16.05.2024

Nowy Napis Co Tydzień #254 / Osobowość i poetyka. Szkice o literaturze polskiej XX wieku. Tom 1

Książką Osobowość i poetyka. Szkice o literaturze polskiej XX wieku już w wolnym dostępie!

Tom Wiesława Pawła Szymańskiego Osobowość i poetyka. Szkice o literaturze polskiej XX wieku to zbiór artykułów znakomitego krytyka i historyka literatury, które kreślą, rysują i budują obraz pisarstwa filologicznego autora Ballad przed burzą w sposób interesujący i wielce zajmujący. Wyłania się z tego opracowania ciekawy portret niezwykle zachęcający do dalszego poznawania – ciągłego studiowania jego artykułów, szkiców, esejów. Już tytuł tomu przyciąga uwagę potencjalnego czytelnika – został on trafnie dobrany, świetnie charakteryzuje najistotniejsze problemy poruszane przez Szymańskiego. Znakomicie się stało, iż wydobywa się z zapomnienia tego interesującego krytyka.

(z recenzji dr. hab. Pawła Tańskiego, prof. UMK)

 

Niniejszy tom jest wyborem tekstów Wiesława Pawła Szymańskiego (1932–2017), jednego z najciekawszych historyków literatury polskiej i krytyków literackich po 1956 roku. Wybór obejmuje osiemnaście szkiców poświęconych polskiej poezji międzywojennej i powojennej. W części pierwszej tomu znajdziemy syntetyczne ujęcia poezji Tadeusza Peipera, Władysława Sebyły, Józefa Czechowicza, Tadeusza Gajcego, Tymoteusza Karpowicza, Mirona Białoszewskiego, Stanisława Grochowiaka, Jarosława Marka Rymkiewicza, Zbigniewa Herberta oraz Karola Wojtyły. W części drugiej przeczytać można wnikliwe interpretacje wybranych wierszy między innymi Czesława Miłosza, Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, Wisławy Szymborskiej, Tadeusza Nowaka i Juliana Przybosia.
Lektura tekstów Szymańskiego pozwala zweryfikować zawartą w nich wizję polskiej literatury nowoczesnej. Wizję osobną, własną, w której krytyk personalista ewoluuje od estetyzmu do moralizmu i zarazem łączy dwa bieguny polskiej nowoczesności: formalizm i heroizm.

(prof. dr hab. Maciej Urbanowski)

Zrealizowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu w ramach programu Kanon Polski.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Wiesław Paweł Szymański, Osobowość i poetyka. Szkice o literaturze polskiej XX wieku. Tom 1, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2024, nr 254

Przypisy

  1. List sygnowany „niedziela” z 6 lub 13 marca 1949 r., Archiwum Emigracji w Toruniu: AW/CCXXVI/8.
  2. J. Mackiewicz, Legendy i rzeczywistości, „Wiadomości” 1967, nr 49 (1131) [w:] tegoż, Szabla i pałka gumowa, wybór artykułów z lat 1960–1967 M. Bąkowski, przypisy N. Karsov, Dzieła t. 23, Londyn 2015, s. 545.
  3. A. Pragier, Czas przeszły dokonany, cz. 1, wstęp i opracowanie A. Friszke i E. Pejaś, Warszawa 2018, s. 137.
  4. W.A. Zbyszewski, Polemika z Łobodowskim (1), „Wiadomości” 1971, nr 29.
  5. S. Zahorska, Przełomy mojego pokolenia, „Wiadomości” 1957, nr 35, s. 2.
  6. P. Chojnacki, Odwaga utopii, „Nowe Książki” 2023, nr 7–8, s. 14–15.
  7. Od Herberta do Herberta. Nagroda „Wiadomości” 1958–1990, oprac. i przedmowa S. Kossowska, postscriptum T. Nowakowski, Londyn 1993, s. 111.
  8. Kraków 2021.
  9. Opracowanie i przypisy Ł. Garbal, posłowie R. Habielski, Warszawa 2022.

Powiązane artykuły

07.03.2024

Nowy Napis Co Tydzień #244 / „Żyć dla pisania prawdy”. O twórczości literackiej Janusza Krasińskiego

„Żyć dla pisania prawdy”. O twórczości literackiej Janusza Krasińskiego, książka Agaty Kłopotowskiej już jest dla Państwa dostępna do pobrania w pliku PDF. Książkę w wersji papierowej można zakupić w e-sklepie Instytutu Literatury.

 

Opracowanie Agaty Kłopotowskiej obejmuje swym zasięgiem pełne spektrum twórczości Janusza Krasińskiego – jego wiersze, dramaty i prozę. Co więcej: autorka wykorzystała nieznane dotąd wypowiedzi autora o sobie i swojej twórczości, zaczerpnięte z zarejestrowanych rozmów, które z nim przeprowadziła. Autorka pokazuje, że biografia Janusza Krasińskiego – pełna nieoczekiwanych zwrotów, poruszających dramatów i radykalnych, nieoczywistych wyborów – stanowi nie tylko wdzięczny materiał dla filmowego scenariusza, ale jest też matrycą twórczości autora, który – jak niewielu polskich pisarzy XX i początku XXI wieku – czuł się wezwany do świadectwa o faktach spychanych na margines zbiorowej świadomości. Twórczość autora Czapy jawi się zatem jako „maskowana autobiografia”, będąca nie tyle wyzwaniem, czy też wyznaniem, ile raczej właśnie świadectwem: swoistym prywatnym dokumentem, dającym wgląd w okrucieństwa minionego stulecia – zarówno hitlerowskie, jak i stalinowskie. Poruszając się ze swobodą i swadą po rozległych i mocno zróżnicowanych obszarach twórczości pisarza, autorka ukazuje, w jaki sposób wspomniany imperatyw świadectwa kształtował charakterystyczną dla jego warsztatu predylekcję do opracowywania tych samych wątków w rozmaitych formach literackich, do ich ciągłej, nigdy niezakończonej rekontekstualizacji i reinterpretacji. Stopniowo z kart monografii wyłania się nie tylko obraz Krasińskiego-świadka, ale także Krasińskiego-artysty i mędrca, zatroskanego o świat, w którym przyszło mu żyć. Dobrze się stało, że autorka zdecydowała się na interpretację utworów różnych rodzajów i gatunków, ofiarowując nam w ten sposób szersze spojrzenie na dokonania pisarza i specyfikę form, jakimi się posługiwał.

Streszczenie

Książka Żyć dla pisania prawdy jest wprowadzeniem do twórczości Janusza Krasińskiego (1928–2012), pisarza wybitnego, lecz niestety ciągle mało znanego. Tytuł monografii to wyimek z wypowiedzi samego Krasińskiego, który tak właśnie pojmował swoje powołanie. Jego życiorys, który przedstawiono w rozdziale pierwszym, uczynił zeń świadka dwóch totalitaryzmów XX wieku: niemieckiego nazizmu i sowieckiego komunizmu. Krasiński nie był jednak tylko pisarzem-świadkiem. Nieprzeciętny talent literacki uczynił z niego pisarza-artystę, a głęboki namysł, jaki nieustannie towarzyszył mu podczas tworzenia, sprawił, że jego pisarstwo było formą filozofowania. Pisarz -mędrzec bywał także z rzadka pisarzem-prorokiem. Te jego cztery przenikające się nawzajem role opisano w drugim rozdziale zatytułowanym Puste zdania nie dawały mu spokoju. W trzecim zaś, składającym się z siedmiu podrozdziałów, zawarto analizy łącznie ośmiu utworów. Znalazły się wśród nich: lagrowa mikropowieść Wózek z 1966 roku, trzy wiersze, powstałe w więzieniu stalinowskim w latach 1953–54, opowiadanie Potworek z 1956 roku, będące prozatorskim debiutem pisarza, fragment powieści Na stracenie – swego rodzaju przypowieść o ocaleniu duszy – oraz zestawione w analizie porównawczej dwa powiązane tematycznie teksty poświęcone Kazimierzowi Pużakowi, a mianowicie pochodzący z powieści Twarzą do ściany rozdział Krzak gorejący oraz noszący ten sam tytuł dramat. W ostatniej części pomieszczono antologię wybranych utworów lub ich fragmentów, wśród których czytelnik znajdzie między innymi te, które w niniejszej książce szczegółowo omówiono.

okładka książki

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Agata Kłopotowska, „Żyć dla pisania prawdy”. O twórczości literackiej Janusza Krasińskiego, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2024, nr 244

Przypisy

  1. List sygnowany „niedziela” z 6 lub 13 marca 1949 r., Archiwum Emigracji w Toruniu: AW/CCXXVI/8.
  2. J. Mackiewicz, Legendy i rzeczywistości, „Wiadomości” 1967, nr 49 (1131) [w:] tegoż, Szabla i pałka gumowa, wybór artykułów z lat 1960–1967 M. Bąkowski, przypisy N. Karsov, Dzieła t. 23, Londyn 2015, s. 545.
  3. A. Pragier, Czas przeszły dokonany, cz. 1, wstęp i opracowanie A. Friszke i E. Pejaś, Warszawa 2018, s. 137.
  4. W.A. Zbyszewski, Polemika z Łobodowskim (1), „Wiadomości” 1971, nr 29.
  5. S. Zahorska, Przełomy mojego pokolenia, „Wiadomości” 1957, nr 35, s. 2.
  6. P. Chojnacki, Odwaga utopii, „Nowe Książki” 2023, nr 7–8, s. 14–15.
  7. Od Herberta do Herberta. Nagroda „Wiadomości” 1958–1990, oprac. i przedmowa S. Kossowska, postscriptum T. Nowakowski, Londyn 1993, s. 111.
  8. Kraków 2021.
  9. Opracowanie i przypisy Ł. Garbal, posłowie R. Habielski, Warszawa 2022.

Powiązane artykuły

22.02.2024

Nowy Napis Co Tydzień #242 / Chyba rzeczywiście mniej sforne

Anty-Kundera

W Nieznośnej o totalitarnym ćwiczeniu agresji społecznej przez wywoływanie i wzmacnianie niechęci do psów. A jeśli jest ich coraz więcej na ciasnych chodnikach, w restauracjach i sklepach, spożywczych też – to anarchia czy zdziecinnienie?

V ‘22

Argot?

U Gallimarda wyszła odtworzona z rękopisu powieść Céline’a Guerre. W „Rzepie” Ewa Izabela Nowak w pierwszym zdaniu określa autora mianem „kontrowersyjnego giganta literatury”. Potem o dziele: „Pomimo że tekst ewidentnie nie został dopracowany i był odłożony przez pisarza »na później«, niektóre strony mają bardzo silny charakter i z łatwością mogą konkurować z najlepszymi fragmentami współczesnych bestsellerów”.

V ‘22

Paryż, Wenecja

Michael Gambon jest, jak dotąd, ostatnim brytyjskim aktorem grającym Otella po uczernieniu. W 1990 lub 1991, znalazłem różnie. Niedługo później, w 1992, został Maigretem. Odwrotnie byłaby innowacyjna okazja. Zabójstwo Desdemony, wyciemnienie, nieco dłuższe, światło, nad zamordowaną pochyla się ten sam aktor, w kapeluszu, płaszczu i z dymiącą fajką. Światła nieprzesadne: w tak jednak krótkiej pauzie trudno przebrać się i dobrze zmyć charakteryzację.

V ‘22

The Woman Who Sold the World

Z tyłu na obwolucie nowej powieści Barnesa, Elizabeth Finch, cztery opinie na zachętę: dwie środkowe z prasy, pierwsza Davida Bowiego, czwarta Angeli Merkel.

V ‘22

À la guerre comme à la guerre

W „Gazecie” przedruk z „El País” o nowej książce Céline’a, „być może najbardziej błyskotliwego i zarazem odrażającego pisarza francuskiego XX wieku”.

V ‘22

Odstające włoski (40)

Tłumaczka R. utraciła stracony czas.

V ‘22

Only disconnect

– I proszę kurkę na ostro z ziołami.

– Albo na ostro, albo z ziołami.

V ‘22

Rachunek pokoleń

Bartosz Sadulski w „Dwutygodniku” do Elizy Kąckiej: „Lektura Strefy zgniotu przypomniała mi podobne książki Adama Poprawy, w tym Walce wolne, walce szybkie, ale wielkim atutem twojej jest brak wszechobecnego u Poprawy wyższościowego, akademickiego tonu, przechodzącego w mizoginię i boomerski seksizm”. Nie da się ukryć: gdyby pokolenia z lat czterdziestych, pięćdziesiątych i sześćdziesiątych były seksualnie powściągliwsze, niektórzy z następnych generacji nie pojawiliby się na świecie. Bez wyrwy w historii kultury.

V ‘22

Jak się zorientowałem, taki quasi-muzyczny tandeciarz

W „Polityce” Bartek (tak się podpisuje) Chaciński o nowej płycie Kendricka Lamara, który „za każdym razem z planu osobistego z łatwością przechodzi do uogólnień natury historycznej dotyczącej Afroamerykanów – często wręcz drażniących (jak ta uwaga o seksie z białymi dziewczynami jako formie zemsty za lata opresji)”. Czy ktoś zarzuci owemu Lamarowi rasizm? Przecież jest w tym rasizm, czarno na białym.

A do kogo czy do czego odnosi się imiesłów o drażnieniu?

V ‘22

Relikt

– Ja spróbuję zadzwonić do tej babki, z którą ostatnio rozmawiałem. Wzdłuż Ruskiej facet do telefonu, gdy wychodziłem z Bonito.

V ‘22

Wędrówki kultur

Kissinger jak Zagłoba z Niderlandami.

V ‘22

Nauki przyrodnicze

W siódemce dwie dziewczyny o Dziadach na sprawdzianie, jedna

– Ja nawet czytałam, ale ja jestem antypolonistyczna, antyhumanistyczna, anty – po chwili – ścisła.

V ‘22

Odstające włoski (41)

Z rektorem per rectum.

V ‘22

Czyli nie Emil

Matka strofuje dziecko, chyba rzeczywiście mniej sforne. Tekstowo z poradników, głosowo na pół tramwaju

– Rozmawiałyśmy już na temat butów.

Dziewczynka w wózku między gaworzeniem a językiem. Kobieta definitywnie

– Julia, bo cię zaraz zapnę w szelki!

VI ‘22

Dwa miejsca w lewo

Rachunek w 8½, chłopak

– Czterdzieści cztery.

– Proszę pięćdziesiąt.

– Dziękuję.

Piknięcie od karty, chowam portfel. Chłopak, nim wstałem, wrócił z dziewczyną, ona pokazuje paragon

– Przepraszamy, nabiło się pięćdziesiąt groszy.

VI ‘22

Zagnieździ się wróbel na sercu moim

W (już) zwykłym katalogu Buwerki nie ma dotąd wszystkiego. Starsze rzeczy też można zamówić via sieć, ale jak dawniej: nie wiadomo, czy będzie. Sándor Weöres, Kraj ukryty, tłumaczenie Białoszewskiego i Kerényi. Bibliotekarka do półki z zamówieniami, ma w ręce, jest! Woła młodszą do ekranu

– Zobacz, nie wychodzi, bo retro.

VI ‘22

W obronie gruszy

Przed Bożym Narodzeniem 1947 Białoszewski w „Wieczorze” o „zapobiegliwych gospodyniach”, które „kupują już śliwki i grusze suszone”. Zostawiłem grusze, a korektorka, że „grusza to drzewo”. Wiem; botanika botaniką, ale Słownik warszawski i Doroszewski też nie notują przykładów owocowych. Wyjątkowo poddałem. A Wojciech Szot, redaktor z wydawnictwa: „ale to może być regionalizm, u mnie się też mówiło »narwać gruszy«”. Przywróciłem z przyjemnością.

