archipelag GUŁ ag. 1918 – 1956, t. 3, tłum. J. Pomianowski, Paryż 1974, s. 209.
  2. C. Miłosz, Rok myśliwego, Paryż 1990, s. 268.
  3. Wspomnienie ukazało się także w języku rosyjskim w przekładzie Iriny Adelgeim - https://gorky.media/context/golovan/.
  4. Pominki – rosyjski zwyczaj wspominania o zmarłym. Początkowo zamierzałem użyć polskiego słowa „wypominki”, ale to jednak nie to samo. U Doroszewskiego „wypominki – to modlitwy za zmarłych”, czyli coś, na co się daje pieniądze, rodzaj odpustowego myta… Zresztą przykład użycia przez historyka Władysława Smoleńskiego nie pozostawia wątpliwości co do charakteru tej czynności: „W dzień zaduszny dają na wypominki, ale żałoby nie noszą”. Pominki natomiast po rosyjsku – to wspominanie zmarłego, czasem w modlitwie, a czasem przy wódce.
  5. Kałgujew – duża wyspa arktyczna w południowo-wschodniej części Morza Barentsa, tytułowa Wyspa. Gołowanow musiał ją stworzyć, ułożyć z własnych podróży i marzeń, cytatów z książek i urywkowych relacji na jej temat, z motywów snutych z tubylczych mitów i ze swoich snów. W rzeczywistości jest to okrągła i dosyć płaska, błotnisto-tundrowa i mało ciekawa historycznie wyspa, nie bez kozery Wasia pisał, że trzeba było ją wymyślić… Znacznie ciekawsza jest Nowa Ziemia, leżąca trochę dalej na wschód, tam malarz Aleksandr Borisow trzy zimy przezimował, malując najpiękniejsze obrazy Północy na świecie! Ale obaj nie mieliśmy wątpliwości, że naj-najciekawsza jest wyspa Wajgacz, święty ostrów tuziemców, zwanych przez Borisowa w jego dziennikach „Samojedami”. Przy tym tłumaczył, że nie chodzi o ludzi, którzy sami się jedzą, ale o ludzi żyjących samojeden. Nieraz marzyliśmy z Wasią, aby tam się udać. Wyjść z syfilizacji na drugą stronę.
  6. Glamur (Polacy napisaliby z angielska „glamour”) – slangowe określenie stylu życia moskiewskiej elity, czytającej glamurne żurnały, co ja bym przetłumaczył ma „glansowane tygodniki”, ale tutaj z kolei trzeba by wyjaśnić, że słowo „glans” (dzisiaj przestarzałe), oznaczało „połysk”, na przykład w zdaniu: „Pompeje i Herkulanum wyrabiały terakotę z glansem”. W przypadku glamurnych żurnałow jak Miedwied’, dla którego pracował Gołowanow, połysk polega na połyskliwej szacie graficznej, wysokich honorariach dla autorów w zamian za harowanie od zmierzchu do zachodu, czyli dwadzieścia cztery godziny na dobę.
  7. Na pososzok – odpowiednik polskiego „strzemiennego”. Polak ostatni kieliszek pił, wkładając nogę do strzemienia, natomiast Rosjanin wypijał ostatnią szklankę, biorąc do ręki wędrowny kostur – posoch.
  8. Andriej Rodionow – moskiewski poeta, przyjaciel Gołowanowa. Na wiadomość o jego śmierci napisał wiersz, który pozwoliłem sobie tu spolszczyć. Znający Wasię domyślą się, o jaki dym chodzi, bo Wasilij tytoniu nie używał.
  9. http://www.medved-magazine.ru/articles/article_18.html
  10. Tytułowy „tyn” – u Dorosza (Słownik języka polskiego Witolda Doroszewskiego) to dawne słowo, oznacza „ogrodzenie, płot z gałęzi; także miejsce odgrodzone”. Stąd tyniec, współczesna forma tynu. Pochodzi ze staro-normandzkiego tun. Z początku chciałem użyć rosyjskiego słowa „zatwor”, ale zbytnio religijnością oddaje, a polski „tyniec” za bardzo kojarzy się z opactwem benedyktyńskim pod Krakowem, natomiast pradawny tyn na tyle już zwietrzał, że można go używać we współczesnym znaczeniu „odgrodzenia się od świata”, jak odgradzali się w swoich bibliotekach kolumbijski myśliciel Nicolas Gómez Dávila czy polski filolog Ryszard Przybylski, autor książki Pustelnicy i demony, poświęconej naukom Ojców Pustyni.
  11. Srom – przestarzale: wstyd. To rzeczywiście coraz bardziej przestarzałe uczucie w dobie ekshibicjonistycznych wywnętrznień medialnych! Jednakże drugie określenie sromu bynajmniej nie zestarzało się. To „zewnętrzna część narządów płciowych kobiet i samic ssaków” według Dorosza. Nigdy nie zapomnę krwawego strzępu skalpu chłopaka w sromie jego dziewczyny, którą zgwałciła na jego (i moich) oczach gruzińska soldateska na plaży w Suchumi.
  12. Ni pri cziom – nie ma nic do rzeczy.
  13. Wor w zakonie – dosłownie „złodziej w zakonie”. W polskim slangu więziennym: grypsujący, to jest przestrzegający zakony świata przestępczego. Zakon „pod celą” obowiązuje jak reguła w klasztorze. W gruzińskim rządzie Eduarda Szewardnadze obaj „siłowi” ministrowie, Tengis Kitowani i Dżaba Joseliani, byli worami w zakonie.
  14. Można stranstwowat’ po swietie… – „Można włóczyć się po świecie, Marъ, nie wychodząc z celi. Niechaj Maria Egipcjanka czuwa nad tobą”.
  15. SŁON – skrót: Sołowieckij Łagier Osobogo Naznaczenija. Kolebka i poligon Gułagu. Pierwszy łagier w Sowietach, zorganizowany na polecenie Feliksa Dzierżyńskiego. Kiedyś żartowaliśmy z profesorem Pawłem Wasiliewiczem Floreńskim, wnukiem słynnego filozofa, zamordowanego przez sołowieckich oprawców, że Polak Dzierżyński w przewrotny sposób próbował zrealizować utopię Józefa Jeleńskiego, ojca duchowego Seliwanowa, przywódcy sekty skopców… Otóż Józefowi Jeleńskiemu, który siedział na Sołowkach w klasztornej turmie, zarzucano, że jako Polak kastrował rosyjskich współbraci z pobudek patriotycznych, to znaczy chciał wytrzebić wszystkich Rosjan, żeby Polska była Polską.
  16. Skit – od koptyjskiego ϣⲓ(ϩ)ⲏⲧ – droga. Pośrednia droga pomiędzy anachoretyzmem i cenobityzmem, na ogół niewielka wspólnota (do dwunastu osób) w odosobnionej pustelni. Zwykle wokół starca zbierali się posłusznicy, chociaż wśród skitów staroobrzędowych Wyga – wspominał o tym Gawriił Dierżawin w swojej relacji z podróży po Karelii i Biełomorskim kraju – spotykało się skity koedukacyjne, gdzie starzec miał na posługi jedną, czasem nawet dwie posłusznice. Na Rusi „regułę skitu” wprowadził świątobliwy Nil Sorski, który zapoznał się z hezychazmem podczas swojego pobytu w klasztorach na górze Athos. Świątobliwy Nil Sorski był ojcem duchowym ruskiego hezychazmu, a zwalczający jego naukę niestjażatielnosti (wyrzeczenia się dóbr doczesnych) świątobliwy Iosif Wołokołamski był i jest patronem wszelkiej hierarchii cerkiewnej! W turmie jego klasztoru Wołokołamskiego siedział Maksym Grek, jeden z najciekawszych monachów tamtej epoki, na poły humanista, a na poły hezychasta. Grek do Moscovii trafił ze Świętej Góry na prośbę księcia moskiewskiego Wasyla III, który zwrócił się do atoskich starców, żeby przysłali kogoś, kto pomoże uporządkować mu bibliotekę. W Moscovii Grek poparł Nila Sorskiego i za to go posadzili.
  17. Inokъ – dawne określenie monacha (monachos – pojedyńczy). Protojerej Diaczenko w Pełnym cerkiewnym słowniku wywodzi inoka od słowa inoj – drugi, inny, natomiast Nikon Czarnogoriec utwierdzał, że pochodzi od starosłowiańskiego inъ – jeden „[…] bo rozmawia z Bogiem samojeden w odosobnieniu dzień i noc”. Inokъ to ktoś, kto żyje samopas, inaczej niż drudzy.
  18. Bezmowność – używam tego słowa nie w charakterze terminu medycznego, w jakim bezmowność występuje u Dorosza, czyli jako: „niezdolność mówienia powstała skutkiem uszkodzenia nie narządów mowy, tylko mózgu; afazja”, lecz jako kalki z prawosławnego bezmołwija, stan poza mową. Aczkolwiek w dobie bezustannej gadaniny przez telefony komórkowe i ciągłego słowotoku mediów społecznych, bezmówność rzeczywiście może wyglądać na jakiś poważny defekt mózgu.
  19. Cz. Miłosz, Potężny gmach dziwnej architektury (wywiad przeprowadzony przez Walentynę Połuchinę), [w:] tegoż, Rosja. Widzenia transoceaniczne. Tom II. Mosty napowietrzne, Warszawa 2011, s. 328.
  20. Poetyckie opisy podróży Brodskiego są w tym aspekcie szczegółowo omówione w ciekawej publikacji Sanny Turomy: S. Turoma. Brodsky abroad. Empire, tourism, nostalgia, Madison 2010.
  21. И.А. Бродский, Сочинения Иосифа Бродского, СПб 1998, s. 5, 64 – tłum. J.P.
  22. J. Brodski, Dziecko cywilizacji, tłum. K. Taranowska, A. Konarek, [w:] tegoż, Mniej niż ktoś, Kraków 2006, s. 125.
  23. Г.П. Федотов, Судьба и грехи России (Избранные статьи по философии русской истории и культуры), В 2-х т. Т. 1, СПб, София 1991, s. 51. – tłum. J.P.
  24. W rozmowie z Aleksandrem Fiutem Miłosz opowiada o swoich preferencjach filozoficznych: „Ja myślę, że moja orientacja jest bardzo pokrewna orientacji filozofów rosyjskich”, [w:] A. Fiut, Autoportret przekorny. Rozmowy. Czesław Miłosz, Kraków 2015, s. 87.
  25. Cz. Miłosz, Mowa noblowska, [online], [dostęp: 29.10.2020], https://www.nobelprize.org/prizes/literature/1980/milosz/25508-czeslaw-milosz-nobel-lecture-1980/.
  26. Г.П. Анциферов, Душа Петербурга, Дніпро 1990, s. 22. – tłum. J.P.
  27. J. Brodski, Mowa noblowska, [online], [dostęp: 29.10.2020], https://www.polskieradio24.pl/258/5035/Artykul/1570467,Mowa-Josifa-Brodskiego.
  28. И. Бродский, Книга интервью, Москва 2008, s. 139 – tłum. J.P.
  29. Cz. Miłosz, Rosja. Widzenia transoceaniczne. Tom. I. Dostojewski – nasz współczesny, Warszawa 2010, s. 42. To samo Miłosz mówił Tomasowi Venclovie: „Jestem przeciwnikiem klasycznej metryki rosyjskiej, dla Polaków w każdym razie jest zgubna” (T. Venclova, Wiosna w Berkeley, [w:] Cz. Miłosz, T. Venclova, Powroty do Litwy, Warszawa 2012, s. 61).
  30. И. Бродский, Книга интервью, s. 579 – tłum. J.P.
  31. Cz. Miłosz, Walka o oddech, [w:] tegoż, Rosja. Widzenia transoceaniczne. Tom II. Mosty napowietrzne, Warszawa 2011, s. 328.
  32. В. Полухина, Иосиф Бродский глазами современников: сборник интервью, СПб 2006, c. 268 – tłum. J.P.
  33. Cz. Miłosz, T. Venclova, Dialog o Wilnie, [w:] tychże, Powroty do Litwy, dz. cyt., s. 61.
  34. Por. E. Rybicka, Homo geographicus. Miłosza topografie i autobio-geo-grafie, [w:] Czesława Miłosza „północna strona” , red. M. Czermińska, K. Szalewska, Gdańsk 2011, s. 27–34.
  35. Por. F.A. Yates, The Art of Memory, London 1966.
  36. Цит. по: Б.М Эйхенбаум, Лев Толстой: Исследования. Статьи. СПб 2009, s. 170 – tłum. J.P.
  37. Chodzi o klasycystyczny budynek Maneżu (ujeżdżalni) w Petersburgu, który został zbudowany w latach 1804–1807 według projektu Giacomo Quarenghiego.
  38. Я.А. Гордин, Перекличка во мраке. Иосиф Бродский и его собеседники, СПб 2000, s. 140 – tłum. J.P.
  39. И. Бродский, Книга интервью, s. 432 – tłum. J.P.
  40. O. Mandelsztam, Poezje, red. M. Leśniewska, Kraków 1983.
  41. Więcej informacji na ten temat jest w moim artykule o wierszu Grudzień we Florencji: Д. Ахапкин, Перечитывая „Декабрь во Флоренции”, „Звезда” 2020, nr 5.
  42. J. Brodski, Zamieć w Massachusetts, wybór i tłum. K. Krzyżewska, Kraków 1994.
  43. J. Brodski, 82 wiersze i poematy, wybór i opracowanie S. Barańczak, Paryż 1988.
  44. Por. Znak wodny: „Och, ta cała krótkowzroczna szumowina – Le Corbusier, Mondrian, Gropius – którzy okaleczyli świat nie mniej okrutnie niż jakaś Luftwaffe” – tłum. J.P.
  45. В. Полухина, Больше самого себя: О Бродском, Томск 2009, s. 23 – tłum. J.P.
  46. И. Бродский, Книга интервью, s. 108 – tłum. J.P.
  47. Tamże, s. 511 – tłum. J.P.
  48. С. Волков, Диалоги с Иосифом Бродским, Москва 1998, s. 204 – tłum. J.P.
  49. М.Л. Гаспаров, Русский трехударный дольник ХХ века, Теория стиха, Л., 1968, s. 60 – tłum. J.P.
  50. А.М. Левашов, С.Е. Ляпин, Шестииктный дольник Иосифа Бродского: метрическая модель и ритмические тенденции // Актуальные вопросы филологии и методики преподавания иностранных языков: Статьи и материалы 4-й Международной научной конференции, 21–22 февраля 2012. Т. 2, СПб 2012 – tłum. J.P.
  51. Д. Ахапкин, „Прощальная ода”: у истоков жанра больших стихотворений, „Звезда” 2000, nr 5, s. 104–110.
  52. Сочинения Иосифа Бродского, Том I, Санкт-Петербург 1992, s. 308, 310.
  53. Т. Венцлова, Бродский – переводчик Норвида // Собеседники на пиру: Литературоведческие работы, Москва 2012, s. 410–427.
  54. И. Бродский, Книга интервью, s. 252 – tłum. J.P.
  55. Historia z wierszem Norwida nie została włączona przez Elżbietę Toszę do jej znakomitej książki o trzech dniach spędzonych przez Brodskiego w Katowicach: E. Tosza, Stan serca. Trzy dni z Josifem Brodskim, Katowice 2013.
  56. Chociaż oczywiście nie oznacza to, że wiersze Brodskiego stały się sylabiczne; więcej na ten temat w: Ю.Б. Орлицкий, Ещё раз о так называемой «силлабике» Бродского и о ее объективном контексте – русской силлабике конца XX века, „Известия Смоленского государственного университета. Литературоведение” 2020, nr 1, s. 33–46.

Powiązane artykuły

25.11.2021

Nowy Napis Co Tydzień #128 / Co dalej z Muzeum w Rapperswilu?

Kochani Czytelnicy,

jak w każdy czwartek oddajemy w Wasze ręce świeżutki numer „Nowego Napisu Co Tydzień”. Przygotowaliśmy dla Was wiele fascynujących treści.

Mariusz Wilk w kolejnej odsłonie „Listów z Procidy” obszernym esejem żegna swojego niedawno zmarłego przyjaciela Wasilija Gołowanowa. Publikujemy także Bulwar, tekst samego Wasilija Gołowanowa, rosyjskiego dziennikarza i podróżnika, autora między innymi wydanej w Polsce Wyspy, czyli usprawiedliwienia bezsensownych podróży.

Irena Kaczmarczyk rozmawia z Radosławem Pawłowskim o Muzeum Polskim w Rapperswilu, które po ponad stu pięćdziesięciu latach istnienia traci swoją siedzibę w średniowiecznym zamku. Wciąż nie wiadomo, jak długo potrwa znalezienie nowego lokum dla bezcennych zbiorów, ani gdzie ono powstanie.

8 listopada 2021 roku prof. Wojciech Ligęza obchodził swoje siedemdziesięciolecie. Katedra Literatury Współczesnej XX Wieku (Wydział Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego) zorganizowała dla Profesora uroczyste pożegnanie w Collegium Maius. Redakcja NNCT serdecznie gratuluje prof. Ligęzie wspaniałego jubileuszu, a jednocześnie zaprasza do obejrzenia wystąpienia Jubilata.

Jak w każdym numerze, także i w tym znajdziecie mnóstwo recenzji oraz dyskusji o filmach i książkach. W Nowym Gramofonie #4 zabieramy Was w kolejną podróż, tym razem kosmiczną. Nasi dzielni literaci omawiają między innymi najnowszą ekranizację Diuny w reżyserii Denisa Villeneuve'a. Piotr Wiktor Lorkowski – w cyklu „Wydane w Sopocie” – recenzuje aż trzy tomy poetyckie: Domysły na temat Ruxa Bartłomieja Siwca, 33 wiersze albo powidoki Macieja Krzyżana oraz Biografie wiersza Kazimierza Brakonieckiego. Agnieszka Kostuch omawia Gdzie będą nie będą Małgorzaty Dąbrowy Szatko, Maciej D. Woźniak Życie zastępcze Romana Cieplińskiego, a Piotr Prachnio – Nowe historie literatury Joanny Maj. Z kolei Tomasz Chlewiński analizuje Nowe wiersze sławnych poetów Grzegorza Uzdańskiego. W ramach naszych wideo-polecajek głos zabiera prof. Dorota Heck, rekomendując Ocalić od zapomnienia Marka Dyżewskiego oraz ranek / mane. eseje – szkice – przyczynki krytyczne, antologię zawierającą „wszystko co najlepsze” spośród publikowanych w dwumiesięczniku „Topos” esejów.

Ponadto zwracamy Waszą uwagę na program Joseph Conrad Fellowship, a naszą książką tygodnia tym razem jest drugi tom dzieła Wojciecha Kudyby pod tytułem Pułascy. Non alius regitPublikujemy wreszcie wiersze Jerzego Fryckowskiego. Na naszych łamach pojawiły się dzięki projektowi „Tarcza dla literatów”.

Mamy nadzieję, że nasze treści dostarczą Wam wielu czytelniczych przyjemności. Życzymy miłej lektury!

Redakcja NNCT

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Redakcja NNCT, Co dalej z Muzeum w Rapperswilu?, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 128

Przypisy

  1. A. Sołżenicyn, Archipelag GUŁ ag. 1918 – 1956, t. 3, tłum. J. Pomianowski, Paryż 1974, s. 209.
  2. C. Miłosz, Rok myśliwego, Paryż 1990, s. 268.
  3. Wspomnienie ukazało się także w języku rosyjskim w przekładzie Iriny Adelgeim - https://gorky.media/context/golovan/.
  4. Pominki – rosyjski zwyczaj wspominania o zmarłym. Początkowo zamierzałem użyć polskiego słowa „wypominki”, ale to jednak nie to samo. U Doroszewskiego „wypominki – to modlitwy za zmarłych”, czyli coś, na co się daje pieniądze, rodzaj odpustowego myta… Zresztą przykład użycia przez historyka Władysława Smoleńskiego nie pozostawia wątpliwości co do charakteru tej czynności: „W dzień zaduszny dają na wypominki, ale żałoby nie noszą”. Pominki natomiast po rosyjsku – to wspominanie zmarłego, czasem w modlitwie, a czasem przy wódce.
  5. Kałgujew – duża wyspa arktyczna w południowo-wschodniej części Morza Barentsa, tytułowa Wyspa. Gołowanow musiał ją stworzyć, ułożyć z własnych podróży i marzeń, cytatów z książek i urywkowych relacji na jej temat, z motywów snutych z tubylczych mitów i ze swoich snów. W rzeczywistości jest to okrągła i dosyć płaska, błotnisto-tundrowa i mało ciekawa historycznie wyspa, nie bez kozery Wasia pisał, że trzeba było ją wymyślić… Znacznie ciekawsza jest Nowa Ziemia, leżąca trochę dalej na wschód, tam malarz Aleksandr Borisow trzy zimy przezimował, malując najpiękniejsze obrazy Północy na świecie! Ale obaj nie mieliśmy wątpliwości, że naj-najciekawsza jest wyspa Wajgacz, święty ostrów tuziemców, zwanych przez Borisowa w jego dziennikach „Samojedami”. Przy tym tłumaczył, że nie chodzi o ludzi, którzy sami się jedzą, ale o ludzi żyjących samojeden. Nieraz marzyliśmy z Wasią, aby tam się udać. Wyjść z syfilizacji na drugą stronę.
  6. Glamur (Polacy napisaliby z angielska „glamour”) – slangowe określenie stylu życia moskiewskiej elity, czytającej glamurne żurnały, co ja bym przetłumaczył ma „glansowane tygodniki”, ale tutaj z kolei trzeba by wyjaśnić, że słowo „glans” (dzisiaj przestarzałe), oznaczało „połysk”, na przykład w zdaniu: „Pompeje i Herkulanum wyrabiały terakotę z glansem”. W przypadku glamurnych żurnałow jak Miedwied’, dla którego pracował Gołowanow, połysk polega na połyskliwej szacie graficznej, wysokich honorariach dla autorów w zamian za harowanie od zmierzchu do zachodu, czyli dwadzieścia cztery godziny na dobę.
  7. Na pososzok – odpowiednik polskiego „strzemiennego”. Polak ostatni kieliszek pił, wkładając nogę do strzemienia, natomiast Rosjanin wypijał ostatnią szklankę, biorąc do ręki wędrowny kostur – posoch.
  8. Andriej Rodionow – moskiewski poeta, przyjaciel Gołowanowa. Na wiadomość o jego śmierci napisał wiersz, który pozwoliłem sobie tu spolszczyć. Znający Wasię domyślą się, o jaki dym chodzi, bo Wasilij tytoniu nie używał.
  9. http://www.medved-magazine.ru/articles/article_18.html
  10. Tytułowy „tyn” – u Dorosza (Słownik języka polskiego Witolda Doroszewskiego) to dawne słowo, oznacza „ogrodzenie, płot z gałęzi; także miejsce odgrodzone”. Stąd tyniec, współczesna forma tynu. Pochodzi ze staro-normandzkiego tun. Z początku chciałem użyć rosyjskiego słowa „zatwor”, ale zbytnio religijnością oddaje, a polski „tyniec” za bardzo kojarzy się z opactwem benedyktyńskim pod Krakowem, natomiast pradawny tyn na tyle już zwietrzał, że można go używać we współczesnym znaczeniu „odgrodzenia się od świata”, jak odgradzali się w swoich bibliotekach kolumbijski myśliciel Nicolas Gómez Dávila czy polski filolog Ryszard Przybylski, autor książki Pustelnicy i demony, poświęconej naukom Ojców Pustyni.
  11. Srom – przestarzale: wstyd. To rzeczywiście coraz bardziej przestarzałe uczucie w dobie ekshibicjonistycznych wywnętrznień medialnych! Jednakże drugie określenie sromu bynajmniej nie zestarzało się. To „zewnętrzna część narządów płciowych kobiet i samic ssaków” według Dorosza. Nigdy nie zapomnę krwawego strzępu skalpu chłopaka w sromie jego dziewczyny, którą zgwałciła na jego (i moich) oczach gruzińska soldateska na plaży w Suchumi.
  12. Ni pri cziom – nie ma nic do rzeczy.
  13. Wor w zakonie – dosłownie „złodziej w zakonie”. W polskim slangu więziennym: grypsujący, to jest przestrzegający zakony świata przestępczego. Zakon „pod celą” obowiązuje jak reguła w klasztorze. W gruzińskim rządzie Eduarda Szewardnadze obaj „siłowi” ministrowie, Tengis Kitowani i Dżaba Joseliani, byli worami w zakonie.
  14. Można stranstwowat’ po swietie… – „Można włóczyć się po świecie, Marъ, nie wychodząc z celi. Niechaj Maria Egipcjanka czuwa nad tobą”.
  15. SŁON – skrót: Sołowieckij Łagier Osobogo Naznaczenija. Kolebka i poligon Gułagu. Pierwszy łagier w Sowietach, zorganizowany na polecenie Feliksa Dzierżyńskiego. Kiedyś żartowaliśmy z profesorem Pawłem Wasiliewiczem Floreńskim, wnukiem słynnego filozofa, zamordowanego przez sołowieckich oprawców, że Polak Dzierżyński w przewrotny sposób próbował zrealizować utopię Józefa Jeleńskiego, ojca duchowego Seliwanowa, przywódcy sekty skopców… Otóż Józefowi Jeleńskiemu, który siedział na Sołowkach w klasztornej turmie, zarzucano, że jako Polak kastrował rosyjskich współbraci z pobudek patriotycznych, to znaczy chciał wytrzebić wszystkich Rosjan, żeby Polska była Polską.
  16. Skit – od koptyjskiego ϣⲓ(ϩ)ⲏⲧ – droga. Pośrednia droga pomiędzy anachoretyzmem i cenobityzmem, na ogół niewielka wspólnota (do dwunastu osób) w odosobnionej pustelni. Zwykle wokół starca zbierali się posłusznicy, chociaż wśród skitów staroobrzędowych Wyga – wspominał o tym Gawriił Dierżawin w swojej relacji z podróży po Karelii i Biełomorskim kraju – spotykało się skity koedukacyjne, gdzie starzec miał na posługi jedną, czasem nawet dwie posłusznice. Na Rusi „regułę skitu” wprowadził świątobliwy Nil Sorski, który zapoznał się z hezychazmem podczas swojego pobytu w klasztorach na górze Athos. Świątobliwy Nil Sorski był ojcem duchowym ruskiego hezychazmu, a zwalczający jego naukę niestjażatielnosti (wyrzeczenia się dóbr doczesnych) świątobliwy Iosif Wołokołamski był i jest patronem wszelkiej hierarchii cerkiewnej! W turmie jego klasztoru Wołokołamskiego siedział Maksym Grek, jeden z najciekawszych monachów tamtej epoki, na poły humanista, a na poły hezychasta. Grek do Moscovii trafił ze Świętej Góry na prośbę księcia moskiewskiego Wasyla III, który zwrócił się do atoskich starców, żeby przysłali kogoś, kto pomoże uporządkować mu bibliotekę. W Moscovii Grek poparł Nila Sorskiego i za to go posadzili.
  17. Inokъ – dawne określenie monacha (monachos – pojedyńczy). Protojerej Diaczenko w Pełnym cerkiewnym słowniku wywodzi inoka od słowa inoj – drugi, inny, natomiast Nikon Czarnogoriec utwierdzał, że pochodzi od starosłowiańskiego inъ – jeden „[…] bo rozmawia z Bogiem samojeden w odosobnieniu dzień i noc”. Inokъ to ktoś, kto żyje samopas, inaczej niż drudzy.
  18. Bezmowność – używam tego słowa nie w charakterze terminu medycznego, w jakim bezmowność występuje u Dorosza, czyli jako: „niezdolność mówienia powstała skutkiem uszkodzenia nie narządów mowy, tylko mózgu; afazja”, lecz jako kalki z prawosławnego bezmołwija, stan poza mową. Aczkolwiek w dobie bezustannej gadaniny przez telefony komórkowe i ciągłego słowotoku mediów społecznych, bezmówność rzeczywiście może wyglądać na jakiś poważny defekt mózgu.
  19. Cz. Miłosz, Potężny gmach dziwnej architektury (wywiad przeprowadzony przez Walentynę Połuchinę), [w:] tegoż, Rosja. Widzenia transoceaniczne. Tom II. Mosty napowietrzne, Warszawa 2011, s. 328.
  20. Poetyckie opisy podróży Brodskiego są w tym aspekcie szczegółowo omówione w ciekawej publikacji Sanny Turomy: S. Turoma. Brodsky abroad. Empire, tourism, nostalgia, Madison 2010.
  21. И.А. Бродский, Сочинения Иосифа Бродского, СПб 1998, s. 5, 64 – tłum. J.P.
  22. J. Brodski, Dziecko cywilizacji, tłum. K. Taranowska, A. Konarek, [w:] tegoż, Mniej niż ktoś, Kraków 2006, s. 125.
  23. Г.П. Федотов, Судьба и грехи России (Избранные статьи по философии русской истории и культуры), В 2-х т. Т. 1, СПб, София 1991, s. 51. – tłum. J.P.
  24. W rozmowie z Aleksandrem Fiutem Miłosz opowiada o swoich preferencjach filozoficznych: „Ja myślę, że moja orientacja jest bardzo pokrewna orientacji filozofów rosyjskich”, [w:] A. Fiut, Autoportret przekorny. Rozmowy. Czesław Miłosz, Kraków 2015, s. 87.
  25. Cz. Miłosz, Mowa noblowska, [online], [dostęp: 29.10.2020], https://www.nobelprize.org/prizes/literature/1980/milosz/25508-czeslaw-milosz-nobel-lecture-1980/.
  26. Г.П. Анциферов, Душа Петербурга, Дніпро 1990, s. 22. – tłum. J.P.
  27. J. Brodski, Mowa noblowska, [online], [dostęp: 29.10.2020], https://www.polskieradio24.pl/258/5035/Artykul/1570467,Mowa-Josifa-Brodskiego.
  28. И. Бродский, Книга интервью, Москва 2008, s. 139 – tłum. J.P.
  29. Cz. Miłosz, Rosja. Widzenia transoceaniczne. Tom. I. Dostojewski – nasz współczesny, Warszawa 2010, s. 42. To samo Miłosz mówił Tomasowi Venclovie: „Jestem przeciwnikiem klasycznej metryki rosyjskiej, dla Polaków w każdym razie jest zgubna” (T. Venclova, Wiosna w Berkeley, [w:] Cz. Miłosz, T. Venclova, Powroty do Litwy, Warszawa 2012, s. 61).
  30. И. Бродский, Книга интервью, s. 579 – tłum. J.P.
  31. Cz. Miłosz, Walka o oddech, [w:] tegoż, Rosja. Widzenia transoceaniczne. Tom II. Mosty napowietrzne, Warszawa 2011, s. 328.
  32. В. Полухина, Иосиф Бродский глазами современников: сборник интервью, СПб 2006, c. 268 – tłum. J.P.
  33. Cz. Miłosz, T. Venclova, Dialog o Wilnie, [w:] tychże, Powroty do Litwy, dz. cyt., s. 61.
  34. Por. E. Rybicka, Homo geographicus. Miłosza topografie i autobio-geo-grafie, [w:] Czesława Miłosza „północna strona” , red. M. Czermińska, K. Szalewska, Gdańsk 2011, s. 27–34.
  35. Por. F.A. Yates, The Art of Memory, London 1966.
  36. Цит. по: Б.М Эйхенбаум, Лев Толстой: Исследования. Статьи. СПб 2009, s. 170 – tłum. J.P.
  37. Chodzi o klasycystyczny budynek Maneżu (ujeżdżalni) w Petersburgu, który został zbudowany w latach 1804–1807 według projektu Giacomo Quarenghiego.
  38. Я.А. Гордин, Перекличка во мраке. Иосиф Бродский и его собеседники, СПб 2000, s. 140 – tłum. J.P.
  39. И. Бродский, Книга интервью, s. 432 – tłum. J.P.
  40. O. Mandelsztam, Poezje, red. M. Leśniewska, Kraków 1983.
  41. Więcej informacji na ten temat jest w moim artykule o wierszu Grudzień we Florencji: Д. Ахапкин, Перечитывая „Декабрь во Флоренции”, „Звезда” 2020, nr 5.
  42. J. Brodski, Zamieć w Massachusetts, wybór i tłum. K. Krzyżewska, Kraków 1994.
  43. J. Brodski, 82 wiersze i poematy, wybór i opracowanie S. Barańczak, Paryż 1988.
  44. Por. Znak wodny: „Och, ta cała krótkowzroczna szumowina – Le Corbusier, Mondrian, Gropius – którzy okaleczyli świat nie mniej okrutnie niż jakaś Luftwaffe” – tłum. J.P.
  45. В. Полухина, Больше самого себя: О Бродском, Томск 2009, s. 23 – tłum. J.P.
  46. И. Бродский, Книга интервью, s. 108 – tłum. J.P.
  47. Tamże, s. 511 – tłum. J.P.
  48. С. Волков, Диалоги с Иосифом Бродским, Москва 1998, s. 204 – tłum. J.P.
  49. М.Л. Гаспаров, Русский трехударный дольник ХХ века, Теория стиха, Л., 1968, s. 60 – tłum. J.P.
  50. А.М. Левашов, С.Е. Ляпин, Шестииктный дольник Иосифа Бродского: метрическая модель и ритмические тенденции // Актуальные вопросы филологии и методики преподавания иностранных языков: Статьи и материалы 4-й Международной научной конференции, 21–22 февраля 2012. Т. 2, СПб 2012 – tłum. J.P.
  51. Д. Ахапкин, „Прощальная ода”: у истоков жанра больших стихотворений, „Звезда” 2000, nr 5, s. 104–110.
  52. Сочинения Иосифа Бродского, Том I, Санкт-Петербург 1992, s. 308, 310.
  53. Т. Венцлова, Бродский – переводчик Норвида // Собеседники на пиру: Литературоведческие работы, Москва 2012, s. 410–427.
  54. И. Бродский, Книга интервью, s. 252 – tłum. J.P.
  55. Historia z wierszem Norwida nie została włączona przez Elżbietę Toszę do jej znakomitej książki o trzech dniach spędzonych przez Brodskiego w Katowicach: E. Tosza, Stan serca. Trzy dni z Josifem Brodskim, Katowice 2013.
  56. Chociaż oczywiście nie oznacza to, że wiersze Brodskiego stały się sylabiczne; więcej na ten temat w: Ю.Б. Орлицкий, Ещё раз о так называемой «силлабике» Бродского и о ее объективном контексте – русской силлабике конца XX века, „Известия Смоленского государственного университета. Литературоведение” 2020, nr 1, s. 33–46.

