02.01.2023

Monument

Napiszmy to zupełnie szczerze, najbardziej jak tylko można. Tak szczerze, że aż wystawiając się na pośmiewisko. Trudno, niech będzie. Zatem piszę to zdanie, a brzmi ono tak: W środku jesteśmy baśnią Wiesława Myśliwskiego jest książką niemożliwą do zrecenzowania. Napisałem to, nie oznacza to jednak, że dalej będzie już tylko łatwiej.

Przez lata pisał wielkie powieści, a jednocześnie gdzieś na ich marginesie rosła jego legenda. Legenda jak midrasz. Że nie używa komputera, tylko pisze ręcznie. Ołówkiem. Że ściera i gumkuje. Że unika mediów. Nie jest uczestnikiem wyścigu po pokemony lajków w mediach społecznościowych. Niczego nie reklamuje. Prowadzi zwyczajne życie z prywatnością, którą chroni. Raz na parę lat wynurza się ze swojego domu i przynosi napisaną powieść. Później przez rok jest obecny w świecie mediów i posłuszny prawom rządzącym światem wydawnictw. Znika. Zupełnie. A za parę lat wszystko się powtarza: Wiesław Myśliwski przynosi powieść, odbiera nagrody i znika.

Mógłbym oglądać ten spektakl w nieskończoność, absolutnie nie przeszkadzając i nie przerywając tajemnych cyklów, o których nie mam pojęcia. Wystarczą mi książki Myśliwskiego. Zresztą to i tak aż nadto: przeczytawszy jedną, już myślisz o zarezerwowaniu sobie czasu na kolejną. Ale ktoś piszący takie powieści będzie wzbudzał pytania. Z tej ciekawości, zrozumiałej przecież, powstanie właśnie W środku jesteśmy baśnią. Książka składa się z dwóch części. W pierwszej, zatytułowanej Mowy, zgromadzono zbiór wykładów, przemówień, esejów, w drugiej, pod tytułem Rozmowy, zamieszczono szereg wywiadów przeprowadzonych z pisarzem. I tu dochodzimy do niemożliwości zrecenzowania W środku jesteśmy baśnią. Z tym, co mówi Wiesław Myśliwski, należałoby – jak w każdej porządnej recenzji – wejść w dyskusję. Powadzić się, posprzeczać, podać w wątpliwość. Problem w tym, że nie ma z czym się wadzić, mocować i nie ma po co podważać sensu twierdzeń pisarza. Wiesław Myśliwski mówi tak, że chce się czytać, przeżuwać wypowiedziane przez niego słowa, aż staną się własnymi. Jak w tym fragmencie:

Sumując ten dwudziestoletni okres mojej pracy, mógłbym powiedzieć, że doszedłem do zrozumienia podstawowej dla mnie prawdy, że literatura, jeśli chce być sztuką, musi być sztuką języka, języka jako formy, która nie daje się ponownie użyć, jest bowiem zawsze naczyniem jednorazowego użytku. Nie to, co opowiedziane, lecz jak opowiedziane, decyduje o tym, czy to, co piszemy, ma szansę być sztuką, czy wyjdzie poza literaturopodobny standard. Mimo doświadczeń nie mam gotowych recept na literaturę, nie mam ich także dla siebie. Nie umiałbym powiedzieć, jak pisać. Nie doznaję radosnych satysfakcji, że umiem pisać, raczej za każdym razem udręki, że nie umiem. Moja świadomość literacka nie potrafi mi pomóc, ponieważ świadomość literacka, a więc to, co się wie o literaturze, jest raczej uwięzieniem niż wyzwoleniem. Toteż przy każdej książce ogarnia mnie ta sama bezradność, co przy debiucie. Ale kto wie, czy przemaganie się z tą bezradnością nie jest warunkiem, aby powstała iskra twórcza. Mimo że niewiele napisałem, czasem wydaje mi się, że za dużo. Ideałem byłoby napisać jedną książkę i zawrzeć w niej wszystko, na co człowieka stać. Nie trzeba by wtedy ścinać niepotrzebnie sosen.

Porządna recenzja powinna dyskutować z autorem, ale w tym przypadku nie będzie żadnej dyskusji i tego tłumaczyć nie trzeba. Nieco mniej porządna recenzja, ale – powiedzmy – taka na jeszcze przyzwoitym poziomie, może opisywać zawartość książki czy parafrazować jej treść. I tego też tu nie będzie. W środku jesteśmy baśnią jest książką niemożliwą do zrecenzowania.

Jest za to książką do czytania, do czego najmocniej zachęcam. Ciekawi warsztatu pisarza z pewnością znajdą w niej coś dla siebie. Ot na przykład fakt, że Wiesław Myśliwski nie ma żadnego archiwum literackiego. Wszystkie notatki czy brudnopisy, w których sporządzał notatki, systematycznie pali po każdej napisanej powieści. Pozostawia tylko maszynopisy.

W środku jesteśmy baśnią to wielogłosowy zapis niezwykle silnej i pewnej siebie osobowości. Asertywność albo swoista „niepodległość głosu” pisarza wobec rozmawiających z nim krytyków literackich to uczta sama w sobie. Myśliwski nie przymila się, nawet nie próbuje znaleźć wspólnego języka rozmowy. On nieustannie mówi swoje, czyli mówi od siebie. Wspaniałe są te rozmowy z pisarzem, gdy krytycy chcą go złapać w jakieś siatki pojęć, definicji, a Myśliwski niemal za każdym razem odpowiada: nie obchodzi mnie to. Albo: nie wiem. To prawdziwie piękne odpowiedzi – zwłaszcza w świecie, który chce być wszechwiedzący i na bieżąco ze wszystkim. Jeśli miałbym wskazać jeden z wielu wywiadów, wybrałbym ten przeprowadzony przez Stanisława Beresia, zatytułowany Sukces bywa deprymujący. Nie dlatego, że Stanisław Bereś okazał się mistrzem rozmowy; raczej dlatego, że się nim właśnie nie okazał. Czytelnik może odczuć pewną satysfakcję, gdy krytyk literacki próbuje schwycić pisarza, a Myśliwski wciąż wyślizguje się swoim: nie obchodzi mnie to. I kontruje: nie wiem. To nie są czcze przepychanki słowne, gdyż dzięki nim padają chociażby takie wspaniałe wypowiedzi:

Nie powiem, Nike była dla mnie wyróżnieniem, tym bardziej, że byłem pierwszym jej laureatem. Ale to nie nagrody uformowały mój stosunek do literatury, moje poglądy na nią. Nagrody nie mają na takie rzeczy wpływu. Debiutowałem dość późno i już co nieco wiedziałem, jak bronić się przed złudzeniami, jak nie ulegać pozorom. Dość wcześnie zdałem sobie sprawę, że łatwiej znieść własne niepowodzenie niż własny sukces. Sukces bywa deprymujący. Sukces bywa zwodniczy, podstępny, częstokroć prowadzi na manowce. Nie wiadomo, kiedy człowiek przekracza granicę autentyczności, kiedy zaczyna zaprzeczać sobie. A ja chciałem, żeby literatura powiedziała mi coś o mnie samym, o innym człowieku, o świecie.

Pozostając przy złośliwościach: warto przypatrzeć się zdjęciom Wiesława Myśliwskiego z towarzyszącymi mu osobami. O ile zdjęcia dawno temu wykonane, czyli na ogół czarno-białe, są pełne naturalności, o tyle te z ostatnich lat już nie. Żeby było jasne: Wiesław Myśliwski jest sobą, ale przykucnięci (jakby w pośpiechu) rozmówcy wskazują mową ciała, że grzeją się w czyimś blasku. Nie dołączałbym takich „selfiaczków” do książki. Zwłaszcza że naprawdę pozostają w kontrapunkcie do słów pisarza.

W książce W środku jesteśmy baśnią próżno szukać dopowiedzeń, wyjaśnień ukrytych znaczeń powieści Myśliwskiego czy drugiego i trzeciego dna bohaterów. Akademiccy badacze tej twórczości na pewno znajdą coś dla siebie, coś godnego przypisu. Ironizuję? Oczywiście. W środku jesteśmy baśnią jest przede wszystkim książką dla czytelników. Dla tych, którzy chcą nieco rozwinąć swój wewnętrzny dialog z pisarzem. Zapewne niektóre pytania zadane przez dziennikarzy i krytyków były ich pytaniami. Czy warto było je zadawać? W świetle odpowiedzi, w których rozbrzmiewa najczęściej „nie wiem”, „nie obchodzi mnie to”, jest to pytanie bardzo ważne. Jest to jednak książka, którą powinien przeczytać jeden typ czytelnika. To inni pisarze.

 

Wiesław Myśliwski, W środku jesteśmy baśnią. Mowy i rozmowy, Kraków: Znak, 2022.

Okładka książki pt. W środku jesteśmy baśnią przedstawiająca podobiznę Myśliwskiego namalowaną farbami

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Marcin Cielecki, Monument, Czytelnia, nowynapis.eu, 2023

Przypisy

  1. Tako rzecze Lem. Ze Stanisławem Lemem rozmawia Stanisław Bereś, Kraków 2018, s. 547.
  2. Przyjmuję tutaj koncepcję „wspólnoty interpretacyjnej” ukształtowaną w pracach Stanleya Fisha (zob. tegoż, Interpretacja, retoryka, polityka, tłum. K. Abriszewski, Kraków 2002), rozumianej jako hermeneutyczna społeczność, którą łączą sposoby lektury ukształtowane przez tradycję oraz indywidualne czytelnicze wybory. Pomijam wątki z rozległej dyskusji o relacji wspólnoty interpretacyjnej i intencji autora oraz prawdy utworu (zob. na przykład K. Rosner, Stanley Fish, czyli pozory radykalizmu konstruktywistycznej teorii interpretacji, „Teksty Drugie” 2005, nr 5, s. 9–15).
  3. Cytat z wiersza Cypriana Norwida Laur dojrzały.
  4. Dotyczy to na przykład liryki Władysława Broniewskiego czy Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego.
  5. Ta uwaga dotyczy tak różnych pisarzy jak Halina Auderska, Jan Dobraczyński czy Jerzy Krzysztoń. 
  6. Film pod tytułem Pokot w reżyserii Agnieszki Holland.

Powiązane artykuły

22.12.2022

Nowy Napis Co Tydzień #183 / Poszukiwania mistrza

Jest to zbiór kilkudziesięciu utworów poetyckich traktujących o ulubionych, ważnych twórcach światowych jak i polskich. To co urzeka w książce Brakonieckiego to jego własne poszukiwania nauczyciela i mistrza. […] To co również bardzo się podoba w tym tomiku to ironia spleciona z myślą lekko sarkastyczną – biografie poetów nie są upiększane.

– mówi Mirosław Dzień o tomie Biografie wiersza Kazimierza Brakonieckiego.

Więcej w nagraniu.

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Mirosław Dzień, Poszukiwania mistrza, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 183

Przypisy

  1. Tako rzecze Lem. Ze Stanisławem Lemem rozmawia Stanisław Bereś, Kraków 2018, s. 547.
  2. Przyjmuję tutaj koncepcję „wspólnoty interpretacyjnej” ukształtowaną w pracach Stanleya Fisha (zob. tegoż, Interpretacja, retoryka, polityka, tłum. K. Abriszewski, Kraków 2002), rozumianej jako hermeneutyczna społeczność, którą łączą sposoby lektury ukształtowane przez tradycję oraz indywidualne czytelnicze wybory. Pomijam wątki z rozległej dyskusji o relacji wspólnoty interpretacyjnej i intencji autora oraz prawdy utworu (zob. na przykład K. Rosner, Stanley Fish, czyli pozory radykalizmu konstruktywistycznej teorii interpretacji, „Teksty Drugie” 2005, nr 5, s. 9–15).
  3. Cytat z wiersza Cypriana Norwida Laur dojrzały.
  4. Dotyczy to na przykład liryki Władysława Broniewskiego czy Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego.
  5. Ta uwaga dotyczy tak różnych pisarzy jak Halina Auderska, Jan Dobraczyński czy Jerzy Krzysztoń. 
  6. Film pod tytułem Pokot w reżyserii Agnieszki Holland.

Powiązane artykuły

22.12.2022

Nowy Napis Co Tydzień #183 / Osoba i dzieło

Ambitnie zamierzona jest przez Instytut Literatury edycja prac historycznoliterackich i krytycznych Wiesława Pawła Szymańskiego (1932–2017). Ukazał się tom pierwszy w opracowaniu Macieja Urbanowskiego, a w przygotowaniu jest następny. Obszerny wstęp profesora Urbanowskiego i tytuł całej książki zawiera się w formule Osobowość i poetyka. To są kategorie adekwatnie łączące bogatą twórczość Szymańskiego, którą należało jak najszybciej przypomnieć. Ocalić od zapomnienia – jak z dozą melancholii pisał jego ulubiony poeta Konstanty Ildefons Gałczyński. W podobny sposób pochylmy się nad tekstami Szymańskiego.

Po nader kompetentnym preludium wybitnego znawcy i praktyka naszej współczesnej literackiej krytyki Macieja Urbanowskiego tom przynosi antologię esejów Szymańskiego o wybranych głośnych polskich poetach oraz wybór dołączonych do nich interpretacji poszczególnych wierszy. W sumie zaprezentowano kompozycyjnie zintegrowaną całość poetyckiego programu uważnego i ambitnego badacza oraz interesującego i sumiennego krytyka.

Wstęp Urbanowskiego przedstawia życie i twórczość uczonego, profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jej autor skupia się na biografii twórczej i wskazuje kolejne jej etapy. Studia polonistyczne na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim pod kierownictwem Ireny Sławińskiej dobrze przygotowały badacza i krytyka literatury do późniejszej działalności. Od początku lat sześćdziesiątych Szymański skoncentrował uwagę na lekceważonym w PRL, a przecież bardzo ważnym okresie lat trzydziestych międzywojennego dwudziestolecia, czasie znamiennym startem literackim Miłosza, Gałczyńskiego i generacji młodych poetów, późniejszych ofiar wojny. Potem doszły także publikacje o innych pisarzach, między innymi Julianie Przybosiu, Marii Dąbrowskiej.