VI ‘22

Jednoliterową podmiankę

zrobiłem przy innej okazji wcześniej, teraz by się przydała. Nicolas Ragonneau pisze dziś – dzisiaj rozesłał – na swoim proustowskim blogu, że w wydaniu Swanna (Folio 2019) w spisie dzieł Prousta pojawił się tytuł À l’ombre des jeunes filles en pleurs, W cieniu płaczących dziewcząt.

VI ‘22

Magdalenka dźwiękowa uszyma duszy

W czwartek na mironologicznej sesji będzie blok węgierski, najpierw Gizella Csisztay. Kojarzyło się nazwisko z lemowskimi „Tekstami Drugimi”, ale tam Istvan Csicsery-Ronay, Jr. Dzisiaj z kuchni do pokoju próbuję w głowie pronuncjować, głoski i akcent. Tak? Czy tak? Wtem słyszę w głowie czyjeś

– Gizella Csisztay – Gizella Csisztay.

Ze Staszkiem w bibliotece w latach osiemdziesiątych się hungaryzujemy. Gizella Csisztay była wtedy na stypendium czy czymś innym międzynarodowym, przychodziła po książki. Przypomniała się kieszonka na rewersy ręcznie podpisana, zobaczyłem niemal dokładnie długopisowy dukt.

VI ‘22

Przewraca się, czy na drugi bok?

– Znamy się na tyle, na ile nas sprawdzono – jedna z trzech młódek za Skierniewicami w pociągu.

Druga zaraz powtórzyła.

Nie dość, że w ogóle powtarzają, a jeszcze z przekręceniem.

VI ‘22

Hotel Metropol

Nalepka na ramie drzwi balkonowych: „Drodzy Goście / Prosimy nie wystawiać na zewnątrz / artykułów żywnościowych. / Są one zabierane przez ptaki. / Dziękujemy”. Też po angielsku i rosyjsku.

W łazience: „Ze względu na bezpieczeństwo sanitarne używanie suszarki nie jest rekomendowane”. I po angielsku, po rosyjsku nie. A nie zabrali, bo suszarka z kablem przymontowanym do ściany na stałe, jak dawny telefon. Przecinek do prozodii.

VI ‘22

Na IV Spotkaniach Mironologicznych

Henk Proeme

– To było dziwne: Miron pisał jak ludzie mówią, a tak ludzie nie mówią.

VI ‘22

Ogłoszenie przed Częstochową

– Szanowni państwo, w dniu dzisiejszym pociąg ten a ten został wyjątkowo skomunikowany z pociągiem tym a tym.

VI ‘22

Odstające włoski (42)

Listę jego zasług wziąłem za akt oskarżenia.

VI ‘22

Odstające włoski (43)

Nie poszedłbym nawet na manifestację popierającą Bacha.

VI ‘22

O pocieszeniu, jakie daje ekonomia

W Christie’s będzie licytacja pierwszego wydania Harry’ego Pottera i kamienia filozoficznego, egzemplarz podpisany przez autorkę, cena wywoławcza dwieście tysięcy funtów. Czy ktoś może dać z pare transzytki, po pięć funtelków? Będą zbijać.

VI ‘22

Rola kronikarza

Zbyt stary, żeby mieć alergię, po prostu nie lubił. Na początku dziewięćdziesiątych pił kawę w Słonecznej, przy stoliku obok usiadło dwoje nastolatków. Zaczęli randkę od podzielenia się alergiami. Że ona ma na to. On na to. Jest uczulona na tamto, on też, ale jeszcze na inne. Jasne, ona też ma na to uczulenie i źle jej organizm reaguje na piąte, jego też? Znosi, ale unika. Potem przeszli na klasę i szkołę. Im później w latach i dekadach, tym więcej allegro.

VI ‘22

Paralelne

Izia niedawno

– Widziałeś u Staszka Balzaca w obwolutach?

– W obwolutach?

Kiedyś żałowałem, bo sprzedawał trzy bez. Dzisiaj przejęła pięć tomów. Jeden mamy, drugi może będzie w lepszym stanie. Idę Staszkowi zapłacić za trzy naprawdę ładne i odnieść tamte dwa. Siedział w koszulce z Lecem:

„U grabarzy nie ma martwego sezonu”, biały napis na czarnej bawełnie; córka obstalowała. Ja w granatowej ze składem Grateful Dead, na biało.

VI ‘22

N.N., choć pewnie Karol albo Olgierd

W każdym z trzech na wyklejce dedykacja „Szanownemu Solenizantowi / współpracownicy bloku operacyjnego / i oddziału chirurgicznego // Kłodzko 4 XI 62”. Dziś może by się martwił, czy go nie lubią, że taki dziwny prezent.

VI ‘22

Anons

spotkania o Bartoszewskim „poprowadzi gwiazda wrocławskiej redakcji Wyborczej Beata Maciejewska”. Każdy widzi takie gwiazdy, jakie ma zachmurzenie.

VI ‘22

Voici

W relatywnie nowym warzywnym na rogu Świętego Macieja i Probusa, przedtem krótko kwiaciarnia, chciałem Izi pokazać, jaką ładną twarz ma sprzedawca. Wchodzi na zaplecze, już za drzwiami, no tak! Podobny do Brela. Ale w razie sytuacji prozatorskich pisać o kupowaniu u Brela? Białoszewski był w szpitalu z Chrobrym, widział Balzaca, nie wypada nazbyt. Jest zresztą jeszcze w sklepie kobieta.

VI ‘22

Z dziejów recepcji Leca

Sklep Spadiora oferuje apaszkę jedwabną Myśli nieuczesane. Głowa z gęstwiną włosów w górę i wszerz, w splotach mnóstwo szufladek z różnościami. Nie żeby modelka była szpetną kobietą, niemniej poczytanie Nieuczesanych ujęłoby jej twarzy nijakości.

VI ‘22

Seks i tubienie w społeczności dzikich. Małe studium o płci, rodzinie i stosunkach pokrewieństwa

Kurzy Targ od Rynku do Szewskiej, a jakby na Trobriandach. Będzie miejsce w Jolie? Tak, nasz zazwyczajny stół akurat sprzątany, tyle że przy środkowym zastawionym mnogo sześć pań z rejwachem za najmniej tuzin. Popołudnie panieńskie? Nie, trzy sporo dalej. Kelnerka objaśniła nas, że jedna w ciąży, i matka, ciotki, teściowa świętują. Nad nimi napis z baloników „baby girl”. Spodziewająca się musiała przedstawić USG? Wstaje, inna ją fotografuje telefonem, chce objąć ciężarną, pozostałe i dmuchaną inskrypcję.

VI ‘22

Czy to jest całość? czy to jest kopanie?

Gdy ekscytowano się, że Zadara wystawił całe Dziady, z didaskaliami włącznie, Jacenty zapytał, czy psuty przez aktorów Mickiewiczowski wiersz jest jeszcze całością.

VI ‘22

Ewentualnie

Kupiłem soki u Brelowej.

VI ‘22

Pełzająca kontrrewolucja

Dwa tytuły ze strony „Gazety”: Koniec konstytucyjnego prawa do aborcji w USA. Rewolucyjny wyrok Sądu Najwyższego oraz Demonstracje zwolenników i przeciwników prawa do aborcji w USA po rewolucyjnych wieściach z Sądu Najwyższego. A Basia K. kiedyś na wykładzie, mówiąc o epizodzie któregoś niemieckiego pisarza, wspomniała, że był w prestiżowych oddziałach SS.

VI ‘22

Moralność pani Dulskiej w teatrze krytycznym

HESIA Ja też się będę lempartować.

VI ‘22

Sukiennice

Na zewnątrz przy stole cztery dziewczyny w odzieniu upalnym, jedna bez tatuażu.

VI ‘22

Perpetuum mobile

Kołłątaja, kamienica zasłonięta sobą narysowaną na wielkiej płachcie, napis „Dochód z reklamy przeznaczony jest na remont budynku”.

VI ‘22

U bukinistów na Chmielnej

– Mają panowie jakieś wydanie Myśli nieuczesanych?

– Nie, ale mamy książkę o Lecu.

– Lidii Kośki?

– Chyba tak.

VI ‘22

Agnieszka przed premierowym spotkaniem o Dokładanych treściach

– W taksówce z radia o Białoszewskim, taksówkarz, że nie czytał, ale wie, kto to jest.

VI ‘22

Justyna prowadziła jak zwykle

, po spotkaniu do kogoś

– Dziękuję, cieszę się, że fajnie wypadło.

VI ‘22

We francuskiej drogerii na Nowym Świecie

przy kasie dwa paluchowate ciastka w folii z nazwą madeleines.

– Zobacz, fałszerstwo.

Sprzedawczyni

– Z tych madlenek mamy jeszcze takie – pokazuje już bardziej przypomne – i czekoladowe.

VII ‘22

Baba w powrotnym

nadaje o zwierzętach schrypniętym głosem. Ktoś z rodziny (ludzkiej) znalazł zmarniałego kota. Zięć i córka napłacili się u weterynarzy. A jeszcze drapał im mieszkanie, darł firanki. Potem ona wzięła tego kota

– Syn postawił go do pionu.

VII ‘22

Prawie po trzech dniach

A jeśli Agencja Autorska wydała broszurę o Lecu? W domu w bibliografiach i sieciowych katalogach nie znalazłem, ale to nie źródła bezwzględne. W książce Kośki też nie ma.

VII ‘22

Maigret i pomylony innowator

Pół roku, mniej więcej, czekałem na blurayowe wydanie Maigreta, nowego filmu Patrice’a Leconte’a z Gérardem Depardieu; filtry barwne i kompozycje kadrów w zwiastunie pozwalały sporo się spodziewać. Niby oparta na dobrej przecież powieści Maigret i trup młodej kobiety (dali im punkt oparcia, a upuścili na ziemię). Duże, a zbędne zmiany fabuły. Inaczej też niż w prozie Simenona, napięcie wciąż rośnie: Depardieu porusza się i oddycha z takim trudem, że nie wiadomo, czy dożyje do końca ujęcia.

VII ‘22

Na egzaminie Proces

– Proszę pani, Leni miała pewną anatomiczną osobliwość, jaką? Studentka opiera prawy łokieć na stole, przedramię wyprostowane z dłonią w górze, porusza palcami, pamięta?

– Nie jestem pewna, a nie chcę przesadzić.

– Błonę między palcami. Myślałem, że pani pokazuje.

– Wiedziałam, że coś z kończynami.

VII ‘22

Ekskuza

– Nie wiedziałem, Adamie, że z ciebie brat łata – Tomek Troska na Świdnickiej.

– Ja też nie. Czemu?

– Z tyłu na okładce twojego Białoszewskiego dziennikarza pisze Grzegorz Piątek, iż Białoszewski zadawał pytania „jak pół wieku później Mariusz Szczygieł”, zapamiętałem.

– A, to… Piątka nie zapraszałem, ani jego tekstu nie przyjmowałem.

– Nie wiesz przypadkiem, czy on tak z genologicznego nierozgarnięcia czy… jakby to ująć?… Aż do tego stopnia admiruje Szczygła?

VI ‘22

W Sowie

raczej starsza niż w średnim, stonowana elegancja, prawa ręka wsparta na kuli

– Piętnaście deko tych kruszonych maślanych. Rzeczywiście są maślane?

VII ‘22

Szukali nie tyle ze świecą, ile z knotem

W warszawskiej „Wyborczej” (przeczytałem wróciwszy, a nawet parę dni później) zafetowali setkę Białoszewskiego. „Chyba najlepszym upamiętnieniem poety jest jego twórczość. Zapytaliśmy krytyka literackiego »Wyborczej« Wojciecha Szota o wybór ulubionego wiersza Białoszewskiego. Wybrał Lirykę śpiącego – Uwielbiam śpiewność tego wiersza, ale też jego niewykończenie, zawieszenie i niedopowiedzenie, bo to w finale wiersz miłosny, ale o takiej miłości, z którą nie chce się mieszkać. Co bardzo dobrze rozumiem, bo też nie lubię w domu »góry oddechów« – opowiada krytyk literacki”.

VII ‘22

W Nowych Horyzontach facet dość głośno do telefonu

– Nie, nie, nie; nie wtłaczaj mi rzeczy, których nie mówiłem; ja kupuję teraz bilety do kina.

VII ‘22

PS Ekskuza

Zaczynać od Anty-Kundery, gdy ten wspaniały pisarz niedawno zmarł? Jasne, zapis powstał w maju zeszłego roku, a i powyższy zestaw wybrałem i wysłałem nie w tych dniach. Nieprzewidziana koincydencja wprawdzie pozostaje, nie widzę jednak powodu, żeby się skracać. Owszem, spieram się z konkretnym poglądem Kundery – a dokładniej: z jego powieści, niemniej dałem tytuł dwukrotnie ironiczny. Tak więc Anty-Kundera brzmi podobnie jak Anty-Dühring, a nie robiłbym przecież aluzji do Engelsa na poważnie! No i formuła ta zapowiada, że piszę coś przeciw Kunderze – ja, entuzjasta jego dzieła. Więc – sygnał dla odbiorcy, który może już coś mojego czytał – coś tu jest nie do końca tak. Aczkolwiek pewnej szczegółowej niezgody się nie wypieram. Odsyłam otóż czytelnika do fragmentu Nieznośnej lekkości bytu, gdzie – po klęsce Praskiej Wiosny – komuniści planując skanalizowanie ludzkiej agresji w wybranych kierunkach społecznych, postanowili przetestować ją na niechęci do zwierząt. „Stworzono taką psychozę, że Teresa bała się, żeby poszczuty motłoch nie zrobił krzywdy Kareninowi” (tłum. Agnieszka Holland). Jeśli ktoś dotąd nie czytał tej powieści, to niech jak najszybciej naprawi tę życiową wyrwę, tymczasem na wszelki wypadek wyjaśniam, że Karenin to pies Teresy i Tomasza. Czy Kundery tu nie poniosło? „Poszczuty motłoch”, ho, ho! Jasne, czeski i francuski pisarz uwielbiał niespodziewanie, a wieloznacznie odwracać perspektywy. Później „zostaje jedna świętokradcza myśl i Teresa nie może się jej pozbyć: miłość, która ją łączy z Kareninem, jest lepsza od tej, która istnieje pomiędzy nią a Tomaszem”. Oczywiście, nie ma tu kynologicznego sentymentalizmu, tylko charakterystyczne dla Kundery nicowanie człowieka do imentu.

W trzecim epizodzie Ulissesa Stephen Dedalus spacerując po plaży, dostrzegł psa. „Boże, rzuci się na mnie?” (tłum. Maciej Świerkocki). Joyce bał się psów, były przykre i uzasadnione powody, z dzieciństwa i wieku dojrzałego. Pod koniec życia miał do obrony przed psami laskę i nosił w kieszeniach kamienie. No, tutaj pełna empatia.