Powiązane artykuły

25.11.2021

Nowy Napis Co Tydzień #128 / Bulwar

Zdarzyło się to, kiedy szedłem złożyć życzenia starszej córce z okazji jej szesnastych urodzin. No ale wcześniej powinienem wyjaśnić, co znaczy „szedłem”. Dlatego, że słówko to jedynie na papierze wygląda niewinnie. Nie wracałem bowiem z pracy ani z długiej delegacji, ale przybywałem z daleka, z odległego świata samotniczego życia w jej świat, teraz już dorosły, żeby znowu na długo, do naszego kolejnego spotkania, na powrót odejść – jak w równoległą sztolnię. Wyznam, że odczuwam winę przed tobą, Czytelniku, i to uczucie winy jest szczere: nie tak już przyjemnie przyznawać się do tego, że w mym życiu, jak zresztą w życiu wielu ludzi, nie obyło się bez upadków. Byłem co prawda ojcem, ale nie do końca dobrym ojcem – ta rola pozostała niedograna i boli, jak boli miliony matek i ojców, którzy przeżyli krach swojego życia rodzinnego. I oto szedłem, powoli opuszczając żagle, ostrożnie, jeszcze dobrze nie wiedząc, co właściwie powiem swojej prawie już dorosłej córce i jak moje serce zareaguje na ten świat, ku któremu się zbliżam z każdym krokiem – wszak ongiś był to świat mojego dzieciństwa, później radosnego i szczęśliwego ojcostwa, a potem raptem stał się cudzym, aż któregoś dnia mnie wyniosło stamtąd, być może zbyt szybko, z dwiema pośpiesznie zebranymi torbami i butami wdzianymi na gołe nogi. Od skrzyżowania za remizą strażacką, gdzie zaczyna się Zwiezdnyj Bulwar, w całym tym rejonie nie ma miejsca, które nie wiązałoby się dla mnie z jakimś wspomnieniem, najczęściej zabawnym. Ech, tyle się tutaj wydarzyło, że jak ujrzałem za drzewami bulwaru dom, w którym sam niegdyś wyrosłem, a w którym teraz dorastała moja córka, przełknąłem ślinę i stanąłem jak wryty. Zatrzymałem się w cieniu potężnego klonu, uspokoiłem oddech i zdziwiłem się – skąd się tutaj wzięło takie piękne drzewo?

Pamiętam czasy, kiedy Zwiezdnyj Bulwar nie zasługiwał na nazwę „bulwaru”, niczego tutaj nie było – jedynie zwały błota na miejscu, gdzie buldożery rozkopały dawny nasyp kolejowy i robotnicy w zabrudzonych waciakach zaryli Kopytowkę, rzeczkę naszego dzieciństwa, puszczając ją rurami pod ziemią, a w błoto wetknęli kilka rachitycznych badyli, żeby było, że to „bulwar”. Lecz jakie by nie były ich zamiary, błocko na bulwarze walało się jeszcze wiele lat i nikt w te zwały tłustej gliny i kałuże woniejące siarkowodorem się nie zapuszczał. Dlatego powiedzieć, co tam było posadzone – jesiony, klony czy brzozy – nikt nie potrafił. To były cherlawe i krzywe patyki, skurczone pod chłodnym wiatrem jesiennym i, żeby nie upadły w to błoto, każdy był podwiązany do solidnego palika. A w miejscu, gdzie pień dotykał cienkiego patyka, jego korę otulono szmatką.

Po kilku latach bulwar trochę wysechł i wówczas ukazała się nam, też nieco już podrosłym, jego nowa geologia: błoto zastygło w strome występy pośród rozległych wydm żółtego piachu. Lecz najważniejsze były tam podziemia, rury do nowego wodociągu, ogromne i jeszcze puste, bez wody. Czuliśmy się w nich jak w jaskiniach, zamierając co chwilę od strachu, ciemności i pod wpływem zgrzytu własnych kroków na żelazie. Skąd mogliśmy wiedzieć, że w przyszłości pojawią się maniacy, którzy mogą, ot tak, zabić dziecko lub samotną kobietę; gdybyśmy wiedzieli, za nic nie leźlibyśmy pod ziemię. Ale wtedy maniaków nie było, baliśmy się jedynie, że któryś z robotników nas skrzyczy. Pierwszym maniakiem, który zamordował dzieci w ich własnym mieszkaniu, był słynny „Mosgaz” – ta ksywa mroziła krew w żyłach naszych i naszych rodziców, dlatego że zrobić coś takiego mógł tylko człowiek opętany złem, człowiek bezrozumny, a myśmy wtedy jeszcze nie przywykli do bezrozumu. Zimą bulwar zasnuwała gwiezdna mgła i zupełnie go nie pamiętam, jakby nad bulwarem stała wieczna noc, w której niczego nie widać. Choć nie, jedno wspomnienie ocalało: naprzeciw straży pożarnej często widzieliśmy woźnicę, który dostarczał telegą chleb do piekarni. Potem chleb zaczęli wozić samochodem, a ten woźnica jeszcze kilka lat jeździł pusty wokoło bulwaru, a później albo koń jego umarł, albo on sam, krótko mówiąc, znikł po cichu i niezauważalnie, a razem z nim zniknęła telega, chrzęst uprzęży, końskie pączki na asfalcie i radośnie poćwierkujące wróble wokół nich. Oto czemu wróble potem zupełnie wyginęły, zostały jedynie gołębie i wrony, ale myśmy początkowo tego nie zauważyli. Z przyjściem wiosny zaczynała się nasza ulubiona „gra w noża”. I właśnie podczas „gry w noża” zobaczyliśmy, jak człowiek wbiegł na ulicę wprost pod koła przejeżdżającego samochodu i powoli, jakby w zwolnionym tempie, upadł na maskę i głośno zakrzyczał, a potem ciężko zwalił się na ziemię. To był chłopak z sąsiedniego podwórka, samochód złamał mu nogę. Myśmy ten wypadek przeżywali i przeżywali bez końca, nie wiedząc, że nastaną czasy, kiedy na drogach w ciągu roku będzie ginąć więcej ludzi niż na małej, współczesnej wojnie.

Potem minęło trochę czasu i w latach szkolnych na bulwarze odbywały się u nas zajęcia z wuefu. Uczyliśmy się tutaj biegać na nartach. Ani skalistych występów, ani piaskowych wydm, ma się rozumieć, już nie było, wszystko się wyrównało w jakiś tajemny sposób, po Kopytowce ni śladu, a drzewka, kiedyś posadzone, się przyjęły. Ciągle były cherlawe, zimowy wiatr giął je niczym trawy w stepie i wtenczas się zdawało, że one zawsze takie będą, że nie przezwyciężą gołej nędzy swoich pierwszych lat, kiedy to marzły w półmroku i żaden pijak ich nie obłapiał, przechodząc mimo. Ale był śnieg i były narty, i te narty dobrze zapamiętałem, raz kiedyś bowiem przegoniłem Olega Niewickiego. Oleg biegał na nartach najlepiej ze wszystkich, a ja – za nim, ale nigdy-nigdy, przez całe lata nie mogłem go przegonić. Aż się zdarzyło, że goniłem za nim i raptem pojąłem, że dzieje się coś niewiarygodnego – on zaczął słabnąć, a potem przepuścił mnie przodem, chociaż ja sam nie mogłem już biec szybciej i w moim gardle pachniało krwią. I tak ja biegłem pierwszy, chyba z dziesięć minut, nadymając się swoją przewagą, Niewicki tymczasem odpoczywał za moimi plecami i na ostatniej prostej mnie wyprzedził. Ktoś nauczył go tej sztuczki, najpierw się poddać, żeby potem zwyciężyć, a ja byłem na to zbyt prostoduszny, dlatego przegrałem. No, ale te dziesięć minut! Te dziesięć minut!

A potem minęło jeszcze trochę czasu i przed rozpoczęciem ósmej klasy, parę dni przed pierwszym dzwonkiem, leżeliśmy z Jurą Gromowym w cieniu drzewa na bulwarze na bujnozielonej trawie, która wyrosła tam, gdzie wcześniej powszędy walała się glina, i rozmawialiśmy o dziewczętach z naszej klasy. Znaczy, że było już drzewo i od niego padał cień i pod nim rosła trawa, tylko my tego wszystkiego jeszcze nie zauważaliśmy – mieliśmy po czternaście lat, drzewa pewnikiem też tyle. Drzewa już zmężniały i wspólnie tworzyły aleje bulwaru, po których co dzień przechadzały się wte i wewte mamy z wózkami, niemowlęta uczyły się chodzić, a na ławce pod sklepem „Produkty” rozpijali tanie wino miejscowi pijacy. Ale myśmy tego wszystkiego nie widzieli, zajęci myślami o dziewczętach, które dopiero mieliśmy pokochać. Pewnego razu – skończyłem akurat szesnaście lat – szedłem po bulwarze na randkę. Jednakże i tu słowo „szedłem” nie oddaje w pełni stanu, w jakim ja wtedy przemieszczałem się po bulwarze: ja leciałem, nie dotykając ziemi, w rozpiętej kurtce, z rozwianymi włosami i z błyszczącymi, niemal oślepłymi ze szczęścia oczami. A jednak ją zobaczyłem… Kobietę. To była moja mama. Ona przeszła mimo, nie zauważając mnie, głęboko pogrążona w jakichś własnych myślach, zmartwieniach (o których ja nie miałem pojęcia) i troskach. Wracała z pracy, niosąc ciężką siatkę, z której wysterczała żółta kurza noga z długimi pazurami. Widziałem, że mama jest strudzona i zrobiło mi się jej żal, żal do łez, że ona tak idzie, patrząc niewidzącymi ze zmęczenia oczami w ziemię, ale ja przecież miałem randkę i… nie  zawołałem jej.

A potem przeszło jeszcze trochę czasu, ścieżki na bulwarze wyasfaltowano i można było jeździć po nich na rowerze, później na desce, później na wrotkach. Minęły  całepoki. Myśmy, ma się rozumieć, wszyscy zdążyli się zakochać, i to niejednokrotnie. A w ogóle po zakończeniu szkoły życie przyspieszyło i mój przyjaciel Jurka Gromow raptem wziął i umarł, w dwudziestym piątym roku życia zafiniszował. Nie chcąc pracować, jak jego ojciec i matka do emerytury w fabryce „Kalibr”, wynalazł inny sposób zdobywania pieniędzy na życie, zatrudnił się jako wagonowy w pociągu relacji Moskwa–Pekin i handlował tam wódką dla pasażerów, aż sam się zapił na śmierć. A potem przeszła jeszcze epoka, mnie w owym czasie trochę po życiu poniewierało i nie do bulwaru mi było. Aż urodziła mi się córka i czas zatrzymał się w miejscu, i było dobrze. Podczas jednego ze spacerów z małą w wózeczku zauważyłem, że bulwar nie tylko jest, ale że jest piękny. Tutaj grupa potężnych klonów o rozłożystych koronach dających cień przechodniom, tam pachnie jaśmin, a trochę dalej krzewy, na których jesienią pojawiają się białe kulki, jeśli je przydepnąć, „strzelają”. Siadałem z notebookiem w cieniu klonu na drzewo powalone przez wiatr i przekładałem coś z francuskiego, nogą kołysząc wózek. Dookoła na bulwarze robotnicy z „Moszielienstroju” rozpiłowywali i cięli na części przewrócone drzewa i dopiero kiedy poczułem drgania benzynowej piły pod tyłkiem, bo zaczęli rozpiłowywać drzewo, na którym siedziałem, dotarło do mnie, jak grube musiało być to drzewo, że mogłem wygodnie na nim siedzieć. Aż tak wyrosło z cherlawych badyli wetkniętych tu onegdaj w błoto. A później się rozwiodłem i teraz idę na szesnaste urodziny starszej córki… Pod wpływem emocji moje serce, bijące nienagannie od czterdziestu pięciu lat, raptem zatrzepotało w piersiach. Toż zaledwie wczoraj leżeliśmy z Jurą Gromowym na zielonej trawie i żadnych dzieci nie miałem, ba, byłem młodszy niż moja córka, do której idę, a i sam bulwar bulwarem jeszcze nie pachniał… No a teraz wyrosły tu drzewa, moi rówieśnicy, choć z wyglądu przypominały raczej młodych i zdrowych chłopaków, którzy zaczynają żyć. Nie to, co ja w ich cieniu, z na poły osiwiałą głową i sercem trzepoczącym w piersi. Jak by nie policzyć, czterdzieści pięć to nie dwadzieścia pięć. Ale drzewa mają gdzieś mój wiek, dla nich to jeszcze wiek młodości. Pomyślałem wtedy, że nastąpi dzień, kiedy moja córka, jak ja kiedyś, wyjdzie na bulwar z wózeczkiem, w którym będzie leżało jej dziecko, to znaczy – mój wnuk, a te drzewa będą stały, jak stoją, jeszcze piękniejsze i jeszcze dorodniejsze. Potem mnie już nie będzie, a drzewa wciąż tu będę rosły i zasypywały ścieżki jesienią żółtymi i czerwonymi liśćmi, parę z nich może wpadnie do wózka mojego prawnuka, a gdzieś w głębi bulwaru wyrośnie drzewo łączące niebo z ziemią niczym święty jesion Yggdrasil, do którego Wikingowie przygwoździli Odyna, by stał się szamanem. Ja zaś, niewidoczny, przysiądę od czasu do czasu na jego gałęzi i gładząc po wyleniałym łbie starego jastrzębia, będę patrzył w dół na miasto i na chłopców grających w nieznane mi gry tam, gdzie myśmy dawniej „grali w noża”.

(z rosyjskiego przełożył Mariusz Wilk)

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Wasilij Gołowanow, Bulwar, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 128

Przypisy

  1. A. Sołżenicyn, Archipelag GUŁ ag. 1918 – 1956, t. 3, tłum. J. Pomianowski, Paryż 1974, s. 209.
  2. C. Miłosz, Rok myśliwego, Paryż 1990, s. 268.
  3. Wspomnienie ukazało się także w języku rosyjskim w przekładzie Iriny Adelgeim - https://gorky.media/context/golovan/.
  4. Pominki – rosyjski zwyczaj wspominania o zmarłym. Początkowo zamierzałem użyć polskiego słowa „wypominki”, ale to jednak nie to samo. U Doroszewskiego „wypominki – to modlitwy za zmarłych”, czyli coś, na co się daje pieniądze, rodzaj odpustowego myta… Zresztą przykład użycia przez historyka Władysława Smoleńskiego nie pozostawia wątpliwości co do charakteru tej czynności: „W dzień zaduszny dają na wypominki, ale żałoby nie noszą”. Pominki natomiast po rosyjsku – to wspominanie zmarłego, czasem w modlitwie, a czasem przy wódce.
  5. Kałgujew – duża wyspa arktyczna w południowo-wschodniej części Morza Barentsa, tytułowa Wyspa. Gołowanow musiał ją stworzyć, ułożyć z własnych podróży i marzeń, cytatów z książek i urywkowych relacji na jej temat, z motywów snutych z tubylczych mitów i ze swoich snów. W rzeczywistości jest to okrągła i dosyć płaska, błotnisto-tundrowa i mało ciekawa historycznie wyspa, nie bez kozery Wasia pisał, że trzeba było ją wymyślić… Znacznie ciekawsza jest Nowa Ziemia, leżąca trochę dalej na wschód, tam malarz Aleksandr Borisow trzy zimy przezimował, malując najpiękniejsze obrazy Północy na świecie! Ale obaj nie mieliśmy wątpliwości, że naj-najciekawsza jest wyspa Wajgacz, święty ostrów tuziemców, zwanych przez Borisowa w jego dziennikach „Samojedami”. Przy tym tłumaczył, że nie chodzi o ludzi, którzy sami się jedzą, ale o ludzi żyjących samojeden. Nieraz marzyliśmy z Wasią, aby tam się udać. Wyjść z syfilizacji na drugą stronę.
  6. Glamur (Polacy napisaliby z angielska „glamour”) – slangowe określenie stylu życia moskiewskiej elity, czytającej glamurne żurnały, co ja bym przetłumaczył ma „glansowane tygodniki”, ale tutaj z kolei trzeba by wyjaśnić, że słowo „glans” (dzisiaj przestarzałe), oznaczało „połysk”, na przykład w zdaniu: „Pompeje i Herkulanum wyrabiały terakotę z glansem”. W przypadku glamurnych żurnałow jak Miedwied’, dla którego pracował Gołowanow, połysk polega na połyskliwej szacie graficznej, wysokich honorariach dla autorów w zamian za harowanie od zmierzchu do zachodu, czyli dwadzieścia cztery godziny na dobę.
  7. Na pososzok – odpowiednik polskiego „strzemiennego”. Polak ostatni kieliszek pił, wkładając nogę do strzemienia, natomiast Rosjanin wypijał ostatnią szklankę, biorąc do ręki wędrowny kostur – posoch.
  8. Andriej Rodionow – moskiewski poeta, przyjaciel Gołowanowa. Na wiadomość o jego śmierci napisał wiersz, który pozwoliłem sobie tu spolszczyć. Znający Wasię domyślą się, o jaki dym chodzi, bo Wasilij tytoniu nie używał.
  9. http://www.medved-magazine.ru/articles/article_18.html
  10. Tytułowy „tyn” – u Dorosza (Słownik języka polskiego Witolda Doroszewskiego) to dawne słowo, oznacza „ogrodzenie, płot z gałęzi; także miejsce odgrodzone”. Stąd tyniec, współczesna forma tynu. Pochodzi ze staro-normandzkiego tun. Z początku chciałem użyć rosyjskiego słowa „zatwor”, ale zbytnio religijnością oddaje, a polski „tyniec” za bardzo kojarzy się z opactwem benedyktyńskim pod Krakowem, natomiast pradawny tyn na tyle już zwietrzał, że można go używać we współczesnym znaczeniu „odgrodzenia się od świata”, jak odgradzali się w swoich bibliotekach kolumbijski myśliciel Nicolas Gómez Dávila czy polski filolog Ryszard Przybylski, autor książki Pustelnicy i demony, poświęconej naukom Ojców Pustyni.
  11. Srom – przestarzale: wstyd. To rzeczywiście coraz bardziej przestarzałe uczucie w dobie ekshibicjonistycznych wywnętrznień medialnych! Jednakże drugie określenie sromu bynajmniej nie zestarzało się. To „zewnętrzna część narządów płciowych kobiet i samic ssaków” według Dorosza. Nigdy nie zapomnę krwawego strzępu skalpu chłopaka w sromie jego dziewczyny, którą zgwałciła na jego (i moich) oczach gruzińska soldateska na plaży w Suchumi.
  12. Ni pri cziom – nie ma nic do rzeczy.
  13. Wor w zakonie – dosłownie „złodziej w zakonie”. W polskim slangu więziennym: grypsujący, to jest przestrzegający zakony świata przestępczego. Zakon „pod celą” obowiązuje jak reguła w klasztorze. W gruzińskim rządzie Eduarda Szewardnadze obaj „siłowi” ministrowie, Tengis Kitowani i Dżaba Joseliani, byli worami w zakonie.
  14. Można stranstwowat’ po swietie… – „Można włóczyć się po świecie, Marъ, nie wychodząc z celi. Niechaj Maria Egipcjanka czuwa nad tobą”.
  15. SŁON – skrót: Sołowieckij Łagier Osobogo Naznaczenija. Kolebka i poligon Gułagu. Pierwszy łagier w Sowietach, zorganizowany na polecenie Feliksa Dzierżyńskiego. Kiedyś żartowaliśmy z profesorem Pawłem Wasiliewiczem Floreńskim, wnukiem słynnego filozofa, zamordowanego przez sołowieckich oprawców, że Polak Dzierżyński w przewrotny sposób próbował zrealizować utopię Józefa Jeleńskiego, ojca duchowego Seliwanowa, przywódcy sekty skopców… Otóż Józefowi Jeleńskiemu, który siedział na Sołowkach w klasztornej turmie, zarzucano, że jako Polak kastrował rosyjskich współbraci z pobudek patriotycznych, to znaczy chciał wytrzebić wszystkich Rosjan, żeby Polska była Polską.
  16. Skit – od koptyjskiego ϣⲓ(ϩ)ⲏⲧ – droga. Pośrednia droga pomiędzy anachoretyzmem i cenobityzmem, na ogół niewielka wspólnota (do dwunastu osób) w odosobnionej pustelni. Zwykle wokół starca zbierali się posłusznicy, chociaż wśród skitów staroobrzędowych Wyga – wspominał o tym Gawriił Dierżawin w swojej relacji z podróży po Karelii i Biełomorskim kraju – spotykało się skity koedukacyjne, gdzie starzec miał na posługi jedną, czasem nawet dwie posłusznice. Na Rusi „regułę skitu” wprowadził świątobliwy Nil Sorski, który zapoznał się z hezychazmem podczas swojego pobytu w klasztorach na górze Athos. Świątobliwy Nil Sorski był ojcem duchowym ruskiego hezychazmu, a zwalczający jego naukę niestjażatielnosti (wyrzeczenia się dóbr doczesnych) świątobliwy Iosif Wołokołamski był i jest patronem wszelkiej hierarchii cerkiewnej! W turmie jego klasztoru Wołokołamskiego siedział Maksym Grek, jeden z najciekawszych monachów tamtej epoki, na poły humanista, a na poły hezychasta. Grek do Moscovii trafił ze Świętej Góry na prośbę księcia moskiewskiego Wasyla III, który zwrócił się do atoskich starców, żeby przysłali kogoś, kto pomoże uporządkować mu bibliotekę. W Moscovii Grek poparł Nila Sorskiego i za to go posadzili.
  17. Inokъ – dawne określenie monacha (monachos – pojedyńczy). Protojerej Diaczenko w Pełnym cerkiewnym słowniku wywodzi inoka od słowa inoj – drugi, inny, natomiast Nikon Czarnogoriec utwierdzał, że pochodzi od starosłowiańskiego inъ – jeden „[…] bo rozmawia z Bogiem samojeden w odosobnieniu dzień i noc”. Inokъ to ktoś, kto żyje samopas, inaczej niż drudzy.
  18. Bezmowność – używam tego słowa nie w charakterze terminu medycznego, w jakim bezmowność występuje u Dorosza, czyli jako: „niezdolność mówienia powstała skutkiem uszkodzenia nie narządów mowy, tylko mózgu; afazja”, lecz jako kalki z prawosławnego bezmołwija, stan poza mową. Aczkolwiek w dobie bezustannej gadaniny przez telefony komórkowe i ciągłego słowotoku mediów społecznych, bezmówność rzeczywiście może wyglądać na jakiś poważny defekt mózgu.
  19. Cz. Miłosz, Potężny gmach dziwnej architektury (wywiad przeprowadzony przez Walentynę Połuchinę), [w:] tegoż, Rosja. Widzenia transoceaniczne. Tom II. Mosty napowietrzne, Warszawa 2011, s. 328.
  20. Poetyckie opisy podróży Brodskiego są w tym aspekcie szczegółowo omówione w ciekawej publikacji Sanny Turomy: S. Turoma. Brodsky abroad. Empire, tourism, nostalgia, Madison 2010.
  21. И.А. Бродский, Сочинения Иосифа Бродского, СПб 1998, s. 5, 64 – tłum. J.P.
  22. J. Brodski, Dziecko cywilizacji, tłum. K. Taranowska, A. Konarek, [w:] tegoż, Mniej niż ktoś, Kraków 2006, s. 125.
  23. Г.П. Федотов, Судьба и грехи России (Избранные статьи по философии русской истории и культуры), В 2-х т. Т. 1, СПб, София 1991, s. 51. – tłum. J.P.
  24. W rozmowie z Aleksandrem Fiutem Miłosz opowiada o swoich preferencjach filozoficznych: „Ja myślę, że moja orientacja jest bardzo pokrewna orientacji filozofów rosyjskich”, [w:] A. Fiut, Autoportret przekorny. Rozmowy. Czesław Miłosz, Kraków 2015, s. 87.
  25. Cz. Miłosz, Mowa noblowska, [online], [dostęp: 29.10.2020], https://www.nobelprize.org/prizes/literature/1980/milosz/25508-czeslaw-milosz-nobel-lecture-1980/.
  26. Г.П. Анциферов, Душа Петербурга, Дніпро 1990, s. 22. – tłum. J.P.
  27. J. Brodski, Mowa noblowska, [online], [dostęp: 29.10.2020], https://www.polskieradio24.pl/258/5035/Artykul/1570467,Mowa-Josifa-Brodskiego.
  28. И. Бродский, Книга интервью, Москва 2008, s. 139 – tłum. J.P.
  29. Cz. Miłosz, Rosja. Widzenia transoceaniczne. Tom. I. Dostojewski – nasz współczesny, Warszawa 2010, s. 42. To samo Miłosz mówił Tomasowi Venclovie: „Jestem przeciwnikiem klasycznej metryki rosyjskiej, dla Polaków w każdym razie jest zgubna” (T. Venclova, Wiosna w Berkeley, [w:] Cz. Miłosz, T. Venclova, Powroty do Litwy, Warszawa 2012, s. 61).
  30. И. Бродский, Книга интервью, s. 579 – tłum. J.P.
  31. Cz. Miłosz, Walka o oddech, [w:] tegoż, Rosja. Widzenia transoceaniczne. Tom II. Mosty napowietrzne, Warszawa 2011, s. 328.
  32. В. Полухина, Иосиф Бродский глазами современников: сборник интервью, СПб 2006, c. 268 – tłum. J.P.
  33. Cz. Miłosz, T. Venclova, Dialog o Wilnie, [w:] tychże, Powroty do Litwy, dz. cyt., s. 61.
  34. Por. E. Rybicka, Homo geographicus. Miłosza topografie i autobio-geo-grafie, [w:] Czesława Miłosza „północna strona” , red. M. Czermińska, K. Szalewska, Gdańsk 2011, s. 27–34.
  35. Por. F.A. Yates, The Art of Memory, London 1966.
  36. Цит. по: Б.М Эйхенбаум, Лев Толстой: Исследования. Статьи. СПб 2009, s. 170 – tłum. J.P.
  37. Chodzi o klasycystyczny budynek Maneżu (ujeżdżalni) w Petersburgu, który został zbudowany w latach 1804–1807 według projektu Giacomo Quarenghiego.
  38. Я.А. Гордин, Перекличка во мраке. Иосиф Бродский и его собеседники, СПб 2000, s. 140 – tłum. J.P.
  39. И. Бродский, Книга интервью, s. 432 – tłum. J.P.
  40. O. Mandelsztam, Poezje, red. M. Leśniewska, Kraków 1983.
  41. Więcej informacji na ten temat jest w moim artykule o wierszu Grudzień we Florencji: Д. Ахапкин, Перечитывая „Декабрь во Флоренции”, „Звезда” 2020, nr 5.
  42. J. Brodski, Zamieć w Massachusetts, wybór i tłum. K. Krzyżewska, Kraków 1994.
  43. J. Brodski, 82 wiersze i poematy, wybór i opracowanie S. Barańczak, Paryż 1988.
  44. Por. Znak wodny: „Och, ta cała krótkowzroczna szumowina – Le Corbusier, Mondrian, Gropius – którzy okaleczyli świat nie mniej okrutnie niż jakaś Luftwaffe” – tłum. J.P.
  45. В. Полухина, Больше самого себя: О Бродском, Томск 2009, s. 23 – tłum. J.P.
  46. И. Бродский, Книга интервью, s. 108 – tłum. J.P.
  47. Tamże, s. 511 – tłum. J.P.
  48. С. Волков, Диалоги с Иосифом Бродским, Москва 1998, s. 204 – tłum. J.P.
  49. М.Л. Гаспаров, Русский трехударный дольник ХХ века, Теория стиха, Л., 1968, s. 60 – tłum. J.P.
  50. А.М. Левашов, С.Е. Ляпин, Шестииктный дольник Иосифа Бродского: метрическая модель и ритмические тенденции // Актуальные вопросы филологии и методики преподавания иностранных языков: Статьи и материалы 4-й Международной научной конференции, 21–22 февраля 2012. Т. 2, СПб 2012 – tłum. J.P.
  51. Д. Ахапкин, „Прощальная ода”: у истоков жанра больших стихотворений, „Звезда” 2000, nr 5, s. 104–110.
  52. Сочинения Иосифа Бродского, Том I, Санкт-Петербург 1992, s. 308, 310.
  53. Т. Венцлова, Бродский – переводчик Норвида // Собеседники на пиру: Литературоведческие работы, Москва 2012, s. 410–427.
  54. И. Бродский, Книга интервью, s. 252 – tłum. J.P.
  55. Historia z wierszem Norwida nie została włączona przez Elżbietę Toszę do jej znakomitej książki o trzech dniach spędzonych przez Brodskiego w Katowicach: E. Tosza, Stan serca. Trzy dni z Josifem Brodskim, Katowice 2013.
  56. Chociaż oczywiście nie oznacza to, że wiersze Brodskiego stały się sylabiczne; więcej na ten temat w: Ю.Б. Орлицкий, Ещё раз о так называемой «силлабике» Бродского и о ее объективном контексте – русской силлабике конца XX века, „Известия Смоленского государственного университета. Литературоведение” 2020, nr 1, s. 33–46.

Powiązane artykuły

25.11.2021

Nowy Napis Co Tydzień #128 / Listy z Procidy (13): Gołowan

„Bo czasem trzeba koniecznie umrzeć, «umrzeć dla siebie», żeby ożyć” Wasilij Gołowanow

WaśWspomnienie ukazało się także w języku rosyjskim w przekładzie Iriny Adelgeim - https://gorky.media/context/golovan/.[1],

kiedyś pisałeś o młodym człowieku, przygotowującym się do obrony habilitacji z filozofii zen, który, wychodząc pewnego poranka z domu do biblioteki, poczuł raptem takie obrzydzenie do obskurnej klatki schodowej, obesranej przez psy i pokrytej wulgarnymi wynurzeniami nastolatków, i w ogóle do własnego dotychczasowego życia (nawet do teczki z notatkami na temat fenomenu satori), że zamiast do biblioteki, udał się na dworzec i kupił bilet do Rybińska. Miał tam rzekomo kolegę z klasy. Jego nieobecność w miejscu pracy zauważono dopiero wtedy, gdy zadzwoniła zaniepokojona żona. Po jakimś czasie jednak i ona, i jego współpracownicy zapomnieli… Potem ktoś go widział w Koktebelu na Krymie, jak pomagał rybakom wyciągać ryby ze śliskich sieci, ktoś inny spotkał go koło Gurzufu, gdzie zbierał kolorowe kamyki przy brzegu, komuś mignął na targu rybnym w Astrachaniu, komuś w cerkwi w Kostromie… Tak i Ty, Wasia, będziesz mi migał – to tu, to tam.

