Nowy Napis Co Tydzień #256 / Z notatek krytycznych. Sommer, Myśliwski, Kolski
1. Jesień w Sommerlandzie
Rok 2009 był rokiem szczególnym dla recepcji poezji Piotra Sommera w Polsce, ponieważ to właśnie wtedy ukazał się długo oczekiwany tom poety Dni i noce. Autor Piosenki pasterskiej tym razem nadał iście elegijny ton lirycznej narracji o odchodzeniu bliskich, przemijaniu i przemijalności w ogóle. Narracji, w której wspomnienie przemijania wyrasta jak gdyby z potrzeby chwili. W niemal każdym wierszu Sommera obserwacje fragmentów, chwil, wyrastają z wędrówek przez codzienność, zatem i tutaj mamy Sommerową rachubę czasu, zatrzymanie w przestrzeni czasowej właśnie i jej wręcz impresjonistyczne uchwycenie. Znana już i powszechnie stosowana maksyma pisarska Piotra Sommera – „minimum wiersza, maksimum treści” – zostaje tu zrealizowana jednak inaczej, jakby na nowo. Autor Czynnika lirycznego zderzył minimalizm dotychczasowych form wierszowych z dość obszernymi prozami poetyckimi – jak na przykład Nic się nie stało, Coś za coś, Spacery, Dziewanny – czy też na przykład z utworami, które składają się nie z kilku, lecz nawet z kilkudziesięciu wersów (Zasklepianka). Pod względem formalnym jest to zatem zupełnie inny tom niż ten nowszy – Wiersze ze słów (w nowym wydaniu z 2012 roku).
Czytając Dni i noce niejednokrotnie zapytamy: czy wiersz może odzwierciedlić egzystencję? I wtedy, by ułatwić nam odpowiedź, z pomocą przychodzi autor, nierzadko sam podmiot liryczny, bo tom jest ostentacyjnie osobisty, który podpowiada, że może. Ba, w tomie Dni i noce wiersze po prostu stają się egzystencji ekwiwalentem. Nie jest to jednak zwyczajne życiopisanie, wiersz swym zasięgiem obejmuje bowiem pojęcie egzystencji jako istnienia w rzeczywistości w ogóle. A zatem Sommer traktuje owo pojęcie szerzej, nie ogranicza go jedynie do jednostkowego przeżycia. Zabiegi językowe są metaforami życia. Tak dzieje się chociażby w autotematycznym Wierszu czasownikowym, w wierszu metapoetyckim, w którym podmiot liryczny-poeta zderza się z żywą i trudno uchwytną materią języka. Poprzez nagromadzenie czasowników performatywnych i składni werbalnej Sommer poruszył tutaj problem samego pisania: „[…] Kiedy / już nawet nie chce się zapisać / bo to by zaraz musiało być” (Wiersz czasownikowy). Podobnie rzecz ma się z sąsiednim Wierszem przymiotnikowym – tylko tym razem poeta zgromadził epitety, które mają ukazywać konwencjonalność języka i percepcji. W utworze rzeczywistość konwencjonalizuje się poprzez pryzmat dziecięcego postrzegania:
No i zielenią w klombach, co jest zielona
nawet w nocy. „Po ciemku też?”
po ciemku też. Zdumiewające,
głupie i przejrzyste w takiej ciemnej chwili
[…]
Z kolei w Wierszu o przecinkach znak interpunkcyjny (przecinek oznaczający krótką pauzę) staje się ekwiwalentem nieobecności bohaterki lub bohatera. Co więcej, pokazano tu ironiczny dystans do historii, czyli spraw wielkich i ważnych, które w sytuacji bardzo osobistego dramatu maleją i nikną:
odłożono ci stos gazet, które
wychodzą dalej, mimo że pusto w nich
jak nigdy, choć dalej są zadrukowane
tym, czym wypełnia się historia
Ponadto wiersz o jednej krótkiej pauzie – jednym znaku interpunkcyjnym – nie kończy się pauzą ostateczną: kropką. Sommer kolejny raz udowadnia, że jego liryczne konstrukcje to bardzo przemyślany, skonceptualizowany projekt. Tytułowy wiersz Dni i noce to par excellence językowe zwierciadło istnienia. Tu podmiot zajmuje brzmienie i znacznie słów, a właściwie znaczenie ponadlingwistyczne. Wychodząc od prostej życiowej sytuacji, przechodzi do refleksji metajęzykowej, a jednocześnie metafizycznej. Choć to niewiele znaczy, to tak łatwo coś „bezkarnie” lub w określony sposób powiedzieć, nadmiernie stosując – jak w wierszu – liczbę mnogą:
[…]
żeby tylko jakoś i człowiek mówi w liczbie mnogiej
odruchowo, nie myśląc o tym zbytnio
albo zabezpieczając się? Bo chcieć coś robić
w pojedynkę, to jednak cienko brzmi
a nawet znaczy […]
Następuje tu desemantyzacja gramatycznej liczby mnogiej, która w rzeczywistości pozajęzykowej jawi się jako liczba pojedyncza. I tak, stosując kategorię „my”, zagłuszamy dotkliwe uczucie samotności:
U boku dni, bo zawsze miło się rozmawia
o tym bezkarnym pomniejszaniu
odległości między brzmieniem a znaczeniem
– tym razem to, co „brzmi” stanowić będzie jedynie wyraz samych chęci, pragnień, a to, co „znaczy” – rzeczywiste ich istnienie, czyli to, co jest. Poeta nie wykorzystuje języka jako narzędzia, on nim jest. Terminy słowne, językowe, stają się ekwiwalentami ludzi (zazwyczaj konkretnych), sytuacji, emocji. Dlatego to zabawa języka w języku, ale nie dla języka. To nie tylko działanie artystyczne. Sommer projektuje coś na kształt metafor lingwistycznych sytuacji, ludzi, uczuć et cetera. Owo zwierciadło istnienia w rzeczywistości nie dotyczy jedynie bardzo subiektywnej, zamkniętej i wsobnej egzystencji podmiotu, który, notabene, bywa bardzo egotyczny, ale obejmuje także innych bohaterów lirycznych. Staje się niejako podmiotem wielu, ponadto istnieje w każdym z utworów właściwe autonomicznie. Ale jak w istocie objawia się to odzwierciedlenie form życia poprzez liryczną formę językową? Choćby tym, że w tomie funkcjonują różne formy wierszowe, na przykład sonety, utwory elegijne. Wielość egzystencji, ich różnorodność, to wielość i różnorodność gatunków wypowiedzi. Prawdziwa polifonia głosów i brzmień! Podmiot, choć wyraźnie osobisty, posiadający cechy samego autora, można by nawet rzec, że sylleptyczny, nie jest silny, jednoznaczny, mocny i wszechwiedzący. Pozycja osoby mówiącej skorelowana została między innymi z układem graficznym wiersza i ze środkami stylistycznymi. I tak podmiot na przykład urywa frazy, zawiesza głos tuż przed zabłyśnięciem głównej myśli; podaje w wątpliwość własne twierdzenia, a to wszystko poprzez (między innymi) przerzutnie czy znaki zapytania na końcu frazy: „odruchowo, nie myśląc o tym zbytnio / albo zabezpieczając się? bo chcieć coś robić […]” (Dni i noce). W wierszu Autowykrzyknik już sam tytuł oświadcza, że autor mruga okiem, ironizuje i przestrzega, że nie będzie groził palcem. Przez to (i dzięki temu) nie jest podmiotem-mentorem, nie jest też moralizatorem. Staje się bliższy każdemu, nie poucza, ale prowadzi przez osobiste przeżycia do tych bardziej ogólnych, uniwersalnych. I to właśnie w języku Sommer zamyka osobiste dramaty. Jego poezja oscyluje między powszechnością a subiektywnością. Z niepatosu wyłania się patos, ale prawdziwy, ten z życia wzięty, wyrwany z codzienności, jak w wierszu Taksówka. To właśnie w nim mamy Sommerową metaforyzację codzienności i samej rachuby czasu. W Taksówce mamy dwa porządki, dwa niekoniecznie zbieżne, ba, nawet kontrastowe porządki czasoprzestrzenne. Z jednej strony w wierszu pojawia się konkret, a właściwie wskazanie konkretnego punktu w czasoprzestrzeni, zupełnie tak, jak czyni to zegar ze wskazówkami, czyli czas wskazówkowy: „bezgłośny, o przeźroczystej twarzy, rozkładał ręce / w linii nieomal prostej” (Taksówka). Z drugiej zaś strony przesypujący się piasek w klepsydrze, a więc dość abstrakcyjny obraz pokazujący sam upływ czasu. I tym razem forma jest ważna! W dwóch częściach utworu zamknięty zostaje – jak na dwóch kartach – wewnętrzny ból i cierpienie, strach podmiotu i jakże ludzkie, bliskie każdemu emocje. Wspólnota nadawczo-odbiorcza jak najbardziej ma prawo tutaj zaistnieć.
