09.03.2023

Nowy Napis Co Tydzień #193 / „Wiersz psuje się od głowy”

Najnowszy tomik poezji Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego, Ciało wiersza, w zasadzie powtarza te same tematy, do których Dycki dawno zdążył nas przyzwyczaić – kwestie związane z pochodzeniem, z szukaniem własnej tożsamości, mierzenie się z własną historią[…]. Wydaje mi się że najwięcej uwagi Dycki poświęca kwestiom autotematycznym, metapoetyckim.

– opowiada o tomie Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego Ciało wiersza prof. Roman Bobryk.

Więcej w nagraniu. 

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Roman Bobryk, „Wiersz psuje się od głowy”, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 193

Przypisy

  1. U. Kozioł, Momenty, Kraków 2022, s. 19. Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, pochodzą z tego wydania.
  2. Zob. świetną analizę tomu, którą zaproponowała E. Suszek, Figuracje braku i nieobecności. Miłobędzka – Białoszewski – Kozioł, Kraków 2020. Część poświęcona Kozioł w całości dotyczy Klangoru.
  3. A. Nasiłowska, Samotność Urszuli Kozioł, „Nowe Książki” 2022, nr 9, s. 67.
  4. J. Drzewucki, Muzyka sfer. Teksty o poetkach i poetach, Warszawa 2020 [dokument elektroniczny], s. 129.
  5. M. Mikołajczak, Podjąć przerwany dialog. O poezji Urszuli Kozioł, Kraków 2000, s. 35.
  6. U. Kozioł, Bez monumentu [w:] tejże, Znikopis, Kraków 2019, s. 20.
  7. A. Nasiłowska, Samotność Urszuli Kozioł…, s. 67.
  8. Zob. R. Przybylski, Baśń zimowa. Esej o starości, Warszawa 1998.
  9. M. Mikołajczak, Podjąć przerwany dialog…, s. 97.
  10. Zob. A. Legeżyńska, Gest pożegnania. Szkice o poetyckiej świadomości elegijno-ironicznej, Poznań 1999.
  11. W.J. Burszta, Semiosfery popkultury [w:] Dawno temu w galaktyce popularnej, Warszawa 2010, s. 232.

Powiązane artykuły

09.03.2023

Nowy Napis Co Tydzień #193 / Nadawanie z wnętrza starości

… z niczym tu przyszłam
i odejdę z niczym
i wkrótce będzie jakby mnie nie byłoU. Kozioł, Momenty, Kraków 2022, s. 19. Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, pochodzą z tego wydania.[1].

 

W 2022 roku Urszula Kozioł obchodziła 65. rocznicę debiutu poetyckiego (Gumowe klocki zostały opublikowane w 1957 roku). Momenty – najnowszy tom, którego szata graficzna utrzymana jest w tej samej estetyce, co w przypadku dwóch poprzednich zbiorów (Ucieczki i Znikopisu) – można by potraktować jako jubileuszowy, jednak ze względu na to, że poetka kontynuuje w nim tematy znane czytelnikom i krytykom literackim od wydanego w 2014 roku KlangoruZob. świetną analizę tomu, którą zaproponowała E. Suszek, Figuracje braku i nieobecności. Miłobędzka – Białoszewski – Kozioł, Kraków 2020. Część poświęcona Kozioł w całości dotyczy Klangoru.[2], bardziej adekwatne okaże się myślenie o jej ostatnio wydanych tomach jako o spójnym senilnym projekcie. Jak pisze Anna Nasiłowska, która recenzowała Momenty na łamach „Nowych Książek”:

To są bardzo okrutne wiersze, przy czym bezwzględna jest poetka przede wszystkim dla siebie samej, choć obserwacje i wnioski mają wymiar uniwersalny. Żadnej „pogodnej starości” nie ma, jest tylko samotność i ogołocenie. Do tej pory, myśląc o odwadze spojrzenia na późny wiek, przypominałam sobie późne wiersze Iwaszkiewicza, zwłaszcza z tomu Śpiewnik włoski, w którym poeta przestał szukać piękna i spojrzał w twarz cierpieniu. Lecz Iwaszkiewicz napisał go, mając siedemdziesiąt lat; Urszula Kozioł tworzy, mając dwadzieścia lat więcej. Tak późny wiek jest przywilejem ofiarowanym populacji przez czas bez wojen i wielkich wstrząsów w Europie, ale przynosi inne problemy, na które nie można już szukać remedium w postaci podróży i nowych wrażeń. Tym bardziej że nadszedł właśnie czas przesilenia i przewartościowania priorytetów A. Nasiłowska, Samotność Urszuli Kozioł, „Nowe Książki” 2022, nr 9, s. 67.[3].

Iwaszkiewicz nie jest jedynym poetą, którego wiersze powstające w momencie starczego uwiądu, można tu przywołać jako kontekst – nie mniej reprezentatywne teksty pisali również Wisława Szymborska, Zbigniew Herbert, Czesław Miłosz i Tadeusz Śliwiak. Co prawda formalny akces do zrzeszenia Starych Poetów nastąpił w przypadku Urszuli Kozioł stosunkowo niedawno, jednak krytyczki i krytycy dostrzegli u niej tendencje elegijne znacznie wcześniej – niektórzy już w tomach wydanych przed 2000 rokiem. Janusz Drzewucki, omawiając tom płynnym stanie, pisał:

Starość, nieuchronne zbliżanie się do kresu życia, to jeden z głównych tematów zbioru wierszy Urszuli Kozioł zatytułowanego W płynnym stanie (Wydawnictwo Literackie, Kraków 1998). Podmiot tego tomu stwierdza, że do niedawna bliskie wspomnienia nagle stały się wspomnieniami odległymi, że to, co było subiektywne, okazuje się w jednej chwili obiektywne. „Więc to jest starość?” – pyta nie bez zdziwienia w zakończeniu wiersza Zlodowaciałe w perspektywie wspomnienia, […]. Ale co najważniejsze, o śmierci poetka mówi bez patosu, jak o czymś normalnym i naturalnymJ. Drzewucki, Muzyka sfer. Teksty o poetkach i poetach, Warszawa 2020 [dokument elektroniczny], s. 129.[4].

O tendencji do akcentowania tematu przemijalności przez Urszulę Kozioł pisała również Małgorzata Mikołajczak: „W jej wierszach wszystko podlega przemijaniu, a przeczucie końca obsesyjnie wyprzedza rzeczywisty koniec”M. Mikołajczak, Podjąć przerwany dialog. O poezji Urszuli Kozioł, Kraków 2000, s. 35.[5]. Pozostawanie w kręgu problemów wiążących się z upływem czasu można uznać za stałą skłonność autorki Wielkiej pauzy. Przełomowe okazują się tomy opublikowane po śmierci męża Feliksa Przybylaka, ponieważ poetka nie tylko tematyzuje swoją stratę, lecz również sonduje doświadczenie samotności, które wpływa na kondycję fizyczną niczym inne czynniki wywołujące ból:

mój utracony
mój bezpowrotny
pamięć mnie boli od pustki

(s. 36)

Zmiana sytuacji egzystencjalnej powoduje, że głównym problemem okazuje się znikliwość samej siebie. Formuły świadczące o balansowaniu na granicy bycia i nie bycia („prawdę mówiąc / tutaj już nie ma mnie”, s. 20; „zaczynam już na dobre / zanikać”, s. 21; „Jasne / jeszcze jestem”, s. 34) należałoby postrzegać nie tyle jako poetycki komentarz do kwestii braku i pustki, lecz przede wszystkim nadawanie z wnętrza stanu, który okazuje się niepoznawalny dla postronnych.

Świat w poezji Kozioł wyludnił się, choć trudno podejrzewać poetkę o mizantropię. Strategia ta podkreśla rolę, jaką odgrywał w życiu poetki mąż. To jego odejście zmieniło wszystko, co było do tej pory znane i oswojone:

ziemia uciekła mi spod nóg
nie mam komu powiedzieć
co mi się stało
i że dzieje się coś
co nie miało się dziać

świat troi mi się w oczach
ucieka ode mnie
nie mam gdzie zostać
podziewam się spadając
w NIC

(s. 20)

Przywołane formuły dotyczące nieistnienia świadczą nie tylko o przygotowywaniu się na moment ostatecznego zniknięcia, lecz również o porzuceniu myśli o poezji jako formie nieśmiertelności. Taki kierunek refleksji w późnej twórczości Kozioł sugeruje fragment wiersza Bezmonumentu ze Znikopisu:

[…]
więc umrę cała a wraz ze mną
zemrą wiersze
które kochałam u innych
i te pisane przeze mnie
i te co jeszcze są do napisania
[…]U. Kozioł, Bez monumentu [w:] tejże, Znikopis, Kraków 2019, s. 20.[6]

Utożsamienie poetki z osobą mówiącą w wierszach nie jest nadużyciem, a wiara w to, że można pisać w sposób intymny mimo faktu, że coś, co jest najbardziej prywatne, powierza się rzeszy czytelników, wynika z założeń poezji senilnej, w której częściej niż w jakiejkolwiek innej odmianie poezji następuje odsłonięcie, odkrycie, upublicznienie własnych lęków, słabości i niepokojów. W niemal wszystkich wierszach z Momentów dominuje forma monologu, która podkreśla efekt bycia powiernikiem sekretów i przemyśleń tej, która wygasa (s. 38). Strategię uwierzytelnienia wzmaga również odautorska informacja zawarta w początkowej części wiersza Zamęt:

Dzień
w którym runęła na mnie samotność
w majowy świt 2010
[…]

wtedy oślepłam i ja
ogłuchłam i zdrętwiałam
ale nie przemieniłam się w drzewo
raczej w drewno
w bezlistny pień
do którego nie lgnie rosa
ani wiosenny liść

(s. 15)

Choć namysł nad linią demarkacyjną, jaka miałaby oddzielać to, co szczere od tego, co podlega konwencjonalizacji każdorazowo wymaga ostrożności i wart jest podjęcia, to jednak senilia uznawane są za szczególny rodzaj twórczości. Nawet Nasiłowska, pisząca o tym, że nowym pięknem po drugiej wojnie światowej jest prawda: „Im bardziej bezwzględna – tym lepiej” A. Nasiłowska, Samotność Urszuli Kozioł…, s. 67.[7], porzuca pokusę śledzenia stopnia konwencjonalizacji poszczególnych wierszy i włączenia ich w długą tradycję pisania o starości i niechybnej śmierciZob. R. Przybylski, Baśń zimowa. Esej o starości, Warszawa 1998.[8].