Długo nie mogłem przyjść do siebie po mejlu Oli. Sześć lat temu umówiliśmy się w pietrozawodskim klubie „Behemot” na jubileuszu mojego sześćdziesięciolecia, że za następnym razem spotkamy się na Twoim jublu w Moskwie. Wyjeżdżałem wtedy z Rosji do Italii, językowo w zupełnie inny świat, a Ty żartowałeś po paru tequilach, że przenosiny ze słowiańszczyzny w krainę języka romańskiego to rodzaj zatworu, to znaczy zupełnego odosobnienia (i w pewnym sensie miałeś rację, rzeczywiście na Procidzie mocno się odosobniłem). Ze względu na pandemię nie pisałem wcześniej; czekałem, aż przywrócą regularne loty. Dopiero w kwietniu – już po lockdownie – odezwałem się. W odpowiedzi dostałem parę słów od Oli. Pisała, że Twój mózg toczy rak i nie wiesz, co się z Tobą dzieje, że umierasz i że ona nie może Ci przekazać ode mnie wieści, bo nie wiedziałbyś, kim jestem, i że jej także już nie poznajesz… A nazajutrz nadeszła wiadomość o Twoim odejściu… Niewiele myśląc, wybrałem się na sąsiednią Ischię z butelką wina, aby spędzić samotnie noc pod szczytem wygasłego wulkanu Epomeo. Potężne rozwaliny szaro-zielonego tufu utworzyły na jego wierzchołku krajobraz o nieziemskiej i niepokojącej urodzie, zwłaszcza w księżycowej poświacie, gdy na wulkanicznych głazach pojawiają się cienie. Podobne landszafty musiałeś oglądać nad Morzem Kaspijskim, choćby w rejonie pieczary Ana-Zaga. Pomyślałem, że to idealne ustronie na Twoje pominkiPominki – rosyjski zwyczaj wspominania o zmarłym. Początkowo zamierzałem użyć polskiego słowa „wypominki”, ale to jednak nie to samo. U Doroszewskiego „wypominki – to modlitwy za zmarłych”, czyli coś, na co się daje pieniądze, rodzaj odpustowego myta… Zresztą przykład użycia przez historyka Władysława Smoleńskiego nie pozostawia wątpliwości co do charakteru tej czynności: „W dzień zaduszny dają na wypominki, ale żałoby nie noszą”. Pominki natomiast po rosyjsku – to wspominanie zmarłego, czasem w modlitwie, a czasem przy wódce.[2].

Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? Jesienią 2012 roku w Moskwie na festiwalu Non-Fiction… Zamierzałem wtenczas zimować na Krymie, dałeś nam parę adresów, pogadaliśmy o koncepcji „intelektualnego nomadyzmu” Kennetha White’a, wymieniliśmy się książkami i umówiliśmy u nas w Kondzie na następne lato. Na Krymie jąłem czytać Twój Ostrow i uwiązłem po uszy, mając wrażenie, jakbym czytał samego siebie. Ty także na Północ przyjechałeś z wojny w Abchazji (byliśmy tam mniej więcej w tym samym czasie…) i podobnie jak mnie Północ na dzień dobry oczarowała Cię Sołowkami. Także samo jak ja byłeś zafascynowany malarstwem Borisowa i głosiłeś bliską mi ideę Północy jako stanu umysłu. Podtytułem Ostrowa powiedziałeś wszystko! Że tylko bezsensowne podróże są usprawiedliwione, o innych nie warto pisać i lepiej zostawić je wojażerom. Północ jest dla tych, którzy ją ukrywają w sobie, a nie jadą tam jedynie w jakimś celu. Bo kto naprawdę przeżył Północ i rozrósł się do rozmiaru Peczory lub Bolszeziemielskiej tundry, nie potrafi się zmieścić w trzypokojowym mieszkaniu. Ale najgłębiej chwyciło mnie za wątpia Twoje wyznanie dotyczące córeczki. Martusza miała wtedy trzy latka, nie dziw przeto, że poniższy fragment szczególnie mnie poruszył:

Narodziny córeczki pewnego pięknego dnia kolejny raz skłoniły mnie do zadania sobie niemiłego pytania: „A co z tego, co napisałem w życiu, zainteresuje ją, kiedy wyrośnie?”

Odpowiedź wymagała szczerości wobec samego siebie: „Nic. Albo prawie nic, może z wyjątkiem kilku koślawych wierszy”.

Zapragnąłem napisać coś takiego, co w dalszej przyszłości wzbudziłoby w niej podziw i dodało jej sił. Takim zadaniem można chyba usprawiedliwić pisarstwo.

Po lekturze Ostrowa nie miałem wątpliwości, że mam do czynienia z nowym sposobem pisania o podróżach. Podróżą nie było dla Ciebie objeżdżanie dokoła świata na rowerze z jajkiem na łyżeczce, ugotowanym na miękko przez mamusię – jak ten rodzaj wojaży puentował Nicolas Bouvier, mistrz traweloga XX wieku. Dla Ciebie podróż to przede wszystkim droga duchowa, dojrzewanie do śmierci, rodzaj przejścia. Bar-do.

Rozwiodłeś się wtedy z żoną, piłeś i wyprawa na KałgujewKałgujew – duża wyspa arktyczna w południowo-wschodniej części Morza Barentsa, tytułowa Wyspa. Gołowanow musiał ją stworzyć, ułożyć z własnych podróży i marzeń, cytatów z książek i urywkowych relacji na jej temat, z motywów snutych z tubylczych mitów i ze swoich snów. W rzeczywistości jest to okrągła i dosyć płaska, błotnisto-tundrowa i mało ciekawa historycznie wyspa, nie bez kozery Wasia pisał, że trzeba było ją wymyślić… Znacznie ciekawsza jest Nowa Ziemia, leżąca trochę dalej na wschód, tam malarz Aleksandr Borisow trzy zimy przezimował, malując najpiękniejsze obrazy Północy na świecie! Ale obaj nie mieliśmy wątpliwości, że naj-najciekawsza jest wyspa Wajgacz, święty ostrów tuziemców, zwanych przez Borisowa w jego dziennikach „Samojedami”. Przy tym tłumaczył, że nie chodzi o ludzi, którzy sami się jedzą, ale o ludzi żyjących samojeden. Nieraz marzyliśmy z Wasią, aby tam się udać. Wyjść z syfilizacji na drugą stronę.[3] stała się dla Ciebie ucieczką od siebie, a zarazem sposobem na odnalezienie znaczenia słów, bez którego dalsza praca pisarska nie miała sensu. „Świat wydawał mi się bez sensu. Rozwód, a zwłaszcza to wszystko, co go poprzedziło, podziałało na mnie niezwykle destrukcyjnie: uświadomiłem sobie, że poniosłem najpoważniejszą klęskę jako człowiek, bo nie zrobiłem nic, a w każdym bądź razie do niczego nie przekonałem kobiety, którą kochałem i z którą przeżyłem prawie siedem lat”.

Wyprawiłeś się na Kałgujew, aby odszukać sens w słowach i – odnajdując w nich „materialność świata, która je zrodziła” – stworzyć Wyspę. Trzeba było wrócić do czasów nomadów i do ich sposobu bycia, „przy którym ani jeden patyczek długości ołówka nie powinien spalić się darmo, do takiego trybu życia, w którym każdy krok, każdy gest zostały wypolerowane przez czas do kości, do symbolu”. Potem nieraz powracałeś do tego patyczka długości ołówka w naszych rozmowach w Kondzie, przywołując myśl Bruce’a Chatwina, że rozszalałej konsumpcji naszych czasów można przeciwstawić wyłącznie drogę ascezy. Pokazywałeś foty plastikowych stepów Kałmucji, a ja mówiłem Ci o stepach Buriacji, furkoczących kawałkami polietylenu na wietrze, jakby się modliły do swych bodhisattwów. Jeszcze nie sądziłem, że ten plastik aż tak weżre Ci się w głowę.

Ech, te nasze biesiady w Kondzie. Pewnie do dzisiaj została po Tobie słona woń Kaspija w izbach. Żyłeś wówczas Kaspijską księgą, której w efekcie poświęciłeś dziesięć lat. Miała to być „suma trawelogiczna”, rekapitulacjaprozy podróżniczej minionego wieku, a zarazem próba stworzenia „totalnej geografii Morza Kaspijskiego”. Próba z góry zresztą skazana na niepowodzenie. Więcej – próba z pozoru szalona, bo jak można się zamierzyć w pojedynkę na ogarnięcie regionu, począwszy od pełnego spisu fauny i flory (i opisu każdej rośliny i zwierza), poprzez historię i mity, biografie ludzi i żywoty świętych, geologię i mineralogię, miejscowe kroniki i relacje podróżników, i sztukę, i rękodzieło, i kartografię. Sam porównywałeś rejon Morza Kaspijskiego do wielkiej słonej soczewki, ogniskującej w sobie milczącą pustkę przykaspijskich przestrzeni. Można-li ogarnąć pustkę?

Aliści z drugiej strony: czy mój zamiar opisania Północy nie był równie szalony? Dlatego pokochałem Ciebie jak młodszego brata w szaleństwie. Siedząc wtedy w kwietniu parę godzin po Twoim zgonie na wierzchołku Epomeo, miałem pod sobą hen w dole Morze Tyrreńskie, łuszczące się w świetle księżyca, a w rozpadlinach wśród brył tufu przepełzały mgiełki, wyświetlając na skałach teatr cieni… Pierwszym promem o świcie wróciłem na Procidę.

*

Od razu miałem zamiar do Ciebie napisać, ale tymczasem sprawy „niecierpiące zwłoki” wezwały mnie do kraju, a tam się okazało, że jest gorzej, niż myślałem… Nie chcę Ci teraz głowy zawracać własnymi sprawami, Ty już jesteś na tamtym brzegu i możesz na swoje życie popatrzyć z drugiej strony… Pamiętasz Nabokova? Vladimir Vladimirowicz mawiał, że tkaninę naszego życie widzimy od podszewki: jakieś pourywane nitki, bezładne węzełki, dopiero tam ją odwrócimy i ujrzymy prawdziwy wzór: wymyślne motywy i splecione wątki… Ja jeszcze spozieram od strony supełków i ciągle brakuje mi puenty. Pozwól zatem, że bez zbędnych wyjaśnień powrócę do wspomnień.

Pamiętasz nasze ostatnie spotkanie? Przyjechałeś wtedy do Pietrozawodska w przededniu mojego Jubileja, by pogadać spokojnie. Przewidziałeś, że nazajutrz zjadą goście i nie będzie wolnej chwili. Miałem już nakaz opuszczenia Rosji, a więc obaj zdawaliśmy sobie jasno sprawę, że to może być nasze ostatnie spotkanie na dłużej. Kto mógł wówczas przypuszczać, że będzie ostatnim – na zawsze? Wyszliśmy po Ciebie z córką na dworzec w Pietrozawodsku. Martusza od razu zwróciła uwagę, że wujek Wasia nieszczególnie wygląda. Byłeś zmizerowany, zamyślony, jakby gdzie indziej myślami. Po fajce się rozgadałeś, że nie masz siły, że Kaspijska księga nie przyniosła Ci ani kasy, ani sponsora na kolejny trawelog (myślałeś o Ałtaju), że praca w glamurzeGlamur (Polacy napisaliby z angielska „glamour”) – slangowe określenie stylu życia moskiewskiej elity, czytającej glamurne żurnały, co ja bym przetłumaczył ma „glansowane tygodniki”, ale tutaj z kolei trzeba by wyjaśnić, że słowo „glans” (dzisiaj przestarzałe), oznaczało „połysk”, na przykład w zdaniu: „Pompeje i Herkulanum wyrabiały terakotę z glansem”. W przypadku glamurnych żurnałow jak Miedwied’, dla którego pracował Gołowanow, połysk polega na połyskliwej szacie graficznej, wysokich honorariach dla autorów w zamian za harowanie od zmierzchu do zachodu, czyli dwadzieścia cztery godziny na dobę.[4] Cię wykańcza i jedynie dzięki Oli jeszcze zipiesz… Napomknąłeś o Bałdinie, że skonał, zanim skończył swoją powieść o ostatniej drodze Tołstoja, a ja nie dowierzałem własnym uszom, wszak jeszcze nie tak dawno byliście z Andriejem u nas w Kondzie na urodzinach Martuszy… Tak przegadaliśmy północ.

Rankiem przy kawie zastanawialiśmy się w naszej kuchni na Puszkinskoj, jak się odnajdę na Via Santa Maria Antesaecula w Neapolu. Czy nie rozsadzi mnie kompresja przy wynurzaniu się z północnych głębin na włoskie światło? Czy ta plaża mnie nie znuży?

– Lecz z drugiej strony może to i lepiej – powiedziałeś – w Kondzie, Mar, nie miałbyś już azylu. Przecież ostatnio nawet na quadach do was przyjeżdżali. Może rzeczywiście przyszła pora, abyś opuścił to swoje Gethsemani.

A potem szwendaliśmy się po Pietrozawodsku. Pokazałem Ci parę moich ukochanych miejsc, jak gdybym się z nimi żegnał, nie wiedząc wtedy, że żegnam się z Tobą: nadbrzeżny bulwar i parczek z rzeźbą nagiej dziewczyny na kamieniu, który Piotrowi Wielkiemu służył za ołtarz polowy, ujście Łososinki, nad którą rodziło się Rosyjskie Imperium, i skwerek Aleksandra Puszkina u wejścia do Narodowej Biblioteki Karelii. Na moim spotkaniu autorskim siedziałeś obok Very, ktoś zrobił zdjęcie. To ostatnia fotografia dokumentująca wizualnie Twoją obecność w mojej fabule. Pamiętasz? Kiedyś żartowaliśmy sobie, kto się znajdzie w czyim tekście?

Na jubileuszowym przyjęciu Twoja twarz mignęła mi raz i drugi w półmroku „Behemota”, a później zniknąłeś, jakbyś się rozpłynął w dymie jointa, którego wypaliliśmy na pososzokNa pososzok – odpowiednik polskiego „strzemiennego”. Polak ostatni kieliszek pił, wkładając nogę do strzemienia, natomiast Rosjanin wypijał ostatnią szklankę, biorąc do ręki wędrowny kostur – posoch.[5] na schodach przed klubem.

*

Sięgnąłem do Twoich tekstów, napisanych już po naszym ostatnim spotkaniu. Chciałem zobaczyć, Waś, czym żyłeś przez ostatnie sześć lat. Czytałem wspak… Zacząłem od ostatnich, od Opowieści ciociWojennych przygód Jarosława Gołowanowa, dziwiąc się znowu naszemu duchowemu pobratymstwu, mnie bowiem takoż od dłuższego czasu nurtują rodzinne historie i zazdroszczę Ci, że wcześnie się zreflektowałeś, gdyż mój ojciec, niestety, tak się zaplątał w czasie zaprzeszłym, że nic składnego nie jestem w stanie zeń wydobyć. Czytając dalej, zauważyłem, że wracasz nie tylko do dziejów rodzinnych, ale penetrujesz też własną pamięć, czego najlepszym przykładem jest nostalgiczny Bulwar, w którym idąc na urodziny szesnastoletniej i dawno niewidzianej córki, cofasz się do czasów, kiedy jej nie było. Powoli do mnie dochodziło, że geopoetyka White’a i geografia totalna przestały Cię zajmować, że wolałeś u schyłku życia spacerować po znanych sobie ścieżkach i nawet kiedy gdzieś się wybierałeś poza swoje Pieriediełkino, to były to wyprawy do miejsc dobrze znanych, w których nieraz bywałeś – Wałdaj, Jasna Polana – jak gdybyś chciał się spotkać sam ze sobą sprzed lat. Parę ostatnich tekstów poświęciłeś też anarchistom (na przykład w Ostatnim rycerzu piszesz o wybitnym matematyku i filozofie profesorze Nalimowie, który w kołymskich łagrach odsiadywał mistyczny anarchizm), jakbyś chciał skonfrontować swoje dawne ideały, wyrażone niegdyś w debiutanckiej książce o Nestorze Machno, z rozmyślaniami starzejącego się mężczyzny, który jednakże nie utracił chłopięcej wrażliwości…

Zawsze byłeś otwartą raną, ale po lekturze ostatnich tekstów widzę, że albo na starość Twa wrażliwość jeszcze wzrosła, albo bezsens otaczającego świata Cię przerósł. Nie umiałeś się znaleźć w kulturze społeczeństwa konsumpcyjnego. Mówiłeś: albo ją zmienimy, albo sczeźniemy do szczętu. Nad mogiłą Wasilija Wasiliewicza Rozanowa w Siergijew Posadzie, dokąd się wybrałeś przed pandemią, przypomniałeś jego słowa: „Dajcie mi rodzinę – ja dam wam cywilizację; dajcie diabłu przetknąć rodzinę zgniłą pałką – a cywilizacja się rozłoży, jak trup”. Anarchizm mistyczny plus Rozanow – niezły miks. W Świetle Kiteża uderzyła mnie myśl, że legendarne miasto Kiteż, ukryte rzekomo przez Pana Boga przed Tatarami Batu-chana pod wodą jeziora Swietojar – to nie miejsce, lecz droga. „To swojego rodzaju pąć duchowa – piszesz – którą trzeba odbyć, aby się ośmielić wejść do miasta przodków”. Ano właśnie, Ty taką pąć już odbyłeś.

Wśród Twoich ostatnich tekstów natrafiałem czasem i na starsze, i tak przypadkiem wyświetliła mi się na ekranie laptopa Epoka antopopocenu. Zaczynasz ją od musora (po rusku brzmi po męsku, groźniej, aniżeli nijakie polskie „śmieci”), na punkcie którego miałeś świra, bo musor zalegał wszędzie… Począwszy od bramy Twojego domku w Pieriediełkino do stacji kolejowej droga była usłana pustymi butelkami, plastikowymi odpadami, opakowaniami po lodach… Zwały musora walały się także pod muzeami Czukowskiego i Pasternaka. Ot, tylko co podniosłeś z ziemi dwie wielkie płachty szyfra, pusty karton po jajkach, trzy aluminiowe puszki od piwa i naście jednorazowych kubków z plastiku. Piszesz, że już nie możesz na to więcej patrzeć, bo Cię mdli Zimą, co prawda, przykryje to śnieg i nie będzie robiło się tak niedobrze, ale wiosną znowu powyłażą na wierzch te plastikowe i szklane butelki, poprzebijane dętki, kanistry, pogięte zderzaki, pudełka po jogurcie i sałatkach jarzynowych, rozczłapane buty i dziurawe gary, gazety, polietylenowe torebki i niepoddające się już żadnym frakcjom resztki, podobne do plastikowej brei, z której sterczą kawałki szkła i metalu. Wszystko to wala się po krzakach i w pożółkłej trawie niczym w sierści zdechłego psa na śmietniku, a łąka pod Nowopieriediełkinem, ulubione miejsce wypoczynku mieszkańców tego regionu, wygląda jak olbrzymi wysyp śmieci, podobny do innych, gdzie ludzie lubią się kąpać, siedzieć przy ognisku, popić i pośpiewać do szaszłyka. Lecz jeśli człowiek robi śmietnik z miejsca, gdzie odpoczywa jego dusza, to znaczy, że z jego duszą jest coś nie tak… Albo z mózgiem?

Zrozumiałeś to lepiej, pisząc artykuł o pracy mózgu. Nina Jewgieniewna Swiderska z Instytutu Neurofizjologii objaśniała Ci to na podstawie Twojego elektroencefalogramu, na którym zauważyłeś zasinienie w prawym płacie czołowym. Spytałeś o nie profesor Swiderską, ona tłumaczyła, że sine piętno oznacza obniżenie aktywności mózgu. Oszołomiony werdyktem, jąłeś się zastanawiać, co może być przyczyną zasinienia? Któż mógł przewidzieć, że z tego piętna wyrośnie rak? Znienacka przyszła Ci wtedy do głowy myśl, że może ten musor jest świadectwem obniżenia aktywności mózgowej człeka, albo nawet jej braku. Ciekawe, myślałeś, jak wyglądałby elektroencefalogram kogoś, kto wylewa zużyty olej silnikowy do jeziora, albo też kogoś, kto naciska spust automatu. I czy w ogóle byłby to obraz mózgu homo sapiens? Zali można nazywać „człowiekiem rozumnym” istotę, która niszczy własne środowisko? Albo która ogląda wojnę w TV jako show, pobudzające wydzielanie adrenaliny? Przedstawiciele gatunku Homo sapiens wychowani na śmietnikach potrafią już tylko konsumować, wykorzystując zaledwie tyle mózgu, ile go posiada pies czy krowa. Czytając dzisiaj te słowa, mam ciarki na skórze.

Epoką antropocenu nie tylko podsumowałeś XX wiek, ale i dałeś wyraz swojej trwodze. Przeczułeś w niej zarazę, którą sami siebie zarażamy, czy będzie to Wielka Plastikowa Zupa w Pacyfiku, czy jad medialny, sączący się zewsząd. Zaraza, której objawy zauważyłeś i opisałeś u siebie na wiele lat przed tym, jak Cię dopadł rak mózgu. Miałeś rację, Waś, że czasem trzeba po prostu wyjść… Tuszę, że nieraz mi jeszcze migniesz w jakimś zaułku pamięci, może nawet w tym zaułku znowu się spotkamy i poproszę Cię słowami Andrieja RodionowaAndriej Rodionow – moskiewski poeta, przyjaciel Gołowanowa. Na wiadomość o jego śmierci napisał wiersz, który pozwoliłem sobie tu spolszczyć. Znający Wasię domyślą się, o jaki dym chodzi, bo Wasilij tytoniu nie używał.[6]:

O wyspie polarnej opowiedz, Waś,
Pokaż Kałgujew, Kaspij, Dagestan
Póki nad stołem rozsnuwa się dym
Uśmiechnij się jeszcze raz Gołowan.

 portret Wasilija Gołowanowa

Wasilj Gołowanow –

rosyjski pisarz, eseista i podróżnik. Autor dwóch głośnych trawelogów (tak nazywał książki-drogi): wydanej przez Wydawnicwo Literackie w 2016 roku Wyspy, czyli usprawiedliwienia bezsensownych podróży oraz Kaspijskiej knigi, dotychczas nietłumaczonej na język polski. Zbliżył nas Kenneth White, którego „geopoetykę” Gołowanow przeflancował na grunt rosyjski, zakładając z pisarzami Andriejem Bałdinem i Dimą Zamiatinem na początku XXI wieku w Moskwie grupę literacko-badawczą „Putiewoj żurnał”. Była to ich odpowiedź na rozpad Sowieckiego Sojuza i wyłonienie się nowej Federacji Rosyjskiej, postanowili powtórzyć opisanie nowopowstałego rosyjskiego terytorium tak, jak swojego czasu zrobili to uczeni zainspirowani powiększeniem Imperium przez Piotra I. Najbardziej spektakularną wyprawą grupy była podróż do mitycznego Czewengura z powieści Andrieja Płatonowa. W swoich ekspedycjach używali aparatu pojęciowego szkockiego filozofa drogi Kennetha White’a, przeciwstawiając non-fiction modnemu wówczas postmodernizmowi Pielewina czy Sorokina. Potem każdy z twórców „Putiewogo żurnała” poszedł swoją drogą, a tropa Gołowanowa nieraz zahaczała o nasz dom nad Oniego. Wasia przyjeżdżał do nas co roku, albo sam, albo z Olgą. Jeden ze swoich pobytów w Kondzie Biereżnej utrwalił w reportażuhttp://www.medved-magazine.ru/articles/article_18.html [7], opublikowanym w glamurnym żurnale dla mężczyzn „Miedwied’”, na łamach którego Wasilij miał stałą rubrykę. Przyjeżdżał do nas, jak mawiał, bo chciał się zanurzyć w „żywej wodzie” Jeziora Onieżskiego, aby zmyć z siebie brudny moskiewski namuł. Wasia odszedł na tamten brzeg wieczorem 12 kwietnia 2021 roku po długiej i pełnej cierpienia chorobie.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Mariusz Wilk, Listy z Procidy (13): Gołowan, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 128

Przypisy

  1. A. Sołżenicyn, Archipelag GUŁ ag. 1918 – 1956, t. 3, tłum. J. Pomianowski, Paryż 1974, s. 209.
  2. C. Miłosz, Rok myśliwego, Paryż 1990, s. 268.
  3. Wspomnienie ukazało się także w języku rosyjskim w przekładzie Iriny Adelgeim - https://gorky.media/context/golovan/.
  4. Pominki – rosyjski zwyczaj wspominania o zmarłym. Początkowo zamierzałem użyć polskiego słowa „wypominki”, ale to jednak nie to samo. U Doroszewskiego „wypominki – to modlitwy za zmarłych”, czyli coś, na co się daje pieniądze, rodzaj odpustowego myta… Zresztą przykład użycia przez historyka Władysława Smoleńskiego nie pozostawia wątpliwości co do charakteru tej czynności: „W dzień zaduszny dają na wypominki, ale żałoby nie noszą”. Pominki natomiast po rosyjsku – to wspominanie zmarłego, czasem w modlitwie, a czasem przy wódce.
  5. Kałgujew – duża wyspa arktyczna w południowo-wschodniej części Morza Barentsa, tytułowa Wyspa. Gołowanow musiał ją stworzyć, ułożyć z własnych podróży i marzeń, cytatów z książek i urywkowych relacji na jej temat, z motywów snutych z tubylczych mitów i ze swoich snów. W rzeczywistości jest to okrągła i dosyć płaska, błotnisto-tundrowa i mało ciekawa historycznie wyspa, nie bez kozery Wasia pisał, że trzeba było ją wymyślić… Znacznie ciekawsza jest Nowa Ziemia, leżąca trochę dalej na wschód, tam malarz Aleksandr Borisow trzy zimy przezimował, malując najpiękniejsze obrazy Północy na świecie! Ale obaj nie mieliśmy wątpliwości, że naj-najciekawsza jest wyspa Wajgacz, święty ostrów tuziemców, zwanych przez Borisowa w jego dziennikach „Samojedami”. Przy tym tłumaczył, że nie chodzi o ludzi, którzy sami się jedzą, ale o ludzi żyjących samojeden. Nieraz marzyliśmy z Wasią, aby tam się udać. Wyjść z syfilizacji na drugą stronę.
  6. Glamur (Polacy napisaliby z angielska „glamour”) – slangowe określenie stylu życia moskiewskiej elity, czytającej glamurne żurnały, co ja bym przetłumaczył ma „glansowane tygodniki”, ale tutaj z kolei trzeba by wyjaśnić, że słowo „glans” (dzisiaj przestarzałe), oznaczało „połysk”, na przykład w zdaniu: „Pompeje i Herkulanum wyrabiały terakotę z glansem”. W przypadku glamurnych żurnałow jak Miedwied’, dla którego pracował Gołowanow, połysk polega na połyskliwej szacie graficznej, wysokich honorariach dla autorów w zamian za harowanie od zmierzchu do zachodu, czyli dwadzieścia cztery godziny na dobę.
  7. Na pososzok – odpowiednik polskiego „strzemiennego”. Polak ostatni kieliszek pił, wkładając nogę do strzemienia, natomiast Rosjanin wypijał ostatnią szklankę, biorąc do ręki wędrowny kostur – posoch.
  8. Andriej Rodionow – moskiewski poeta, przyjaciel Gołowanowa. Na wiadomość o jego śmierci napisał wiersz, który pozwoliłem sobie tu spolszczyć. Znający Wasię domyślą się, o jaki dym chodzi, bo Wasilij tytoniu nie używał.
  9. http://www.medved-magazine.ru/articles/article_18.html
  10. Tytułowy „tyn” – u Dorosza (Słownik języka polskiego Witolda Doroszewskiego) to dawne słowo, oznacza „ogrodzenie, płot z gałęzi; także miejsce odgrodzone”. Stąd tyniec, współczesna forma tynu. Pochodzi ze staro-normandzkiego tun. Z początku chciałem użyć rosyjskiego słowa „zatwor”, ale zbytnio religijnością oddaje, a polski „tyniec” za bardzo kojarzy się z opactwem benedyktyńskim pod Krakowem, natomiast pradawny tyn na tyle już zwietrzał, że można go używać we współczesnym znaczeniu „odgrodzenia się od świata”, jak odgradzali się w swoich bibliotekach kolumbijski myśliciel Nicolas Gómez Dávila czy polski filolog Ryszard Przybylski, autor książki Pustelnicy i demony, poświęconej naukom Ojców Pustyni.
  11. Srom – przestarzale: wstyd. To rzeczywiście coraz bardziej przestarzałe uczucie w dobie ekshibicjonistycznych wywnętrznień medialnych! Jednakże drugie określenie sromu bynajmniej nie zestarzało się. To „zewnętrzna część narządów płciowych kobiet i samic ssaków” według Dorosza. Nigdy nie zapomnę krwawego strzępu skalpu chłopaka w sromie jego dziewczyny, którą zgwałciła na jego (i moich) oczach gruzińska soldateska na plaży w Suchumi.
  12. Ni pri cziom – nie ma nic do rzeczy.
  13. Wor w zakonie – dosłownie „złodziej w zakonie”. W polskim slangu więziennym: grypsujący, to jest przestrzegający zakony świata przestępczego. Zakon „pod celą” obowiązuje jak reguła w klasztorze. W gruzińskim rządzie Eduarda Szewardnadze obaj „siłowi” ministrowie, Tengis Kitowani i Dżaba Joseliani, byli worami w zakonie.
  14. Można stranstwowat’ po swietie… – „Można włóczyć się po świecie, Marъ, nie wychodząc z celi. Niechaj Maria Egipcjanka czuwa nad tobą”.
  15. SŁON – skrót: Sołowieckij Łagier Osobogo Naznaczenija. Kolebka i poligon Gułagu. Pierwszy łagier w Sowietach, zorganizowany na polecenie Feliksa Dzierżyńskiego. Kiedyś żartowaliśmy z profesorem Pawłem Wasiliewiczem Floreńskim, wnukiem słynnego filozofa, zamordowanego przez sołowieckich oprawców, że Polak Dzierżyński w przewrotny sposób próbował zrealizować utopię Józefa Jeleńskiego, ojca duchowego Seliwanowa, przywódcy sekty skopców… Otóż Józefowi Jeleńskiemu, który siedział na Sołowkach w klasztornej turmie, zarzucano, że jako Polak kastrował rosyjskich współbraci z pobudek patriotycznych, to znaczy chciał wytrzebić wszystkich Rosjan, żeby Polska była Polską.
  16. Skit – od koptyjskiego ϣⲓ(ϩ)ⲏⲧ – droga. Pośrednia droga pomiędzy anachoretyzmem i cenobityzmem, na ogół niewielka wspólnota (do dwunastu osób) w odosobnionej pustelni. Zwykle wokół starca zbierali się posłusznicy, chociaż wśród skitów staroobrzędowych Wyga – wspominał o tym Gawriił Dierżawin w swojej relacji z podróży po Karelii i Biełomorskim kraju – spotykało się skity koedukacyjne, gdzie starzec miał na posługi jedną, czasem nawet dwie posłusznice. Na Rusi „regułę skitu” wprowadził świątobliwy Nil Sorski, który zapoznał się z hezychazmem podczas swojego pobytu w klasztorach na górze Athos. Świątobliwy Nil Sorski był ojcem duchowym ruskiego hezychazmu, a zwalczający jego naukę niestjażatielnosti (wyrzeczenia się dóbr doczesnych) świątobliwy Iosif Wołokołamski był i jest patronem wszelkiej hierarchii cerkiewnej! W turmie jego klasztoru Wołokołamskiego siedział Maksym Grek, jeden z najciekawszych monachów tamtej epoki, na poły humanista, a na poły hezychasta. Grek do Moscovii trafił ze Świętej Góry na prośbę księcia moskiewskiego Wasyla III, który zwrócił się do atoskich starców, żeby przysłali kogoś, kto pomoże uporządkować mu bibliotekę. W Moscovii Grek poparł Nila Sorskiego i za to go posadzili.
  17. Inokъ – dawne określenie monacha (monachos – pojedyńczy). Protojerej Diaczenko w Pełnym cerkiewnym słowniku wywodzi inoka od słowa inoj – drugi, inny, natomiast Nikon Czarnogoriec utwierdzał, że pochodzi od starosłowiańskiego inъ – jeden „[…] bo rozmawia z Bogiem samojeden w odosobnieniu dzień i noc”. Inokъ to ktoś, kto żyje samopas, inaczej niż drudzy.
  18. Bezmowność – używam tego słowa nie w charakterze terminu medycznego, w jakim bezmowność występuje u Dorosza, czyli jako: „niezdolność mówienia powstała skutkiem uszkodzenia nie narządów mowy, tylko mózgu; afazja”, lecz jako kalki z prawosławnego bezmołwija, stan poza mową. Aczkolwiek w dobie bezustannej gadaniny przez telefony komórkowe i ciągłego słowotoku mediów społecznych, bezmówność rzeczywiście może wyglądać na jakiś poważny defekt mózgu.
  19. Cz. Miłosz, Potężny gmach dziwnej architektury (wywiad przeprowadzony przez Walentynę Połuchinę), [w:] tegoż, Rosja. Widzenia transoceaniczne. Tom II. Mosty napowietrzne, Warszawa 2011, s. 328.
  20. Poetyckie opisy podróży Brodskiego są w tym aspekcie szczegółowo omówione w ciekawej publikacji Sanny Turomy: S. Turoma. Brodsky abroad. Empire, tourism, nostalgia, Madison 2010.
  21. И.А. Бродский, Сочинения Иосифа Бродского, СПб 1998, s. 5, 64 – tłum. J.P.
  22. J. Brodski, Dziecko cywilizacji, tłum. K. Taranowska, A. Konarek, [w:] tegoż, Mniej niż ktoś, Kraków 2006, s. 125.
  23. Г.П. Федотов, Судьба и грехи России (Избранные статьи по философии русской истории и культуры), В 2-х т. Т. 1, СПб, София 1991, s. 51. – tłum. J.P.
  24. W rozmowie z Aleksandrem Fiutem Miłosz opowiada o swoich preferencjach filozoficznych: „Ja myślę, że moja orientacja jest bardzo pokrewna orientacji filozofów rosyjskich”, [w:] A. Fiut, Autoportret przekorny. Rozmowy. Czesław Miłosz, Kraków 2015, s. 87.
  25. Cz. Miłosz, Mowa noblowska, [online], [dostęp: 29.10.2020], https://www.nobelprize.org/prizes/literature/1980/milosz/25508-czeslaw-milosz-nobel-lecture-1980/.
  26. Г.П. Анциферов, Душа Петербурга, Дніпро 1990, s. 22. – tłum. J.P.
  27. J. Brodski, Mowa noblowska, [online], [dostęp: 29.10.2020], https://www.polskieradio24.pl/258/5035/Artykul/1570467,Mowa-Josifa-Brodskiego.
  28. И. Бродский, Книга интервью, Москва 2008, s. 139 – tłum. J.P.
  29. Cz. Miłosz, Rosja. Widzenia transoceaniczne. Tom. I. Dostojewski – nasz współczesny, Warszawa 2010, s. 42. To samo Miłosz mówił Tomasowi Venclovie: „Jestem przeciwnikiem klasycznej metryki rosyjskiej, dla Polaków w każdym razie jest zgubna” (T. Venclova, Wiosna w Berkeley, [w:] Cz. Miłosz, T. Venclova, Powroty do Litwy, Warszawa 2012, s. 61).
  30. И. Бродский, Книга интервью, s. 579 – tłum. J.P.
  31. Cz. Miłosz, Walka o oddech, [w:] tegoż, Rosja. Widzenia transoceaniczne. Tom II. Mosty napowietrzne, Warszawa 2011, s. 328.
  32. В. Полухина, Иосиф Бродский глазами современников: сборник интервью, СПб 2006, c. 268 – tłum. J.P.
  33. Cz. Miłosz, T. Venclova, Dialog o Wilnie, [w:] tychże, Powroty do Litwy, dz. cyt., s. 61.
  34. Por. E. Rybicka, Homo geographicus. Miłosza topografie i autobio-geo-grafie, [w:] Czesława Miłosza „północna strona” , red. M. Czermińska, K. Szalewska, Gdańsk 2011, s. 27–34.
  35. Por. F.A. Yates, The Art of Memory, London 1966.
  36. Цит. по: Б.М Эйхенбаум, Лев Толстой: Исследования. Статьи. СПб 2009, s. 170 – tłum. J.P.
  37. Chodzi o klasycystyczny budynek Maneżu (ujeżdżalni) w Petersburgu, który został zbudowany w latach 1804–1807 według projektu Giacomo Quarenghiego.
  38. Я.А. Гордин, Перекличка во мраке. Иосиф Бродский и его собеседники, СПб 2000, s. 140 – tłum. J.P.
  39. И. Бродский, Книга интервью, s. 432 – tłum. J.P.
  40. O. Mandelsztam, Poezje, red. M. Leśniewska, Kraków 1983.
  41. Więcej informacji na ten temat jest w moim artykule o wierszu Grudzień we Florencji: Д. Ахапкин, Перечитывая „Декабрь во Флоренции”, „Звезда” 2020, nr 5.
  42. J. Brodski, Zamieć w Massachusetts, wybór i tłum. K. Krzyżewska, Kraków 1994.
  43. J. Brodski, 82 wiersze i poematy, wybór i opracowanie S. Barańczak, Paryż 1988.
  44. Por. Znak wodny: „Och, ta cała krótkowzroczna szumowina – Le Corbusier, Mondrian, Gropius – którzy okaleczyli świat nie mniej okrutnie niż jakaś Luftwaffe” – tłum. J.P.
  45. В. Полухина, Больше самого себя: О Бродском, Томск 2009, s. 23 – tłum. J.P.
  46. И. Бродский, Книга интервью, s. 108 – tłum. J.P.
  47. Tamże, s. 511 – tłum. J.P.
  48. С. Волков, Диалоги с Иосифом Бродским, Москва 1998, s. 204 – tłum. J.P.
  49. М.Л. Гаспаров, Русский трехударный дольник ХХ века, Теория стиха, Л., 1968, s. 60 – tłum. J.P.
  50. А.М. Левашов, С.Е. Ляпин, Шестииктный дольник Иосифа Бродского: метрическая модель и ритмические тенденции // Актуальные вопросы филологии и методики преподавания иностранных языков: Статьи и материалы 4-й Международной научной конференции, 21–22 февраля 2012. Т. 2, СПб 2012 – tłum. J.P.
  51. Д. Ахапкин, „Прощальная ода”: у истоков жанра больших стихотворений, „Звезда” 2000, nr 5, s. 104–110.
  52. Сочинения Иосифа Бродского, Том I, Санкт-Петербург 1992, s. 308, 310.
  53. Т. Венцлова, Бродский – переводчик Норвида // Собеседники на пиру: Литературоведческие работы, Москва 2012, s. 410–427.
  54. И. Бродский, Книга интервью, s. 252 – tłum. J.P.
  55. Historia z wierszem Norwida nie została włączona przez Elżbietę Toszę do jej znakomitej książki o trzech dniach spędzonych przez Brodskiego w Katowicach: E. Tosza, Stan serca. Trzy dni z Josifem Brodskim, Katowice 2013.
  56. Chociaż oczywiście nie oznacza to, że wiersze Brodskiego stały się sylabiczne; więcej na ten temat w: Ю.Б. Орлицкий, Ещё раз о так называемой «силлабике» Бродского и о ее объективном контексте – русской силлабике конца XX века, „Известия Смоленского государственного университета. Литературоведение” 2020, nr 1, s. 33–46.