Dni i noce Sommera to tom iście temporalny, ale i swojski, momentami poufały. Powtarzalne w czasie, w trwaniu momenty, zdarzenia i towarzyszące im uczucia, zostały zamienione w słowne ekwiwalenty. Ekwiwalenty to różnorodne i nie tyle od podmiotów zależne, ale determinujące te podmioty poprzez sytuację liryczną. Każda z tych sytuacji jest (dosłownie) wpisana w symbolikę dni i nocy, światła i ciemności. W czasowe ramy przemijania, także pór dnia, roku, lat. A Sommer tworzy coś między, „mimośród”, tworzy swoją podmiotową i sytuacyjną „międzyprzestrzeń”. W otoczeniu dojrzewających jabłek, opadających liści, „zagnieżdża (w tomie nie brak metafor ornitologicznych) czasoprzestrzeń tomu”. Ukazuje przedednie śmierci. Przedednie jesieni, czyli zmierzchu życia, to, co między dniami i nocami, między życiem i śmiercią, jest bowiem ową mimiośrodową międzyprzestrzenią. Między latem i zimą. Jesienią.
2. Dośnione trwanie
Traktat o łuskaniu fasoli Wiesława Myśliwskiegoto wielka powieść (czy też swego rodzaju gawęda)metafizyczna. Autor porusza nierozstrzygalne kwestie w sposób iście kafkowski, dlatego nie dziwi oniryzm, bo Traktat… to sny – opowieści, z których wyłuskujemy fasole zdarzeń przechowujące pamięć o minionym. Otwieramy powieść i naszym oczom ukazuje się panorama historii XX wieku. W ciągu jednego dnia przeżywamy okupacje, wojny, okresy dojrzewania, pierwsze miłości i miłosne zawody. Widzimy skutki komunistycznego reżimu w szkołach, jak przez dziurkę od klucza podglądamy lekcje muzyki, tajniki gry na saksofonie. Czujemy zapach tajemnic lasu przy letniskowym ośrodku wczasowym, smak stołówkowej zupy, którą podawała Basieńka z długim warkoczem. Wreszcie, spacerując przez karty powieści, w czasach, kiedy najmodniejszym kapeluszem w sezonie był ten brązowy, pilśniowy,dowiadujemy się, że w życiu nie ma przypadków, a pewne kawiarniane rozmowy pozostaną w pamięci niezatarte. Poznamy dziadka, który nie śnił, bo snów nie miał, i babcię, która o snach wiedziała wszystko, nawet to, dlaczego pewnemu królowi perła z berła wyleciała. Stara rupieciarnia zdarzeń, a spod tej sterty, spod tego gruzowiska wychyla się narrator i jego bohaterowie. Tu, w obecności potencjalnego nabywcy fasoli, opowiadacz przypomina sobie sekwencje, całe zdania, ba, nawet całe rozmowy, ludzi, którzy w jego życiu zostawili jakiś ślad. Otwiera swoją księgę reminiscencji, wspomnień sprzed lat. Otwiera księgę pamięci i choć jest to pamięć jednostki, to z pełną odpowiedzialnością możemy ją uznać za pamięć zbiorową: wszak diagnozy dotyczące świata docierają do nas poprzez analizę losów jednego człowieka. „Bo niech pan mi powie, ilu ludzi zmieści się w człowieku, żeby jeszcze czuł, że to on?”. Dlatego człowiek, jeśli z kimś rozmawia, w głębi rozmawia z samym sobą, próbuje odpowiedzieć samego siebie, poświadczyć swoje istnienie innym i zrobić rozrachunek.
Co to był za sen? Jakby to panu powiedzieć najkrócej? No, nie wiem. Nieważne. A mimo że przyśnił mi się dużo, dużo później, to jakby otwierał pamięć i tamtego śmiechu, wyłuskując go z łańcucha najprzeróżniejszych zdarzeń, inne, często ważniejsze, spychając w zapomnienie.
W jednej z opowiadanych historii słyszymy (a raczej podsłuchujemy) rozmowę dwóch mężczyzn. Ale docierają do nas kwestie tylko jednego z nich, oto bowiem drugi rozmówca staje się kolejnym słuchaczem, a na scenie pozostaje tylko jeden aktor. Światło teatralnego reflektora skupia się teraz na jednej postaci, która poprowadzi nas przez całą opowieść. Zatem i my, wraz z tajemniczym przybyszem, będziemy świadkami zdarzeń wyłuskiwanych ze strąków fasoli przez ręce opowieści. Bo czymże innym jest opowiadanie, jeśli nie wyłuskiwaniem zdarzeń z pamięci o minionym? Czymże jest opowiadanie, jeśli nie snem, w którym „opowiedziane jest tylko opowiedzianym”? Tylko sen otwiera pamięć tego, co człowiek w swym życiu przeoczył. Przeoczył, bo nie uznał tego, co mniej ważne, za istotne. Pomijane wszak powraca w snach, otwierając nowe ścieżki. Czymże innym jest sen, jeśli nie projekcją tego, co było, na to co będzie (i odwrotnie)? Tu spotykają się ze sobą heideggerowskie możliwości i stany faktyczne, tu wszystko zostaje podane w wątpliwość, wszystko prowokuje. Autor sięga po znane tropy: mamy tu topos starego mędrca, do którego biegniemy po życiową radę jak do dziadka albo do babci – przecież to ci, którzy coś przeżyli, wiedzą. Dlatego też narrator to ktoś świadomy i mądrzejszy, bo prowadzi czytelnika za rękę i jak małemu dziecku wskazuje, opowiada i podpowiada, zadaje zagadki, lecz nie udziela na nie odpowiedzi. Narrator modernistyczny i dominujący mówi językiem starego humanizmu, a – co ciekawsze – odziany jest w strój wiejskiego grajka. Takich opozycji znajdziemy wiele. Tradycyjna, monumentalna forma traktatu filozoficznego współgra z gminną prostotą czynności gospodarskich (tu z łuskaniem fasoli). Lecz czyż i sprzeczność nie będzie pozorna, tak jak wszystko w tej powieści? Język prozy wiejskiej to odpowiedź na prawdy życiowe zakorzenione w tym, co pierwotne, proste; to spojrzenie w kierunku myślenia wiejskich ludzi, ściślej: gminnych mędrców, znachorów życia. Aż wreszcie pojawia się wskazówka, że nie wszystko musi być dopowiedziane, nie na wszystko poznamy odpowiedź. Tylko ludzie wiejscy nie walczyli i nie walczą z „tajemnicą”, nie mają ambicji jej rozszyfrowywać, bo tak było i tak ma być. Dlatego ten uczony grajek z prowincji tak do nas przemawia. Mówi w języku jakiegoś większego uniwersum. Jest anonimowym, starym mężczyzną, egzystującym z dala od ludzi, co pozwala widzieć więcej, w odległej perspektywie, jest swego rodzaju everymanem. Tylko saksofon zdradza, że w tym człowieku jest trochę świata. Dlatego ta rozmowa o uniwersaliach w dobie supermarketu wydaje się aktualna i prawdziwa. Dotyczy bowiem znanych nam problemów. Tradycyjne, klasyczne fundamenty i tu okazują się najlepszymi. Taka przykładowa monologowa narracja znajduje się w każdej powieści Myśliwskiego. Dlaczego zatem monolog wypowiedziany? Wszak to wykład starego mędrca, który jak w Żywocie człowieka poczciwego Mikołaja Reja, posługuje się exemplamitezuczonych, filozofów. Dlaczego nie nuży? Bo przeradza się w dialogowe opowieści i anegdoty, które przenoszą nas w inne epoki. Mamy tu do czynienia z żywymi rozmowami i dialogami przywoływanych postaci. Wszystko jest tu pretekstowe, kostiumowe, a jednocześnie bardzo prawdziwe, przypomina sen. Cały klimat powieści jest zabarwiony jakąś dziwnie pachnącą rdzą. Trochę złowrogą, ale wielce fascynującą, jak tabliczki z cmentarzyka w lesie. A my tracimy nieco grunt pod nogami rzeczywistości, bo oto opowiadana historia, którą żyjemy przez dobrych kilka stron, którą głęboko przeżywamy, zdaje się tylko snem. I już wszystko zdaje się być wyśnione, nierzeczywiste. To nie tylko proza realistyczna: przecież tyle w niej wątków onirycznych, metafizycznych, ezoterycznych w postaci na przykład szczątkowych wspomnień, fragmentarycznych wydarzeń, brak tam logicznych ciągów przyczynowo-skutkowych. Być może jest to zatem wielka powieść oniryczna.Tam, gdzie stany wewnętrzne projektują świat zewnętrzny, konieczna jest mgła onirycznych firan, zza których wyłania się choćby powtarzająca się koliście biografia, paralelne zdarzenia, które były gdzieś już kiedyś widziane, tam też projektowane są (na podstawie wydarzeń z przeszłości) wydarzenia przyszłe. Tedy w pewnym miejscu opowieści, w półmroku wypełnionej po ostatni kąt świetlicy, zasiądziemy w szkolnych, drewnianych ławkach, aby wespół z uczniami obejrzeć amerykański film z repertuaru powojennego kina objazdowego. I tak usłyszymy rozgorączkowaną i pełną zniecierpliwienia rozmowę filmowej Mary i filmowego Johnny’ego:
– Och, posłuchaj Johnny, tu właśnie piszą, że najmodniejsze w sezonie są brązowe, pilśniowe dla mężczyzn. Przymierz brązowy, pilśniowy! – Przymierzałem już, brązowy, pilśniowy. – Ale tu piszą!