Jako historyk literatury XX wieku Wiesław Paweł Szymański wsławił się, jak wspomniano, inicjatywami, z powodu których zasługuje na uznanie i pamięć. Został pionierem systematycznych badań nad poezją lat trzydziestych. Czas, w którym je podejmował, był temu wybitnie niesprzyjający. Nad tematem wisiała wtedy ideologiczna klątwa. Z czołowych poetów tego okresu Czesław Miłosz wybrał emigrację, Władysław Sebyła zginął w Katyniu, konstelacja umarłych poetów „Sztuki i Narodu” była oskarżana o prawicowość. Władze PRL traktowały literaturę lat trzydziestych ubiegłego wieku na ogół jako wyraz bądź mistycyzmu albo historiozoficznego katastrofizmu. Nie były to treści, które nadawałyby się do ówczesnej ustrojowej propagandy.

Już książkowy debiut Szymańskiego – Ballady przed burzą (1961) – zawierał wspomniane treści. Tytułowa burza przyszła we wrześniu 1939 roku. Bodaj najciekawszy w tym zbiorze był esej Podróżny z „dyliżansufilozoficznego” o Bolesławie Micińskim – mało kto w tamtych latach pisał o autorze Podróży dopiekieł. Na pewno tekst ten znajdzie się w zapowiedzianym drugim tomie pism Wiesława Pawła Szymańskiego, a obok wspomnianego tekstu i takie rarytasy jak Uroki dworu oraz Cena prawdy.

*

Omawiany tutaj pierwszy tom poświęcony jest tylko poezji. Ten przegląd publikacji krakowskiego krytykazaczyna się jednak nie od pesymizmu ciemnego nurtu liryki (na przykład Wiesława Sebyły), lecz od optymizmu papieża polskiej awangardy –  Tadeusza Peipera. To on sto lat temu skodyfikował teorię nowej poezji i wprowadził ją do pisarskiej praktyki. Następne pokolenie poetów zdystansowało się jednak wobec poprzedników i wniosło własny ton, katastroficzny. W omawianej antologii reprezentują ów nurt szkice o poezji Sebyły i Tadeusza Gajcego oraz o redaktorskiej aktywności Józefa Czechowicza.

Szymański odkrył bowiem źródła nowoczesnej poezji polskiej, zwłaszcza jej nurtu wyzwolonej wyobraźni, w twórczości między innymi Gałczyńskiego, Miłosza, Sebyły, Gajcego, Czechowicza i kompetentnie dowodził tego w kolejnych swoich książkach. Najważniejsze z nich to potężna rozprawa Neosymbolizm. O awangardowej poezji polskiej w latach trzydziestych (1973) oraz takie zbiory krytyczne, jak Outsiderzy i słowiarze (1973), Moje Dwudziestolecie 1918–1939 (1998), Samna sam z wierszem (2000), mroku korzeni. O poezji Karola Wojtyły (2005).

Autor swoją nieprzeciętną sztuką interpretacji objął szerokie spektrum stylów, nurtów i poetyk, a także rozległy horyzont poetyckich światopoglądów, od groteski do tragedii. Może się wydawać, iż ponad wszystkimi tymi utworami w oczach Szymańskiego góruje dorobek Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Jednakże i z gruntu odmienne liryczne propozycje Tadeusza Gajcego, Zbigniewa Herberta, Wisławy Szymborskiej oraz Tadeusza Nowaka także znajdują w tym krytyku wnikliwego admiratora. To prawda, że o poezji Czesława Miłosza najwięcej publikował Aleksander Fiut, a o twórczości Józefa Czechowicza – Tadeusz Kłak. Ale bodaj nikt rozleglej i wcześniej niż Wiesław Paweł Szymański nie pisał o wielobarwnej i wielostylowej naszej poezji lat trzydziestych ubiegłego wieku w całości. Szymański też jak mało kto potrafił poszerzać i konkretyzować (na przykład w licznych studiach o czasopismach tego okresu jako trybunach literackich) wiedzę o świetnych poetyckich debiutach tamtych lat i dynamicznym życiu literackim. W późniejszej fazie twórczości towarzyszył swoimi tekstami generacji poetów szczególnie aktywnych już po 1956 roku. Można zatem powiedzieć, że przedkładanymi ponad inne przez Szymańskiego poetyckimi światami była wzbogacająca w widomy sposób literaturę twórczość debiutantów – najpierw lat trzydziestych, a potem połowy lat pięćdziesiątych.

Wydawać by się mogło, że liryka sprzed bez mała stu lat oraz późniejsza sprzed lat siedemdziesięciu jest już nieatrakcyjna, mimo że wśród ówczesnych poetów byli: Miłosz (w tomie znalazła się przykuwająca uwagę eksplikacja Bram Arsenału), Gałczyński, Sebyła, Baczyński, Gajcy i inni. W przedstawionych w omawianej książce interpretacjach Wiesław Paweł Szymański z sukcesem udowadnia, że dobry poeta zawsze jest naszym współczesnym. A nie jest to bynajmniej łatwa interpretacyjna sztuka – sam na sam z pełnym znaczeń znakomitym wierszem. Szymański skutecznie dowodzi, że analizowani przezeń autorzy tworzyli lirykę ponadczasową, czytelną do dziś. Poza tym z jego prac można się dowiedzieć, ile odmian poetyckiego katastrofizmu notuje historia polskiej literatury w ubiegłym stuleciu. Odtwarza Szymański wiele odcieni katastroficznego pasma: od Sebyły i Czechowicza do licznych wątków poezji powojennej.

Warto pokreślić, że autor Ballady przed burzą był jednym z nielicznych w czasach minionego ustroju krytyków literatury i pisarzy ideowo i estetycznie nadzwyczaj suwerennych, dlatego w lekturze atrakcyjnych i aktualnych także dzisiaj. Można też stwierdzić, że jak Jan Błoński, choć w inny sposób, miał własny romans z wyjaśnianymi poetyckimi tekstami.

*

Jednym z preferowanych przez Szymańskiego poetów był oczywiście Gałczyński. Krytyk stworzył o nim małą monografię, a w obecnym wyborze znalazły się interpretacje wysoko cenionych przezeń poematów: Balu u Salomona oraz Wjazdu na wielorybie. Szymański zaproponował nowatorskie odczytanie Balu i śmiałe porównanie tego poematu z Weselem Wyspiańskiego. Przytacza szereg poważnych argumentów na rzecz istnienia świadomych i wyraźnych związków między tymi utworami, zawierającymi między innymi finałowe obrazy dekadencji.

Kolejnym lirycznym faworytem Szymańskiego był Tadeusz Gajcy. Jego dorobkowi krytyk poświęcił dużo miejsca. Starał się ustalić, w jaki sposób w poezji Gajcego dokonuje się swoista artystyczna logizacja niezwykłego, wizjonerskiego poetyckiego obrazu. Podobna do tej, jaką krytyk skonstatował później w wierszach Tymoteusza Karpowicza. Tym razem stanem ogniskującym wyobraźnię poety jest półjawa marzenia sennego. Według Szymańskiego, sen i rzeczywistość to zachodzące na siebie obszary poezji Gajcego. Wrażliwe na tę strukturę tekstu interpretacyjne działanie Szymańskiego wyraża się też wyodrębnieniem w tej poezji dwuszeregu symbolicznych barw: bieli i czerni, determinujących stany olśnienia i mroku. A zaczynał się mroczny czas. Gdy do wierszy Gajcego wkracza historia, bunt lirycznego „ja” wobec niej przybiera, zdaniem Szymańskiego, kształt romantyczny i neosymboliczny. Opis tej formy rozwinięty jest w pokaźnej monografii Neosymbolizm (1973). Ach, gdzie te czasy, gdy podobne fundamentalne rozprawy były podstawą uniwersyteckich awansów…

Szymański szczególnie interesował się także poetyckim symbolizmem. Utrzymywał, iż obraz symboliczny ma wartość ponadczasową, jak na przykład u Słowackiego. I poezja Gajcego dlatego jest ciągle żywa, gdyż „dla moralnego dramatu usiłowała znaleźć ekwiwalent rzeczywistości kreowanej”.

Podobny, choć w detalach nieco inny charakter, pozornie nielogiczny, a faktycznie kreatywny, ma twórczość Tymoteusza Karpowicza. Wizja poety jest konstruktywną polemiką z tylko zdroworozsądkową relacją ze światem. Szymański dowodzi, że ta poezja jest o wiele bogatsza. Otwiera przed czytelnikiem przestrzeń nielogiczną. Przecież ona istnieje! Ten fakt stanowił dla przeciętnego odbiorcy komunikacyjną zaporę. Szymański ją przełamał. Jako jeden z pierwszych utrzymywał, że niespotykane jakości poezji Karpowicza nie są logicznie niemożliwe. Nie są tworzone poza zasadą porozumienia. Wykazywał poetycką energię autora Kamiennej muzyki. W innowacyjnej interpretacji wierszy Karpowicza Szymański uwzględniał dużą rolę paradoksu jako środka wyrazu nowoczesnej poezji. Krytyk wydobył lekturę liryki Karpowicza z mantry nurtu lingwistycznego po 1956 roku. Przecież każda literatura jest sprawą gier językowych – a w poezji Karpowicza chodzi o coś więcej, co Szymański wyjaśnia. Ta sztuka poetycka nie jest jedynie językową zabawą. Pozostaje w ramach zwykłego ludzkiego doświadczenia. To jest istotą poetyckich odkryć Karpowicza i interpretacyjnego pionierstwa Szymańskiego. Był on niedoceniony między innymi jako analityk liryki Karpowicza i jej poznawczych wartości. Wyjaśnienie tajemnic języków poetyckich Gajcego i Karpowicza to najsubtelniejsze interpretacyjne odkrycia tego krytyka.

Z kolei odnośnie twórczości Mirona Białoszewskiego Szymański akcentował odmienność tomu Było i było w stosunku do wcześniejszych „reistycznych” zbiorów wierszy tego autora. Jego zdaniem, zdecydowanej zmianie uległa postać podmiotu. Zbliżyła się do prozy, prozy tak wspaniałej, jak Pamiętnik z powstania warszawskiego. Tę przemianę liryki Białoszewskiego bystro spostrzegł autor Outsiderówsłowiarzy.

Niebanalne filozoficzne koncepty odczytał Szymański także w wierszach Szymborskiej i Herberta. Medytacyjne skłonności noblistki, zdaniem krytyka, kumuluje wiersz Woda. Poetka zachęca, by w kropli deszczu zobaczyć cały świat z jego wielowiekową historią. Dodać trzeba, że to laicki pogłos idei Jacques’a Maritaina. Ścieżkę Herberta z tomu Napis (1969) czytało się przez lata li tylko jako jeden z wielu wierszy twórcy zdobywającego coraz większą popularność w roli tak zwanego poety kultury. Dzięki interpretacji Szymańskiego widać, jak głęboko mądry to tekst. Zawiera refleksję nad pełnią świata, jego plusami i minusami. Także w analizie Psalmu o czosnku i chlebie Tadeusza Nowaka Szymański, jak prawdziwy intelektualista, prezentuje zrozumienie poetycko uzasadnionej weryfikacji religijnego mitu. Dalej – w tekście o Kolędzie Stanisława Grochowiaka interpretator eksponuje rolę poetyckiej repetycji jako ponowienia wzoru, figury teoretycznie lansowanej w manifestach Jarosława Marka Rymkiewicza. Obok znajduje się esej o twórczości tegoż zatytułowany Wieczny komiwojażer.

Tytuł tomu szkiców Wiesława Pawła Szymańskiego o literaturze polskiej – Osobowość i poetyka – wskazuje na to, że autor traktował integralnie osobę twórcy i jego dzieło. To go zdecydowanie wyróżniało wśród współczesnych mu krytyków, dystansujących się od materiałów biograficznych. Szymański przeciwnie, nawiązywał bezpośrednio do tradycji personalizmu i neotomizmu w zgodzie z tezą świętego Tomasza, że pochodzenie sztuki jest dwojakie. Sztuka wynika z serca artysty, a jego dzieło – w przypadku pisarstwa – z form wyróżnianych przez poetykę. Krótko mówiąc, osoba i jej dzieło to główne tematy i słowa klucze krytycznoliterackich fascynacji Szymańskiego. Czy może więc dziwić, że tom jego szkiców o literaturze polskiej ubiegłego wieku zamyka esej o poezji autora zbioru wykładów Osoba i czyn, czyli Karola Wojtyły?

Edycja pism Wiesława Pawła Szymańskiego jest nader pożytecznym przypomnieniem wartościowego, twórczego dorobku tego pomysłowego i pracowitego badacza oraz krytyka literatury w jednej osobie.

Wiesław Paweł Szymański, Osobowość i poetyka. Szkice o literaturze polskiej XX wieku, tom 1. Instytut Literatury, Kraków 2022.

Książkę można kupić w naszym e-sklepie.

okładka

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Krzysztof Krasuski, Osoba i dzieło, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 183

Przypisy

  1. Tako rzecze Lem. Ze Stanisławem Lemem rozmawia Stanisław Bereś, Kraków 2018, s. 547.
  2. Przyjmuję tutaj koncepcję „wspólnoty interpretacyjnej” ukształtowaną w pracach Stanleya Fisha (zob. tegoż, Interpretacja, retoryka, polityka, tłum. K. Abriszewski, Kraków 2002), rozumianej jako hermeneutyczna społeczność, którą łączą sposoby lektury ukształtowane przez tradycję oraz indywidualne czytelnicze wybory. Pomijam wątki z rozległej dyskusji o relacji wspólnoty interpretacyjnej i intencji autora oraz prawdy utworu (zob. na przykład K. Rosner, Stanley Fish, czyli pozory radykalizmu konstruktywistycznej teorii interpretacji, „Teksty Drugie” 2005, nr 5, s. 9–15).
  3. Cytat z wiersza Cypriana Norwida Laur dojrzały.
  4. Dotyczy to na przykład liryki Władysława Broniewskiego czy Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego.
  5. Ta uwaga dotyczy tak różnych pisarzy jak Halina Auderska, Jan Dobraczyński czy Jerzy Krzysztoń. 
  6. Film pod tytułem Pokot w reżyserii Agnieszki Holland.