VII ‘23

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Adam Poprawa, Chyba rzeczywiście mniej sforne, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2024, nr 242

Przypisy

  1. List sygnowany „niedziela” z 6 lub 13 marca 1949 r., Archiwum Emigracji w Toruniu: AW/CCXXVI/8.
  2. J. Mackiewicz, Legendy i rzeczywistości, „Wiadomości” 1967, nr 49 (1131) [w:] tegoż, Szabla i pałka gumowa, wybór artykułów z lat 1960–1967 M. Bąkowski, przypisy N. Karsov, Dzieła t. 23, Londyn 2015, s. 545.
  3. A. Pragier, Czas przeszły dokonany, cz. 1, wstęp i opracowanie A. Friszke i E. Pejaś, Warszawa 2018, s. 137.
  4. W.A. Zbyszewski, Polemika z Łobodowskim (1), „Wiadomości” 1971, nr 29.
  5. S. Zahorska, Przełomy mojego pokolenia, „Wiadomości” 1957, nr 35, s. 2.
  6. P. Chojnacki, Odwaga utopii, „Nowe Książki” 2023, nr 7–8, s. 14–15.
  7. Od Herberta do Herberta. Nagroda „Wiadomości” 1958–1990, oprac. i przedmowa S. Kossowska, postscriptum T. Nowakowski, Londyn 1993, s. 111.
  8. Kraków 2021.
  9. Opracowanie i przypisy Ł. Garbal, posłowie R. Habielski, Warszawa 2022.

Powiązane artykuły

04.01.2024

Nowy Napis Co Tydzień #235 / Śledztwo w ciemnościach

Leon Cichy, autor poczytnych kryminałów, nie ma ostatnio lekkiego życia. Nagle odeszła od niego żona, jego pierwsza miłość. Prywatne śledztwo, prowadzone w oparach alkoholu, połączone z wystawaniem pod oknami nowego mieszkania żony w oczekiwaniu na jej kochanka, zakończyło się fiaskiem. Nie ma kochanka, nie ma powodu do rozwodu. Książki, które do tej pory całkiem nieźle się sprzedawały, zanotowały spadek popularności – to znak, że trzeba napisać coś nowego. Szkic ostatniej książki leży jednak rozgrzebany w komputerze i brak widoków na jej dokończenie. Nieco desperacka wycieczka do Włoch – aby zapomnieć, aby się zrestartować – okazała się zbawienna. Leon Cichy nieoczekiwanie zakochuje się. Jest szczęśliwy, zatem stawia wszystko na jedną kartę: bierze ślub. Wszystko w tej sielance dzieje się szybko. Za mało wspólnych zdjęć, za dużo pocałunków. Pocałunkami i brakiem zdjęć dla rodziny Leon stara się przykryć cierpkie uwagi rodziców. Że ledwo się rozwiódł, a już się żeni. Że nowa wybranka, Julia, jest młodsza od Leona. Jakoś się ułoży, rodzice się przyzwyczają – myśli szczęśliwy małżonek. I właśnie wtedy, pierwszego wieczoru po powrocie do kraju, Leon zostaje potrącony przez samochód i traci wzrok w wypadku. Zyskuje za to coś więcej: pewność, że kobieta, która wiernie siedzi przy jego łóżku i troskliwie opiekuje się nim w szpitalu i w domu, nie jest jego żoną.

Nie ma zimy, jest ciemność

Anna Kańtoch powraca z kolejną powieścią. Ciekaw byłem, co powstanie po trylogii z Krystyną Lesińską. Wiosna zaginionych była nowością w świecie polskich kryminałów przepełnionych mężczyznami mającymi odporne na alkohol wątroby, stalowe pięści i tkwiącymi w niestabilnych małżeństwach. Wzorce amerykańskie były aż nadto widoczne. Kańtoch, tworząc postać Krystyny Lesińskiej, przedstawiła zupełnie inny typ bohatera. Lesińska to emerytowana policjantka, której dokucza biodro, a z mocniejszych napojów pozostały jej jedynie ziółka. Zamiast szaleńczych pościgów był spacer starszej pani, zamiast zdrad małżeńskich – rozmowy z wnukami. Zagranie à reboursokazało się strzałem w dziesiątkę, ponieważ Wiosna zaginionych zdobyła nie tylko Nagrodę Wielkiego Kalibru, ale także uznanie czytelników. W kolejnych tomach – Lecie utraconychJesieni zapomnianych – Kańtoch odmłodziła Krystynę Lesińską, przedstawiając sprawy kryminalne, którymi policjantka zajmowała się przed przejściem na emeryturę. Młodsza bohaterka zyskiwała na wigorze, zatem istniało ryzyko, że zacznie upodabniać się do typowych męskich detektywów. Zamiast tego Kańtoch czarowała czytelnika niesamowitą atmosferą opuszczonych placów zabaw pomiędzy blokowiskami, wskazując na to, jak wiele zła bierze swój początek w dzieciństwie. Groza i kryminał, elementy irracjonalne, zderzenie dziecięcych marzeń z brutalnością świata dorosłych, a przede wszystkim silne emocje targające bohaterami – to wyróżniki kryminałów Anny Kańtoch. Czytelnicy otrzymali trzy powieściowe pory roku (Wiosna zaginionych, Lato utraconych, Jesień zapomnianych) i choć autorka sama deklarowała, że pomysł na Krystynę Lesińską został zaplanowany jako trylogia, oczekiwania były duże. Czy będzie jednak czwarta pora kryminalnego roku? A może coś innego? Po roku od Jesieni otrzymujemy Samotnię. Odeszła Krystyna Lesińska, poznajmy Leona Cichego. Umarła królowa, niech żyje król? Niekoniecznie.

Moja Julia nie jest moją Julią

Od początku chyba czułem, że coś jest nie tak, ale zaraz po wypadku w ogóle byłem mocno oszołomiony, moja pamięć nie funkcjonowała tak jak trzeba i momentami… powiedzmy, że nie za bardzo sobie ufałem. Potem nie chciałem się nad tym zastanawiać, bo to brzmiało jak kompletne szaleństwo. Ale coraz częściej zdarzały się sytuacje, kiedy myślałem: moja Julia nigdy by tego nie zrobiła czy nie powiedziała. Wzięła do domu dwa koty, chociaż zawsze wolała psy. Gotowała na obiad szpinak, którego nie cierpiała od czasów przedszkola. W rozmowie raz się poskarżyła, że nowa książka Jo Nesbø jest słaba, zdecydowanie gorsza niż seria o Harrym Hole’u. Moja Julia nie lubi sensacji, jej ulubioną pisarką jest Marta Krajewska.

Leon Cichy szybko wprowadza czytelnika w sedno problemu. A ten jest nieustannie podsycany niepokojem, balansowaniem między szaleństwem a zdrowym rozsądkiem. Niewidomy mężczyzna jest całkowicie zdany na opiekę kobiety, do tożsamości której ma więcej pytań niż odpowiedzi. Rehabilitacja potrąconego przez samochód przebiega w dobrym kierunku, nie bez pomocy mieszkającej z nim nie-żony. Julia-NieJulia cierpliwie myje Cichego, pomaga niewidomemu w krępujących sytuacjach, gotuje i sprząta. Tylko rozmowy nie są już takie jak dawniej. I głos NieJulii brzmi nieco inaczej. To wszystko można złożyć na barki szoku, może nawet wzajemnego rozczarowania świeżo upieczonych małżonków. Polska to nie Włochy, codzienność to nie wakacje. Na ogół wszystko się zgadza, ale szczegóły uwidaczniają różnice. Leon Chichy raz po raz wykrzykuje, że tylko on widzi prawdę, choć pozostaje niewidomy. W dodatku nie posiada zdjęć swojej Julii, aby mógł zdemaskować NieJulię. Raz po raz dzwoni agent literacki, dopominając się o kolejną książkę, zaś policja mozolnie prowadzi śledztwo w sprawie potrącenia bohatera przez samochód. Tam, gdzie policja sugeruje wypadek, tam Leon Cichy widzi usiłowanie zabójstwa. Mając przed sobą nierozwiązaną zagadkę pędzącego samochodu oraz Julii-NieJulii mieszkającej z nim pod jednym dachem, pisarz kryminałów zaczyna robić to, co wychodzi mu najlepiej: zaczyna pisać, a rzeczywistość i fantazja podają sobie ręce.

Pokazać prawdę

Samotnia pełna jest odniesień do innych powieści, z Misery Stephena Kinga na czele. Leon Cichy to polski odpowiednik pisarza Paula Sheldona, zaś Julia-NieJulia to opiekująca się nim fanka Annie Wilkes. I pewnie nieuważny czytelnik mógłby tu wzruszyć ramionami i odłożyć Samotnię na bok, gdyby nie to, że książkę napisała Anna Kańtoch. Ponownie, tak jak w przypadku Krystyny Lesińskiej, autorka używa sprawdzonych schematów, ale komponuje je na swój sposób. Nie wiem tylko, na ile te „sprawdzone schematy” są celowe u Kańtoch, a na ile wynikają z tego, że powstało już tyle książek, że każda w jakiś sposób koresponduje z inną. Jakkolwiek by było, tytułowa Samotnia nie jest aż tak odcięta od świata jak domek w Misery. Do Cichego zaglądają rodzice oraz przyjaciele. Podsumowanie tych wizyt jest coraz bardziej depresyjne dla niewidomego bohatera. Przestań fantazjować – powtarzają mu raz po raz bliscy, ostro reagując na wątpliwości wobec NieJulii. Cichy nieustannie powtarza swoją mantrę, dostrzegając odmienność dwóch kobiet:

Jeśli macie na myśli kobietę, z którą wziąłem ślub, to nie mam pojęcia. Jeśli kobietę, która mieszka ze mną od czasu wypadku, to też nie mam pojęcia.

Wątpliwości pomogłyby pewnie rozwiązać zdjęcia Julii, których Leon ani nie posiada, ani nie może ich zobaczyć. Wie za to, że kierowca-zabójca pojawi się jeszcze raz. A kiedy wokół bohatera zaczynają umierać ludzie, zupełnie jakby roznosił wokół siebie śmierć, bariera między zmyśleniem a faktami zaczyna się coraz bardziej kruszyć. Co jest rzeczywistością, a co światem kreacji powstałym na potrzeby książki?

Morderstwo w Polregio

Powieści detektywistyczne są literaturą użytkową, rzadko kiedy wzbijają się na poziom arcydzieła. Kryminał to szlachetna rozrywka umysłu. Nadaje się do czytania w podróży (sam przeczytałem Samotnię w pociągu), podczas wypoczynku i najczęściej jest to lektura jednorazowa: przeczytany leży na półce, a jego bohaterowie nie prowadzą w głowie czytelnika dalszego, tajemnego życia. To również przypadek Samotni, która jest świetną książką w kategorii literatury użytkowej. Świetną, bowiem Kańtoch pisze w swoim stylu. Autorka sprawnie miesza elementy powieści kryminalnej z powieścią grozy, zaś atmosferę niepokoju łączy z nostalgią lat dziecięcych. W Samotni jest nieco inaczej, bowiem więcej tu obserwacji społecznych na temat pokolenia obecnych trzydziestolatków. Jest to też być może pierwsza polska powieść detektywistyczna, gdzie covid i kwarantanna mają wpływ na przebieg śledztwa. Z kart Samotni przebija jednak spory luz i wydaje się, że autorka chciała napisać coś nieco lżejszego, puszczając do czytelnika oko. Sporo tu odwołań do kultury masowej (między innymi do seriali kryminalnych i Gwiezdnych wojen) oraz książek innych autorów (przywołani już Jo Nesbø i Marta Krajewska). Pojawiają się także gry planszowe, w które pisarka lubi grać. I rozważania można by zakończyć tym, że Samotnia jest napisana sprawnie rzemieślniczo, bowiem autorka wodzi czytelnika za nos, oraz że nie spotkamy się z aż tak ciężką, tajemniczą atmosferą, jak w przygodach Lesińskiej.

Można, gdyby nie fakt, że mowa o Annie Kańtoch. Dosłownie na ostatnich stronach autorka prezentuje zakończenie w stylu Alfreda Hitchcocka. Oniemiały wpatruję się w szybę pociągu, który wystukiwał mi rytm czytania. Gdy podchodzi konduktor, zamiast biletu wręczam mu Samotnię i mówię: musi pan to przeczytać.

 

Anna Kańtoch, Samotnia, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2023.

Okładka książki

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Marcin Cielecki, Śledztwo w ciemnościach, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2024, nr 235

Przypisy

  1. List sygnowany „niedziela” z 6 lub 13 marca 1949 r., Archiwum Emigracji w Toruniu: AW/CCXXVI/8.
  2. J. Mackiewicz, Legendy i rzeczywistości, „Wiadomości” 1967, nr 49 (1131) [w:] tegoż, Szabla i pałka gumowa, wybór artykułów z lat 1960–1967 M. Bąkowski, przypisy N. Karsov, Dzieła t. 23, Londyn 2015, s. 545.
  3. A. Pragier, Czas przeszły dokonany, cz. 1, wstęp i opracowanie A. Friszke i E. Pejaś, Warszawa 2018, s. 137.
  4. W.A. Zbyszewski, Polemika z Łobodowskim (1), „Wiadomości” 1971, nr 29.
  5. S. Zahorska, Przełomy mojego pokolenia, „Wiadomości” 1957, nr 35, s. 2.
  6. P. Chojnacki, Odwaga utopii, „Nowe Książki” 2023, nr 7–8, s. 14–15.
  7. Od Herberta do Herberta. Nagroda „Wiadomości” 1958–1990, oprac. i przedmowa S. Kossowska, postscriptum T. Nowakowski, Londyn 1993, s. 111.
  8. Kraków 2021.
  9. Opracowanie i przypisy Ł. Garbal, posłowie R. Habielski, Warszawa 2022.

Powiązane artykuły

23.11.2023

Nowy Napis Co Tydzień #230 / Ironia i gruzy. O tomiku Sylwii Jaworskiej „Pustynia”

Tomik Sylwii Jaworskiej pod tytułem Pustynia jest pełen pasji – za Jaspersem moglibyśmy powiedzieć o „Pasji Nocy i Normie Dnia”. Można również ową pasję nazwać analitycznym zamiłowaniem do badania siebie oraz otaczającego świata. W tomie Pustynia mamy bowiem do czynienia jakby z dwiema pustyniami: pustynią własnego „ja” oraz pustynią rzeczywistości, która na owo „ja” pośrednio bądź bezpośrednio wpływa. „Pasja nocy” lokuje się jakby w wewnętrznej sferze „pustynnej” podmiotu mówiącego, zaś nieprzyjazna, wroga „norma dnia” byłaby stroną pustyni zewnętrznej i społecznej.

Jednak te dwie pustynie – zewnętrzna oraz wewnętrzna – jakoś ze sobą współistnieją, tworząc świat, w którym da się żyć, chociaż nie bez kolizji ze sobą czy z rzeczywistością. Przestrzeń opisana w tomiku jest przestrzenią, można powiedzieć, ciepłą ciepłem wewnętrznym, bez sztucznego nadymania się, puszenia się, czy udawania.