Mierzenie kapelusza urasta tu do jakiejś przerośniętej formy zniecierpliwienia, stopniuje napięcie, a powtarzane czynności nabierają metaforycznego znaczenia, głębszego wymiaru. Sugeruje się przecież, że kapelusz może kwestionować noszony w sobie własny obraz: „kapelusze także bywają kapryśne, niektóre wręcz nieraz potrafią tak zwieść, że traci się poczucie, co do czego się dobiera, kapelusz do twarzy czy twarz do kapelusza”. Kapelusze mogą nawet twarz odrzucić. Po latach bohater powieści sam trafia do sklepu, by nabyć kapelusz, ten „brązowy, pilśniowy”. Przypadek? Déjà vu? A może klasyczna ring composition,znana nam chociażby z Iliady Homera czy też Raju utraconego Miltona? Owa gra paralelizmów, duchowych i przestrzennych, to tylko odautorskie aluzje i wskazówki. Autor tylko nam coś podpowiada, subtelnie sugeruje właściwy kierunek. Bo tam wszystko jest pozornie nieprzemyślane i spontaniczne, odkłamywanie pamięci, mowy, snu po to tylko, by zapalić świece refleksji i nie dawać ostatecznych odpowiedzi.
W Traktacie… Myśliwskiego istotna rolę odgrywają także postaci psów.
My nie potrafimy nawet dnia następnego przeczuć. Nie potrafimy drugiego człowieka przeczuć. A pies i śmierć przeczuje […]. Nie wiemy, to prawda. Ale przypuszczać możemy. Co my zresztą wiemy? Najzwyklejszych rzeczy nie wiemy. Sierść się na psie jeży i też nie wiemy nieraz, o co chodzi. Ogonem zamerda, a nie wiemy. Zaskamle bez przyczyny i nie wiemy.
A pies wie, mało tego, od psa możemy się czegoś nauczyć. Psy stoją tu na straży człowieczeństwa i mają bardziej ludzką twarz. To one strzegą odwiecznego porządku, stałych wartości moralnych, etycznych, ale nie tylko. Stanowią w powieści coś na kształt mitycznego łącznika pomiędzy światem rzeczywistym a pozazmysłowym. Są najlepszymi przewodnikami i towarzyszami. W gąszczu codziennych zawiłości wskazują to, co najistotniejsze. Determinują życie bohatera („Nie, telewizji prawie nie oglądam. Psy nie lubią. Włączę, to jeżą się, warczą. I muszę wyłączyć.”), ustawiają je na właściwym torze pośród życiowych zakrętów, przywołują do porządku, nadają sens temu, co wydawałoby się go pozbawione. I psy nie są tu novum. Znamy wszak historie, w których, jak u Reymonta, pies to „stworzenie boskie, i czuje krzywdę jako i człowiek… Pan Jezus miał też swojego pieska i nie dał nikomu krzywdzić…”. Tak też nasz bohater staje w obronie psów, świadom ich wielkiej mocy, bezinteresownej wdzięczności i – skrywanej w prostocie – mądrości. Dlatego z ust narratora wydobywa się dźwięczne, stanowcze oraz pewne swojej racji: „Miałby pan psa, to niejedno by pan zrozumiał”. Psy nie są tu jedynie metaforą, są także potężnym orężem retorycznym całego traktatu. Otwierają bowiem („Ale proszę niech pan wejdzie. Psów się pan boi? Niech się pan ich nie boi. Obwąchają pana tylko. Kto pierwszy raz, muszą go obwąchać”) i zamykają („O i psy się zbudziły. No co jest, Reks? Co, Łaps? Siadł! Pan już obwąchany”) kompozycyjnie powieść. Postaci te wychodzą poza ramy monologowego wywodu. To uwiarygodniałoby niejako tezę o ich wyższości i ukrytych sensach, jakie symbolizują w pozornie błahych zachowaniach. W takim rozumieniu psy byłyby bowiem, między innymi, metonimią prostoty. Czworonożni towarzysze, bohaterowie tak charakterystyczni dla prozy nurtu wiejskiego, tu łącznicy ze światem danym rozumowi a niepojętym i niedostępnym zmysłowym doznaniom, empirii. Wbrew naukom i prawdom duchowo znacznie bogatsze, bodaj o przeżycie pozaintelektualne.
Psy Myśliwskiego śnią. Stanowią integralną część świata zarówno rzeczywistego, jak i onirii, pośredniczą ze światem meta… Dlatego nie dziwi, że najważniejszym marzeniem bohatera jest sprawdzenie tego, jak śni się on swoim psom i jak te psy go widzą. I może jeszcze to, co zadziwić powinno, by choć na chwilę stać się psem. Nadać sens egzystencji. Bo psi wzrok potrafi upomnieć się nie tylko o miskę strawy, ale także dać impuls, by żyć bardziej.
O jak te moje psy, leżą spokojnie, może nawet śpią. A nie wiemy, czy czegoś już nie przeczuły. Węch, węch. To nie tylko węch. Nie sam węch stanowi o psie. Co? Nie wiem. Gdybym wiedział, dużo więcej w ogóle bym wiedział.
A jeśli cała opowieść byłaby tylko snem? A jeśli byłaby snem psów? Nic złego! Wszak psy i sny niosłyby to, co skrzętnie w powieści ukryte, a co stanowi jej niewątpliwe podwaliny: mianowicie klasyczną myśl Arystotelesa zapisaną w XIV księgach w monumentalnym traktacie o filozofii pierwszej. Zatem sen byłby iście metafizyczny. A cały sen opowieści miałby klasyczny, filozoficzny rodowód.
3. Miodowy plaster na filmowym powielaczu
Film Afonia i pszczoły Jana Jakuba Kolskiego to prawdziwa baśń w duchu braci Grimm. I tak jak te prawdziwe baśnie, pisane nie ad usum Delphini, ale dla dorosłej publiczności, jest momentami brutalna i przepełniona nienawiścią oraz – tak jak baśnie – piękna. Afonia… to bowiem opowieść, która zawiera w sobie smaki gorzkie i słodkie, prawdziwe uczucia miłości i smutku.
Niewielki dom, niegdyś prowincjonalna stacja kolejowa, to miejsce, w którym mieszka Afonia (Grażyna Błęcka-Kolska). Jej świat jest harmonijny i prosty. Opiekuje się pszczołami, wciąż na nowo zadziwia się niebem, które codziennie uwiecznia za pomocą małej, nakręcanej kamery. Jest jeszcze Rafał (Mariusz Saniternik), sparaliżowany mąż Afonii, konstruktor, tajemniczy rysownik i niegdysiejszy mistrz zapasów, dzielący z nią cztery ściany. A do tego Polska lat 50., budzik z podobizną Stalina na nocnym stoliku głównej bohaterki i symboliczna czerwień flag. Pewnego dnia do tego świata, oddalonego od mód i cywilizacji, trafia Ruski (Andrey Bilanov). I tu rozpoczyna się opowieść o spóźnionej miłości dojrzałej kobiety i rosyjskiego żołnierza. Romans rozwija się na oczach bezradnego Rafała, który może jedynie cicho pogrążyć się w smutku i obserwować bieg zdarzeń.