Powiązane artykuły

28.10.2021

Nowy Napis Co Tydzień #124 / Lepka otchłań milczenia

Ta opowieść zaczyna się od zgrzytu noża, chociaż zgrzyta on dopiero na jej drugiej stronie. Bo wcześniej nawet nie zdajemy sobie sprawy, że właśnie oddaliśmy się czynności czytania – tak jak bohater opowieści nie zdaje sobie sprawy ze swego istnienia. Otaczające nas obrazy są jeszcze „niedospane i zimne” jak poranny dym z kominów żydowskiego miasteczka. Ziewając, przerzucamy pierwszą kartkę i dopiero ostry dźwięk szurającego po osełce żelaza stawia nas na nogi. Nas, jak również jego. Ale to tylko moment, potrzebny do przebudzenia. Za chwilę Rafael na powrót zapada w lepką otchłań milczenia. Tyle że już w stanie świadomości. A to boli.

W tej książce właściwie nie ma dialogów, a jeżeli już są, nieliczne, to celowo pozbawione myślnika. Tutaj słowa nie odbijają się echem od ścian czytelniczej świątyni dumania, lecz zapadają się w sobie, niczym ten, który ich nie słyszy, choć się ich domyśla. Bo Rafael jest głuchoniemy i opowieść o nim Maciej Płaza snuje – w tym miejscu powyższy czasownik nie jest pustym słowem – z punktu widzenia głuchoniemego. Podmiot liryczny opisuje swojego bohatera w trzeciej osobie, przez co sprawia wrażenie, że to on sam, rzeczony podmiot, nie dosłyszy. Zresztą kto wie, czy owo wrażenie nie wynika z naszej własnej głuchoty?

Jest piątkowy świt 14 października 1910 roku, a w żydowskim kalendarzu – 11 tiszri 5 671: dzień po Jom Kipur. Wędrowiec Rafael pojawia się w Liściskach, chasydzkim sztetlu gdzieś na rosyjskim Podolu. Pojawia się nie wiadomo skąd i nawet on sam nie wie, skąd przybył. Nie zna swoich rodziców. Jest wygnańcem i dola wygnańca pisana mu była przed narodzinami, wywołanymi brutalnym dźwiękiem ostrzonego noża. Także autor nie mówi nam wyraźnie, kim jest jego bohater, chociaż podsuwa nam w tej materii szereg sugestii, wziętych z kulturowych kodów judaizmu i chrześcijaństwa. Może jest tym drugim kozłem, którego w Sądny Dzień arcykapłan Świątyni nie składał w ofierze Panu, lecz obciążywszy całorocznymi grzechami swojego narodu, wypędzał na pustynię – do Azazela? Kozioł jednak, miast błąkać się po pustkowiach, wrócił i teraz niepokoi pobożnych mieszkańców Liścisk.

Kim by nie był, Rafael jest „widzącym”, który w odróżnieniu od zwykłych śmiertelników rozpoznaje krąg światła emanujący z ludzkiej postaci. Od niektórych z nas łuna ta bije mocno i żywo, chociaż z latami stopniowo przygasa, a on „poznawał, w kim przelewa się jeszcze płynny żar, a kto zastyga w martwiejący klejnot”. Takim właśnie był przezeń widziany reb Gerszon, liściski cadyk, w którego domu tajemniczy pielgrzym znalazł schronienie. Światło świątobliwego „podbiegłe już było krwią zmierzchu” i tenże blask stygnącego bursztynu przekazał on w dziedzictwie swojej córce. Szira, młoda matka dwóch podrostków, po śmierci kolejnych mężów – drugiego, Boaza, zabito w kijowskim pogromie – zaniemówiła, a właściwie odmówiła kontaktu ze światem za pomocą słów. Ten rodzaj samookaleczenia również jej pozwolił lepiej rozpoznawać ludzi. W ten przedziwny sposób zbliżył ją też z Rafaelem, który nie dość, że nie słyszał i nie mówił, to jeszcze chromał na jedną nogę. A jednak był uprzywilejowany. Niestety z książki nie dowiemy się wiele o natężeniu blasku otaczającej go łuny.

Zarówno Rafaelowi, jak i reb Gerszonowi nieobce są tajniki kabały, żydowskiej ezoterii. Kazanie cadyka w liściskiej bóżnicy to właściwie wykład kabalisty. Kabalistycznymi aluzjami przesycona jest też cała książka, co zapewne wpływa i wpływać będzie na radykalną selekcję grona jej potencjalnych recenzentów. Bo tutaj już trzeba znać się nie tylko na literaturze, lecz także wiedzieć o samym przedmiocie przynajmniej tyle, ile dowiedział się autor. Bo trzeba przyznać, że Płaza z zadania popularyzatora kabały wywiązał się sprawnie. Na ile było to zasługą Piotra Pazińskiego, konsultanta książki w kwestiach judaizmu, niech pozostanie tajemnicą obu panów.

Z grona zaniepokojonych przybyciem odmieńca miasteczkowych Żydów najbardziej zaniepokojony jest chyba sam rabin. Reb Gerszon – jak nikt inny w Liściskach – zdaje sobie sprawę z faktu uprzywilejowania chromego i głuchego Rafaela. Gdy dla niektórych jest on tylko wędrownym głupkiem, reb Gerszon wie, że „lepszy głupek, który wędrował, niż mędrzec, który siedzi w domu”. W oczach cadyka ten status czyni przybysza kimś w rodzaju rywala. Oddając mu kąt we własnym domu, reb Gerszon, razem z gestem miłosierdzia, roztacza nad intruzem kontrolę. Nie zawsze dyskretną.

Ale przecież tym, co najbardziej niepokoi reb Gerszona nie jest prosta walka o rząd dusz. Płaza o tym nie wspomina, ale możemy się domyślać, że również i cadyk, jako człowiek daru, widzi przygasłe aureole otaczające twarze jego współwyznawców. „Musi zdarzyć się coś niepojętego, by ludzie odzyskali wiarę” – uważa. A do tego trzeba znaku, który przywróci im nadzieję. Bo „ludzie zmieniają się głównie o tyle, że odzyskują bądź tracą nadzieję” – jak brzmi jedno z ważniejszych zdań tej powieści. I reb Gerszon ma plan taki: znak swoim ludziom dać. Po co zatem posłany został do zapomnianych przez świat Liścisk ktoś taki jak Rafael? Czy aby nie po to, by pokrzyżować misterne przedsięwzięcie? Tego reb Gerszon wykluczyć nie może i stąd jego niepokój.

Trudno, nie mówimy o kryminale, a nie da się wyjaśnić tej książki bez zdradzenia jej zakończenia. Od Kijowa bije w stronę Podola fala pogromów. Wiadomo, że tylko kwestią czasu jest, kiedy uderzy ona w miasteczko. Tym bardziej że grunt został już przygotowany: źli ludzie podrzucili do piwniczki dworu cadyka ciało chrześcijańskiego chłopca, na domiar szyderstwa, a może dla prowokacji – ukryte w świńskiej tuszy. Reb Gerszon wie, że nieszczęście jest tylko kwestią czasu. Namawia więc dwóch najbliższych pomocników i wspólnie, w wielkiej tajemnicy oraz z zachowaniem wszelkich przepisów, tworzą golema – człowiekopodobną postać „utkaną” z podolskiej gliny, zwalistą i silną, a do tego ślepo posłuszną rozkazom swoich demiurgów. Tworzą go, by bronił swojego ludu przed napastnikami, którzy nadejdą tu lada chwila.

Co zapowiedziano, to się staje i pogrom rzeczywiście wybucha. Na Żydów sypią się razy i kamienie, ale niebawem do walki z przeważającą liczebnie hałastrą rusza sam golem. Bój toczy się trochę w stylu westernu – na głównym majdanie miasteczka. Stwór, choć zdołał zmasakrować pierwszą linię pogromszczyków, powoli ulega furii kolejnych. W tym momencie pojawia się Rafael, czyniąc gest, o którym pisać nie będę, by nie zdradzać wszystkich szczegółów finału. Dość powiedzieć, że i on czyni to zgodnie z kabalistycznymi przepisami. Golem rozpada się w proch.

Gdy przybywa dowódca rosyjskich żandarmów, którego zadaniem – przynajmniej w teorii – jest uśmierzenie bijatyki, nie może się nadziwić, że jedynymi widocznymi ofiarami pogromu są chrześcijanie. Żaden z Żydów nie ma nawet siniaka. To niezwykłe, bo do tej pory zazwyczaj bywało na odwrót. Oficer jest już bliski oskarżenia żydowskiej ludności Liścisk o jakieś wyrafinowane szalbierstwo, gdy na plac przybywa kilku Żydów niosących na deskach ciało martwego Rafaela. To on, nim ostatkiem sił unicestwił golema, przyjął na siebie rany wszystkich pobitych współwyznawców. I potem umarł od tych zebranych w jedno ciało ran. Ale Rosjanin oczywiście o tym wiedzieć nie może. Musi zadowolić się wersją, że to wędrowny przybłęda poprzetrącał kości napastnikom. W policyjnym protokole, jako swoisty program minimum, znalazł się jeden martwy Żyd – a zatem pogrom naprawdę miał miejsce. Można będzie z westchnieniem ulgi pokazać raport przełożonym.

Zakończenie zaskakuje, ale niekoniecznie z powodu zwrotu akcji. W tej nienagannie żydowskiej opowieści przedziwnie zbiegają się podskórne tropy, jakie znamy z narracji Ewangelii. Rafael, o którym do końca nie wiemy kim naprawdę jest, przez swoją ofiarę, złożoną za wszystkich, staje się podobny do „cierpiącego sługi Jahwe”, zapowiedzianego przez Izajasza, przez chrześcijan zaś utożsamianego z Chrystusem. A żałobna Szira, gdy staje nad martwym, krwawiącym ciałem, aż się prosi, byśmy skojarzyli ją z wizerunkiem Matki Boskiej Bolesnej.

Ale cóż to za recenzja bez chociażby kropli dziegciu w beczce miodu? Przyznaję, że podczas lektury (dwukrotnej!) miałem kłopot z perfekcją, z jaką Maciej Płaza podszedł do tematu. Golem jest bezbłędną imitacją żydowskiej przypowieści. I trochę zbyt poprawną jak na historię traktującą o namiętnościach, krwi i szaleństwie. Miałem to niewygodne – bo przyprawiające mnie o podejrzenie siebie samego o małostkowość – poczucie, czytając zdania trącące, nawet delikatnie, publicystyką („Jak wie każdy pobożny Żyd, psalmy dają ochronę na sto pięćdziesiąt okazji”), czy też nasycone fachowymi zwrotami jak słownik kultury judaizmu („Pokuśtykał ulicą do mykwy… na drodze niepewnie stanął mu szames, kościsty starzec w tałesie pod chałatem”).

Przypomniał mi się, oglądany dawno temu, rysunkowy dowcip Szymona Kobylińskiego. Natchniony pisarz tam i z powrotem chodzi po pokoju, dyktując stenotypistce: „Miota mną straszny, przecinek, potworny niepokój”. Otóż ja bym wolał, aby jednak nie było tego przecinka.

 

Maciej Płaza, Golem, WAB, Warszawa 2021.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Jacek Borkowicz, Lepka otchłań milczenia, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 124

Przypisy

  1. A. Sołżenicyn, Archipelag GUŁ ag. 1918 – 1956, t. 3, tłum. J. Pomianowski, Paryż 1974, s. 209.
  2. C. Miłosz, Rok myśliwego, Paryż 1990, s. 268.
  3. Wspomnienie ukazało się także w języku rosyjskim w przekładzie Iriny Adelgeim - https://gorky.media/context/golovan/.
  4. Pominki – rosyjski zwyczaj wspominania o zmarłym. Początkowo zamierzałem użyć polskiego słowa „wypominki”, ale to jednak nie to samo. U Doroszewskiego „wypominki – to modlitwy za zmarłych”, czyli coś, na co się daje pieniądze, rodzaj odpustowego myta… Zresztą przykład użycia przez historyka Władysława Smoleńskiego nie pozostawia wątpliwości co do charakteru tej czynności: „W dzień zaduszny dają na wypominki, ale żałoby nie noszą”. Pominki natomiast po rosyjsku – to wspominanie zmarłego, czasem w modlitwie, a czasem przy wódce.
  5. Kałgujew – duża wyspa arktyczna w południowo-wschodniej części Morza Barentsa, tytułowa Wyspa. Gołowanow musiał ją stworzyć, ułożyć z własnych podróży i marzeń, cytatów z książek i urywkowych relacji na jej temat, z motywów snutych z tubylczych mitów i ze swoich snów. W rzeczywistości jest to okrągła i dosyć płaska, błotnisto-tundrowa i mało ciekawa historycznie wyspa, nie bez kozery Wasia pisał, że trzeba było ją wymyślić… Znacznie ciekawsza jest Nowa Ziemia, leżąca trochę dalej na wschód, tam malarz Aleksandr Borisow trzy zimy przezimował, malując najpiękniejsze obrazy Północy na świecie! Ale obaj nie mieliśmy wątpliwości, że naj-najciekawsza jest wyspa Wajgacz, święty ostrów tuziemców, zwanych przez Borisowa w jego dziennikach „Samojedami”. Przy tym tłumaczył, że nie chodzi o ludzi, którzy sami się jedzą, ale o ludzi żyjących samojeden. Nieraz marzyliśmy z Wasią, aby tam się udać. Wyjść z syfilizacji na drugą stronę.
  6. Glamur (Polacy napisaliby z angielska „glamour”) – slangowe określenie stylu życia moskiewskiej elity, czytającej glamurne żurnały, co ja bym przetłumaczył ma „glansowane tygodniki”, ale tutaj z kolei trzeba by wyjaśnić, że słowo „glans” (dzisiaj przestarzałe), oznaczało „połysk”, na przykład w zdaniu: „Pompeje i Herkulanum wyrabiały terakotę z glansem”. W przypadku glamurnych żurnałow jak Miedwied’, dla którego pracował Gołowanow, połysk polega na połyskliwej szacie graficznej, wysokich honorariach dla autorów w zamian za harowanie od zmierzchu do zachodu, czyli dwadzieścia cztery godziny na dobę.
  7. Na pososzok – odpowiednik polskiego „strzemiennego”. Polak ostatni kieliszek pił, wkładając nogę do strzemienia, natomiast Rosjanin wypijał ostatnią szklankę, biorąc do ręki wędrowny kostur – posoch.
  8. Andriej Rodionow – moskiewski poeta, przyjaciel Gołowanowa. Na wiadomość o jego śmierci napisał wiersz, który pozwoliłem sobie tu spolszczyć. Znający Wasię domyślą się, o jaki dym chodzi, bo Wasilij tytoniu nie używał.
  9. http://www.medved-magazine.ru/articles/article_18.html
  10. Tytułowy „tyn” – u Dorosza (Słownik języka polskiego Witolda Doroszewskiego) to dawne słowo, oznacza „ogrodzenie, płot z gałęzi; także miejsce odgrodzone”. Stąd tyniec, współczesna forma tynu. Pochodzi ze staro-normandzkiego tun. Z początku chciałem użyć rosyjskiego słowa „zatwor”, ale zbytnio religijnością oddaje, a polski „tyniec” za bardzo kojarzy się z opactwem benedyktyńskim pod Krakowem, natomiast pradawny tyn na tyle już zwietrzał, że można go używać we współczesnym znaczeniu „odgrodzenia się od świata”, jak odgradzali się w swoich bibliotekach kolumbijski myśliciel Nicolas Gómez Dávila czy polski filolog Ryszard Przybylski, autor książki Pustelnicy i demony, poświęconej naukom Ojców Pustyni.
  11. Srom – przestarzale: wstyd. To rzeczywiście coraz bardziej przestarzałe uczucie w dobie ekshibicjonistycznych wywnętrznień medialnych! Jednakże drugie określenie sromu bynajmniej nie zestarzało się. To „zewnętrzna część narządów płciowych kobiet i samic ssaków” według Dorosza. Nigdy nie zapomnę krwawego strzępu skalpu chłopaka w sromie jego dziewczyny, którą zgwałciła na jego (i moich) oczach gruzińska soldateska na plaży w Suchumi.
  12. Ni pri cziom – nie ma nic do rzeczy.
  13. Wor w zakonie – dosłownie „złodziej w zakonie”. W polskim slangu więziennym: grypsujący, to jest przestrzegający zakony świata przestępczego. Zakon „pod celą” obowiązuje jak reguła w klasztorze. W gruzińskim rządzie Eduarda Szewardnadze obaj „siłowi” ministrowie, Tengis Kitowani i Dżaba Joseliani, byli worami w zakonie.
  14. Można stranstwowat’ po swietie… – „Można włóczyć się po świecie, Marъ, nie wychodząc z celi. Niechaj Maria Egipcjanka czuwa nad tobą”.
  15. SŁON – skrót: Sołowieckij Łagier Osobogo Naznaczenija. Kolebka i poligon Gułagu. Pierwszy łagier w Sowietach, zorganizowany na polecenie Feliksa Dzierżyńskiego. Kiedyś żartowaliśmy z profesorem Pawłem Wasiliewiczem Floreńskim, wnukiem słynnego filozofa, zamordowanego przez sołowieckich oprawców, że Polak Dzierżyński w przewrotny sposób próbował zrealizować utopię Józefa Jeleńskiego, ojca duchowego Seliwanowa, przywódcy sekty skopców… Otóż Józefowi Jeleńskiemu, który siedział na Sołowkach w klasztornej turmie, zarzucano, że jako Polak kastrował rosyjskich współbraci z pobudek patriotycznych, to znaczy chciał wytrzebić wszystkich Rosjan, żeby Polska była Polską.
  16. Skit – od koptyjskiego ϣⲓ(ϩ)ⲏⲧ – droga. Pośrednia droga pomiędzy anachoretyzmem i cenobityzmem, na ogół niewielka wspólnota (do dwunastu osób) w odosobnionej pustelni. Zwykle wokół starca zbierali się posłusznicy, chociaż wśród skitów staroobrzędowych Wyga – wspominał o tym Gawriił Dierżawin w swojej relacji z podróży po Karelii i Biełomorskim kraju – spotykało się skity koedukacyjne, gdzie starzec miał na posługi jedną, czasem nawet dwie posłusznice. Na Rusi „regułę skitu” wprowadził świątobliwy Nil Sorski, który zapoznał się z hezychazmem podczas swojego pobytu w klasztorach na górze Athos. Świątobliwy Nil Sorski był ojcem duchowym ruskiego hezychazmu, a zwalczający jego naukę niestjażatielnosti (wyrzeczenia się dóbr doczesnych) świątobliwy Iosif Wołokołamski był i jest patronem wszelkiej hierarchii cerkiewnej! W turmie jego klasztoru Wołokołamskiego siedział Maksym Grek, jeden z najciekawszych monachów tamtej epoki, na poły humanista, a na poły hezychasta. Grek do Moscovii trafił ze Świętej Góry na prośbę księcia moskiewskiego Wasyla III, który zwrócił się do atoskich starców, żeby przysłali kogoś, kto pomoże uporządkować mu bibliotekę. W Moscovii Grek poparł Nila Sorskiego i za to go posadzili.
  17. Inokъ – dawne określenie monacha (monachos – pojedyńczy). Protojerej Diaczenko w Pełnym cerkiewnym słowniku wywodzi inoka od słowa inoj – drugi, inny, natomiast Nikon Czarnogoriec utwierdzał, że pochodzi od starosłowiańskiego inъ – jeden „[…] bo rozmawia z Bogiem samojeden w odosobnieniu dzień i noc”. Inokъ to ktoś, kto żyje samopas, inaczej niż drudzy.
  18. Bezmowność – używam tego słowa nie w charakterze terminu medycznego, w jakim bezmowność występuje u Dorosza, czyli jako: „niezdolność mówienia powstała skutkiem uszkodzenia nie narządów mowy, tylko mózgu; afazja”, lecz jako kalki z prawosławnego bezmołwija, stan poza mową. Aczkolwiek w dobie bezustannej gadaniny przez telefony komórkowe i ciągłego słowotoku mediów społecznych, bezmówność rzeczywiście może wyglądać na jakiś poważny defekt mózgu.
  19. Cz. Miłosz, Potężny gmach dziwnej architektury (wywiad przeprowadzony przez Walentynę Połuchinę), [w:] tegoż, Rosja. Widzenia transoceaniczne. Tom II. Mosty napowietrzne, Warszawa 2011, s. 328.
  20. Poetyckie opisy podróży Brodskiego są w tym aspekcie szczegółowo omówione w ciekawej publikacji Sanny Turomy: S. Turoma. Brodsky abroad. Empire, tourism, nostalgia, Madison 2010.
  21. И.А. Бродский, Сочинения Иосифа Бродского, СПб 1998, s. 5, 64 – tłum. J.P.
  22. J. Brodski, Dziecko cywilizacji, tłum. K. Taranowska, A. Konarek, [w:] tegoż, Mniej niż ktoś, Kraków 2006, s. 125.
  23. Г.П. Федотов, Судьба и грехи России (Избранные статьи по философии русской истории и культуры), В 2-х т. Т. 1, СПб, София 1991, s. 51. – tłum. J.P.
  24. W rozmowie z Aleksandrem Fiutem Miłosz opowiada o swoich preferencjach filozoficznych: „Ja myślę, że moja orientacja jest bardzo pokrewna orientacji filozofów rosyjskich”, [w:] A. Fiut, Autoportret przekorny. Rozmowy. Czesław Miłosz, Kraków 2015, s. 87.
  25. Cz. Miłosz, Mowa noblowska, [online], [dostęp: 29.10.2020], https://www.nobelprize.org/prizes/literature/1980/milosz/25508-czeslaw-milosz-nobel-lecture-1980/.
  26. Г.П. Анциферов, Душа Петербурга, Дніпро 1990, s. 22. – tłum. J.P.
  27. J. Brodski, Mowa noblowska, [online], [dostęp: 29.10.2020], https://www.polskieradio24.pl/258/5035/Artykul/1570467,Mowa-Josifa-Brodskiego.
  28. И. Бродский, Книга интервью, Москва 2008, s. 139 – tłum. J.P.
  29. Cz. Miłosz, Rosja. Widzenia transoceaniczne. Tom. I. Dostojewski – nasz współczesny, Warszawa 2010, s. 42. To samo Miłosz mówił Tomasowi Venclovie: „Jestem przeciwnikiem klasycznej metryki rosyjskiej, dla Polaków w każdym razie jest zgubna” (T. Venclova, Wiosna w Berkeley, [w:] Cz. Miłosz, T. Venclova, Powroty do Litwy, Warszawa 2012, s. 61).
  30. И. Бродский, Книга интервью, s. 579 – tłum. J.P.
  31. Cz. Miłosz, Walka o oddech, [w:] tegoż, Rosja. Widzenia transoceaniczne. Tom II. Mosty napowietrzne, Warszawa 2011, s. 328.
  32. В. Полухина, Иосиф Бродский глазами современников: сборник интервью, СПб 2006, c. 268 – tłum. J.P.
  33. Cz. Miłosz, T. Venclova, Dialog o Wilnie, [w:] tychże, Powroty do Litwy, dz. cyt., s. 61.
  34. Por. E. Rybicka, Homo geographicus. Miłosza topografie i autobio-geo-grafie, [w:] Czesława Miłosza „północna strona” , red. M. Czermińska, K. Szalewska, Gdańsk 2011, s. 27–34.
  35. Por. F.A. Yates, The Art of Memory, London 1966.
  36. Цит. по: Б.М Эйхенбаум, Лев Толстой: Исследования. Статьи. СПб 2009, s. 170 – tłum. J.P.
  37. Chodzi o klasycystyczny budynek Maneżu (ujeżdżalni) w Petersburgu, który został zbudowany w latach 1804–1807 według projektu Giacomo Quarenghiego.
  38. Я.А. Гордин, Перекличка во мраке. Иосиф Бродский и его собеседники, СПб 2000, s. 140 – tłum. J.P.
  39. И. Бродский, Книга интервью, s. 432 – tłum. J.P.
  40. O. Mandelsztam, Poezje, red. M. Leśniewska, Kraków 1983.
  41. Więcej informacji na ten temat jest w moim artykule o wierszu Grudzień we Florencji: Д. Ахапкин, Перечитывая „Декабрь во Флоренции”, „Звезда” 2020, nr 5.
  42. J. Brodski, Zamieć w Massachusetts, wybór i tłum. K. Krzyżewska, Kraków 1994.
  43. J. Brodski, 82 wiersze i poematy, wybór i opracowanie S. Barańczak, Paryż 1988.
  44. Por. Znak wodny: „Och, ta cała krótkowzroczna szumowina – Le Corbusier, Mondrian, Gropius – którzy okaleczyli świat nie mniej okrutnie niż jakaś Luftwaffe” – tłum. J.P.
  45. В. Полухина, Больше самого себя: О Бродском, Томск 2009, s. 23 – tłum. J.P.
  46. И. Бродский, Книга интервью, s. 108 – tłum. J.P.
  47. Tamże, s. 511 – tłum. J.P.
  48. С. Волков, Диалоги с Иосифом Бродским, Москва 1998, s. 204 – tłum. J.P.
  49. М.Л. Гаспаров, Русский трехударный дольник ХХ века, Теория стиха, Л., 1968, s. 60 – tłum. J.P.
  50. А.М. Левашов, С.Е. Ляпин, Шестииктный дольник Иосифа Бродского: метрическая модель и ритмические тенденции // Актуальные вопросы филологии и методики преподавания иностранных языков: Статьи и материалы 4-й Международной научной конференции, 21–22 февраля 2012. Т. 2, СПб 2012 – tłum. J.P.
  51. Д. Ахапкин, „Прощальная ода”: у истоков жанра больших стихотворений, „Звезда” 2000, nr 5, s. 104–110.
  52. Сочинения Иосифа Бродского, Том I, Санкт-Петербург 1992, s. 308, 310.
  53. Т. Венцлова, Бродский – переводчик Норвида // Собеседники на пиру: Литературоведческие работы, Москва 2012, s. 410–427.
  54. И. Бродский, Книга интервью, s. 252 – tłum. J.P.
  55. Historia z wierszem Norwida nie została włączona przez Elżbietę Toszę do jej znakomitej książki o trzech dniach spędzonych przez Brodskiego w Katowicach: E. Tosza, Stan serca. Trzy dni z Josifem Brodskim, Katowice 2013.
  56. Chociaż oczywiście nie oznacza to, że wiersze Brodskiego stały się sylabiczne; więcej na ten temat w: Ю.Б. Орлицкий, Ещё раз о так называемой «силлабике» Бродского и о ее объективном контексте – русской силлабике конца XX века, „Известия Смоленского государственного университета. Литературоведение” 2020, nr 1, s. 33–46.