W przypadku Kozioł bardziej trafne jest dostrzeżenie, w jaki sposób poetka wykorzystuje aluzje kulturowe i włącza je w obręb własnych wypowiedzi. W zacytowanym Zamęcie pojawia się nawiązanie do mitu o Dafnis, która została zamieniona w drzewo. Wdowa donosi, że na skutek doświadczeń, o jakich mowa w inicjalnej strofoidzie, uległa transformacji w drewno. Ta wymowna degradacja, mimo że materiał, w jaki została przemieniona niewiele różni się od pojawiającego się w źródłowej wersji mitu, świadczy o ubyciu sił witalnych, braku możliwości kwitnięcia i przerwaniu obiegu życiodajnych soków.

Dominantami tematycznymi Momentów są smutek, lęk i tęsknota (poetka rzadko nazywa emocje, pod wpływem których powstały poszczególne teksty), jednak Kozioł udaje się przekroczyć granicę rozpaczy. W jej twórczości wątki autotematyczne pojawiają się również w tomach, których zadaniem jest wieloaspektowe opisanie sytuacji wdowieństwa. Świadczy to o pozostawaniu wierną własnym decyzjom sprzed lat. Mikołajczak pisze:

Po 1974 roku autotematyzm wyraźnie nasila się i krystalizuje. Powstaje swoista teoria języka, a wraz z nią filozofia słowa, która najpełniejszy wyraz znajduje w dwóch ostatnich tomikach poetyckich: „Postojach słowa” (1994) i „Wielkiej pauzie” (1997), […] Wraz z krystalizacją refleksji autotematycznej wzrasta szczególna rola słowa i jego znaczenie dla mówiącego podmiotuM. Mikołajczak, Podjąć przerwany dialog…, s. 97.[9].

Wyznaniu poetka stwierdza zaś: „Przycupnęłam na literce w środku alfabetu” (s. 42), natomiast w wierszu o incipicie *** Żyję na wygaszonych światłach… wyznaje:

 

[…]
próbuję schować się w wierszu
jak w schronie
pcham się do środka wiersza
ale on wcale nie chce
dać tego miejsca akurat mnie
[…]

(s. 38)

 

Poezja nie ma mocy unieśmiertelniania, ale „pisanie o pisaniu” wymaga czujności i gotowości do mierzenia się z materią wiersza – bez względu na okoliczności. W Momentach zamieściła Kozioł tekst świadczący również o jej poczuciu humoru:

 

Litery – żywe
mienią się zrzeszają
żeby utworzyć wyraz
a potem
ewokować następne i następne

tworzyć przestrzeń słowa
przestrzeń zdania
Rozmnażają się

………
Dokończ to sobie
Nie leń się

(s. 40)

 

Dyskurs metakrytyczny pozwala również wyrazić to, co najważniejsze w sposób metaforyczny, a więc zapobiega rozlewności emocjonalnej. Autorka Znikopisu pisze o doświadczaniu pustki w sposób niepozostawiający wątpliwości, że jest to najtrudniejszy stan, z jakim przyszło jej się zmierzyć, ale w najnowszym tomie pisanie o stratach nie nosi znamion ekshibicjonizmu. Ta cecha twórczości Kozioł okazuje się niezmienna: w jej projekcie poetyckim ważniejsze od dopuszczenia do głosu nagich, nieuporządkowanych poetycko emocji jest opracowanie tematów samotności i starości w sposób sugestywny dla każdego czytelnika. O braku świadczą nie tylko poszczególne wiersze i kreowane w nich sytuacje, lecz również tytuły: Bez zasięgu, Bez pamięci, bezsenne noce, Bezsens. We wszystkich pojawia się cząstka „bez”, która zapowiada temat wiersza, stanowi drogowskaz dla interpretatora.

Trudno uznać Kozioł za radykalną awangardystkę, ale w Momentach nie brak zaskoczeń, mimo że – jak zapowiada sama autorka na czwartej stronie okładki – „Stara kobieta, wygłaszająca w Momentach długi monolog, żyje w totalnej samotności. Usiłuje z kimś rozmawiać, bywa, że całymi dniami nie słyszy swojego głosu”.

Choć metafora wiersza jako schronienia nie jest zbyt innowacyjna, to jednak Kozioł udaje się zabrać głos w sprawach przekraczających jednostkową perspektywę. Wspomniany w tomie „huragan dziejów” (s. 39) można powiązać z sytuacją w Ukrainie. Poetka zdecydowała się przekroczyć dotychczasowy katalog tematów i skierować apel o wsparcie i solidarność dla obywateli pogrążonego w wojnie sąsiedniego państwa. To zaskakujące i symptomatyczne, że przedostatni wiersz tomu, Wyznanie, rozpada się na dwie części (osobistą i wspólnotową). Świadomość obciążenia, jakie stanowi długotrwałe zajmowanie się sobą, zmusza do postawienia sprawy jasno: „Najwyższy czas / Żeby oddalić się od samej siebie” (s. 42). Tytuł wiersza wiąże się nie tylko z osobistymi obawami („Umieram ze wstydu / Że nie udźwignę cierpienia”, s. 42), lecz również z koniecznością poszerzenia kręgu doświadczeń uznawanych za ważne. W poezji Kozioł pojawiają się reminiscencje drugiej wojny światowej, dlatego jej apel z Wyznania to coś więcej niż fragment wiersza okolicznościowego czy znak koniunkturalizmu. Poetka, będąc świadkiem zniszczeń drugiej wojny światowej, potrafi dostrzec cierpienie innych i zagrożenia, jakie płyną z decyzji o zbrojnym ataku jednego państwa na drugie.

Tom Momenty mógłby zostać potraktowany jako forma pożegnaniaZob. A. Legeżyńska, Gest pożegnania. Szkice o poetyckiej świadomości elegijno-ironicznej, Poznań 1999.[10] – pojawiają się w nim zarówno fragmenty świadczące o pogodzeniu z tym, co ma dopiero nadejść, jak również fragmenty dotyczące świadomości nieuchronności końca. Ludzką egzystencję charakteryzuje wspomniana już znikliwość, która wpisana jest w ciało. Próba opisu jego wyeksploatowania to również istotna część tomu. Momenty to również traktat o pamięci, którą można porównać do labiryntu (s. 22) lub kary, której odbywanie bywa przygnębiające, ponieważ w dostępnym magazynie wspomnień znajdują się również i te świadczące o minionym szczęściu:

kto mi to zrobił
za co
że straciłam głowę
i serce –
została mi tylko szara bura pamięć
sztywna i goła
jak jakiś nieboszczyk.

(s. 25)

Biorąc pod uwagę rozpiętość tonacji, jakie pojawiają się w Momentach, warto mieć nadzieję, że Kozioł nie ucichnie, lecz wyda kolejny zbiór, którego nie będzie należało traktować w kategoriach rozwoju poetyki, lecz jako raport z pól walki. Dzięki Wyznaniu wiemy, że walka poetki toczy się na wielu frontach.

Urszula Kozioł, Momenty, Kraków: Wydawnictwo Literackie, 2022

Momenty - Urszula Kozioł

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Andrzej Juchniewicz, Nadawanie z wnętrza starości, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 193

Przypisy

  1. U. Kozioł, Momenty, Kraków 2022, s. 19. Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, pochodzą z tego wydania.
  2. Zob. świetną analizę tomu, którą zaproponowała E. Suszek, Figuracje braku i nieobecności. Miłobędzka – Białoszewski – Kozioł, Kraków 2020. Część poświęcona Kozioł w całości dotyczy Klangoru.
  3. A. Nasiłowska, Samotność Urszuli Kozioł, „Nowe Książki” 2022, nr 9, s. 67.
  4. J. Drzewucki, Muzyka sfer. Teksty o poetkach i poetach, Warszawa 2020 [dokument elektroniczny], s. 129.
  5. M. Mikołajczak, Podjąć przerwany dialog. O poezji Urszuli Kozioł, Kraków 2000, s. 35.
  6. U. Kozioł, Bez monumentu [w:] tejże, Znikopis, Kraków 2019, s. 20.
  7. A. Nasiłowska, Samotność Urszuli Kozioł…, s. 67.
  8. Zob. R. Przybylski, Baśń zimowa. Esej o starości, Warszawa 1998.
  9. M. Mikołajczak, Podjąć przerwany dialog…, s. 97.
  10. Zob. A. Legeżyńska, Gest pożegnania. Szkice o poetyckiej świadomości elegijno-ironicznej, Poznań 1999.
  11. W.J. Burszta, Semiosfery popkultury [w:] Dawno temu w galaktyce popularnej, Warszawa 2010, s. 232.

Powiązane artykuły

09.03.2023

Nowy Napis Co Tydzień #193 / Czy da się upchać wszechświat w trzydziestu opowiadaniach?

Kilka słów o autorze

Tomasz Dalasiński to poeta i prozaik, laureat Tyskiej Zimy Poetyckiej, nominowany do Nagrody Poetyckiej im. Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego „Orfeusz” za tom Większe, stypendysta MKiDN oraz Miasta Torunia. Choć w środowisku literackim znany jest przede wszystkim jako autor wierszy, ma w swoim dorobku również książkę krytyczno-literacką i dwa zbiory opowiadań. W tej recenzji skupię się na najnowszym, wydanym w 2022 roku przystanku kosmos, który – jak wskazuje podtytuł (i 29 innych pieśni o rzeczach i ludziach) – mieści w sobie łącznie trzydzieści bardzo krótkich tekstów. Maciej Libich napisał w blurbie, że „w tych trzydziestu króciutkich prozach Dalasińskiemu udaje się zamknąć cały świat”. Zawarty w tytule „kosmos” rzeczywiście mógłby to sugerować, ale czy autorowi Nieopowiadań naprawdę udało się na niecałych stu stronach pomieścić cały świat lub nawet wszechświat?

Pieśni o ludziach

Podtytuł zbioru, oprócz jasnej deklaracji co do liczby tekstów, zostawia czytelnikom istotną dla lektury podpowiedź. Dalasiński napisał „pieśni o rzeczach i ludziach”, a zatem swoje utwory skoncentrował wokół osób i przedmiotów. Są to rzeczywiście dwie główne drogi, którymi podąża narracja tych opowieści. My również spróbujemy podążyć każdą z nich; najpierw tą, w centrum której stoi człowiek.