Już od pierwszych minut wszystko jest tutaj okraszone tak pięknymi barwami, że wywołują one w widzu zachwyt. To nie tylko barwy filmowych ujęć, ale przede wszystkim barwy uczuć rodzących się między postaciami. Ukazane zdarzenia są niezwykle powściągliwe, a jednak głębokie. Wszystko jest jakby zamglone, jakby wypłowiale, a jednak wyraźne. Nastrój filmu podporządkowany jest emocjom głównej bohaterki, a świat wewnętrzny Afonii projektuje świat zewnętrzny. Stąd w filmie tyle statycznych, jednostajnie nostalgicznych scen, które odpowiadają tęsknocie. Wszak czas dłuży się bohaterce… Jest groteska, czyli i tragizm, i komizm, i absurd. Gdy Afonia w ciągu jednej nocy siwieje, bo jej „miłość nie służy”, barwy obrazu filmowego również jak gdyby płowieją, stają się szare. I gdy miłość zjawia się w sercu Afonii, gdy przychodzi nieoczekiwana i spóźniona, wszystko staje się wyraźne. Miłość przynosi płynne, miodowe szczęście, wszystko jest tam bowiem „oprószone” miodowym nalotem, a ciepłe barwy i obrazy oglądamy jak przez pryzmat miodowego plastra.
Film jest do tego stopnia plastyczny, że niektóre ujęcia starają się naśladować malarską perspektywę, w której tło zostaje wyraźnie zaznaczone, bez głębi ostrości tak charakterystycznej dla większości kadrów filmowych. Kolski stawia na estetykę. Zarówno kadry, jak i przejścia pomiędzy nimi, są gruntownie przemyślane. I tak, gdy córka Afonii zauważa śmigło od samolotu w szopie z narzędziami, porusza je ręką, a następnie, naśladując ten ruch, tańczy wokół własnej osi, równocześnie wychodząc na zewnątrz. Kamera podąża za nią, przechodząc od planu amerykańskiego, który podkreślał zamkniętą przestrzeń szopy, do planu pełnego, ukazującego otwartą przestrzeń podwórka. W Afonii… pojawia się to, co charakterystyczne dla Kolskiego, a więc gra perspektywą. Często postaci bliżej widza ujęte są w planie amerykańskim, podczas gdy te, które stoją za nimi, ukazane są w planie pełnym. W następnym ujęciu perspektywa jest dokładnie odwrotna. Znamy to chociażby z Jańcia Wodnika.
Afonia… to operatorska wirtuozeria. Ale nie tylko: weźmy choćby nietuzinkowe i nieco bajkowe stroje bohaterów, które dodają postaciom niezwykle oryginalnego smaku, samemu zaś filmowi – wyrafinowanej, sugestywnej estetyki. Cała scenografia, kostiumy i rekwizytornia świadczą o przemyślanej koncepcji. W zamyśle wszystko dopracowane zostało w każdym calu! Przykładowo Ruski ma sobie koszulkę w biało-niebieskie paski, zupełnie jak główni bohaterowie marynarskich opowieści. Sam bohater jest jak gdyby z tych opowieści wyjęty: umięśniony, przystojny i jakby wyrwany z kontekstu, mówiący innym językiem, a nade wszystko – tajemniczy. I zły, a tylko Afonia pokazuje, że i on ma serce. Kolski w swoim odrealnionym świecie parodiuje konstrukcję baśni, rycerz Afonii wcale nie jest szlachetny, ba, potrafi bez mrugnięcia okiem zabić człowieka, choć, jak to baśniach bywa, złego w końcu spotyka kara. I wreszcie sama Afonia, w tej roli niezwykła Błęcka-Kolska, która znowu uwodzi widza swą powściągliwością i prawdą. Jest infantylna, urocza i niecodzienna. Jest małą dziewczynką w dojrzałej kobiecie. Jak pszczoła zamknięta w pałacu miłości, nie może się stamtąd wyrwać i uciec. Kreuje przejmujący obraz bohaterki cierpiącej, tęskniącej za miłością i z miłości. To proces godzenia się z odejściem, żałobą po rozpadzie związku. Afonia powraca do minionego, do minionych czasów i zdarzeń. Przewraca swoje wspomnienia do góry nogami po to, by je na nowo przeżyć i zrozumieć. Jest jak mała, ufna, nawet naiwna dziewczynka, która ślepo wierzy, że zapalenie papierosa ukochanego sprawi, że on choć na chwilę powróci. Chce fizycznie poczuć jego obecność i niczym owa mała dziewczynka wierzy, że „wszystko można zamaszerować”. To jego słowa prowokują ją do tej wiary. Afonia wierzy i próbuje, maszeruje i zamaszerowuje wszystko. Kolski wykorzystał tutaj motyw filmu w filmie, co więcej, sam był operatorem kamery Afonii. Bohaterka nagrywa swój marsz, a widzom ukazuje się kwadratowy kadr, jak ze starego projektora. Afonia maszeruje także w myślach i słyszy już tylko rytm marszu, gdy nawet siedząc na ręcznej drezynie kolejowej, wystukuje nogami marszowy rytm. Rytm marszu to także rytm muzyki Zygmunta Koniecznego. We fragmentach filmu, w których bohaterka maszeruje, muzyka maszeruje razem z nią w konkretnych, powtarzających się taktach. Natomiast gdy kamera pokazuje pejzaże, dźwiękowe tło nie jest już tak muzycznie zrytmizowane.
Tak mówi Jan Jakub Kolski, który za pomocą swoich filmów opowiada. Snuje swoje opowieści obrazem zapisanym na taśmie lub filmowym kadrem. Trzeba przyznać, że w tej filmowej narracji znać rękę mistrza, ponieważ nikt tak jak Kolski nie dba o to, by nie zatracić reżyserskiej wizji. Sam kieruje obiektywem kamery, gdy trzeba uwiecznić najbardziej intymne momenty filmu, przez co dzieło filmowe staje się bardziej wiarygodne.
Przypisy
- M. Biedrzycki, Wiosna ludzi, Kraków 2022.
- Tego rodzaju definicję „resztki” jako pozostałości operacji znaczeniowych zaproponował Mladen Dolar [w:] A Voice and Nothing More, Cambridge–London 2006, s. 36.
- Więcej na temat tego „lustrzanego” podziału pisze w recenzji tomu Ireneusz Staroń. Zob. tenże, Bizarne głoski, niedomknięte drzwi, „Nowe Książki” 2023, nr 6, s. 24–26.
- W tomie Wiosna ludzi szczególnie często pojawia się motyw stóp, które poprzez uziemienie ciała umożliwiają mu doświadczenie połączenia z kosmiczną rzeczywistością. Zob. zwłasz[4]cza wiersze: Śpiew mrowińskiego, Zimnopedie 1, Zimnopedie 2, Zimnopedie 3.
- O znaczeniu tego powiązania w twórczości Biedrzyckiego pisze Dawid Kujawa. Zob. tenże, Język na stepie musi być rozmazany szeroko. Miłosz Biedrzycki, [w:] tegoż, Pocałunki ludu. Poezja i krytyka po roku 2000, Kraków 2021, s. 317–323.
- Ekstymność języka oznacza jego paradoksalną strukturę, zgodnie z którą uzewnętrznia on intencje podmiotu mówiącego, ale nigdy nie przekazuje wszystkiego, co rozdwojony w sobie podmiot pragnie powiedzieć. W związku z tym język pozostaje ekstymny, czyli zewnętrzny (ex-) wobec zewnętrzności tego, co wewnętrzne – intimité (nie daje się nigdy w pełni uwewnętrznić). Zob. P. Dybel, Przybyszewski – Freud – Lacan, Kraków 2000, s. 265.
- U de Saussure’a znaczenia wyłaniają się linearnie, progresywnie – sekwencje wypowiadanych słów wzbudzają ciągi obrazów akustycznych, którym przypisywane są konkretne pojęcia. Zob. J. Michalik, Głos – obecność poza strukturą, [w:] Filozofia i głos, Kraków 2010, s. 241.
- Lacanowską koncepcję trafnie objaśnia Joanna Michalik. Tamże, s. 237–255.
- M. Dolar, dz. cyt., s. 105–126.
- A. Polewczyk, Na początku był „brulion”. O modelach kultury i poezji roczników lat sześćdzie[10]siątych, Kraków 2017, s. 311.