W tym sensie poezja Jaworskiej jest bezpretensjonalna, nieudająca niczego, a jednocześnie niepozbawiona artystycznego wyrafinowania i komplikacji poetyckiej frazy. W swym jednak powikłaniu i jednoczesnej prostocie jak gdyby zaprasza ona czytelnika do czegoś, co można byłoby określić mianem przyjaźni czy też zaprzyjaźnienia się z autorką. Ośmielę się w tym miejscu powiedzieć, że podmiot mówiący w tomiku Pustynia jest dobrym przyjacielem, który jednocześnie nie boi się protestować, kiedy widzi i czuje słuszność sprawy, o którą walczy – jak na przykład protest przeciwko budowie obwodnicy w Kluczach. Klucze są miejscem poetki na ziemi, do którego jednak ma stosunek ambiwalentny, jak przyznała mi się podczas spotkania w Antykwariacie Abecadło w Krakowie 13 stycznia 2023 roku. Z jednej strony dom swój kocha, z drugiej jego domownicy doprowadzają ją niekiedy do wściekłości i podejmowania działań buntowniczych w celu zachowania swojej autonomii. Jaworska czuje język poetycki. Z tego języka wysnuwa przekonującą oraz konsekwentną opowieść o świecie i samej sobie. Zwraca uwagę jej przywiązanie do znaczących detali – na przykład pszczół garnących się do plastra miodu. Te detale – jak również kot czy zagubione spodenki na wuef synka – tworzą jakby ciepły, familiarny oraz familijny nastrój tego tomiku.

Poetka pisze również w mądry sposób o rzeczach, które dotyczą nas wszystkich. Co to za sprawy? Z pewnością pisze o miłości, często nieudanej, do drugiej osoby, jakiegoś „ty”, a także do swoich dzieci, córki oraz syna. W tomiku wybrzmiewa również dyskretnie miłość do Boga, choć z religią chrześcijańską podmiot mówiący jest często w jawnym bądź zakamuflowanym konflikcie. Jest tu także miłość do języka poetyckiego jako nośnika rozmaitych stanów emocjonalnych oraz ufność, że może on pełnić funkcję kompensacyjną oraz terapeutyczną. Owa funkcja terapeutyczna języka przekłada się również na miłość do świata, który posiada jakby dwie płaszczyzny czasowe – płaszczyznę dzieciństwa („najlepsze w moim życiu lody Bambino na patyku”) oraz płaszczyznę teraźniejszą, obecną, z której czerpiemy informacje na przykład o najlepszym „przyjacielu” podmiotu mówiącego – kocie Witkacym, czy zagubionych a potem odnalezionych, wspomnianych już spodenkach na wuef.
Wydaje się, że jedną z osi, która przebiega przez ten tomik jest oś wiary, wiary trudnej, zmagającej się, nieoczywistej. Bo od życia do śmierci biegnie też linia nieoczywista, której ślad znaczą poszczególne wiersze pomieszczone w tomie. Przyjrzyjmy się wierszowi pod tytułem Najlepsze:

 

Najlepsze w moim życiu.
Lody Bambino na patyku
obok pijanych ojców dzieci.
Zimna cola w szklanej butelce
przy białym stoliku
z ciężkiego metalu.
Za ladą kotlet mielony i wódka.
Lato nie tak upalne.

Wieczorami w gryzącym sweterku
z czerwonej wełny.
Palcami wyrobiłam większą
dziurkę na guzik.

W niedzielę białe rajstopy.
Błoto po kolana
i zabawa w Indian
Nóż pod łóżkiem -
na wypadek ducha.

Najgorsze przyszło,
kiedy zaczęła się miłość.

 

To mądry, głęboki wiersz. Głównie przez to, że świadomie używa języka poetyckiego. Widać w nim rozmaite poetyckie detale, które nadają temu wierszowi ciepły klimat. Nóż, który ma przebić ducha, wydaje się tutaj niebanalnym, poetyckim konceptem, bo zestawia to, co niematerialne z tym, co materialne. Ponadto dziecięce zabawy w Indian zestawione są ironicznie z miłością, zapewne również dziecięcą i pierwszą, która ma dopiero nadejść. To wiersz bardzo ironiczny, tak jak zresztą cały tomik Jaworskiej. Podmiot mówiący co rusz puszcza lub mruży oko, uśmiecha się, dystansuje od opisywanych sytuacji. Jest to podmiot jednocześnie silnie wpisany w określone sytuacje liryczne, jak i zdecydowanie do nich zdystansowany.
Jak choćby w wierszu Kobieta samotna o samobójstwie, które „diabli wzięli”, kiedy osoba mówiąca w wierszu „zaczęła myć podłogę”… Tego rodzaju gesty dystansu do siebie samej oraz do opisywanej rzeczywistości są jakimiś osiami, mogącymi posłużyć za interpretacyjne, które biegną przez ten tomik. Wskazują one na ironię z jednej strony, a z drugiej na swego rodzaju pogodność, a nawet rodzaj czułości dla opisywanych przez poetkę sytuacji.
To, co łączy ironię, czułość i przyjaźń, czyniąc je spójnym światem poetyckim, to dar do analizy poszczególnych zdarzeń lirycznych. Zatem liryzm łączy się u Jaworskiej z anatomicznym badaniem świata oraz przyczyn, nie bójmy się tego powiedzieć, jego rozkładu, gdyż z gruzowiska wartości pozostała tytułowa pustynia. Ma ona przynajmniej kilka wymiarów: jest to pustynia aksjologiczna, duchowa, pustynia jakiegoś społecznego „my” oraz pustynia relacji międzyludzkich. Ciekawe, że na tej pustyni czy pobojowisku znajduje się jakaś oaza indywidualnego „ja”, które się przed owym napierającym i niedobrym światem broni poprzez ukazanie bezpiecznego, ale jednocześnie silnego, indywidualnego mikrokosmosu. Nie mamy tutaj do czynienia jednak z prostym, egocentrycznym zabiegiem przypominającym łatwy solipsyzm. Sytuacja liryczna jest o tyle skomplikowana, że owo „ja” liryczne jest bardzo dumne, wręcz arystokratyczne, a świat wokół jakby nie zasługuje do końca by wdzięcznie się w nim rozgościć i wdzięcznie w nim zamieszkać. Dlatego mieszkanie własnego „ja”, swój dom liryczny, z dziećmi oraz kotem Witkacym, jak i pitą rano kawą, jest nie tylko azylem, ale staje się wręcz fortecą chroniącą przed tym, co jest na zewnątrz. Przypomnijmy w tym miejscu słynną książkę Franka Herberta Diuna, zresztą świetnie współcześnie zekranizowaną, w której pustynia była miejscem niebywale niebezpiecznym – choćby przez to, że często pojawiał się na niej ogromny Czerw, który niszczył dookoła wszystko i siał spustoszenie. Owo spustoszenie w tomiku Jaworskiej ma, rzecz jasna, również wymiar społeczny – autorka opowiada, że mieszkańcy jej rodzinnej miejscowości Klucze często nie są świadomi konsekwencji swoich wyborów, przez co świat zamieniają w gruzy. Tytuł tomiku odnosi się bowiem do realnej akcji mającej na celu ratowanie Pustyni Błędowskiej poprzez protest przeciwko budowie obwodnicy w Kluczach. Wskutek niezbyt odpowiedzialnej decyzji lokalnych władz, miejsce, które było dla wszystkich mieszkańców czymś w rodzaju misteryjnej świątyni filozoficznego dojrzewania, jak również wielu dorosłych inicjacji, zostaje zagrożone wskutek machinacji rozmaitych grup interesów, które widzą jedynie doraźną korzyść biznesową, nie zważając na wymiar pustyni jako miejsca szczególnego spotkania, szczególnej pamięci i szczególnej ciszy także. Jak czytamy na skrzydełku okładki:

Niektórzy sądzą, że chodzi tylko o jakieś ideologiczne zamanifestowanie ekologicznych poglądów i spór o fragment betonu. Tu idzie o coś więcej – pustynia to dla nas miejsce, które pamiętamy z dzieciństwa, to wyprawy na wielką przestrzeń labiryntami, które znali tylko mieszkańcy, to zbieranie grzybów z ojcem, to była wszechobecna cisza pośrodku tej wielkiej piaskownicy.

Dlatego, paradoksalnie, pustyni należy bronić, ale we właściwym znaczeniu: jako miejsca dojrzewania własnego „ja” do podjęcia odpowiednich ról oraz zadań w świecie, jako wtajemniczenie w mikrokosmos własny i bliźniego, jako przestrzeń dojrzewania wielu najistotniejszych relacji. Zatem zabranie pustyni albo też okaleczenie jej w jakiś sposób byłoby również zabraniem bardzo ważnej cząstki duchowej i psychicznej wielu ludzi, dla których to miejsce jest w jakiś sposób uświęcone. „Czerw” tego świata takie miejsca chce niestety niszczyć. Wniosek, jaki można wysnuć z tych krótkich rozważań, może brzmieć następująco: należy bronić pustyni prawdziwej przed pustynią barbarzyńską. Jedna z tych pustyń jest w jakiś sposób święta, druga pochodzi od Złego. Zbawieniem, ale tylko do pewnego stopnia, jest, jak mniemam, własny mikrokosmos liryczny, z którego „ja” liryczne zastaną rzeczywistość komentuje, ale również analizuje, bada, wysnuwa wnioski, nie daje jednak jednocześnie łatwych i uproszczonych recept – miast deklaracji woli poetka, rzecz jasna, metaforę, jak w wierszu Zbawienna stacja w Łaziskach. Przytaczam fragment wiersza:

Doskonale gram w tym filmie.
Nikt nie pozna, że nie piję.
Ani żadnych używek
Ani imienia twego nadaremno

W nocy zastanawiam się,
czy na pewno na tym kawałku płótna
zostało twoje odbicie.

Aluzja poetycka do słynnego wizerunku z Manopello jest tutaj wyraźnie widoczna, a liryczne „ja” wciela się jakby w postać św. Weroniki. Jest to jeden z piękniejszych wierszy w tomiku, w którym znakomicie został wygrany kontrast między tym, co jest „grą”, a tym, co jest odbiciem, śladem, znakiem, które przynależą do sfery tego, co prawdziwe. To bardzo subtelna gra poetycka, którą Jaworska znakomicie prowadzi przez cały tomik: gra ze światem społecznym, gra z bliźnimi, między innymi ze znajomymi i matką, jak w świetnym wierszu Obieg zamknięty; wreszcie: gra, ale jakby bardziej na serio i mniej ironicznie z tym, co religijne. Owe gry mógłbym nazwać grami pustynnymi – zabawą dziecinną Indian, którzy jednak teraz, obecnie, przypominają jakieś wcielone widma wypatrujące z rozpaczą ocalenia w tym, co jest nie tylko zachowanym wizerunkiem Boga, ale również szansą na przywrócenie pierwotnego, mitycznego ładu, jeszcze sprzed indywidualnego i społecznego upadku. Bo Pustynia to tomik będący również, a może przede wszystkim, zapisem indywidualnego zmagania się z życiem i własną historią, będący świadectwem z jednej strony przegranej, a z drugiej nadziei, że ową klęskę będzie można przekuć w jakąś lekkość, o czym mówi ostatni z wierszy pomieszczonych w tomie, jednocześnie smutny i ironiczny, Martwe morze:

Może jestem już martwa
Bo to niemożliwe,
żeby tak lekko chodzić po ziemi.

Lekko chodzą po ziemi widma, cienie, zjawy przypominające trochę wydrążonych, Elliotowskich ludzi. Pustynia nie jest tomikiem wesołym, zawarta w nim liryka jest raczej przepełniona smutkiem, który jednak bardzo często równoważony jest przez ironię. Prawdopodobnie ludziom z poczuciem humoru łatwiej jest stąpać nawet po najbardziej zagruzowanych pobojowiskach, a niewątpliwie poczuciem humoru i talentem poetyckim Sylwia Jaworska jest obdarzona, dlatego warto wiele razy powracać do jej Pustyni.

 

Sylwia Jaworska, Pustynia, Biblioteka Śląska, Katowice 2022

Okładka książki

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Michał Piętniewicz, Ironia i gruzy. O tomiku Sylwii Jaworskiej „Pustynia”, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 230

Przypisy

  1. List sygnowany „niedziela” z 6 lub 13 marca 1949 r., Archiwum Emigracji w Toruniu: AW/CCXXVI/8.
  2. J. Mackiewicz, Legendy i rzeczywistości, „Wiadomości” 1967, nr 49 (1131) [w:] tegoż, Szabla i pałka gumowa, wybór artykułów z lat 1960–1967 M. Bąkowski, przypisy N. Karsov, Dzieła t. 23, Londyn 2015, s. 545.
  3. A. Pragier, Czas przeszły dokonany, cz. 1, wstęp i opracowanie A. Friszke i E. Pejaś, Warszawa 2018, s. 137.
  4. W.A. Zbyszewski, Polemika z Łobodowskim (1), „Wiadomości” 1971, nr 29.
  5. S. Zahorska, Przełomy mojego pokolenia, „Wiadomości” 1957, nr 35, s. 2.
  6. P. Chojnacki, Odwaga utopii, „Nowe Książki” 2023, nr 7–8, s. 14–15.
  7. Od Herberta do Herberta. Nagroda „Wiadomości” 1958–1990, oprac. i przedmowa S. Kossowska, postscriptum T. Nowakowski, Londyn 1993, s. 111.
  8. Kraków 2021.
  9. Opracowanie i przypisy Ł. Garbal, posłowie R. Habielski, Warszawa 2022.

Powiązane artykuły

16.11.2023

Nowy Napis Co Tydzień #229 / Kłusownik i myśliwi. Prywatna historia sztuki Zbigniewa Herberta

Ksiązka do pobrania w formacie PDF. Wersja papierowa do zakupienia w e-sklepie Instytutu Literatury.

 

Józef Maria Ruszar
„Patrzeć aż do zawrotu głowy”. Eseje, wiersze i sztuka kolażu [fragment]

Kochane Moje Kasabubu,
[…] Teraz wiem, że w Berlinie za dużo czytałem. Teraz tylko patrzę i patrzę. Cztery godziny przed Vermeerem (przyślę Ci karteczkę) tak, że oczy mi wyłaziły – jest to moja największa chyba malarska miłość. A potem, jak wracałem do hotelu widziałem jakby w oświetlonym ekranie – wszystkie szczegóły, kolory, odcienie, załamania światła. Patrzeć aż do zawrotu głowy – to moja metoda. Dlatego mało rysuję, wymaga to innej dyspozycji, natomiast notuję i szkicuję nieporadnie właśnie kolory, układy przestrzenne, itd.

Zbigniew Herbert, List do żony 20/21.12.1986 (GH 55)

Temat „Herbert i sztuka” frapuje mimo upływu lat. „Prywatna” historia sztuki, wysoko oceniana przez miłośników eseistyki, a często i przez historyków sztuki, powraca w badaniach herbertologicznych co pewien czas. Tyle że dla specjalistów ciekawsze są wczesne recenzje młodego literata, który w trudnych czasach socrealizmu musiał się mierzyć nie tylko z cenzurą, co oczywiste, ale również z ideologicznym balastem. Tymczasem niezawodowi czytelnicy podziwiają przede wszystkim osobiste spotkania poety z klasycznym malarstwem europejskim.

Oko recenzenta
Niniejszy tom, w skład którego wchodzi spory segment tekstów napisanych przez historyków sztuki, zajmuje się głównie problemem „oka” poety, który – przede wszystkim w celach zarobkowych, ale również z pasji nałogowego bywalca muzeów i galerii sztuki współczesnej – namiętnie pisywał recenzje z wystaw malarskich oraz eseje poświęcone źródłom europejskiej kultury. Chronologicznie rzecz biorąc, recenzje z wystaw były pierwsze, poeta zaczął je pisać jeszcze w latach 50., w czasach sztuki poddanej rygorom socrealizmu, ale pozostał im wierny tak długo, jak długo pozwoliła na nie biologia schorowanego ciała. Natomiast czytelnicy zachwycający się kolejnymi tomami esejów „apostoła w podróży służbowej” (a wcześniej czytający pojedyncze szkice publikowane w czasopismach) mieli pełne prawo uważać, że Zbigniew Herbert był przede wszystkim miłośnikiem starożytności, średniowiecza i sztuki włoskiego renesansu, aż po niespotykany rozkwit holenderskiego „złotego wieku”.