Autor starał się sportretować współczesną wieś, rozpisując jej charakterystykę na niezależne od siebie opowiadania, które jednak łączy wspólna przestrzeń, niekiedy podobni do siebie czy nawet tożsami bohaterowie oraz ogólny nastrój. Z jednej strony mamy choćby tytułowy Przystanek kosmos, który opisuje sytuację usunięcia starego przystanku autobusowego, pełniącego raczej funkcję społeczno-kulturową niż tę przypisaną odgórnie. Sytuację, która wydarzyła się w wielu polskich wsiach i miasteczkach: mogła się ona wydarzyć wszędzie i nigdzie, ukazując tym samym pewien uniwersalizm doświadczeń. Z drugiej strony mamy natomiast Kaśkę – pojedynczą bohaterkę z trudną przeszłością, własnymi motywacjami i traumami. Choć poznajemy z imienia ją, jej córkę, ojca (i równocześnie oprawcę) oraz partnera, nic nie czyni jej historii indywidualną lub na swój sposób wyjątkową. Znów – ma być to opowieść uniwersalna, ale przewijające się przez teksty zbioru postaci, które mają reprezentować swoiste doświadczenia wspólnotowe, są zbyt schematyczne.

Dalasiński nie poradził sobie z tą „ludzką” stroną swoich opowiadań. Rozdarcie między konkretem a ogółem powoduje dysonans poznawczy. Nie wiemy, czy z bohaterami mamy się utożsamić, czy im współczuć, czy traktować ich jako ludzi z krwi i kości, czy jak postaci z papieru. Naturalizm i brutalność doświadczeń każą nam kwestionować prawdziwość postaci Kaśki, Heńka i Witka. Nie wierzymy, że przydarzył im się gwałt, morderstwo, osierocenie. Nagromadzenie klęsk, porażek i cierpienia nie tylko przytłacza czytelnika, ale – co gorsza – nie wzbudza jego zaufania. Oczywiście wiemy, że takie sytuacje się zdarzają, lecz ich skupienie w jednym miejscu – mimo że autor raczej rzadko używa nazw własnych, opisuje dosyć konkretny, jednorodny krajobraz – rodzi zwątpienie w rzetelność stojącej za tekstem obserwacji i diagnozy. Losy bohaterów męczą, ale nie tyle dlatego, że budzą zgrozę (a budzą), ile raczej dlatego, że stają się wyliczanką ludzkich ułomności, przywar i skrzywień. W tym zakresie boli zmarnowany potencjał, bo choć Dalasiński operuje plastycznym, poetyckim językiem, tworzy spójny świat przedstawiony i potrafi dobrze spuentować swoje „pieśni”, jego opowiadania skoncentrowane wokół ludzi możemy uznać za co najwyżej poprawne.

Pieśni o rzeczach

Inaczej ma się sprawa z tekstami skoncentrowanymi wokół przedmiotów. W zbiorze znajdziemy takie tytuły jak choćby But czy Krzesło, w których cała narracja jest budowana właśnie dookoła rzeczy. Przedmiot staje się w nich punktem wyjścia nowej relacji, przełomowego wydarzenia, zmiany lub po prostu snucia opowieści. Poprzez rzecz autor odsłania to, co ludzkie, budując tym samym więź między nieożywionym i ożywionym. Koncentrując się na szczególe, dociera do historii, która się za nim kryje. Nie próbuje w kilku akapitach opisać życia postaci od chwili narodzin aż do momentu śmierci, tak jak to robi w tekstach związanych z konkretnymi bohaterami, ale wyłuskuje interesujący fragment biografii, jakiś ważny moment, który daje się ująć w wąskie ramy przedmiotu i opowiedzieć za jego pomocą. Nie rezygnuje z perspektywy osobowej, to znaczy: nie proponuje studium przedmiotu, lecz łączy świat zapomnianych, niepotrzebnych, materialnych drobiazgów z ich funkcją kulturową, znaczeniami istotnymi społecznie lub historycznie.

Od detalu rozpoczyna się też przejmujący tekst Zobaczyłem go. Dopiero na końcu tego krótkiego opowiadania przed czytelnikiem odsłania się to, co jest opisywane: rak „niczym zamróz kruszący skały osadowe”, „nie do wycięcia, nie do wyplenienia jak perz lub podagrycznik pospolity”. Rak, który powoli zabija ojca i który, zajmując centralne miejsce w tej narracji, ogniskuje uwagę czytelnika właśnie na „rzeczy”, a nie na człowieku, a przecież tym, co przesądza o silnej emocji stojącej za tekstem, jest właśnie człowiek. Takie umiejętne przesunięcie perspektywy zdecydowanie działa na korzyść utworów oraz ich autora. W przypadku tak krótkiej prozy niewątpliwie lepiej jest skoncentrować się na szczególe, wybrać wycinek reprezentatywny dla całości. Pozostawić czytelnika z wrażeniem niedosytu, pozwolić mu samodzielnie dopowiedzieć ciąg dalszy.

Odciski palców, klisze, pamiątki i inne znaki obecności oraz wątki nie z tego świata

W opowiadaniach zawartych w tomie Przystanek kosmos narrator najczęściej pozostaje z boku. Zdaje relację, opowiada, ale stroni od bezpośrednich wtrąceń czy – tym bardziej – oceny swoich bohaterów. Dalasińskiemu zdarzają się jednak wyjątki od reguły. I bardzo dobrze, bo te utwory, w których narracja zmienia się w pierwszoosobową i pozwala utożsamić autora z narratorem, zdecydowanie należy zaliczyć do udanych, jak choćby wspomniany wyżej tekst Zobaczyłem go. Mam tu na myśli również takie tytuły, jak na przykład #byłem, z psem czy Szeptun. Co ciekawe, w każdym z nich pojawia się jeszcze jedna ważna cecha odróżniająca je od większości opowiadań z tego zbioru, a mianowicie element fantastyczny. Pierwszy z tytułów pozwala dotrzeć do własnego sobowtóra, drugi wykorzystuje motyw pętli czasowej, a ostatni – postać na poły legendarną i zderzenie wyobrażeń o niej z rzeczywistością.

Większości opowiadań towarzyszy skrajny realizm epatujący przemocą czy zachowaniami patologicznymi. W tych momentach, kiedy autor odsłania się w opowiadaniach, przyglądamy się z bliska raczej prostej codzienności, której magia zawiera się w tajemnicy, oczekiwaniu czy niespodziance. Opowiadanie Szeptun kończy się takim fragmentem:

Nigdy więcej nie spotkałem żadnego szeptuna. Tak właściwie to sam nie wiem, czy ten, którego spotkałem, faktycznie był szeptunem, i czy ktokolwiek kiedykolwiek jakiegokolwiek szeptuna spotkał naprawdę.

O ile konfrontacja fantazji z tym, co realne, zwykle odkrywa tajemnicę na tyle, by dojrzeć narosłą wokół niej otoczkę, o tyle umiejętne operowanie tajemnicą – jej opowiadanie, jak w przypadku mitu szeptuna – tworzy świat na poły fantastyczny, niedający się do końca ująć w ramy widzialnego i pojmowalnego. Dalasiński niekiedy umiejętnie rozgrywa takie wątki, z motywu pętli korzysta więcej niż raz (bardzo dobre opowiadanie Śnieg), od czasu do czasu zaskakując czytelnika i pokazując, że ma jeszcze kilka asów w rękawie.

To co z tym wszechświatem?

Odpowiadając na pytanie zadane w tytule: nie, nie da się zmieścić całego kosmosu w trzydziestu opowiadaniach. A w każdym razie nie udało się to w najnowszym zbiorze opowiadań Tomasza Dalasińskiego. Nie zmienia to jednak faktu, że wśród tych opowieści z pewnością znajdziecie takie, które przeczytacie z przyjemnością, zaciekawieniem, a nawet nutką niepokoju. Zdecydowanie lepiej wybrzmiewają te historie, które koncentrują się na szczególe, nie roszcząc sobie pretensji do perspektywy kosmicznej, ukazującej obraz szeroki, ale niepogłębiony, a przez to mało wiarygodny. Dalasiński jest bardzo dobrym poetą, świetnie operuje językiem również w prozie – pozostaje więc kwestia umiejętnego zarządzania zawartością fikcji i tego, co krótka proza może w sobie pomieścić. Czytelnikowi wystarczy przystanek, kosmos zostawmy astronomom i astronautom.

 

T. Dalasiński,Przystanek kosmos i 29 innych pieśni o rzeczach i ludziach, wydawnictwo FORMA, Szczecin 2022

Przystanek kosmos i 29 innych pieśni o rzeczach i ludziach - Wydawnictwo  FORMA

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Anna Mochalska, Czy da się upchać wszechświat w trzydziestu opowiadaniach?, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 193

Przypisy

  1. U. Kozioł, Momenty, Kraków 2022, s. 19. Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, pochodzą z tego wydania.
  2. Zob. świetną analizę tomu, którą zaproponowała E. Suszek, Figuracje braku i nieobecności. Miłobędzka – Białoszewski – Kozioł, Kraków 2020. Część poświęcona Kozioł w całości dotyczy Klangoru.
  3. A. Nasiłowska, Samotność Urszuli Kozioł, „Nowe Książki” 2022, nr 9, s. 67.
  4. J. Drzewucki, Muzyka sfer. Teksty o poetkach i poetach, Warszawa 2020 [dokument elektroniczny], s. 129.
  5. M. Mikołajczak, Podjąć przerwany dialog. O poezji Urszuli Kozioł, Kraków 2000, s. 35.
  6. U. Kozioł, Bez monumentu [w:] tejże, Znikopis, Kraków 2019, s. 20.
  7. A. Nasiłowska, Samotność Urszuli Kozioł…, s. 67.
  8. Zob. R. Przybylski, Baśń zimowa. Esej o starości, Warszawa 1998.
  9. M. Mikołajczak, Podjąć przerwany dialog…, s. 97.
  10. Zob. A. Legeżyńska, Gest pożegnania. Szkice o poetyckiej świadomości elegijno-ironicznej, Poznań 1999.
  11. W.J. Burszta, Semiosfery popkultury [w:] Dawno temu w galaktyce popularnej, Warszawa 2010, s. 232.

Powiązane artykuły

09.02.2023

Nowy Napis Co Tydzień #189 / Poezja spraw trudnych i nierozstrzygalnych

Wojciech Bonowicz jest poetą trudnych spraw i trudnych pytań. […]Sięga po rzeczy ważne, istotne i takie, które – wydawać by się mogło – zawsze są nierozstrzygalne.

– opowiada Mirosław Dzień o tomie poetyckim Wojciecha Bonowicza Wielkie rzeczy.