- K. Wóycicki, Forma dźwiękowa prozy polskiej i wiersza polskiego, Warszawa 1960, s. 186.
- M. Biedrzycki, Kotek wie, że łyżwiarz odkopał SARS (ars poetica), „Nowy Napis Co Tydzień” 2020, nr 44, https://nowynapis.eu/tygodnik/nr-44/artykul/kotek-wie-ze-lyzwiarz-odkopal[12]sars [dostęp: 5.04.2023].
- Analizy formuły tytułowej podejmuje się Anna Kałuża. Zob. taż, Hybrydy: Sofostrofa i inne wier[13]sze MLB, [w:] Bumerang. Szkice o polskiej poezji przełomu XX i XXI wieku, Wrocław 2010, s. 193.
- R.P. Droit, Doświadczanie codzienności. 101 zabaw filozoficznych, tłum. E. Urscheler, Gdańsk 2004, s. 13–14.
- Zob. R. Nycz, Wyrażanie niewyrażalnego w literaturze nowoczesnej, [w:] tegoż, Literatura jako trop rzeczywistości, Kraków 2001, s. 17–41; B. Morzyńska-Wrzosek, „…i na piękność, i na wyczyn burzy”. Proces kształtowania tożsamości w poezji Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, Bydgoszcz 2013, s. 163; E. Czaplejewicz, Poezja jako dialog, Warszawa 1981, s. 104.
- P. Ricoeur, Meta-foryczne i meta-fizyczne, tłum. T. Komendant, „Teksty” 1980, nr 6, s. 192.
- Cyt. za tamże, s. 183.
- Tamże, s. 189.
- J. Polkowski, ***Panujesz nade mną…, [w:] tegoż, Gdy Bóg się waha, red. J.M. Ruszar, Kraków 2017, s. 149. Dalej cytaty z tego wydania oznaczam skrótem GB, po nim wskazuję stronę. Wszystkie wyróżnienia moje – P.S.-B.
- Tamże, s. 192.
- Podstawą wielu typologii, rozróżnień strategii artystycznych obecnych w książkach poetyckich Jana Polkowskiego stała się zapożyczona od Justyny Bajdy systematyzacja relacji słowno-obrazowych oparta na wypracowanej przez Bernarda Vouilloux semiotyce. Dzieli ona typy wspomnianych relacji na dwa rodzaje: in absentia (relacje, w których obraz implikowany jest wewnątrz tekstu lub uobecniający się przez techniki, chwyty stricte językowe czy struktury wyobrażeniowe, mogą to być także procesy obrazowej mentalizacji lub po prostu mentalne obrazy albo też odwołania do szeroko rozumianej obrazowości czy wreszcie zabiegi ekfrastyczne; obraz nie sąsiaduje z tekstem na jednej płaszczyźnie) oraz in praesentia (relacje, w których zarówno tekst, jak i obraz sąsiadują ze sobą na jednej płaszczyźnie). Zob. J. Bajda, Poeci to są słów malarze… Typy relacji między słowem a obrazem w książkach poetyckich okresu Młodej Polski, Wrocław 2010, s. 10–16.
- W. Ligęza, Osobny. Spojrzenie na całość, [w:] W mojej epoce już wymieram. Antologia szkiców o twórczości Jana Polkowskiego (1979–2017), red. J.M. Ruszar, I. Piskorska-Dobrzeniecka, Kraków 2017, s. 360. Na podobny aspekt, obecny także w innych wierszach wierszy krakowskiego poety, zwracał też uwagę Bronisław Wildstein. Zob. tenże, Ze środka tajemnicy. O tomie Jana Polkowskiego „Cień”, [w:] W mojej epoce..., s. 175.
- P. Michałowski, Głosy, formy, światy. Warianty poezji nowoczesnej, Kraków 2008, s. 143.
- Tamże. Michałowski pisze, że „W Polsce obydwie fale [zainteresowania haiku] nałożyły się na siebie, począwszy od 1975 roku, kiedy to ukazał się specjalny, poświęcony haiku numer miesięcznika »Poezja« (1975, nr 1), a w rok później »Literatury na Świecie« (1976, nr 10)” (tamże). Wzmianka o tym może w pewnym stopniu tłumaczyć zainteresowania mające wpływ na poetyki wielu twórców – zwłaszcza Polkowskiego, który przecież debiutował w 1978 tomem To nie jest poezja zawierającym także miniaturowe liryki. W Elegiach... osiągnęły one wymiar właściwie zupełny.
- Tamże.
- Tamże.
- K. Koehler, Jan Polkowski – poeta polski, [w:] W mojej epoce..., s. 349–350.
- W. Szostak, Poniewczasie, Kraków 2019, s. 43.
- W. Sadowski, Wiersz wolny jako tekst graficzny, Kraków 2004, s. 83.
- J. Polkowski, Flaga łopoce na wietrze, [w:] tegoż, Oddychaj głęboko, rys. Z. Grzywacz, Kraków 1981, s. 31.
- W. Sadowski, dz. cyt., s. 97.
- J. Polkowski, ***Smak ziemi…, [w:] tegoż, Elegie z Tymowskich Gór, rys. i grafiki J. Dmitruk, Kraków 2008, s. 43.
- Tamże, s. 86.
- W. Sadowski, dz. cyt., s. 308.
- Zob. M. Edwards, Ku poetyce chrześcijańskiej, tłum. M. Szuba, red. nauk. J. Ward, M. Fengler, Gdańsk–Pelplin 2017.
- N. Miazhevich, J.P. Strumiłowski, Ikony zbawienia. Słowo, światło, kontemplacja, Tyniec 2017, s. 72.
- B. Schulz, Mityzacja rzeczywistości, [w:] tegoż, Opowiadania. Wybór listów i esejów, wstęp i oprac. J. Jarzębski, Wrocław 1989, s. 366.
- Taka gra przeciwieństw to stała technika stosowana w wierszach Polkowskiego.
- N. Miazhevich, J.P. Strumiłowski, dz. cyt., s. 84.
- P. Evdokimov, Sztuka ikony. Teologia piękna, tłum. M. Żurowska, Warszawa 1999, s. 152.
- Tamże, s. 149–150.
- Tamże, s. 145. Rozróżnienia terminologiczne znaku, alegorii i symbolu zawarł Evdokimov w swojej pracy: „Symbolon po grecku zakłada połączenie dwóch połówek: symbolu i tego, co symbolizowane” (tamże, s. 146, przyp. 5). Zob. także R. Alleau, De la Nature du Symbole, Paris 1958.
- J. Polkowski, Jam jest bramą owiec, [w:] tegoż, Oddychaj głęboko…, s. 53.
- W. Sadowski, dz. cyt., s. 86.
- Tamże, s. 310.
- K. Skibski, Lingwizm w poezji współczesnej jako kategoria odbiorcza, „Poznańskie Studia Polonistyczne” 2009, t. XV, s. 27.
- Tamże.
- P. Michałowski, Polskie imitacje haiku, „Teksty Drugie” 1995, nr 2, s. 42; tenże, Miniatura poetycka, „Pamiętnik Literacki” 1994, nr 2 (85), s. 133. Zob. też B. Andrzejewski, Przyroda i język. Filozofia wczesnego romantyzmu w Niemczech, Warszawa–Poznań 1989.
- S. Barańczak, Niewidzialna ojczyzna, [w:] tegoż, Przed i po. Szkice o poezji krajowej przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, Londyn 1988, s. 163.
- P. Dziadul, Słowo – obraz paradygmatyczny – ikona. O intersemiotyczności w słowiańskiej kulturze prawosławnego średniowiecza, „Poznańskie Studia Slawistyczne” 2012, nr 2, s. 138–139.
- Tamże.
- Zob. I. Jazykowa, Świat ikony, tłum. H. Paprocki, Warszawa 2007, s. 11.
- P. Dziadul, dz. cyt., s. 139.
- N. Miazhevich, J.P. Strumiłowski, dz. cyt., s. 91.
- P. Evdokimov, dz. cyt., s. 11.
- Tamże, s. 10.
- Na podobnej zasadzie działa też teoria wizualizowalnych metafor czy figur retorycznych.
- R. Słodczyk, Ekfraza, hypotypoza, przekład. Interferencje literatury i malarstwa w prozie włoskiej i eseistyce polskiej XX wieku, Kraków 2020, s. 17. Autorka stosuje określenie „werbalna reprezentacja obrazu” jako odpowiednik hypotypozy.