Perspektywa ta wynikała z rozproszenia recenzenckiego dorobku, zebranego dopiero po śmierci poety przez Pawła Kądzielę w tomie Węzeł gordyjski. Ten rodzaj pisarstwa literata-krytyka sztuki, obszernie analizowany i oceniany w niniejszym tomie, ma już swoje precedensy w Bibliotece Pana Cogito, przede wszystkim w dwutomowej edycji Zmysł wzroku, zmysł sztuki z roku 2006. Tam po raz pierwszy omówiono dekadę lat 50., interesującą ze względu na zderzenie ze sztuką socrealistyczną, a następnie „popaździernikową”. Herbert omijał ideologiczne pułapki, zwracając uwagę na pojedyncze dzieła, strukturę formalną obrazu, metodę pracy artysty, zakorzenienie w malarskiej tradycji i neutralność wobec tematycznego i społecznego, a przede wszystkim ideologicznego przekazu. Zajmując się warsztatem twórcy, kompozycją, kolorystyką czy psychologicznym wymiarem przedstawianych postaci, a także ujawniając swój osobisty stosunek do dzieła, Herbert recenzent nie tylko ignorował ówczesną ideologiczną manierę referowania socrealistycznych wystaw, ale również szlifował własny sposób prezentowania, a właściwie unaoczniania dzieł sztuki, jaki znamy z późniejszych książek.

Co go najbardziej frapowało w dziele sztuki i jak je rozumiał? Piotr Juszkiewicz, omawiając recenzencką spuściznę Herberta na tle ówczesnego stanu krytyki malarskiej, powiada, że:

Lektura tekstów Herberta z końcówki lat 50. sprawia wrażenie, że wpisana w nie koncepcja dzieła sztuki wizualnej wiele ma wspólnego z takim jego rozumieniem, które rozpina je pomiędzy tradycją a rysującą się na podstawie jej analizy spodziewaną przyszłością sztuki.

Kolejni autorzy badający te kwestie zwracają uwagę na próbę innego rozumienia sztuki abstrakcyjnej, aby nie była tylko punktem dojścia w walce z tradycyjnym malarstwem. Tezę tę wypowiada wprost Michał Haake w wygłosie swego szkicu:

Krytykę artystyczną uprawianą przez Herberta proponuję rozumieć jako zaznaczenie dystansu wobec postępowej wizji historii sztuki, której poeta przeciwstawiał etos „godzenia” przeszłości z nowoczesnością, broniąc dokonań tradycji – o czym już pisano wielokroć – jako siły o niegasnącej potencji inspirowania współczesnych dokonań.

Ideę przemyślenia, a nie zaprzeczania poprzednikom – wypowiedzianą wprost, choć w kontekście malarstwa Duccia di Buoninsegny i Sassetty – Herbert aż dwukrotnie wypowie w eseju o Sienie: „Mądry Duccio nie złamał sztuki greckiej, jak Giotto, ale nagiął ją do swoich czasów jak gałąź” (BO 86). W popaździernikowej dyskusji na temat sztuki współczesnej krytycy, a także poeci, jak Julian Przyboś, upatrywali szansę w abstrakcji, a celem miałyby być: abstrakcja geometryczna, abstrakcyjny ekspresjonizm lub abstrakcjonizm postimpresjonistyczny. Inaczej dla Herberta – recenzenta i miłośnika sztuki: miał być to tylko etap w rozwoju malarstwa, z zaznaczeniem, by „element przedmiotowy nie był […] jedynie pretekstem dla czystej gry malarskiej”, jak pisze Haake. Może właśnie pod wpływem ówczesnych polemik, recenzji z wystaw Stanisława Krzyształowskiego, Wacława Taranczewskiego, Tadeusza Dominika oraz serii wywiadów przeprowadzonych z malarzami dla miesięcznika „Więź” (wiele elementów i pojęć z tych rozmów przeniknęło do pisanego w tym czasie poematu Studium przedmiotu) w eseju mówiącym o przełomach sztuki europejskiej znajdujemy wiarę w jedność, a nie „postęp” malarstwa.

Zwykło się mówić, że Sassetta i jego sieneńscy koledzy zapóźnieni byli i nie rozumieli renesansu. Tymczasem wkraczali oni w nowy świat odrodzenia, nie łamiąc tradycji gotyckiej, tak jak Duccio był gotycki, nie łamiąc tradycji bizantyńskiej. Malarstwo Sassetty nie jest manieryzmem, ale przemyśleniem na nowo tradycji wielkich poprzedników (BO 86).

Pobyt na Zachodzie, najpierw kilkuletni, potem parokrotnie ponawiany, a za każdym razem długi i pracowity, dał Herbertowi możliwość pisania zarówno recenzji z aktualnych wydarzeń w świecie sztuki (wszak sporą część czasu spędził w Paryżu), jak i obszernych relacji z muzeów i miejsc, w których pozostały świadectwa budowania europejskiej cywilizacji. Dodajmy, że przełom lat 50. i 60. to dla poety okres intensywnych podróży po Europie Zachodniej, a następnie praca – już w Polsce – nad serią esejów i reportaży opublikowanych w zbiorze Barbarzyńca w ogrodzie, ale jednocześnie układanie poematu Studium przedmiotu, będącego summą poglądów na rozwój współczesnego mu malarstwa. Nie jest przypadkiem, że utwór stał się powodem licznych komentarzy i ożywionej polemiki.

 

Wydawca: Instytut Literatury
Recenzenci naukowi: prof. UAM dr hab. Michał Januszkiewicz, dr hab. Radosław Sioma
Redakcja językowa: Pracownia Mole
Korekta i adiustacja: Adrian Kyć, Pracownia Mole
Projekt okładki: Marek Górny i Paweł Górny

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Wydanie zbiorowe, Kłusownik i myśliwi. Prywatna historia sztuki Zbigniewa Herberta, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 229

Przypisy

  1. List sygnowany „niedziela” z 6 lub 13 marca 1949 r., Archiwum Emigracji w Toruniu: AW/CCXXVI/8.
  2. J. Mackiewicz, Legendy i rzeczywistości, „Wiadomości” 1967, nr 49 (1131) [w:] tegoż, Szabla i pałka gumowa, wybór artykułów z lat 1960–1967 M. Bąkowski, przypisy N. Karsov, Dzieła t. 23, Londyn 2015, s. 545.
  3. A. Pragier, Czas przeszły dokonany, cz. 1, wstęp i opracowanie A. Friszke i E. Pejaś, Warszawa 2018, s. 137.
  4. W.A. Zbyszewski, Polemika z Łobodowskim (1), „Wiadomości” 1971, nr 29.
  5. S. Zahorska, Przełomy mojego pokolenia, „Wiadomości” 1957, nr 35, s. 2.
  6. P. Chojnacki, Odwaga utopii, „Nowe Książki” 2023, nr 7–8, s. 14–15.
  7. Od Herberta do Herberta. Nagroda „Wiadomości” 1958–1990, oprac. i przedmowa S. Kossowska, postscriptum T. Nowakowski, Londyn 1993, s. 111.
  8. Kraków 2021.
  9. Opracowanie i przypisy Ł. Garbal, posłowie R. Habielski, Warszawa 2022.

Powiązane artykuły

02.11.2023

Nowy Napis Co Tydzień #227 / Legenda starej Polski

Po niektóre książki sięgam, dysponując już przeczuciem, co mogą zaofiarować. A właściwie – jakich ogólniejszych uwag mogą stać się bodźcem. Muszę wtedy uważać: same „piszą” się w głowie, widzę „po swojemu” przedmiot przez kogoś podjęty. Dzielił się Zygmunt Nowakowski w liście do Mieczysława Grydzewskiego spostrzeżeniem: „U S[ydneya] Smitha znalazłem pyszne zdanie. Mówi on: «nigdy nie czytam książki, zanim nie napiszę recenzji: lepiej nie uprzedzać się». Genialne” List sygnowany „niedziela” z 6 lub 13 marca 1949 r., Archiwum Emigracji w Toruniu: AW/CCXXVI/8.[1]. Zaiste! Boję się, że publikacja, którą trzymam w ręku, do takich należy. Może raczej jej nie poznawać, a przemyśleć swe wyobrażenie o niej? Własne, z tematem „styki” i rozwody, jego wymarzony zakres, dumać z czego by mogła czerpać soki? Bo cóż więcej czynić, tak… bez lektury wstępnej? Ale złamałem zasadę. Przeczytałem, niepomny Smitha bon motu, pracę Moniki Anny Nogi pod tytułem Stanisław Brzozowski w kręgu „Kultury” paryskiej. Czy dopadło mnie uprzedzenie?

Redaktor w operze

Spróbujmy spojrzeć prawdzie w oczy. Pozostaje Brzozowski od lat stu przedmiotem najprzeróżniejszej tęsknoty. Również tej osobliwej, literacko-filozoficznych snobów i szpanerów, nie wywierając wszakże trwalszego wpływu na narodową mentalność. Interesujące, że rozpatrując geografię umysłowości ważnych dla mnie postaci – czynnych w okresie kilku faz percepcji dziedzictwa Brzozowskiego (napomknięty wyżej Nowakowski oraz Józef Mackiewicz) – nie natrafiłem w ich dorobku na ślady jego oddziaływania. Na relikty lektur, na użyteczny cytat choćby – czy elokwentne nawiązanie. Ani w prozie, ani w korespondencji. Czyżby już wtedy rodzima kultura zaczęła nabierać kształtu równoległych, nieprzecinających się linii? Rozwijała się, pączkując w niszach? Dla wielu Brzozowski – kluczowy, dla tej wybitnej dwójki – nie?

Więc Nowakowski ni słowem o Brzozowskiego nie zawadzi… Owszem, szydzi Mackiewicz w 1967 roku z pewnego wspominkowego portretu Henryka Dembińskiego („wiernego agenta komunistycznego” – nie kogo innego!), by położyć kres pochopnej legendzie:

Zresztą tam [w rzeczonym opisie – P.Ch.] i Maurycy Mochnacki, i Stanisław Brzozowski, i portret grottgerowski, i smutne oczy, i włosy spadające niesfornie na czoło… Eeech! Kosmyk włosów spadał i na czoło Adolfa Hitlera. Wszystko zależy od tego, co się chce w kimś widziećJ. Mackiewicz, Legendy i rzeczywistości, „Wiadomości” 1967, nr 49 (1131) [w:] tegoż, Szabla i pałka gumowa, wybór artykułów z lat 1960–1967 M. Bąkowski, przypisy N. Karsov, Dzieła t. 23, Londyn 2015, s. 545.[2].

No właśnie! Wszystko zależy od tego, co się chce w kimś widzieć… Zapamiętajmy to zdanie. Trzeci jednak (czy też: drugi i pół?) – powiedzmy – mój „faworyt”, Adam Pragier, malując swe (oko w oko) z Brzozowskim spotkanie, pozostawi komentarz: „Atakując nawyk pisarstwa polskiego do hołdowania archetypom w myśleniu i odczuwaniu, uderzył w to, co uchodziło za nietykalne”A. Pragier, Czas przeszły dokonany, cz. 1, wstęp i opracowanie A. Friszke i E. Pejaś, Warszawa 2018, s. 137.[3].

Nie przypadkiem powtarzam opinię publicysty najsilniej symbolizującego przeciwstawny „«Kulturze» paryskiej” biegun. Trudno poza nim (i – raz jeszcze – Nowakowskim z Sergiuszem Piaseckim) wybrać z grona najwybitniejszych powieściopisarzy, poetów czy eseistów emigracji kogoś, kto w periodyku Giedroycia nie chciał być obecny. Czy znaczy to, że wszyscy należeli do nagłówkowego „kręgu paryskiej «Kultury»”? Gdyż „krąg” czasopisma, o ile nie posiada ono zbiorowej redakcji, to zespół jego notorycznych kooperantów. Czy znaczy to, że „kręgu paryskiej «Kultury»” nie było? – Nie było. Był po prostu Jerzy Giedroyć. I… cała reszta.

Precyzyjnie ujął brzeg tego zagadnienia Wacław A. Zbyszewski:

Bo uważam, że w operze (instytucji) ważny jest nie dyrektor, i nie administrator. I nawet nie reżyser, ale głosy; bo uważam, że w teatrze ważny jest znowuż nie dyrektor, ale aktorzy; chodziłem na Jaracza, a nie na Szyfmana czy Schillera. Bo gazeta, tygodnik, miesięcznik, teatr, opera, wydawnictwa – wszystko to stoi współpracownikami, a nie kierownikami, z takim czy innym tytułem.

Wołał Zbyszewski, że chce „trybuny dla siebie”W.A. Zbyszewski, Polemika z Łobodowskim (1), „Wiadomości” 1971, nr 29.[4]. Otóż to! Z gęstych łamów tomików „Kultury” chłonięto teksty Mackiewicza, Łobodowskiego, nawet, nawet – niech będzie! – Gombrowicza, ale nie Giedroycia. Kontestuję tym samym trzon i sedno wyboru badaczki – nie jedynie dokonane przez nią generalne zawężenie pola, ale i specyficzny tryb przyjęcia tak wąskiej perspektywy.

Pojawienie się w obszarze zainteresowań i na kartach książki eseju Stefanii Zahorskiej (druga do Pragiera połówka, co pełną trójcę wybrańców czyni) prowadzi raptem do eskalacji zwątpień. Czy uszczuplenie metryki postrzegania Brzozowskiego do jednego z wychodźczych tytułów jest zasadne? Tutaj „wielka czwórka” – Czapski, Miłosz, Herling i sam redakcyjny demiurg – rządzi. Usilnie Monika Anna Noga przypisuje im nowatorstwo w intencjach, motywach, zamiarach. Powszechniejsze cele i działania wdusza do wydedukowanej sztucznie konstrukcji – unikalności „Kultury” i jej apostołów. Podczas gdy zreferowane akty twórcze stanowią bodaj składnik szerzej wówczas uznawanych treści. Lub wchodzą niekiedy wręcz w obręb oczywistości, truizmu.

Skoro wspomniano o Zahorskiej, warto podzielić się i mniej znaną jej wypowiedzią o Stanisławie Brzozowskim – wystąpieniem po otrzymaniu nagrody Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie w 1957 rokuS. Zahorska, Przełomy mojego pokolenia, „Wiadomości” 1957, nr 35, s. 2.[5]. Ciekawe byłoby nie tylko wyłączne prześledzenie całości piśmiennictwa egzulów pod kątem obecności Brzozowskiego, ale też wychwycenie większej liczby zetknięć pomiędzy krajowym ożywieniem a echami tej fascynacji w wolnych polskich mediach. Z drugiej strony kusiłoby uchylenie rąbka tajemnicy skrywającej pozaliterackie i pozaintelektualne motywy wzbierania fali (mody na?) brzozowszczyków w PRL. Że nie można rozpatrywać tego fenomenu jako zjawiska samorodnego – nie ulega chyba kwestii.