Więcej w nagraniu.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Mirosław Dzień, Poezja spraw trudnych i nierozstrzygalnych, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 189

Przypisy

  1. U. Kozioł, Momenty, Kraków 2022, s. 19. Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, pochodzą z tego wydania.
  2. Zob. świetną analizę tomu, którą zaproponowała E. Suszek, Figuracje braku i nieobecności. Miłobędzka – Białoszewski – Kozioł, Kraków 2020. Część poświęcona Kozioł w całości dotyczy Klangoru.
  3. A. Nasiłowska, Samotność Urszuli Kozioł, „Nowe Książki” 2022, nr 9, s. 67.
  4. J. Drzewucki, Muzyka sfer. Teksty o poetkach i poetach, Warszawa 2020 [dokument elektroniczny], s. 129.
  5. M. Mikołajczak, Podjąć przerwany dialog. O poezji Urszuli Kozioł, Kraków 2000, s. 35.
  6. U. Kozioł, Bez monumentu [w:] tejże, Znikopis, Kraków 2019, s. 20.
  7. A. Nasiłowska, Samotność Urszuli Kozioł…, s. 67.
  8. Zob. R. Przybylski, Baśń zimowa. Esej o starości, Warszawa 1998.
  9. M. Mikołajczak, Podjąć przerwany dialog…, s. 97.
  10. Zob. A. Legeżyńska, Gest pożegnania. Szkice o poetyckiej świadomości elegijno-ironicznej, Poznań 1999.
  11. W.J. Burszta, Semiosfery popkultury [w:] Dawno temu w galaktyce popularnej, Warszawa 2010, s. 232.

Powiązane artykuły

09.02.2023

Nowy Napis Co Tydzień #189 / Literackie podróże zimowe

Drodzy Czytelnicy,

zima nie odpuszcza, a lutowe mrozy dają się nam we znaki. To idealne warunki do obcowania z rozgrzewającą dawką kultury i literatury. Sprawdźcie, co przygotowaliśmy dla Was w tym tygodniu.

W aktualnym numerze znalazło się sporo miejsca dla poezji: zachęcamy do zapoznania się z nowymi utworami Michała Mytnika oraz Mariusza Sambora, przedstawicieli dwóch różnych poetyckich generacji. O wierszach pierwszego z wymienionych twórców pisze na naszych łamach Adam Leszkiewicz w swoim najnowszym szkicu.

Miejsce dla poezji znalazło się również wśród nowych recenzji – Halina Surowiec omawia bowiem tomik Koniec srebrnej nitki autorstwa Izabeli Fietkiewicz-Paszek. Wśród pozostałych tekstów dominuje perspektywa historyczna: Piotr Śniedziewski dzieli się swoimi impresjami po lekturze Pieniędzy i obrazów Sławomira Sojaka, poświęconych nowożytnej ekonomii, Tomasz Chlewiński proponuje nam podróż do średniowiecza wraz z Alessandro Barbero, twórcą biografii Dantego, a Marcin Cielecki recenzuje książkę Julesa Schelvisa na temat obozu zagłady w Sobiborze. To nie wszystkie literackie peregrynacje – Jarosław Petrowicz wziął na tapet najnowszy zbiór esejów Krzysztofa Lisowskiego Jakiś Odys i inne pisaniny, zaś Dariusz Żółtowski opisał swoje wrażenia z lektury reportażu Piotra Bernardyna o Hongkongu.

W cyklu „Polecajki” Mirosław Dzień rekomenduje tomik poezji Wielkie rzeczy Wojciecha Bonowicza. W aktualnym tygodniku zamieściliśmy również szkic Alicji Müller Otwieranie archiwów. Ślady tańca modern w nowej choreografii, który ukazał się w 15. numerze kwartalnika „Nowy Napis”, poświęconego sztukom performatywnym.

Ten tydzień obfituje także w wydarzenia. Serdecznie zapraszamy na wystawę prac ukraińskiego artysty Vasyla Lyakha, zatytułowaną „blisko/daleko” – odbędzie się ona w Staromiejskim Domu Kultury w Warszawie i potrwa do 1 kwietnia 2023. Natomiast w najbliższy piątek, 10 lutego o 18:00, w księgarni Tajne Komplety we Wrocławiu (ul. Przejście Garncarskie 2) odbędzie się spotkanie autorskie Justyny Hankus, autorki książki Grisaille o zwykłym osiedlu, wydanej nakładem Instytutu Literatury.

Zachęcamy także do zapoznania się z materiałem wideo, w którym Kazimierz Jędrzej Wosiek, laureat III miejsca w konkursie Pokolenie Solidarności w kategorii non-fiction, opowiada o nagrodzonej biografii Stefana Śnieżki.

Ponadto na łamach tygodnika znajdziecie kolejną odsłonę cyklu „Kanon polski” – tym razem na pytania literaturoznawczej ankiety odpowiedziała Katarzyna Wójcik.

Życzymy przyjemnej i owocnej lektury,

Redakcja NNCT

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Redakcja NNCT, Literackie podróże zimowe, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 189

Przypisy

  1. U. Kozioł, Momenty, Kraków 2022, s. 19. Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, pochodzą z tego wydania.
  2. Zob. świetną analizę tomu, którą zaproponowała E. Suszek, Figuracje braku i nieobecności. Miłobędzka – Białoszewski – Kozioł, Kraków 2020. Część poświęcona Kozioł w całości dotyczy Klangoru.
  3. A. Nasiłowska, Samotność Urszuli Kozioł, „Nowe Książki” 2022, nr 9, s. 67.
  4. J. Drzewucki, Muzyka sfer. Teksty o poetkach i poetach, Warszawa 2020 [dokument elektroniczny], s. 129.
  5. M. Mikołajczak, Podjąć przerwany dialog. O poezji Urszuli Kozioł, Kraków 2000, s. 35.
  6. U. Kozioł, Bez monumentu [w:] tejże, Znikopis, Kraków 2019, s. 20.
  7. A. Nasiłowska, Samotność Urszuli Kozioł…, s. 67.
  8. Zob. R. Przybylski, Baśń zimowa. Esej o starości, Warszawa 1998.
  9. M. Mikołajczak, Podjąć przerwany dialog…, s. 97.
  10. Zob. A. Legeżyńska, Gest pożegnania. Szkice o poetyckiej świadomości elegijno-ironicznej, Poznań 1999.
  11. W.J. Burszta, Semiosfery popkultury [w:] Dawno temu w galaktyce popularnej, Warszawa 2010, s. 232.

Powiązane artykuły

09.02.2023

Nowy Napis Co Tydzień #189 / Oskarżyciel bestii

Każdy ocalały z obozów zagłady ma własną opowieść związaną z przybyciem do obozu i podjętą walką o przeżycie. Opowieść Julesa Schelvisa stała się nie tylko świadectwem osobistym i prywatnym, ale również państwowym. Jako jeden z nielicznych ocalałych spośród holenderskich Żydów wysłanych do Sobiboru, uparcie powtarzał w swojej ojczyźnie tę nieco egzotyczną nazwę położonej w lasach miejscowości. Jego książka Obóz zagłady w Sobiborze ukazała się w Holandii po raz pierwszy w 1993 roku i do tamtego czasu miała tam już dwanaście wydań. Tłumaczenie opus magnum Julesa Schelvisa właśnie ukazało się w języku polskim. Ale nazwać Obóz zagłady w Sobiborze jedynie monografią miejsca ludobójczej kaźni – to zdecydowanie za mało.

Milczenie i świadectwo

Aby w pełni zrozumieć znaczenie książki Julesa Schelvisa należy wnikliwie przeczytać jego biografię. Schelvis został schwytany 26 maja 1943 roku przez nazistów w Holandii okupowanej przez III Rzeszę. Podczas łapanki pojmano także jego żonę Rachelę i jej rodzinę. Na zaledwie kilka dni osadzono ich w Westerbork. Stamtąd już 1 czerwca załadowano Żydów do pociągu. Był to czternasty transport holenderskich Żydów. Ten akurat liczył trzy tysiące osób. W bydlęcym wagonie, w którym przebywał Jules Schelvis, mieściły się jeszcze sześćdziesiąt trzy osoby. Podróż trwała trzy doby. W jej trakcie deportowani nie otrzymywali pożywienia ani wody. Nie otwierano także drzwi. Potrzeby fizjologiczne załatwiano do drewnianej beczki stojącej w rogu wagonu. Gdy wreszcie otworzono drzwi i świeże powietrze nieco ocuciło deportowanych, okazało się, że znajdują się w Sobiborze. Był 4 czerwca 1943 roku, gdy dotychczasowe życie Schelvisa skończyło się. Jego od razu skierowano do obozu pracy przymusowej w Dorohuczy, Rachelę wraz z jej rodziną poprowadzono do komór gazowych. Z transportu liczącego trzy tysiące osób przeżył tylko Jules Schelvis. Był także jednym z nielicznych spośród 34 313 Żydów holenderskich deportowanych do Sobiboru, który ocalał. Z siedmiuset Żydów skierowanych z Sobiboru do Dorohuczy przeżyło tylko dwóch – i on był jednym z nich. Jeśli do tych koszmarnych wyliczeń dodamy jeszcze to, że w wyniku powstania w Sobiborze uciekło z obozu zagłady trzysta osób, z których sześćdziesiąt jeden lub sześćdziesiąt dwie przeżyły wojnę, to zasadnym jest pytanie: jak mógł o tym wszystkim milczeć?

Nie potrafił, czego dowodem jest właśnie niniejsza książka. Sobibór wyłonił się nagle w życiu Julesa Schelvisa niczym legendarny Lewiatan, aby pochłonąć wszystko, co znał. W jednej chwili zabrano mu całe dotychczasowe życie. Wyzwolenia doczekał w innym obozie, w Vaihingen an der Enz pod Stuttgartem, podobozie KL Natzweiler-Struthof. Założył nową rodzinę. Nie mówił o tym, czego doświadczył w czasie wojny. Zachód nie był zainteresowany historiami ocalonych, którzy mówili przerażające historie o obozach leżących gdzieś tam za żelazną kurtyną. W ojczystej Holandii wciąż niewiele osób wiedziało o Sobiborze. Pokolenie powojenne chciało żyć dniem bieżącym, martwiło się, jak przeżyć w atmosferze zimnej wojny, a nie rozliczać się z przeszłością.