- J. Bajda, dz. cyt., s. 159, przyp. 385.
- Zob. L. Uspienski, Teologia ikony, tłum. M. Żurowska, Warszawa 2009.
- Zob. J. Sikora, „Przestać nazywać oddać się światłu”. Jan Polkowski jako poeta metafizyczny, [w:] Z ducha Orfeusza. Studia o poezji polskiej lat 2010–2016, red. W. Kass, J. Ławski, Białystok–Pranie 2018, s. 59.
- Zob. J. Sikora, „Przestać nazywać oddać się światłu”. Jan Polkowski jako poeta metafizyczny, [w:] Z ducha Orfeusza. Studia o poezji polskiej lat 2010–2016, red. W. Kass, J. Ławski, Białystok–Pranie 2018, s. 59.
- W. Stróżewski, Istnienie i sens, Kraków 2005, s. 447. Zob. też J. Dobieszewski, Okno ku wieczności – symbolika ikony, [w:] Symbol w kulturze rosyjskiej, red. K. Duda, T. Obolevitch, Kraków 2010, s. 29–40.
- W. Stróżewski, dz. cyt., s. 451.
- Na cykl składają się następujące powieści: Komysze (1955), W stanicy (1958) i Droga powrotna (1960). W dalszej części pracy korzystam z wydania Instytutu Literatury (Kraków 2020). Przy cytatach z tego wydania numery stron podaję w nawiasie w tekście głównym, zaś na oznaczenie tomów przyjmuję: K – Komysze, WS – W stanicy, DP – Droga powrotna.
- M. Kuziak, Wielka całość. Dyskursy kulturowe Mickiewicza, Słupsk 2006.
- W czerwcu 1956 roku na łamach „Orła Białego” rozpoczął się druk tej części trylogii. Por. J. Łobodowski, W stanicy. Powieść (I), „Orzeł Biały” 1956, nr 26, s. 7. Trzecia część cyklu również najpierw ukazywała się na łamach „Orła”.
- Omówienia trylogii, często przyczynkowe, to między innymi: C. Jeśman, W kubańskiej pustyni i puszczy, „Wiadomości” 1956, nr 16; Alcest [T. Terlecki], „Komysze” Łobodowskiego, Dodatek Tygodniowy „Ostatnich Wiadomości” 1956, nr 6 (374); Książka, którą czyta się z napięciem…, „Orzeł Biały” 1956, nr 8; M. Lisiewicz, O trylogii Łobodowskiego, „Orzeł Biały–Syrena” 1962, nr 24; M. Danilewicz Zielińska, Józef Łobodowski, [w:] tejże, Szkice o literaturze emigracyjnej półwiecza 1939–1989, Wrocław 1999; T. Kłak, Na drogach Don Kichota. Emigracyjna twórczość Józefa Łobodowskiego, [w:] Pisarze emigracyjni. Sylwetki, red. B. Klimaszewski, W. Ligęza, Kraków 1993; A. Nasalska, Uroda życia i obłęd historii. O powieściach Józefa Łobodowskiego, [w:] Między literaturą a polityką. O Józefie Łobodowskim, red. L. Siryk, E. Łoś, Lublin 2012; L. Siryk, Uniwersalizm Józefa Łobodowskiego, [w:] Między literaturą a polityką. O Józefie Łobodowskim, red. L. Siryk, E. Łoś, Lublin 2012; H. Dubyk, Mit na straży biografizmu. Rzecz o Józefie Łobodowskim, „Tekstualia” 2013, nr 2 (33); N. Taylor-Terlecka, W oczach jednego krytyka – głos Tymona Terleckiego, [w:] Śladami pisarza: Józef Łobodowski w Polsce i w Hiszpanii, red. G. Bąk, L. Siryk, E. Łoś, Lublin 2015; M. Brągiel, Czas wracać. „Trylogia ukraińska” Łobodowskiego, „Nowy Napis Co Tydzień” 2019, nr 1, https://nowynapis.eu/ tygodnik/nr-1/artykul/czas-wracac-trylogia-ukrainska-lobodowskiego [dostęp: 11.04.2023]; J. Gizella, Trylogia Łobodowskiego, [w:] tegoż, Kresy (literackie) bez granic, Kraków 2021.
- Zob. J. Kowalewski, Dzieje Józefa Zakrzewskiego, „Tydzień Polski” 1968, nr 192; R. Samsel, Poezja się uratuje, „Kierunki” 1988, nr 37.
- J. Zięba, Okres powojenny – emigracja 1945–1988, [w:] Łobodowski: życie, twórczość, publicystyka, wspomnienia: w stulecie urodzin Józefa Łobodowskiego, red. M. Skrzypek, A. Zińczuk, „Scriptores” 2009, nr 35, s. 74.
- H. Zathey, Uwagi nad „Panem Tadeuszem”, Poznań 1886.
- M. Eliade, Aspekty mitu, tłum. P. Mrówczyński, Warszawa 1988, s. 114.
- Tamże, s. 11.
- M. Eliade, Religia, literatura i komunizm: dziennik emigranta, tłum. A. Zagajewski, Londyn 1990, s. 117–118.
- A. Szyjewski, Chaos a komos w życiu i badaniach Eleazara Mieletinskiego, [w:] E. Mieletinski, Pochodzenie eposu bohaterskiego. Wczesne formy archaiczne i zabytki, tłum. P. Rojek, Kraków 2009.
- D. Kulesza, Epopeja. Myśliwski, Herbert, Mrożek, Białystok 2016, s. 55.
- M. Bachtin, Epos a powieść: (o metodologii badania powieści), tłum. J. Baluch, „Pamiętnik Literacki” 1970, z. 3 (61), s. 224.
- Sposób opisu dzieła i jego rozumienia inspirowane będą rozważaniami Kazimierza Wyki na temat Pana Tadeusza: „Pan Tadeusz”. Studia o poemacie, t. 1 i 2, Warszawa 1963, oraz Pierwiastki powieściowe „Pana Tadeusza”, Wrocław 1956.
- D. Kulesza, Epopeja. Myśliwski, Herbert, Mrożek..., s. 64.
- Inspirujące są ustalenia Marii Dąbrowskiej-Partyki na temat pogranicza. Badaczka uwypukla między innymi odrębność kodeksu moralnego mieszkańców światów pogranicznych, którego istotę stanowi imperatyw bezwzględnej obrony tego, co własne i swoje, przed regułami jakiegokolwiek odmiennego porządku narzucanego im z zewnątrz: „Specyficzne odczucie obcości, poczucie niepewności i zagrożenia, które stale towarzyszy bohaterom w ich z pozoru spokojnej egzystencji, toczącej się w nieodmiennym od wieków rytmie cyklu natury, oraz ów nieodparty imperatyw obrony wartości własnych składa się na opisywany tutaj syndrom »obecności przez nieobecność«”. Zob. tejże, Literatura pogranicza, pogranicza literatury, Kraków 2004, s. 45–57.
- T. Kłak, Na drogach Don Kichota...
- C. Jeśman, W kubańskiej pustyni i puszczy…, s. 4.
- Trylogia zdaje się potwierdzać słuszność formuły Tymona Terleckiego dotyczącej co prawda poezji Łobodowskiego, która zostaje określona jako „poezje Cezarego Baryki”. Kontekst Przedwiośnia jest jednak istotny także w przypadku prozy autora W stanicy. Zob. T. Terlecki, Poezje Cezarego Baryki. Rzecz o Łobodowskim, „Tygodnik Ilustrowany” 1937, nr 16, s. 311–312.
- M. Dąbrowska-Partyka, Literatura pogranicza, pogranicza literatury…, s. 49.
- J. Szacki, O tożsamości (zwłaszcza narodowej), „Kultura i Społeczeństwo” 2004, nr 3, s. 19–20.
- E. Skibińska, Czy „justaucorps” może zastąpić żupan, a „boulettes” zrazy: o nazwach ubiorów i potraw we francuskich przekładach „Pana Tadeusza”, „Pamiętnik Literacki” 1996, z. 1, s. 164.
- W armiach z terenów dzisiejszego Turkmenistanu, Uzbekistanu, Afganistanu, Kazachstanu i Iranu czapki zimowe dla wysokich rangą oficerów wykonywane były z karakułów. Do ich produkcji używano skór lub futer z jagniąt owiec rasy karakuł, zabijanych zwykle około drugiego–trzeciego dnia życia lub pochodzących z wywołanego sztucznie poronienia.
- Święto obchodzone jest 14 września.
- Suszone odchody zwierzęce używane jako paliwo.