Powiązane artykuły

08.07.2021

Nowy Napis Co Tydzień #108 / Powieść wędkarska

Zapraszamy do obejrzenia nagrania

 5 czerwca 2021 roku zostały ogłoszone wyniki trzeciej edycji konkursu Nowy Dokument Tekstowy.

Kategoria epika

Jury w składzie dr hab. Ewa Bartos, Marta Kozłowska (pisarka), dr Natalia Królikowska oraz prof. dr hab. Michał Januszkiewicz (przewodniczący jury) po zapoznaniu się z 292 propozycjami książek postanowiło przyznać

  • Wyróżnienie: honorarium w wysokości 3000 zł oraz wydanie książki – Grzegorzowi Pulowi za tom Ni szaga nazad czyli sztuka łowienia wspomnień

Treść laudacji:

Ni szaga nazad Grzegorza Pula to bardzo dobry przykład „literatury środka”, która ma szansę trafić do szerokiej grupy czytelników, zachowując jednocześnie wysokie walory literackie. Historia jest wciągająca, autor bardzo sprawnie kreuje postaci, odmalowuje krajobrazy dalekiej północy, konsekwentnie budując napięcie, suspens, który nie pozwala odłożyć lektury przed końcem. Konfrontacja postaw bohaterów, ich stylów życia, wyborów, jakie podejmują, daje wgląd w bolączki współczesnego człowieka, który dusi się w pięknie i cieple, aby ostatecznie nad „ciepłą wodę w kranie” przedłożyć chłód i surowość warunków, w których ma w końcu szansę na otwarte zmaganie się ze swoim człowieczeństwem. Wpisując się w nurt powieści wędkarskich, Ni szaga nazad czyli sztuka łowienia wspomnień stanowi ich wersję uwspółcześnioną, zaś podbiegunowa sceneria dodatkowo ją odświeża. Wyprawa w dzikie rejony Murmańska, na którą zabiera nas Grzegorz Pul, to spełniona obietnica prawdziwie męskiej przygody, zmagań z żywiołem i pionierskimi warunkami, świadomego obcowania z Innym i jego zwyczajami. Autor pokazuje, czym jest poznanie przez uczestnictwo, tak różne od oglądu świata z perspektywy turysty. Motyw „zaawansowanego zwiedzania” realizuje się tu jednocześnie na płaszczyźnie psychologicznej, gdzie wędka, a możesz szerzej: cała wędkarska wyprawa, staje się rodzajem autobiograficznego wytrycha.

 

Proza Grzegorza Pula to nie tylko porywająca opowieść o podróży na daleką Północ Rosji. W szerszej perspektywie to refleksja nad uwikłaniem człowieka współczesnego w klasyczną opozycję Natura/Kultura; próba indywidualnego rozliczenia z tymi kategoriami na korzyść pierwszej. Jest więc Ni szaga nazad wyrazem tęsknoty za tym, co proste i autentyczne, jest pochwałą ucieczki od cywilizacji i jej wypaczeń, jest zanurzeniem w tym, co „dzikie”, „pierwotne” i jako takie staje się narzędziem oczyszczenia. Autor rozgrywa swą historię bez popadania w banał czy sentymentalizm – przeciwnie: Grzegorz Pul potwierdza, że tak zwana męska literatura istnieje i ma się świetnie. Szorstka, acz niepozbawiona wrażliwości, surowa, lecz sensualna i plastyczna. A przede wszystkim mocna i sugestywna: Ni szaga nazad to kolaż pejzaży, gawęd, biesiad i duchów rosyjskiej Północy zdolny zająć miejsce obok wspomnień własnych czytelnika.

 

dr hab. Ewa Bartos
Marta Kozłowska
dr Natalia Królikowska
prof. dr hab. Michał Januszkiewicz

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Grzegorz Pul, Powieść wędkarska, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 108

Przypisy

  1. A. Sołżenicyn, Archipelag GUŁ ag. 1918 – 1956, t. 3, tłum. J. Pomianowski, Paryż 1974, s. 209.
  2. C. Miłosz, Rok myśliwego, Paryż 1990, s. 268.
  3. Wspomnienie ukazało się także w języku rosyjskim w przekładzie Iriny Adelgeim - https://gorky.media/context/golovan/.
  4. Pominki – rosyjski zwyczaj wspominania o zmarłym. Początkowo zamierzałem użyć polskiego słowa „wypominki”, ale to jednak nie to samo. U Doroszewskiego „wypominki – to modlitwy za zmarłych”, czyli coś, na co się daje pieniądze, rodzaj odpustowego myta… Zresztą przykład użycia przez historyka Władysława Smoleńskiego nie pozostawia wątpliwości co do charakteru tej czynności: „W dzień zaduszny dają na wypominki, ale żałoby nie noszą”. Pominki natomiast po rosyjsku – to wspominanie zmarłego, czasem w modlitwie, a czasem przy wódce.
  5. Kałgujew – duża wyspa arktyczna w południowo-wschodniej części Morza Barentsa, tytułowa Wyspa. Gołowanow musiał ją stworzyć, ułożyć z własnych podróży i marzeń, cytatów z książek i urywkowych relacji na jej temat, z motywów snutych z tubylczych mitów i ze swoich snów. W rzeczywistości jest to okrągła i dosyć płaska, błotnisto-tundrowa i mało ciekawa historycznie wyspa, nie bez kozery Wasia pisał, że trzeba było ją wymyślić… Znacznie ciekawsza jest Nowa Ziemia, leżąca trochę dalej na wschód, tam malarz Aleksandr Borisow trzy zimy przezimował, malując najpiękniejsze obrazy Północy na świecie! Ale obaj nie mieliśmy wątpliwości, że naj-najciekawsza jest wyspa Wajgacz, święty ostrów tuziemców, zwanych przez Borisowa w jego dziennikach „Samojedami”. Przy tym tłumaczył, że nie chodzi o ludzi, którzy sami się jedzą, ale o ludzi żyjących samojeden. Nieraz marzyliśmy z Wasią, aby tam się udać. Wyjść z syfilizacji na drugą stronę.
  6. Glamur (Polacy napisaliby z angielska „glamour”) – slangowe określenie stylu życia moskiewskiej elity, czytającej glamurne żurnały, co ja bym przetłumaczył ma „glansowane tygodniki”, ale tutaj z kolei trzeba by wyjaśnić, że słowo „glans” (dzisiaj przestarzałe), oznaczało „połysk”, na przykład w zdaniu: „Pompeje i Herkulanum wyrabiały terakotę z glansem”. W przypadku glamurnych żurnałow jak Miedwied’, dla którego pracował Gołowanow, połysk polega na połyskliwej szacie graficznej, wysokich honorariach dla autorów w zamian za harowanie od zmierzchu do zachodu, czyli dwadzieścia cztery godziny na dobę.
  7. Na pososzok – odpowiednik polskiego „strzemiennego”. Polak ostatni kieliszek pił, wkładając nogę do strzemienia, natomiast Rosjanin wypijał ostatnią szklankę, biorąc do ręki wędrowny kostur – posoch.
  8. Andriej Rodionow – moskiewski poeta, przyjaciel Gołowanowa. Na wiadomość o jego śmierci napisał wiersz, który pozwoliłem sobie tu spolszczyć. Znający Wasię domyślą się, o jaki dym chodzi, bo Wasilij tytoniu nie używał.
  9. http://www.medved-magazine.ru/articles/article_18.html
  10. Tytułowy „tyn” – u Dorosza (Słownik języka polskiego Witolda Doroszewskiego) to dawne słowo, oznacza „ogrodzenie, płot z gałęzi; także miejsce odgrodzone”. Stąd tyniec, współczesna forma tynu. Pochodzi ze staro-normandzkiego tun. Z początku chciałem użyć rosyjskiego słowa „zatwor”, ale zbytnio religijnością oddaje, a polski „tyniec” za bardzo kojarzy się z opactwem benedyktyńskim pod Krakowem, natomiast pradawny tyn na tyle już zwietrzał, że można go używać we współczesnym znaczeniu „odgrodzenia się od świata”, jak odgradzali się w swoich bibliotekach kolumbijski myśliciel Nicolas Gómez Dávila czy polski filolog Ryszard Przybylski, autor książki Pustelnicy i demony, poświęconej naukom Ojców Pustyni.
  11. Srom – przestarzale: wstyd. To rzeczywiście coraz bardziej przestarzałe uczucie w dobie ekshibicjonistycznych wywnętrznień medialnych! Jednakże drugie określenie sromu bynajmniej nie zestarzało się. To „zewnętrzna część narządów płciowych kobiet i samic ssaków” według Dorosza. Nigdy nie zapomnę krwawego strzępu skalpu chłopaka w sromie jego dziewczyny, którą zgwałciła na jego (i moich) oczach gruzińska soldateska na plaży w Suchumi.
  12. Ni pri cziom – nie ma nic do rzeczy.
  13. Wor w zakonie – dosłownie „złodziej w zakonie”. W polskim slangu więziennym: grypsujący, to jest przestrzegający zakony świata przestępczego. Zakon „pod celą” obowiązuje jak reguła w klasztorze. W gruzińskim rządzie Eduarda Szewardnadze obaj „siłowi” ministrowie, Tengis Kitowani i Dżaba Joseliani, byli worami w zakonie.
  14. Można stranstwowat’ po swietie… – „Można włóczyć się po świecie, Marъ, nie wychodząc z celi. Niechaj Maria Egipcjanka czuwa nad tobą”.
  15. SŁON – skrót: Sołowieckij Łagier Osobogo Naznaczenija. Kolebka i poligon Gułagu. Pierwszy łagier w Sowietach, zorganizowany na polecenie Feliksa Dzierżyńskiego. Kiedyś żartowaliśmy z profesorem Pawłem Wasiliewiczem Floreńskim, wnukiem słynnego filozofa, zamordowanego przez sołowieckich oprawców, że Polak Dzierżyński w przewrotny sposób próbował zrealizować utopię Józefa Jeleńskiego, ojca duchowego Seliwanowa, przywódcy sekty skopców… Otóż Józefowi Jeleńskiemu, który siedział na Sołowkach w klasztornej turmie, zarzucano, że jako Polak kastrował rosyjskich współbraci z pobudek patriotycznych, to znaczy chciał wytrzebić wszystkich Rosjan, żeby Polska była Polską.
  16. Skit – od koptyjskiego ϣⲓ(ϩ)ⲏⲧ – droga. Pośrednia droga pomiędzy anachoretyzmem i cenobityzmem, na ogół niewielka wspólnota (do dwunastu osób) w odosobnionej pustelni. Zwykle wokół starca zbierali się posłusznicy, chociaż wśród skitów staroobrzędowych Wyga – wspominał o tym Gawriił Dierżawin w swojej relacji z podróży po Karelii i Biełomorskim kraju – spotykało się skity koedukacyjne, gdzie starzec miał na posługi jedną, czasem nawet dwie posłusznice. Na Rusi „regułę skitu” wprowadził świątobliwy Nil Sorski, który zapoznał się z hezychazmem podczas swojego pobytu w klasztorach na górze Athos. Świątobliwy Nil Sorski był ojcem duchowym ruskiego hezychazmu, a zwalczający jego naukę niestjażatielnosti (wyrzeczenia się dóbr doczesnych) świątobliwy Iosif Wołokołamski był i jest patronem wszelkiej hierarchii cerkiewnej! W turmie jego klasztoru Wołokołamskiego siedział Maksym Grek, jeden z najciekawszych monachów tamtej epoki, na poły humanista, a na poły hezychasta. Grek do Moscovii trafił ze Świętej Góry na prośbę księcia moskiewskiego Wasyla III, który zwrócił się do atoskich starców, żeby przysłali kogoś, kto pomoże uporządkować mu bibliotekę. W Moscovii Grek poparł Nila Sorskiego i za to go posadzili.
  17. Inokъ – dawne określenie monacha (monachos – pojedyńczy). Protojerej Diaczenko w Pełnym cerkiewnym słowniku wywodzi inoka od słowa inoj – drugi, inny, natomiast Nikon Czarnogoriec utwierdzał, że pochodzi od starosłowiańskiego inъ – jeden „[…] bo rozmawia z Bogiem samojeden w odosobnieniu dzień i noc”. Inokъ to ktoś, kto żyje samopas, inaczej niż drudzy.
  18. Bezmowność – używam tego słowa nie w charakterze terminu medycznego, w jakim bezmowność występuje u Dorosza, czyli jako: „niezdolność mówienia powstała skutkiem uszkodzenia nie narządów mowy, tylko mózgu; afazja”, lecz jako kalki z prawosławnego bezmołwija, stan poza mową. Aczkolwiek w dobie bezustannej gadaniny przez telefony komórkowe i ciągłego słowotoku mediów społecznych, bezmówność rzeczywiście może wyglądać na jakiś poważny defekt mózgu.
  19. Cz. Miłosz, Potężny gmach dziwnej architektury (wywiad przeprowadzony przez Walentynę Połuchinę), [w:] tegoż, Rosja. Widzenia transoceaniczne. Tom II. Mosty napowietrzne, Warszawa 2011, s. 328.
  20. Poetyckie opisy podróży Brodskiego są w tym aspekcie szczegółowo omówione w ciekawej publikacji Sanny Turomy: S. Turoma. Brodsky abroad. Empire, tourism, nostalgia, Madison 2010.
  21. И.А. Бродский, Сочинения Иосифа Бродского, СПб 1998, s. 5, 64 – tłum. J.P.
  22. J. Brodski, Dziecko cywilizacji, tłum. K. Taranowska, A. Konarek, [w:] tegoż, Mniej niż ktoś, Kraków 2006, s. 125.
  23. Г.П. Федотов, Судьба и грехи России (Избранные статьи по философии русской истории и культуры), В 2-х т. Т. 1, СПб, София 1991, s. 51. – tłum. J.P.
  24. W rozmowie z Aleksandrem Fiutem Miłosz opowiada o swoich preferencjach filozoficznych: „Ja myślę, że moja orientacja jest bardzo pokrewna orientacji filozofów rosyjskich”, [w:] A. Fiut, Autoportret przekorny. Rozmowy. Czesław Miłosz, Kraków 2015, s. 87.
  25. Cz. Miłosz, Mowa noblowska, [online], [dostęp: 29.10.2020], https://www.nobelprize.org/prizes/literature/1980/milosz/25508-czeslaw-milosz-nobel-lecture-1980/.
  26. Г.П. Анциферов, Душа Петербурга, Дніпро 1990, s. 22. – tłum. J.P.
  27. J. Brodski, Mowa noblowska, [online], [dostęp: 29.10.2020], https://www.polskieradio24.pl/258/5035/Artykul/1570467,Mowa-Josifa-Brodskiego.
  28. И. Бродский, Книга интервью, Москва 2008, s. 139 – tłum. J.P.
  29. Cz. Miłosz, Rosja. Widzenia transoceaniczne. Tom. I. Dostojewski – nasz współczesny, Warszawa 2010, s. 42. To samo Miłosz mówił Tomasowi Venclovie: „Jestem przeciwnikiem klasycznej metryki rosyjskiej, dla Polaków w każdym razie jest zgubna” (T. Venclova, Wiosna w Berkeley, [w:] Cz. Miłosz, T. Venclova, Powroty do Litwy, Warszawa 2012, s. 61).
  30. И. Бродский, Книга интервью, s. 579 – tłum. J.P.
  31. Cz. Miłosz, Walka o oddech, [w:] tegoż, Rosja. Widzenia transoceaniczne. Tom II. Mosty napowietrzne, Warszawa 2011, s. 328.
  32. В. Полухина, Иосиф Бродский глазами современников: сборник интервью, СПб 2006, c. 268 – tłum. J.P.
  33. Cz. Miłosz, T. Venclova, Dialog o Wilnie, [w:] tychże, Powroty do Litwy, dz. cyt., s. 61.
  34. Por. E. Rybicka, Homo geographicus. Miłosza topografie i autobio-geo-grafie, [w:] Czesława Miłosza „północna strona” , red. M. Czermińska, K. Szalewska, Gdańsk 2011, s. 27–34.
  35. Por. F.A. Yates, The Art of Memory, London 1966.
  36. Цит. по: Б.М Эйхенбаум, Лев Толстой: Исследования. Статьи. СПб 2009, s. 170 – tłum. J.P.
  37. Chodzi o klasycystyczny budynek Maneżu (ujeżdżalni) w Petersburgu, który został zbudowany w latach 1804–1807 według projektu Giacomo Quarenghiego.
  38. Я.А. Гордин, Перекличка во мраке. Иосиф Бродский и его собеседники, СПб 2000, s. 140 – tłum. J.P.
  39. И. Бродский, Книга интервью, s. 432 – tłum. J.P.
  40. O. Mandelsztam, Poezje, red. M. Leśniewska, Kraków 1983.
  41. Więcej informacji na ten temat jest w moim artykule o wierszu Grudzień we Florencji: Д. Ахапкин, Перечитывая „Декабрь во Флоренции”, „Звезда” 2020, nr 5.
  42. J. Brodski, Zamieć w Massachusetts, wybór i tłum. K. Krzyżewska, Kraków 1994.
  43. J. Brodski, 82 wiersze i poematy, wybór i opracowanie S. Barańczak, Paryż 1988.
  44. Por. Znak wodny: „Och, ta cała krótkowzroczna szumowina – Le Corbusier, Mondrian, Gropius – którzy okaleczyli świat nie mniej okrutnie niż jakaś Luftwaffe” – tłum. J.P.
  45. В. Полухина, Больше самого себя: О Бродском, Томск 2009, s. 23 – tłum. J.P.
  46. И. Бродский, Книга интервью, s. 108 – tłum. J.P.
  47. Tamże, s. 511 – tłum. J.P.
  48. С. Волков, Диалоги с Иосифом Бродским, Москва 1998, s. 204 – tłum. J.P.
  49. М.Л. Гаспаров, Русский трехударный дольник ХХ века, Теория стиха, Л., 1968, s. 60 – tłum. J.P.
  50. А.М. Левашов, С.Е. Ляпин, Шестииктный дольник Иосифа Бродского: метрическая модель и ритмические тенденции // Актуальные вопросы филологии и методики преподавания иностранных языков: Статьи и материалы 4-й Международной научной конференции, 21–22 февраля 2012. Т. 2, СПб 2012 – tłum. J.P.
  51. Д. Ахапкин, „Прощальная ода”: у истоков жанра больших стихотворений, „Звезда” 2000, nr 5, s. 104–110.
  52. Сочинения Иосифа Бродского, Том I, Санкт-Петербург 1992, s. 308, 310.
  53. Т. Венцлова, Бродский – переводчик Норвида // Собеседники на пиру: Литературоведческие работы, Москва 2012, s. 410–427.
  54. И. Бродский, Книга интервью, s. 252 – tłum. J.P.
  55. Historia z wierszem Norwida nie została włączona przez Elżbietę Toszę do jej znakomitej książki o trzech dniach spędzonych przez Brodskiego w Katowicach: E. Tosza, Stan serca. Trzy dni z Josifem Brodskim, Katowice 2013.
  56. Chociaż oczywiście nie oznacza to, że wiersze Brodskiego stały się sylabiczne; więcej na ten temat w: Ю.Б. Орлицкий, Ещё раз о так называемой «силлабике» Бродского и о ее объективном контексте – русской силлабике конца XX века, „Известия Смоленского государственного университета. Литературоведение” 2020, nr 1, s. 33–46.

Powiązane artykuły

27.05.2021

Nowy Napis Co Tydzień #102 / Listy z Procidy (11): Tyn

„Pewien światowy człowiek zapytał abbę Makarego, dlaczego tyle lat trwał w milczeniu. Ten odpowiedział: «Do zamkniętych ust nie wpadnie mucha». Tamten nalegał o lepsze wyjaśnienie, więc dodał: «Jeśli nic nie mówisz, nie proszą cię, byś powtarzał».” Gerontikon


Priviet WładTytułowy „tyn” – u Dorosza (Słownik języka polskiego Witolda Doroszewskiego) to dawne słowo, oznacza „ogrodzenie, płot z gałęzi; także miejsce odgrodzone”. Stąd tyniec, współczesna forma tynu. Pochodzi ze staro-normandzkiego tun. Z początku chciałem użyć rosyjskiego słowa „zatwor”, ale zbytnio religijnością oddaje, a polski „tyniec” za bardzo kojarzy się z opactwem benedyktyńskim pod Krakowem, natomiast pradawny tyn na tyle już zwietrzał, że można go używać we współczesnym znaczeniu „odgrodzenia się od świata”, jak odgradzali się w swoich bibliotekach kolumbijski myśliciel Nicolas Gómez Dávila czy polski filolog Ryszard Przybylski, autor książki Pustelnicy i demony, poświęconej naukom Ojców Pustyni. [1],

nie zdziwiłeś mnie zbytnio wiadomością, że nie słyszałeś o abbie Ryszardzie z Akermańskiej, z którego książki Pustelnicy i demony przytoczyłem apoftegmat o abbie Makarym. W Polsce też mało się o nim mówi, po pierwsze dlatego, że mądrzy starcy nie są w modzie, po wtóre, że nieźle się ukrył (w epikurejskim tego słowa znaczeniu), a po trzecie, że walił prawdę na lewo i prawo, za co ani jedni, ani drudzy go nie lubili. Miał za to garść wiernych uczniów idących jego tropami… Chcę Ci o nim trochę opowiedzieć, niejako kontynuując nasze mejlowe seminarium z polskiej literatury, ponieważ profesor Przybylski był jedną z ważniejszych postaci polskiej humanistyki powojennej, eseistą i komentatorem najistotniejszych tekstów biblijnych, autorem licznych prac o rosyjskiej literaturze, znawcą twórczości Osipa Mandelsztama i bliskim przyjacielem Nadieżdy Jakowlewej, zaś jego dysertację doktorską Dostojewski i „przeklęte problemy” niektórzy uznali za równie ważną dla zgłębienia „rosyjskiej duszy” jak słynne dzieło Johana Huizingi dla rozjaśnienia mroku średniowiecza. Już to powinno Ciebie zachęcić do sięgnięcia po jego książki. Przyjaciele zwracali się doń „abbo Ryszardzie”, bo wiódł żywot pustelnika w Warszawie jak Nicolas Gómez Dávila w Bogocie. Tylko że kolumbijski myśliciel miał swoją pustelnię w ogromnej postkolonialnej willi z biblioteką liczącą trzydzieści tysięcy tomów, a polski profesor gnieździł się w mieszkanku na czwartym piętrze przy Akermańskiej, zawalonym książkami po sufit. Niekiedy odwiedzał go tam Tadeusz Różewicz, najbliższy przyjaciel abby Ryszarda:

[…]

w celi śmierci nr 20
która jest (jak plaster miodu)
ulepiona z tysięcy książek uśmiechamy się milczymy
nie-wymownie

[…]

Obaj panowie nie tylko „milczeli nie-wymownie”, ale też gwarzyli o życiu, miłości i o śmierci, raz o jajecznicy, raz o jakimś wierszu, zazwyczaj przy kielonku wychłodzonej wódeczki (wino to „śródziemnomorskie pomyje”…) pod kiszonego ogórka albo marynowanego grzybka. Niedawno (sic!) wydał ich listy, jest co poczytać, polecam. Epistolarny dialog Filologa z Poetą! Ja sam do abby Ryszarda późno dotarłem, dopiero na Sołowkach mnie znalazł. Ktoś przysłał mi Pustelników i demony. Pozwól jednak, że nieco się cofnę i zacznę od początku. Od mojego pierwszego spotkania ze Starcami Pustyni.

Było to na Sołowkach. Jechałem na Wyspy wprost z wojny w Abchazji, gdzie bawiłem jako korespondent wojenny. Jeszcze mi adrenalina nie opadła i sromSrom – przestarzale: wstyd. To rzeczywiście coraz bardziej przestarzałe uczucie w dobie ekshibicjonistycznych wywnętrznień medialnych! Jednakże drugie określenie sromu bynajmniej nie zestarzało się. To „zewnętrzna część narządów płciowych kobiet i samic ssaków” według Dorosza. Nigdy nie zapomnę krwawego strzępu skalpu chłopaka w sromie jego dziewczyny, którą zgwałciła na jego (i moich) oczach gruzińska soldateska na plaży w Suchumi. [2] nie odpuszczał. Po zdarzeniu na plaży w Suchumi wstydziłem się, jakbym nakręcił film porno i nie zapłacił aktorom za zdjęcia… Sołowiecki monastyr wyrósł przede mną w powietrzu tak przejrzystym, że nie sposób było zorientować się, gdzie bryła klasztoru na jawie, a gdzie odbicie w Świętym Jeziorze. Postanowiłem zajrzeć do wewnątrz… Nie do środka budynku, lecz do wnętrza wspólnoty! Nie zapominaj, że ciągle byłem rosyjskim korespondentem, a na Sołowkach w okamgnieniu mnie oświeciło, że charakter ruskiego człowieka uformował się w monastyrach i tam należy szukać jego genezy. Tonia Mielnik, redaktorka miejscowej gazety, poradziła, abym zwrócił się do ojca Germana, cieszącego się charyzmą starca. Jednak żeby wejść na serio do wnętrza sołowieckiej wspólnoty, trzeba było przyjąć prawosławie, zdobyć zaufanie monachów i pogrążyć się z głową w nowej opowieści. Spytasz zapewne, co na to katolicka wiara? Wiara tu ni pri cziomNi pri cziom – nie ma nic do rzeczy. [3], Wład, wszak credo wyznajesz zawsze w czyimś rycie… Mówiąc cynicznie, użyłem starego chwytu, to znaczy zaproponowałem tuziemcom, w tym wypadku sołowieckim monachom, wspólne dzieło – przyjęcie Lacha do ichniej wiary! Przyznasz, że dla nich to gratka! Potem powtórzyłem ten sam chwyt w Kondzie Biereżnej, proponując tubylcom podłączenie wsi do prądu, a wcześniej w ten sposób dotarłem na wojnę w Abchazji z grupą kaukaskich najemników, łamiąc osobisty zakaz Tengiza Kitowaniego, szefa gruzińskiej Gwardii Narodowej, byłego wora w zakonieWor w zakonie – dosłownie „złodziej w zakonie”. W polskim slangu więziennym: grypsujący, to jest przestrzegający zakony świata przestępczego. Zakon „pod celą” obowiązuje jak reguła w klasztorze. W gruzińskim rządzie Eduarda Szewardnadze obaj „siłowi” ministrowie, Tengis Kitowani i Dżaba Joseliani, byli worami w zakonie.[4]… Skąd mogłem wiedzieć, że chwyt w stylu Günthera Wallraffa wywiedzie mnie tym razem na egipską pustynię?

Ojciec German to jeden z dwóch Wielkich Starców, jakich spotkałem w swym życiu. (Drugim był Redaktor…). Podszedłem po wieczornej modlitwie, jak Mielnica radziła. Już wychodził z chramu, spowolnił kroku, słysząc nie ruski akcent, przystanął i zmierzył mnie wzrokiem spod kukola od stóp do głów, po czym zaprosił do celi. Tonia mocno się zdziwiła, gdy o tym mówiłem, mnisi sołowieccy z reguły nie wpuszczali postronnych do celi. Wiedziałem, że pochodzi z Mołdawii i że jest bratem Zosimy, ekonoma klasztornego. Po zdjęciu kukola i riasy w celi wyglądał dużo młodziej. Wychudłą twarz o głęboko zapadniętych, jakby wyrzeźbionych w ciemnym drzewie policzkach, zarastała gęsta kasztanowa broda, włosy, przewiązane szarą wstążką, sięgały mu do pasa, miał na sobie stary powyciągany wełniany sweter i czarne spodnie od dresu o wypchanych kolanach. Po krótkiej modlitwie spytał, skąd przybywam do nich? Z Abchazji. Co tam robiłem? Byłem korespondentem na wojnie. A do Abchazji jak? Z Moskwy… Co tam robiłem? Po co przyjechałem ze Stanów do Rosji i kogo zostawiłem na poboczu? Czym zajmowałem się w Berlinie, o co strajkowałem w Gdańsku? Aż się „obudziłem” we Wrocławiu! Po dłuższej modlitwie ojciec German spytał, czemu się spieszę, krążąc po świecie jak wiewiórka w kołowrocie? Jeśli zatrzymam się, to zobaczę, że dalej dojdę. Zresztą i tak muszę poczekać na błogosławieństwo Patriarchy Aleksieja Wtórego. Na razie dał mi pleciony różaniec i pierwszy tom Dobrotolubija (rosyjskiej wersji Filokalii w przekładzie Wieliczkowskiego) do poczytania. A na progu celi rzucił:

– Można stranstwowat’ po swietie Marъ, nie wychodia iz kieli. Pust’ Marija Jegipietskaja opiekajet tiebiaMożna stranstwowat’ po swietie… – „Można włóczyć się po świecie, Marъ, nie wychodząc z celi. Niechaj Maria Egipcjanka czuwa nad tobą”. [5].

Wychodząc z klasztoru, zastanawiałem się, czemu Starzec sołowiecki zwrócił się do mnie imieniem świątobliwego Mara z Omaros, a powierzył pieczy Marii Egipcjance, byłej nierządnicy aleksandryjskiej? Czyżby mnie przejrzał i zasugerował, że moja żurnalistyka to rodzaj kurestwa? Jakby tam nie było – był praw! Na Sołowkach zatrzymałem się na dziesięć lat i w efekcie zaszedłem dalej… A raczej – dokąd indziej, niż pierwotnie zmierzałem.

Dobrotolubije stało się dla mnie wrotami do hezychazmu! Mając do dyspozycji bibliotekę sołowieckiego muzeum, gdzie ogromny zbiór książek z dawnej czytelni klasztornej przetrwał czasy SŁONSŁON – skrót: Sołowieckij Łagier Osobogo Naznaczenija. Kolebka i poligon Gułagu. Pierwszy łagier w Sowietach, zorganizowany na polecenie Feliksa Dzierżyńskiego. Kiedyś żartowaliśmy z profesorem Pawłem Wasiliewiczem Floreńskim, wnukiem słynnego filozofa, zamordowanego przez sołowieckich oprawców, że Polak Dzierżyński w przewrotny sposób próbował zrealizować utopię Józefa Jeleńskiego, ojca duchowego Seliwanowa, przywódcy sekty skopców… Otóż Józefowi Jeleńskiemu, który siedział na Sołowkach w klasztornej turmie, zarzucano, że jako Polak kastrował rosyjskich współbraci z pobudek patriotycznych, to znaczy chciał wytrzebić wszystkich Rosjan, żeby Polska była Polską. [6], mogłem buszować w nim do woli, wyławiając co rusz jakiegoś białego kruka z chaosu na półkach. Książki były nieskatalogowane i stały bez ładu. Soczinienija prepodobnago Maksima Greka, wydane w Kazaniu w latach 1859–62 w trzech tomach, odnajdywałem każdy tom w innym miejscu. Biblioteki pilnowała Lubow Siergiejewna, od dawna na emeryturze, lecz niegdyś zasłużona dla muzeum, a więc blokowała etat innym, dziergając coś całymi dniami dla wnuka. Maksima Greka myliła z Teofanem, a o tym, że mają jego dzieła, dowiedziała się ode mnie. Nie potrafię dzisiaj odtworzyć z pamięci, co znalazłem w muzealnej bibliotece Luby, a co mi dosłano z Moskwy (reprinty dorewolucyjnych wydań w opracowaniach najwybitniejszych znawców monastycyzmu wschodniego ukazywały się w czasie „Jelcynowskiej smuty” jak grzyby po deszczu…), aż trafiłem do dzisiejszych autorów. Na prace ojca Ilariona (Alfiejewa), który odkrył mi postać Symeona Nowego Teologa, do moskiewskiego mieszkania Sergieja Chorużego, matematyka, fizyka i teologa, tłumacza Jamesa Joyce’a i hezychasty – ten szerzej otworzył mi oczy na praktykę medytacyjną hezychazmu i na pożegnanie dał swój Diptich bezmołwija, a na koniec ojciec German podsunął mi pisma Ewagriusza z Pontu w opracowaniu Aleksieja Sidorowa, którego esej wstępny i obszerne glosy do tekstów zafrapowały mnie wielką erudycją i elegancją wykładu, ba, stały się niejako objawieniem nowego żanru – scholium. Dávila był dużo potem. Nie mówiąc o tym, że mistrz z Pontu, autor maksymy „siedź w celi i skupiaj myśli” stał się moim nauczycielem z Gerontikonu. Nie bez kozery nazywają go Filozofem Pustyni.