Schelvis zaczął pisać o Sobiborze dopiero w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, gdy rozpoczął się proces apelacyjny Karla Frenzla, jednego ze zbrodniarzy sobiborskich. Wydarzenie to skłoniło emerytowanego drukarza do rozpoczęcia monografii potwora, który zabrał mu najbliższych, a Holandii swoich obywateli. Obóz zagłady w Sobiborze to książka, której – powtórzmy to – nie da się w pełni zrozumieć bez powyższego rysu biograficznego. Monografia Schelvisa zaskakuje chłodnym, analitycznym opisem. Autor skutecznie ukrył swoje „ja”, którego osobista tragedia nie przebija się na karty książki. W powściągliwym opisie nie znajdziemy śladów prywatnego kadyszu. A jednocześnie poprzez zgromadzony materiał świadectw, wspomnień, zeznań, listów, kart pocztowych, dokumentów, zdjęć, planów i map książka jest barwnym wielogłosem, który nie pozostawia czytelnika obojętnym. Autor dotarł do bardzo wielu ocalonych, którzy po wojnie zamieszkali po zachodniej stronie żelaznej kurtyny. Przeistoczył się w prawdziwego historyka, który studiował różne źródła (na przykład listy transportowe) tylko po to, aby lepiej zrozumieć sobiborskiego potwora. Jeździł na procesy zbrodniarzy, czytał akta; czasem występował jako świadek. Przynajmniej kilkakrotnie był w Polsce i wciąż szukał świadków. Obóz zagłady w Sobiborze stał się dziełem jego życia. Każde kolejne wydanie było uzupełniane o najnowszy stan wiedzy. To wreszcie dzięki jego postawie, której ducha odnajdujemy w książce, 11 marca 2002 roku w Holandii odsłonięty został pierwszy monument poświęcony zamordowanym w Sobiborze.

Zrozumieć machinę

Nie jest łatwo pisać o tej książce. Dokładność, z jaką Jules Schelvis odtwarza funkcjonowanie obozu zagłady w Sobiborze, zostawia w czytelniku wyraźny ślad. Wskażę zatem jedynie kilka wyznaczników, ciekawych punktów, na które warto zwrócić uwagę w trakcie lektury.

Pierwszym jest niewątpliwie umiejętność pisania, które nie wkracza w nadmierny ekshibicjonizm (a przypomnijmy, że Schlevis miałby pełne prawo otworzyć się przed czytelnikiem ze swoja historią). Autor stara się zrozumieć, przejrzeć sposób myślenia i działania sprawców, ale nie ulega fascynacji złem. Wolny jest także od wszelkich „infernalnych” zwrotów, jak na przykład „piekło na ziemi” i tym podobne. Styl pisania Schelvisa jest bardzo czytelny, niemalże klarowny jak wykład, a przy tym niezwykle humanistyczny. Dobrze oddaje to ten fragment:

To nie przypadek, że prawie wszyscy „urzędnicy śmierci”, którzy trafili do obozu w Sobiborze oraz do innych obozów zagłady, zostali sprowadzeni z zakładów eutanazji, takich jak: Bernburg, Brandenburg, Grafeneck, Hadamar, Hartheim i Sonnenstein. Byli tam zobowiązani do zachowania ścisłej tajemnicy, a więc z oczywistych względów mogli zostać zaangażowani do jeszcze większej, tajnej operacji, podczas której masowe mordowanie ludzi nie obciążyłoby bardziej ich sumień, jeśli je w ogóle posiadali. […] Minimalna liczebność personelu i niewielkie koszty miały przynieść maksymalne efekty. Dysponowano zatem wystarczającą liczbą pracowników do trzech nowych obozów [Bełżec, Sobibór, Treblinka – MC]. Każdy z nich był kółkiem w mechanizmie napędzającym machinę zagłady. Brak lub niewłaściwe funkcjonowanie jednego kółka mogłoby zniweczyć całość. Jednak wszystkie kółka znajdowały się we właściwym miejscu i dokładnie się zazębiały.

Ciekawą rzeczą jest przytoczone przez autora oświadczenie, które musieli podpisać zbrodniarze tworzący załogę Sobiboru. Dotyczyło ono zachowania w tajemnicy wykonywanych czynności w obozie zagłady, w tym „ścisły zakaz fotografowania w obozach Akcji Reinhardt”. Gdy spojrzymy jednak na zawartość Obozu zagłady w Sobiborze, zobaczymy, jak wiele zdjęć wykonanych przez esesmanów udało się Schelvisowi zlokalizować. Sferą domysłów dla czytelnika pozostaje, dlaczego załogi łamały zakaz. Historycy i psychologowie mają tu swoje wyjaśnienia (na przykład pamiątka, brak poczucia winy wobec „odczłowieczonych” ofiar, zwykła niefrasobliwość słabo dobranego zespołu strażników – i wiele, wiele innych), które tworzą osobną bibliotekę.

Gdy poznajemy historię obozów zagłady, zauważamy, iż każdy z nich – pomimo powtarzalnej mechanizacji – ma jakiś wyróżnik, coś paradoksalnego, co nie pozwala o nim zapomnieć. W Treblince jest to obecność małego zoo. W Sobiborze będzie to z kolei drewniana kaplica wybudowana pierwotnie w 1926 roku. Budując obóz zagłady, nie rozebrano jej. Nie sposób tego określić i Schlevis też tego nie rozstrzyga, jednak trudno uwierzyć, aby ktokolwiek z załogi strażników korzystał z niej w tym celu, w którym powstała.

Trzy uwagi, które poczyniłem wyżej, w żaden sposób nie wyczerpują bogactwa książki Julesa Schelvisa. Warto zwrócić uwagę na Obóz zagłady w Sobiborze, ponieważ poza pracami Marka Bema nie mamy na rodzimym rynku zbyt wielu dobrych, pod względem merytorycznym i pisarskim, książek na temat tego obozu. Życiowe opus magnum Schelvisa zostało wydane przez Państwowe Muzeum w Majdanku, zatem istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że książka nie wejdzie do szerokiego kręgu odbiorców. Mimo wszystko warto pamiętać i zerkać na nową inicjatywę wydawniczą Muzeum. Schlevis został wydany w tej samej szacie graficznej, co kapitalna (i niestety mocno niezauważona) książka Dariusza Libionki Zagłada Żydów w Generalnym Gubernatorstwie. Miejmy nadzieję, że obie książki są początkiem nowej, ambitnej serii.

Jules Schelvis, Obóz zagłady w Sobiborze, tłum. Krzysztof Stachowski i Agencja Vertaalbureau Perfect, Państwowe Muzeum na Majdanku, Lublin 2021

Obóz zagłady w Sobiborze - Jules Schelvis - Księgarnia Państwowego Muzeum  na Majdanku

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Marcin Cielecki, Oskarżyciel bestii, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 189

Przypisy

  1. U. Kozioł, Momenty, Kraków 2022, s. 19. Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, pochodzą z tego wydania.
  2. Zob. świetną analizę tomu, którą zaproponowała E. Suszek, Figuracje braku i nieobecności. Miłobędzka – Białoszewski – Kozioł, Kraków 2020. Część poświęcona Kozioł w całości dotyczy Klangoru.
  3. A. Nasiłowska, Samotność Urszuli Kozioł, „Nowe Książki” 2022, nr 9, s. 67.
  4. J. Drzewucki, Muzyka sfer. Teksty o poetkach i poetach, Warszawa 2020 [dokument elektroniczny], s. 129.
  5. M. Mikołajczak, Podjąć przerwany dialog. O poezji Urszuli Kozioł, Kraków 2000, s. 35.
  6. U. Kozioł, Bez monumentu [w:] tejże, Znikopis, Kraków 2019, s. 20.
  7. A. Nasiłowska, Samotność Urszuli Kozioł…, s. 67.
  8. Zob. R. Przybylski, Baśń zimowa. Esej o starości, Warszawa 1998.
  9. M. Mikołajczak, Podjąć przerwany dialog…, s. 97.
  10. Zob. A. Legeżyńska, Gest pożegnania. Szkice o poetyckiej świadomości elegijno-ironicznej, Poznań 1999.
  11. W.J. Burszta, Semiosfery popkultury [w:] Dawno temu w galaktyce popularnej, Warszawa 2010, s. 232.

Powiązane artykuły

02.02.2023

Nowy Napis Co Tydzień #188 / Zimowe wędrówki po literaturze

Drodzy Czytelnicy!

W Polsce rozpoczęła się kolejna tura ferii zimowych, dlatego zapraszamy Was w podróż literacką.

Na początek będzie to wspomnieniowy spacer z Barbarą Gruszką-Zych i Ireneuszem Staroniem koncentrujący się wokół książki Moi ważni. Portrety prywatne. Dalej powiedziemy Was na Śląsk i jego okolice. Błażej Szymankiewicz recenzuje książkę Anny Malinowskiej Od Katowic idzie słońce, Remigiusz Okraska pytając A może by tak rzucić wszystko i wyjechać na Śląsk Cieszyński? zaprasza do lektury tekstu o Řezaným świecie. Osobistym przewodniku po Śląsku Cieszyńskim Adam Miklasza, natomiast Aleksandra Pyka przybliża poezję słowackiego twórcy, Štefana Strážaya, którego postrzega jako uważnego rejestratora chwili. A jeśli zapragniecie dalszych wędrówek, to Małgorzata Peroń zachęca do zapoznania się z książką Janusza Sepioła Dyptyk włoski.

Na tym jednak nie koniec recenzji. Agnieszka Kostuch przybliża prozatorskie teksty Karola Maliszewskiego w szkicu Wyemancypowany bohater, Dariusz Żółtowski pochyla się nad książką poświęconą pamięci Andrzeja Gronczewskiego, Ciemne ścieżki i jasne polany, Halina Surowiec omawia tom Tańczę smutek Andrzeja Wojciechowskiego, natomiast Paweł Chmielewski bierze na tapet Księgę dla starych urwisów Krzysztofa Vargi.

W numerze nie brak również samej literatury. Prezentujemy opowiadanie laureata konkursu Snuj Story, Jakuba Rewiuka zatytułowane Tata, Ania p. i Benek oraz wiersze Konrada Sutarskiego, które w tym tygodniu uzupełniają nasz tygodnik oraz portalową Czytelnię.

Nie zabraknie także stałych cykli tygodnika. W ankiecie dotyczącej Kanonu Polskiego zabiera głos Sławomir Buryła, a w sprawie Solidarności laureat II miejsca w konkursie Pokolenie Solidarności w kategorii non-fiction, Krzysztof Stasiewski. Odczytuje on fragment nagrodzonej pracy zatytułowanej Poker face. A w podcaście Nowy Gramofon Michał Gliński rozmawia z dr Ewą Wojciechowską, autorką książki Ciało upiora. O polskiej noweli fantastycznej epoki romantyzmu.

Na koniec garść informacji i ogłoszeń. Po pierwsze, sekretarz redakcji kwartalnika „Nowy Napis”, Ireneusz Staroń był gościem w programie Gadające głowy. Odpowiada on na pytania dotyczące naszego periodyku Katarzynie Wójcik. Po drugie, składamy gratulacje Wojciechowi Wenclowi. Jego książka wydana przez Instytut Literatury, Lechoń. Rycerz i faun została książką miesiąca „Magazynu Literackiego Książki” (marzec 2022). Doroczne Nagrody Książki Roku 2022 zostaną przyznane już 21 lutego podczas gali w Bibliotece Narodowej.