- Małe, garbate, obrośnięte wełniastą sierścią stwory o twarzach starych dzieci.
- M. Tatara, O kojącej roli „Pana Tadeusza”, [w:] Arcydzieła literatury polskiej. Interpretacje, t. 2, red. S. Grzeszczuk, A. Niewolak-Krzywda, Rzeszów 1988, s. 110.
- Zob. B. Dopart, Adam Mickiewicz, [w:] Historia literatury polskiej w dziesięciu tomach, t. 5: Romantyzm, red. A. Skoczek, Bochnia–Kraków–Warszawa 2006, s. 335.
- A. Mickiewicz, Pan Tadeusz, czyli ostatni zajazd na Litwie. Historia szlachecka z roku 1811 i 1812 we dwunastu księgach wierszem, Lwów 1882, s. 7, w. 222–223.
- Paradygmat ów sytuuje człowieka we wspólnocie i w kosmosie, zob. B. Dopart, Mickiewiczowski romantyzm przedlistopadowy, Kraków 1992, s. 103.
- J. i R. Tomiccy, Drzewo życia. Ludowa wizja świata i człowieka, Warszawa 1975, s. 205–211.
- J. Jarzębski, Exodus (ewolucja obrazu kresów po wojnie), [w:] tegoż, W Polsce, czyli wszędzie. Szkice o polskiej prozie współczesnej, Warszawa 1992, s. 146.
- T. Zwilnian-Grabowski, Herold Ukrainy: szkice o Józefie Łobodowskim, Szczecin 2007, s. 119.
- Chociaż Elżbieta Zarych pisała o zasadniczych elementach dziewiętnastowiecznego nokturnu, odnajduję te aspekty nocy w prozie Łobodowskiego. Zob. E. Zarych, Nocna rozmowa – nokturn w muzyce, literaturze i malarstwie romantyzmu, „Teksty Drugie” 2015, nr 5, s. 371.
- Zob. K. Czachowski, Najnowsza polska twórczość literacka 1935–1937 oraz inne szkice krytyczne, Lwów 1938, s. 62.
- Figura Matki i jej schizofrenia, trauma wysiedlenia związana z geograficznym i politycznym tłem akcji „Wisła”, spirala przemocy historycznej oraz tożsamościowa klątwa relacji polsko-ukraińskich to motywy, na które Jakub Skurtys wskazuje w posłowiu. Zob. E. Tkaczyszyn-Dycki, Inaczej nie będzie, wybrał i posłowiem opatrzył J. Skurtys, Kołobrzeg 2022, s. 89.
- Tamże, s. 7.
- Tamże, s. 36.
- Tamże, s. 45–46.
- Tamże, s. 25.
- Tamże, s. 23.
- Tamże, s. 19.
- Tamże, s. 7.
- Tamże, s. 41.
- Tamże, s. 46.
- Tamże, s. 53.
- Film w reżyserii Tadeusza Piotra Króla ze scenariuszem Piotra Kępińskiego został zrealizowany przez TVP dla magazynu Pegaz. Udział wzięli: Nikos Chadżinikolau, Eugenia Filipiak, Marian Golka, Jerzy Grupiński, Wiesław Komasa, Andrzej Mendyk, Barbara Miczko, Andrzej Rachowski, Wincenty Różański, Andrzej Sikorski, Norbert Skupniewicz, Jerzy Szatkowski, Piotr Śliwiński, Florian Zieliński. https://www.youtube.com/watch?v=ANfL Ec7wP3s&t=1701s [dostęp: 20.03.2023].
- M. Bierdiajew, Nowe średniowiecze, tłum. M. Reutt, Komorów 1997.
- M. Horkheimer, T.W. Adorno, Dialektyka oświecenia. Fragmenty filozoficzne, tłum. M. Łukasiewicz, Warszawa 1994.
- H.R. Jauss, Proces literacki modernizmu od Rousseau do Adorna, tłum. P. Bukowski, [w:] Odkrywanie modernizmu, red. R. Nycz, Kraków 1998.
- R. Sheppard, Problematyka modernizmu europejskiego, tłum. P. Wawrzyszko, Kraków 1998.
- M.P. Markowski, Polska literatura nowoczesna. Leśmian, Schulz, Witkacy, Kraków 2007, s. 41.
- Tamże, s. 50.
- Tamże, s. 54–55.
- Zob. E. Balcerzan, Poezja polska w latach 1939–1965, cz. 2: Ideologie artystyczne, Warszawa 1988, s. 52–66; A. Stankowska, „Wizja przeciw równaniu”. Wokół popaździernikowego sporu o wyobraźnię twórczą, Poznań 2013.
- J. Kwiatkowski, Wizja przeciw równaniu. Nowa walka romantyków z klasykami, [w:] A. Stankowska, dz. cyt., s. 71–72.
- Tamże, s. 77.
- Tamże, s. 78.
- D.T. Lebioda, Szczelina w bycie. O życiu i poezji Andrzeja Babińskiego, [w:] A. Babiński, Uwierzenie moje, oprac. J. Szatkowski, Poznań 2000, s. 2.
- J. Kwiatkowski, dz. cyt., s. 92.
- D.T. Lebioda, Jasna fantasmagoria, „Okolica Poetów” 2013, nr 61–62. Lebioda pisze: „Jako dalszy ciąg – także nieopisanej źródłowo – Orientacji Poetyckiej »Hybrydy«, jako jej immanentna cząstka, dorobek grupy przyjaciół, do którego wypada też dołączyć wiersze Andrzeja Babińskiego, ma ogromna moc literacką, jest częścią wolnej, nie zafałszowanej literatury, która powstawała w ramach konkretnej epoki, buntowała się i znajdowała drogę do wolności” (s. 43); J.B. Zimny, Andrzej Babiński, http://artpubliteratura.blogspot.com/2012/09/andrzej-babinski1938-1984.html (dostęp: 17.04.23); P. Majerski, Hybrydy. O „młodej poezji” z lat sześćdziesiątych, Katowice 2011, s. 170.
- A. Babiński, Dokument literacki, „Okolica Poetów” 2005, nr 28, s. 45.
- E. Balcerzan, dz. cyt., s. 99.
- J. Rogoziński, Wnuczętom pod choinkę, [w:] tegoż, Pokalanów i Niepokalanów. Debiuty poetyckie, Warszawa 1964.
- E. Balcerzan, dz. cyt., s. 98.
- Zob. E. Głębicka, Leksykon. Grupy literackie w Polsce 1945–1989, Warszawa 2000, s. 233–237.
- W tekście głównym posługuję się skrótami tytułów zbiorów Andrzeja Babińskiego, po których umieszczam numer odpowiedniej strony: Z to Znicze i inne wiersze (Poznań 1985), Um to skrót od tomu Uwierzenie moje (Poznań 2000).
- Kaskaderzy literatury, red. E. Kolbus, Warszawa 1986.
- J. Marx, Legendarni i tragiczni. Eseje o polskich poetach przeklętych, Warszawa 2000 (seria I); Warszawa 2002 (seria II).
- Zob. M. Januszkiewicz, Tropami egzystencjalizmu w literaturze polskiej XX wieku, Poznań 1998.
- J.-P. Sartre, Czym jest literatura?, tłum. J. Lalewicz, Warszawa 1968.
- A. Camus, Eseje, tłum. J. Guze, Warszawa 1971.
- T. Wilkoń, Katastrofizm w poezji polskiej w latach 1930–1939. Szkice literackie, Katowice 2016, s. 17.
- J. Kryszak, Katastrofizm ocalający. Z problematyki tzw. drugiej awangardy, Warszawa–Poznań–Toruń 1978, s. 5.
- J. Kryszak, dz. cyt., s. 21.
- I. Bittner, Konceptualizacja człowieka-osoby w antropologii polskiego romantyzmu: przekraczanie schematów heglizmu. „Civitas Hominibus: rocznik filozoficzno-społeczny” 2008, nr 3, s. 25–28.
- M. Cieśla-Korytowska, O romantycznym poznaniu, Kraków 2021, s. 9–14.
- Tamże, s. 47–55.
- Tamże, s. 177–194.
- H.R. Jauss, dz. cyt., s. 41.
- Zob. M. Januszkiewicz, Nihilizm i nowoczesność, [w:] tegoż, W poszukiwaniu sensu. Phronesis i hermeneutyka, Poznań 2016, s. 143–168.
- Zob. M.J. Siemek, Fryderyk Schiller, Warszawa 1970, s. 147–166.