Drugi trakt

Przytoczony zwrot z Pragiera stwarza nakaz wierności. Wierności duchowi Brzozowskiego. Przecież nie tylko o wyalienowanym żurnalu, ale i o autorze Samego wśród ludzi mowa. Po co się nim zajmować, zdradę jego optyki sekretnie szykując? Więc koniecznie trzeba – atakować nietykalne. A błyszczący majestatycznie dużą literą czasem „Krąg” otoczony jest ciągle nimbem immunitetu. Niestety! Prezentowana publikacja jest przejawem kultu „Redaktora” i jego dokonań.

Niemniej, czy ma być to recenzja pracy o „Kulturze” czy o Stanisławie Brzozowskim? Na której półce postawić ów dwoisty obiekt? W mym podręcznym księgozbiorze rzeczy te – o dziwo! – sąsiadować nie chcą. Rząd wydań księgarni Połonieckiego (cóż za młodopolski, elegancki przepych, samego Pamiętnika naliczyć można przynajmniej trzy wersje w hard- i dwie w paperbacku) nie krzyżuje się z siateczką zdyscyplinowanej szarzyzny okładek Instytutu Literackiego. Zresztą owa faktura to nie świeży pomysł, a układ podpatrzony z przedwojennych druków. Jak i nazwa wydawnictwa. Podobnie jak wiele innych cech oficyny i miesięcznika. Bordiury fin de siècle’u natomiast wciąż trwają nieprzebrane w bogactwie wyrazu.

W niedawnym omówieniu edycji pism Włodzimierza Bączkowskiego wskazywałem na dofastrygowanie pięknych zabytków myśli i pióra do potrzeb współczesnej, zmiennej dobyP. Chojnacki, Odwaga utopii, „Nowe Książki” 2023, nr 7–8, s. 14–15.[6]. W wypadku Stanisława Brzozowskiego następuje sytuacja odwrotna – lanie młodego wina do starych bukłaków. Mamy na współczesnej umysłowej arenie rzutkich pieczeniarzy, co podpiszą się bezwstydnie pod misją inteligenckiego heroizmu. W opozycji do nich – mesjanistów, trzeźwo polujących w buszu grantów i punktozy. Czy ktoś z nich wierzy, szczerze wyznaje pielęgnowane idee? Czemu nie widzieliśmy choć usiłowania buntu w obronie praw społecznych, zdobytych krwawo przed dziesięcioleciami? Dlaczego dwór Karola Libelta w Czeszewie od lat popada w ruinę, a nie zaznała tam azylu świątynia filozofii narodowej? Istnieje zaledwie pewien zasób poglądów do obsłużenia, nie staną się one dźwignią nowych ruchów, rewolt. Nie na ideologii polega dziś polityka.

Czy to książka o Brzozowskim? Czy o „kręgu paryskiej «Kultury»”? Zaklęcie owo, zbitek grudki słów magicznych hipnotyzuje wyobraźnię badaczki. Lęgnie się z natrętną powtarzalnością, zdarza się, że kilka razy na tej samej stronicy. Lecz teraz nie „krąg”, a przymiotnik „paryskiej” zaczepmy. Znalazłby przypuszczalnie uzasadnienie, gdyby w narracji przewijała się i „warszawska «Kultura»”. Ta już szczęśliwie kojarzy się mocniej z przedwojenną efemerydą Kazimierza Wierzyńskiego, gdyż tygodnik z frontu peerelowskich środków masowego przekazu odszedł w zapomnienie. Wracając jednak do podstawowej wątpliwości – odpowiedzi nań udzieli autorka. Niejednej. Podajmy pierwszą, która lepiej się komponuje: „To, co postulował Brzozowski, później przedstawiał sobą Giedroyc i «Kultura» paryska. Dlatego można, a wręcz należy te kwestie badać wspólnie”.

Zatem to praca bardziej o środowisku entuzjastów, a może o przedmiocie ich pasji? Druga deklaracja ułatwi rozpoznanie: „To opowieść o tym, jak każdy z moich bohaterów myślał o Brzozowskim i co wniósł do rozumienia jego myśli”. Owo „myślenie o myśli” wiedzie do korowodu niezręczności, jakimi przetkany jest wywód. „Polski mistrz specjalizował się w tematyce historycznej” (o Matejce); „Pod Mińskiem Litewskim znajdującym się na Białorusi”; „Ukraińsko-żydowski Niemirów” – to nie jedyne zdania, co budzą… zakłopotanie. Niemirów, hmm… Według Słownika geograficznego Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich w 1881 roku na 444 uczniów tamtejszego gimnazjum rejestr notował 173 prawosławnych, 63 żydów, 15 ewangelików i 193 katolików, a utrzymywanie zakładu spoczywało w ponad osiemdziesięciu procentach na barkach Potockich. Nie sądzimy, aby w ciągu następnych kilkunastu lat, gdy Brzozowski uczęszczał do niemirowskiej szkoły, proporcje te ulec miały znaczącej przemianie.

Czytamy: „Krytykowali Miłosza również Antoni Słonimski, Kazimierz Brandys i Jan Lechoń”. Naprawdę nie wolno wymieniać tych nazwisk jednym tchem w okolicy ucieczki na Zachód poety-aparatczyka komunistycznej dyplomacji. Skoro przy Miłoszu jesteśmy, zauważmy, że komentując późniejszy jego dylemat, dlaczego tak wielu czerpało z dorobku Brzozowskiego, nie przyznając się do tego publicznie, Monika Anna Noga stwierdzi: „Daremny jest wysiłek szukania odpowiedzi na to pytanie na stronach książki o Brzozowskim [podkreśl. – P.Ch.]”. Proszę! A ja odcyfrowywałem ją – przyznam – jak książkę o „Kulturze”… Lecz nurtuje mnie ten wers i widzę, że autorka zdaje się miała na myśli nie własne dzieło, a Człowieka wśród skorpionów? Jak i w innych akapitach – to nie klarowność wybija się z kontekstu.

Kisiel Michnika

Józef Mackiewicz, zgłaszając w 1965 roku podczas posiedzenia jury Nagrody „Wiadomości” zbiór tekstów zatytułowanych Wczoraj na wyrywki, wyróżni wyjątkowy walor piśmiennictwa ich autora:

Jeżeli chodzi o aspekt ściśle polski, Karol Zbyszewski jeszcze z jednego względu zasługiwałby na specjalne wyróżnienie. Mianowicie ze względu na jego tendencję, którą kiedyś nazywano «odbrązawianiem», a dziś pozwoliłbym sobie nazwać już oddziecinnianiem literatury polskiej [podkreśl. – P.Ch.].

Czy to aby nie echo postawy Brzozowskiego? Nie cytując go, nie angażując się w przebiegające najsilniej w dekadzie lat sześćdziesiątych spory (na przykład Człowiek wśród skorpionów – 1962!) jest wyrazicielem jednego z fundamentalnych przekonań twórcy – jakże Mackiewiczowi zapewne dalekich – Płomieni. Konkretyzuje juror proces „dziecinnienia”:

Bo mnie się zdaje, że jednostronność zamówienia patriotycznego przelicytowała dziś daleko poprzednie epoki. Takie mam wrażenie, że odkąd Odra z Nysą stały się rzekami bardziej świętymi niż Ganges z Bramaputrą, ilość świętości narodowych narasta w tempie przyśpieszonym, rozbudowując w tej dziedzinie uproszczony infantylizm. Przy tym zwróćmy uwagę, że oponentom, którzy ze szczególną pasją atakują tzw. „niezłomnych”, nie wystarcza kanonizowanie „Kraju”, który jak imię Boga pisze się teraz przez dużą literę, ale chciałoby się ponadto uświęcić tzw. „Polski Październik”, „nieodwracalność przemian”, nieomal cały PRL i jeszcze wiele „polskości” tego gatunkuOd Herberta do Herberta. Nagroda „Wiadomości” 1958–1990, oprac. i przedmowa S. Kossowska, postscriptum T. Nowakowski, Londyn 1993, s. 111.[7].

W szeregu petryfikatorów „«polskości» tego gatunku” stawała nieodmiennie „Kultura” ze swym „kręgiem”.

Powstają w naszej historiografii prace, które spełniają węzłowe zadanie przy podejmowaniu nienowych tematów. W naturalny sposób je „przekraczają”, by dotkliwiej nie rzec – dezaktualizują. Dawne osiągnięcia czynią odległym etapem na drodze kiedyś przebytej. Należy do nich magnum opus Macieja Zakrzewskiego – politologa obecnie średniego pokolenia (choć w panujących, uczelnianych warunkach trudno o monografistów poniżej czterdziestki): Rewolucja konserwatywna – przypadek Polski. Myśl polityczna środowiska „Buntu Młodych” i „Polityki” 1931–1939Kraków 2021.[8]. Nowość to, choć nie aż taka, by mogła pozostać autorce nieznaną. Znajdziemy wszak odniesienia do późniejszych druków. Na przykład dosyć wymownej kolekcji: Jerzy Giedroyc, Stefan Kisielewski. Listy 1946–1991, ze wstępem Adama MichnikaOpracowanie i przypisy Ł. Garbal, posłowie R. Habielski, Warszawa 2022.[9]. To dopiero prawdziwy bal cieni! Trzy osoby-mity dla sponiewieranego biedaczyska, inteligenta z PRL.

Wydaje się, że pokrewność archiwaliów prasowych u Nogi i Zakrzewskiego nie wynika z czystego zbiegu okoliczności. Trudno imaginować sobie, by historyczka przetrawiła ogromną masę niezbędnego dla habilitacji tworzywa (w posiłkowym dla swojej rozprawy segmencie), dobijając się bliźniaczych sensów. Oczywiście nie wykluczam, acz jestem w smutnej niwie nieco doświadczony. Egzystuje, żal to przyznać, wybieg krasomówczy polegający na przytaczaniu źródłowych, odkrytych przez kogoś – często z wielkim wysiłkiem i energią – materiałów, bez koniecznej wzmianki, komu zawdzięczamy wydobyte skarby. A wymóg to… elegancji? Koleżeństwa? Powtórzę – chciałbym w danym kazusie widzieć równoległy mozół, lecz nawet wtedy brak nawiązania do poznawczo dziś niezbędnego studium Macieja Zakrzewskiego zieje luką. Szczególnie że przywołuje się nie raz starsze podejście, które ten uczony właśnie „przekroczył”.

Gdy uniesiemy wzrok ponad akademicką dzierganinę, jaką Stanisław Brzozowski w kręgu „Kultury” paryskiej się jawi, to – że ujmę swoisty proces w ramy metafory – po wypaleniu się dykty ocaleją gęsto tkwiące w niej hufnale. Albo: łapiemy się na zdrożności, że złoża włókna, którym wyizolowano tę skomplikowaną instalację (płynie nią prąd pierwotnej myśli tytułowego bohatera) są… daremne. Że uchowa się – znów nie donoszony do zadań współczesności – krystaliczny Brzozowski. Moglibyśmy wypełnić całe karty repetowanymi frazami – z prawdopodobnie pożyteczniejszym wykorzystaniem przeznaczonej na niniejsze omówienie przestrzeni. Toteż ujawni się z nagła całkiem nieoczekiwana, niezamierzona wartość prezentowanej książki: aktualizujące przedestylowanie Brzozowskiego, wyniesienie go – ożywionego tym manewrem – dalej. Może to znamię panującej fazy inercji, że nie umiemy rozmawiać z nim bezpośrednio, a czynimy to tylko za pomocą „surogatów”?

Monika Anna Noga, Stanisław Brzozowski w kręgu „Kultury” paryskiejWydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego i Stowarzyszenie Instytut Literacki Kultura w Paryżu, Seria: Jerzy Giedroyc i… Monografie, Łódź–Paryż 2023.

PS. Cytat z Lesława Maleszki w zakończeniu bulwersuje. Jakby miał on cokolwiek ciekawego do powiedzenia… Czyżby udział „Ketmana” stanowił stylowe mrugnięcie, że oto piszemy o rzekomym agencie Brzozowskim, więc prawdziwy wyskoczy z pudełka w finale? Słabe.

Okładka książki

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Paweł Chojnacki, Legenda starej Polski, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 227

Przypisy

  1. List sygnowany „niedziela” z 6 lub 13 marca 1949 r., Archiwum Emigracji w Toruniu: AW/CCXXVI/8.
  2. J. Mackiewicz, Legendy i rzeczywistości, „Wiadomości” 1967, nr 49 (1131) [w:] tegoż, Szabla i pałka gumowa, wybór artykułów z lat 1960–1967 M. Bąkowski, przypisy N. Karsov, Dzieła t. 23, Londyn 2015, s. 545.
  3. A. Pragier, Czas przeszły dokonany, cz. 1, wstęp i opracowanie A. Friszke i E. Pejaś, Warszawa 2018, s. 137.
  4. W.A. Zbyszewski, Polemika z Łobodowskim (1), „Wiadomości” 1971, nr 29.
  5. S. Zahorska, Przełomy mojego pokolenia, „Wiadomości” 1957, nr 35, s. 2.
  6. P. Chojnacki, Odwaga utopii, „Nowe Książki” 2023, nr 7–8, s. 14–15.
  7. Od Herberta do Herberta. Nagroda „Wiadomości” 1958–1990, oprac. i przedmowa S. Kossowska, postscriptum T. Nowakowski, Londyn 1993, s. 111.
  8. Kraków 2021.
  9. Opracowanie i przypisy Ł. Garbal, posłowie R. Habielski, Warszawa 2022.

Powiązane artykuły

02.11.2023

Nowy Napis Co Tydzień #227 / Nomadyzm po polsku. Szkice o literaturze współczesnej

Książkę można pobrać bezpłatnie w pliku PDF. Zwolenników wydań papierowych zapraszamy do e-sklepu Instytutu Literatury.

Wstęp

Od wydania mojej pierwszej książki, zrodzonej z inspiracji nieodżałowanego Profesora Janusza Sławińskiego, minęło 35 lat. Szkoła poetycka Józefa Czechowicza w okresie międzywojennym (elementy socjologii i poetyki) wyszła z drukarni w grudniu 1983 roku, kilkanaście miesięcy po tym, gdy opuściłem gościnny obóz internowania w Uhercach. W roku 2019, jako emerytowany profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego na Wydziale Polonistyki, wydaję swoją ostatnią książkę. Badacze literatury w ciągu lat swojej pracy wykorzystują rozmaite metody i filozofie, lecz stale pamiętać winni o etosie nauki oraz wymogach indywidualnego sumienia. W pewnej mierze odnosi się do tych właśnie kwestii Suplement umieszczony w Nomadyzmie po polsku. Ów mało literacki tekst można więc odczytywać jako namiastkę ideowej deklaracji autora tego zbioru szkiców.

Upływ czasu i niekorzystne zmiany paradygmatu współczesnej kultury utwierdzają w przekonaniu, iż nie godzi się – zwłaszcza teraz – płynąć z nurtem mainstreamu razem z wyznawcami tak zwanej płynnej tożsamości. Pomimo przynależeności do wspólnoty dzisiejszych nomadów nie akceptuję ponowoczesności nieograniczonej, albowiem prowadzi ona do wykorzenienia z tradycji rodzimych. Od Cypriana Kamila Norwida dość powszechnie wiadomo, że „Gorzki to chleb jest polskość”, co przecież nie uniemożliwia identyfikowania tożsamości uformowanej na tym polskim gruncie.