Powiązane artykuły

22.12.2022

Nowy Napis Co Tydzień #183 / Teksty, które wciąż czekają na miejsce w kanonie

Poniżej prezentujemy kolejną odpowiedź na ankietę krytycznoliteracką dotyczącą Kanonu Polskiego – tutaj znajdziesz pytania, na które odpowiada autor.

 

1.     Wymień trzech pisarzy niedocenionych (literatura po 1945 roku) i uzasadnij swój wybór.

Stanisław Grochowiak – funkcjonuje dzisiaj głównie za pomocą utrwalonych klisz, stereotypów, uproszczeń, które zamykają się w kategoriach: turpizm, barok, groteska. Jako prozaik i dramaturg Grochowiak praktycznie nie istnieje, chociaż kilka lat temu ukazał się wybór jego dramatów w znakomitej serii „Dramat polski. Reaktywacja”. Chłopcy – jedna z najważniejszych polskich sztuk, czy w ogóle utworów poświęconych starości, pamiętana jest dzisiaj głównie jako film (co prawda znakomity) w reżyserii Ryszarda Bera. Proza autora od dawna nie była wznawiana, brakuje jej także solidnych opracowań literaturoznawczych. Autor Agrestów stworzył w literaturze polskiej fenomenalne, niezwykle oryginalne teksty, chociaż sięgające do pewnych rozwiązań tak zwanych „epok czucia i wiary”, to jednak zupełnie odważne czy nowatorskie tematycznie (zwrócenie się wobec tematyki choroby, śmierci, kalectwa, odchodzenia, brzydoty i przede wszystkim – próby oswojenia z nimi), ale również niebywale bogate formalnie (haiku, treny, elegie, pieśni, sonety, poematy). Jego wyobraźnia i plastyczność liryczna nie mają sobie równych. Był poetą na miarę Leśmiana, dramaturgiem skali Różewicza oraz prozaikiem nie gorszym od Myśliwskiego, i nie chodzi tu bynajmniej o tożsamość poetyk, ale znaczenie w polskim pejzażu kulturowym. Za życia był twórcą niewątpliwie docenionym, słyszalnym, czytanym, nagradzanym, wydawanym. Można go uznać za nieformalnego lidera pokolenia „Współczesności”, później atakowany przez poetów wywodzących się z Nowej Fali, po śmierci praktycznie zanikł. 

Marian Pankowski – pisarz o niebywale bogatym i różnorodnym dorobku, a także barwnym życiorysie. Problem z niedocenieniem jego twórczości w czasach PRL wywodził się głównie z faktu, że Pankowski pozostawał pisarzem emigracyjnym, mieszkał w Brukseli, tam publikował, ale paryska „Kultura” zerwała z nim współpracę. Tym samym pozostawał na marginesie życia literackiego zarówno krajowego, jak i emigracyjnego. Sytuacja zmieniła się w latach 80., gdy książki Pankowskiego zaczęły się stopniowo ukazywać w Polsce. Trudno uznać go jednak za pisarza należycie docenionego. Cechą charakterystyczną jego prozy jest niebywała żywiołowość, połączona z oryginalnym, barwnym stylem. Autor rozprawiał się z licznymi stereotypami, schematami, występował przeciwko paradygmatowi romantycznemu. Konsekwentnie i świadomie nawiązywał do zapoznanej tradycji literatury plebejskiej, sowizdrzalskiej. Pankowski okazał się również autorem niesamowicie transgresywnym w kontekście obrazowania czasów wojny i okupacji (był więźniem niemieckich obozów koncentracyjnych, w tym Auschwitz), żeby wspomnieć: Podróż rodziców mej żony do Treblinki czy Z Auszwicu do Belsen. To są teksty, które wciąż czekają na miejsce w kanonie obok Tadeusza Borowskiego czy Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. 

Anna Kowalska – ostatnio zrobiło się o niej głośno za sprawą biografii Sylwii Chwedorczuk, ale tylko przypomniano jej trudne życie (w cieniu Marii Dąbrowskiej), pełne niejednoznacznych wyborów. Brakuje wznowień utworów Kowalskiej, szczególnie arcydzielnych opowiadań, nowel o bardzo klarownej kompozycji, które prostym, przystępnym, ale bardzo przemyślanym językiem opisują życie zwykłych ludzi oraz ich zwykłe-niezwykłe problemy. Autorka Figli pamięci była mistrzynią krótkiej formy, a także jedną z nielicznych w powojennej literaturze polskiej postaci nawiązujących w prozie (w poezji reprezentacja była o wiele liczniejsza) do tradycji starożytnej Grecji, żeby wspomnieć Safonę. Jeżeli za jedną z najważniejszych cech literatury uznamy uniwersalność, Kowalska zdecydowanie powinna mieć miejsce w polskim kanonie. 

2.     Wymień trzech pisarzy przecenionych (literatura po 1945 roku) i uzasadnij swój wybór.

Konstanty Ildefons Gałczyński – typowy przykład pisarza, któremu wystawiano pomniki za życia, wystawia się nadal i pomnikowo trwa w polskiej kulturze. Był poetą bardzo nierównym. Jego liryka (szczególnie miłosna) razi banalnością, manieryzmem, schematyzmem relacji międzyludzkich, romantycznymi stereotypami, sentymentalizmem, rzewnością, z kolei poetyckie opisy polskiego pejzażu nie mogą równać się z tym, co znajdujemy u Jarosława Iwaszkiewicza, Władysława Broniewskiego, Leopolda Staffa lub Stanisława Grochowiaka. U Gałczyńskiego zdecydowanie ciekawsze od liryki poważnej są jego utwory kabaretowe (Teatrzyk Zielona Gęś). 

Edward Stachura – pisarz, którego biografia zdecydowanie przerosła dzieło. Uwielbiany, czytany, nagradzany, podziwiany w latach PRL, doceniony przez Henryka Berezę, niewiele ma dziś chyba do powiedzenia współczesnym czytelnikom w materii poetyckiej. Główny problem ze Stachurą wynika z tego, że u niego „wszystko jest poezja”. Nawet jeżeli wierszy nie tworzył to to, co wychodziło spod jego ręki miało charakter liryczny. Liryczny do przesady. Zazwyczaj wpisywał się w gusta młodych, zbuntowanych odbiorców, ale tamten bunt był inny niż dzisiejszy, zgodnie z rozpoznaniem Grochowiaka: „Bunt nie przemija, bunt się ustatecznia”. Poezja Stachury odrzucająca sztampę i rygory mieszczańskiego życia opowiadała się za nomadyzmem. Tylko że jego nomadyzm to pójście z gitarą nad rzekę i wypicie piwa. Jak to się ma dzisiaj do nomadyzmu prezentowanego chociażby w pisarstwie Olgi Tokarczuk czy Joanny Bator? Odmiennie należy ocenić jego dokonania prozatorskie (chociaż i tak nazbyt poetyckie), szczególnie powieści – Siekierezada (wyróżniająca się na tle tak zwanego nurtu wiejskiego) oraz Cała jaskrawość (bodaj jeden z pierwszych utworów rehabilitujących prowincję) są utworami bardzo dobrymi, wybitnymi wręcz, niesłusznie zapomnianymi.

Marek Hłasko – podobnie jak w przypadku Stachury – życie przerosło dzieło, ale legenda przetrwała twórczość. Jego opowiadania stanowią bardziej świadectwo przemian epoki, konkretnie lat 50., niż uniwersalne studia ludzkich postaw oraz charakterów. Hłasko wydaje się anachroniczny, epigoński, na siłę Hemingwayowski. Tam gdzie amerykański noblista odkrywał głębię nad i pod codzienną rzeczywistością, u polskiego pisarza tego nie znajdujemy, jest pustka. Z pewnością był człowiekiem obdarzonym talentem oraz zmysłem obserwacji, niestety – ego zabiło ów talent. 

3.     Wymień po trzy tytuły dzieł zbyt nisko lub zbyt wysoko ocenianych (po 1945 roku).

Dzieła zbyt nisko ocenione:

Raz w roku w Skiroławkach Zbigniewa Nienackiego (1983) – okrzyknięta w PRL „pierwszą polską powieścią pornograficzną”, szybko zdobyła rzesze czytelników oraz spotkała się z oburzeniem krytyków różnych afiliacji światopoglądowych. Nienacki zaczerpnął do niej wątki z ludowych opowieści, folkloru, baśni, mitu (obecny jest tam przecież czas mityczny – wieczne teraz), ale sięgnął również po elementy powieści społecznej, psychologicznej, wprowadził rozwiązania typowe dla kryminału, nawet thrillera. Mieszając to, co pozornie niskie z tym, co pozornie wysokie autor słynnego cyklu „Pan Samochodzik…” stworzył powieść, która posiada wiele poziomów, warstw fabularnych, interpretacyjnych. Dawniej czytana wyłącznie z powodu odważnych, jak na tamte czasy, scen erotycznych. Chociaż wznowiona kilkanaście lat temu przez wydawnictwo Pojezierze, doczekała się nawet opracowania literaturoznawczego (monografia Ewy Bartos), obecnie wydaje się książką zapomnianą, a na pewno pomijaną. Niesłusznie. Właśnie teraz, gdy obyczajowa warstwa powieści już nie szokuje, należałoby spróbować ją przywrócić czytelnikom, krytykom oraz badaczom. 

Łza i morze Marcina Nowaka Lubeckiego (2014) – niespieszna, wyciszona, kameralna powieść (d)opowiadająca dalsze losy Tadzia, polskiego bohatera Śmierci w Wenecji Thomasa Manna, zawierająca także aluzje wobec Jarosława Iwaszkiewicza i portretująca tym samym skomplikowaną osobowość oraz motywacje polskiego pisarza filtrującego z PRL-owską władzą. Książka napisana wspaniałą polszczyzną, pełna celnych, precyzyjnych obserwacji. Zawierająca doskonałą wiwisekcję człowieka świadomie próbującego pogodzić się z nieuchronnością przemijania, szukającego w Wenecji ostatniej miłości tak, jak w Mannowskim pierwowzorze szukał jej Gustav von Aschenbach. Debiut Lubeckiego, z wyjątkiem paru recenzji w prasie ogólnopolskiej, przeszedł bez echa, bez głębszej refleksji, dyskusji. Dziwi ten fakt, ponieważ wydany o wiele wcześniej Castorp Pawła Huellego (2004), zbudowany na tym samym koncepcie i nawet nawiązujący do tego samego niemieckiego noblisty, tylko że do Czarodziejskiej góry, doczekał się znakomitych omówień, do dziś pozostaje ważną pozycją w polskiej literaturze. Notabene, wcześniejsza książka Huellego – głośny Weiser Dawidek (1987) okrzyknięty przecież „książką dziesięciolecia”, była z kolei dialogiem z Kotem i mysząGüntera Grassa, więc ten sposób tworzenia literatury, poprzez hipertekstualne nawiązania, bardzo dobrze przyjął się u rodzimego odbiorcy, spotykając się z uznaniem krytyków i literaturoznawców. Tym bardziej dziwi cisza lub zdawkowe pochwały względem Łzy i morza, powieści, obecnie, w 2021 roku, całkowicie zapomnianej. 

Dzieło zbyt wysoko ocenione:

Sońka Ignacego Karpowicza (2014) – powieść szeroko dyskutowana i nagradzana, opowiadająca losy tytułowej dziewczyny, mieszkanki Podlasia, która w czasie hitlerowskiej okupacji zakochuje się z wzajemnością w oficerze SS Joachimie (nomen omen) Castorpie. Nazista przedstawiony został zgodnie z wymogami popkulturowymi jako piękny mężczyzna o błękitnym spojrzeniu i blond włosach, doskonały Aryjczyk, z nieodłącznym fetyszem w postaci czarnego munduru. Estetyzacja faszyzmu zdumiewa i powinna budzić uzasadniony niepokój etyczny. Dziwi fakt, że w XXI wieku polski pisarz zastosował zabieg artystyczny, który mógłby się spotkać z uznaniem Leni Riefenstahl. Cała historia, z wyjątkiem sposobu opowiadania, potoczystej narracji, wirtuozerii językowej, której Karpowiczowi nie można odmówić, przypomina w zamyśle Dziewczynę z ganku Kazimierza Orłosia (2006). Notabene utwór zdecydowanie wybitniejszy, bardziej klarowny etycznie i pozbawiony manieryzmu stylistycznego.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Jakub Rawski, Teksty, które wciąż czekają na miejsce w kanonie, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 183

Przypisy

  1. Tako rzecze Lem. Ze Stanisławem Lemem rozmawia Stanisław Bereś, Kraków 2018, s. 547.
  2. Przyjmuję tutaj koncepcję „wspólnoty interpretacyjnej” ukształtowaną w pracach Stanleya Fisha (zob. tegoż, Interpretacja, retoryka, polityka, tłum. K. Abriszewski, Kraków 2002), rozumianej jako hermeneutyczna społeczność, którą łączą sposoby lektury ukształtowane przez tradycję oraz indywidualne czytelnicze wybory. Pomijam wątki z rozległej dyskusji o relacji wspólnoty interpretacyjnej i intencji autora oraz prawdy utworu (zob. na przykład K. Rosner, Stanley Fish, czyli pozory radykalizmu konstruktywistycznej teorii interpretacji, „Teksty Drugie” 2005, nr 5, s. 9–15).
  3. Cytat z wiersza Cypriana Norwida Laur dojrzały.
  4. Dotyczy to na przykład liryki Władysława Broniewskiego czy Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego.
  5. Ta uwaga dotyczy tak różnych pisarzy jak Halina Auderska, Jan Dobraczyński czy Jerzy Krzysztoń. 
  6. Film pod tytułem Pokot w reżyserii Agnieszki Holland.