I po trzecie, choć to informacja również bardzo ważna, w imieniu organizatorów zapraszamy i zachęcamy do wzięcia udziału w XVI edycji Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego im. Szaloma Asza na opowiadanie o tematyce dowolnej.

Przyjemnej lektury, miłych wrażeń!

Redakcja NNCT

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Redakcja NNCT, Zimowe wędrówki po literaturze, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 188

Przypisy

  1. U. Kozioł, Momenty, Kraków 2022, s. 19. Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, pochodzą z tego wydania.
  2. Zob. świetną analizę tomu, którą zaproponowała E. Suszek, Figuracje braku i nieobecności. Miłobędzka – Białoszewski – Kozioł, Kraków 2020. Część poświęcona Kozioł w całości dotyczy Klangoru.
  3. A. Nasiłowska, Samotność Urszuli Kozioł, „Nowe Książki” 2022, nr 9, s. 67.
  4. J. Drzewucki, Muzyka sfer. Teksty o poetkach i poetach, Warszawa 2020 [dokument elektroniczny], s. 129.
  5. M. Mikołajczak, Podjąć przerwany dialog. O poezji Urszuli Kozioł, Kraków 2000, s. 35.
  6. U. Kozioł, Bez monumentu [w:] tejże, Znikopis, Kraków 2019, s. 20.
  7. A. Nasiłowska, Samotność Urszuli Kozioł…, s. 67.
  8. Zob. R. Przybylski, Baśń zimowa. Esej o starości, Warszawa 1998.
  9. M. Mikołajczak, Podjąć przerwany dialog…, s. 97.
  10. Zob. A. Legeżyńska, Gest pożegnania. Szkice o poetyckiej świadomości elegijno-ironicznej, Poznań 1999.
  11. W.J. Burszta, Semiosfery popkultury [w:] Dawno temu w galaktyce popularnej, Warszawa 2010, s. 232.

Powiązane artykuły

12.01.2023

Nowy Napis Co Tydzień #185 / Han Solo w bakelicie mrożony

Znany z wielu zabawnych i niezwykle celnych powiedzonek, nieżyjący już krytyk filmowy (jak i doskonały znawca popkultury) Zygmunt Kałużyński opowiadał kiedyś anegdotę z dzieciństwa o fascynacji przedwojennym kinem amerykańskim. Po seansie jeden z jego kolegów wymagał, aby zwracano się do niego wyłącznie per „Douglas Piątek”. To absurdalne zestawienie pokazuje nie tylko to, jakim statusem cieszył się Douglas Fairbanks Jr. wśród młodej widowni, ale zarazem rolę i wpływ, jaki wywierały gwiazdy ekranu, pierwotnie kinowe a później telewizyjne, na zbiorową wyobraźnię całych pokoleń. Czy następcą przedwojennego „Douglasa Piątka” nie był jego naśladujący czołgistów z Czterech pancernych wnuk mieszkający w socrealistycznym blokowisku? Wprawdzie jednemu musiał wystarczyć łuk lub miecz zrobiony ze starego wieszaka, drugiemu garnek wkładany na głowę zamiast hełmofonu Janka Kosa (chwyt zresztą doskonale ograny przez twórców polskiej komedii), jednak poza fascynacją kinem czy telewizją niewiele ich łączyło z rówieśnikiem zza oceanu. Ten, oglądając serial o Batmanie z Adamem Westem, mógł poprosić rodziców o kompletny strój bohatera i zestaw gadżetów, zawierający nawet żel na rekiny (sic!). Dwadzieścia lat później wszystko miało się zmienić. Pod koniec lat siedemdziesiątych kinowy świat przestał być taki sam. Świat fanów również.

Po ekranowym triumfie Nowej nadziei (czwarta, a w zasadzie pierwsza część sagi George’a Lucasa) dość szybko przeanalizowano powody sukcesu finansowego i artystycznego Star Wars. Obok niezwykłej umiejętności wyczucia nastroju i marzeń widza – udowodnił to nostalgicznym American graffiti – Lucas niemal perfekcyjnie opanował metodę popkulturowego remiksu. Sięgnął do kilku znanych motywów z globalnej mitologii od chrześcijaństwa po mity asyryjskie i nordyckie; dodał kilka scen z artystycznego kina najwyższej próby – odyseja robotów to nic innego jak parafraza Ukrytej fortecy Akiry Kurosawy, a także motywy kina rozrywkowego sprzed półwiecza – tutaj znów pojawił się Douglas Fairbanks z Robin Hooda, który zainspirował sceny marszu żołnierzy imperium i końcową paradę ku czci bohaterów. Ta remiksowa technika będzie niezwykle istotna dla zrozumienia tej osobnej gałęzi kulturowego przemysłu, którą stały się Gwiezdne wojny. Jak potężna to marka, możemy się przekonać, chociażby oglądając dokumentalne reality showGwiazdy lombardu. Do tytułowego sklepu regularnie trafiają (i bardzo szybko znajdują nabywców) kolejne przedmioty związane z filmem: piąta wersja scenariusza dla operatorów z kilkoma notatkami reżysera, limitowana figurka gwiezdnego zabójcy Boba Fetta (dla ciekawskich – sto dwadzieścia tysięcy dolarów). Namiastkę tego szaleństwa, nazwałbym je kolekcjonerskim kultem, przypadkowy przechodzień może zaobserwować w supermarketach, gdy wraz z premierą kolejnych odsłon serii pojawiają się skarpetki, torby, zeszyty, piórniki z charakterystycznym logo. Jak jednak ten fenomen wyglądał i wygląda w Polsce? Aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba sięgnąć po Wojnę gwiazd. Opowieść o genezie polskiego fandomu Gwiezdnych wojen pióra Jakuba Turkiewicza.

Autor, historyk z wykształcenia, publikujący artykuły w magazynie „Sfera” i opowiadania w „Nowej Fantastyce”, ukazuje nam premierę, recepcję, kolekcjonerskie szaleństwo – wszystko to, co wywołały Gwiezdne wojny w szarzyźnie późnego PRL. Wiedząc, że u nas wszystko jest trochę jakby inaczej, popatrzmy na świat, w którym Han Solo zamiast w ciekłym karbonicie mrożony jest w tandetnym plastiku.

O początkach fanowskiego odbioru Star Wars w Polsce pisano dotychczas niewiele, zaledwie kilka artykułów, króciutkie notki prasowe i być może jakieś wzmianki w niepublikowanych pracach naukowych. Jest zatem książka Turkiewicza opracowaniem pionierskim, sumującym wspomnienia i wiedzę rozproszoną, opracowaniem tym ciekawszym, że – choć to trudno sobie wyobrazić – od polskiej premiery minęło ponad czterdzieści lat, a fandom filmów był przez prawie dwie dekady zjawiskiem wyłącznie analogowym. Internetowe memy, gry, fanarty, to wszystko, co dziś napędza środowisko pasjonatów Star Wars wyglądało zgoła inaczej i, zanim pogrąży się w mroku niepamięci, zjawia się pasjonat Turkiewicz, aby wszystko (lub prawie wszystko) nam zrelacjonować:

Celem, jaki sobie wyznaczyłem, zasiadając do pracy nad książką, było możliwie najpełniejsze opisanie polskiej wersji owego zjawiska „Star Wars” w okresie, kiedy Polskę nazywano PRL-em. Bardzo szybko zdałem sobie sprawę z faktu, że biblioteczna kwerenda nie dostarczy mi wystarczającej ilości informacji […] Istotnym źródłem wiedzy okazały się rozmowy […] Wielu cennych informacji z pierwszej ręki udzielili mi członkowie Śląskiego Klubu Fantastyki […] W swej nostalgicznej wędrówce kronikarza trafiłem też do Gdańska, gdzie odnalazłem producenta wytwarzanych tam figurek […] Kopalnią informacji okazały się roczniki czasopisma „Świat Młodych” z lat 1978–1989.

Należy zauważyć, że obok narzędzia kwerendy naukowej autor stosował typowe techniki dziennikarskie – wywiady terenowe, wspomnienia i analizę reklam oraz anonsów prasowych.

Zacznijmy od anegdoty, którą Turkiewicz przytacza: Chris Taylor, autor książki Gwiezdne wojny. Jak podbiły wszechświat,usiłował odnaleźć człowieka, który nie widział filmu i nic o nim nie wie. Odszukał jednego jedynego członka ludu Nawaho, który nic nie wiedział o rebeliantach, republice galaktycznej i ich walce z imperium. To obrazuje, z jak globalnym zjawiskiem kulturowym obcujemy. Pierwszy rozdział analizuje źródła ukazujące cykl z punktu widzenia badań antropologicznych, kulturoznawczych, esejów badaczy amerykańskich i polskich, którzy przyczyn sukcesu upatrują w odwołaniach do archetypów (dobro-zło istniejące w gnozie), religii Wschodu oraz realiów politycznych i społecznych USA końca lat siedemdziesiątych. Za oceanem premiera filmu 25 maja 1977 r. była wydarzeniem, ale – w przeciwieństwie do dzisiejszych blockbusterów – projekcje w innych krajach opóźniono o kilka miesięcy. Do Polski Gwiezdne wojny trafiły dopiero w kwietniu 1979 r. Przez kilka lat – również na Zachodzie – film był dostępny wyłącznie w dystrybucji kinowej. Obecności Star Wars na różnych nośnikach (często dość zaskakujących, jak płyta winylowa) oraz epoce kaset VHS poświęcone zostają kolejne partie publikacji.

Później Turkiewicz opisuje historię powstania i dystrybucji figurek „gwiezdnowojennych” na amerykańskim rynku. Zaczynamy obserwować zamysł autorski – poznajemy najpierw całą otoczkę kolekcjonersko-marketingową wokół sagi Lucasa napędzaną udziałem wielkich koncernów, a następnie jej ekwiwalent w zgrzebnej, peerelowskiej rzeczywistości. Przy okazji otrzymujemy opowieść o historii pewnego fragmentu popkulturowego przemysłu made in USA. A jak to było w Polsce? Nie wiecie? To posłuchajcie.

Pierwsza część cyklu odniosła w PRL umiarkowany sukces. Wprawdzie trzy miliony widzów – z naszego punktu widzenia – robią wrażenie, ale to niewiele, gdy porównamy tę liczbę z wielkością publiczności Wejścia smoka (siedemnaście milionów) i ekranizacji polskiej klasyki, zwłaszcza sienkiewiczowskiej, która potrafiła zgromadzić ponad dwadzieścia milionów widzów. Turkiewicz objaśnia umiarkowany entuzjazm polskich widzów, przywołując opinie krytyków przyjmujących dzieło Lucasa dość chłodno i ubarwiających recenzje wieloma ironicznymi uwagami. Lektura omówień i wyimków z tekstów krytycznych dostarcza jedno z zabawniejszych doznań w trakcie lektury Opowieści o genezie...