Tytułowy Nomadyzm… interpretować trzeba na kilka sposobów. Najpierw jako moje, czasem nazbyt pospieszne, szukanie szyfrów do znaczeń ukrytych w utworach literackich, gatunkach i rodzajach. Od poezji przez prozę do wyrafinowanej krytyki literackiej. Cechy nomadyczne na trwałe złączyły się też z biografiami i dziełami autorów polskich. Na przykład Kazimierz Wierzyński i Józef Łobodowski musieli opuścić ojczyznę z powodu wybuchu II wojny światowej, natomiast z pobudek politycznych nigdy nie powrócili do Polski Ludowej, którą zniewolili komuniści. Znacznie bardziej skomplikowane pod tym względem były wybory, drogi oraz dzieła Czesława Miłosza, bowiem po wielu perypetiach w dalekim świecie na koniec osiadł i na zawsze pozostał w Krakowie, podobnym do utraconego Wilna.

Jeszcze inne złoża nomadycznego sensu odkrywać można w twórczości prozaików, którym przyszło żyć w PRL-u, przyczyniać się do jego upadku, emigrować, by po powrotach ponownie wyjeżdżać z wolnej Polski na przełomie dwudziestego stulecia. Satyrycznie i pamfletowo opisywał migracje rodaków z przyczyn ekonomicznych Edward Redliński. Najbardziej dosadnie w Dolorado i Szczuropolakach, zmienionych później na Szczurojorczyków. Literaturoznawcy w kraju koncentrowali swoje badania nad tekstami i losami ludzi emigrujących bądź wygnanych z Polski w dwóch falach: po wypadkach marcowych z 1968 roku i po 13 grudnia 1981, kiedy wprowadzono stan wojenny. Przejmujące dokumenty literackie o tych wydarzeniach stworzyli Christian Skrzyposzek, Zbigniew Kruszyński, Krzysztof Maria Załuski czy Janusz Rudnicki, który wyjechał do Niemiec po opuszczeniu więzienia, gdzie odbywał dwuletnią karę jako solidarnościowy rebeliant.

Problematykę nomadyzmu o nowe feministyczne aspekty poszerzyły Natasza Goerke, Manuela Gretkowska czy Izabela Filipiak, rewidujące w swoich książkach zarówno tradycyjne obrazy emigrantów, jak i stereotypy polskości, które funkcjonują w kulturze masowej. Chciałbym przy tej okazji zwrócić uwagę na dwie odmienne formuły nomadyzmu, albo lepiej – bywania w różnych stronach świata, poświadczone licznymi tekstami prozatorskimi Janusza Rudnickiego i Andrzeja Stasiuka.

Kiedy ktoś, tak jak na przykład Rudnicki (rocznik 1956), emigruje z Polski do kraju za miedzą, to niejako automatycznie uruchamia narastające z biegiem czasu kłopoty z tożsamością, zależnie od tego, jak układają się losy i stosunki z mieszkańcami nowego kraju. Emigracja otworzyć może lepsze perspektywy egzystencji albo dać szansę jeżeli nie przezwyciężenia, to przynajmniej zredukowania skali determinizmu etnicznego. Otóż imigrant wrastający w nową społeczność może świadomie zanegować i konsekwentnie wypierać ze swojej świadomości to, co ukształtowało go w poprzedniej wspólnocie narodowej. Zwłaszcza wówczas, gdy w ojczyźnie był prześladowany za przekonania i próby wybicia się na niepodległość.

Nie ulega wątpliwości, że takie doświadczenia wzmagają powody oraz intensywność procesów asymilacyjnych. Rzecz jasna, możliwa jest także inna strategia życiowa człowieka przymuszonego do osiedlenia się w cudzoziemskim kraju. Zależy ona od typu osobowości emigranta, a może przede wszystkim od poziomu jego zakorzenienia w rodzimej kulturze, historii i tradycjach „małej ojczyzny”. Strategię taką wybierają najczęściej ludzie o wyższym stopniu dojrzałości emocjonalnej oraz intelektualnej. Starają się oni unikać rozstrzygnięć ekstremalnych w rodzaju: albo – albo. W praktyce oznacza to zawieszenie lub tylko ograniczenie wyboru. Zamiast narodowościowej alternacji próbuje się funkcjonalnej symbiozy odmiennych pierwiastków etnicznych, co jest trudne czy wręcz niemożliwe. Bo jak być równocześnie cudzoziemcem i autochtonem? Nieuchronna staje się wtedy postawa ambiwalentna. Mówiąc innymi słowy – asymilacja nieostateczna. Pół na pół: bycie takim i takim. I swojakiem, i obcym. „Polskim Niemcem czy niemieckim Polakiem”.

Janusz Rudnicki dochodził do tej konstatacji stopniowo. Od Można żyć z 1993 roku poprzez Cholerny świat (1996), Tam i z powrotem po tęczy (1997), Mękę kartoflaną (2000), Mój Wehrmacht (2004), Chodźcie idziemy (2007) po Śmierć czeskiego psa (2009).

Andrzej Stasiuk (ur. 1960), także represjonowany przez reżim komunistyczny, po wyjściu za bramy więzienne Murów Hebronu (1992) nie wyemigrował z Polski Ludowej. Najpierw wyjechał z Warszawy i zamieszkał we wsi w Beskidzie Niskim, skąd rozpoczął peregrynacje po Europie Środkowej, a później po coraz to odleglejszych krajach Zachodu i Wschodu. Wrażenia i przemyślenia z tych wędrówek zapisał w kolejnych tomach swojej prozy, przyjmowanej z uznaniem zarówno przez krytykę, jak i przez liczne rzesze oddanych czytelników.

Z coraz dłuższej sekwencji dzieł Stasiuka wybieram tutaj: Moją Europę. Dwa eseje o Europie zwanej Środkową (2000), Jadąc do Babadag (2004), Fado (2006), Dojczland (2007), Czekając na Turka (2009), Taksim (2009), Wschód (2014). Prawie sześćdziesięcioletni dzisiaj Andrzej Stasiuk w pełni zasłużył więc na miano podróżnego świata, migranta wszechstronnego – pisarza, który z przekraczania granic uczynił nader udatną formę egzystencji.

Skoro już nasi europejscy przodkowie wiedzieli, że navigare necesse est, to nie powinno nikogo dziwić, iż pokusie tej ulegają również krytycy literaccy. Starsi, jak zmarły dziewiętnaście lat temu w Neapolu Gustaw Herling-Grudziński, i tak znani jak Przemysław Czapliński, który niestrudzenie próbuje przeniknąć sekrety dzieł artystycznych i rozpoznać wektory procesów historycznoliterackich, poszukując optymalnych metod oraz technik analitycznych, żeby dotrzeć do prawdy utworów i tych, którzy je stworzyli.

Wszystkie szkice składające się na tom Nomadyzm po polsku zostały ponownie przejrzane przez autora i starannie zredagowane przez nieocenioną doktor Dorotę Siwor, której za wszystkie poprawki i sugestie serdecznie dziękuję.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Stanisław Gawliński, Nomadyzm po polsku. Szkice o literaturze współczesnej, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 227

Przypisy

  1. List sygnowany „niedziela” z 6 lub 13 marca 1949 r., Archiwum Emigracji w Toruniu: AW/CCXXVI/8.
  2. J. Mackiewicz, Legendy i rzeczywistości, „Wiadomości” 1967, nr 49 (1131) [w:] tegoż, Szabla i pałka gumowa, wybór artykułów z lat 1960–1967 M. Bąkowski, przypisy N. Karsov, Dzieła t. 23, Londyn 2015, s. 545.
  3. A. Pragier, Czas przeszły dokonany, cz. 1, wstęp i opracowanie A. Friszke i E. Pejaś, Warszawa 2018, s. 137.
  4. W.A. Zbyszewski, Polemika z Łobodowskim (1), „Wiadomości” 1971, nr 29.
  5. S. Zahorska, Przełomy mojego pokolenia, „Wiadomości” 1957, nr 35, s. 2.
  6. P. Chojnacki, Odwaga utopii, „Nowe Książki” 2023, nr 7–8, s. 14–15.
  7. Od Herberta do Herberta. Nagroda „Wiadomości” 1958–1990, oprac. i przedmowa S. Kossowska, postscriptum T. Nowakowski, Londyn 1993, s. 111.
  8. Kraków 2021.
  9. Opracowanie i przypisy Ł. Garbal, posłowie R. Habielski, Warszawa 2022.

Powiązane artykuły

26.10.2023

Nowy Napis Co Tydzień #226 / Żebym nie zapomniał. O „Kresach Literackich”

Zapisuję od razu, żebym nie zapomniał, żebym przed sobą zobaczył wyszarpane z pamięci słowo: kwartalnik „Kresy Literackie” wydawano zaledwie przez sześć lat, więc dziś, po dwudziestu ośmiu latach od ukazania się ostatniego numeru, można nazwać go efemerydą. Niemniej imponujący okazał się zasięg tej „efemerydy”: pismo było dostępne w księgarniach, a także kioskach RUCH-u na terenie całej Polski. Przez cały czas istnienia pozostało wierne swoim wydawniczym założeniom, publikując teksty związane z szeroko rozumianym pograniczem kulturowym, co w pierwszym numerze (1/1990) tak zapowiadał redaktor naczelny Henryk Radej:

kiedy po latach milczenia i udawanego zapomnienia wraca do nas spuścizna kulturowa Kresów, nam – mieszkającym na rubieżach obecnej Rzeczypospolitej, jest do niej szczególnie blisko. Pośród nas żyją jeszcze ludzie, którzy tam świadczyli o polskiej kulturze. „Kresy Literackie” pamiętać będą o nich, jak też o tych, którzy dawno odeszli z tego świata, a może i z ludzkiej pamięci?

Tak więc „Kresy Literackie” – teraz niech obok słowa zjawią się potrzebne cyfry – ukazywały się w latach 1990 –1995. Kwartalnik wydawano w Chełmie, a jego redaktorem naczelnym – od początku do końca – był wspomniany Henryk Radej. Ukazanie się periodyku zostało poprzedzone publikacją jednodniówki pod identycznym tytułem, rozdystrybuowanej w niemal tysiącu egzemplarzy, co świadczyło o wielkim zapotrzebowaniu na tego rodzaju pismo w Chełmie, mieście o rozległych i głębokich tradycjach literackich.

***

Zapisuję od razu, żebym nie zapomniał: był wrzesień, może październik dawno minionego 1993 roku, gdy na zatłoczonej ulicy w miasteczku zatrzymałem się przed kioskiem RUCH-u. Było upalnie i lekki zapach potu przechodzących ludzi i ten jesienny upał stały się jedną cuchnącą substancją, oblepiała mnie, ale tak jakoś przyjemnie, krotochwilnie. Zapytałem ekspedientkę o pisma kulturalne, wyłożyła na ladę kilka zeszytów w jaskrawych okładkach, zauważyłem tytuły, pamiętam je do dziś: „Body Building” i „Muscle & Fitness”. Przez wspólny śmiech wyjaśniliśmy sobie tę urokliwą pomyłkę, schowała więc z powrotem pisma w synergicznie ponakładanych na siebie papuzich kolorach i położyła przede mną surowo wyglądający, czarno-biały zeszyt z napisem „Kresy Literackie” (format zeszytu: A4, liczba połączonych dwiema zszywkami stron: od pięćdziesięciu do sześćdziesięciu). Dla mnie to wyglądało i brzmiało nieporównywalnie lepiej, kupiłem więc jeden egzemplarz, a później wracałem po kolejne i na bieżąco czytałem je aż do jesieni 1995 roku, kiedy ukazał się ostatni numer kwartalnika. Do dzisiaj czasem je czytam, czasem wracam, może tak działa sentyment do pierwszego numeru pisma literackiego, jakie w życiu kupiłem i przeczytałem, może to przemoc minionego, nie wiem.

***

Pora na wyliczankowanie. Zawartość „Kresów Literackich”, tej nie zapomnę, egzemplarze pisma stoją obok na regale, więc przepisuję, by wyliczance formalnej stało się zadość, ale także dlatego, aby na swoje wspomnienia nałożyć jakąś trwalszą strukturę, sporządzić na własne memuaria jakiś gorset trwalszego użytku.

Więc – po pierwsze – poezja. Wiele miejsca redakcja przeznaczała na publikację wierszy współczesnych (oczywiście współczesnych wtedy, czyli więcej niż ćwierć wieku temu) autorów z całej Polski, ze szczególnym uwzględnieniem twórców pochodzących z Kresów albo w jakimś stopniu powiązanych z ziemią wileńską, lwowską, chełmską czy lubelską. Dotyczyło to także klasyków literatury polskiej: w piśmie wielokrotnie pojawiały się nazwiska Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego, Bolesława Leśmiana, Józefa Czechowicza, Czesława Miłosza, Brunona Schulza, Henryka Sienkiewicza, a więc autorów wywodzących się z Kresów. Drukowano szkice o miejscach, z którymi byli związani, dla wyraźniejszej ilustracji przepisuję kilka tytułów: Śladami Słowackiego w Krzemieńcu Andrzeja Kempfi, Szlak mickiewiczowski Borysa Klejna lub Tam, gdzie urodził się Czesław Miłosz Mieczysława Jackiewicza albo Nowe spory o Sienkiewicza Adama Wiercińskiego. Dodam może, że wiele miejsca poświęcono również kresowym miejscowościom, miastom i wsiom, niegdysiejszym i obecnym. Najczęściej były to miasta-symbole, jak Wilno i Lwów albo Lublin i Chełm, lecz drukowano także reportaże i szkice o inklinacjach historycznych dotyczące Tylży, Drohobycza, Mińska, Beresteczka i Kamieńca Podolskiego.

Oprócz dość znacznej liczby liryków polskich twórców w „Kresach Literackich” prezentowano także – to po drugie: kolejny element struktury, kolejny szew w pamięciowym gorsecie – przekłady poezji. Były to tłumaczenia z języka ukraińskiego (Lina Kostenko, Mykoła Riabczuk), rosyjskiego (Aleksander Puszkin, Bułat Okudżawa) i białoruskiego (Maksym Bogdanowicz, Natalia Arsienniewa).

Po trzecie: w „Kresach Literackich” drukowano opowiadania i fragmenty powieści. W mniejszym lub większym stopniu przeważnie opowiadały o perypetiach mieszkańców pogranicza, czasem bywały nakreślone z precyzyjnym, kronikarskim zacięciem, a czasem z nostalgiczno-oniryczną słabością do sentymentalizmu. Tutaj warto przywołać prozę Tadeusza Chróścielewskiego (Z Krakowa na Sybir), Mariana Listowskiego (Chełmianka), Marii Jentys (To tylko ptak), Zofii Orłowskiej (Modlitwa lisicy) albo Lucjana Zuzi (Powrót do gniazda). Warto także dodać, że fragmenty prozy publikowane na łamach chełmskiego pisma później trafiały do wydań książkowych – tak było w przypadku wspomnianych Chróścielewskiego (wydana w 1994 roku powieść Sybiraczka) czy Zofii Orłowskiej (opublikowany w 1991 roku zbiór wspomnień Tajgo, pamiętna tajgo…).

Ponieważ życie Kresów nie składa się wyłącznie z opowieści o miastach, z zapisków o szerzej lub mniej znanych poetach i pisarzach, ale również z historii zwyczajnych ludzi, więc na kartach periodyku pojawiały się szkice o Stanisławie Nilskim-Łapińskim, zapomnianym dowódcy obrony Lwowa w 1918 roku, Bronisławie Piłsudskim, zesłanym na Sachalin etnografie, badaczu języka i kultury żyjących tam Gilaków i Ajnów, czy Kazimierzu Andrzeju Jaworskim, poecie, tłumaczu, wydawcy i redaktorze. Dość użyteczna byłaby tu wzmianka, że Jaworski założył i wydawał (1933–1939) w Chełmie (tak!) prestiżowy miesięcznik literacki „Kamena”, w którym wiersze publikowali między innymi Julian Tuwim, Władysław Broniewski, Czesław Miłosz, Julian Przyboś, Józef Czechowicz i Józef Łobodowski, a prozę Bruno Schulz, Stanisław Piętak i Tadeusz Bocheński.