Powiązane artykuły

19.12.2022

Krytyk znany i tobie…

Plotkarz, a chciałby być mistrzem
intrygi… Na szczęście jest zaledwie
spiskującym karłem. Niekiedy dokuczliwym,
ale do przeżucia.

 

Nudny w swej złośliwości,
złośliwy w swym śmiechu,
rozchichotany i wciąż taksujący
makler literatury…

 

Ani poeta,
ani prozaik
kapryśny cynik z zasadami
jeszcze z XX wieku…

 

Powtarza za encyklopedią:
wiem, widziałem, powiedziałem, znałem…
Przeczytał wiele pism
i poucza gorliwie…

 

Krzyczy i liczy, pomstuje i pluje,
szczuć też potrafi, więc nisko
kłaniają mu się uzależnieni
giełdowi gracze.

 

Lecz kiedy zostaje sam, może
ze swym psem, zgrzyta starymi zębami
z rozpaczy: bo nigdy nie umiał napisać
najprostszego wiersza o miłości.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Andrzej Zaniewski, Krytyk znany i tobie…, Czytelnia, nowynapis.eu, 2022

Przypisy

  1. Tako rzecze Lem. Ze Stanisławem Lemem rozmawia Stanisław Bereś, Kraków 2018, s. 547.
  2. Przyjmuję tutaj koncepcję „wspólnoty interpretacyjnej” ukształtowaną w pracach Stanleya Fisha (zob. tegoż, Interpretacja, retoryka, polityka, tłum. K. Abriszewski, Kraków 2002), rozumianej jako hermeneutyczna społeczność, którą łączą sposoby lektury ukształtowane przez tradycję oraz indywidualne czytelnicze wybory. Pomijam wątki z rozległej dyskusji o relacji wspólnoty interpretacyjnej i intencji autora oraz prawdy utworu (zob. na przykład K. Rosner, Stanley Fish, czyli pozory radykalizmu konstruktywistycznej teorii interpretacji, „Teksty Drugie” 2005, nr 5, s. 9–15).
  3. Cytat z wiersza Cypriana Norwida Laur dojrzały.
  4. Dotyczy to na przykład liryki Władysława Broniewskiego czy Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego.
  5. Ta uwaga dotyczy tak różnych pisarzy jak Halina Auderska, Jan Dobraczyński czy Jerzy Krzysztoń. 
  6. Film pod tytułem Pokot w reżyserii Agnieszki Holland.

Powiązane artykuły

15.12.2022

Nowy Napis Co Tydzień #182 / Trzy i tylko trzy niedocenione dzieła?

Poniżej prezentujemy kolejną odpowiedź na ankietę krytycznoliteracką dotyczącą Kanonu Polskiego – tutaj znajdziesz pytania, na które odpowiada autorka.

 

Bardzo relatywne i subiektywne są odczucia, że ktoś został niedoceniony lub przereklamowany. Przede wszystkim rozmaicie odbiera się upływ czasu. W różnym stopniu przywiązujemy się – może na całe życie – do ulubionych tekstów lub poznanych jako ponadczasowe arcydzieła w momencie, który nas ukształtował. Do solidnych szkół uczęszczałam w latach 1969–1980. Co wówczas czytaliśmy, pozostało mi w pamięci jako dostrzeżone, docenione, kanoniczne. Po moim liceum – poleconym jako to z najlepszą polonistką, choć matematyczno-fizyczne (a może dlatego że matematyczno-fizyczne, ponieważ nauczycielkę zwolniono z uczelni w 1968 roku, zapewne więc zmierzano do utrudnienia jej wywierania wpływu na przyszłych humanistów) – pozostało mi zatem przekonanie, że nie ma odwołania od niekwestionowanych wielkości, od Staffa, Przybosia, Różewicza, Herberta, Białoszewskiego, Szymborskiej, Rymkiewicza, Barańczaka, Lipskiej. Brakowało nam wtedy Miłosza. Czym wobec tego byłby obiektywizm w ocenach artystycznych? Wypowiadaniem twierdzeń sprzecznych z własną tożsamością i przekonaniem?

Trzy postacie zanadto cenione od 1945 roku? Gałczyński, Tuwim, Andrzejewski? Za cenione nie uważam gwiazd mediów, tworzących skomercjalizowane życie literackie minionego trzydziestolecia – ten sen o wolności słowa, który minął, zanim się obejrzałam. Wielka nadzieja na wolność słowa rozpływa się w zakłamaniu, ugrzecznieniu, zastraszeniu, kompromisach, przemilczeniach, dyplomacji. Wspomniane zastraszenie miewa swoje drugie dno: przewrotną skłonność do ulegania prowokacjom. Każda działalność tekstotwórcza (bo przecież nie zawsze osiągająca poziom literatury: mogą to być nieznośnie sentymentalne kicze, pastisze światowego kryminału, ewidentne prowokacje w aurze sensacji) pociąga wtedy, gdy odwrócenie się od niej byłoby przejawem strachu. Automatyzm czytelniczej odwagi okazuje się modelowym przykładem manipulacji. Szczerość zupełna. Niejasno? To skreślcie, co chcecie, na nadmiar odwagi ani na podawanie nazwisk, nazw, tytułów (kryptoreklama czy czarny PR?) ochoty nie mam.

Cofamy się jako poloniści, zamiast się rozwijać. Redukcjonistyczny, zdehumanizowany strukturalizm może się stać przedmiotem nostalgii, kiedy interpretację form literackich zastępuje się giełdą nazwisk i skandali. Zapewne jest to jeden ze skutków komercjalizacji kultury po 1989 roku, ale czy nieuchronny? Czy musiał być aż do tego stopnia zaawansowany, by balansować już na granicy udaremnienia komunikacji literackiej?

Trójka niedocenionych twórców? Mało, ale na zasadzie zwierciadlanego odbicia: Beata Obertyńska, Kazimierz Wierzyński, Maria Kuncewiczowa. Zamiast po Gałczyńskiego, Tuwima i Andrzejewskiego częściej powinniśmy sięgać po ciekawszych intelektualnie poetów, a psychologicznie – prozaików, toteż chciałoby się kontynuować: Stanisław Baliński, Jan Lechoń, szereg pisarek emigracji: Stefania Zahorska, Herminia Naglerowa (ceniona przez samego Herlinga!), Barbara Toporska.

Do niedocenionych en bloc należą mistrzowie lżejszych form – na przykład prozy science fiction (Janusz Zajdel, dawny Rafał Ziemkiewicz od – sit venia verbo  Pieprzonego losu kataryniarza Walca stulecia, niedoceniony przez krytykę literacką jak mało kto Marcin Wolski jako twórca historii alternatywnych). Za arcydzieło gotowa byłabym uznać Burzę Macieja Parowskiego, ale przecież moje słowa nic nie zmienią in plus. Inaczej kształtuje się opinie, zwłaszcza o tak zwanej literaturze popularnej.

Trzy i tylko trzy niedocenione dzieła?

Po pierwsze: Doczekaj nowiu Piotra Wojciechowskiego. Autor zaliczonej przez poważnych wydawców do kanonu prozy polskiej XX wieku powieści Czaszka w czaszce opublikował w III RP rzecz wielogatunkową, intrygującą, coś między historią alternatywną, sensacją, fantastyką. Brawurowo napisane współczesne arcydzieło. Summa nadwiślańskich traum, lęków i fascynacji.

Po drugie: O zdradzie i śmierci Bronisława Wildsteina. Opowiadania tak wyrafinowane intelektualnie, że przypominają prozę eseistyczną. Literatura erudycyjna, trudna, dzięki czemu nie grzęźnie w doraźności, lecz zyskuje uniwersalną wartość. Pierwsze skojarzenie kontekstowe: to poziom twórczości Teodora Parnickiego.

Po trzecie: Grenadier-król Andrzeja Kijowskiego. Niedoceniony pozostaje – mimo sporadycznych chwil triumfu – uznany, wybitny krytyk literacki Andrzej Kijowski jako prozaik, prekursor postmodernistycznej intertekstualności (Grenadier-król, Dziecko przez ptaka przyniesione). Dyrygent Oskarżony – jego współczesne opowieści obyczajowe, niekiedy nawiązujące do nurtu psychologicznego, a także do egzystencjalizmu – przynajmniej doczekały się ekranizacji, Dziecko… wznowiono i adaptowano teatralnie. Tymczasem znakomita intertekstualna (hipotekst: Grenadier-filozof Cypriana Godebskiego) narracja, pogłębiona dzięki zawartym w niej odniesieniom do nowoczesnej antropologii kulturowej i semiotyki, znana jest dziś tylko specjalistom.

Listę niedocenionych ostatnio lub niesłusznie zapomnianych utworów chciałoby się wydłużać: Krukowate Janusza Węgiełka, Piękne kalalie Bogdana Madeja, Wolna Trybuna Christiana Skrzyposzka, Autosja Ernesta Dyczka, Ucieczka do nieba Janusza Komolki – pojedyncze a znakomite studia zniewolenia i wolności, może z potencjałem oddziaływania na miarę prozy Herty Müller.

Jak u Musila generał Stumm w bibliotece próbujemy kolektywnie ustalać wiedzę. A przecież nie do każdego przedmiotu poznania ta metoda się nadaje. Cóż, mimo wszystkich niezręczności i przemijających niemożności pozostaje, choćby tylko złudna, nadzieja na przyszłość, „korektorkę wieczną”. Jeden z autorów – znany szeroko i nie tylko w kraju – powiedział:

Ten wodospad książek, spływający ze stołów, jest po prostu gigantyczny. Trudno sobie nie pomyśleć, że u nas panuje okropna amnezja. Owszem, spotkały mnie […] rozmaite splendory, otrzymałem ordery, to i tamto, ale ciągle mam dziwną świadomość, że to, co napisałem, poszło na marneTako rzecze Lem. Ze Stanisławem Lemem rozmawia Stanisław Bereś, Kraków 2018, s. 547.[1]

Gdzie szukać przeoczonych pereł literatury? Wszystkim polecam przedwojenny Obraz współczesnej literatury polskiej Kazimierza Czachowskiego. Niektórzy z omawianych przezeń autorów kontynuowali twórczość na emigracji lub wegetowali w PRL (na przykład Stanisław Rembek). Nie przyjmuję do wiadomości, że są ludzie, zwłaszcza po studiach polonistycznych, którzy nie znają dokładnie Szkiców o literaturze emigracyjnej Marii Danilewicz-Zielińskiej. Wydawcy powinni bez uprzedzeń przejrzeć listę książek opublikowanych w Bibliotece „Kultury” i odważnie pomyśleć o wznowieniach nie tylko otoczonych powszechnym uznaniem powieści i dramatów.

Niedoceniony wielki dramaturg, ze względów polityczno-światopoglądowych umniejszany – Karol Wojtyła. Niedoceniani są ci, którzy z niepojętych względów publikują na łamach antypatycznej, niewiarogodnej, epatującej brzydotą prasy, na przykład Stanisław Srokowski. Środowisko odrzuca pewne osoby czy też one nie potrafią zaakceptować salonu warszawskiego, więc jak gdyby automatycznie, mimowolnie lub mimowiednie, trafiają do karykatury tegoż salonu, do fatalnych, nieestetycznie wydawanych mediów. Utrzymują się negatywne opinie wykreowane już czterdzieści lat temu, skutki działań operacyjnych Służby Bezpieczeństwa i podobnych destrukcyjnych dla wolnej kultury czynników. Dlaczego? Czy dlatego, że nie wypada zmieniać zdania? Czy techniki atomizacji grup, wyrabiania opinii, wpływu na ludzi okazały się przemożne, trwalsze niż system? Dotyczy to nie tylko poszczególnych osób lub utworów, ale nawet nurtów twórczości (na przykład przesąd, jakoby literatura patriotyczno-religijna musiała być kiczem, jak gdyby temat lub przesłanie przesądzały o jakości estetycznej). Utrzymuje się też w ogólnym zarysie hierarchia ośrodków literackich, zwłaszcza od drugiej połowy lat dziewięćdziesiątych dał o sobie znać – kontrastujący z obfitością inicjatyw u ich progu – ruch dośrodkowy, centralizacja, kompleks niższości peryferii wobec już nie tylko dwu stolic: Warszawy i Krakowa, ale wobec literatury światowej i globalnego rynku książki. Badacze uzbrojeni w kryteria czysto estetyczne powinni więcej czytać źródła, a nie opracowania, strona po stronie studiować czasopisma, zwłaszcza emigracyjne. Tam mogą się ukrywać niewygodni konkurenci do sławy uzyskanej przez innych. Przypadkiem lub nie przypadkiem.

 

Wrocław, 6 kwietnia 2021

 
Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Dorota Heck, Trzy i tylko trzy niedocenione dzieła?, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 182

Przypisy

  1. Tako rzecze Lem. Ze Stanisławem Lemem rozmawia Stanisław Bereś, Kraków 2018, s. 547.
  2. Przyjmuję tutaj koncepcję „wspólnoty interpretacyjnej” ukształtowaną w pracach Stanleya Fisha (zob. tegoż, Interpretacja, retoryka, polityka, tłum. K. Abriszewski, Kraków 2002), rozumianej jako hermeneutyczna społeczność, którą łączą sposoby lektury ukształtowane przez tradycję oraz indywidualne czytelnicze wybory. Pomijam wątki z rozległej dyskusji o relacji wspólnoty interpretacyjnej i intencji autora oraz prawdy utworu (zob. na przykład K. Rosner, Stanley Fish, czyli pozory radykalizmu konstruktywistycznej teorii interpretacji, „Teksty Drugie” 2005, nr 5, s. 9–15).
  3. Cytat z wiersza Cypriana Norwida Laur dojrzały.
  4. Dotyczy to na przykład liryki Władysława Broniewskiego czy Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego.
  5. Ta uwaga dotyczy tak różnych pisarzy jak Halina Auderska, Jan Dobraczyński czy Jerzy Krzysztoń. 
  6. Film pod tytułem Pokot w reżyserii Agnieszki Holland.