I wtedy trafiła do mnie książka Pustelnicy i demony, rzecz o Ojcach Pustyni, którą w tym samym czasie napisał profesor Przybylski z Instytutu Badań Literackich w Warszawie. Profesor na wstępie wyjaśniał, że będąc całe życie przyzwyczajonym do gardzenia plugawym układem społecznym, postanowił oddalić się na Pustynię, bo im bardziej marny jest nasz czas, im bardziej występy niby chrześcijańskich partii politycznych przywodzą na myśl podły szynk, tym bardziej potrzebna jest nam rozmowa z autorytetami, które tworzyły tradycję… Zrazu poczułem w nim brata-łatę z tego samego skituSkit – od koptyjskiego ϣⲓ(ϩ)ⲏⲧ – droga. Pośrednia droga pomiędzy anachoretyzmem i cenobityzmem, na ogół niewielka wspólnota (do dwunastu osób) w odosobnionej pustelni. Zwykle wokół starca zbierali się posłusznicy, chociaż wśród skitów staroobrzędowych Wyga – wspominał o tym Gawriił Dierżawin w swojej relacji z podróży po Karelii i Biełomorskim kraju – spotykało się skity koedukacyjne, gdzie starzec miał na posługi jedną, czasem nawet dwie posłusznice. Na Rusi „regułę skitu” wprowadził świątobliwy Nil Sorski, który zapoznał się z hezychazmem podczas swojego pobytu w klasztorach na górze Athos. Świątobliwy Nil Sorski był ojcem duchowym ruskiego hezychazmu, a zwalczający jego naukę niestjażatielnosti (wyrzeczenia się dóbr doczesnych) świątobliwy Iosif Wołokołamski był i jest patronem wszelkiej hierarchii cerkiewnej! W turmie jego klasztoru Wołokołamskiego siedział Maksym Grek, jeden z najciekawszych monachów tamtej epoki, na poły humanista, a na poły hezychasta. Grek do Moscovii trafił ze Świętej Góry na prośbę księcia moskiewskiego Wasyla III, który zwrócił się do atoskich starców, żeby przysłali kogoś, kto pomoże uporządkować mu bibliotekę. W Moscovii Grek poparł Nila Sorskiego i za to go posadzili. [7]. Nie znaczy to, że zgadzałem się ze wszystkim, co pisał. Dwie sprawy budziły mój zdecydowany sprzeciw. Po pierwsze, twierdzenie profesora, że pustelnicy z niechęci do świata materialnego wybierali miejsca szczególnie odrażające i niewygodne dla odosobnienia. Nie byłem ani na egipskiej pustyni, ani na syryjskiej, lecz wystarczył rzut oka na eremy sołowieckich mnichów – skity Isakowskij i Sawatijewskij – abym marzył o nich do dzisiaj. Podobne wrażenie zrobił na mnie skit na ostrowie Świętym w archipelagu Wałaamu, gdzie Aleksander Świrski, Weps z pochodzenia, miał widzenie Trójcy Świętej. Drugi człowiek po Abrahamie! Dlatego nie zgadzałem się z abbą Ryszardem. Anachoreci wybierali na swoje samotnie miejsca „pustynne”, z dala od światowej bieganiny i „puste” w kategoriach minimalistycznej estetyki. Monochromatyczne tło i bezkresny widnokrąg sprzyjały praktyce hesychii – wyciszeniu umysłu… I tutaj drugi sporny moment, chodzi o zdanie, cytuję: „W celi mnicha mowa wewnętrzna puszczała w obłędny ruch ogniste koło egzystencji ludzkiej, zapalone przez piekło: dialog Ja z Sobą”. Owszem, to prawda, ale inokъInokъ – dawne określenie monacha (monachos – pojedyńczy). Protojerej Diaczenko w Pełnym cerkiewnym słowniku wywodzi inoka od słowa inoj – drugi, inny, natomiast Nikon Czarnogoriec utwierdzał, że pochodzi od starosłowiańskiego inъ – jeden „[…] bo rozmawia z Bogiem samojeden w odosobnieniu dzień i noc”. Inokъ to ktoś, kto żyje samopas, inaczej niż drudzy. [8] po to siedział w celi, by to koło zatrzymać, nie paplać sam z sobą. Piekło zaczynało się dopiero wtedy, gdy nie potrafił. Mówiąc skrótem – praktyka hesychazmu polega na zatrzymaniu oddechu po wdechu oraz koncentracji umysłu na bezgłośnej „modlitwie Jezusowej”, co w jakiejś mierze przypomina wschodnie techniki medytacyjne z użyciem mantry. Barłaam z Kalabrii oskarżał hezychastów o herezję i pogardliwie nazywał omphaloskopoi, czyli „zapatrzeni we własny pępek”. Myślę, że Przybylski w istocie nie dotarł do Pustyni, bo celem inoka na Pustyni była święta bezmownośćBezmowność – używam tego słowa nie w charakterze terminu medycznego, w jakim bezmowność występuje u Dorosza, czyli jako: „niezdolność mówienia powstała skutkiem uszkodzenia nie narządów mowy, tylko mózgu; afazja”, lecz jako kalki z prawosławnego bezmołwija, stan poza mową. Aczkolwiek w dobie bezustannej gadaniny przez telefony komórkowe i ciągłego słowotoku mediów społecznych, bezmówność rzeczywiście może wyglądać na jakiś poważny defekt mózgu.[9], natomiast dla filologa – człowieka lubującego się słowami – na Pustyni zaczynają się schody. Słowami nie da wyrazić się tego, co się zdobywa w milczeniu.

Nawiasem mówiąc, całkiem niedawno dowiedziałem się, że Barłaam z Kalabrii, przeciwnik Grzegorza Palamasa w sporze z hezychastami, uczył greckiego Petrarkę po tym, jak przegrał z Palamasem i przeszedł na katolicyzm. I przypomniałem sobie, że od ich sporu Sergiej Chorużyj datował schizmę kulturalną między Zachodem i Wschodem i początek humanizmu we Włoszech. A przecież Ryszard Przybylski był Humanistą pisanym wielką literą, choć czasami korciła go bezmowność. Widać to zwłaszcza w późnych książkach, gdzie więcej zawierał poza słowami.

Nie oznacza to wcale, że pochód profesora na Pustynię się nie udał. Jej tchnienie unosi się nad jedną z ostatnich książek abby Ryszarda Ogrom zła i odrobina dobra. Tam w komentarzu do Księgi Koheleta przyznał się, że ze wszystkich zjawisk świata najbardziej przeraźliwym wydało mu się – zdanie! Nie słowo, a zdanie! Reguły gramatyki do tego stopnia zniekształcają myśl – twierdził po latach – że ta, jak ślepa jaskółka Mandelsztama, w popłochu ucieka do zamczyska niewypowiedzianego. Jednakże miłość do słowa zwyciężyła i Przybylski po powrocie z Pustyni napisał parę ważnych książek. Były to komentarze w esejach do wielkich tekstów europejskiej kultury – od mitów greckich i biblijnych do poezji Michała Anioła, do Eliota, Mandelsztama i Różewicza. Dla mnie jego eseje to prawdziwe scholia do tekstu implicité, rozumianego jako „hipertekst” kultury europejskiej. Tym bardziej, że poza dziełami literatury profesor komentował też malarstwo (dramat rodzinny w ikonach Rażdiestwa w eseju Ikona mojej matki – to majstersztyk!) i muzykę (wspaniały esej o myśli Chopina, którą porównał do lotu jaskółki i zastanawiał się, jak zapisać trajektorię jej lotu w słowach), często ilustrując jedno drugim, wyciągając na jaw ich ukryte koniunkcje tudzież pokazując odzwierciedlone w sobie wzajem. Wędrując duktem jego pisma i oglądając po drodze krajobrazy najznakomitszych dzieł sztuki i kultury europejskiej, można się czasem przybliżyć do granicy tego, czego zdaniem ogarnąć nie podobna… Abba z Akermańskiej, pamiętający lekcję Pustyni, potrafi to pokazać w prześwitach „między słowami”. I tym jego teksty odróżniają się od scholiów Gómeza Dávili!

Profesor Przybylski próbował pochwycić myśl w ruchu, jak ktoś, kto chciałby utrwalić lot motyla, odbłyski barwnych plam na skrzydłach i rytm powietrza nimi wywołany, a Gómez Dávila przyszpilał myśli niczym łuskoskrzydłe. Zbiory jego scholiów to kolekcje nieżywych fraz. Nie są zapisem drogi błądzącej myśli, lecz klaserem wysuszonych trupków, przekłutych szpilką i przechowywanych pod szkiełkiem. Choćby bajał, że każda z jego fraz to „chromatyczne dotknięcie kompozycji pointillistei roił sobie, że czytane razem dadzą płótno na miarę Seurata, w rzeczywistości powielał parę fraz na różne łady z nadęciem kaznodziei. Ten kaznodziejski ton najbardziej mnie u niego mierził. Widzisz, Wład, nie dowierzam ludziom, którzy wiedzą na sto procent! I głoszą swe frazesy jak z ambony, na przykład: „Prądy historyczne zmierzają w dobrym kierunku jedynie w okresie od V do XII wieku”. Wyczuwam w tej frazie pewność każącego, podczas kiedy scholia to zaledwie objaśnienia do wątpliwych słów i niepewnych terminów czy też obcych wtrętów, to rodzaj komentarza, nierzadko wskazujący na parę sposobów interpretacji danej lemmy (wyrazu lub grupy wyrazów omawianych w scholiach), wynikających chociażby z różnych znaczeń słowa. Scholium Gómeza zazwyczaj w jednym zdaniu jest pewnikiem, natomiast abba z Akermańskiej nigdy nie był pewien – jako filolog! – czy „reguły języka pomagają w narodzinach objawionej, chociaż bezkształtnej jeszcze myśli, czy też uśmiercają już pierwszy jej błysk”.

Tuszę, że z powyższego zrozumiesz, dlaczego nie spełniam zapowiedzi z poprzedniego listu do Ciebie i nie zatrącam nawet o rozważania Gómeza na temat Boga, Kościoła czy religii. Jego miłość do hierarchii (w każdym tego słowa znaczeniu) jest mi jak najdalsza, pod ręką mam trapistę Mertona, który medytował z buddyjskim lamą w Himalajach i przyjaźnił się mistrzami zenu i taoizmu, czy też pastora Bonhoeffera, który z celi śmierci pisał w listach do najbliższych o chrześcijaństwie bezreligijnym, gdyż „czas religii minął”, póki go nie powiesili 9 kwietnia 1945 roku. Dlatego właśnie, niejako w odpowiedzi na Dávilę, pozwoliłem sobie na lekcję o abbie z Akermańskiej.

Na koniec myślę, że mógłbyś na pierwszy ogień wziąć jego Baśń zimową. Esej o starości. Zaczął go, mając sześćdziesiąt sześć lat, a kończył pod siedemdziesiątkę, czyli pracował nad nią w naszym wieku. Zabawne, że zaczął od bliskiej Gómezowi myśli o demokracji parlamentarnej jako systemie politycznym, który umożliwia przejęcie władzy przez miernoty i wszelakiego rodu szalbierzy przekształcających nasze życie w społeczny bajzel i skazuje na śmierć Sokratesa jako „wroga ludu”. Książka-esej składa się z czterech części poświęconych kolejno poematowi Michała Anioła, godnemu stanąć, według Przybylskiego, obok hymnu z Księgi Eklezjastesa, Gerontion Thomasa Eliota, wierszowanych lamentów Jarosława Iwaszkiewicza i arcydzieła liryki Tadeusza Różewicza wicher dobijał się do okien… Zapewniam Cię, Wład, będziesz miał wspaniałą ucztę czytelniczą na okres Wielkiego Postu. Memento mori, poká.

Procida, 10 marca 2021

ikona

Post scritpum
 

Wyobraź sobie, że mój poprzedni list do Ciebie wywołał burzę w głowach paru znajomych, zarówno redaktorki prawicowego portalu, jak i sympatyka lewicowych pochodów w średnim wieku, profesora literatury na uniwersytecie, a więc ludzi, którzy powinni znać się na żanrach. I z jednej, i z drugiej strony padł zarzut o plotkarstwo, co w jakiś sposób ukazuje, że obie strony myślą tak samo, chociaż o czym innym. Powtarzam, nie dziwiłby mnie taki zarzut w ustach niedouczonej studentki, ale redaktorka i wykładowca literatury? List jako żanr literacki ma swoje określone przywileje, jakich nie ma reportaż czy esej. Nie tylko dopuszcza większą swobodę w skakaniu z tematu na temat i zmiany rytmu, kiedy się zechce, lecz pozwala także na plotki o wspólnych znajomych wplatane pomiędzy rozważania o życiu i o śmierci a obrazki z dzieciństwa, uwagi o pogodzie i przepis na bigos… Wystarczy sięgnąć do historii żanru, choćby do Listów Horacego, plotkującego o Bajach, dokąd na wczasy zjeżdżali najbogatsi Rzymianie, do korespondencji Petrarki, za życia ogłaszającego wybór swoich listów, w których roztrząsał o kulisach dworu królewskiego w Neapolu, czy też do Listów z podróży naszego Odyńca, u którego aż roi się od plot z życia elit europejskich tamtych lat… Wasilij Rozanow publikował swoje dziennikowe zapiski „prawie na prawach rękopisu”, dlaczegóż by więc listy do konkretnego czytelnika nie ogłaszać „prawie na prawach prywatnej korespondencji”. Komu to się nie podoba, niechaj nie czyta, widać nie do niego adresowane.

W rzeczy samej nie chodzi o plotkę, lecz o to, że jestem niepoprawny, bo piszę to, co chcę powiedzieć, a nie to, na co „etykietka” pozwala (biorę ją w cudzysłów, bo chodzi zarazem o małą etykietę i o nalepkę na człowieka typu: „heterolub” czy „homofob” i im podobne). Może dlatego miałem problemy od swojej pierwszej „publikacji”. W wieku trzynastu lat ułożyłem epitafium dla dziada Pawła we Wrocławiu, a dozorca parafialny opiekujący się cmentarzem długo nie wyrażał zgody, żeby go wykuć na płycie nagrobnej, nie spodobał mu się wers: „Śpij w opiece drzew”, żądał, by było: „Śpij w opiece Boga”. Wtenczas upór rodziny pokonał cmentarnego stróża i moja wersja do dziś widnieje na mogile dziada Pawła na Cmentarzu Grabiszyńskim. Potem nie było już tak łatwo, gdyż objęła mnie czujna cenzura państwowa i cała moja opozycja do systemu komunistycznego polegała na sprzeciwie wobec knebla – od redagowania pism wrocławskiego SKS, poprzez kolportaż wydawnictw Niezależnej Oficyny Wydawniczej NOWA na terenie Dolnego Śląska, do zajęć z literatury emigracyjnej w ramach TKN, nie mówiąc o „Solidarności” (dzisiaj owe skróty mało komu coś mówią, nie ma po co ich rozkminiać). A jeszcze później, po upadku komunizmu w Polsce, ocenzurowała mnie redakcja tygodnika, do której słałem korespondencje z Berlina Zachodniego jako Mathilde Weckler, moja prababka. Chłopcy tłumaczyli się naciskami z kurii. Poszło o Klausa, który do zgonu opiekował się partnerem chorym na AIDS, a po jego śmierci rodzina zmarłego nie dopuściła do udziału Klausa w pogrzebie i pozbawiła pamiątek po ukochanym człowieku, wyrzucając z ich wspólnego domu. Wtedy w Polsce panowała histeria wokół Stowarzyszenia MONAR, które usiłowało coś zrobić z chorymi na AIDS, zderzając się ze strachem i agresją otoczenia wobec swoich ośrodków. Pomyślałem zatem, że pokażę, jak z problemem radzą sobie w Berlinie Zachodnim. Tekst pisałem z „punktu widzenia” geja, co zostało uznane przez kurię za propagandę… sodomii. Oddałem artykuł gdzie indziej, sam zaś wyjechałem z Polski we wrześniu 1990 roku na dobre.

Od tej pory żyję poza granicami kraju we własnym tynie i odwykłem już od zacietrzewienia, które sprawia, że byle słowo skłania do wymachów na oślep cepem na czarownice. Dlatego właśnie, żeby nie młócić ozorem po próżnicy, dałem przykład Renaty Lis, czołowej dzisiaj bojowniczki LGBT i nie była to plota. Opisałem zdarzenie, w którym uczestniczyłem, a nie słuchy z cudzych ust. Nie chodziło o to, że wolała willę Muntche’a na Capri niż dom Wilka na Procidzie, ani o to, że zmyśliła chorobę, by się wymigać, chociaż łgania nie znoszę. Podjąłem ten temat, ponieważ wkurza mnie zwalanie własnej winy, w tym wypadku jawnego kłamstwa, które raptem wylazło na jaw, na drugiego, wobec kogo się zawiniło, używając do tego nabojów z arsenału ulicznej walki politycznej. Nie tego oczekiwałem od Renaty.

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Mariusz Wilk, Listy z Procidy (11): Tyn, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 102

Przypisy

  1. A. Sołżenicyn, Archipelag GUŁ ag. 1918 – 1956, t. 3, tłum. J. Pomianowski, Paryż 1974, s. 209.
  2. C. Miłosz, Rok myśliwego, Paryż 1990, s. 268.
  3. Wspomnienie ukazało się także w języku rosyjskim w przekładzie Iriny Adelgeim - https://gorky.media/context/golovan/.
  4. Pominki – rosyjski zwyczaj wspominania o zmarłym. Początkowo zamierzałem użyć polskiego słowa „wypominki”, ale to jednak nie to samo. U Doroszewskiego „wypominki – to modlitwy za zmarłych”, czyli coś, na co się daje pieniądze, rodzaj odpustowego myta… Zresztą przykład użycia przez historyka Władysława Smoleńskiego nie pozostawia wątpliwości co do charakteru tej czynności: „W dzień zaduszny dają na wypominki, ale żałoby nie noszą”. Pominki natomiast po rosyjsku – to wspominanie zmarłego, czasem w modlitwie, a czasem przy wódce.
  5. Kałgujew – duża wyspa arktyczna w południowo-wschodniej części Morza Barentsa, tytułowa Wyspa. Gołowanow musiał ją stworzyć, ułożyć z własnych podróży i marzeń, cytatów z książek i urywkowych relacji na jej temat, z motywów snutych z tubylczych mitów i ze swoich snów. W rzeczywistości jest to okrągła i dosyć płaska, błotnisto-tundrowa i mało ciekawa historycznie wyspa, nie bez kozery Wasia pisał, że trzeba było ją wymyślić… Znacznie ciekawsza jest Nowa Ziemia, leżąca trochę dalej na wschód, tam malarz Aleksandr Borisow trzy zimy przezimował, malując najpiękniejsze obrazy Północy na świecie! Ale obaj nie mieliśmy wątpliwości, że naj-najciekawsza jest wyspa Wajgacz, święty ostrów tuziemców, zwanych przez Borisowa w jego dziennikach „Samojedami”. Przy tym tłumaczył, że nie chodzi o ludzi, którzy sami się jedzą, ale o ludzi żyjących samojeden. Nieraz marzyliśmy z Wasią, aby tam się udać. Wyjść z syfilizacji na drugą stronę.
  6. Glamur (Polacy napisaliby z angielska „glamour”) – slangowe określenie stylu życia moskiewskiej elity, czytającej glamurne żurnały, co ja bym przetłumaczył ma „glansowane tygodniki”, ale tutaj z kolei trzeba by wyjaśnić, że słowo „glans” (dzisiaj przestarzałe), oznaczało „połysk”, na przykład w zdaniu: „Pompeje i Herkulanum wyrabiały terakotę z glansem”. W przypadku glamurnych żurnałow jak Miedwied’, dla którego pracował Gołowanow, połysk polega na połyskliwej szacie graficznej, wysokich honorariach dla autorów w zamian za harowanie od zmierzchu do zachodu, czyli dwadzieścia cztery godziny na dobę.
  7. Na pososzok – odpowiednik polskiego „strzemiennego”. Polak ostatni kieliszek pił, wkładając nogę do strzemienia, natomiast Rosjanin wypijał ostatnią szklankę, biorąc do ręki wędrowny kostur – posoch.
  8. Andriej Rodionow – moskiewski poeta, przyjaciel Gołowanowa. Na wiadomość o jego śmierci napisał wiersz, który pozwoliłem sobie tu spolszczyć. Znający Wasię domyślą się, o jaki dym chodzi, bo Wasilij tytoniu nie używał.
  9. http://www.medved-magazine.ru/articles/article_18.html
  10. Tytułowy „tyn” – u Dorosza (Słownik języka polskiego Witolda Doroszewskiego) to dawne słowo, oznacza „ogrodzenie, płot z gałęzi; także miejsce odgrodzone”. Stąd tyniec, współczesna forma tynu. Pochodzi ze staro-normandzkiego tun. Z początku chciałem użyć rosyjskiego słowa „zatwor”, ale zbytnio religijnością oddaje, a polski „tyniec” za bardzo kojarzy się z opactwem benedyktyńskim pod Krakowem, natomiast pradawny tyn na tyle już zwietrzał, że można go używać we współczesnym znaczeniu „odgrodzenia się od świata”, jak odgradzali się w swoich bibliotekach kolumbijski myśliciel Nicolas Gómez Dávila czy polski filolog Ryszard Przybylski, autor książki Pustelnicy i demony, poświęconej naukom Ojców Pustyni.
  11. Srom – przestarzale: wstyd. To rzeczywiście coraz bardziej przestarzałe uczucie w dobie ekshibicjonistycznych wywnętrznień medialnych! Jednakże drugie określenie sromu bynajmniej nie zestarzało się. To „zewnętrzna część narządów płciowych kobiet i samic ssaków” według Dorosza. Nigdy nie zapomnę krwawego strzępu skalpu chłopaka w sromie jego dziewczyny, którą zgwałciła na jego (i moich) oczach gruzińska soldateska na plaży w Suchumi.
  12. Ni pri cziom – nie ma nic do rzeczy.
  13. Wor w zakonie – dosłownie „złodziej w zakonie”. W polskim slangu więziennym: grypsujący, to jest przestrzegający zakony świata przestępczego. Zakon „pod celą” obowiązuje jak reguła w klasztorze. W gruzińskim rządzie Eduarda Szewardnadze obaj „siłowi” ministrowie, Tengis Kitowani i Dżaba Joseliani, byli worami w zakonie.
  14. Można stranstwowat’ po swietie… – „Można włóczyć się po świecie, Marъ, nie wychodząc z celi. Niechaj Maria Egipcjanka czuwa nad tobą”.
  15. SŁON – skrót: Sołowieckij Łagier Osobogo Naznaczenija. Kolebka i poligon Gułagu. Pierwszy łagier w Sowietach, zorganizowany na polecenie Feliksa Dzierżyńskiego. Kiedyś żartowaliśmy z profesorem Pawłem Wasiliewiczem Floreńskim, wnukiem słynnego filozofa, zamordowanego przez sołowieckich oprawców, że Polak Dzierżyński w przewrotny sposób próbował zrealizować utopię Józefa Jeleńskiego, ojca duchowego Seliwanowa, przywódcy sekty skopców… Otóż Józefowi Jeleńskiemu, który siedział na Sołowkach w klasztornej turmie, zarzucano, że jako Polak kastrował rosyjskich współbraci z pobudek patriotycznych, to znaczy chciał wytrzebić wszystkich Rosjan, żeby Polska była Polską.
  16. Skit – od koptyjskiego ϣⲓ(ϩ)ⲏⲧ – droga. Pośrednia droga pomiędzy anachoretyzmem i cenobityzmem, na ogół niewielka wspólnota (do dwunastu osób) w odosobnionej pustelni. Zwykle wokół starca zbierali się posłusznicy, chociaż wśród skitów staroobrzędowych Wyga – wspominał o tym Gawriił Dierżawin w swojej relacji z podróży po Karelii i Biełomorskim kraju – spotykało się skity koedukacyjne, gdzie starzec miał na posługi jedną, czasem nawet dwie posłusznice. Na Rusi „regułę skitu” wprowadził świątobliwy Nil Sorski, który zapoznał się z hezychazmem podczas swojego pobytu w klasztorach na górze Athos. Świątobliwy Nil Sorski był ojcem duchowym ruskiego hezychazmu, a zwalczający jego naukę niestjażatielnosti (wyrzeczenia się dóbr doczesnych) świątobliwy Iosif Wołokołamski był i jest patronem wszelkiej hierarchii cerkiewnej! W turmie jego klasztoru Wołokołamskiego siedział Maksym Grek, jeden z najciekawszych monachów tamtej epoki, na poły humanista, a na poły hezychasta. Grek do Moscovii trafił ze Świętej Góry na prośbę księcia moskiewskiego Wasyla III, który zwrócił się do atoskich starców, żeby przysłali kogoś, kto pomoże uporządkować mu bibliotekę. W Moscovii Grek poparł Nila Sorskiego i za to go posadzili.
  17. Inokъ – dawne określenie monacha (monachos – pojedyńczy). Protojerej Diaczenko w Pełnym cerkiewnym słowniku wywodzi inoka od słowa inoj – drugi, inny, natomiast Nikon Czarnogoriec utwierdzał, że pochodzi od starosłowiańskiego inъ – jeden „[…] bo rozmawia z Bogiem samojeden w odosobnieniu dzień i noc”. Inokъ to ktoś, kto żyje samopas, inaczej niż drudzy.
  18. Bezmowność – używam tego słowa nie w charakterze terminu medycznego, w jakim bezmowność występuje u Dorosza, czyli jako: „niezdolność mówienia powstała skutkiem uszkodzenia nie narządów mowy, tylko mózgu; afazja”, lecz jako kalki z prawosławnego bezmołwija, stan poza mową. Aczkolwiek w dobie bezustannej gadaniny przez telefony komórkowe i ciągłego słowotoku mediów społecznych, bezmówność rzeczywiście może wyglądać na jakiś poważny defekt mózgu.
  19. Cz. Miłosz, Potężny gmach dziwnej architektury (wywiad przeprowadzony przez Walentynę Połuchinę), [w:] tegoż, Rosja. Widzenia transoceaniczne. Tom II. Mosty napowietrzne, Warszawa 2011, s. 328.
  20. Poetyckie opisy podróży Brodskiego są w tym aspekcie szczegółowo omówione w ciekawej publikacji Sanny Turomy: S. Turoma. Brodsky abroad. Empire, tourism, nostalgia, Madison 2010.
  21. И.А. Бродский, Сочинения Иосифа Бродского, СПб 1998, s. 5, 64 – tłum. J.P.
  22. J. Brodski, Dziecko cywilizacji, tłum. K. Taranowska, A. Konarek, [w:] tegoż, Mniej niż ktoś, Kraków 2006, s. 125.
  23. Г.П. Федотов, Судьба и грехи России (Избранные статьи по философии русской истории и культуры), В 2-х т. Т. 1, СПб, София 1991, s. 51. – tłum. J.P.
  24. W rozmowie z Aleksandrem Fiutem Miłosz opowiada o swoich preferencjach filozoficznych: „Ja myślę, że moja orientacja jest bardzo pokrewna orientacji filozofów rosyjskich”, [w:] A. Fiut, Autoportret przekorny. Rozmowy. Czesław Miłosz, Kraków 2015, s. 87.
  25. Cz. Miłosz, Mowa noblowska, [online], [dostęp: 29.10.2020], https://www.nobelprize.org/prizes/literature/1980/milosz/25508-czeslaw-milosz-nobel-lecture-1980/.
  26. Г.П. Анциферов, Душа Петербурга, Дніпро 1990, s. 22. – tłum. J.P.
  27. J. Brodski, Mowa noblowska, [online], [dostęp: 29.10.2020], https://www.polskieradio24.pl/258/5035/Artykul/1570467,Mowa-Josifa-Brodskiego.
  28. И. Бродский, Книга интервью, Москва 2008, s. 139 – tłum. J.P.
  29. Cz. Miłosz, Rosja. Widzenia transoceaniczne. Tom. I. Dostojewski – nasz współczesny, Warszawa 2010, s. 42. To samo Miłosz mówił Tomasowi Venclovie: „Jestem przeciwnikiem klasycznej metryki rosyjskiej, dla Polaków w każdym razie jest zgubna” (T. Venclova, Wiosna w Berkeley, [w:] Cz. Miłosz, T. Venclova, Powroty do Litwy, Warszawa 2012, s. 61).
  30. И. Бродский, Книга интервью, s. 579 – tłum. J.P.
  31. Cz. Miłosz, Walka o oddech, [w:] tegoż, Rosja. Widzenia transoceaniczne. Tom II. Mosty napowietrzne, Warszawa 2011, s. 328.
  32. В. Полухина, Иосиф Бродский глазами современников: сборник интервью, СПб 2006, c. 268 – tłum. J.P.
  33. Cz. Miłosz, T. Venclova, Dialog o Wilnie, [w:] tychże, Powroty do Litwy, dz. cyt., s. 61.
  34. Por. E. Rybicka, Homo geographicus. Miłosza topografie i autobio-geo-grafie, [w:] Czesława Miłosza „północna strona” , red. M. Czermińska, K. Szalewska, Gdańsk 2011, s. 27–34.
  35. Por. F.A. Yates, The Art of Memory, London 1966.
  36. Цит. по: Б.М Эйхенбаум, Лев Толстой: Исследования. Статьи. СПб 2009, s. 170 – tłum. J.P.
  37. Chodzi o klasycystyczny budynek Maneżu (ujeżdżalni) w Petersburgu, który został zbudowany w latach 1804–1807 według projektu Giacomo Quarenghiego.
  38. Я.А. Гордин, Перекличка во мраке. Иосиф Бродский и его собеседники, СПб 2000, s. 140 – tłum. J.P.
  39. И. Бродский, Книга интервью, s. 432 – tłum. J.P.
  40. O. Mandelsztam, Poezje, red. M. Leśniewska, Kraków 1983.
  41. Więcej informacji na ten temat jest w moim artykule o wierszu Grudzień we Florencji: Д. Ахапкин, Перечитывая „Декабрь во Флоренции”, „Звезда” 2020, nr 5.
  42. J. Brodski, Zamieć w Massachusetts, wybór i tłum. K. Krzyżewska, Kraków 1994.
  43. J. Brodski, 82 wiersze i poematy, wybór i opracowanie S. Barańczak, Paryż 1988.
  44. Por. Znak wodny: „Och, ta cała krótkowzroczna szumowina – Le Corbusier, Mondrian, Gropius – którzy okaleczyli świat nie mniej okrutnie niż jakaś Luftwaffe” – tłum. J.P.
  45. В. Полухина, Больше самого себя: О Бродском, Томск 2009, s. 23 – tłum. J.P.
  46. И. Бродский, Книга интервью, s. 108 – tłum. J.P.
  47. Tamże, s. 511 – tłum. J.P.
  48. С. Волков, Диалоги с Иосифом Бродским, Москва 1998, s. 204 – tłum. J.P.
  49. М.Л. Гаспаров, Русский трехударный дольник ХХ века, Теория стиха, Л., 1968, s. 60 – tłum. J.P.
  50. А.М. Левашов, С.Е. Ляпин, Шестииктный дольник Иосифа Бродского: метрическая модель и ритмические тенденции // Актуальные вопросы филологии и методики преподавания иностранных языков: Статьи и материалы 4-й Международной научной конференции, 21–22 февраля 2012. Т. 2, СПб 2012 – tłum. J.P.
  51. Д. Ахапкин, „Прощальная ода”: у истоков жанра больших стихотворений, „Звезда” 2000, nr 5, s. 104–110.
  52. Сочинения Иосифа Бродского, Том I, Санкт-Петербург 1992, s. 308, 310.
  53. Т. Венцлова, Бродский – переводчик Норвида // Собеседники на пиру: Литературоведческие работы, Москва 2012, s. 410–427.
  54. И. Бродский, Книга интервью, s. 252 – tłum. J.P.
  55. Historia z wierszem Norwida nie została włączona przez Elżbietę Toszę do jej znakomitej książki o trzech dniach spędzonych przez Brodskiego w Katowicach: E. Tosza, Stan serca. Trzy dni z Josifem Brodskim, Katowice 2013.
  56. Chociaż oczywiście nie oznacza to, że wiersze Brodskiego stały się sylabiczne; więcej na ten temat w: Ю.Б. Орлицкий, Ещё раз о так называемой «силлабике» Бродского и о ее объективном контексте – русской силлабике конца XX века, „Известия Смоленского государственного университета. Литературоведение” 2020, nr 1, s. 33–46.