Pogranicze to także obszar współistnienia rozmaitych wyznań i religii, w „Kresach Literackich” znalazło się więc miejsce na cykl Tadeusza Kukiza Kresowe Madonny, a także na artykuły Mariana Kaweckiego o prawosławiu i Sztukę sakralną ziemi chełmskiej Krystyny Mart.

To po czwarte: kolejny element struktury i równocześnie kolejna nić do mojego pamięciowego gorsetu.

Jak zdarza się to w większości czasopism literackich, także w „Kresach Literackich” można było znaleźć stałe rubryki. Była to Nasza Galeria, gdzie prezentowano – przeważnie na rozkładówce – reprodukcje obrazów i linorytów artystów związanych z Chełmem, a także zdjęcia z wystaw i widowisk teatralnych. Reprodukcje te były czarno-białe, a metoda druku offsetowego sprawiła, że dopiero dziś z jakąś większą wyrazistością i przejęciem doceniam starania redakcji o świadkowanie temu, co działo się tu i teraz, a właściwie – tam i wtedy. Z kolei w rubryce Po Lekturze publikowane były recenzje książek, przede wszystkim o tematyce kresowej, choć nie wyłącznie: omawiano także twórczość Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, Wisławy Szymborskiej, Henryka Berezy czy Artura Hutnikiewicza. W BezKresach umieszczano wiersze debiutujących poetów, a zapiski dotyczące wydarzeń kulturalnych z przygranicznych województw były drukowane w rubryce Varia.

A więc – to po piąte, następny szew-supełek na wspomnieniowym gorsecie.

***

Każdy numer „Kresów Literackich” otwierała i zamykała rubryka Mój Kwartał – liryczne zapiski Henryka Radeja. Tu chciałbym się zatrzymać na dłużej, choć na chwilę, ponieważ właśnie dla tej rubryki, zamieszczanej na drugiej i trzeciej stronie okładki, kupowałem chełmski kwartalnik. Wzgórza nad moim miasteczkiem, polne drogi, którymi nigdy nie chodziłem, a kiedy na nie wkroczyłem, powoli, z każdym krokiem ostrożniejszym od poprzedniego, jakby moje kroki się zużywały, jakby mnie wysadzono na nieznanym lądzie, prowadziły mnie do słów Henryka Radeja. Dziś, jak widzę to teraz, nadal poruszających, choć być może zbyt afektowanych, ale wtedy, gdybym nie bał się śmieszności, zapisałbym – szarpały trzewia. Tak było wtedy, gdy w sierpniu 1995 roku zapisywał:

Każdy mój sen pełen deszczu, wody, topniejących śniegów, lodu. Pogańskie senniki upatrują w deszczu znak łaski z niebios. Ale nie tłumaczą już innych stanów skupienia aury. Jednej nocy wybieram na drodze z miękkiego lodu złote łańcuszki, medaliki; wybieram te bardziej żółte, szlachetne, gorsze zostawiam w przezroczystych taflach. Później pobliski kościół nasiąka, przecieka od tych roztopów. Miotam się w nim […].

Zapisuję od razu, żebym nie zapomniał: blisko miałem – i nadal mam – do zapisków Henryka Radeja, po trosze schulzowskich, a po trosze stachurowskich, jakby podtrzymujących mit outsidera w dżinsowej koszuli. Może dlatego, że dla mnie podróż to także przemierzanie odległości, tyle że w czasie, nie w przestrzeni, ale aby tak było – czas musi być przeszły. Muszę z oddalenia widzieć, gdzie byłem, zamiast patrzeć z zajmowanego miejsca, chwytając moment samego widzenia. Może dlatego nadal nie wyjechałem z miasteczka, dlatego wciąż nie opuściłem tego miejsca, gdzie każdej zimy ubłocone badyle kołyszą moich zmarłych do snu w mokrej ziemi. Zresztą Radej w swoich zapiskach wspominał o Edwardzie Stachurze. Notatka z lipca 1993 roku:

Na granicy polsko-litewskiej – noc. Po obu stronach mrok człowieka. Tego nie będzie w reportażu. Środkiem przetargowym stały się papierosy, a my – niewinna kontrabanda. Logika wskazuje na co innego – z Chełma bliżej na Ukrainę. Cały dzień siąpi deszcz, ani się wychylić. My jak te knoty w kiepskich papierosach czekamy na odpowiednie potraktowanie. Żal, że Stachura nie dożył takich tematów. Miałby książkę po jednej takiej nocy, o tych zapachach, o tych smakach dworcowych barów pełnych zachodniej tandety. Męczyłby się nad jakąś butelką… wody mineralnej „Aretuza” i pisałby, pisał… o tych pociągach pełnych tobołów, a potem dopiero ludzi.

Pisał o swoim bezgranicznym zachwycie (czerwiec 1993: „Teraz słońce, słońce najważniejsze i radość. Tyle radości za wszystkie miesiące”; „A mnie Opatrzność głos odbiera na progu lata. Mój szept nie wychodzi poza ściany domu. Głuchy telefon i lato drwią ze mnie”) i o przeszywającej nostalgii (marzec 1994: „Odwiedzamy groby, miejsca grobowe, ślady umierające”), o Wilnie i Francji, jakby pragnął nałożyć na siebie „ten rozbiegany świat”. A może go wchłonąć. Na mnie nałożył, ponieważ pisał tak, jak gdyby mówił, wiodły mnie jego słowa, powtarzałem je (lipiec 1995):

Lato na Roztoczu. Mam słowa w zapasie, ale tu nie pasują. Jednak zbyt ubogi język. Należałoby raczej nakręcić film, wynaleźć utrwalacz zapachów. Albo przeczekać kolejnych dwanaście miesięcy, kiedy baśń się powtórzy.

Czasem jeszcze powtarzam, a „Kresy Literackie” – wszystkie numery (wcześniejsze, te z lat 1990–1992, dokupiłem później) stoją na moim regale, przy fotelu, obok nóg. Moja pamiątka z podróży w czasie. Żebym nie zapomniał.

 

Szkic został opublikowany w 17 numerze kwartalnika „Nowy Napis”. Kwartalnik dostępny do kupienia na stronie sklepu Instytutu Literatury.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Roman Honet, Żebym nie zapomniał. O „Kresach Literackich”, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 226

Przypisy

  1. List sygnowany „niedziela” z 6 lub 13 marca 1949 r., Archiwum Emigracji w Toruniu: AW/CCXXVI/8.
  2. J. Mackiewicz, Legendy i rzeczywistości, „Wiadomości” 1967, nr 49 (1131) [w:] tegoż, Szabla i pałka gumowa, wybór artykułów z lat 1960–1967 M. Bąkowski, przypisy N. Karsov, Dzieła t. 23, Londyn 2015, s. 545.
  3. A. Pragier, Czas przeszły dokonany, cz. 1, wstęp i opracowanie A. Friszke i E. Pejaś, Warszawa 2018, s. 137.
  4. W.A. Zbyszewski, Polemika z Łobodowskim (1), „Wiadomości” 1971, nr 29.
  5. S. Zahorska, Przełomy mojego pokolenia, „Wiadomości” 1957, nr 35, s. 2.
  6. P. Chojnacki, Odwaga utopii, „Nowe Książki” 2023, nr 7–8, s. 14–15.
  7. Od Herberta do Herberta. Nagroda „Wiadomości” 1958–1990, oprac. i przedmowa S. Kossowska, postscriptum T. Nowakowski, Londyn 1993, s. 111.
  8. Kraków 2021.
  9. Opracowanie i przypisy Ł. Garbal, posłowie R. Habielski, Warszawa 2022.

Powiązane artykuły

19.10.2023

Nowy Napis Co Tydzień #225 / Czy są jakieś pytania? Szkice o najnowszej literaturze polskiej

Zachęcamy do pobrania książki w pliku pdf. Wydanie papierowe można zakupić na stronie e-sklepu Instytutu Literatury.

Od Redakcji

Publikacja zawiera głównie interpretacje konkretnych wierszy, ale także omówienia tomów lub całej twórczości poetów – przede wszystkim Nowej Fali i twórców skupionych wokół pisma „Topos”, chociaż czytelnik znajdzie też teksty poświęcone Zuzannie Ginczance – poetce należącej do generacji piszącej jeszcze w II Rzeczpospolitej – czy Urszuli Kozioł oraz poetek i poetów urodzonych w latach 50., jak Marta Fox, Jan Polkowski i Jacek Kaczmarski. Wczesną, gimnazjalną twórczością Ginczanki zajmuje się ukraińska badaczka Tetiana Mychajłowa, a wiersz Urszuli Kozioł Świąteczne nieporządki z tomu Ucieczki interpretuje Olga Płaszczewska. Profesor Cazenovia College, Grażyna J. Kozaczka, przedstawia analizę porównawczą wybranych wierszy dwóch współczesnych poetek polsko-amerykańskich, Anny Frajlich i Lindy Nemec Foster, koncentrując się na tematach odrębności i niepowtarzalności.

Patryk Dzikiewicz proponuje czytanie wiersza Chwila Juliana Kornhausera przez pryzmat hermeneutyki Martina Heideggera, a Adrian Gleń przedstawia studium jednego wiersza (poematu prozą zatytułowanego Przerosty) z debiutanckiego tomu Stanisława Barańczaka Korekta twarzy. Z kolei Konrad W. Tatarowski omawia życie i twórczość poetycką Jacka Bierezina – łódzkiego reprezentanta Nowej Fali. Kolejne teksty poświęcono rówieśnikom wymienionych poetów, aczkolwiek niekoniecznie należącym do sławnej formacji.

Janusz Szuber został ukazany przez Krystynę Latawiec jako „poeta miejsca” (twórca związany z rodzinnym Sanokiem i okolicami). Ewa Goczał analizuje wiersz Piotra Matywieckiego Nawrócenie Maxa Jacoba w kontekście tomu poetyckiego pod tym samym tytułem, a także całej twórczości poety i jego biografii. Silny autobiografizm piosenek Jana Krzysztofa Kelusa podkreśla Kamil Dźwinel. Jeszcze innym przedstawicielem roczników czterdziestych w polskiej poezji jest Kazimierz Wójtowicz cr, którego Józef Franciszek Fert opisuje jako należącego do nurtu poezji kapłańskiej.

Tak zwaną konstelację „Toposu” otwiera analiza Dariusza Kuleszy poświęcona wierszowi Jarosława Jakubowskiego Chłopakom z „Kurska”, w którym mowa o rozmaitych wizjach poezji chrześcijaństwa. Innym przykładem poszukiwania współczesnego sposobu wyrażania w poezji refleksji o sacrum i przeżycia tajemnicy jest wiersz Wojciecha Kudyby o incipicie *** [Ktoś, kto rozmawia…],który analizuje Grażyna Halkiewicz-Sojak. Marek Bernacki zajmuje się zaś eschatologicznymi wątkami poematu Novum Passionem na tle wybranych utworów z tomu Gościna Mirosława Dzienia.

Wątki metafizyczne wskazywane są również w analizach utworów poetów urodzonych w latach 50: Anna Węgrzyniak interpretuje cykl siedmiu wierszy zawartych w tomie Lacrimosa Marty Fox przez odniesienie do Requiem Mozarta, aby ukazać prywatne vanitas vanitatum kobiecego „ja”; Anna Spiechowicz prezentuje poglądy Jacka Kaczmarskiego na temat życia pozagrobowego, analizując wiersz Epitafium dla Księdza Jerzego.

Wojciech Kudyba, porównując zakłamany i pełen pogardy dla robotników Poemat dla dorosłych Adama Ważyka (1955) z polemicznym Poematem dla dorosłych Jana Polkowskiego (2010), rozpoczyna niewielki cykl analiz wierszy poety, który dzieciństwo i wczesną młodość spędził w Nowej Hucie. Wiersz Ważyka klasyfikuje i dehumanizuje, podczas gdy Polkowski przywraca godność zwykłym ludziom, którzy dzięki uczestnictwu w liturgii mają udział w czymś większym niż oni sami i ich zdehumanizowane życie. Krzysztof Lipka (muzykolog) pisze o mistrzowsko stosowanych muzycznych metaforach, dzięki którym Polkowski oddaje emocjonalny i etyczny aspekt rzeczywistości. Ponadto ukraiński badacz poezji Polkowskiego Wadym Jefremow opowiada o tym, jak przestrzeń artystyczna omawianych przez niego utworów łączy w sobie przestrzeń realno-geograficzną z metafizyczną („Leśne pejzaże mają głęboką mitologiczno-poetycką podstawę opierającą się na istotnej dla Jana Polkowskiego idei jedności, nierozerwalnej relacji człowieka z otaczającym go światem przyrody”).

Osobną grupę szkiców stanowią analizy polskiej prozy po roku 1989, w tym dzieł Wiesława Myśliwskiego (Monika Cieślik o muzyczności w Widnokręgu) i Olgi Tokarczuk (Krzysztof Brenskott o relacji człowieka i różnych modeli czasu w jej powieściach), a także przekrojowy szkic Michała Kopczyka, który z perspektywy kolonialnej zajmuje się dziennikami pisarzy wydanymi w Polsce po 1989 roku.

Wydawcy: Instytut Literatury, Wydawnictwo Naukowe UKSW
Miejsce i rok wydania: Kraków–Warszawa 2019
Redakcja naukowa: Justyna Pyzia, Józef M. Ruszar
Redakcja językowa: Adrian Kyć
Korekta i adiustacja: Aleksandra Brambor-Rutkowska
Skład i łamanie: Estera Sendecka
ISBN 978-83-66359-06-2
ISBN 978-83-8090-621-1

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Wydanie zbiorowe, Czy są jakieś pytania? Szkice o najnowszej literaturze polskiej, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 225

Przypisy

  1. List sygnowany „niedziela” z 6 lub 13 marca 1949 r., Archiwum Emigracji w Toruniu: AW/CCXXVI/8.
  2. J. Mackiewicz, Legendy i rzeczywistości, „Wiadomości” 1967, nr 49 (1131) [w:] tegoż, Szabla i pałka gumowa, wybór artykułów z lat 1960–1967 M. Bąkowski, przypisy N. Karsov, Dzieła t. 23, Londyn 2015, s. 545.
  3. A. Pragier, Czas przeszły dokonany, cz. 1, wstęp i opracowanie A. Friszke i E. Pejaś, Warszawa 2018, s. 137.
  4. W.A. Zbyszewski, Polemika z Łobodowskim (1), „Wiadomości” 1971, nr 29.
  5. S. Zahorska, Przełomy mojego pokolenia, „Wiadomości” 1957, nr 35, s. 2.
  6. P. Chojnacki, Odwaga utopii, „Nowe Książki” 2023, nr 7–8, s. 14–15.
  7. Od Herberta do Herberta. Nagroda „Wiadomości” 1958–1990, oprac. i przedmowa S. Kossowska, postscriptum T. Nowakowski, Londyn 1993, s. 111.
  8. Kraków 2021.
  9. Opracowanie i przypisy Ł. Garbal, posłowie R. Habielski, Warszawa 2022.

Powiązane artykuły

Loading...