- F. von Schlegel, O niezrozumiałości, tłum. J. Ekier, [w:] Pisma teoretyczne niemieckich romantyków, wyb. i oprac. T. Namowicz, Wrocław 2000, s. 201–203.
- A. Babiński, Dokument literacki…, s. 46.
- Tenże, Urywki z brulionów (c.d.), „Okolica Poetów” 2005, nr 31, s. 46.
- J. Kryszak, dz. cyt.
- K. Orłow, Okruchy snu, strzępy pamięci, „Okolica Poetów” 2003, nr 23, s. 36.
- M. Heidegger, Bycie i czas, tłum. B. Baran, Warszawa 1994, s. 309–324.
- Zob. A. Brückner, Słownik etymologiczny języka polskiego, Warszawa 1974 (tu hasło: „droga”, s. 97).
- Tamże, s. 374 (hasło: „otchłań”).
- G. Ravasi, Otchłań, „Przewodnik Katolicki” 2008, nr 10, https://www.przewodnikkatolicki.pl/Archiwum/2008/Przewodnik-Katolicki-10-2008/Wiara-i-Kosciol/Otchlan [dostęp: 5.05.2023].
- Zob. A. Camus, Mit Syzyfa, [w:] tegoż, Eseje, tłum. J. Guze, Warszawa 1971, s. 87–206.
- J.M. Rymkiewicz, Tyle światła!, „Twórczość” 2022, nr 7–8, s. 6.
- Tegoż, Rozmowa z Bohdanem Pociejem (1999), [w:] tegoż, Rozmowy polskie w latach 1995–2008, Warszawa 2009, s. 63.
- Małą literą, bo to już właściwość stylu. Zob. A. Poprawa, Od wersu do zdania, „Twórczość” 2022, nr 7–8, s. 23.
- P. Dakowicz, Ostatni poeta, „Twórczość” 2022, nr 7–8, s. 59.
- A. Siomkajłówna, Dystych epigramatowy Kazimierza Brodzińskiego, „Pamiętnik Literacki” 1972, z. 1 (63), s. 92.
- K. Koehler, Sarmackie „pieśni doświadczenia”, [w:] tegoż, Punkty krystalizacji. Szkice o literaturze staropolskiej, Kraków 2020, s. 197.
- P. Dakowicz, dz. cyt., s. 59.
- J.M. Rymkiewicz, Pierścień Maurycego Prozora, [w:] tegoż, Adam Mickiewicz odjeżdża na żółtym rowerze, Warszawa 2018, s. 171–173.
- Skrótem tym od dawna posługuje się krytyka, aby oficjalnie określać nim Rymkiewicza. Zresztą i sam poeta do tego zachęcał. Zob. tegoż, Na narodziny poety J.M.R. (ur. 13 lipca 1935 r.), [w:] tegoż, Konwencje, Łódź 1957, s. 21.
- J. Kott, „Żmut” – jaka to forma?, „Zeszyty Literackie” 1987, nr 20, s. 142.
- J.M. Rymkiewicz, Duchu nicości, [w:] tegoż, Cicho ciszej. Wybrane wiersze z lat 1963–2002, Warszawa 2003, s. 104. Dalej utwory z tego wydania oznaczam skrótem CC i podaję numery stron bezpośrednio w tekście.
- A. Poprawa, Samowiedza w samych wierszach. Autotematyzm w poezji Jarosława Marka Rymkiewicza, „Teksty Drugie” 1997, nr 5, s. 100–114.
- A. Fiut, Moment wieczny. Poezja Czesława Miłosza, Kraków 2011, s. 78. Zob. też D. Pawelec, „Sroczość” (Czesław Miłosz), [w:] tegoż, Lingwiści i inni. Przewodnik po interpretacjach wierszy współczesnych, Katowice 1994, s. 9–16.
- M. Lubelska-Renouf, Myślenie i poezja. Czesław Miłosz i Martin Heidegger, „Prace Polonistyczne” 2014, LXIX, s. 185.
- J. M. Rymkiewicz, Juliusz Słowacki pyta o godzinę, Warszawa 1989, s. 18–19.
- Tegoż, Przedwiośnie nad Morzem Śródziemnym, [w:] tegoż, Animula, Łódź 1964 s. 38
- . Kałuża, Jarosław Marek Rymkiewicz: Ja „odróżnione” i Ja „odróżnicowane”, „Pamiętnik Literacki” 2008, z. 1 (99), s. 138.
- Tamże.
- Walter Pater w szkicu Styl z roku 1889 definiował le mot juste jako „jedno jedyne słowo na określenie jednej rzeczy, jednej myśli, wśród mnóstwa podobnych terminów i słów, które mogłyby wystarczyć: oto problem stylu! – unikalne słowo, wyrażenie, zdanie, akapit, esej czy pieśń”. Zob. tegoż, Styl, tłum. M. Szuster, „Literatura na Świecie” 2009, nr 9/10, s. 124.
- J.M. Rymkiewicz, Juliusz Słowacki pyta…, s. 29.
- R. Nycz, Język modernizmu. Prolegomena historycznoliterackie, Wrocław 2002, s. 57; G. Steiner, Po wieży Babel. Problemy języka i przekładu,tłum. O. i W. Kubińscy, Kraków 2001, s. 123; P. Valéry, Leonardo i filozofowie, [w:] tegoż, Estetyka słowa. Szkice, wyb. A. Frybesowa, wstęp M. Żurowski, tłum. D. Eska, A. Frybesowa, Warszawa 1971, s. 89.
- P. Bukowiec, Metronom. O jednostkowości poezji „nazbyt” rytmicznej, Kraków 2015, s. 114.
- Zob. M.T. Cicero, O mówcy, tłum. J. Korpanty, [w:] Rzymska krytyka i teoria literatury, wyb. i oprac. S. Stabryła, Wrocław 1983, s. 184; C. Wodziński, Nic po ironii. Metafizyka, ironika, sofistyka, [w:] Powaga ironii, red. A. Doda, Toruń 2004, s. 34.
- H. Friedrich, Struktura nowoczesnej liryki. Od połowy XIX do połowy XX wieku, tłum. i wstęp E. Felisiak, Warszawa 1978, s. 58–61.
- D. Hartwich, Nieobecność gracza, „Format” 2010, nr 58, s. 58.
- A. Sosnowski, "Apel poległych" (o poezji naiwnej i sentymentalnej w Polsce), w: tegoż, "Najryzykowniej", Wrocław 2007, s.26.
- J.M. Rymkiewicz, Juliusz Słowacki pyta…, s. 18.
- J. Błoński, Czym był, czym mógł być klasycyzm, [w:] tegoż, Język właściwie użyty. Szkice o poezji polskiej drugiej połowy XX wieku, wstęp W. Kudyba, Kraków 2019, s. 115.
- Zob. między innymi Mickiewicz, czyli wszystko. Z Jarosławem Markiem Rymkiewiczem rozmawia Adam Poprawa, Warszawa 1994.
- A. Siomkajłówna, dz. cyt., s. 93.
- L. Pszczołowska, Dystych, [w:] Strofika, red. M.R. Mayenowa, Wrocław 1964, s. 53.
- A. Wierzbicka, O gramatyce „Bajek i przypowieści” Krasickiego, „Pamiętnik Literacki” 1961, z. 2, s. 421–422.
- J.M. Rymkiewicz, Juliusz Słowacki pyta…, s. 19.
- A. Kałuża, dz. cyt., s. 139.
- Tamże.
- K. Samsel, Jarosław Marek Rymkiewicz w funkcji Karusi i Gustawa. Na tropie romantycznego paralelizmu literatury i życia, „Teologia Polityczna Co Tydzień” 2022, nr 11 (311), https://teo[36]logiapolityczna.pl/karol-samsel-jaroslaw-marek-rymkiewicz-w-funkcji-karusi-i-gustawa[36]na-tropie-romantycznego-paralelizmu-literatury-i-zycia [dostęp: 22.01.2023]
- M. Lubelska-Renouf, dz. cyt., s. 185.
- Por. J.M. Rymkiewicz, Juliusz Słowacki pyta…, s. 18–19.
- Tegoż, Do Snowia i dalej…, Kraków 1996, s. 38.
- Mickiewicz czyli wszystko..., s. 108.
- J.M. Rymkiewicz, Żmut, Warszawa 2005, s. 283.
- Tegoż, Idzie żuk, „Twórczość” 2022, nr 7–8, s. 5.
- Tegoż, Ale patrzaj!, „Twórczość” 2022, nr 7–8, s. 5.
- Tamże.