Powiązane artykuły

13.05.2021

Nowy Napis Co Tydzień #100 / Struna/ Wyspa Nazino

W tym tygodniu polecamy książkę Struna/ Wyspa Nazino Stefana Türschmida.

Książka zawiera dwa opowiadania Stefana Türschmida, oba utwory związane są z epoką stalinowską.

 

Bohaterem Struny jest generał Armii Czerwonej Andriej Własow, który po trwającej ponad dwanaście miesięcy bohaterskiej walce z hitlerowskimi Niemcami dostaje się do niewoli. Jest rok 1942. Własow decyduje się na kolaborację. Marzy mu się odtworzenie narodowej Rosji na gruzach stalinowskiej tyranii i komunistycznego systemu. Wprawdzie – niestety – u boku armii Hitlera, ale to przecież jedyna realna siła, która jest w stanie tego dokonać.

 

Wyspa Nazino również opowiada o wydarzeniach autentycznych. Tym razem o wielkim polowaniu, jakie NKWD (wówczas GPU) urządziło na początku lat trzydziestych na tzw. społeczne pasożyty, które postanowiono wywieźć z miast na Syberię. Kryterium „pasożytnictwa” stanowił brak aktualnego dowodu osobistego. Patrole wyłapywały zarówno bandytów, jak i osoby przypadkowe. Trafili na tytułową wyspę na ogromnej rzece w pobliżu Omska. Władzę sprawowali tu podzieleni na bandy zdegenerowani przestępcy, którzy aby napełnić żołądki, posuwali się do drastycznych czynów...

Piotr Kitrasiewicz pisał w posłowiu:

Książka jest świadectwem kolejnych okropności wydobytych z historycznych mroków epoki stalinizmu. A przecież, wydawałoby się, że tamte czasy i zbrodnie zostały już gruntownie zbadane i opisane, podobnie jak hitlerowskie, że na ich temat niczego nowego już się nie odkryje. Jak się okazuje, nic bardziej błędnego.

Książkę można kupić w e-sklepie Instytutu Literatury.

Stefan Türschmid, Struna/ Wyspa Nazino, Biblioteka Słów i Instytut Literatury, Warszawa–Kraków 2021.

Okładka książki

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Stefan Türschmid, Struna/ Wyspa Nazino, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 100

Przypisy

  1. A. Sołżenicyn, Archipelag GUŁ ag. 1918 – 1956, t. 3, tłum. J. Pomianowski, Paryż 1974, s. 209.
  2. C. Miłosz, Rok myśliwego, Paryż 1990, s. 268.
  3. Wspomnienie ukazało się także w języku rosyjskim w przekładzie Iriny Adelgeim - https://gorky.media/context/golovan/.
  4. Pominki – rosyjski zwyczaj wspominania o zmarłym. Początkowo zamierzałem użyć polskiego słowa „wypominki”, ale to jednak nie to samo. U Doroszewskiego „wypominki – to modlitwy za zmarłych”, czyli coś, na co się daje pieniądze, rodzaj odpustowego myta… Zresztą przykład użycia przez historyka Władysława Smoleńskiego nie pozostawia wątpliwości co do charakteru tej czynności: „W dzień zaduszny dają na wypominki, ale żałoby nie noszą”. Pominki natomiast po rosyjsku – to wspominanie zmarłego, czasem w modlitwie, a czasem przy wódce.
  5. Kałgujew – duża wyspa arktyczna w południowo-wschodniej części Morza Barentsa, tytułowa Wyspa. Gołowanow musiał ją stworzyć, ułożyć z własnych podróży i marzeń, cytatów z książek i urywkowych relacji na jej temat, z motywów snutych z tubylczych mitów i ze swoich snów. W rzeczywistości jest to okrągła i dosyć płaska, błotnisto-tundrowa i mało ciekawa historycznie wyspa, nie bez kozery Wasia pisał, że trzeba było ją wymyślić… Znacznie ciekawsza jest Nowa Ziemia, leżąca trochę dalej na wschód, tam malarz Aleksandr Borisow trzy zimy przezimował, malując najpiękniejsze obrazy Północy na świecie! Ale obaj nie mieliśmy wątpliwości, że naj-najciekawsza jest wyspa Wajgacz, święty ostrów tuziemców, zwanych przez Borisowa w jego dziennikach „Samojedami”. Przy tym tłumaczył, że nie chodzi o ludzi, którzy sami się jedzą, ale o ludzi żyjących samojeden. Nieraz marzyliśmy z Wasią, aby tam się udać. Wyjść z syfilizacji na drugą stronę.
  6. Glamur (Polacy napisaliby z angielska „glamour”) – slangowe określenie stylu życia moskiewskiej elity, czytającej glamurne żurnały, co ja bym przetłumaczył ma „glansowane tygodniki”, ale tutaj z kolei trzeba by wyjaśnić, że słowo „glans” (dzisiaj przestarzałe), oznaczało „połysk”, na przykład w zdaniu: „Pompeje i Herkulanum wyrabiały terakotę z glansem”. W przypadku glamurnych żurnałow jak Miedwied’, dla którego pracował Gołowanow, połysk polega na połyskliwej szacie graficznej, wysokich honorariach dla autorów w zamian za harowanie od zmierzchu do zachodu, czyli dwadzieścia cztery godziny na dobę.
  7. Na pososzok – odpowiednik polskiego „strzemiennego”. Polak ostatni kieliszek pił, wkładając nogę do strzemienia, natomiast Rosjanin wypijał ostatnią szklankę, biorąc do ręki wędrowny kostur – posoch.
  8. Andriej Rodionow – moskiewski poeta, przyjaciel Gołowanowa. Na wiadomość o jego śmierci napisał wiersz, który pozwoliłem sobie tu spolszczyć. Znający Wasię domyślą się, o jaki dym chodzi, bo Wasilij tytoniu nie używał.
  9. http://www.medved-magazine.ru/articles/article_18.html
  10. Tytułowy „tyn” – u Dorosza (Słownik języka polskiego Witolda Doroszewskiego) to dawne słowo, oznacza „ogrodzenie, płot z gałęzi; także miejsce odgrodzone”. Stąd tyniec, współczesna forma tynu. Pochodzi ze staro-normandzkiego tun. Z początku chciałem użyć rosyjskiego słowa „zatwor”, ale zbytnio religijnością oddaje, a polski „tyniec” za bardzo kojarzy się z opactwem benedyktyńskim pod Krakowem, natomiast pradawny tyn na tyle już zwietrzał, że można go używać we współczesnym znaczeniu „odgrodzenia się od świata”, jak odgradzali się w swoich bibliotekach kolumbijski myśliciel Nicolas Gómez Dávila czy polski filolog Ryszard Przybylski, autor książki Pustelnicy i demony, poświęconej naukom Ojców Pustyni.
  11. Srom – przestarzale: wstyd. To rzeczywiście coraz bardziej przestarzałe uczucie w dobie ekshibicjonistycznych wywnętrznień medialnych! Jednakże drugie określenie sromu bynajmniej nie zestarzało się. To „zewnętrzna część narządów płciowych kobiet i samic ssaków” według Dorosza. Nigdy nie zapomnę krwawego strzępu skalpu chłopaka w sromie jego dziewczyny, którą zgwałciła na jego (i moich) oczach gruzińska soldateska na plaży w Suchumi.
  12. Ni pri cziom – nie ma nic do rzeczy.
  13. Wor w zakonie – dosłownie „złodziej w zakonie”. W polskim slangu więziennym: grypsujący, to jest przestrzegający zakony świata przestępczego. Zakon „pod celą” obowiązuje jak reguła w klasztorze. W gruzińskim rządzie Eduarda Szewardnadze obaj „siłowi” ministrowie, Tengis Kitowani i Dżaba Joseliani, byli worami w zakonie.
  14. Można stranstwowat’ po swietie… – „Można włóczyć się po świecie, Marъ, nie wychodząc z celi. Niechaj Maria Egipcjanka czuwa nad tobą”.
  15. SŁON – skrót: Sołowieckij Łagier Osobogo Naznaczenija. Kolebka i poligon Gułagu. Pierwszy łagier w Sowietach, zorganizowany na polecenie Feliksa Dzierżyńskiego. Kiedyś żartowaliśmy z profesorem Pawłem Wasiliewiczem Floreńskim, wnukiem słynnego filozofa, zamordowanego przez sołowieckich oprawców, że Polak Dzierżyński w przewrotny sposób próbował zrealizować utopię Józefa Jeleńskiego, ojca duchowego Seliwanowa, przywódcy sekty skopców… Otóż Józefowi Jeleńskiemu, który siedział na Sołowkach w klasztornej turmie, zarzucano, że jako Polak kastrował rosyjskich współbraci z pobudek patriotycznych, to znaczy chciał wytrzebić wszystkich Rosjan, żeby Polska była Polską.
  16. Skit – od koptyjskiego ϣⲓ(ϩ)ⲏⲧ – droga. Pośrednia droga pomiędzy anachoretyzmem i cenobityzmem, na ogół niewielka wspólnota (do dwunastu osób) w odosobnionej pustelni. Zwykle wokół starca zbierali się posłusznicy, chociaż wśród skitów staroobrzędowych Wyga – wspominał o tym Gawriił Dierżawin w swojej relacji z podróży po Karelii i Biełomorskim kraju – spotykało się skity koedukacyjne, gdzie starzec miał na posługi jedną, czasem nawet dwie posłusznice. Na Rusi „regułę skitu” wprowadził świątobliwy Nil Sorski, który zapoznał się z hezychazmem podczas swojego pobytu w klasztorach na górze Athos. Świątobliwy Nil Sorski był ojcem duchowym ruskiego hezychazmu, a zwalczający jego naukę niestjażatielnosti (wyrzeczenia się dóbr doczesnych) świątobliwy Iosif Wołokołamski był i jest patronem wszelkiej hierarchii cerkiewnej! W turmie jego klasztoru Wołokołamskiego siedział Maksym Grek, jeden z najciekawszych monachów tamtej epoki, na poły humanista, a na poły hezychasta. Grek do Moscovii trafił ze Świętej Góry na prośbę księcia moskiewskiego Wasyla III, który zwrócił się do atoskich starców, żeby przysłali kogoś, kto pomoże uporządkować mu bibliotekę. W Moscovii Grek poparł Nila Sorskiego i za to go posadzili.
  17. Inokъ – dawne określenie monacha (monachos – pojedyńczy). Protojerej Diaczenko w Pełnym cerkiewnym słowniku wywodzi inoka od słowa inoj – drugi, inny, natomiast Nikon Czarnogoriec utwierdzał, że pochodzi od starosłowiańskiego inъ – jeden „[…] bo rozmawia z Bogiem samojeden w odosobnieniu dzień i noc”. Inokъ to ktoś, kto żyje samopas, inaczej niż drudzy.
  18. Bezmowność – używam tego słowa nie w charakterze terminu medycznego, w jakim bezmowność występuje u Dorosza, czyli jako: „niezdolność mówienia powstała skutkiem uszkodzenia nie narządów mowy, tylko mózgu; afazja”, lecz jako kalki z prawosławnego bezmołwija, stan poza mową. Aczkolwiek w dobie bezustannej gadaniny przez telefony komórkowe i ciągłego słowotoku mediów społecznych, bezmówność rzeczywiście może wyglądać na jakiś poważny defekt mózgu.
  19. Cz. Miłosz, Potężny gmach dziwnej architektury (wywiad przeprowadzony przez Walentynę Połuchinę), [w:] tegoż, Rosja. Widzenia transoceaniczne. Tom II. Mosty napowietrzne, Warszawa 2011, s. 328.
  20. Poetyckie opisy podróży Brodskiego są w tym aspekcie szczegółowo omówione w ciekawej publikacji Sanny Turomy: S. Turoma. Brodsky abroad. Empire, tourism, nostalgia, Madison 2010.
  21. И.А. Бродский, Сочинения Иосифа Бродского, СПб 1998, s. 5, 64 – tłum. J.P.
  22. J. Brodski, Dziecko cywilizacji, tłum. K. Taranowska, A. Konarek, [w:] tegoż, Mniej niż ktoś, Kraków 2006, s. 125.
  23. Г.П. Федотов, Судьба и грехи России (Избранные статьи по философии русской истории и культуры), В 2-х т. Т. 1, СПб, София 1991, s. 51. – tłum. J.P.
  24. W rozmowie z Aleksandrem Fiutem Miłosz opowiada o swoich preferencjach filozoficznych: „Ja myślę, że moja orientacja jest bardzo pokrewna orientacji filozofów rosyjskich”, [w:] A. Fiut, Autoportret przekorny. Rozmowy. Czesław Miłosz, Kraków 2015, s. 87.
  25. Cz. Miłosz, Mowa noblowska, [online], [dostęp: 29.10.2020], https://www.nobelprize.org/prizes/literature/1980/milosz/25508-czeslaw-milosz-nobel-lecture-1980/.
  26. Г.П. Анциферов, Душа Петербурга, Дніпро 1990, s. 22. – tłum. J.P.
  27. J. Brodski, Mowa noblowska, [online], [dostęp: 29.10.2020], https://www.polskieradio24.pl/258/5035/Artykul/1570467,Mowa-Josifa-Brodskiego.
  28. И. Бродский, Книга интервью, Москва 2008, s. 139 – tłum. J.P.
  29. Cz. Miłosz, Rosja. Widzenia transoceaniczne. Tom. I. Dostojewski – nasz współczesny, Warszawa 2010, s. 42. To samo Miłosz mówił Tomasowi Venclovie: „Jestem przeciwnikiem klasycznej metryki rosyjskiej, dla Polaków w każdym razie jest zgubna” (T. Venclova, Wiosna w Berkeley, [w:] Cz. Miłosz, T. Venclova, Powroty do Litwy, Warszawa 2012, s. 61).
  30. И. Бродский, Книга интервью, s. 579 – tłum. J.P.
  31. Cz. Miłosz, Walka o oddech, [w:] tegoż, Rosja. Widzenia transoceaniczne. Tom II. Mosty napowietrzne, Warszawa 2011, s. 328.
  32. В. Полухина, Иосиф Бродский глазами современников: сборник интервью, СПб 2006, c. 268 – tłum. J.P.
  33. Cz. Miłosz, T. Venclova, Dialog o Wilnie, [w:] tychże, Powroty do Litwy, dz. cyt., s. 61.
  34. Por. E. Rybicka, Homo geographicus. Miłosza topografie i autobio-geo-grafie, [w:] Czesława Miłosza „północna strona” , red. M. Czermińska, K. Szalewska, Gdańsk 2011, s. 27–34.
  35. Por. F.A. Yates, The Art of Memory, London 1966.
  36. Цит. по: Б.М Эйхенбаум, Лев Толстой: Исследования. Статьи. СПб 2009, s. 170 – tłum. J.P.
  37. Chodzi o klasycystyczny budynek Maneżu (ujeżdżalni) w Petersburgu, który został zbudowany w latach 1804–1807 według projektu Giacomo Quarenghiego.
  38. Я.А. Гордин, Перекличка во мраке. Иосиф Бродский и его собеседники, СПб 2000, s. 140 – tłum. J.P.
  39. И. Бродский, Книга интервью, s. 432 – tłum. J.P.
  40. O. Mandelsztam, Poezje, red. M. Leśniewska, Kraków 1983.
  41. Więcej informacji na ten temat jest w moim artykule o wierszu Grudzień we Florencji: Д. Ахапкин, Перечитывая „Декабрь во Флоренции”, „Звезда” 2020, nr 5.
  42. J. Brodski, Zamieć w Massachusetts, wybór i tłum. K. Krzyżewska, Kraków 1994.
  43. J. Brodski, 82 wiersze i poematy, wybór i opracowanie S. Barańczak, Paryż 1988.
  44. Por. Znak wodny: „Och, ta cała krótkowzroczna szumowina – Le Corbusier, Mondrian, Gropius – którzy okaleczyli świat nie mniej okrutnie niż jakaś Luftwaffe” – tłum. J.P.
  45. В. Полухина, Больше самого себя: О Бродском, Томск 2009, s. 23 – tłum. J.P.
  46. И. Бродский, Книга интервью, s. 108 – tłum. J.P.
  47. Tamże, s. 511 – tłum. J.P.
  48. С. Волков, Диалоги с Иосифом Бродским, Москва 1998, s. 204 – tłum. J.P.
  49. М.Л. Гаспаров, Русский трехударный дольник ХХ века, Теория стиха, Л., 1968, s. 60 – tłum. J.P.
  50. А.М. Левашов, С.Е. Ляпин, Шестииктный дольник Иосифа Бродского: метрическая модель и ритмические тенденции // Актуальные вопросы филологии и методики преподавания иностранных языков: Статьи и материалы 4-й Международной научной конференции, 21–22 февраля 2012. Т. 2, СПб 2012 – tłum. J.P.
  51. Д. Ахапкин, „Прощальная ода”: у истоков жанра больших стихотворений, „Звезда” 2000, nr 5, s. 104–110.
  52. Сочинения Иосифа Бродского, Том I, Санкт-Петербург 1992, s. 308, 310.
  53. Т. Венцлова, Бродский – переводчик Норвида // Собеседники на пиру: Литературоведческие работы, Москва 2012, s. 410–427.
  54. И. Бродский, Книга интервью, s. 252 – tłum. J.P.
  55. Historia z wierszem Norwida nie została włączona przez Elżbietę Toszę do jej znakomitej książki o trzech dniach spędzonych przez Brodskiego w Katowicach: E. Tosza, Stan serca. Trzy dni z Josifem Brodskim, Katowice 2013.
  56. Chociaż oczywiście nie oznacza to, że wiersze Brodskiego stały się sylabiczne; więcej na ten temat w: Ю.Б. Орлицкий, Ещё раз о так называемой «силлабике» Бродского и о ее объективном контексте – русской силлабике конца XX века, „Известия Смоленского государственного университета. Литературоведение” 2020, nr 1, s. 33–46.

Powiązane artykuły

29.04.2021

Nowy Napis Co Tydzień #098 / Josif Brodski jako uczeń architektury, czyli dlaczego Czesław Miłosz się śmiał?

Tekst w tłumaczeniu Józefiny Inesy Piątkowskiej.

W rozmowie z Walentyną Połuchiną o Josifie Brodskim w październiku 1990 roku Czesław Miłosz zauważył:

Dawniej rosyjscy pisarze emigranci żyli w jakimś autonomicznym świecie. Niektórzy z nich pisali bardzo dobre rzeczy, na przykład Bunin, ale on żył w swoim własnym świecie. Brodski, jako kulturalny podróżnik, rzeczywiście podbił terytorium Ameryki i w ogóle Zachodu, weźmy na przykład jego wiersze o Meksyku, o Waszyngtonie, o Londynie, wiersze włoskie. W jego poetyckich obrazach żyje cała cywilizacja XX wieku. Ja to tłumaczę wpływem architektury Leningradu [śmieje się]Cz. Miłosz, Potężny gmach dziwnej architektury (wywiad przeprowadzony przez Walentynę Połuchinę), [w:] tegoż, Rosja. Widzenia transoceaniczne. Tom II. Mosty napowietrzne, Warszawa 2011, s. 328.[1].

Miłosz wspomina o obrazie kulturalnego podróżnika, podbijającego świat – o obrazie, który w postkolonialnym świecie jest w nieunikniony sposób odbierany jako pewien archaizmPoetyckie opisy podróży Brodskiego są w tym aspekcie szczegółowo omówione w ciekawej publikacji Sanny Turomy: S. Turoma. Brodsky abroad. Empire, tourism, nostalgia, Madison 2010.[2]. Aktualne pozostaje jednak pytanie, jak architektura Leningradu wpłynęła na poezję Brodskiego i co było powodem, że polski poeta doszedł do wniosku, który na pierwszy rzut oka może wydać się paradoksalny? I dlaczego Miłosz się śmiał?

Brodski niejednokrotnie stosował architektoniczne metafory i analogie do architektury, gdy pisał o twórczości poetyckiej i formowaniu się własnego stylu. W Przewodniku po przemianowanym mieście mówi, że w rosyjskiej tradycji zespoły architektoniczne Petersburga są odbierane jako najdoskonalsza realizacja porządku estetycznego.

Tak czy inaczej, człowiek, który wystarczająco długo mieszka w tym mieście, skłonny jest kojarzyć cnotę z proporcjonalnością. Jest to stara grecka idea, ale gdy przeniesiemy ją pod niebo Północy, jej charakter staje się nieco wojowniczy i zmusza artystę, delikatnie to ujmując, do wyjątkowej dbałości o formęИ.А. Бродский, Сочинения Иосифа Бродского, СПб 1998, s. 5, 64 – tłum. J.P.[3].

Tę samą myśl Brodski rozwija w eseju poświęconym Mandelsztamowi, zatytułowanym Dziecko cywilizacji: „Cywilizacja jest sumą różnych kultur ożywioną przez wspólny duchowy mianownik, a jej główny wehikuł – w sensie zarówno przenośnym, jak dosłownym – to przekład. Grecki portyk zabłąkany na szerokości geograficznej tundry jest przekładem”J. Brodski, Dziecko cywilizacji, tłum. K. Taranowska, A. Konarek, [w:] tegoż, Mniej niż ktoś, Kraków 2006, s. 125.[4]. W tej wypowiedzi niewątpliwie słychać echo słów rosyjskiego filozofa G.P. Fiedotowa z jego eseju Trzy stolice: „Petersburg urzeczywistnił marzenia Palladia tuż przy kole polarnym, wybrukował ulice granitem, porozrzucał greckie portyki po powierzchni tysięcy wiorst wśród brzóz i jodeł”Г.П. Федотов, Судьба и грехи России (Избранные статьи по философии русской истории и культуры), В 2-х т. Т. 1, СПб, София 1991, s. 51. – tłum. J.P.[5].

Warto wspomnieć, że Miłosz, który świetnie znał rosyjską filozofię XX wiekuW rozmowie z Aleksandrem Fiutem Miłosz opowiada o swoich preferencjach filozoficznych: „Ja myślę, że moja orientacja jest bardzo pokrewna orientacji filozofów rosyjskich”, [w:] A. Fiut, Autoportret przekorny. Rozmowy. Czesław Miłosz, Kraków 2015, s. 87.[6], wykorzystuje podobny obraz w swojej mowie noblowskiej: „Jest błogosławieństwem, jeżeli ktoś otrzymał od losu takie miasto studiów szkolnych i uniwersyteckich, jakim było Wilno, miasto dziwaczne, barokowej i włoskiej architektury przeniesionej w północne lasy i historii utrwalonej w każdym kamieniu”Cz. Miłosz, Mowa noblowska, [online], [dostęp: 29.10.2020], https://www.nobelprize.org/prizes/literature/1980/milosz/25508-czeslaw-milosz-nobel-lecture-1980/.[7].

Jeśli zapożyczenie kulturowe postrzegamy jako przekład, to Petersburg w pewnym sensie jawi się stolicą takiego „przekładu”, gdyż od samego początku wchłaniał różne tradycje kulturowe. Przede wszystkim były to tradycje europejskie, ale pełniąc rolę stolicy Imperium Rosyjskiego, Petersburg wzmacniał swoją pozycję i przenosił na szerokość tundry nie tylko greckie portyki, lecz także egipskie sfinksy, chińskie lwy i gotyckie sklepienia. „Kraje Południa, Zachodu i Wschodu mają swych zakładników w Palmirze Północy”Г.П. Анциферов, Душа Петербурга, Дніпро 1990, s. 22. – tłum. J.P.[8] – pisał w latach 20. Nikołaj Ancyfierow, autor klasycznej, dobrze znanej Brodskiemu publikacji Dusza Petersburga.

Uwagę zwraca w tym cytacie wybór słowa „zakładnicy”. Ancyfierow dalej mówi o „wielkopaństwowości” Petersburga i przytacza jeden z najsłynniejszych imperialnych wierszy, czyli Rosyjską geografię Fiodora Tiutczewa – utwór, który raczej nie mógł cieszyć się sympatią ani Miłosza, ani samego Brodskiego.

O ile dla Tiutczewa było ważne rozprzestrzenienie się „królestwa rosyjskiego” „od Nilu do Newy, od Elby do Chin”, dla Brodskiego idea takiej ekspansji państwowej była obca. W jego koncepcji „podbój terytorium” nie należy wcale do państwa. Jest to rola „osoby prywatnej, która przez całe życie przedkładała prywatność nad wszelką rolę społeczną”J. Brodski, Mowa noblowska, [online], [dostęp: 29.10.2020], https://www.polskieradio24.pl/258/5035/Artykul/1570467,Mowa-Josifa-Brodskiego.[9], jak scharakteryzował siebie Brodski w przemówieniu noblowskim. Ta rola jest jednocześnie uwarunkowana przez przestrzeń architektoniczną oraz definiuje jej charakter. Brodski jest, jak to ujął Miłosz, „kulturalnym podróżnikiem”.

Będąc takim podróżnikiem, Brodski nie może nie zauważać kulturalnego i architektonicznego tła miast, w których się znajduje. Przed wyjazdem z Leningradu często opisywał go w wierszach. Kiedy pojawiają się w nich obrazy budynków, najczęściej są to budynki w stylu klasycyzmu lub baroku:

Na przeczekanie deszczu miałem sposób:

Zwyczajnie schować się pod kolumnadą Giełdy.

I był to wówczas dla mnie dar od losu.

 

[Na przeczekanie deszczu miałem sposób…]

Tłum. Józefina Piątkowska

Poeta wspomina w tych wersach o jednym z najsłynniejszych zabytków Petersburga – budynku Giełdy na Wyspie Wasiljewskiej. Albo:

Twój obraz kiedyś, nawet w to nie wątpię,

W upał czy w mróz łamiący wszystkim nosy

Będzie nie zmniejszać się, lecz wręcz odwrotnie –

W proporcjach, które projektował Rossi.

 

[Pogrzeb Bobo]

Tłum. Józefina Piątkowska

W tej strofie jest wzmianka o wzorcowym klasycystycznym zespole budynków zaprojektowanych przez Carlo Rossiego.

zza bramy przypadkowej, starej

przy rynnie niczym przy osobie,

stój i się patrz na mokry barok

i znowu zamyśl się o sobie.

 

[Romans petersburski]

Tłum. Józefina Piątkowska

Tym razem nazwa budynku nie została wymieniona, ale można śmiało założyć, że mowa jest o jednej z dwóch barokowych cerkwi stojących nieopodal domu Brodskiego (i zarazem bohatera lirycznego danego poematu): cerkiew świętych Symeona i Anny lub cerkiew świętego Pantelejmona. Obie cerkwie są zabytkami baroku piotrowskiego, stosunkowo surowego, mającego wiele cech klasycyzmu.

Opisywanie architektury nie jest jednak tożsame z uczeniem się od niej. Tym bardziej że po wyjeździe Brodskiego z ojczyzny podobne konkretne opisy znikają z jego poezji i nawet swojego rodzinnego miasta poeta nie nazywa w wierszach po imieniu (wymienia je z nazwy tylko w esejach). Obraz Petersburga za to przebija się przez opisy innych miast: widzimy go w Grudniu we Florencji i rozpoznajemy w idealnym platońskim mieście (w Rozwijając Platona). Czasami obraz ten przenika do samej tkanki wierszy, dyktując rytm, rymy i układ strof. Przynajmniej tak się dzieje z punktu widzenia Brodskiego.

Mówiąc o harmonii poezji rosyjskiej, poeta zauważa w wywiadzie dla Annie Epelboin:

Możliwe, że chodzi tu nie tylko o więź z pełną harmonii szkołą Puszkina, ale i o samą architekturę, o czysto fizyczne odczuwanie miasta, w którym zrealizowano ideę jakiegoś niesamowitego porządku. I gdy znajdujesz się wśród tych niekończących się, nieskazitelnych perspektyw, wśród tych wszystkich kolumnad, pilastrów, portyków itd. itd., to, czy chcesz, czy nie chcesz, starasz się je przenieść do poezjiИ. Бродский, Книга интервью, Москва 2008, s. 139 – tłum. J.P.[10].

O tej harmonii wierszy Puszkina, notabene, pisze również Miłosz: „Puszkin na przykład tak narzuca siłę i zwartość swoich linii, że trwają w pamięci jakby rzeźbione na zawsze. Jednakże wcześnie chyba uświadomiłem sobie, że jest to inny rejestr niż rejestr poezji polskiej i że naśladowanie Rosjan byłoby niebezpieczne”Cz. Miłosz, Rosja. Widzenia transoceaniczne. Tom. I. Dostojewski – nasz współczesny, Warszawa 2010, s. 42. To samo Miłosz mówił Tomasowi Venclovie: „Jestem przeciwnikiem klasycznej metryki rosyjskiej, dla Polaków w każdym razie jest zgubna” (T. Venclova, Wiosna w Berkeley, [w:] Cz. Miłosz, T. Venclova, Powroty do Litwy, Warszawa 2012, s. 61).[11]. A Brodski, w innym wywiadzie, jakby podsumowując wszystkie rozważania, stwierdza: „Petersburg to szkoła umiaru, to szkoła kompozycji”И. Бродский, Книга интервью, s. 579 – tłum. J.P.[12].

I znów jak echo tej wypowiedzi brzmią słowa Miłosza w eseju Walka o oddech, w którym polski poeta pisze o poezji Brodskiego jak o budowli: „Czytelnik dzieła Brodskiego wchodzi w potężny gmach dziwnej architektury (do katedry?, siedziby ICBM?)”Cz. Miłosz, Walka o oddech, [w:] tegoż, Rosja. Widzenia transoceaniczne. Tom II. Mosty napowietrzne, Warszawa 2011, s. 328.[13]. Ciekawe jednak, że gmach ten nie okazuje się wcale obiektem klasycyzmu, jak dzieła Rossiego, ale gmachem dziwnym, wywołującym skojarzenia nie z architekturą Petersburga, ale z – na przykład – podziwianym przez obu poetów barokiem Wilna, powiedzmy, z kościołem Ducha Świętego.

Może wiąże się to z tym, że świat poetycki Brodskiego zmienił się po wyjeździe z rodzinnego miasta? Tomas Venclova odpowiadając na pytanie Walentyny Połuchinej, twierdzi: „Tak, bardzo się zmienił. Te światy różnią się między sobą jak świat architektury Petersburga i świat architektury Nowego Jorku”В. Полухина, Иосиф Бродский глазами современников: сборник интервью, СПб 2006, c. 268 – tłum. J.P.[14]. Ciekawe, że Venclova, by opisać poezję Brodskiego, stosuje tę samą poetycką analogię co Miłosz.

Wynika to prawdopodobnie z tego, że dla Venclovy i dla Miłosza architektura ma nie mniejsze znaczenie niż dla Brodskiego. Dla nich również ważna jest uważność względem detali architektonicznych i umiejętność postrzegania ich jako coś więcej niż detale. W liście do Miłosza Venclova wyznaje: „Otóż architekturę wileńską dość wcześnie zacząłem odbierać jako znak. Mówiła o czymś i stawiała jakieś wymagania. Była to wyniosła przeszłość wśród dziwnej i niepewnej teraźniejszości, tradycja w świecie nagle odartym z tradycji, kultura w świecie akulturalnym”Cz. Miłosz, T. Venclova, Dialog o Wilnie, [w:] tychże, Powroty do Litwy, dz. cyt., s. 61.[15].

Także dla Miłosza architektura jest nieodłączną częścią kultury i kulturowego pejzażu miejskiego. Możliwe, że ma to związek między innymi z jego pracą na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, który jest uznanym centrum geografii kulturowejPor. E. Rybicka, Homo geographicus. Miłosza topografie i autobio-geo-grafie, [w:] Czesława Miłosza „północna strona” , red. M. Czermińska, K. Szalewska, Gdańsk 2011, s. 27–34.[16].