Wacław Sadkowski doszukał się w „Imperium kontratakuje” kompleksu chłopców odnajdujących w postaci żabopodobnych kosmitów „większych i silniejszych krewniaków tych żab” […] co podczas seansu filmowego budzić miało lęk przed odwetem za popełniane na płazach zbrodnie dzieciństwa.

Publicyści filmowi stanęli w dość dziwacznej pozie, nawet w ich reakcjach możemy dostrzec dalekie echo „dwójmyślenia”. Obrazu Lucasa nie można było nadmiernie chwalić, wszak powstał za „żelazną kurtyną”, ale doceniając wizualną maestrię i rozrywkowy charakter serii, nie należało również zniechęcać widzów. Ten ambiwalentny stosunek do dzieła Lucasa tłumaczy Turkiewicz obsesyjnymi absurdami peerelowskiej propagandy: przed każdym seansem obowiązkowo wyświetlano Polską Kronikę Filmową, a negatywne opinie w prasie mogły obniżyć frekwencję i tym samym odebrać widzów PKF. Mniejsza o Gwiezdne wojny. Jakkolwiek absurdalnie nie wybrzmiewa rozdział o recepcji Star Wars w peerelowskiej prasie, to w tym szaleństwie była jakaś metoda.

Fanowskie kolekcje w Polsce lat osiemdziesiątych budowano wokół brulionów z wklejonymi wycinkami z czasopism oraz czarno-białych fotosów, kupowanych na targu lub… „na strzelnicach – gdzie można było wejść w ich posiadanie, trafiając z wiatrówki w drewniany patyczek, na którym je mocowano”. Po fotosach nadchodzi czas na plakaty i tu pojawia się historia tak charakterystyczna dla lat osiemdziesiątych, gdy w Polsce nikt nie przejmował się prawami autorskimi. Niemiecki dwutygodnik „Bravo” publikuje wielki plakat, kolaż fotosów z Imperium kontratakuje. Kilka miesięcy później ten sam plakat, ale pozbawiony logotypu „Bravo”, drukuje „Ekran” (nieistniejący już, jeden z trzech najważniejszych periodyków filmowych w PRL). Jako, cytując klasyka, mroczny przedmiot pożądania (zawieszenia na słomiance) – niedługo potem plakat z „Ekranu” w wersji czarno-białej jest kolportowany na placach targowych i giełdach, a rok później – skopiowany z oryginału – ukazuje się na łamach „Świata Młodych”. Dalej, wraz z autorem, śledzimy kursy walut i sposoby na zdobycie czasopism „Bravo” i „Popcorn”, które dość często drukowały plakaty, zdjęcia i wywiady z gwiazdorami Gwiezdnych wojen. Niewnoszące żadnych nowych informacji, ale tak cenne dla fanów, że w poszukiwaniu niemieckiego magazynu pisali błagalne listy do „Świata Młodych”. Poznajemy również inne, materialne przejawy kultu uniwersum George’a Lucasa w socjalistycznej Polsce – slajdy, klubowe (czyli z trzeciego obiegu) tłumaczenia książek oraz fanziny, z najważniejszym „Lubieżnym Okruchem” (dosłowny przekład imienia jednego ze stworków z dworu Jabby) wydanym przez potentata rynku fandomowego: Śląski Klub Fantastyki, naklejki, przypinki i figurki, czyli to wszystko, co dziś stanowi clou i główny towar „sprzedający” literaturę science fiction oraz komiksy w Polsce.

Najwięcej miejsca – spośród przedmiotów kolekcjonerskich – poświęca Turkiewicz właśnie figurkom. Miało je produkować siedem manufaktur, niemal wszystkie były mniej lub bardziej udanymi kopiami wyrobów firmy Kenner, potentatem była Spółdzielnia Rzemieślnicza Elektrospółdzielnia z Gdyni, zaś autor drobiazgowo (w tabelkach) prezentuje, które modele zostały „spiracone”, a nawet odtwarza proces technologiczny produkcji plastikowych zabawek. Te fragmenty są nieomal idealnym konspektem do dyskusji dla fanów-kolekcjonerów o zacięciu technologicznym. Mnie, jak przyznaję, cokolwiek znudziły, ale znam kilku inżynierów urodzonych w latach siedemdziesiątych, dla których ten rozdział publikacji okaże się najważniejszym. Przytaczam te przykłady, aby uzmysłowić czytelnikom, z jaką pasją i benedyktyńską cierpliwością oraz dbałością o szczegóły autor zbiera, odtwarza, selekcjonuje, a następnie porządkuje informacje o fanach filmów Lucasa z późnego okresu PRL.

Wojciech Burszta w jednym z artykułów stwierdził:

„Gwiezdne wojny” to opowieść posiadająca naturę mitu, której istnienie prowokuje odbiorców, by rozwijać różne wątki opowieści na własną rękę, poszukując tak samo myślących i odczuwającychW.J. Burszta, Semiosfery popkultury [w:] Dawno temu w galaktyce popularnej, Warszawa 2010, s. 232.[1].

Książka Jakuba Turkiewicza, dzięki potężnemu zestawowi uporządkowanych informacji, służy tej właśnie wspólnocie odczuwających podobne emocje, nawet w wielu sytuacjach podobnie myślących. Wraz z niedawno opublikowanymi pracami – takimi jak Artura NowakowskiegoKlubówkowe szaleństwo. Polski trzeci obieg w fantastyce lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku(rec. „Nowy Napis Co Tydzień”, nr 133) czySpołeczny świat polskiego fandomu fantastycznego Łukasza Kaszkowiaka (rec. „Nowy Napis”, nr 165) – stanowi doskonały obraz środowiska polskich fanów science fiction.

Jakub Turkiewicz, Wojna gwiazd. Opowieść o genezie polskiego fandomu „Gwiezdnych wojen”, Instytut Kultury Popularnej, Poznań 2022

Wojna gwiazd (Jakub Turkiewicz) książka w księgarni TaniaKsiazka.pl

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Paweł Chmielewski, Han Solo w bakelicie mrożony, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 185

Przypisy

  1. U. Kozioł, Momenty, Kraków 2022, s. 19. Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, pochodzą z tego wydania.
  2. Zob. świetną analizę tomu, którą zaproponowała E. Suszek, Figuracje braku i nieobecności. Miłobędzka – Białoszewski – Kozioł, Kraków 2020. Część poświęcona Kozioł w całości dotyczy Klangoru.
  3. A. Nasiłowska, Samotność Urszuli Kozioł, „Nowe Książki” 2022, nr 9, s. 67.
  4. J. Drzewucki, Muzyka sfer. Teksty o poetkach i poetach, Warszawa 2020 [dokument elektroniczny], s. 129.
  5. M. Mikołajczak, Podjąć przerwany dialog. O poezji Urszuli Kozioł, Kraków 2000, s. 35.
  6. U. Kozioł, Bez monumentu [w:] tejże, Znikopis, Kraków 2019, s. 20.
  7. A. Nasiłowska, Samotność Urszuli Kozioł…, s. 67.
  8. Zob. R. Przybylski, Baśń zimowa. Esej o starości, Warszawa 1998.
  9. M. Mikołajczak, Podjąć przerwany dialog…, s. 97.
  10. Zob. A. Legeżyńska, Gest pożegnania. Szkice o poetyckiej świadomości elegijno-ironicznej, Poznań 1999.
  11. W.J. Burszta, Semiosfery popkultury [w:] Dawno temu w galaktyce popularnej, Warszawa 2010, s. 232.

Powiązane artykuły

12.01.2023

Nowy Napis Co Tydzień #185 / Czy powieść milicyjna zbudowała III RP?

Dobrze czasem wziąć do ręki książkę, czytać ją niespiesznie i przypominać sobie postać, która niespodzianie wychynie z mroków historii, dawną lekturę, a może jeszcze coś innego – jakiś peerelowski absurd, który kiedyś wywoływał pogardę lub wściekłość, a dzisiaj już tylko uśmiech, wzruszenie ramion. Zbiór artykułów Tomasza Kornasia Starym czasom naprzeciw świetnie nadaje się do takich niespiesznych wspominek w jesienne i zimowe wieczory – autor w szeregu tekstów, które drukował przed laty w konserwatywnej prasie, przypomina ludzi, miejsca, książki, rozgłośnie radiowe, a także przełomowe dla tak zwanej demokratycznej transformacji (1989–1993) wydarzenia lub na przykład partie polityczne i zupełnie dziś już zapomnianych ich działaczy. Kiedyś odsądzani od czci i wiary przez „obóz postępu” za szerzenie nacjonalizmu, antysemityzmu, ciemnoty i ksenofobii, dziś są jedynie zjawiskiem historycznym. Pozostały po nich plakaty wyborcze, ulotki, gazetki…

Choćby „Głos Narodu”, organ któregoś z kolei stronnictwa, które w nazwie miało „narodowe”, odwołującego się do przedwojennej myśli endeckiej. Kiedy czyta się dziś artykuł Kornasia o tym tytule prasowym, przed oczyma wyobraźni mieszają się dwa czasy i powstaje pytanie: czy to naprawdę działo się w epoce prezydentury Wałęsy, czy może wtedy, kiedy żył i działał Pan Roman? Nie przetrwały próby czasu buńczuczne wezwania do „odrodzenia narodowego”, straszenie Żydami, Zachodem, antypolonizmem… A to wszystko przecież było, kiedyś nawet budziło wypieki niektórych, a dziś znajduje się już tylko w stosiku starych gazetek sprzed trzydziestu lat, znalezionym przez autora wśród swoich pamiątek, biuletynów, ulotek wyborczych, szpargałów… Ktoś mógłby dziś nawet pomyśleć, że „Głos Narodu” był wydawany tylko po to, żeby w przeglądach prasy na drugiej kolumnie „Gazety Wyborczej” można było bezustannie szydzić i judzić, dokopywać i mieszać z błotem… Ale pewnie i takie wyjaśnienie byłoby za proste.

Tomasz Kornaś z wykształcenia jest historykiem, interesuje go między innymi emigracja pojałtańska, także emigracyjna literatura, wśród której autorów najwyżej ceni sobie Józefa Mackiewicza. W książce poświęca mu kilka tekstów pod wspólnym tytułem „Mackiewicziana”. Pisze przede wszystkim o niesprawiedliwości i nędzy, które spotkały Mackiewicza na emigracji, kiedy na przykład otwarcie krytykował postawę Armii Krajowej na Kresach czy podważał sens nazywania „literaturą polską” piśmiennictwa powstającego w okupowanym przez Sowiety kraju. Ten ostracyzm sprawił, że Barbara Toporska i Józef Mackiewicz aż do końca swych dni w Monachium żyli bardzo biednie. Pisze Kornaś:

Ponieważ Mackiewicz – jak najsłuszniej – uważał zawsze, że najważniejsze są: wolna myśl, wolne słowo, możliwość nieskrępowanego przez żadne układy, koterie, autorytety prezentowania swoich przekonań.