Powiązane artykuły

08.12.2022

Nowy Napis Co Tydzień #181 / Gdy blaknie legenda biograficzna, zostaje literatura, a tę weryfikuje czas…

Poniżej prezentujemy kolejną odpowiedź na ankietę krytycznoliteracką dotyczącą Kanonu Polskiego – tutaj znajdziesz pytania, na które odpowiada autorka.

NIEDOCENIENI

1. Hanna Malewska

Z licznego po wojnie grona pisarzy historycznych właśnie ona wydaje się dziś warta uważnej lektury. Proza Parnickiego, choć znakomita, pozostaje domeną polonistycznych rozpraw ze względu na formalne szyfry, które zniechęcają tych, którzy, jak ten chłopiec w pociągu z wiersza Herberta, cenią zajmujące i życiowe książki. Malewska snuje narrację spokojnie, prowadzi w głąb dziejów europejskich (Przemija postać świata), polskich (Panowie Leszczyńscy), rodzinnych (Apokryf rodzinny), jakby to była wycieczka w świat wprawdzie odległy, ale mentalnie bliski. Zamieszkują go ludzie niebanalni, ale też nie jacyś ekscentryczni czy wyjątkowi. Podlegają nurtowi czasu, lecz i sami mają udział w kształtowaniu historii, choć tylko na własną miarę, bez ambicji podsycanych politycznym maksymalizmem. W niespokojnych, pełnych zamętu czasach wykonują swoje zadania cierpliwie, nie oczekując natychmiastowych rezultatów. One przyjdą później i będą trwalsze niż toczona zawzięcie walka zbrojna, gdyż w perspektywie długiego trwania historia pisana kulturą okazuje się ważniejsza od militarnej. I co istotne w kontekście lat 50. XX wieku, gdy powstał tom Przemija postać świata, pisarka nakłada na jednostkę obowiązek świadczenia prawdy o świecie, uczciwego rozeznania w zmąconej chaosem rzeczywistości, by widzieć rzeczy jasno i we właściwych proporcjach. Rozumne okaże się w przyszłości nie to, co służyło doraźnym celom wojowników-polityków, ale to, co było marginalne, zaledwie kiełkujące, jak dzieje św. Benedykta, który myślał racjonalnie, choć nikt go za takiego wówczas nie uważał. Inicjując budowę klasztoru w Casinum, daje początek zachodniej cywilizacji w okolicznościach zgoła niesprzyjających pismu. A jednak ta żmudna i nieefektowna praca skrybów okaże się dla Europy cenniejsza od rywalizacji na miecze. 

2. Igor Newerly

Potrafił opowiadać barwne historie w prozie dla młodzieży, ale też poważne, jak te zamieszczone w tomie autobiograficznym Zostało z uczty bogów i w powieści przygodowej Wzgórze błękitnego snu. Obie książki powstały w późnych latach życia autora, obie związane są tematycznie z Rosją, którą znał i której doświadczył na własnej skórze (komunizm wyznawany i odrzucony). Spojrzenie na wiek XX z dystansu, nawet z pewną dozą humoru, to kontrapunkt dla poważnych roztrząsań zogniskowanych na po-heglowskim „umyśle zniewolonym” czy na demonizowanym „moim wieku”. Newerly oferuje inną narrację, mniej przytłaczającą ciężarem i powagą tematu, za to bardziej swobodną w ekspresji, atrakcyjną dla młodszego pokolenia czytelników. Daje wytchnienie od przygnębiającej historii XX wieku. Czy to nie jest aby idealizacja złowrogiego Wschodu? Czy nie oswaja pisarz złowieszczego obrazu Syberii? Ujęta w ramy „błękitnego snu” kraina odsłania oblicze znane z powieści Ferdynanda Ossendowskiego. Jest fascynująca dla środkowego Europejczyka, który nie ma wyobrażenia o tak rozległych przestrzeniach, nie styka się bezpośrednio z niezwykłą syberyjską przyrodą ani nie wie za dużo o zamieszkałych tam ludziach. Poza tym są to świetnie napisane fabuły, w których jest przygoda, zachwyt światem, przyjaźń z człowiekiem i ze zwierzęciem, jak też refleksja historyczna. Znakomicie władał polszczyzną ten, który ród swój wiedzie od czeskich, rosyjskich i polskich przodków.

3. Julian Stryjkowski

Nie ze względu na wzniosłą biblijną prozę, ale z powodu „galicyjsko-żydowskiego” cyklu: Głosy w ciemności, Austeria,Sen Azrila, Echo. Już w pierwszej z wymienionych powieści stworzył odrębny świat z właściwą mu aurą tajemnicy i mroku, opisany idiomem, w którym polszczyzna nacechowana jest stylistyką jidysz, gdy pisarz przytacza sentencje na okoliczność życiową czy religijną, gdy zapisuje kłótnie na targu, gdy każe swoim bohaterom prowadzić spory z Bogiem. Bywa ten język czasem zbyt zawiły, czasem nużący powtórzeniami, jednak jest w tym pewien zamysł – oddać słowem atmosferę sztetla sprzed pierwszej wojny światowej, utrwalić jego specyfikę, dziś już odbieraną jako egzotyczną. Dzięki sugestywnej narracji prowadzi czytelnika w sam środek żydowskiej egzystencji, w obyczajowość i duchowość świata jeszcze spójnego, ale już podskórnie drążonego przez prądy emancypacyjne. Tradycję pokazał jako rzeczywistość naturalną dla tej społeczności, ale bez szczególnej idealizacji. Jeśli spogląda za siebie, to z nostalgią, że bezpowrotnie przeminęła wraz z ludźmi, choć nie dokonało się to stopniowo, ale za sprawą radykalnego unicestwienia – jednak to wiemy dopiero my, czytelnicy z drugiej połowy wieku XX. W naszym wieku, by czytać Stryjkowskiego, trzeba dostać rzetelne objaśnienie wielu słów, powiedzeń, motywów, jak też obyczajów i praktyk religijnych. Dlatego wydanie opatrzone komentarzem wprowadzającym w świat galicyjskich Żydów oraz szczegółowymi przypisami jest niezbędne, by przywrócić pisarza współczesności. A warto to zrobić nie tylko ze względu na walory poznawcze galicyjskiego cyklu, ale i sensualny styl opowieści tak podanych, że na długo zapadają w pamięć obrazy i postacie, jak choćby Tag z Austerii.

PRZECENIENI

1. Jerzy Andrzejewski

Nawet nie z powodu Popiołu i diamentu, gdyż z jego uładzonym obrazkiem początku powojennej Polski rozprawił się już Sławomir Mrożek. Chodzi mi o rangę pisarza-moralisty, jaką cieszył się przez długie lata. Zawdzięczał ją przeszacowaniu tego, co krytyka literacka uznaje (uznawała) za wartość literatury, czyli zaangażowaniu ideowemu. Jego metafory, choć efektowne, jak w parabolicznych opowieściach Ciemności kryją ziemię i Bramy raju, bywają dość jednowymiarowe, niczym osobiste obsesje zawiedzionego kochanka historii. Książki napisane są tak, że rozpalają wyobraźnię, ale przyczyn moralnego zła szukają w pokładach mrocznej głębi psychologicznej, jakby tam kryła się odpowiedź na pytanie o niebywałe powodzenie kłamstwa w najnowszych dziejach. To bardzo użyteczna społecznie teoria pozwalająca zdjąć z jednostki odpowiedzialność – bo jak obronić się przed przemożnym naporem pożądania, nie tylko tego seksualnego, ale i pragnienia czystość moralnej, idealizmu, doskonałości? A skoro rozdźwięk między ideą a praktyką życia jest bezsporny, to efektem będzie pesymizm. Produktem ubocznym tej postawy jest sztuczna poza mentora, który przejrzał na wylot motywacje ludzi, więc ma nad nimi tę przewagę, że wie lepiej. Kiedyś to działało, gdyż literaturze przypisywano moralistyczną funkcję, dziś irytuje nazbyt wzniosłym stylem. Przyznaję jednak, że wspomniane parabole są dobrze napisane. Niewykluczone, że inspiracje płynące z historii Kościoła były Andrzejewskiemu najbliższe i potrafił je literacko wykorzystać, osiągając przy tym wysoki poziom stylu retorycznego, czego nie uznaję za wadę, gdyż retoryka to jednak kunszt nie każdemu dostępny. Natomiast próba ukazania współczesności w Miazdze – mało przekonująca. Pozostaje raczej wydarzeniem towarzysko-społecznym niż dziełem poznawczo czy artystycznie ciekawym.

2. Julian Kawalec

Ani wiejski, ani miejski, więc w jakiś sposób reprezentatywny dla sporego grona pisarzy obejmowanych niegdyś terminem: nurt chłopski (wiejski). W historii literatury PRL zajmował poczesne miejsce jako wyraziciel zmian społecznych zainicjowanych przez władze powojenne. Pozostał jednak na poziomie problemów ogólnych, co osłabia realizm jego prozy, czyni ją dość abstrakcyjną nawet dla tych, którzy być może przeszli podobną drogę, jak jego bohater. Nadmierny patos opowieści, przełamywany chwilami przez partie liryczne, też nie przysłużył się dobrze realistycznej w autorskim zamierzeniu fikcji. Nadto werbalizm, czyli gadulstwo, nadmiar słów, zdań rozlanych semantycznie, impresyjnych, rzewnych niczym skarga nad dolą ludu popańszczyźnianego. Pomysł, by opisać skutki społeczne i moralne wchodzenia przedstawicieli tegoż na ścieżkę edukacyjną i zawodową całkiem interesujący, tylko że wykonanie zawiodło. Żadnych śladów presji politycznej na wieś po 1945 roku, żadnych odniesień do kontekstu komunistycznego z jego podwójnością w traktowaniu plebejuszy – na planie propagandowym hołubionych, a w praktyce sprowadzonych do roli gnębionych, tyle że już nie przez pańskich ekonomów, ale przez urzędników czy klasyfikatorów w punktach skupu produktów rolnych (zobacz: proza Jana Rybowicza). Nadto straszonych od czasu do czasu komasacją gruntów nazbyt rozproszonych jak na gust komunistycznych maksymalistów w dziedzinie gospodarki planowej. 

3. Edward Stachura

Gdyby z kilku tomów wydania w oprawie „blue jeans” zrobić wybór i zmieścić w jednej książce średnich rozmiarów, wyszłoby na to, że Stachura był wrażliwym poetą, czułym na urok ziemi wędrowcem, który szczodrze dzieli się z nami emocjami ujętymi w słowa bezpretensjonalne i szczere. Również niektóre z lirycznych fragmentów jego prozy brzmią przyjemnie dla ucha, pisane płynną frazą, zaskakujące osobliwymi skojarzeniami. Melodia kołysze, wycisza i przenosi w krainę łagodności, w której nadwrażliwemu łatwiej przetrwać. Dlatego tak dobrze sprawdzają się niektóre z utworów Steda w wersji śpiewanej. Z dzisiejszej perspektywy patrząc, to jednak niewiele, a sporo mądrości wypełniających obszerne dzieło Stachury pobrzmiewa banałem wziętym ze skróconego katechizmu egzystencjalistów. W PRL bywało to atrakcyjne dla hippisującej młodzieży, dla poszukiwaczy doznań w orientalnej duchowości, dla zwolenników kontrkultury w polskim wydaniu. Z życia i pisania istotnie próbował zrobić całość, jednak to zamierzenie w dużej mierze utopijne. Gdy blaknie legenda biograficzna, zostaje literatura, a tę weryfikuje czas. I jeśli nie zawiera czegoś trwale poruszającego wyobraźnię i wprawiającego w ruch myśl, to staje się zapisem jednostkowej osobowości, wprawdzie ekscentrycznej, może i wartej poznania, jednak nie na tyle wyjątkowej, by zajmowała umysł dłużej niż chwila lektury. Pozostaje trochę ładnych wierszy, a to wcale nie tak mało. 

Zbyt wysoko oceniane:

  • Trans-Atlantyk Witolda Gombrowicza,
  • Poemat dla dorosłych Adama Ważyka,
  • Początek Andrzeja Szczypiorskiego.

Zbyt nisko oceniane:

  • Nadberezyńcy Floriana Czarnyszewicza,
  • Sprawa pułkownika Miasojedowa Józefa Mackiewicza,
  • Poezja Janusza Pasierba.       

 

Kraków, 01.05.2021

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Krystyna Latawiec, Gdy blaknie legenda biograficzna, zostaje literatura, a tę weryfikuje czas…, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 181

Przypisy

  1. Tako rzecze Lem. Ze Stanisławem Lemem rozmawia Stanisław Bereś, Kraków 2018, s. 547.
  2. Przyjmuję tutaj koncepcję „wspólnoty interpretacyjnej” ukształtowaną w pracach Stanleya Fisha (zob. tegoż, Interpretacja, retoryka, polityka, tłum. K. Abriszewski, Kraków 2002), rozumianej jako hermeneutyczna społeczność, którą łączą sposoby lektury ukształtowane przez tradycję oraz indywidualne czytelnicze wybory. Pomijam wątki z rozległej dyskusji o relacji wspólnoty interpretacyjnej i intencji autora oraz prawdy utworu (zob. na przykład K. Rosner, Stanley Fish, czyli pozory radykalizmu konstruktywistycznej teorii interpretacji, „Teksty Drugie” 2005, nr 5, s. 9–15).
  3. Cytat z wiersza Cypriana Norwida Laur dojrzały.
  4. Dotyczy to na przykład liryki Władysława Broniewskiego czy Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego.
  5. Ta uwaga dotyczy tak różnych pisarzy jak Halina Auderska, Jan Dobraczyński czy Jerzy Krzysztoń. 
  6. Film pod tytułem Pokot w reżyserii Agnieszki Holland.