Traktowanie architektury jako znaku albo nawet tekstu, który nam o czymś mówi, zaś tekstu jako budowli ma oczywiście bogatą tradycję. Wyobrażenie, że tekst może być w relacji izomorficznej w odniesieniu do budynku lub też zespołu architektonicznego, sięga czasów Simonidesa i jego koncepcji mnemonicznych pałaców pamięci, które niejednokrotnie pojawiały się w tradycji antycznej oraz średniowiecznejPor. F.A. Yates, The Art of Memory, London 1966.[17] i dotarły do czasów nowożytnych.

Metafora spajająca tekst i obiekt architektoniczny zyskała popularność już w połowie XIX wieku. Można tu przytoczyć jako przykład słowa Iwana Turgieniewa o powieści Jewgieniji Tur Siostrzenica: „Powieść historyczna, w stylu Waltera Scotta, to przestrzenny, solidny gmach, stojący na niewzruszonym, wbudowanym w narodową glebę fundamencie, wyróżniający się obszernym wejściem w postaci ganku, zawierający wielkie salony i ciemne korytarze”Цит. по: Б.М Эйхенбаум, Лев Толстой: Исследования. Статьи. СПб 2009, s. 170 – tłum. J.P.[18].

Brodski także sięga po tę metaforę. Oto na przykład cytat z jego (niewysłanego) listu na temat planowanej reformy rosyjskiej ortografii: „Jeśli pozbawić ManeżChodzi o klasycystyczny budynek Maneżu (ujeżdżalni) w Petersburgu, który został zbudowany w latach 1804–1807 według projektu Giacomo Quarenghiego.[19] kolumn, to zmieni się on w kurnik; kolumnada jest fukcjonalna: pełni rolę podobną do roli fonetyki. A fonetyka jest ekwiwalentem dotyku i stanowi – jakby to ująć – zmysłową podstawę języka. Podwójne „n” w słowie dierieviannyj (ros. „drewniany”) jest nieprzypadkowe. Artykulacja dyftongów i samogłosek otwartych jest nawet nie kolumnadą, ale wręcz fundamentem języka”Я.А. Гордин, Перекличка во мраке. Иосиф Бродский и его собеседники, СПб 2000, s. 140 – tłum. J.P.[20].

Architekturę i język może łączyć nie tylko relacja izomorfizmu, ale wręcz tożsamości. Jak twierdzi Brodski w rozmowie z Jewgienijem Reinem:

Pamiętam, że jak pierwszy raz przyjechałem do Włoch w 1973 roku, po półrocznym pobycie w Stanach, to spacerując po Rzymie, w ogóle nie rozumiałem, co się dzieje. Nie znałem języka, a mimo to czułem się tam dużo bardziej jak w domu (to było zimą) niż w Londynie lub w tychże Stanach, gdzie w jakimś stopniu przecież znałem język. I przez cały czas nie dawało mi to spokoju, aż przyszło mi na myśl, że tym, co wywołuje we mnie takie poczucie, są fasady, pomniki, sztukaterie itd. Po prostu to wszystko było właśnie językiemИ. Бродский, Книга интервью, s. 432 – tłum. J.P.[21].

Brodski tutaj mówi o tym samym wrażeniu, które opisuje Osip Mandelsztam w wierszu Język bruku mi więcej mówi niż gołębi:

Język bruku mi więcej mówi niż gołębi,

Tu kamienie-gołębie, każdy dom gołębnik,

I jasną strugą podków opowieść się sączy

Po jezdniach miast prababki radośnie dźwięczących.

[…]

I w powietrzu rodzynek płynie zapomniany,

I w pamięci koszyczek żyje wyplatany,

I domy, dom przy domu – szereg mlecznych zębów –

Na dziąsłach starczych stoją podobne bliźniętom.

 

Tłum. Bohdan ZaduraO. Mandelsztam, Poezje, red. M. Leśniewska, Kraków 1983.[22]

Twórczość Mandelsztama odegrała niezwykle ważną rolę w formowaniu się architektonicznego odbierania poezji przez Brodskiego, które możemy zaobserwować w jego wierszach. Weźmy na przykład Grudzień we Florencji. Wersy Mandelsztama „Aby niebo było niebem, aby usta / Dostały pęknięć, jak różowa glina” (Nie jestem już dzieckiem…) zmieniają się tu w rozbudowany obraz mówiącego gmachuWięcej informacji na ten temat jest w moim artykule o wierszu Grudzień we Florencji: Д. Ахапкин, Перечитывая „Декабрь во Флоренции”, „Звезда” 2020, nr 5.[23]:

Ciało w płaszczu zanurza się w ziejącą wilgocią

paszczę bramy wejściowej, wspina się przez zniszczone,

spłaszczone zęby; drepcząc kieruje kroki w stronę

gorących podniebiennych łuków z ich zmatowionym,

stałym „16”. Dzwonek straszny w swoim bezgłosie

daje w efekcie „proszę, proszę” skrzypiąc nieznośnie;

w przedpokoju czekają dwie stare cyfry „8”.

 

[Grudzień we Florencji]

Tłum. Katarzyna KrzyżewskaJ. Brodski, Zamieć w Massachusetts, wybór i tłum. K. Krzyżewska, Kraków 1994.[24]

Wracając do porównania obrazów architektury w wierszach Brodskiego i Miłosza, można dodać, że dla Brodskiego niezwykle ważny jest temat ruin. W swoim wierszu programowym Architektura nawet oświadcza wprost: „Architektura jest matką ruin”. Zwiedziwszy zniszczoną część Kaliningradu, tworzy Einem alten Architekten in Rom. Widok niemal od zera odbudowanego Rotterdamu natchnie go do napisania wiersza Dziennik rotterdamski. Przy czym, opisując ruiny, Brodski nie koncentruje się na losach byłych mieszkańców, ale na samej architekturze:

Przez cztery dni bombardowali miasto,

aż został tylko rudy pył w powietrzu.

Miasta nie mogą jak ludzie w czas burzy

schronić się w bramie.

 

[Dziennik rotterdamski],

Tłum. Stanisław BarańczakJ. Brodski, 82 wiersze i poematy, wybór i opracowanie S. Barańczak, Paryż 1988.[25]

Dla Miłosza natomiast ruiny, na przykład ruiny Warszawy, są przede wszystkim świadectwem śmierci mieszkających tu niegdyś ludzi:

Co czynisz na gruzach katedry

Świętego Jana, poeto,

W ten ciepły, wiosenny dzień?

 

Co myślisz tutaj, gdzie wiatr

Od Wisły wiejąc rozwiewa

Czerwony pył rumowiska?

 

[W Warszawie]

Temat architektury pojawia się zatem w twórczości obu poetów, lecz Brodski kieruje swoją uwagę ku tradycji klasycznej, odrzucając architekturę modernizmu i postmodernizmuPor. Znak wodny: „Och, ta cała krótkowzroczna szumowina – Le Corbusier, Mondrian, Gropius – którzy okaleczyli świat nie mniej okrutnie niż jakaś Luftwaffe” – tłum. J.P.[26] i podkreślając związek między poezją i architekturą.

Podsumowując, można zauważyć, że o uczeniu się Brodskiego od architektury mówi zarówno Miłosz, jak i sam poeta. Brodski nie tylko wypowiada się o jej wpływie na poezję, ale także wielokrotnie wykorzystuje architektoniczne obrazy i analogie w swoich wierszach i esejach. Wydawałoby się więc, że niniejszy komentarz do słów Miłosza z rozmowy z Połuchiną można już uważać za kompletny. Jednak nadal nie wybrzmiała odpowiedź na pytanie: dlaczego Miłosz się śmiał? Być może dlatego, że pobieranie przez Brodskiego nauk od architektury Petersburga okazało się wcale niejednoznaczne. Można znaleźć ku temu dwie przyczyny.

Po pierwsze, okazuje się, że Brodski miał zbyt wielu nauczycieli. Kiedy w innym miejscu Walentyna Połuchina zapytała go o wpływy poetyckie, odpowiedział: „Mnóstwo. I żadnych”В. Полухина, Больше самого себя: О Бродском, Томск 2009, s. 23 – tłum. J.P.[27]. Za to często wymieniał swoich nauczycieli spoza poezji (i architektury). Muzyka na przykład udziela „najlepszych lekcji kompozycji”И. Бродский, Книга интервью, s. 108 – tłum. J.P.[28] albo podpowiada zaskakujące rozwiązania kompozycyjne, nienaruszające przy tym harmonii, zupełnie jak w utworach HaydnaTamże, s. 511 – tłum. J.P.[29]. W Znaku wodnym Brodski pisze z kolei, że na jego wiersze wpłynęła proza Henri de Régniera. O jego oddziaływaniu mówi także w rozmowie z Solomonem Wołkowem:

Myślę, że jeśli nauczyłem się od kogoś konstrukcji wiersza, to był to właśnie de Régnier, mimo że jest on prozaikiem. Jeśli chodzi o konstrukcję, to najważniejszymi nauczycielami są dla mnie de Régnier i Bach. Do pewnego stopnia także MozartС. Волков, Диалоги с Иосифом Бродским, Москва 1998, s. 204 – tłum. J.P.[30].

Te różne wpływy, tworzące jeden wspólny system, rozmywają nieco znaczenie lekcji pobranych u petersburskiej architektury.

Po drugie – i to wydaje mi się ważne dla Miłosza – Brodski okazuje się jednocześnie blisko rosyjskiego wiersza klasycznego i daleko od niego. Przejawia się to na różnych poziomach jego twórczości, ale przede wszystkim w jego charakterystycznym trzyakcentowym (lub podwojonym, czyli sześcioakcentowym) dolniku, który – podobnie jak szczególna maniera recytacji – stał się jednym z jego znaków rozpoznawczych.

Dolnik należy do nieklasycznych dla rosyjskiego wiersza systemów wersyfikacyjnych i jest najczęściej definiowany jako „wiersz, charakteryzujący się rytmicznym, naprzemiennym występowaniem sylab słabych i mocnych, przy czym interwały międzyakcentowe nie są wielkością stałą, lecz zmienną”М.Л. Гаспаров, Русский трехударный дольник ХХ века, Теория стиха, Л., 1968, s. 60 – tłum. J.P.[31]. Spora liczba wierszy Brodskiego jest oparta na dolnikuА.М. Левашов, С.Е. Ляпин, Шестииктный дольник Иосифа Бродского: метрическая модель и ритмические тенденции // Актуальные вопросы филологии и методики преподавания иностранных языков: Статьи и материалы 4-й Международной научной конференции, 21–22 февраля 2012. Т. 2, СПб 2012 – tłum. J.P.[32], na przykład: Wzgórza, Grudzień we Florencji, Części mowy lub Nie wychodź z pokoju… – wiersz cieszący się rosnącą popularnością w czasach pandemii.

Jeśli prześledzimy genezę tego systemu w poezji Brodskiego, zobaczymy, że jednym z pierwszych utworów, w którym pojawia się ta specyficzna intonacja, jest Oda pożegnalna (1964). Już niegdyś pisałem, że w tym wierszu – który Anna Achmatowa nazwała „genialną symfonią” – wyraźnie słychać brzmienie polskiej poezji. Rysunek rytmiczny Ody pożegnalnejД. Ахапкин, „Прощальная ода”: у истоков жанра больших стихотворений, „Звезда” 2000, nr 5, s. 104–110.[33] jest właściwie tożsamy z rysunkiem Bema pamięci rapsodu żałobnego Norwida. Podobieństwo między tymi dwoma wierszami możemy zobaczyć także na poziomie słownictwa (na przykład powtarzające się anafory w obu tekstach – u Norwida „Dalej – dalej”, u Brodskiego „Выше, выше”). Oto kilka przykładów dla porównania.

Brodski:

Ночь встает на колени перед лесной стеною.

Ищет ключи слепые в связке своей несметной.

[…]

Этой силы прошу в небе твоем пресветлом.

Небу нету конца. Но и любви конца нет.

Пусть все то, что тогда было таким несметным:

ложь ее и любовь – пусть все бессмертным станет!Сочинения Иосифа Бродского, Том I, Санкт-Петербург 1992, s. 308, 310.[34]

 

Noc znów jest na kolanach, stojąc przed ścianą lasu.

Szuka ślepego klucza w wiązce, co nie ma końca.

[…]

Proszę w niebie o moc, w twoim i najjaśniejszym.

Niebu nie grozi kres. Miłość jest też bezkresna.

To, co było w te dni, od lat i na wiek największe:

Fałsz i miłość – od dziś niech śmierci więcej nie zna.

 

Tłum. Józefina Piątkowska

Norwid:

Czemu, Cieniu, odjeżdżasz, ręce złamawszy na pancerz,

Przy pochodniach, co skrami grają około twych kolan?

[…]

Wieją, wieją proporce i zawiewają na siebie,

Jak namioty ruchome wojsk koczujących po niebie.

[…]

Wchodzą w wąwóz i toną… wychodzą w światło księżyca

I czernieją na niebie, a blask ich zimny omusnął,

I po ostrzach, jak gwiazda spaść nie mogąca, przeświéca,

Chorał ucichł był nagle i znów jak fala wyplusnął…

Tomas Venclova w znakomitym artykule o Brodskim i NorwidzieТ. Венцлова, Бродский – переводчик Норвида // Собеседники на пиру: Литературоведческие работы, Москва 2012, s. 410–427.[35] nie wspomina o Odzie pożegnalnej prawdopodobnie tylko z tego względu, że nie była ona publikowana w tomikach Brodskiego i po raz pierwszy (nie licząc wydań samizdatu) ukazała się dopiero w 1991 roku w czterotomowym wydaniu dzieł zebranych (z pominięciem jednego wersu), a następnie (już w pełnej wersji) w ich wydaniu siedmiotomowym z 1998 roku.

Sam Brodski w wywiadzie udzielonym Piotrowi Wajlowi i Aleksandrowi Genisowi tak mówi o Norwidzie: „Dla mnie Norwid jest najwybitniejszym poetą XIX wieku ze wszystkich, których znam, bez względu na mowę. Jest wybitniejszy od Baudelaire’a, Wordswortha i Goethego”И. Бродский, Книга интервью, s. 252 – tłum. J.P.[36]. Venclova wspomina, że Brodski recytował Bema pamięci… z głowy i potwierdził to w rozmowie ze mną Bogdan Tosza, inicjator przyznania Brodskiemu tytułu doktora honoris causa przez Uniwersytet ŚląskiHistoria z wierszem Norwida nie została włączona przez Elżbietę Toszę do jej znakomitej książki o trzech dniach spędzonych przez Brodskiego w Katowicach: E. Tosza, Stan serca. Trzy dni z Josifem Brodskim, Katowice 2013.[37]. Opowiadał mi, jak po ceremonii w jego mieszkaniu zebrało się trzech poetów – Miłosz, Brodski i Venclova. Podczas kolacji Venclova zapytał, który wiersz napisany w XIX wieku jest najlepszy. Miłosz zauważył, że odpowiedź jest niemożliwa, ale że Venclova na pewno ma już na myśli jakiś konkretny utwór, zadając to pytanie. Venclova potwierdził domysł Miłosza i zacytował z pamięci swój przekład wiersza Norwida na język litewski. Brodski natychmiast zareagował i wyrecytował Bema pamięci… po rosyjsku w tłumaczeniu Dawida Samojłowa.

O ile rytmiczny wpływ Norwida dobrze słychać w Odzie pożegnalnej, o tyle w następnych wierszach ulega on rozproszeniu wśród innych intonacji. Niemniej poezja Brodskiego nadal będzie mieć na sobie pieczęć tego osobliwego systemu, wyróżniającego się na tle rosyjskiej liryki. I chociaż z dolnika korzystali prawie wszyscy wielcy rosyjscy poeci XX wieku, właśnie dolnik Brodskiego nie przestaje być rozpoznawalny – i czy czasem nie dzieje się tak za sprawą wpływu Norwida?

W ten oto sposób architektoniczna harmonia rosyjskiego klasycznego trójzgłoskowca, którego rytm łączy się z rytmem petersburskich fasad, została osłabiona – albo wręcz wzmocniona! – dzięki oddziaływaniom innej tradycjiChociaż oczywiście nie oznacza to, że wiersze Brodskiego stały się sylabiczne; więcej na ten temat w: Ю.Б. Орлицкий, Ещё раз о так называемой «силлабике» Бродского и о ее объективном контексте – русской силлабике конца XX века, „Известия Смоленского государственного университета. Литературоведение” 2020, nr 1, s. 33–46.[38].

Wydaje mi się, że Miłosz to czuł. W końcu gdy zza surowej linii klasycznych budynków petersburskiej ulicy Architekta Rossiego wygląda wileński kościół Ducha Świętego lub kościół Mariacki – daje to powód, by się co najmniej uśmiechnąć.

 

Autor wyraża wdzięczność Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia, którego wsparcie umożliwiło mu pracę nad tematem twórczej relacji między Josifem Brodskim i Czesławem Miłoszem.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Denis Akhapkin, Josif Brodski jako uczeń architektury, czyli dlaczego Czesław Miłosz się śmiał?, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 98

Przypisy

  1. A. Sołżenicyn, Archipelag GUŁ ag. 1918 – 1956, t. 3, tłum. J. Pomianowski, Paryż 1974, s. 209.
  2. C. Miłosz, Rok myśliwego, Paryż 1990, s. 268.
  3. Wspomnienie ukazało się także w języku rosyjskim w przekładzie Iriny Adelgeim - https://gorky.media/context/golovan/.
  4. Pominki – rosyjski zwyczaj wspominania o zmarłym. Początkowo zamierzałem użyć polskiego słowa „wypominki”, ale to jednak nie to samo. U Doroszewskiego „wypominki – to modlitwy za zmarłych”, czyli coś, na co się daje pieniądze, rodzaj odpustowego myta… Zresztą przykład użycia przez historyka Władysława Smoleńskiego nie pozostawia wątpliwości co do charakteru tej czynności: „W dzień zaduszny dają na wypominki, ale żałoby nie noszą”. Pominki natomiast po rosyjsku – to wspominanie zmarłego, czasem w modlitwie, a czasem przy wódce.
  5. Kałgujew – duża wyspa arktyczna w południowo-wschodniej części Morza Barentsa, tytułowa Wyspa. Gołowanow musiał ją stworzyć, ułożyć z własnych podróży i marzeń, cytatów z książek i urywkowych relacji na jej temat, z motywów snutych z tubylczych mitów i ze swoich snów. W rzeczywistości jest to okrągła i dosyć płaska, błotnisto-tundrowa i mało ciekawa historycznie wyspa, nie bez kozery Wasia pisał, że trzeba było ją wymyślić… Znacznie ciekawsza jest Nowa Ziemia, leżąca trochę dalej na wschód, tam malarz Aleksandr Borisow trzy zimy przezimował, malując najpiękniejsze obrazy Północy na świecie! Ale obaj nie mieliśmy wątpliwości, że naj-najciekawsza jest wyspa Wajgacz, święty ostrów tuziemców, zwanych przez Borisowa w jego dziennikach „Samojedami”. Przy tym tłumaczył, że nie chodzi o ludzi, którzy sami się jedzą, ale o ludzi żyjących samojeden. Nieraz marzyliśmy z Wasią, aby tam się udać. Wyjść z syfilizacji na drugą stronę.
  6. Glamur (Polacy napisaliby z angielska „glamour”) – slangowe określenie stylu życia moskiewskiej elity, czytającej glamurne żurnały, co ja bym przetłumaczył ma „glansowane tygodniki”, ale tutaj z kolei trzeba by wyjaśnić, że słowo „glans” (dzisiaj przestarzałe), oznaczało „połysk”, na przykład w zdaniu: „Pompeje i Herkulanum wyrabiały terakotę z glansem”. W przypadku glamurnych żurnałow jak Miedwied’, dla którego pracował Gołowanow, połysk polega na połyskliwej szacie graficznej, wysokich honorariach dla autorów w zamian za harowanie od zmierzchu do zachodu, czyli dwadzieścia cztery godziny na dobę.
  7. Na pososzok – odpowiednik polskiego „strzemiennego”. Polak ostatni kieliszek pił, wkładając nogę do strzemienia, natomiast Rosjanin wypijał ostatnią szklankę, biorąc do ręki wędrowny kostur – posoch.
  8. Andriej Rodionow – moskiewski poeta, przyjaciel Gołowanowa. Na wiadomość o jego śmierci napisał wiersz, który pozwoliłem sobie tu spolszczyć. Znający Wasię domyślą się, o jaki dym chodzi, bo Wasilij tytoniu nie używał.
  9. http://www.medved-magazine.ru/articles/article_18.html
  10. Tytułowy „tyn” – u Dorosza (Słownik języka polskiego Witolda Doroszewskiego) to dawne słowo, oznacza „ogrodzenie, płot z gałęzi; także miejsce odgrodzone”. Stąd tyniec, współczesna forma tynu. Pochodzi ze staro-normandzkiego tun. Z początku chciałem użyć rosyjskiego słowa „zatwor”, ale zbytnio religijnością oddaje, a polski „tyniec” za bardzo kojarzy się z opactwem benedyktyńskim pod Krakowem, natomiast pradawny tyn na tyle już zwietrzał, że można go używać we współczesnym znaczeniu „odgrodzenia się od świata”, jak odgradzali się w swoich bibliotekach kolumbijski myśliciel Nicolas Gómez Dávila czy polski filolog Ryszard Przybylski, autor książki Pustelnicy i demony, poświęconej naukom Ojców Pustyni.
  11. Srom – przestarzale: wstyd. To rzeczywiście coraz bardziej przestarzałe uczucie w dobie ekshibicjonistycznych wywnętrznień medialnych! Jednakże drugie określenie sromu bynajmniej nie zestarzało się. To „zewnętrzna część narządów płciowych kobiet i samic ssaków” według Dorosza. Nigdy nie zapomnę krwawego strzępu skalpu chłopaka w sromie jego dziewczyny, którą zgwałciła na jego (i moich) oczach gruzińska soldateska na plaży w Suchumi.
  12. Ni pri cziom – nie ma nic do rzeczy.
  13. Wor w zakonie – dosłownie „złodziej w zakonie”. W polskim slangu więziennym: grypsujący, to jest przestrzegający zakony świata przestępczego. Zakon „pod celą” obowiązuje jak reguła w klasztorze. W gruzińskim rządzie Eduarda Szewardnadze obaj „siłowi” ministrowie, Tengis Kitowani i Dżaba Joseliani, byli worami w zakonie.
  14. Można stranstwowat’ po swietie… – „Można włóczyć się po świecie, Marъ, nie wychodząc z celi. Niechaj Maria Egipcjanka czuwa nad tobą”.
  15. SŁON – skrót: Sołowieckij Łagier Osobogo Naznaczenija. Kolebka i poligon Gułagu. Pierwszy łagier w Sowietach, zorganizowany na polecenie Feliksa Dzierżyńskiego. Kiedyś żartowaliśmy z profesorem Pawłem Wasiliewiczem Floreńskim, wnukiem słynnego filozofa, zamordowanego przez sołowieckich oprawców, że Polak Dzierżyński w przewrotny sposób próbował zrealizować utopię Józefa Jeleńskiego, ojca duchowego Seliwanowa, przywódcy sekty skopców… Otóż Józefowi Jeleńskiemu, który siedział na Sołowkach w klasztornej turmie, zarzucano, że jako Polak kastrował rosyjskich współbraci z pobudek patriotycznych, to znaczy chciał wytrzebić wszystkich Rosjan, żeby Polska była Polską.
  16. Skit – od koptyjskiego ϣⲓ(ϩ)ⲏⲧ – droga. Pośrednia droga pomiędzy anachoretyzmem i cenobityzmem, na ogół niewielka wspólnota (do dwunastu osób) w odosobnionej pustelni. Zwykle wokół starca zbierali się posłusznicy, chociaż wśród skitów staroobrzędowych Wyga – wspominał o tym Gawriił Dierżawin w swojej relacji z podróży po Karelii i Biełomorskim kraju – spotykało się skity koedukacyjne, gdzie starzec miał na posługi jedną, czasem nawet dwie posłusznice. Na Rusi „regułę skitu” wprowadził świątobliwy Nil Sorski, który zapoznał się z hezychazmem podczas swojego pobytu w klasztorach na górze Athos. Świątobliwy Nil Sorski był ojcem duchowym ruskiego hezychazmu, a zwalczający jego naukę niestjażatielnosti (wyrzeczenia się dóbr doczesnych) świątobliwy Iosif Wołokołamski był i jest patronem wszelkiej hierarchii cerkiewnej! W turmie jego klasztoru Wołokołamskiego siedział Maksym Grek, jeden z najciekawszych monachów tamtej epoki, na poły humanista, a na poły hezychasta. Grek do Moscovii trafił ze Świętej Góry na prośbę księcia moskiewskiego Wasyla III, który zwrócił się do atoskich starców, żeby przysłali kogoś, kto pomoże uporządkować mu bibliotekę. W Moscovii Grek poparł Nila Sorskiego i za to go posadzili.
  17. Inokъ – dawne określenie monacha (monachos – pojedyńczy). Protojerej Diaczenko w Pełnym cerkiewnym słowniku wywodzi inoka od słowa inoj – drugi, inny, natomiast Nikon Czarnogoriec utwierdzał, że pochodzi od starosłowiańskiego inъ – jeden „[…] bo rozmawia z Bogiem samojeden w odosobnieniu dzień i noc”. Inokъ to ktoś, kto żyje samopas, inaczej niż drudzy.
  18. Bezmowność – używam tego słowa nie w charakterze terminu medycznego, w jakim bezmowność występuje u Dorosza, czyli jako: „niezdolność mówienia powstała skutkiem uszkodzenia nie narządów mowy, tylko mózgu; afazja”, lecz jako kalki z prawosławnego bezmołwija, stan poza mową. Aczkolwiek w dobie bezustannej gadaniny przez telefony komórkowe i ciągłego słowotoku mediów społecznych, bezmówność rzeczywiście może wyglądać na jakiś poważny defekt mózgu.
  19. Cz. Miłosz, Potężny gmach dziwnej architektury (wywiad przeprowadzony przez Walentynę Połuchinę), [w:] tegoż, Rosja. Widzenia transoceaniczne. Tom II. Mosty napowietrzne, Warszawa 2011, s. 328.
  20. Poetyckie opisy podróży Brodskiego są w tym aspekcie szczegółowo omówione w ciekawej publikacji Sanny Turomy: S. Turoma. Brodsky abroad. Empire, tourism, nostalgia, Madison 2010.
  21. И.А. Бродский, Сочинения Иосифа Бродского, СПб 1998, s. 5, 64 – tłum. J.P.
  22. J. Brodski, Dziecko cywilizacji, tłum. K. Taranowska, A. Konarek, [w:] tegoż, Mniej niż ktoś, Kraków 2006, s. 125.
  23. Г.П. Федотов, Судьба и грехи России (Избранные статьи по философии русской истории и культуры), В 2-х т. Т. 1, СПб, София 1991, s. 51. – tłum. J.P.
  24. W rozmowie z Aleksandrem Fiutem Miłosz opowiada o swoich preferencjach filozoficznych: „Ja myślę, że moja orientacja jest bardzo pokrewna orientacji filozofów rosyjskich”, [w:] A. Fiut, Autoportret przekorny. Rozmowy. Czesław Miłosz, Kraków 2015, s. 87.
  25. Cz. Miłosz, Mowa noblowska, [online], [dostęp: 29.10.2020], https://www.nobelprize.org/prizes/literature/1980/milosz/25508-czeslaw-milosz-nobel-lecture-1980/.
  26. Г.П. Анциферов, Душа Петербурга, Дніпро 1990, s. 22. – tłum. J.P.
  27. J. Brodski, Mowa noblowska, [online], [dostęp: 29.10.2020], https://www.polskieradio24.pl/258/5035/Artykul/1570467,Mowa-Josifa-Brodskiego.
  28. И. Бродский, Книга интервью, Москва 2008, s. 139 – tłum. J.P.
  29. Cz. Miłosz, Rosja. Widzenia transoceaniczne. Tom. I. Dostojewski – nasz współczesny, Warszawa 2010, s. 42. To samo Miłosz mówił Tomasowi Venclovie: „Jestem przeciwnikiem klasycznej metryki rosyjskiej, dla Polaków w każdym razie jest zgubna” (T. Venclova, Wiosna w Berkeley, [w:] Cz. Miłosz, T. Venclova, Powroty do Litwy, Warszawa 2012, s. 61).
  30. И. Бродский, Книга интервью, s. 579 – tłum. J.P.
  31. Cz. Miłosz, Walka o oddech, [w:] tegoż, Rosja. Widzenia transoceaniczne. Tom II. Mosty napowietrzne, Warszawa 2011, s. 328.
  32. В. Полухина, Иосиф Бродский глазами современников: сборник интервью, СПб 2006, c. 268 – tłum. J.P.
  33. Cz. Miłosz, T. Venclova, Dialog o Wilnie, [w:] tychże, Powroty do Litwy, dz. cyt., s. 61.
  34. Por. E. Rybicka, Homo geographicus. Miłosza topografie i autobio-geo-grafie, [w:] Czesława Miłosza „północna strona” , red. M. Czermińska, K. Szalewska, Gdańsk 2011, s. 27–34.
  35. Por. F.A. Yates, The Art of Memory, London 1966.
  36. Цит. по: Б.М Эйхенбаум, Лев Толстой: Исследования. Статьи. СПб 2009, s. 170 – tłum. J.P.
  37. Chodzi o klasycystyczny budynek Maneżu (ujeżdżalni) w Petersburgu, który został zbudowany w latach 1804–1807 według projektu Giacomo Quarenghiego.
  38. Я.А. Гордин, Перекличка во мраке. Иосиф Бродский и его собеседники, СПб 2000, s. 140 – tłum. J.P.
  39. И. Бродский, Книга интервью, s. 432 – tłum. J.P.
  40. O. Mandelsztam, Poezje, red. M. Leśniewska, Kraków 1983.
  41. Więcej informacji na ten temat jest w moim artykule o wierszu Grudzień we Florencji: Д. Ахапкин, Перечитывая „Декабрь во Флоренции”, „Звезда” 2020, nr 5.
  42. J. Brodski, Zamieć w Massachusetts, wybór i tłum. K. Krzyżewska, Kraków 1994.
  43. J. Brodski, 82 wiersze i poematy, wybór i opracowanie S. Barańczak, Paryż 1988.
  44. Por. Znak wodny: „Och, ta cała krótkowzroczna szumowina – Le Corbusier, Mondrian, Gropius – którzy okaleczyli świat nie mniej okrutnie niż jakaś Luftwaffe” – tłum. J.P.
  45. В. Полухина, Больше самого себя: О Бродском, Томск 2009, s. 23 – tłum. J.P.
  46. И. Бродский, Книга интервью, s. 108 – tłum. J.P.
  47. Tamże, s. 511 – tłum. J.P.
  48. С. Волков, Диалоги с Иосифом Бродским, Москва 1998, s. 204 – tłum. J.P.
  49. М.Л. Гаспаров, Русский трехударный дольник ХХ века, Теория стиха, Л., 1968, s. 60 – tłum. J.P.
  50. А.М. Левашов, С.Е. Ляпин, Шестииктный дольник Иосифа Бродского: метрическая модель и ритмические тенденции // Актуальные вопросы филологии и методики преподавания иностранных языков: Статьи и материалы 4-й Международной научной конференции, 21–22 февраля 2012. Т. 2, СПб 2012 – tłum. J.P.
  51. Д. Ахапкин, „Прощальная ода”: у истоков жанра больших стихотворений, „Звезда” 2000, nr 5, s. 104–110.
  52. Сочинения Иосифа Бродского, Том I, Санкт-Петербург 1992, s. 308, 310.
  53. Т. Венцлова, Бродский – переводчик Норвида // Собеседники на пиру: Литературоведческие работы, Москва 2012, s. 410–427.
  54. И. Бродский, Книга интервью, s. 252 – tłum. J.P.
  55. Historia z wierszem Norwida nie została włączona przez Elżbietę Toszę do jej znakomitej książki o trzech dniach spędzonych przez Brodskiego w Katowicach: E. Tosza, Stan serca. Trzy dni z Josifem Brodskim, Katowice 2013.
  56. Chociaż oczywiście nie oznacza to, że wiersze Brodskiego stały się sylabiczne; więcej na ten temat w: Ю.Б. Орлицкий, Ещё раз о так называемой «силлабике» Бродского и о ее объективном контексте – русской силлабике конца XX века, „Известия Смоленского государственного университета. Литературоведение” 2020, nr 1, s. 33–46.

Powiązane artykuły

Loading...