Dlatego właśnie cena za wierność swoim poglądom była straszna, ale może dzięki niej dzisiaj pisarstwo Józefa Mackiewicza należy do najchętniej czytanych z całej emigracyjnej spuścizny. Sięgają doń czytelnicy poszukujący w literaturze prawdy, piękna opisu, wyrazistych postaci, przykuwającej uwagę fabuły, osobistego i niekoniunkturalnego podejścia do narodowej historii. I nie odchodzą zawiedzeni. Inna sprawa, że współczesny czytelnik poszukuje dziś już niemal wyłącznie rozrywki, a Józef Mackiewicz, traktujący swych czytelników poważnie, wymagał (i wymaga!) od nich zaangażowania i uwagi.

Druga żona Mackiewicza, Barbara Toporska, to również postać niezwykle ciekawa, kobieta, która może być stawiana za wzór współczesnym wojującym feministkom. Odważna i zaradna, bezkompromisowa w poglądach, obdarzona niemałym talentem literackim, autorka licznych szkiców, esejów, a także powieści. A jednocześnie osoba o wysokim poziomie moralnym, ogromnej osobistej kulturze, której naszym rozwrzeszczanym na ulicach damom tak dziś brak, opiekująca się ślepnącym mężem, wierna mu do ostatniej chwili. Wdzięczny autorowi za przypomnienie tej postaci, choć znałem szkice Toporskiej zamieszczone w znakomitym, wspólnym z Józefem zbiorze Droga Pani…, od razu kupiłem w antykwariacie powieść Na mlecznej drodze i od niej właśnie zacznę zapoznawanie się z prozatorskim dorobkiem tej autorki.

Inną, zdecydowanie lżejszą odsłoną zbioru artykułów Tomasza Kornasia jest podróż w rozległą krainę grafomanii, nazwaną kiedyś przez Stanisława Barańczaka powieścią milicyjną. Każdy, kto pamięta PRL i przeżył w nim choćby lat kilkanaście, pamięta kryminały z tamtych czasów, choćby serię „Z jamnikiem” czy wydawane w niebieskich okładkach zeszyty „Ewa wzywa 07”. Były drukowane w ogromnych nakładach, często wznawiane i zawsze mogły liczyć na spragnionego sensacji czytelnika. Kornaś słusznie wspomina, że pisaniem kryminałów parało się za komuny kilku znanych pisarzy, robili to dla pieniędzy pod pseudonimami, jednak zdecydowaną większość rodzimej produkcji dziś już czytają tylko prawdziwi pasjonaci gatunku. Peerelowscy autorzy kryminałów często byli prawdziwymi królami życia, jak choćby przywołany w książce Jerzy Edigey, w realnym socjalizmie pisanie pod publikę przynosiło bowiem niemałe dochody.

W tym miejscu można przeprowadzić próbę porównania popularności kryminałów z PRL i tych obecnie pisanych przez rodzimych autorów. Dostrzegamy cechę wspólną: wysokie tantiemy pozwalające na komfortowe życie, i wtedy, i teraz. Dostrzegamy różnicę: współcześni autorzy nie muszą spłacać trybutu socjalistycznemu państwu, zaprzęgając do fabuły dzielnych milicjantów czy ubeków. I kolejna prawidłowość: ponieważ książek kryminalnych napisanych w PRL w zasadzie nie da się już czytać, można założyć z dużą pewnością, że dzisiejsza, idąca w tony produkcja, za jakieś trzydzieści, czterdzieści lat będzie traktowana tak samo, jak my postrzegamy dzisiaj peerelowskie koszmarki, a Remigiusz Mróz czy Katarzyna Bonda staną się Jerzym Edigeyem i Anną Kłodzińską pierwszej połowy XXI wieku. To kolejna korzyść, którą można wynieść z lektury książki Tomasza Kornasia, a jest w niej przecież o wiele, wiele więcej. Choćby historia Stanisława Brochwicza, polskiego pisarza, hitlerowskiego agenta. Był taki. A wiecie, kto napisał powieść pod tytułem Ja ciebie kocham więcej niż ty mnie? Wcale nie Blanka Lipińska czy Katarzyna Grochola. Odpowiedź oczywiście na stronach książki Starym czasom naprzeciw.

Tomasz Kornaś, Starym czasom naprzeciw, Wydawnictwo LTW, Łomianki 2022

Starym czasom naprzeciw - Tomasz Kornaś | Książka w Lubimyczytac.pl -  Opinie, oceny, ceny

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Wojciech Chmielewski, Czy powieść milicyjna zbudowała III RP?, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 185

Przypisy

  1. U. Kozioł, Momenty, Kraków 2022, s. 19. Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, pochodzą z tego wydania.
  2. Zob. świetną analizę tomu, którą zaproponowała E. Suszek, Figuracje braku i nieobecności. Miłobędzka – Białoszewski – Kozioł, Kraków 2020. Część poświęcona Kozioł w całości dotyczy Klangoru.
  3. A. Nasiłowska, Samotność Urszuli Kozioł, „Nowe Książki” 2022, nr 9, s. 67.
  4. J. Drzewucki, Muzyka sfer. Teksty o poetkach i poetach, Warszawa 2020 [dokument elektroniczny], s. 129.
  5. M. Mikołajczak, Podjąć przerwany dialog. O poezji Urszuli Kozioł, Kraków 2000, s. 35.
  6. U. Kozioł, Bez monumentu [w:] tejże, Znikopis, Kraków 2019, s. 20.
  7. A. Nasiłowska, Samotność Urszuli Kozioł…, s. 67.
  8. Zob. R. Przybylski, Baśń zimowa. Esej o starości, Warszawa 1998.
  9. M. Mikołajczak, Podjąć przerwany dialog…, s. 97.
  10. Zob. A. Legeżyńska, Gest pożegnania. Szkice o poetyckiej świadomości elegijno-ironicznej, Poznań 1999.
  11. W.J. Burszta, Semiosfery popkultury [w:] Dawno temu w galaktyce popularnej, Warszawa 2010, s. 232.

Powiązane artykuły

05.01.2023

Nowy Napis Co Tydzień #184 / Pierwszy numer w nowym roku!

Drodzy Czytelnicy!

Miło jest nam przywitać Was w 2023 roku nowym tygodnikiem, chcąc umilić styczeń przyjemną lekturą. Na początek proponujemy wiersze ks. Jerzego Szymika oraz jego szkic Literatura odkrytej twarzy Boga, które znaleźć można również w czternastym numerze kwartalnika „Nowy Napis”, którego tematem przewodnim jest wrażliwość religijna.

Mamy również przyjemność zaprezentować relację filmową z ogłoszenia wyników drugiej edycji konkursu „Pokolenie Solidarności”. Uroczystość odbyła się 18 grudnia 2022 roku w Warszawie. Przez najbliższe tygodnie, będziemy prezentowali Państwu fragmenty nagrodzonych prac, które odczytali dla nas ich autorzy.

W tym numerze głos w dyskusji dotyczącej Kanonu Polskiego zabrał Paweł Chojnacki, magister historii UJ i doktor filozofii University College London. Natomiast recenzje przygotowali: Paweł Śniedziewski, który omawia Między posiłkami. Apetyt na Paryż Abbotta Josepfa Lieblinga, Andrzej Juchniewicz piszący o książce Sylwii Winnik Bezmiłość. O czułych wyznaniach w listach, grypsach i wspomnieniach z Majdanka, Tomasz Chlewiński komentuje To grzech tak mówić. Trzy dramaty Marka Modzelewskiego, Igor Kierkosz skupia swoją uwagę na książce Wiktorii Bieżuńskiej Przechodząc przez próg, zagwiżdżę. Dariusz Żółtowski natomiast zabierze nas w trudną podróż do Armenii, recenzując książkę Macieja Falkowskiego, a Katarzyna Wójcik zda relację z Najazdu Awangardy na Rzeszów w tekście Czyste źródło. W wideo-polecajce wystąpił Krzysztof Szeremeta, który poleca Zapaść Marka Szymaniaka.

Tym, których nowy rok nastroił lirycznie polecamy wiersze Doroty Szatters z tomu Jerozolima, które wzbogaciły tygodnik i portalową Czytelnię.

Mamy również przyjemność zaprosić Państwa na spotkanie z Pawłem Zapendowskim, które odbędzie się 10 stycznia w SPP Kraków, ul. Kanonicza 7. O godzinie 18:00 rozpocznie się wieczór z cyklu „Rozkręcamy Literacki Kraków” wokół książki Kurs dramaturgii. Publiczność ma okazję wziąć udział w losowaniu, w którym upominek stanowią Utwory sceniczne Bogusława Schaeffera. Nie przegapcie!

Z życzeniami owocnego literacko roku –

Redakcja NNCT

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Redakcja NNCT, Pierwszy numer w nowym roku!, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 184

Przypisy

  1. U. Kozioł, Momenty, Kraków 2022, s. 19. Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, pochodzą z tego wydania.
  2. Zob. świetną analizę tomu, którą zaproponowała E. Suszek, Figuracje braku i nieobecności. Miłobędzka – Białoszewski – Kozioł, Kraków 2020. Część poświęcona Kozioł w całości dotyczy Klangoru.
  3. A. Nasiłowska, Samotność Urszuli Kozioł, „Nowe Książki” 2022, nr 9, s. 67.
  4. J. Drzewucki, Muzyka sfer. Teksty o poetkach i poetach, Warszawa 2020 [dokument elektroniczny], s. 129.
  5. M. Mikołajczak, Podjąć przerwany dialog. O poezji Urszuli Kozioł, Kraków 2000, s. 35.
  6. U. Kozioł, Bez monumentu [w:] tejże, Znikopis, Kraków 2019, s. 20.
  7. A. Nasiłowska, Samotność Urszuli Kozioł…, s. 67.
  8. Zob. R. Przybylski, Baśń zimowa. Esej o starości, Warszawa 1998.
  9. M. Mikołajczak, Podjąć przerwany dialog…, s. 97.
  10. Zob. A. Legeżyńska, Gest pożegnania. Szkice o poetyckiej świadomości elegijno-ironicznej, Poznań 1999.
  11. W.J. Burszta, Semiosfery popkultury [w:] Dawno temu w galaktyce popularnej, Warszawa 2010, s. 232.

Powiązane artykuły

Loading...