Powiązane artykuły

01.12.2022

Nowy Napis Co Tydzień #180 / Przecenianie literatury

Poniżej prezentujemy pierwszą odpowiedź na ankietę krytycznoliteracką dotyczącą Kanonu Polskiego – tutaj znajdziesz pytania, na które odpowiada autor.

 

Na początek chcę stwierdzić, że w panującym współcześnie modelu życia literackiego utrwala się szczególna asymetria. Wydaje się, że w kreowaniu pisarza (jego dzieł) większą rolę odgrywają wydawcy, a dużo mniejszą krytycy literaccy. Wydawca ustala reguły gry, zaś krytyk literacki (jeśli można jeszcze tak nazywać osoby piszące o literaturze), a może już tylko komentator literacki, na ogół im się podporządkowuje. W zależności od wytycznych (merkantylnych lub politycznych) docenia to, co ma zostać docenione, a nie docenia i pomija, przemilcza to, co niezyskowne i niezgodne z obowiązującą linią promocji. Wyrażanie sądów na temat tekstów, autorów czy zjawisk literackich obciąża niejednokrotnie grzech pozorności, gdyż książka jest traktowana jako towar lub nierzadko produkt ideologiczny, a więc jest sprzedawana czytelnikom dzięki sprytnym zabiegom marketingowym. Zanim książka zostanie przeczytana, już wiadomo, co o niej myśleć.

Niestety, nie jest już oczywiste, że krytyk literacki uczestniczy w kreowaniu kanonu literackiego, spieraniu się o rangę utworów, a nie oglądaniu się na to, jakie nagrody otrzymał autor, czy sympatyzuje z właściwą partią ani do którego nurtu światopoglądowego należy. Pisanie o literaturze mylone jest z wyborami parlamentarnymi, występami celebrytów, zajmowaniem się kulinariami – z takim relacjonowaniem wrażeń lekturowych, jakby chodziło o smaczne lub nieapetyczne ciasteczka czy dietetyczne albo tuczące dania.

Lansowanie własnej osoby przy okazji wzmiankowania o książkach jest mniej groźne niż wypowiadanie się o pisarstwie po to, by upowszechnić swoje upodobania i roszczenia, wykraczające daleko poza świat literatury. Na rysuneczku Sławomira Mrożka z cyklu Kazania na górce ludzik słyszy lub czyta: „Seks bez orgazmu, piwo bez alkoholu, kawa bez kofeiny”. Do wyliczenia dopisuję: krytyka literacka bez literatury. Zostawiam bez odpowiedzi pytanie: co się stanie z literaturą, kiedy decydować o niej będą już tylko ci, którzy w utworze nie widzą literatury, a w jej twórcach nie dostrzegają pisarzy – czyli tych, którzy w sobie tylko właściwy sposób językiem artystycznym wypowiadają wspólnotowe doświadczenia, prawdy, sensy, trudne do wykrycia punkty widzenia.

Fałszywi krytycy literaccy odrzucają wartościowanie, toteż z ich słownika wykluczone są wyrazy „arcydzieło” i „kanon”, a w ich miejsce wstawiony jest beztrosko brzmiący „bestseller”. Wysiłek wartościowania zastępuje magiczne oraz niezbyt wyszukane słówko „polecam”. Arbitralne sądzenie o książkach (charakterystyczne dla blogów) jest zmorą naszych czasów.

Dodatkowa trudność w „kanonizacji” i „dekanonizacji” pisarzy oraz ich dzieł z okresu po 1945 roku polega na tym, że dorobek powojennych dekad zaćmił czas transformacji ustrojowej. Po 1989 roku wmawiano ludziom, że przedtem była „czarna dziura”. Zbyt dosłownie zrozumiano słowa Tadeusza Mazowieckiego z jego exposé wygłoszonego w Sejmie 24 sierpnia 1989: „Przeszłość odkreślamy grubą linią. Odpowiadać będziemy jedynie za to, co uczyniliśmy, by wydobyć Polskę z obecnego stanu załamania.” Nie odbyła się potrzebna w tamtym czasie wielofalowa i wszechstronna dyskusja nad dziedzictwem literackim już nie tylko lat 1945–1989, ale w ogóle mijającego XX wieku. Pisarzy wpuszczono do „literackiego czyśćca” lub zaliczono do „spornych postaci literatury polskiej”. Skandal, obrazoburstwo, wulgarność, rzekome przekraczanie tabu w tekstach miały być dowodami odzyskiwania wolności.

W pokoleniu Polaków urodzonym po 1989 roku większość nazwisk dwudziestowiecznych twórców – zarówno krajowych, jak i emigracyjnych – jest nieznana. Jerzy Andrzejewski, Tadeusz Konwicki, Julian Stryjkowski, Maria Dąbrowska i inni jakby dołączyli do galerii pisarzy epok dawnych.

Jednym ze sposobów na autentyczne zainteresowanie pisarzem jest spór o niego, dyskusja nad znaczeniem jego utworów, dzielenie się świadectwami lekturowymi. Obudzenie ciekawości literaturą nie powinno polegać głównie na odsłanianiu kontrowersyjnych zdarzeń z udziałem jej twórców (na tym przecież nie powinno również polegać pisanie dobrych biografii pisarzy). Jednak problem – co robić, aby tekst był czytany – wciąż wymaga inwencji, działań zorganizowanych, pracy u podstaw od animatorów i uczestników życia literackiego.

Niedocenienie pisarza to stwierdzenie wieloznaczne. Na polską literaturę składają się tysiące książek autorów w swoim czasie docenionych, a potem zapomnianych. Gdy mówimy o docenieniu, powinniśmy zadać pytanie: kto i kiedy doceniał lub docenia – czy też kto i kiedy nie doceniał lub nie docenia. Dlatego definiuję niedocenienie jako formę braku zainteresowania określonymi utworami w danym czasie i miejscu. Może to wynikać chociażby z ignorancji, odrzucenia, obojętności czy przypadku.

Docenianie lub niedocenianie powinno być rezultatem nie tyle akcji marketingowych, ile uczciwych, intelektualnie rzetelnych i zajmująco opowiedzianych lektur oraz myślowych, emocjonalnych, uczuciowych przygód, w które wciągnęły one czytelnika. Ktoś powie, że na takie „zabawy przyjemne i pożyteczne” dziś nikt nie ma czasu. Marzenie, abyśmy stali się „milionerami czasu”  jak to określił Stanisław Vincenz – raczej się nie spełni. Udawanie, że jest się żarłokiem czytania, nie przystoi ludziom rozsądnym. Jedno dobre, sumienne przeczytanie książki jest więcej warte niż dziesięć tytułów zaledwie przekartkowanych. Teksty literackie „czytane pędem” zamieniają się w to, czym nie powinny być – obiektami, które nie budzą głębszego zainteresowania, a więc nikogo nie kształtują i wydają się zbędne.

Dlatego docenianie lub niedocenianie jest coraz bardziej pozaliterackie, niemerytoryczne. Rodzi się pytanie: a kogo to obchodzi? Jak ludzie będą chcieli, sami znajdą i zaczną czytać. Jednak trzeba stworzyć im warunki i dać szansę, czyli podsuwać lektury lub tylko sprawić, żeby gdzieś czekały na czytelnika. Aktualność zachowuje stwierdzenie, że nawet arcydzieło, jeśli nie jest czytane, zmierza do nieistnienia. Myślę, że ambitni czytelnicy, którzy wiedzą, co czytają, zapewniają pisarzom, a właściwie ich utworom, długie i wartościowe życie – taką sytuację ośmielam się nazwać sukcesem literackim. Dzieło żyje, gdy ma przynajmniej jednego wnikliwego czytelnika.

Autorów pominiętych, źle obecnych, niedocenionych czy niedoszacowanych trzeba szukać tam, gdzie odpowiedzialnie rozmawia się o literaturze. Dyskutantów musi być wielu, aby wypływały na światło dzienne dzieła zróżnicowane, a nie tylko różne odczytania tych samych utworów. Kanon nie powstaje na mocy dekretu, powinien podlegać weryfikacji i reinterpretacji. Nie ma końca udzielanie odpowiedzi na pytanie, dlaczego dany tekst uznajemy za kanoniczny, a dlaczego inny nie zasługuje na to, by znaleźć się w kanonie. 

1. Wymień trzech pisarzy niedocenionych (literatura po 1945 roku) i uzasadnij swój wybór.

Żeby w miarę możliwości zobiektywizować propozycje oraz wskazania, o które poprosiła Redakcja, ograniczam się do pisarzy już nieżyjących.

Stanisław Vincenz jest pisarzem tyleż niedocenionym, co niedoczytanym. Większość jego dzieł ukazała się po roku 1945. Cykl Na wysokiej połoninie to nie tylko zbiór opowieści o Huculszczyźnie, to także epopeja o sile oraz wolności kulturotwórczej wspólnoty, opartej na przekonaniu, że człowiek nie powinien się kłaniać przemocy i ciemnym mocom. Witold Wirpsza uważał Vincenza za jednego z największych pisarzy polskich XX wieku.

Wśród bezwzględnie niedocenionych pisarzy znajduje się Wojciech Bąk. Powrócił do pamięci historycznej jako ofiara stalinizmu i człowiek zaszczuty przez własne środowisko. Niestety jego dramaty, eseje, proza oraz poezje pozostają w znacznej części w rękopisie. Reprezentował linię rozwojową literatury polskiej, dla której duchowość oraz przynależność do judeo-chrześcijańskiego kręgu kulturowego stanowiły wartości niezbywalne. Za uznaniem tragicznego losu Wojciecha Bąka nie poszło szersze zainteresowanie jego utworami.

Ze znakiem zapytania pozostawiam utalentowanych i w swoim czasie uznanych pisarzy, którzy popierając rządy generała Wojciecha Jaruzelskiego, skazali się być może już tylko na zapomnienie: Halina Auderska, Jan Dobraczyński, Wojciech Żukrowski. Zaprzeczeniem ich pisarskiego losu jest bieg życia Jerzego Krzysztonia. Twórczość ta, mimo że jest zanurzona w żywiole autobiograficznym, oddaje przeraźliwą historię zesłańczego dzieciństwa. W trylogii Obłęd (wznowionej tylko raz – w 1995 roku) zawiera się świadectwo buntu wobec totalitarnej rzeczywistości, skazującej człowieka na niemożność bycia sobą i rozwarstwienie osobowości. Teksty Krzysztonia są nie tylko niedoczytane, ale też nie wszystkie zostały wydane. Brakuje także solidnej monografii pisarza.

2. Wymień trzech pisarzy przecenionych (literatura po 1945 roku) i uzasadnij swój wybór.

Jeśli pisarz w Polsce po 1945 roku jest przeceniany, to tylko okresowo i stadnie. Najdłużej przecenianym, a wręcz przebóstwionym pisarzem naszych czasów jest Witold Gombrowicz. Uznanie dla pisarstwa jako celebracji i fikcjonalizacji własnego ja jest w istocie odrzuceniem wspólnotowego sensu literatury, a może nawet w ogóle literatury. Unoszący się wszędzie szyderczy chichot spłyca kreację. Dzieło pisarza, który podważa wszystko, nie ma cech trwałości i grzeszy połowicznością, zatrzymaniem się w pół drogi. Choć odgrywa niepoślednią rolę w czasach wymagających przebudowy i przewartościowania. Przecenienie autora Dziennika bierze się też stąd, że Gombrowiczowski wielokierunkowy negatywizm w imię jednostkowych i kapryśnych żądań oznacza, że jego dzieło jest niepełne, niekompletne; co więcej, traci na znaczeniu, gdy uwzględnimy to, że Gombrowicz krytykował pewną rzeczywistość, którą sam wymyślił. Przecenianie tego twórcy wiąże się z dążeniem przeceniaczy i wyznawców do stawiania wszystkiego [sic!] w stan likwidacji.

Czasownik „przeceniać” ma w języku polskim sprzeczne znaczenie. Oznacza: „ocenić kogoś lub coś zbyt wysoko” albo: „zmienić cenę jakiegoś towaru na niższą”. Świadomy tej semantycznej dwoistości twierdzę, że pisarzy w Polsce przeceniamy zazwyczaj rzadko i na krótko, a ich książki zbyt często.

3. Wymień po trzy tytuły dzieł zbyt nisko lub zbyt wysoko ocenianych (po 1945 roku).

Zbyt nisko oceniane są: Na wysokiej połoninie Stanisława Vincenza, Obłęd Jerzego Krzysztonia, Romana Brandstaettera Jezus z Nazarethu.

 

Przykop, 30 kwietnia 2021 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Zbigniew Chojnowski, Przecenianie literatury, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 180

Przypisy

  1. Tako rzecze Lem. Ze Stanisławem Lemem rozmawia Stanisław Bereś, Kraków 2018, s. 547.
  2. Przyjmuję tutaj koncepcję „wspólnoty interpretacyjnej” ukształtowaną w pracach Stanleya Fisha (zob. tegoż, Interpretacja, retoryka, polityka, tłum. K. Abriszewski, Kraków 2002), rozumianej jako hermeneutyczna społeczność, którą łączą sposoby lektury ukształtowane przez tradycję oraz indywidualne czytelnicze wybory. Pomijam wątki z rozległej dyskusji o relacji wspólnoty interpretacyjnej i intencji autora oraz prawdy utworu (zob. na przykład K. Rosner, Stanley Fish, czyli pozory radykalizmu konstruktywistycznej teorii interpretacji, „Teksty Drugie” 2005, nr 5, s. 9–15).
  3. Cytat z wiersza Cypriana Norwida Laur dojrzały.
  4. Dotyczy to na przykład liryki Władysława Broniewskiego czy Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego.
  5. Ta uwaga dotyczy tak różnych pisarzy jak Halina Auderska, Jan Dobraczyński czy Jerzy Krzysztoń. 
  6. Film pod tytułem Pokot w reżyserii Agnieszki Holland.

Powiązane artykuły

24.11.2022

Nowy Napis Co Tydzień #179 / Środowiskowa anatema

Poniżej prezentujemy pierwszą odpowiedź na ankietę krytycznoliteracką dotyczącą Kanonu Polskiego – tutaj znajdziesz pytania, na które odpowiada autorka.

Wstęp

Postawione przede mną zadanie wydaje się niebezpieczne, w tym sensie, że każda odpowiedź może w konsekwencji oznaczać środowiskową anatemę. To po pierwsze. Po drugie, literatura, zwłaszcza w ostatnim czasie, stała się swego rodzaju zakładnikiem politycznych sympatii, co w społeczeństwie tak tragicznie podzielonym, można powiedzieć – pękniętym, jak obecnie społeczeństwo polskie powoduje ostrą polaryzację także w zakresie preferencji artystycznych, postrzeganych często – i jak najbardziej niesłusznie – przez pryzmat kryteriów całkowicie pozaliterackich. To tragiczne uwikłanie literatury i środowiska literackiego w politykę, ale też – w układ środowiskowy – naznacza, niestety, wygłaszane opinie oraz oceny. Chodziłoby zatem, po trzecie, przede wszystkim o zainicjowanie pewnego długofalowego procesu – bo to musi być proces – uniezależnienia ocen artystycznych i określania środowiskowej pozycji autorów od czynników niemających nic wspólnego z kryteriami estetycznymi, czy szerzej – z wymiarem wartości samego utworu, niezależnie od całej tej otoczki polityczno-towarzyskiej rządzącej życiem literackim i często determinującej postrzeganie danego twórcy oraz jego dzieła.

Jest to zatem wołanie o przywrócenie polskiemu życiu literackiemu właściwego miejsca kompetentnej krytyki literackiej, podejmowanej w oparciu o obiektywne kryteria z zakresu aksjologii dzieła literackiego, a nie w zależności od osobistego gustu krytyka, dyktowanego indywidualnymi upodobaniami oraz rozmaitymi koneksjami i animozjami środowiskowymi. Rzecz jasna, zdaję sobie sprawę zarówno z utopijnego charakteru powyższego postulatu, jak i z faktu istnienia rozmaitych typów krytyki literackiej. Nie mam zatem na myśli tak zwanej krytyki towarzyszącej, w obrębie której dochodzi zazwyczaj do swego rodzaju symbiotycznego zespolenia pomiędzy autorem dzieła a recenzentem. Nie piszę też w tym momencie o krytyce projektującej, gdyż ta zawsze musi być i będzie podporządkowana jakiejś wizji literatury, uznanej przez krytyka za optymalną czy idealną realizację wyimaginowanego modelu. Tych różnego rodzaju konfiguracji rozmaitych typów krytyki wskazać można wiele, z pewnością sam fakt ich istnienia jest elementem niezwykle cennym i wzbogacającym życie literackie, jego dynamikę oraz kształt. Brakuje wszakże krytyki opisowej, budującej całościowy obraz przemian literackich danego czasu, wskazującej dominaty, a zarazem czujnej i wrażliwej na zjawiska.

Wymień trzech pisarzy niedocenionych w literaturze po roku 1945

Pisarzy niedocenionych, niedowartościowanych – i przede wszystkim – pisarzy zapomnianych, pomijanych, zepchniętych do literackiego czyśćca wskazać można wielu. W zasadzie można by stworzyć całą antologię nazwisk przyporządkowanych do powyższych kategorii. Czym innym bowiem wydają się nazwiska twórców niezauważonych – i tym samym niezajmujących należnej im pozycji – czym innym pisarzy niegdyś cieszących się uznaniem oraz popularnością, dziś jednak nieobecnych lub niemal nieobecnych w literackim kanonie i po prostu w czytelniczej świadomości. Ostatnia z wymienionych grup wydaje się szczególnie liczna, a należą do niej choćby Jerzy Harasymowicz – niegdyś beniaminek władzy, dziś odrzucony i zapomniany, chyba niesłusznie. Do tejże kategorii twórców zepchniętych poza obieg literacki i poza świadomość czytelniczą zaliczyłabym też Tadeusza Nowaka oraz Stanisława Grochowiaka – uznawanych niegdyś za nowatorów, a dzisiaj nieobecnych. To samo zjawisko w dużej mierze zaczyna dotykać twórczość Czesława Miłosza, który mimo otrzymanego Nobla uznawany jest – zwłaszcza przez młodsze pokolenie – za pisarza przebrzmiałego i jakoś anachronicznego. Podobną konstatację można by sformułować odniesieniu do Iwaszkiewicza, ważnego w końcu poety, zepchniętego z piedestału i umieszczonego w lochach bibliotecznych magazynów. Inny typ nieobecności jest udziałem pisarzy jeszcze żyjących, często świetnych, którzy nigdy nie zaistnieli w literaturze na miarę swego talentu. Jako przykład przytoczyłabym tu nazwisko świetnej poetki oraz eseistki Katarzyny Turaj-Kalińskiej, której twórczość znana i ceniona jest w bardzo wąskim gronie, a która nigdy nie zdobyła literackiego Parnasu i mimo wielkiego talentu pozostaje niezauważona przez krytykę.

Los twórców zapomnianych dotyka także wybitnych krytyków literackich, wśród których należałoby wspomnieć Jerzego Kwiatkowskiego; jego rozpoznania krytyczne zachowują wciąż swoją aktualność, a teksty mogą być wzorem pięknego stylu, mimo tego jego nazwisko dzisiejszym adeptom polonistyki często nic już nie mówi.

Innego rodzaju nieporozumienia związane są z twórczością Karola Wojtyły, najpierw nazbyt krytycznie kontestowaną, potem – już po wyborze na Stolicę Piotrową – traktowaną na prawach wyjątkowych i opisywaną niemal wyłącznie w ujęciu biografistycznym, bez uwzględniania jej udziału w procesie historycznoliterackim.

Wymień trzech pisarzy przecenionych w literaturze po roku 1945

Niewątpliwie trudniejsza i bardziej ryzykowna jest odpowiedź na pytanie o twórców przecenionych. Pozostanę zatem raczej w bezpiecznej przestrzeni nazwisk pisarzy, którzy już odeszli z tego świata, gdyż angażowanie się w bardziej współczesne wskazania nie tyle prowadziłoby do potrzebnych niewątpliwie przewartościowań, ile stałoby się pretekstem do środowiskowego wykluczenia. W tym wypadku niech czas weryfikuje wartość dzieła dzisiejszych beneficjentów łaskawości krytyków i medialnej polityki. Gdy jednak zaczynam w myślach odtwarzać listę nazwisk pisarzy ważnych w okresie PRL-u, którzy znacząco wpłynęli na kształt polskiej literatury tego czasu, muszę stwierdzić, iż trudno mi wskazać kogoś zdecydowanie przecenionego – w tym sensie, że jego twórczość miałaby przestać być ważna także z dzisiejszej perspektywy. Przecież i Myśliwski, i Kuśniewicz, i Hłasko, i Tyrmand, ale też Brandys, Dygat, Nałkowska, Konwicki, Stryjkowski, Grynberg, Krall, Wańkowicz, Kapuściński, Parnicki, Andrzejewski czy Malewska – tworzą plejadę postaci oraz utworów ważnych – zdolnych do reaktualizowania swoich znaczeń, a równocześnie dzieł pozostających świadectwem czasu zapośredniczonego w stosunku do ówczesnej rzeczywistości. Przecież nie wymienię w tym miejscu jako przykładu pisarzy przecenionych Putramenta czy Dobraczyńskiego, gdyż oni de facto nigdy rzeczywistej pozycji literackiej nie posiadali, a wyniesienie ich do literackiej elity było wynikiem działań nieposiadających punktów stycznych z literaturą i życiem artystycznym. Przeceniony był pewnie Leon Kruczkowski – dziś już niemal zupełnie zapomniany, choć jego sztuka Niemcy zachowa, być może, swą historyczną wartość. Nie wymienię Fleszerowej-Muskat czy Natalii Rolleczek, gdyż nigdy nie były to autorki funkcjonujące w obiegu wysokim. Nie wypada zaś powiedzieć, że autorem zdecydowanie przecenionym – przynajmniej od pewnego momentu – był ksiądz Jan Twardowski, we wczesnych wierszach rzeczywiście bardzo oryginalny, potem powielający samego siebie i zdecydowanie wtórny… Nie powiem też, że przeceniona była Kamieńska, bo to z kolei odnosi się jedynie do jej wczesnej aktywności twórczej. Przecież na tle innych produkcji tamtego czasu prezentowała się jako mało zideologizowana i zawsze przesiąknięta żarem zaangażowania oraz autentyzmu. Natomiast recepcja jej twórczości po Białym rękopisie stawia ją raczej w kręgu pisarzy niedoczytanych i niedocenionych… Tak więc odpowiedź na drugie z pytań –o pisarzy niesłusznie przecenionych – nie przynosi żadnej konstruktywnej, jednoznacznej i wyraźnej odpowiedzi. Raczej uświadamia, że ówcześnie ustalone hierarchie chyba nadal obowiązują, a zmiany czy przesunięcia w tym paradygmacie wymagają – być może – większej, dłuższej perspektywy czasowej i spojrzenia kogoś młodszego, kto nie był ukształtowany przez tamten kanon lekturowy…

Wymień po trzy tytuły dzieł zbyt nisko lub zbyt wysoko ocenianych w literaturze po roku 1945

Wolę zasadniczo wymieniać dzieła niedocenione niż przecenione, trudno mi jednak uciec od wskazania jednej książki, w moim odczuciu zdecydowanie przereklamowanej. Chodzi mianowicie o Dzienniki Marii Dąbrowskiej, pokazujące pisarkę w wyjątkowo nieciekawym świetle jako istotę miałką, pozbawioną głębi i skupioną na powierzchownych drobiazgach. Intelektualna jałowość refleksji Dąbrowskiej staje się tym bardziej widoczna w zestawieniu z niedowartościowanym Dziennikiem Jana Józefa Szczepańskiego – zawierającym szeroką i bardzo wnikliwą panoramę całej epoki. Dziełem niedoczytanym oraz właściwie nieobecnym w literackiej świadomości jest Jezus z Nazaretu Romana Brandstaettera, utwór pod wieloma względami pionierski i jedyny w polskiej prozie. Podobną uwagę odnieść można do prozy historycznej Hanny Malewskiej, szczególnie do książki Przemija postać świata. Przeceniony zaś w swoim czasie wydaje się Edward Stachura i jego Siekierezada, z dzisiejszej perspektywy zwyczajnie nudnawa. Natomiast dziełem niesłusznie zapomnianym są Rozmowy polskie latem 1983 roku Jarosława Marka Rymkiewicza, jeszcze dzisiaj żywe i wywołujące w niejednym miejscu śmiech, dzięki dowcipnej narracji. Niedoceniona pozostaje poezja Krystyny Miłobędzkiej, Joanny Kulmowej, Ludmiły Marjańskiej czy Joanny Pollakówny – choć każda inaczej i z innych powodów. W tym kontekście przecenione mogą się okazać niektóre przynajmniej tomy Julii Hartwig, bynajmniej nie wybitniejsze od twórczości poetek wymienionych jako niedoczytane i niesłusznie zmarginalizowane. Wreszcie wciąż nie uzyskała należnego jej miejsca na mapie polskiej literatury twórczość literacka i teatralna Karola Wojtyły, potraktowana bardziej jako obiekt swoistego kultu postaci niż jako przedmiot obiektywnego dyskursu krytycznego czy historycznoliterackiego, przywracającego pisarstwu Wojtyły rangę należną mu nie z powodu świętości autora, lecz z powodu istotnej wartości artystycznej, duchowej i intelektualnej jego tekstów. 

Zakończenie

Każda epoka literacka posiada swoich idoli i faworytów. Każda wytwarza własny kanon dzieł ważnych dla czytelników w danym czasie. Jedynie arcydzieła mają tę przedziwną moc reaktualizowania swoich sensów i odczytywania ich w perspektywie znaczeń oraz wartości uniwersalnych. Jak na tym tle będzie się przedstawiała twórczość literacka lat 1945–1989, tak naprawdę okaże się za kolejne pięćdziesiąt lat. Wówczas przyjdzie czas nowego kanonu… Czy znajdą się w nim dzieła należące do naszej współczesności? Czy zachowają one swoją trwałość, rangę i znaczenie – innymi słowy: czy będą zdolne poruszać wrażliwość przyszłych czytelników? Czas pokaże, o ile w ogóle będą jeszcze jacyś czytelnicy…

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Zofia Zarębianka, Środowiskowa anatema, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 179

Przypisy

  1. Tako rzecze Lem. Ze Stanisławem Lemem rozmawia Stanisław Bereś, Kraków 2018, s. 547.
  2. Przyjmuję tutaj koncepcję „wspólnoty interpretacyjnej” ukształtowaną w pracach Stanleya Fisha (zob. tegoż, Interpretacja, retoryka, polityka, tłum. K. Abriszewski, Kraków 2002), rozumianej jako hermeneutyczna społeczność, którą łączą sposoby lektury ukształtowane przez tradycję oraz indywidualne czytelnicze wybory. Pomijam wątki z rozległej dyskusji o relacji wspólnoty interpretacyjnej i intencji autora oraz prawdy utworu (zob. na przykład K. Rosner, Stanley Fish, czyli pozory radykalizmu konstruktywistycznej teorii interpretacji, „Teksty Drugie” 2005, nr 5, s. 9–15).
  3. Cytat z wiersza Cypriana Norwida Laur dojrzały.
  4. Dotyczy to na przykład liryki Władysława Broniewskiego czy Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego.
  5. Ta uwaga dotyczy tak różnych pisarzy jak Halina Auderska, Jan Dobraczyński czy Jerzy Krzysztoń. 
  6. Film pod tytułem Pokot w reżyserii Agnieszki Holland.

Powiązane artykuły

17.11.2022

Nowy Napis Co Tydzień #178 / Gdzie szukać autorów pomijanych lub pominiętych?

Poniżej prezentujemy kolejną odpowiedź na ankietę krytycznoliteracką dotyczącą Kanonu Polskiego – tutaj znajdziesz pytania, na które odpowiada autorka.

 

Już pierwsze zdanie ankiety skłania do postawienia pytania: czy rzeczywiście mamy do czynienia „z formowaniem się kanonu dominującego w obiegu akademickim i krytycznym wpływającym bezpośrednio na poczytność i popularność poszczególnych pisarzy”? Jeżeli odpowiemy na to pytanie twierdząco, to wynikną następne kwestie: jak określić zasięg wspólnoty lub wspólnot interpretacyjnychPrzyjmuję tutaj koncepcję „wspólnoty interpretacyjnej” ukształtowaną w pracach Stanleya Fisha (zob. tegoż, Interpretacja, retoryka, polityka, tłum. K. Abriszewski, Kraków 2002), rozumianej jako hermeneutyczna społeczność, którą łączą sposoby lektury ukształtowane przez tradycję oraz indywidualne czytelnicze wybory. Pomijam wątki z rozległej dyskusji o relacji wspólnoty interpretacyjnej i intencji autora oraz prawdy utworu (zob. na przykład K. Rosner, Stanley Fish, czyli pozory radykalizmu konstruktywistycznej teorii interpretacji, „Teksty Drugie” 2005, nr 5, s. 9–15).[1] akceptujących (współtworzących?) ów kanon? Czy istnieje polska wspólnota interpretacyjna w odniesieniu do literatury narodowej, czy trzeba raczej dostrzec pluralizm czytelniczych wspólnot? Przyjęcie ostatniej możliwości podważa hipotezę o kształtowaniu się jednolitego kanonu.

Patrząc na tę kwestię z bliskiej mi perspektywy historyka literatury skupiającego uwagę głównie na literaturze XIX wieku i jej późniejszej recepcji, można zrekonstruować proces, który dokonał się w tamtym stuleciu i dzięki ogromnemu, chociaż rozproszonemu w czasie i przestrzeni, wysiłkowi dziewiętnastowiecznych pokoleń doprowadził do powstania zrębów narodowej wspólnoty interpretacyjnej. Zdołano to osiągnąć w warunkach braku niepodległości i podziału polskiej kultury (po klęsce powstania listopadowego) na dwa nurty: krajowy oraz emigracyjny. Ta ostatnia sytuacja przetrwała, z niewielkim antraktem w okresie międzywojennym, aż do lat dziewięćdziesiątych XX wieku. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości rekonstrukcja literackiego kanonu i wspólnoty interpretacyjnej została objęta mecenatem państwowym, a następnie stała się elementem polityki kulturalnej oraz edukacyjnej. W okresie PRL nie zrezygnowano z tego zadania, ale związano je z ideologiczną rewizją i reinterpretacją kanonu. Z czasem odpowiedzią na ten stan rzeczy stał się drugi obieg literacki, narastający od schyłku lat siedemdziesiątych XX wieku i przybierający na sile po powstaniu „Solidarności”.

Na paradoks zakrawa to, że rozpad polskiej wspólnoty interpretacyjnej nastąpił po 1989 roku, a najbardziej intensywny przebieg tego procesu przypadał na ostatnie dziesięciolecie milenium. Przyczyny zjawiska były złożone: imitacyjny charakter transformacji nie tylko w dziedzinie ekonomii, ale także w obszarze kultury; liberalno-lewicowe koncepcje pedagogiczne, które przyświecały reformie edukacji wdrażanej w Polsce u schyłku stulecia; tendencje metodologiczne w badaniach literackich podważające zarówno samą ideę kanonu, jak i kryteria oceny dzieł literackich. Intensywną obecność tych aspektów wzmacniała potrzeba odreagowania ograniczeń mijającej epoki. Ta cecha psychologii społecznej miała także swoją pozytywną stronę, która przejawiała się w wypełnianiu literackich i historiograficznych „białych plam” oraz w recepcji literatury emigracyjnej.

Bilans transformacji na przełomie tysiącleci był jednak dla kultury narodowej niekorzystny. Zatarły się granice między literaturą wysoką a popularną, oraz – między krytyką literacką a promocją i reklamą książek, które zaczęto traktować jak towar przemysłu rozrywkowego. Dekonstrukcja symboliki sakralnej i narodowej osiągnęła karykaturalny wymiar, a spontaniczne odpowiedzi na ten atak często ocierały się o kicz. Lewicowo-liberalne środowiska, które zagwarantowały sobie medialną przewagę, bliską monopolistycznej, dążyły do podyktowania nowego kanonu i ponownego odrzucenia części tradycji (posługującego się nieco innym kluczem niż w PRL). Literatura stawała się znowu narzędziem ideologii. Kryteria estetyczne, aksjologiczne, poznawcze zostały zmarginalizowane. Towarzyszył temu lęk przed wspólnotą, która może ograniczać wolność i ekspresję jednostki. W takiej sytuacji nie było mowy o powrocie do ukonstytuowania się jednorodnej wspólnoty interpretacyjnej. Ideowa polaryzacja narastająca w XXI wieku sprzyjała powstaniu kilku wspólnot, zantagonizowanych ze sobą, skupionych wokół mediów tożsamościowych o wyrazistym ideowym wizerunku.

W tym kontekście spróbuję odpowiedzieć na pytanie ankiety: „Jakie czynniki wpływają na poczytność i obecność w dyskursie jednych pisarzy, przy jednoczesnej absencji innych?” Im bliżej pisarzowi do ideologicznego rdzenia nie tyle interpretacyjnej wspólnoty, ile szerzej – środowiska wspierającego konkretną opcję polityczną czy aksjologiczną, tym bardziej może on liczyć na reklamę i promocję w mediach związanych z tym środowiskiem, niezależnie od artystycznych walorów lub ich braku w konkretnym dziele. Widać to zwłaszcza w odniesieniu do tych utworów, które służą perswazyjnemu nurtowi „pedagogiki wstydu”. Im pisarz bardziej osobny i trudniej poddający się jednoznacznej ideologicznej interpretacji, tym mniejsze są jego szanse na popularyzację. Nie jest to oczywiście kryterium jedyne; na poczytność wpływają również gusty czytelników czy popularność pewnych form gatunkowych (na przykład powieści kryminalnych czy fantastyki) i dzięki takim czynnikom także kształtują się interpretacyjne wspólnoty. A pisarska sława – tę i tak zweryfikuje czas, bo „co w życiu było skrzydłami, / nieraz w dziejach jest ledwo piętą!Cytat z wiersza Cypriana Norwida Laur dojrzały.[2].

Gdzie zatem szukać autorów pomijanych lub pominiętych? Sądzę, że wśród niepokornych wobec dyktatów polityki kulturalnej, literackich mód i tendencji do naśladownictwa: wciąż jeszcze w kręgu pisarzy emigracyjnych tworzących po 1945 roku – by wymienić tutaj dla przykładu: Stanisława Balińskiego, Jerzego Pietrkiewicza czy Marię Danilewicz-Zielińską. Ale także wśród tych, o których twórczości zapomniano, bo cieszyli się uznaniem w czasach PRLDotyczy to na przykład liryki Władysława Broniewskiego czy Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego.[3] lub/i zachowali dystans wobec opozycji lat osiemdziesiątych, co nie przekreśla przecież artystycznych walorów ich twórczościTa uwaga dotyczy tak różnych pisarzy jak Halina Auderska, Jan Dobraczyński czy Jerzy Krzysztoń. [4]. Lista pisarzy niedocenionych mogłaby być zatem dosyć długa; jeżeli jednak mam wybrać trzy postacie, to wskażę:

  1. Zofię Kossak-Szczucką (secundo voto Szatkowską),

  2. Teodora Parnickiego,

  3. Wojciecha Bąka.

Przyjęte kryterium wyboru wiąże się z refleksją nad procesem historycznoliterackim i pytaniem: które marginalizacje poszczególnych pisarzy okazały się zerwaniem jakiegoś wymiaru ciągłości lub spowodowały lukę tematyczną? I tak – twórczość dwóch pierwszych osób jest niezbywalnym ogniwem rozwoju powieści historycznej w polskim piśmiennictwie. Zofia Kossak była twórczą kontynuatorką nurtu sienkiewiczowskiego; Parnicki – pisarzem kreującym alternatywną propozycję. Obydwoje wpisali polską historię w kontekst światów przedstawionych obejmujących czas od wczesnego średniowiecza, rozpiętego między Rzymem a Bizancjum, aż po wiek XIX. Ich utwory oświetlają, bez uproszczeń i z różnych stron, źródła narodowej tożsamości. Natomiast poezja Wojciecha Bąka jest zapoznaną kontynuacją liryki religijnej, świadomej tradycji ciągnącej się od Sępa-Szarzyńskiego do Norwida, Liberta i dalej, ale zarazem nienaśladowczej, zakorzenionej w doświadczeniu wewnętrznym i dramatycznej biografii. Ponadto biografie wymienionych pisarzy są interesującymi opowieściami (a może i przypowieściami) o wariantach polskich losów w XX wieku. 

Wśród licznych niedocenionych utworów, nie tylko autorstwa wymienionych pisarzy, chciałabym zwrócić uwagę na:

1. Trylogię Zofii Kossak pod tytułem Dziedzictwo (1961–1967),
2. Zbiór wierszy Stanisława Balińskiego pod tytułem Peregrynacje, Wybór poezji 1928–1981 (1982),
3. Powieść Jana Polkowskiego pod tytułem Ślady krwi (2013).

Z dosyć licznego grona pisarzy cieszących się w różnych okresach po 1945 roku niezasłużonym uznaniem, wybrałam:

1. Jerzego Putramenta, 
2. Andrzeja Szczypiorskiego,
3. Manuelę Gretkowską.

Troje wymienionych literatów, mimo przynależności do różnych pokoleń, łączy to, że zaangażowanie polityczne było/jest dla nich pierwszoplanowym wyborem, a literatura została temu mniej lub bardziej otwarcie podporządkowana. Miarą zbyt wysokiej oceny twórczości Putramenta i Szczypiorskiego były wielotomowe edycje ich dzieł zebranych opublikowane za życia autorów (na podobne uhonorowanie klasycy czekali/czekają całe dziesięciolecia). W przypadku twórczości Gretkowskiej źródłem popularności jest nie tylko tendencyjna ideologizacja, ale także epatowanie ekshibicjonizmem. Cóż – literatura wymaga jego pewnej dawki, ale gdy staje się on „daniem głównym”, spycha utwory w stronę kiczu. 

Za przykład dzieł przecenionych i nadmiernie wylansowanych niech posłużą powieści:

1. Jerzego Andrzejewskiego, Popiół i diament (1948),
2. Andrzeja Szczypiorskiego, Początek (1986); wcześniej – wydanie niemieckie pod tytułem Piękna pani Seidenman,
3. Olgi Tokarczuk, Prowadź swój pług przez kości umarłych (2016).

Miarą przeceniania Popiołu i diamentu oraz Początku była obecność obydwu powieści w spisie lektur szkolnych dla uczniów szkół średnich. W przypadku powieści Szczypiorskiego – na szczęście obecność krótkotrwała; jej kres położyło ujawnienie agenturalnej działalności pisarza, który wcześniej został wykreowany na autorytet moralny. Zarówno gloryfikacja utworu, jak i usunięcie go z kanonu, niezamierzenie podkreślają, że i jedno, i drugie nie miało nic wspólnego z wartością artystyczną „dzieła”. Powieść Tokarczuk już rok po wydaniu doczekała się ekranizacjiFilm pod tytułem Pokot w reżyserii Agnieszki Holland.[5], która spopularyzowała utwór, ale zarazem uwypukliła jego natrętną tendencyjność.

Warto więc być może powstrzymać się przed zbyt pospiesznym wprowadzaniem do kanonów utworów, które zyskują szeroki rozgłos tuż po opublikowaniu. Historia literatury bywa pożyteczna także dlatego, że uczy w tym względzie pokory i przypomina o problemie zobiektywizowanych kryteriów oceny.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Grażyna Halkiewicz-Sojak, Gdzie szukać autorów pomijanych lub pominiętych?, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 178

Przypisy

  1. Tako rzecze Lem. Ze Stanisławem Lemem rozmawia Stanisław Bereś, Kraków 2018, s. 547.
  2. Przyjmuję tutaj koncepcję „wspólnoty interpretacyjnej” ukształtowaną w pracach Stanleya Fisha (zob. tegoż, Interpretacja, retoryka, polityka, tłum. K. Abriszewski, Kraków 2002), rozumianej jako hermeneutyczna społeczność, którą łączą sposoby lektury ukształtowane przez tradycję oraz indywidualne czytelnicze wybory. Pomijam wątki z rozległej dyskusji o relacji wspólnoty interpretacyjnej i intencji autora oraz prawdy utworu (zob. na przykład K. Rosner, Stanley Fish, czyli pozory radykalizmu konstruktywistycznej teorii interpretacji, „Teksty Drugie” 2005, nr 5, s. 9–15).
  3. Cytat z wiersza Cypriana Norwida Laur dojrzały.
  4. Dotyczy to na przykład liryki Władysława Broniewskiego czy Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego.
  5. Ta uwaga dotyczy tak różnych pisarzy jak Halina Auderska, Jan Dobraczyński czy Jerzy Krzysztoń. 
  6. Film pod tytułem Pokot w reżyserii Agnieszki Holland.

Powiązane artykuły

Loading...